Pathos Aurium
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Przeglądając katalogi producentów sprzętu audio szybko dojdziemy do wniosku, że większość z nich trzyma się konkretnej stylistyki. Nie zawsze sprawdza się to w przypadku manufaktur oferujących pojedyncze urządzenia, ale więksi gracze trzymają się wyrobionych dawno temu kanonów. Chcąc złożyć pełną wieżę z klocków Marantza, Cambridge'a, Naima, Accuphase'a lub McIntosha możemy nawet mieszać ze sobą modele z różnych serii i przedziałów cenowych, a i tak będą pasowały do siebie jak ulał. Włochom taka daleko posunięta unifikacja chyba nie do końca pasuje, czego przykładem mogą być chociażby urządzenia Pathosa. Chyba każdy produkt tej marki jest trochę inny, ale też każdy jest na swój sposób wyjątkowy. Jedynym punktem wspólnym jest chyba dbałość o detale, widoczna w takich elementach, jak potencjometry, osłony lamp, drewniane boczki czy radiatory uformowane w kształt firmowego loga. Urządzenia włoskiej firmy na pewno są urocze i niebanalne, ale czy potrafią zagwarantować równie piękne brzmienie?
Jeszcze niedawno słuchaliśmy zintegrowanego, w pełni lampowego Unisona P40 podczas ostatnich naprawdę ciepłych dni w tym roku. Teraz temperatury są już typowo jesienne, a i lampy odpowiednio mniejsze, ponieważ do naszego testu trafił wzmacniacz słuchawkowy o nazwie Aurium. Sięgnąłem więc po kilka par dobrych słuchawek i zatopiłem się w muzyce. W takich chwilach trudno jest narzekać na swoją pracę. A czy Pathos okazał się dobrym partnerem tych egoistycznych, audiofilskich wieczorów?
Wygląd i funkcjonalność
Jak na urządzenie tej marki, Aurium wygląda trochę nietypowo. Nie ma tu drewnianych akcentów, chromowanych wstawek ani innych bajerów przykuwających wzrok z daleka. Wzmacniacz słuchawkowy, będący jednym z najnowszych propozycji włoskiej firmy, idzie raczej w stronę surowej, industrialnej stylistyki. Jego obudowę złożono z metalowych bryłek i elementów o dwóch delikatnie różniących się odcieniach - pokrywa, potencjometr i przyciski są nieco jaśniejsze, natomiast front i dolna część obudowy mają zauważalnie ciemniejszą barwę. Najciekawsze są oczywiście lampy umieszczone w specjalnych silosach z ochronnymi blaszkami rozmieszczonymi na planie trójkąta. Delikatne elementy ozdobne znajdziemy jednak wszędzie. W pokrywie wykonano szereg otworów wentylacyjnych, które same w sobie nadają całości pewnego smaku, przywołującego na myśl elementy jakichś skomplikowanych maszyn. Przednią część górnej powierzchni zdobi także wygrawerowane logo firmy. Front okupują natomiast dwa przyciski, cztery pionowe lampki, jedna wielokolorowa dioda, duże gniazdo słuchawkowe i jedno pokrętło w formie pustego w środku cylindra. Na jego powierzchni wykonano całkiem spore wypustki wyglądające co najmniej tak, jakby był to element sterowania czołgiem lub jakimś bardzo precyzyjnym działkiem w odrzutowcu lub helikopterze. Poślizg jest absolutnie niemożliwy, również dlatego, że sam potencjometr pracuje bardzo lekko i płynnie.
Rozpakowanie i podłączenie urządzenia do systemu jest bardzo proste. Na wyposażeniu znajdziemy jedynie przewód sieciowy i zasilacz w formie plastikowej puszki z gniazdem IEC i zamontowanym na stałe kablem, który należy wpiąć do odpowiedniego gniazda we wzmacniaczu. Na moje oko przewód ten mógłby być nieco dłuższy, ponieważ po ustawieniu Pathosa na moim biurku zasilacz już delikatnie "wstawał" z podłogi. Inna sprawa, że niejeden audiofil wolałby wymienić fabryczną sieciówkę na coś lepszego. Niektórzy być może nawet to uczynią, jednak ten metrowy drucik łączący zasilacz z urządzeniem trochę studzi tego typu ambicje. Patrząc na wyposażenie tylnej ścianki staje się jasne, że Aurium został zaprojektowany jako klocek, który należy wpiąć pomiędzy źródła dźwięku a wzmacniacz zintegrowany. Włoscy projektanci prawdopodobnie potraktowali go jako swego rodzaju rozszerzenie systemu dla osób, które nie mają wyjścia słuchawkowego ani w integrze, ani w odtwarzaczu czy przetworniku. Przyznam, że trochę się ucieszyłem, ponieważ sam mam taką właśnie sytuację. Sygnał można wyprowadzić nawet kablem zbalansowanym, co ucieszy posiadaczy piecyków wyposażonych w takie wejście. Szkoda tylko, że nie pomyślano o wyjściu z przedwzmacniacza, które pozwoliłoby puścić sygnał dalej nie do integry, ale wprost do wzmacniacza mocy lub kolumn aktywnych. Lampowy preamp i tranzystorowa końcówka to przecież jedna z audiofilskich świętości i myślę, że niejeden potencjalny klient z chęcią przehandlowałby jedno wejście w zamian za wyjście o regulowanym poziomie.
Ponieważ Aurium dysponuje dość dużą mocą, inżynierowie pomyśleli o dodatkowym potencjometrze do regulacji wzmocnienia (gain). Niewielkie pokrętło umieszczono na tylnej ściance, a obok niego znalazło się drugie, tym razem do ustawienia balansu. To pierwsze może się przydać, choć sam potencjometr jest na tyle precyzyjny, że podczas testu tylne pokrętło było zawsze ustawione na maksimum. Aurium nie ma jednak żadnych wejść cyfrowych, co w pierwszej chwili może dziwić. Sytuacja wyjaśnia się po zajrzeniu do katalogu. Do opisywanego modelu producent proponuje bliźniaczo podobny przetwornik o nazwie Converto. A zatem jeśli chcemy mieć audiofilski, biurkowy system słuchawkowy, musimy kupić dwa klocki. Przyznam, że nawet pochwalam ideę takiego podziału obowiązków. Problem w tym, że Converto oprócz wejścia USB ma również... Gniazdo słuchawkowe z potencjometrem, a nawet dwie gałeczki z tyłu do regulacji wzmocnienia i balansu. Pathos informuje, że wzmacniacz na pokładzie Converto został zaprojektowany tak, aby zadowolić każdego melomana lubiącego słuchać muzyki za pośrednictwem nauszników. Gniazdko w DAC-u dysponuje niemałą mocą 1 W na kanał przy 16-omowym obciążeniu, co pozwala przypuszczać, że nie zostało tam zamontowane zupełnie od czapy. Podział obowiązków jest jasny - Converto jest przetwornikiem, a Aurium to urządzenie dla hardcore'owych fanów słuchawek posiadających w swojej kolekcji trudne do wysterowania nauszniki. Oba klocki mogą tworzyć trudny do pobicia komplet. A że DAC wyposażono we własne gniazdko słuchawkowe? Może konstruktorzy doszli do wniosku, że dodanie takiego gadżetu nie wpłynie już znacząco na cenę Converto i postanowili umożliwić klientom stopniową rozbudowę systemu. Kto kupi jeden klocek, pewnie skusi się na drugi.
Przechodząc do przedniej ścianki, przed włączeniem urządzenia spodziewałem się, że czarne okienko wewnątrz potencjometru okaże się być wyświetlaczem pokazującym na przykład opis wybranego wejścia, poziom wzmocnienia lub coś w tym rodzaju. Wydaje mi się, że moje podejrzenia nie były bezpodstawne, ponieważ czterech pionowych diodek informujących o wybranym wejściu w żaden sposób nie opisano, podobnie jak dwóch przycisków poniżej. Szybka wewnątrz pokrętła jest jednak tylko ozdobą, więc trzeba przestudiować instrukcję obsługi i zapamiętać, że pierwsza lampka od lewej to wejście zbalansowane, a kolejne odpowiadają trzem wejściom niezbalansowanym. Pierwszy przycisk od lewej to włącznik (a właściwie tryb czuwania), natomiast drugi to oczywiście selektor źródeł. O poziomie wysterowania informuje nas czarny pasek na gałce potencjometru.
Wychodzi więc na to, że mamy do czynienia z urządzeniem pięknym i porządnie zbudowanym, choć trochę niepraktycznym. Moim zdaniem przepis na sukces w tego typu klockach jest bardzo prosty - albo dostajemy wszechstronne urządzenie wyposażone w wyjście z preampu, kilka wejść cyfrowych i inne bajery, albo decydujemy się na purystyczną konstrukcję, która ma spełniać tylko jedno zadanie - być audiofilskim wzmacniaczem słuchawkowym z jednym wejściem i ewentualnie jednym wyjściem służącym do przepuszczenia sygnału dalej. Włosi wybrali chyba rozwiązanie pośrednie - dali nam wzmacniacz słuchawkowy, któremu przy okazji dosztukowano kilka dodatkowych gniazd. Gdyby wśród nich znalazło się jeszcze wejście USB, mielibyśmy komplet. Z drugiej strony, nie każdy korzysta z cyfrowych gniazd, więc dlaczego miałby za nie płacić? Amatorzy słuchania muzyki z komputera mają przecież proste rozwiązanie w postaci przetwornika Converto.
Brzmienie
Jeszcze przed rozpoczęciem testów odsłuchowych zajrzałem do wnętrza włoskiego wzmacniacza i już w tym momencie wiedziałem, że będzie dobrze. Urządzenie wykonane z taką dokładnością i z użyciem tak dobrych komponentów nie ma prawa nie zagrać. Pytanie tylko, jaki dokładnie będzie charakter jego brzmienia i w którą stronę będzie ono podążało. Spodziewałem się błyskawicznie wykryć tutaj mocno zaznaczony pierwiastek lampowy, jednak podczas pierwszej sesji odebrałem brzmienie Pathosa jako wysoce neutralne, zrównoważone i spójne. Muzyka nie wyglądała jak pizza, która za długo siedziała w piecu. Odniosłem nawet wrażenie, że włoscy inżynierowie postarali się uchwycić idealny balans pomiędzy lampowym ciepłem a tranzystorową przejrzystością i dynamiką. Zupełnie jakby uznali, że perfekcyjne brzmienie można uzyskać tylko poprzez połączenie zalet obu technologii.
Ponieważ do takiego wniosku doszedłem już po kilku kawałkach przesłuchanych na moich ulubionych Beyerdynamicach DT 990 PRO, które nie są ani do końca neutralne ani też nie aspirują do miana hi-endowych, postanowiłem wstrzymać się z pisaniem jeszcze kilka dni. W tym czasie podłączałem do Pathosa najróżniejsze słuchawki, od stosunkowo tanich dokanałówek po wyczynowe nauszniki planarne i moje zdanie na temat opisywanego wzmacniacza ani trochę się nie zmieniło. Jego charakter to idealnie wyważone połączenie świata lamp i tranzystorów. Co więcej, wydaje się, że każdy z tych elementów wkłada do brzmienia to, co w nim najlepsze. Podwójne triody dają piękną barwę, odrobinę ciepła i słodką górę pasma, natomiast MOS-FET-y pracujące w stopniu końcowym dorzucają do tego moc, głęboki bas i rozdzielczość. Cechy te nie znoszą się wzajemnie, ale uzupełniają. Teoretycznie tak to powinno wyglądać w każdym wzmacniaczu hybrydowym, ale praktyka pokazuje, że nie każdemu się udaje. Włosi naprawdę dali radę, dzięki czemu szybko przestałem rozmyślać o gniazdkach i pokrętłach.
Po wzmacniaczu dysponującym mocą pozwalającą napędzić nawet co łatwiejsze kolumny spodziewałem się niesamowitej dynamiki. Rzeczywiście, Aurium potrafi ostro dać do pieca, jednak pierwsze wrażenie może być mylące, a to za sprawą bardzo precyzyjnego potencjometru. W niektórych wzmacniaczach dojście do godziny dwunastej jest praktycznie niemożliwe, a co się dzieje potem, tego nikt nie wie. Tutaj mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Z niektórymi słuchawkami rozsądny poziom głośności osiągamy dopiero po dojściu do 1/3 skali, a naprawdę realistyczne, koncertowe doznania mogą oznaczać przekroczenie godziny 14. Włosi najwyraźniej doszli do wniosku, że nie ma sensu robić wzmacniacza, który już po muśnięciu pokrętła zaczyna ryczeć pełną parą. Tutaj do dyspozycji mamy prawie cały zakres wzmocnienia, a na wyższych poziomach nie ma problemu z trudnymi do wysterowania słuchawkami. Nawet planarne nauszniki Audeze LCD-XC tańczyły tak, jak Aurium im zagrał.
Budowa i parametry
Pathos Aurium to hybrydowy wzmacniacz słuchawkowy zbudowany w oparciu o dwie lampy 6922 (ECC88) Electro-Harmonixa pracujące w sekcji przedwzmacniacza i tranzystory MOS-FET produkujące moc dochodzącą do 3,6 W na kanał przy 32-omowym obciążeniu. Warto dodać, że wzmacniacz pracuje w czystej klasie A bez sprzężenia zwrotnego. Urządzenie może pracować ze słuchawkami o impedancji od 16 do 1000 omów. Energię zapewnia zewnętrzny zasilacz, a pobór mocy utrzymuje się na poziomie 30 W. Całkowite zniekształcenia harmoniczne nie przekraczają 0,1%, a pasmo przenoszenia rozciąga się od 10 Hz do 80 kHz. Jeśli myślicie, że Aurium wygląda dobrze z wierzchu, wiedzcie, że wewnątrz prezentuje się jeszcze lepiej. Przede wszystkim jest to przykład pięknej symetrii, co zwiastowało już rozmieszczenie lamp. Okazuje się, że dziurki w pokrywie idą znacznie dalej, niż można by było przypuszczać - dwa rzędy otworów wykonano także w boczkach wyrzeźbionych z grubych, metalowych klocków. Sam system odprowadzania ciepła z tranzystorów mocy przykręconych do radiatorów po dwa na kanał jest więc bardzo wyszukany i wydajny. To musiało kosztować.
Wewnątrz upakowano tak wiele elektroniki, że trzeba było zastosować architekturę piętrową. Producent deklaruje, że potencjometr jest bardzo precyzyjnym układem zbudowanym na kościach Burr-Browna, co bardzo chciałem obejrzeć z bliska, jednak dostęp do tego miejsca jest utrudniony ze względu na drugą płytkę będącą dalszą częścią zasilacza. Zamontowano na niej bezpieczniki i lustrzane przetworniki DC-DC Mean Well NSD15-12D12. Dokładnego wglądu w zasadniczą płytkę umieszczoną pod spodem nie ma, jednak widać, że cały układ jest bardzo skomplikowany i dopracowany. Na każdym istotnym elemencie, włącznie z płytkami zawierającymi podstawki pod lampy, widnieje nazwa Pathos Aurium. Wiadomo więc, że nie jest to wzmacniacz zbudowany z resztek lub układów wykorzystywanych w innych modelach. Elektronika przed ostatecznym montażem została dokładnie sprawdzona, czego dowodem jest podpis inżyniera. Egzemplarz dostarczony do naszego testu sprawdzał na przykład Fabio. Dobra robota.
Konfiguracja
Naim CD5 XS, Cardas Clear Light, Beyerdynamic DT 990 PRO, Sennheiser Momentum On-Ear, Jabra Revo, Beyerdynamic T70, B&W P5, Sennheiser HD 700, Audeze LCD-XC, Enerr AC Point One, Enerr Holograph, Cardas Clear Beyond, Ostoja T1.
Werdykt
Pathos stworzył wzmacniacz słuchawkowy, który spokojnie można uznać za docelowy. Mogę to napisać z pełną światomością, ponieważ nie tak dawno miałem okazję testować jedne z najlepszych urządzeń tego typu dostępnych na naszym rynku. Aurium to poziom takich wzmacniaczy, jak Bryston BHA-1 czy Cary Audio HH-1. Zarówno pod względem charakteru, jak i ogólnie pojętej jakości brzmienia. Mając tak uniwersalny i wszechstronny preamp można już myśleć tylko i wyłącznie o powiększaniu swojej kolekcji nauszników.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 3,6 W/32 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x XLR
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 80 kHz
Impedancja wyjściowa: < 0,5 Ω
Zniekształcenia: < 0,1%
Impedancja wyjściowa: 4 kΩ
Zużycie energii: 30 W
Wymiary (W/S/G): 6/20/23 cm
Masa: 3 kg
Cena: 4990 zł
Sprzęt do testu udostępnił salon Hi-Ton Home of Perfection.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze