Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?
- Kategoria: Poradniki
- Tomasz Karasiński
W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP jest ogromnym niedopatrzeniem. Zapomniany niegdyś format stał się teraz jednym z głównych źródeł przychodów dla branży fonograficznej. Widząc rosnącą popularność płyt winylowych, niektórzy eksperci zaczęli trochę prześmiewczo przewidywać, że niebawem wzrośnie również sprzedaż płyt kompaktowych. Jeszcze kilka lat temu wydawało się to niemożliwe, ale oto spełniło się - po raz pierwszy od wielu, wielu lat odnotowano wzrost sprzedaży "cedeków". Na rynku pojawiają się także nowe odtwarzacze, od najprostszych, przenośnych po te najbardziej zaawansowane. Obrońcy liczącego sobie czterdzieści lat formatu radują się i wiwatują. Czy to początek kolejnej rewolucji, czy może jednak fałszywy sygnał, który koniec końców niczego nie zmieni?
Zamieszanie wokół płyt kompaktowych, którego obecnie jesteśmy świadkami, zaczęło się oczywiście od publikacji kilku raportów dotyczących statystyk sprzedaży muzyki, uwzględniających różne źródła i nośniki. Chyba nawet osoby odpowiedzialne za przygotowanie tych dokumentów nie spodziewały się zobaczyć wzrostu dochodów ze sprzedaży płyt CD. Te bowiem systematycznie znikają ze sklepowych półek od dobrych dwudziestu lat, wypierane najpierw przez "empetrójki", a później dobite przez pliki hi-res i streaming. Dlaczego coś nagle drgnęło? Na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć. Gramofony i winyle oferują różne doznania, których nie doświadczymy, słuchając nagrań cyfrowych. Duże okładki, cały rytuał związany z odtwarzaniem czy wyjątkowe, analogowe brzmienie to tylko początek opowieści. Płyty CD nie są tak wyjątkowe i pociągające, a parametry zapisanego na nich sygnału są gorsze niż w przypadku dobrych serwisów strumieniowych. To nie ma sensu, a jednak wiadomość o wzroście sprzedaży poczciwych "kompaktów" obiegła cały świat, przedostając się nawet do mediów głównego nurtu. Czy to czas, by wybrać się na strych w poszukiwaniu srebrnych krążków, odkurzyć swój stary odtwarzacz CD lub rozejrzeć się za nowym?
Od dominacji do upadku - historia formatu CD
Oficjalna premiera płyty kompaktowej miała miejsce 17 sierpnia 1982 roku w Langenhagen, w fabryce PolyGram, należącej w tamtym czasie do Philipsa. 1 października 1982 roku w Tokio pokazano światu odtwarzacz Sony CDP-101. Oprócz niego w Japonii pojawiło się także kilka innych maszyn, takich jak Philips CD-100, Yamaha CD-1, Hitachi DA-1000 czy Marantz CD-63. W Europie producenci sprzętu przyjęli nieco ostrożniejszą strategię, a nowy format na dobre rozpędził się dopiero w marcu 1983 roku. Jeżeli chodzi o komentarze i wrażenia klientów, początkowo było tak sobie. Audiofilów nie przekonywało brzmienie srebrnych krążków. Uznali, że jest zbyt suche i techniczne. Kompakty nie oferowały tej płynności, do której przyzwyczaili się melomani słuchający winyli. Doszły do tego problemy natury czysto ekonomicznej. Ludzie narzekali na wysokie ceny płyt i odtwarzaczy. Wątpliwości mieli także sprzedawcy, ponieważ taka sytuacja oznaczała podwójne inwestycje - właściciele sklepów muzycznych i salonów ze sprzętem audio musieli zrobić zapasy odtwarzaczy i płyt zarówno CD, jak i LP.
Wszystko zmieniło się na początku 1985 roku. To właśnie ten okres uważa się za prawdziwy początek dominacji płyt kompaktowych nad winylami. Sprzedaż rosła tak szybko, że PolyGram nie radził sobie z tłoczeniem srebrnych krążków i musiał rozwinąć działalność, aby sprostać rosnącemu zainteresowaniu nowym formatem. W 1982 roku firma wyprodukowała 400 tysięcy płyt kompaktowych, rok później było to już 6 milionów, w 1984 roku - 13 milionów, a w 1985 roku produkcja przekroczyła 25 milionów egzemplarzy. Kiedy rok później udało się znów podwoić ten wynik, PolyGram produkował około jednej trzeciej płyt Compact Disc na całym świecie, stając się rynkowym liderem (drugą pozycję zajęła japońska tłocznia CBS/Sony).
Sprzedaż odtwarzaczy również rosła szybciej, niż pierwotnie zakładano. W 1985 roku na świecie sprzedano około 5 milionów urządzeń przeznaczonych do odczytu 12-cm płyt, jednak już rok później i ten wynik udało się podwoić. Tak dynamiczny wzrost oznaczał, że każda szanująca się firma, która jeszcze tego nie zrobiła, teraz w pocie czoła pracowała nad swoim pierwszym "źródłem przyszłości". W pewnym momencie doprowadziło to nawet do nadprodukcji odtwarzaczy, co jednak zrównoważyła rosnąca w szalonym tempie sprzedaż samych płyt. Przez cały rok 1986 producenci dysków nie byli w stanie sprostać szybko rosnącemu zapotrzebowaniu konsumentów, pomimo światowej produkcji przekraczającej już 60 milionów płyt. Niektóre wytwórnie twierdziły, że spokojnie mogłyby sprzedać do 30% więcej albumów, gdyby tylko miały wystarczającą zdolność produkcyjną. Dopiero pod koniec 1987 roku podaż dogoniła popyt. Compact Disc był nie do zatrzymania. W 1989 roku płyty kompaktowe stanowiły 80% całkowitej sprzedaży nośników audio, podczas gdy udział winyli spadł do 12%.
Dobra passa "cedeków" trwała do końca lat dziewięćdziesiątych. W tym momencie na świecie coś pękło. Niektórzy uważają, że początkiem końca formatu Compact Disc było rozpowszechnienie się plików MP3, jednak w rzeczywistości sprzedaż płyt zaczęła hamować jeszcze zanim "empetrójki" stały się tak popularne. Srebrne krążki, których wyniki zaczęły spadać na łeb na szyję, pociągnęły za sobą cały przemysł fonograficzny. Branża niechętnie przestawiała się na pliki, choć nielubiany przez audiofilów format wyraźnie wskazał kierunek rozwoju, który należało rozważyć. Kryzysu nie pozwolił przezwyciężyć również streaming. Statystyki mówią same za siebie. W 2008 roku w Wielkiej Brytanii sprzedano 134 miliony płyt. Dziesięć lat później licznik zamknął się na 32 milionach. Tamtejsi specjaliści ogłosili, że nadchodzi definitywny koniec formatu CD. Miłośnicy muzyki zaczęli preferować wygodę posiadania tysięcy utworów na wyciągnięcie ręki zamiast nośników fizycznych. Niczego w tej kwestii nie zmieniło wprowadzenie formatu SACD w 1999 roku. Nowe płyty mogły pomieścić znacznie więcej danych, a co za tym idzie, jakość zapisanej na nich muzyki mogła być o wiele wyższa. Dla klientów nie był to jednak wystarczająco dobry argument, aby kupić nowy sprzęt i sukcesywnie wzbogacać swoją kolekcję o nowe, lepsze krążki. Jak ten upadek wygląda w liczbach? W 2002 roku płyty CD odpowiadały za 92% całkowitych przychodów ze sprzedaży muzyki w USA. Dwadzieścia lat później, w 2022 roku, było to już zaledwie 3%.
Czy płyty kompaktowe nie mają już racji bytu?
To, że sprzedaż płyt kompaktowych odbije się od dna, przez wiele lat było marzeniem ludzi, którzy w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zamienili swoje kolekcje winyli i kaset właśnie na płyty CD. Skoro gramofony i czarne krążki powróciły do łask, to dlaczego z "cedekami" miałoby nie stać się tak samo? W pewnym momencie nawet kasety magnetofonowe stały się pożądanym towarem. Ba! Na portalach aukcyjnych sprzedają się też taśmy do magnetofonów szpulowych, a nawet cylindry Edisona. Istnieje zresztą wiele nośników i formatów, które albo nigdy nie upowszechniły się na szeroką skalę, albo po okresie boomu zostały wyparte przez inne, bardziej obiecujące. Wystarczy wspomnieć o płytach DBX i CX, cyfrowych kasetach magnetofonowych DAT i DCC czy MiniDiscach. Były to naprawdę ciekawe wynalazki, jednak schemat jest zawsze taki sam - kiedy dana technologia zacznie zanikać, prawdopodobnie już nigdy nie wróci. Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest rosnąca popularność płyt winylowych. Tylko czy płyty kompaktowe mogą powtórzyć ten wyczyn? Czy mają zalety, które zaczęliśmy dostrzegać dopiero teraz?
Podstawową siłą formatu Compact Disc jest fakt, że jest to ostatni popularny fizyczny nośnik muzyki wykorzystywany przez wytwórnie i artystów. Nawet gdy użytkownicy zaczęli odwracać się od poczciwych "cedeków", sprzedawać odtwarzacze i wynosić swoje kolekcje muzyki do piwnicy, branża muzyczna broniła srebrnych krążków, bo jedyną alternatywą był przynoszący o wiele mniejsze dochody streaming. Chęć zysku nie była jednak ich jedyną motywacją. Większość osób pracujących w branży muzycznej przyzwyczaiło się, że nowa płyta oznacza, no właśnie, płytę - coś namacalnego, a nie samą treść, czyli sygnał muzyczny, który można dystrybuować w dowolny sposób. Chcąc wydać swój album w takiej formie, aby móc na przykład rozesłać go do dziennikarzy i stacji radiowych, sprzedawać na koncertach albo zwyczajnie dać komuś w prezencie, artyści mieli do wyboru właściwie tylko dwie opcje - CD albo winyl. Ten drugi jest niestety drogi i niepraktyczny, a jeszcze do niedawna były niewielkie szanse na to, że osoba obdarowana naszą płytą będzie miała sprzęt, na którym można ją odtworzyć.
Jednym z powodów, dla których sprzedaż płyt kompaktowych odbiła się od dna, jest również to, że są one wygodne i łatwe w użyciu. Wystarczy włożyć krążek do odtwarzacza i nacisnąć "play". Nie towarzyszą temu żadne trzaski i nie ma także konieczności częstej zmiany strony, tak jak w przypadku winyli. Ponadto, o ile nie będziemy używać płyt CD zbyt intensywnie, wytrzymają znacznie dłużej niż czarne krążki, którym szkodzi nie tylko częste odtwarzanie, ale także kurz, wilgoć, nasłonecznienie, zbyt wysoka lub niska temperatura, a nawet przechowywanie w niewłaściwej pozycji. Tymczasem "kompakty" są poręczne, wytrzymałe, względnie idiotoodporne i można je zabrać chociażby do samochodu. Jeżeli tylko uważamy, aby nie porysować, nie złamać ani nie wygiąć takiego dysku, nic złego nie powinno mu się stać. Żywotność płyt kompaktowych jest szacowana na około 100 lat. Czas ten zależy wprawdzie od jakości procesu produkcyjnego i znane są przypadki, gdy album przechowywany w idealnych warunkach nie nadawał się do odtworzenia po kilku lub kilkunastu latach, jednak nawet przyjmując, że dane pozostaną nienaruszone przez 40-50 lat, dla większości z nas jest to równoznaczne z "posłuży mi do końca życia".
W bastionie wyznawców Czerwonej Księgi
Płyty kompaktowe znalazły wielu obrońców wśród melomanów i audiofilów. Dla nich całe zagadnienie nie sprowadza się do dyskusji o technicznych parametrach samego formatu. Płyta CD to nie tylko kawałek plastiku, ale nośnik wspomnień, emocji, fragmentów kultury, które potrafią uciec w erze cyfrowej rewolucji. Kolekcjonerzy płyt CD pozostają wierni swojemu hobby, tworząc potężne biblioteki, które mają wartość nie tylko materialną, ale i sentymentalną. Jeśli ktoś ma także drogi odtwarzacz, odpowiednie, wykonane na wymiar półki, akcesoria do pielęgnacji srebrnych krążków i ich opakowań, takie jak na przykład specjalne ściereczki do czyszczenia, muzyczne hobby staje się dużą częścią jego życia.
Nie bez znaczenia jest również aspekt ekonomiczny. Oto prosta kalkulacja - powiedzmy, że zaczęliśmy zbierać płyty kompaktowe w okolicach 1990 roku i średnio kupowaliśmy 5 płyt w miesiącu, każda za około 40 zł. Po takim czasie będziemy mieć ponad 2000 płyt, a suma poniesionych wydatków wyniesie około 80 000 zł. Patrząc na zbiory, jakimi dysponuje dziś wielu melomanów, jest to jednak bardzo zachowawczy scenariusz. W niektórych przypadkach mówimy o całych pokojach udekorowanych regałami na srebrne krążki od podłogi do sufitu, a ponieważ wiele z nich to edycje specjalne, audiofilskie tłoczenia, wydania kolekcjonerskie oraz płyty XRCD, SHM-CD, HQCD czy Crystal Glass CD sprowadzane z Japonii, wartość takiej płytoteki idzie raczej w setki niż dziesiątki tysięcy złotych. Niektórzy mają w swoich zbiorach kilka różnych wersji tej samej płyty - zwykłą, deluxe, rocznicową, zremasterowaną, wydaną na szklanym nośniku i jeszcze jedną, będącą elementem większego boxa. Wyrzucić to wszystko na śmietnik, bo ktoś powiedział, że teraz wszyscy będziemy słuchać muzyki z Internetu? Niedoczekanie!
Z punktu widzenia audiofila istotnym czynnikiem zachęcającym do pozostania przy "cedekach" jest także jakość brzmienia oferowana przez odtwarzacze. Zdaniem niektórych ekspertów wynika to z tego, że w odróżnieniu od DAC-ów i streamerów, które dopiero niedawno osiągnęły wysoki etap rozwoju, tutaj technologia jest i dawno już była w pełni dojrzała i dopracowana. Pierwsze odtwarzacze CD były przez to środowisko krytykowane. Mówiło się, że to zwycięstwo wygody nad jakością dźwięku (nie przypomina wam to czegoś?). Później jednak odtwarzacze - w szczególności ich sekcja cyfrowa - stawały się coraz lepsze. Na przestrzeni lat powstawały zarówno zaskakująco dobre urządzenia skierowane do szerokiego grona melomanów, jak i hi-endowe maszyny wyposażone w skomplikowane mechanizmy i obwody elektroniczne, których wiele dzisiejszych DAC-ów i streamerów mogłoby im pozazdrościć. Przez jakiś czas popularne były nawet przenośne odtwarzacze CD, choć pomysł zastąpienia kasety magnetofonowej większą płytą wymagającą precyzyjnego odczytu laserowego wydawał się skazany na porażkę. Obecnie mało kto słucha płyt kompaktowych na spacerze czy w samochodzie, ale w domu to już co innego. W takich warunkach Compact Disc wciąż króluje, będąc podstawowym źródłem muzyki w niejednym systemie stereo.
Problemy w streamingowym raju
Choć to właśnie pliki i streaming doprowadziły płyty kompaktowe na skraj upadku, powtarzające się problemy związane z takim sposobem słuchania muzyki mogą teraz stać się katalizatorem powrotu części melomanów do płyt kompaktowych. Usługi strumieniowe oferują ogromne biblioteki muzyki za dotknięciem przycisku, ale mają szereg wad, których mimo upływu lat nie udało się rozwiązać. W ich zasobach panuje duży bałagan. Albumy studyjne opisane jako koncertowe albo składanki, płyty zespołów o podobnej lub takiej samej nazwie przypisane do profilu niewłaściwego artysty, całkowity brak profili wielu artystów (jakby nigdy nie istnieli), wielokrotne duplikaty albumów lub rozdzielanie każdej wersji albumu na osobne wpisy w dyskografii - to chleb powszedni we wszystkich serwisach tego typu. Często spotykanym problemem jest brak kompatybilności konkretnego serwisu z posiadanym przez nas urządzeniem. Aby przesiąść się ze Spotify na TIDAL-a, niejeden audiofil musiał po prostu wymienić swój odtwarzacz sieciowy na lepszy, nowocześniejszy i przy okazji droższy. Dość oczywistym minusem jest też to, że wszystkie usługi przesyłania strumieniowego wymagają szybkiego i stabilnego połączenia internetowego. Jest to kłopotliwe dla osób z niskimi limitami danych i wolniejszymi prędkościami połączenia. Jeżeli mamy słabsze łącze albo zechcemy posłuchać muzyki poza domem, spotka nas niemiłe zaskoczenie.
To wszystko blednie jednak w porównaniu z największym minusem serwisów strumieniowych - brakiem gwarancji, że zawsze będziemy mieli dostęp do konkretnego albumu lub utworu. Dzieje się tak, ponieważ platformy streamingowe tak naprawdę nie są właścicielami żadnej muzyki. Zamiast tego muszą uzyskać licencję na muzykę, którą hostują, od wytwórni płytowych i artystów. Jeśli licencja nie zostanie odnowiona lub zostanie wycofana przez posiadacza praw, muzyka zostanie usunięta z platformy, co spowoduje brak możliwości jej słuchania. Może się to zdarzyć w dowolnym momencie i bez ostrzeżenia. Nawet jeśli słuchaliśmy wybranej płyty wielokrotnie i dodawaliśmy poszczególne utwory do swoich playlist, pewnego dnia cała ta zawartość może po prostu zniknąć, pozostawiając po sobie jedynie ślad w postaci wyblakłych napisów. Najczęściej z zasobów serwisu znika od razu cała twórczość wybranego artysty, jednak zdarzają się też sytuacje, kiedy tylko jeden album lub pojedyncze, losowe utwory są niedostępne w naszym regionie geograficznym (co należy rozumieć jako "wystąpił jakiś problem z licencją, ktoś komuś nie zapłacił, a być może trwa nawet proces sądowy"). Zwolennicy fizycznych nośników nie doświadczają takich bolączek. Jeżeli raz kupimy jakąś płytę, to jest nasza i możemy ją odtwarzać dotąd, aż będzie nadawała się do użytku.
Czy nigdy nie było lepszych czasów na kupowanie płyt CD?
W początkowym okresie swojej obecności na rynku płyty kompaktowe były bardzo drogie. Sytuacja miała się zmienić wraz ze wzrostem popularności nowego formatu. Wytwórnie płytowe zapewniały kupujących, że ostatecznie zadziała efekt skali, a ceny spadną w zupełnie naturalny sposób. 40 zł za płytę było docelowym punktem cenowym. Nie trzeba dodawać, że nie stało się tak dopóty, dopóki Compact Disc był niekwestionowanym liderem jeśli chodzi o sprzedaż muzyki. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na to, aby wynosić płyty ze sklepu na kilogramy. Później, gdy zainteresowanie płytami spadło, zaczęły dziać się rzeczy niesamowite i niespotykane wcześniej. Ceny zaczęły spadać - najpierw powoli, nieśmiało, a potem już dość gwałtownie. Doszło nawet do tego, że nową płytę można było kupić poniżej 40 zł, a jeżeli ktoś miał nosa do wyprzedaży, mógł dorwać nowe albumy za 10-15 zł. Obecnie w przypadku nowych wydań poziom 40 zł za płytę jest jak najbardziej realny, oczywiście jeśli nie mówimy o specjalnych edycjach ani audiofilskich wydaniach. Działa to na korzyść płyt kompaktowych, szczególnie jeśli porównamy je z winylami, gdzie ceny na poziomie 200 zł za album nie są niczym niezwykłym. Wielu melomanów i kolekcjonerów uważa, że nigdy nie było lepszych czasów na kupowanie "cedeków". Patrząc na aktualne ceny płyt, trudno się z tym nie zgodzić.
Czy powrót płyt CD jest zasługą młodych melomanów?
W dyskusjach dotyczących powrotu płyt kompaktowych do gry często słychać głosy, jakoby odpowiedzialność za to zjawisko ponosiło pokolenie Z. Wiele z tych osób pamięta płyty kompaktowe co najwyżej z dzieciństwa, a niektórzy nie używali ich nigdy. Dlaczego mieliby oni nagle wykazywać wzmożone zainteresowanie tym formatem? Nostalgia? Fascynacja technologią, która przeminęła, zanim mieli okazję się z nią zapoznać? Coś w tym może być, ale to nie są wystarczająco dobre argumenty, aby nagle zacząć kupować płyty i zaopatrzyć się w sprzęt potrzebny do ich odtwarzania. Na razie nie ma na ten temat żadnych konkretnych danych, ale wydaje się, że przyczyna jest bardzo prosta - streaming jest zbyt łatwy i mało angażujący, winyle są bardzo drogie, a płyty kompaktowe są czymś pośrodku, dając możliwość kolekcjonowania muzyki na dobrym, fizycznym nośniku, ale nie drenując portfela do samego dna. Nawet jeśli pieniądze nie stanowią dla kogoś problemu, na winyle często trzeba czekać, polować na nie w dniu premiery lub zamawiać w preorderze. Jest to wymagający sport, który po pewnym czasie może się znudzić lub nawet zacząć nas irytować, gdy mimo starań nie uda nam się kupić kolejnej rzadkiej płyty, bo została wyprzedana w minutę. Tymczasem płyty kompaktowe są raczej dostępne i tanie, a jeśli lubimy szukać rzadkich wydań lub albumów, które nie są dostępne w sklepach, buszowanie po kiermaszach i internetowych aukcjach sprawi nam wiele frajdy.
Maleńki, czysto techniczny problem z winylami
Miłośnicy płyt winylowych twierdzą, że jednym z kluczowych czynników przemawiających za wyborem właśnie tego medium jest wysoka jakość dźwięku - te mistyczne, czysto analogowe doznania towarzyszące odsłuchowi. Do pewnego stopnia jest to prawda, jednak istnieją co najmniej dwa duże ograniczenia. Po pierwsze, aby uzyskać naprawdę dobre brzmienie, nie można kupić jednego z najtańszych gramofonów dostępnych na rynku. Wielu melomanów myślało, że drzwi do tego magicznego świata otworzą się przed nimi, gdy tylko postawią w swoim domu gramofon za 2000 zł. W rzeczywistości jedyne, czego możemy się spodziewać w takiej sytuacji, to zamulony, nijaki dźwięk pozbawiony powietrza, dynamiki i rozdzielczości. Podchodząc do sprawy realistycznie, aby wzbić się na wysoki poziom - ten, na którym naprawdę zaczyna się magia winylu - trzeba wydać na sprzęt (gramofon, phono stage, okablowanie i akcesoria) co najmniej 10 000 - 15 000 zł.
Największym minusem jest jednak to, że jakość wydawanych dziś płyt jest albo taka sobie, albo naprawdę tragiczna. Zdarzają się oczywiście wyjątki, ale boom na czarne płyty sprawił, że wytwórnie zaczęły produkować je naprędce, często bez jakiejkolwiek kontroli jakości. A teraz najlepsze - jeżeli naprawdę interesuje nas czysto analogowe brzmienie, tak naprawdę powinniśmy szukać płyt wydanych najpóźniej w latach osiemdziesiątych. Później nadeszła era technologii cyfrowej, w związku z czym przenoszenie tej muzyki na winyl jest - przynajmniej z technicznego punktu widzenia - pozbawione sensu. Cyfrowe nagranie na winylu nie staje się od razu lepsze, bardziej magiczne. W wielu przypadkach samo nagranie jest masterem przygotowanym pod kątem płyt CD, a gdy moda na czarne krążki wybuchła, zdarzały się nawet przypadki, gdzie płyty tłoczono z plików MP3. Nie oznacza to, że procesu przeniesienia analogowego nagrania na płytę winylową nie można sknocić, ale to już zupełnie inna historia.
Brzmienie nowych winyli jest często rozczarowujące, ponieważ dostajemy to, co najgorsze z obu światów. Wyjściowy materiał był ograniczony do 16 bit/44,1 kHz, a przeniesienie go na "analogową" płytę daje mniejszy zakres dynamiki, wyższy poziom szumów, trzaski, zniekształcenia harmoniczne nieobecne w masterze, a w połączeniu z kiepskim gramofonem także mocno ograniczone pasmo przenoszenia, problemy z utrzymaniem prędkości obrotowej, kiepską separację kanałów i wiele, wiele innych komplikacji. Wychodzi więc na to, że Compact Disc jest najlepszym formatem dla muzyki nagrywanej od lat osiemdziesiątych do dziś. Większość z tych nagrań została wyprodukowana tak, aby brzmiała dobrze właśnie na płycie CD. Rozsądną alternatywą są tylko pliki i streaming hi-res, a także winyle nagrywane bezpośrednio ze studyjnych masterów, z dbałością o jakość dźwięku.
Słowa słowami, ale jak to wygląda w liczbach?
Od kilku lat w wielu czasopismach i serwisach internetowych pojawiają się nagłówki zwiastujące powrót płyt kompaktowych. "Sprzedaż płyt CD rośnie!". "Compact Disc wraca do gry!". Czy zatem mamy do czynienia z kolejnym boomem? Cóż, statystyki mocno studzą ten optymizm. Pierwsze oznaki wzrostu pojawiły się w 2021 roku. Według RIAA (Recording Industry Association of America) w USA odnotowano wtedy pierwszy wzrost sprzedaży nowych płyt CD od 17 lat, jednak różnica względem poprzedniego roku jest minimalna i wynosi około 1% ogólnej liczby sprzedanych płyt. Podobnie sytuację ocenia firma MRC Data, zajmująca się opracowywaniem danych muzycznych. Według niej przedaż płyt CD wzrosła z 40,16 mln sztuk w 2020 roku do 40,59 mln w 2021 roku. W tym samym czasie sprzedaż albumów winylowych wzrosła o 50,4%. Co ciekawe, większość dostępnych w sieci wykresów pokazuje, że po tym marginalnym wzroście sprzedaży płyt CD w 2021 roku sytuacja wróciła do normy, a wyniki w 2022 roku były zbliżone do tych z roku 2020. Nie mamy więc do czynienia z żadną rewolucją. Co najwyżej można powiedzieć, że sprzedaż płyt kompaktowych się ustabilizowała, przestała spadać. Motorem napędowym rynku wciąż jest streaming, a dominującym nośnikiem fizycznym - LP. W pierwszej połowie 2023 roku usługi strumieniowe odpowiadały za 84% całkowitych przychodów z nagrań muzycznych w USA. Dane dotyczące sprzedaży albumów winylowych w Stanach Zjednoczonych pokazują stały wzrost od 2006 roku, a w 2023 roku sprzedano łącznie 49,6 miliona albumów winylowych, co stanowi wzrost o ponad 14 procent w porównaniu z rokiem poprzednim. Nie miejcie więc żadnych złudzeń - streaming i płyty winylowe wciąż wyprzedzają "cedeki" o lata świetlne.
Oto nasz nowy odtwarzacz CD. Czekaj, który mamy rok?
Na reakcję branży audio na te zaskakujące doniesienia z 2021 roku nie trzeba było długo czekać. Po wielu latach stagnacji na rynku zaczęło pojawiać się więcej nowych odtwarzaczy i transportów płyt kompaktowych. Denon DCD-900NE i DCD-3000NE, Marantz CD60, Rotel DT-6000 i CD11MKII, Audiolab 7000 CDT i 9000CDT, JBL CD350, S.M.S.L PL200, Michi Q5 czy Hegel Viking to tylko niektóre maszyny, jakie zaprezentowano na przestrzeni ostatnich trzech lat. Wprowadzanie nowych odtwarzaczy na rynek może być nie tyle reakcją producentów na doniesienia o wzroście sprzedaży płyt, co raczej próbą podtrzymania życia tego formatu dla osób, które już od dawna z niego korzystają i raz na jakiś czas chcą lub po prostu muszą zmienić sprzęt na lepszy. Odtwarzacze CD, choć nie są już tak popularne jak kiedyś, nadal mają swoją grupę wiernych użytkowników. Takie osoby często poszukują sposobów na poprawę jakości brzmienia swojego systemu stereo, a im większą kolekcję płyt posiadają, tym większy sens ma dla nich inwestycja w nowy odtwarzacz. Nie jest przypadkiem, ze spora część z wprowadzanych na rynek maszyn to konstrukcje z wysokiej półki, kierowane do doświadczonych i zamożnych melomanów.
Głównym problemem producentów sprzętu hi-fi jest ograniczona dostępność napędów. W czasach świetności płyt kompaktowych projektanci mieli do wyboru wiele gotowych produktów, od tanich napędów "komputerowych" po bardziej zaawansowane mechanizmy takich firm jak Philips, Sony czy TEAC. Teraz wybór jest niewielki, ale jak widać, dla chcącego nic trudnego. Przykładem może być Hegel i model o wiele mówiącej nazwie Mohican. Miał to być ostatni odtwarzacz CD w historii norweskiej firmy. Planowano produkować go dotąd, aż klienci będą zainteresowani jego zakupem, ale w pewnym momencie Hegel musiał "wyciągnąć wtyczkę", ponieważ kluczowe komponenty do tego modelu nie były już wytwarzane. Od tego czasu norweski producent pracował nad następcą tego cenionego urządzenia i tak narodził się wprowadzony w 2023 roku Viking - najlepszy odtwarzacz CD w historii Hegla, wizualnie dopasowany do flagowej dzielonki P30A/H30A. Widać zatem, że raczej nie są to działania mające na celu przyciągnięcie młodych odbiorców, zainteresowanie ich płytami kompaktowymi, a raczej ukłon w stronę starych wyjadaczy, którzy nigdy tego formatu nie porzucili.
Dla tych, którzy chcą słuchać płyt kompaktowych niewielkim kosztem, dobrym rozwiązaniem może być kupno transportu CD. Takie urządzenie jest zasadniczo tylko "czytnikiem", który pozwala przesłać dane w formie cyfrowej do przetwornika. Ponieważ wielu użytkowników ma albo DAC-a, albo wzmacniacz z wejściami cyfrowymi, transport CD jest jedyną rzeczą, jakiej potrzeba im, by poszerzyć funkcjonalność swojego zestawu hi-fi o możliwość słuchania srebrnych krążków. Wybór nie jest ogromny, ale urządzenia tego typu są względnie tanie. Audiolaba 6000CDT czy Pro-Jecta CD Box S3 można kupić za mniej niż 2000 zł, a za około 4000 zł możemy dostać takie modele jak chociażby Cyrus CD t czy NuPrime CDT-8 Pro. Ciekawym i praktycznym pomysłem jest również połączenie funkcji odtwarzacza i streamera. Z nieco tańszych urządzeń tego typu hitem był na przykład Marantz ND8006, a wśród tych droższych atrakcyjną propozycją jest T+A MP 1000 E. Na rynku nie ma jednak zbyt wielu źródeł tego typu. Producenci są świadomi tego, że wielu użytkownikom odtwarzacz CD do niczego się nie przyda, bo nie mają już płyt. W obliczu tego, że coraz więcej osób wybiera wzmacniacze sieciowe (systemy muzyczne all-in-one), takie jak chociażby Hegel H190v, Naim Uniti Atom, Lyngdorf TDAI-1120 czy Yamaha R-N1000A, nawet kupno zewnętrznego streamera jest nie do końca uzasadnioną ekstrawagancją. No, chyba że należymy do grona prawdziwych pasjonatów, którzy lubią słuchać muzyki z każdego możliwego źródła, dbając o każdy aspekt reprodukcji dźwięku.
Podsumowanie
Wielu miłośników muzyki z radością przyjęłoby informację o odrodzeniu poczciwego formatu Compact Disc lub nawet niewielkim, ale stabilnym wzroście sprzedaży płyt tego typu. Byłaby to wielka pociecha dla ludzi, którzy mocno zainwestowali zarówno w srebrne krążki, jak i sprzęt potrzebny do ich odtwarzania. Biorąc pod uwagę sukces konwersji na CD w latach dziewięćdziesiątych, wielu z nas ma teraz zbyt wiele płyt CD w swoich kolekcjach, aby kiedykolwiek całkowicie je porzucić. Istnieje wiele argumentów przemawiających za tym, aby nadal korzystać z tego formatu, a może nawet zainteresować się nim od zera - tak, jak sprawy potoczyły się z gramofonami i winylami. Tylko czy aby na pewno istnieją przesłanki świadczące o tym, że to się dzieje? Czy wysokie ceny płyt LP i problemy ze streamingiem sprawiły, że nawet młodzi ludzie zaczęli kupować "cedeki"? Cóż, dane są bezwzględne i jasno pokazują, że było to tylko pojedyncze, chwilowe odbicie - wzrost sprzedaży o 1%. Dziwne, intrygujące, ale niewiele znaczące wahanie na wykresie. O wiele ważniejsze wydaje się to, że sprzedaż płyt kompaktowych przestała spadać i po wielu latach krwawienia format ten osiągnął równowagę. Być może znajduje się na dnie, ale jeśli tak, to może prawdziwy okres wzrostu jest jeszcze przed nami? Ponad 40 milionów płyt CD sprzedanych w USA w ciągu roku, choć znacznie mniej niż w szczytowych latach dziewięćdziesiątych, to wciąż imponująca liczba. Być może głębszą lekcją jest to, że następnym razem, gdy branża muzyczna wymyśli kolejną wielką rzecz w technologii odtwarzania, najlepiej będzie poczekać, zamiast pośpiesznie konwertować naszą bibliotekę muzyczną na nowy format.
-
Garfield
Osobiście nigdy nie przestałem kupować płyt CD. DVD i Blu-Ray również. Czasem nawet zdarzy mi się kupić płytę SACD, choć tylko z powodu zainteresowania tytułem, a nie formatem.
1 Lubię -
Janusz
Mam około 1500 cedeków. Winyl owszem ale okazjonalnie {około 200 sztuk}. Niedawno czytałem o potężnym wzroście sprzedaży CD w USA. Nie był to jeden procent jak czytam, ale znacznie więcej! Nie pamiętam liczby ani źródła. Są jeszcze komisy, gdzie można kupić płyty za 10, 20 zł. Co do winyli pełna zgoda. Kupuję jedynie dawne wydania. Te obecne, oprócz jakości nagrania, to jeszcze dochodzi materiał z jakiego zrobiona jest płyta. Wmówiono nam, że 180 g to audiofilski format. Bzdura. Obecnie, jak czytałem jeden ze składników masy, z której produkowano płytę, jest zakazany ze względów szkodliwości. Podsumowując, bardzo ciekawy artykuł, przewiduję powrót CD na szerszą skalę. Ja muszę mieć fizycznie płytę! Na koniec, jest wybór, ja wybrałem CD i nie chcę muzyki z powietrza, to jak lizanie cukierka przez szybę wystawową. Pozdrawiam z Gdyni!
4 Lubię -
Marcin
Zbieram CD-ki od początku lat 90. Kolekcja jest dynamiczna i dużo płyt, które kiedyś miałem, poszło w świat do ludzi. Obecnie mam ponad 1300 płyt CD, około 100 winyli i jeszcze kilkadziesiąt MC (kaset magnetofonowych) z lat szkolnych;) Mam również kilka płyt SACD (hybrydowych) i Blu-Ray Audio ale to dlatego, że takie akurat były wydania fizyczne płyt, jakie chciałem nabyć - ani jeden ani drugi format sam w sobie mnie szczególnie nie interesuje. Oczywiście, że streaming czy pliki nie są mi obce (dla wygody mam wszystkie swoje albumy zgrane do plików FLAC na lokalnym serwerze). Nigdy nie przestałem kupować kompaktów, a kiedy wszyscy wieszczyli ich schyłek, ja się cieszyłem z niskich cen na portalach aukcyjnych, kiedy ludzie wyprzedawali swoje kolekcje. I chociaż mam sentyment z dzieciństwa do płyt analogowych, chociaż lubię te wielkie okładki i widok kręcącego się winyla, to dla mnie ulubionym formatem pozostanie CD. Wygoda, jakość dźwięku, poręczność w obsłudze i składowaniu, odporność na zużycie - to w nich lubię. PS. Odnośnie jakości CD, oczywiście, że pierwsze wydane albumy, nagrywane jeszcze z preemfazą, brzmią obecnie źle. Oczywiście, że inżynierowie dźwięku musieli nauczyć się nowego formatu zanim zaczęli wykorzystywać w pełni ten format (dlatego najlepsze są wydania z przełomu lat 80. i 90.). Oczywiście, że - podobnie jak z winylami - wytwórnie przez lata tnąc koszty wciskały nam również fatalnie nagrane/zmasterowane płyty z zabezpieczeniami antypirackimi psującymi nie tylko zgodność ze standardem Red Book, ale wręcz psującymi dźwięk. Oczywiście, że lata 00. i 10. to "loudness war" i wszechobecna okropna kompresja niszcząca dynamikę, bo docelowy klient słuchał muzyki z MP3 na komórce. Ale od kilku lat trend się odwraca, artyści i klienci zaczęli walczyć o jakość i ta jest coraz lepsza. Nowo wydawane albumy potrafią brzmieć dobrze. Nawet ta mania wydawania remasterów potrafi przynieść faktycznie lepiej wydane albumy (vide Beatles, których oryginalne nagrania z lat 60. są słabe technicznie i nie słychać wielu dźwięków czy instrumentów, już nie mówiąc o ówczesnej obsesji nagrywania w hard stereo). Cactus audio czy innych syfów zabezpieczających CD nie ma już od wielu lat. Więc ja pozostają z CD a winyle kupuję okazjonalnie - albo dla ciekawego wydania, albo wtedy kiedy to jedyny dostępny format fizyczny (tak też się często zdarza).
5 Lubię -
Bogdan
W ubiegłym tygodniu kupiłem pierwszy raz płytę po upływie 4 lat. Ostatnie 4 lata słuchałem wyłącznie streamingu z TIDAL-a w wysokiej rozdzielczości i byłem nim zachwycony. Niestety po niedawnym wymianie sprzętu audio na wyższą klasę przestała mi się podobać jakość dźwięku serwisu. Nawet plików hi-res .Kupiłem nowy odtwarzacz CD i wracam częściowo do płyt. Nie rezygnuję z TIDAL-a bowiem dostępność muzyki jest rewelacyjna ale jeżeli chodzi o wieczór z zachwycającym brzmieniem to póki co płyta. Pozdrawiam!
0 Lubię -
a.s.
Wyprzedawane są CD, bo dzisiaj nie mają uzasadnienia biznesowego, stąd wzrost sprzedaży.
0 Lubię
Komentarze (5)