Jednym z niezaprzeczalnych plusów serwisów strumieniowych jest możliwość znalezienia niezwykle ciekawych wykonawców bez większego trudu. Wystarczy odpowiednio "nakarmić" algorytm i poczekać, aż podsunie nam co smakowitsze kąski. W ten właśnie sposób odkryłem zespół Thee Marloes z... Indonezji. I zanim pomyślicie, że grają "jakieś folkowe pitu-pitu", od razu uprzedzam - przygotujcie się na doskonały lounge wymieszany z bossa novą, R'n'B i easy-listeningiem. To wszystko opakowane w znakomicie zrealizowany album, który łączy ze sobą dwa światy - zachód ze wschodem. Debiutancki krążek "Perak" (co z indonezyjskiego oznacza "srebro") to naprawdę świetna uczta dla miłośników lat 60.
Połowa kalendarzowego lata za nami, ale nie jest jeszcze za późno, żeby porozmawiać o wakacyjnych przebojach. Otóż wakacyjne przeboje dzielę na własny użytek na trzy kategorie: (a) Męskie Granie - wiadomo, to co roku nowy hicior do radia, który zna każdy szanujący się fajnopolak; (b) Taneczny banger do kręcenia nóżką w dusznym namiocie na deptaku we Władysławowie ("Kanikuły" na zawsze w moim czarnym jak smoła sercu) i wreszcie: (c) Słoneczna kraina łagodności - muzyczny odpowiednik leniwego, ciepłego popołudnia. Trzy lata temu na całe wakacje zauroczył mnie należący do tej ostatniej kategorii album "The Blue Elephant" Matta Berry. A niech to, właśnie uświadomiłem sobie, jak dawno go nie słuchałem... (pauza na odświeżenie "The Blue Elephant"). W tym roku takim lepkim miodkiem działającym osłonowo na przytłoczoną codzienną mordęgą psychikę jest "A La Sala" Teksańczyków z Khruangbin.
Znacie tę mieszankę ekscytacji i dumy, kiedy młodzi wykonawcy stworzą album mocno inspirowany złotą erą w historii muzyki i zrobią to z taką klasą i wdziękiem, że aż serce rośnie? Młodzież potrafiąca umiejętnie ożywić ducha tamtych wspaniałych lat jest na wagę złota. Dokładnie takie emocje towarzyszyły mi podczas odsłuchu najnowszego albumu kanadyjskiej formacji BadBadNotGood, która razem z niesamowitą wokalistką Baby Rose wyczarowała prawdziwie przepiękny krążek. Jeżeli, podobnie jak ja, jesteście fanami grania retro, a do tego uwielbiacie głębokie żeńskie wokale, to zapraszam do recenzji albumu "Slow Burn".
Ostatnie, co mogę powiedzieć o Chelsea Wolfe, to to, że w jej przypadku jestem obiektywny. Uwielbiam jej mroczną, zagadkową, niepokojącą i intrygującą twórczość. Od razu po pojawieniu się pierwszych wzmianek o nadchodzącym wydawnictwie zapisałem sobie datę premiery i przebierając nogami, oczekiwałem zapowiedzi. No i chyba za bardzo się napaliłem, ponieważ "Dusk" był dla mnie sporym rozczarowaniem. W zasadzie trudno się tutaj do czegokolwiek przyczepić, bo to Chelsea, której mogliśmy oczekiwać, jednak w utworze zabrakło mi tego czegoś, tej magii i mistyczności, do której przyzwyczaiła mnie artystka.
Moja przygoda z twórczością Łony trwa już ponad dwadzieścia lat. Zaczęło się nieśmiało od urywków Wiele C.T. i rozkręciło w pełni przy "Końcu Żartów". Trochę z boku obserwowałem rozwój kariery "lokalsa", któremu od początku towarzyszył Webber. Duet wydawał albumy rzadko, ale każdy z nich robił spore zamieszanie na rodzimym rynku i przede wszystkim spotykał się ostatecznie z bardzo ciepłym odbiorem - zarówno krytyki, jak i fanów. Pierwsze informacje o projekcie z Krupą i Koniecznym uznałem za jakiś poboczny projekt czy odskocznię od współpracy z Webberem. Zbaczając na chwilę od mocno wytartej, ale nadal doskonale prowadzącej do celu ścieżki, Łona wraz z resztą trio nagrał jeden z najlepszych albumów w swojej karierze.
Myślę, że wiele osób ucieszyło się w momencie przeczytania newsa o nadchodzącym albumie z udziałem Mariusza Dudy. Te same osoby mogły czuć się rozczarowane, gdy okazało się, że udział Lunatic Soul w całym projekcie jest znikomy i ogranicza się do wokalu w jednym z szesnastu utworów umieszczonych na krążku. Słuchając całości, szybko można dojść do wniosku, że jednak nie jest to wielka strata, bo "Music Inspired By Slavs" doskonale obroniłoby się również i bez udziału tego artysty. Okazuje się, że "Music Inspired By Slavs" to nie jednorazowy wyskok, ale projekt z długoletnią historią, której początki sięgają jeszcze poprzedniego tysiąclecia. W 1999 roku ukazała się część inspirowana tarotem, dwa lata później znakami zodiaku, a w 2016 roku alchemią. Przyznam, że żaden z tych tematów specjalnie do mnie nie przemawia, no ale Słowianie? Nie wypada nie znać swoich korzeni.
Niespełna rok temu pandemiczną rzeczywistość umilała mi w okresie letnim ekipa Blues For Neighbors. Wrocławski duet swoim bluesem, folkiem i country idealnie wpasował się w potrzebę oderwania od polskiej rzeczywistości, przenosząc mnie na amerykańskie bezdroża i przydrożnych barów znanych z filmów zza oceanu. Opisując "Cursed Songs" wspomniałem, że album ten wywołuje w słuchaczu chęć rzucenia wszystkiego i wyjechania w plener chociażby po to, by w sielskiej atmosferze pobujać się w hamaku przy dźwiękach zamykającego krążek "Blue Canyon", który - podobnie jak ta sielska atmosfera - mógłby nigdy się nie kończyć.
W 2005 roku ekipa System Of A Down wypuściła na rynek dwa albumy - "Hypnotize" oraz "Mezmerize". Dlaczego piszę o tym w kontekście Me And That Man? Ponieważ sytuacja związana z "New Man, New Songs, Same Shit" jest bardzo podobna. W obu przypadkach mamy do czynienia z bardzo spójnym materiałem, który mógłby stanowić jedną całość. Jedyną różnicą jest czas wydania. Oba krążki SOAD dzieli kilka miesięcy, w przypadku Me And That Man przerwa trwała ponad półtora roku. Osoby znające "Vol. 1" w tym momencie mogłyby przestać czytać tę recenzję, ponieważ wiedzą już dokładnie, czego się spodziewać. "Dwójka" jest bezpośrednią kontynuacją "jedynki" i można mieć wrażenie, że oba materiały powstały podczas jednej sesji nagraniowej.
Kiedy w październiku 2019 roku ekipa Obscure Sphinx wchodziła do studia, aby zarejestrować następcę "Epitaphs", nikt nie spodziewał się, że w przeciągu pół roku cały świat stanie na głowie. Nowy krążek nie ukazał się do dziś i mimo braku oficjalnych informacji obstawiam, że główną tego przyczyną jest szalejąca na świecie pandemia. Czas oczekiwania na czwarty album w dyskografii zespół starał się nam umilić duetem "Thaumaturgies". Są to wydawnictwa nagrane na żywo. Pierwszą część można w zasadzie uznać za standardową koncertówkę, ponieważ jest to występ zarejestrowany w 2018 roku w warszawskiej Progresji. Druga jest czymś zdecydowanie innym - stanowi zapis ambientowych improwizacji, które powstały w tym samym roku.
Czerwcowy koncert Tworzywa na szczecińskiej Łasztowni i sierpniowy w Filharmonii były doskonałą okazją do wielkiej powtórki z dyskografii artysty i wszelkich projektów, w których brał udział. Portfolio jest tutaj wyjątkowo szerokie, ponieważ po typowo hiphopowych początkach nadszedł czas na eksperymenty brzmieniowe oraz stworzenie Tworzywa razem z bratem i kilkoma innymi muzykami. Ostatnie lata pod tym szyldem to odsłona zdecydowanie najbardziej piosenkowa, wręcz przebojowa - nadająca się do radia. Pośród tych bardzo chwytliwych utworów często brakowało mi wyraźnego, głębszego przekazu czy historii, które pojawiały się we wczesnych latach kariery solowej Fisza. Nie zmienia to faktu, że po dwóch świetnych koncertach niecierpliwie czekałem na premierę "Ballad i Protestów".
Myśląc o nowoczesnym sprzęcie audio, takim jak streamery, słuchawki bezprzewodowe czy głośniki sieciowe, zwykle mamy z tyłu głowy jedną myśl - aby był to produkt na poziomie, lepiej trzymać się...
Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze,...
Ostatnio coraz częściej słyszę wokół zrzędzenie, że wszystko wokół nas staje się coraz gorsze, że nie ma już pachnących pomidorów i prawdziwego chleba, że w telewizji puszczane są same bzdury...
A ja uważam, tak właśnie uważam, słowo klucz, żeby podejść do tego w wyluzowany i spokojny sposób jak ktoś to kupuje to znaczy że go na niego stać i pewnie ma g...
"Po "Synchronicity" zespół się rozpadł. Powód?...". Kompletna nieprawda! Ten zespół się nigdy nie rozpadł. Po prostu zawiesili koncertowanie i robienie nowych r...
@R Bardzo mi się podobało "Poza tym pełno dźwięków z instrumentów o których nawet nie słyszałem i prezenterów jak cudownie ich sprzęt oddaje ich barwę i dynamik...
Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...
In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...
Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...
Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...
Przeglądając strony internetowe i katalogi firm zajmujących się produkcją audiofilskiego sprzętu, prawie zawsze zaglądam do zakładek opisujących ich historię i filozofię. Dziś podobno już niewielu ludzi zwraca na to uwagę, ale prawdziwi hobbyści na pewno interesują się wszystkim, co wiąże się ze sprzętem hi-fi. Sęk w tym, że nie każda...
Cytaty
Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.