Rega to brytyjska firma, która zdobyła uznanie melomanów głównie dzięki produkcji wysokiej jakości gramofonów. Klienci czasami zapominają jednak, że jej katalog obejmuje znacznie szerszy asortyment komponentów stereo, takich jak wzmacniacze, odtwarzacze płyt kompaktowych czy zestawy głośnikowe. Wydawałoby się, że im większą popularnością i uznaniem na całym świecie będą cieszyły się gramofony tej marki, takie jak chociażby niezwykle popularne modele z serii Planar, tym więcej osób zainteresuje się innymi oferowanymi przez nią urządzeniami, jednak, elektronika Regi wciąż pozostaje w cieniu tej sławy. Jedną z przyczyn może być to, że gramofony firmy założonej przez Roya Gandy'ego stały się niemal synonimem renesansu winyli, który obserwujemy w ostatnich dekadach. O renesansie płyt kompaktowych, mimo pewnych oznak świadczących o tym, że format ten nieugięcie utrzymuje się na powierzchni, trudno jednak mówić, więc nawet bardzo fajne top-loadery Regi nie zrobiły takiej kariery jak gramofony. Pozostają jednak wzmacniacze i tutaj Rega może moim zdaniem namieszać.
Miłośnicy wysokiej klasy sprzętu grającego są wybredni, czasami nawet do przesady. Poszukiwanie coraz lepszego dźwięku jest jednak wpisane w audiofilskie hobby, więc nikogo nie powinno dziwić to, że nieustannie wynajdujemy rzeczy, które można jeszcze poprawić - w sprzęcie, wystroju pokoju odsłuchowego, sposobie ułożenia kabli na podłodze i fazach Księżyca. W ostatnich latach wszyscy mamy jednak wspólny powód do narzekania. Jest nim inflacja i wszystko, co się z nią wiąże. Gdy po raz kolejny czytam, jakie to dostępne na rynku urządzenia są brzydkie, złe, paskudne i plastikowe, a firmy, które jeszcze trzymają poziom, wywindowały ceny do poziomu stratosfery, odruchowo mam ochotę zamknąć okno przeglądarki. Później wracam jednak do swoich obowiązków i trudno mi powstrzymać myśl, że podobne komentarze mają coraz mocniejsze oparcie w rzeczywistości. Wzmacniacz, który bynajmniej nie jest szczytem marzeń audiofila i jest zbudowany w oparciu o gotową końcówkę mocy pracującą w klasie D, może już kosztować cztery albo dziesięć tysięcy złotych. Taki, który naprawdę powoduje szybsze bicie serca nawet u doświadczonego melomana - dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści tysięcy i więcej. Istnieją tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze - dać sobie spokój, kupić w miarę porządny głośnik bezprzewodowy i słuchać muzyki w nadziei, że pewnego dnia ceny spadną i każdy będzie mógł pozwolić sobie na zakup hi-endowego sprzętu. Drugie to szukać wysokiej jakości i normalnych cen tam, gdzie mało kto zagląda - w katalogach skromnych manufaktur, które nie zdobyły setek branżowych nagród i nie mają osiemdziesięciu dystrybutorów na całym świecie. Taką maleńką, rodzinną firmą jest Serblin & Son, a jej najtańszym produktem jest wzmacniacz zintegrowany o nazwie Performer.
Thor to w mitologii nordyckiej bóg burzy i piorunów, ale także małżeństwa, sił witalnych, rolnictwa i ogniska domowego. Miał być bardziej przychylny ludziom niż jego ojciec, Odyn, choć równie gwałtowny. Podróżował rydwanem zaprzężonym w kozły, Tanngrisnir i Tanngnjóstr. Przedstawiano go zwykle jako mocarza z rudą brodą oraz trzema kluczowymi atrybutami - pasem podwajającego jego moc, żelaznymi rękawicami i wielkim bojowym młotem o nazwie Mjolnir (Mjølner). Kiedy Thor nim rzucał, młot zawsze do niego wracał, uprzednio oczywiście miażdżąc cel ataku swojego pana ("Mjøl" we współczesnym norweskim oznacza dosłownie "mąka" lub "proszek", więc "Mjølner" można rozumieć jako "mielący na proch"). Uderzeniu tej niezwykłej broni miały towarzyszyć pioruny. O tym, jak cenny był ów młot dla Thora, może świadczyć pieśń opowiadająca o tym, do czego posunął się, gdy olbrzym o imieniu Thrym ukradł Mjolnir, żądając za jego zwrot ręki bogini Frei. Według tej legendy Thor, za namową Heimdalla, strażnika Asgardu, miał przebrać się za Freję, osłoniwszy się welonem. Myśląc, że plan się powiódł, Thrym i jego kompani wyprawili wesele, podczas którego prawowity właściciel Mjolnira chyba na chwilę zapomniał o swojej misji i dał się ponieść emocjom. Zjadł bowiem osiem łososi i wołu, co wywołało zaniepokojenie olbrzymów, jednak Loki wytłumaczył ten fenomen, mówiąc, że "panna młoda" w oczekiwaniu na swoje zaślubiny z Thyrymem nie jadła przez tydzień. Pod koniec biesiady, kiedy zgodnie z tradycją złożono Mjolnira na łonie przebranego za Freję Thora, by przypieczętować akt małżeństwa, ten chwycił swój młot i wymordował olbrzymów bez najmniejszego problemu. Nie dziwi zatem fakt, że Mjolnir stał się najpopularniejszym symbolem stosowanym przez Skandynawów nie tylko w średniowieczu, ale nawet dziś, chociażby w herbach i godłach. A co to ma wspólnego z bohaterem niniejszego testu? Cierpliwości...
Jeżeli interesujecie się sprzętem grającym, z pewnością nie raz natknęliście się na rozbudowane opisy zestawów głośnikowych, wzmacniaczy, streamerów, a nawet wkładek gramofonowych, kabli i rozgałęziaczy. Nawet kiedy wszystkie funkcje i właściwości danego urządzenia są już omówione, kiedy dowiedzieliśmy się wszystkiego o historii marki (będącej oczywiście liderem w danej dziedzinie) i jej zaangażowaniu w dostarczanie melomanom zoptymalizowanych rozwiązań hi-fi (w prasówkach często można znaleźć elementy korporacyjnej nowomowy), przeczytamy jeszcze o tym, że opisywany model będzie świetnie prezentował się w każdym wnętrzu, a jego opakowanie zostało wykonane z materiałów nadających się do recyklingu i zadrukowane tuszem sojowym. Nie ma w tym nic dziwnego. Każdy chce swój produkt sprzedać, szczególnie jeśli mówimy o urządzeniu, które ma trafić do masowego odbiorcy, takim jak nowy wzmacniacz sieciowy Denona o jakże odkrywczej nazwie Home Amp. O jego premierze zostałem poinformowany z wyprzedzeniem, więc spodziewałem się, że będzie to spore wydarzenie, a materiały marketingowe będą nawet obszerniejsze niż zwykle, bo wiele firm sprzedałoby duszę diabłu, aby mieć w swojej ofercie taki kompaktowy, mocny i funkcjonalny piecyk. Myliłem się. A to dopiero początek historii...
Choć wśród projektantów sprzętu grającego nie brakuje ekscentryków, szaleńców i oszołomów, niewielu zdołało swoimi oryginalnymi pomysłami zadziwić świat do tego stopnia, aby ich nazwisko było kojarzone równie dobrze, a w niektórych kręgach nawet lepiej niż firma, pod której skrzydłami działali. Nawet jeśli uważacie się za doświadczonych audiofilów, założę się, że mielibyście problem z dopasowaniem nazwisk konstruktorów do znanych wszystkim marek, o ile oczywiście nie jest to jedno i to samo, jak w przypadku Cardasa, McIntosha, Kimbera czy Dana D'Agostino. Zdziwiłbym się jednak, gdybyście - mając się za audiofilów - nie wiedzieli, kim był i co takiego stworzył Franco Serblin. Niestety nie miałem okazji go poznać, ale musiał to być niezwykle utalentowany i charyzmatyczny jegomość. Melomani szaleli za jego kolumnami, a koledzy po fachu albo szczerze podziwiali, albo kompletnie lekceważyli jego projekty. Nie jest tajemnicą, że Franco miał w głębokim poważaniu parametry i pomiary. Podczas gdy konkurencja zmierzała w stronę projektowania komputerowego, próbując rozwiązać wszystkie problemy związane z reprodukcją dźwięku za pomocą nauki, założyciel firmy Sonus Faber polegał na własnych uszach i skupiał się na tym, co podpowiadała mu intuicja. Miał wrodzony talent i ufał mu bezgranicznie. Tworząc swoje kolejne dzieła, wolał słuchać niż analizować wykresy. To, że stworzone przez niego zestawy głośnikowe wyglądają wspaniale i do dziś budzą podziw swoją formą, nie ulega wątpliwości. O wiele ważniejsze jest jednak to, czego nie widać na zdjęciach - dźwięk. A ten zdaniem większości audiofilów jest wyjątkowy, hipnotyzujący, niepowtarzalny. Nic dziwnego, że dzieło pana Serblina jest dziś kontynuowane i to nie tylko przez firmę, której poświęcił ponad trzydzieści lat, ale także przez inne, mniejsze manufaktury założone i prowadzone przez jego krewnych. Jedną z nich jest Serblin & Son.
Unison Research to jeden z najbardziej cenionych producentów wzmacniaczy lampowych i hybrydowych. Włoska firma jest z nimi utożsamiana tak mocno, że próby wprowadzenia na rynek innych urządzeń, takich jak odtwarzacze płyt kompaktowych, przedwzmacniacze gramofonowe, wzmacniacze słuchawkowe czy gramofony, spotykają się z mieszanymi reakcjami, zupełnie jakby większość klientów oczekiwała od Unisona tylko kolejnych nietuzinkowych piecyków. Sukcesem zakończyło się tylko podejście do zestawów głośnikowych, ale być może tylko dlatego, że tym działem zajmuje się inna marka - Opera Loudspeakers. Obie dzielą tę samą fabrykę, mieszczącą się w przemysłowej dzielnicy malowniczego miasta Treviso. O ile w swoich źródłach i wzmacniaczach hybrydowych Unison Research trzyma się jednej, swoją drogą dość powściągliwej jak na włoską manufakturę koncepcji stylistycznej, o tyle jego lampowce to już prawdziwy odjazd. W wielu modelach pojawiały się oryginalne pomysły, których później nie kontynuowano, takie jak chociażby radiatory przypominające skrzydła czy ozdobne panele wykonane ze szkła odpornego na działanie wysokich temperatur. W chwili obecnej oprócz flagowego wzmacniacza Absolute 845 w zakładce z lampowymi integrami znajdziemy aż dziesięć innych konstrukcji - Simply Italy, Triode 25, S6, Preludio, Sinfonia, Performance, Sinfonia Anniversary, Performance Anniversary, SH (który jest wzmacniaczem słuchawkowym i znalazł się tu chyba tylko dlatego, że nie było dla niego lepszego miejsca) oraz Simply 845. Z wieloma z nich miałem przyjemność się zapoznać, a z jednym witam się każdego dnia. Do odsłuchu tych największych jakoś mi się nie spieszyło, ale wreszcie się przełamałem, a skoro tak bardzo spodobał mi się maleńki Preludio, postanowiłem "przeskoczyć" Sinfonię i wziąć na warsztat potężny model Performance Anniversary.
Marka Soul Note to japońska marka należąca do przedsiębiorstwa CSR z siedzibą mieście Sagamihara, w prefekturze Kanagawa. Firma została założona w 2004 roku przez byłych pracowników Marantza, z których kluczową postacią był utalentowany projektant, Norinaga Nakazawa. Niezadowolony z rozwoju sytuacji w korporacji, w której przepracował wiele lat, postanowił założyć własny biznes, kierując swoje produkty do audiofilów potrafiących docenić wysoką jakość wykonania i brzmienia, ale nie dysponujących budżetem rzędu dziesiątek czy setek tysięcy dolarów. Na rynku europejskim Soul Note zaczynał od średniej półki. SA300, SC300, SD300, SC710 i SA730 były idealnymi urządzeniami dla melomanów chcących wzbić się ponad poziom budżetówki lub nawet porównywalnej cenowo masówki. W 2015 roku zachwycaliśmy się wycenionym wówczas na niecałe sześć tysięcy złotych przetwornikiem SD300, następnie wzięliśmy na warsztat odtwarzacz SC300 i wzmacniacz zintegrowany SA300, a potem przetestowaliśmy starszego brata tego ostatniego, SA710. Co tu dużo mówić - świetny sprzęt, choć żaden z wymienionych modeli nie stał się bestsellerem, zapewne dlatego, że młodym, mało znanym, nie dysponującym ogromnymi budżetami reklamowymi firmom zawsze ciężko jest się przebić, a kiedy tworzy się produkty dla koneserów, nie ma co liczyć na sprzedaż idącą w tysiące egzemplarzy. Po tych dwóch, może trzech latach o japońskiej marce już niewiele się słyszało, ale później nastąpiło odrodzenie. I to w wielkim stylu.
Zagłębiając się w historyczne zapiski, aż trudno uwierzyć, jak niesamowicie zacofanym i odizolowanym od reszty świata krajem była Japonia w drugiej połowie XIX wieku. Za rządów siogunatu Tokugawa panował podział społeczeństwa na cztery klasy. Żyjący z wojny samuraje stracili główne źródło dochodu i nie mogli podejmować żadnej innej pracy. Panowie feudalni ubożeli, o chłopach i rzemieślnikach już nie wspominając. Handel zagraniczny został ograniczony do wymiany towarów z sąsiednimi krajami, Chinami i Koreą. Spośród kupców z Europy do Japonii sporadycznie zaglądali jedynie Niderlandczycy, przy czym interesy z nimi załatwiano tylko w jednym miejscu - na wyspie Dejima w zatoce Nagasaki. Prowadzący niemal średniowieczny styl życia Japończycy musieli wybudzić się z letargu. Zainspirował ich do tego Matthew Calbraith Perry. Nie, nie chodzi o zmarłego aktora, ale komodora Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, który najpierw w pokojowy sposób (mając na uwadze to, jak jego przodkowie rozprawiali się z indiańskimi plemionami, to dość zaskakujące) zaproponował Japończykom współpracę, jednak kiedy ci równie kulturalnie poprosili go, żeby spływał, wrócił na czele floty ośmiu potężnych okrętów, na widok których mieszkańcom Kraju Kwitnącej Wiśni opadły kopary. Wiedzieli, że gdyby doszło do bitwy, nie będzie z nich czego zbierać. Po podpisaniu w 1854 roku Traktatu z Kanagawy nienawiść do cudzoziemców zaczęła przeradzać się w chęć dorównania im. W 1862 roku Japończycy kupili brytyjski parowiec i wysłali pięciu samurajów na misję, w trakcie której udało się nawiązać współpracę z Brytyjczykami. 14 października 1868 roku nastąpiła intronizacja cesarza Mutsuhito, a kilka dni później ogłoszono nastanie ery Meiji, zwanej również Epoką Oświeconych Rządów. Aby dogonić cywilizowany świat, po kolei reformowano praktycznie wszystko. Zrezygnowano z systemu "podwójnej stolicy", zrewizodwano system feudalny, renegocjowano umowy międzynarodowe, wprowadzono nową walutę bazującą na systemie dziesiętnym i utworzono Bank Japonii, wzorowany na podobnych instytucjach amerykańskich i brytyjskich. Ponad sto pięćdziesiąt lat później po biednej, zacofanej, odizolowanej od świata i odpornej na jakiekolwiek zmiany Japonii nie ma już śladu. Dziś to my patrzymy na Japończyków jak na ludzi żyjących w przyszłości. I w dalszym ciągu chętnie kupujemy od nich wszystko, co można podłączyć do prądu.
Fezz Audio to polski producent elektroniki audio znany miłośnikom muzyki przede wszystkim z konstrukcji lampowych. Dizajnerskie obudowy, atrakcyjna cena, świetne materiały i ciągle poszerzająca się oferta sprawiły, że polskie lampowce i urządzenia peryferyjne, takie jak chociażby dobrze przyjęte przedwzmacniacze gramofonowe, coraz bardziej zyskują na popularności nie tylko pośród naszych rodaków, ale również zagranicą. Właśnie z tego powodu podejrzewam, że niejeden fan marki podrapał się po głowie, kiedy podczas ubiegłorocznej wystawy Audio Video Show podlaska firma zaprezentowała nową linię wzmacniaczy, tym razem - nie do wiary - tranzystorowych. Możliwe, że towarzyszące tej premierze zdziwienie zwiedzających było niepotrzebnie i nie do końca usprawiedliwione, ponieważ marka Fezz Audio wyrosła na plecach cenionej firmy Toroidy, której nazwa w prostej linii pochodzi zresztą od słowa "torus". Macierzyste przedsiębiorstwo od wielu lat zajmuje się produkcją transformatorów toroidalnych. Wykorzystanie ich we wzmacniaczach lampowych od samego początku było odbierane jako kontrowersyjne, nieszablonowe, ale gdyby w pierwszej kolejności wprowadzono na rynek modele tranzystorowe, nikt nie mógłby się do tego pomysłu przyczepić. Teraz jednak marka kojarzona jest niemal wyłącznie ze wzmacniaczami lampowymi, a seria Torus miała wyznaczyć dla niej nowy kierunek, równocześnie nawiązując do korzeni i robiąc użytek z tego, co wypracowano już wcześniej. Czy to dobry znak? Czy jeśli szukamy nowego tranzystora, to Torusy są nam pisane, czy to takie pierwsze koty za płoty dla Fezz Audio i może lepiej poczekać na coś innego?
O historii i filozofii firm takich jak Rega można napisać książkę. Żeby nie być gołosłownym, powiem tylko, że takowa już istnieje, nosi tytuł "A Vibration Measuring Machine" i szczegółowo portretuje dzieje brytyjskiej firmy, od narodzin jej założyciela Roya Gandy'ego do dnia dzisiejszego, opisując kluczowe wydarzenia i proces powstawania nowych produktów. Nie będę zagłębiał się w ten temat, ponieważ po pierwsze zajmuje się tym już jeden z moich redakcyjnych kolegów, a po drugie bohater naszego dzisiejszego testu jest tak intrygujący, że z pewnością będę miał o czym opowiadać. Jeżeli jednak spodziewaliście się, że będzie to najnowszy flagowy gramofon Naia, pudło. Fakt, jest przepiękny, zastosowane w nim rozwiązania techniczne wydają się niezwykle oryginalne, a sama tylko renoma marki czyni go oczywistym kandydatem do odsłuchu dla każdego audiofila szukającego hi-endowej szlifierki, ale ja jestem jedną z tych osób, które uważają, że komponenty elektroniczne i zestawy głośnikowe Regi są równie fascynujące jak jej "maszyny mierzące wibracje". Dlatego właśnie skusiłem się na sprzęt z zupełnie innej kategorii.
Kaczadupa