Hegel H190v
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Hegel to norweska firma, która zdobyła uznanie dzięki produkcji wysokiej jakości wzmacniaczy i przetworników cyfrowo-analogowych. Urządzenia Hegla zawsze były cenione za neutralność, klarowność, dynamikę i uniwersalność. Odnoszę nawet wrażenie, że dla wielu klientów to właśnie ta ostatnia cecha okazała się kluczowa. Kiedy sercem naszego systemu stereo jest tak wszechstronny i mocny piecyk, mamy pełną dowolność w kwestii wyboru pozostałych elementów, w tym tego najważniejszego - zestawów głośnikowych. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia, jakimi chwalą się posiadacze sprzętu Hegla i wizualizacje zamieszczone na stronie producenta. KEF, Bowers & Wilkins, Sonus Faber, Pylon Audio, DALI, ProAc - samymi obrazami norweska manufaktura sugeruje, że jej sprzęt zagra ze wszystkim i w każdych okolicznościach przyrody. Jedną z najpopularniejszych konstrukcji Hegla był wzmacniacz H190, następca znakomitego H160. Dla mnie model ten zawsze był "drugim od dołu" - niezależnie od tego, czy w danym momencie formalnie się to zgadzało. Podstawowym piecykiem tej marki przez długi czas był H90, jednak oprócz niego wprowadzono jeszcze takie modele jak Röst czy H120. I choć każdy z nich miał swoje plusy, aby pójść dalej, trzeba było przesiąść się na H190, bo dopiero on był zauważalnie większy i oferował znacznie wyższą moc. Tak zostało do dziś. H95 oddaje 60 W na kanał przy 8 Ω, H120 - 75 W, a H190 - 150 W. Z tym, że H190 jest już niedostępny. Jego miejsce zajął H190v. Mała zmiana, wielka różnica? Sprawdźmy!
Hegel H190, znany ze swojej mocy i precyzyjnego dźwięku, zyskał status jednego z najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych w swojej kategorii cenowej. Lubię ten wzmacniacz i wielokrotnie polecałem go melomanom, którzy chcieli skompletować porządny system stereo, ale nie byli jeszcze w stu procentach pewni co do swoich preferencji brzmieniowych. W takiej sytuacji staram się nie przekonywać nikogo do sprzętu w stylu wzmacniacza lampowego i nietypowych kolumn, które grają dobrze tylko wtedy, gdy poświęci się wiele godzin na znalezienie optymalnego ustawienia. Do tego trzeba dojrzeć, a taki Hegel z dowolnymi porządnymi głośnikami, z którymi nie trzeba się specjalnie męczyć - miodzio. Streaming na pokładzie, jak ktoś lubi, to jeszcze wejście optyczne do podłączenia telewizora, kilka kabli, dziesięć minut roboty i mamy system do wszystkiego. Szczerze mówiąc, Hegla H190 znam tak dobrze, że byłem święcie przekonany, że dawno był już testowany na łamach naszego magazynu i z tego powodu nie chciałem wypożyczać H190v. Za mała różnica, musiałbym się powtarzać. Ale nie - H190 to akurat ten Hegel, który nie trafił w nasze łapska. Mam więc okazję nadrobić zaległości, a sprawa jest o tyle ciekawa, że H190v nie jest ani większy, ani mocniejszy od swego pierwowzoru. A 90% to ten sam wzmacniacz, co jest o tyle dziwne, że Norwegowie w każdej kolejnej generacji swoich urządzeń lubią wprowadzać udoskonalenia nie tylko w sekcji cyfrowej, ale także analogowej. Nowy zasilacz, preamp z wyższego modelu, druga odsłona systemu SoundEngine… Tym razem postawili na coś innego - wyposażenie.
Wygląd i funkcjonalność
H190 zadebiutował w 2017 roku, stając się jednym z najpopularniejszych urządzeń w ofercie firmy i trafiając do osób szukających wydajnego wzmacniacza zintegrowanego z szeroką gamą wejść. Wersja H190v, która pojawiła się na rynku jako udoskonalona wersja tego modelu, już w momencie premiery wywołała niemałe zainteresowanie wśród audiofilów. Przeznaczony nie tylko dla osób słuchających muzyki cyfrowej, ale także dla entuzjastów winylu, model H190v został wzbogacony o nowe funkcje, z których najważniejsze jest wejście gramofonowe. Kryjący się za nim phono stage ma być blisko spokrewniony z przedwzmacniaczem V10, który wprowadzano do sprzedaży trzy lata temu. Wieść o tym, że manufaktura z Oslo zaprezentowała właśnie preamp gramofonowy, a nie przetwornik, streamer, końcówkę mocy lub kolejną integrę, była dość szokująca. Pamiętam, że wielu klientów czekało wówczas na aktualizację oprogramowania, dzięki której ich wzmacniacz byłby kompatybilny z Roonem. Byli wściekli, że sprawa się przeciągała, a Norwegowie w tym czasie zajmowali się czymś tak "niepotrzebnym" jak phono stage. Rzecz w tym, że na opóźnienie w procedurze przyznawania certyfikatu Roon Ready nie mogli nic poradzić. Zgłosili wszystko na czas i czekali tak samo jak klienci, którzy nabyli H120, H190, H390 i H590. V10 nikomu nie ukradł cennego czasu i nie spowodował opóźnienia w pracach nad innymi klockami. Tak naprawdę był to poboczny, hobbystyczny projekt założyciela firmy, Benta Holtera, który przeobraził się w gotowy produkt i trafił do sprzedaży tylko dlatego, że okazał się naprawdę dobry. Nie sądziłem, że zostanie wykorzystany ponownie, a tym bardziej nie spodziewałem się, że zobaczymy go - nawet jeśli jest to odchudzona wersja - w kolejnym wzmacniaczu zintegrowanym. A jednak.
TEST: Hegel H600
Mimo że lubię gości z Hegla i wypiłem z nimi niejedno piwo (piszę to, żeby było jasne, czy w kwestii sprzętu tej marki jestem obiektywny - nie), uważam, że mają zdolności godne niektórych polityków. Aby się o tym przekonać, trzeba dłużej siedzieć w temacie, obserwować doniesienia z rynku i przeanalizować wiadomości, które serwowano nam wiele lat temu, ale i tak uważam, że warto. Chodzi mi rzecz jasna o to, jak poglądy Norwegów ewoluują i jak potrafią oni to uargumentować. Przykłady? Kiedy wprowadzali odtwarzacz płyt kompaktowych Mohican, miało to być ostatnie tego typu źródło w ich katalogu. Skandynawowie są postępowymi ludźmi, więc sami już dawno przerzucili się na pliki i streaming, a odtwarzacz CD produkowali tylko dlatego, że od czasu do czasu ktoś takowy kupował. Niedawno rozmawiałem o tym z Piotrem Guzkiem, organizatorem koncertów i imprez muzycznych, w tym cieszących się dużym zainteresowaniem prezentacji z cyklu "Audiofil". "Tomek, ja mam prawdopodobnie kilkanaście albo kilkadziesiąt tysięcy płyt, bez odtwarzacza jestem jak bez ręki!" - powiedział. Wielu melomanów ma podobne odczucia, o czym pisałem niedawno w poradniku na temat przyszłości płyt kompaktowych. Hegel się zatem ugiął i po wycofaniu Mohicana od razu zaprezentował jego następcę - Vikinga. Drugim przykładem zmiany frontu jest aplikacja Hegel Control. Norwegowie uparcie twierdzili, że nie wprowadzą własnej apki, ponieważ użytkownik powinien kontrolować swój sprzęt bezpośrednio z aplikacji muzycznych, takich jak TIDAL czy Roon. Pod koniec zeszłego roku się jednak ugięli. Co prawda Hegel Control to tylko coś w rodzaju pilota do sprzętu, który można odpalić na telefonie lub tablecie, ale fakt pozostaje faktem. Aplikacji z logiem Hegla miało nigdy nie być, a jest.
Trzeci, kluczowy z punktu widzenia bohateru naszego testu, przykład dotyczy wyposażenia wzmacniaczy zintegrowanych. Och, ileż razy słyszałem, że integry Hegla celowo nie mają zbyt wielu gniazd analogowych, pętli magnetofonowych, wyjścia słuchawkowego, phono stage'a ani innych tego typu bajerów, bo tylko część klientów takich funkcji potrzebuje, a płacić muszą wszyscy. Hegel twierdził, że wszystkie tego typu dodatki niepotrzebnie podnoszą koszt produkcji wzmacniacza, a środki te lepiej przeznaczyć na lepsze "bebechy", metalową obudowę i tak dalej. Aż tu nagle dochodzimy do momentu, w którym wszystko to stało się nieaktualne. H190v ma wbudowany nie byle jaki przetwornik, łączy się z siecią, odtwarza muzykę z plików i serwisów strumieniowych, obsługuje AirPlay, Spotify Connect i Roona, można go kontrolować za pomocą pilota od telewizora (funkcja TV Remote), a dodatkowo jeszcze duże gniazdo słuchawkowe z przodu i wejście dla gramofonów z wkładką MM. Brakuje chyba tylko łączności bezprzewodowej - Wi-Fi i Bluetooth. Norwegowie twierdzą, że nigdy takich funkcji nie wprowadzą, bo to brzydkie, mało audiofilskie, wprowadza zniekształcenia, zabija radość słuchania i w ogóle idź pan banany prostować. Jeżeli się złamią - a jak pokazuje historia, jest na to spora szansa - pewnie będą mówić, że jednak klienci tego potrzebowali, dystrybutorzy naciskali, a poza tym Bluetooth z tymi nowymi bezstratnymi kodekami jest lepszy, niż mogłoby się wydawać i teraz już naprawdę idzie tego słuchać.
Z zewnątrz H190v to Hegel jak każdy inny. Metalowa obudowa jest naprawdę solidna, a panel frontowy to gruba płyta wykonana z wysokiej jakości anodowanego aluminium. Prostota tego wzmacniacza, z wyraźnymi liniami i minimalistycznym wykończeniem, sprawia, że doskonale pasuje on do każdego wnętrza. W centralnej części przedniej ścianki znajduje się duży, czytelny wyświetlacz, który informuje o wybranym źródle dźwięku i poziomie głośności. Daje także dostęp do pokładowego menu, jednak aby się do niego dostać, trzeba przestudiować instrukcję obsługi lub wskazówki producenta zawarte na oddzielnej stronie internetowej "dla wtajemniczonych". Używając odpowiedniej kombinacji przycisków na pilocie, można ustawić na przykład maksymalny lub startowy poziom głośności. Po obu stronach wyświetlacza znalazły się duże, wygodne w użyciu pokrętła - lewe do wyboru źródła, prawe do regulacji siły głosu. Główny włącznik zamontowano od spodu, aby nie zaburzał symetrii panelu czołowego. Co ciekawe, H190v miał być dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych - czarnej i białej, jednak w sklepach funkcjonuje tylko ta pierwsza. Widoczne są wizualizacje drugiej odmiany, jednak kiedy rozwiniemy menu z dostępnymi wariantami, wymieniony jest tylko jeden. Czy wersja biała pojawi się w sprzedaży później, czy może nigdy się jej nie doczekamy? Podczas ostatniej transmisji na żywo z siedziby firmy reprezentujący ją Andreas Bjørnstad wyraźnie skrzywił się na pytanie o wykończenia inne niż klasyczna czerń. Coś mi się wydaje, że ostatecznie miłośnikom ekstrawaganckiego sprzętu pozostanie pomalować sobie obudowę sprayem (co się pewnie nie uda, bo to "amelinium").
Wychodzi na to, że pod względem wyposażenia i funkcjonalności H190v przebija każdy inny piecyk w ofercie Hegla, wliczając w to modele H400 i H600. Myślę nawet, że ciężko będzie znaleźć użytkownika, który wykorzysta wszystkie możliwości tego wzmacniacza.Jeśli chodzi o funkcjonalność, Hegel H190v oferuje naprawdę ogromną wszechstronność. Dzięki różnorodnym wejściom użytkownicy mogą podłączyć do norweskiej integry praktycznie każde źródło dźwięku. Oprócz klasycznych wejść RCA i XLR wzmacniacz oferuje także wejścia cyfrowe, w tym optyczne, koaksjalne i USB typu B, co sprawia, że urządzenie jest kompatybilne z niemal wszystkimi nowoczesnymi źródłami audio. Dzięki funkcji TV Remote użytkownik może zaprogramować wzmacniacz tak, aby reagował na polecenia wydawane za pomocą pilota od telewizora. Zawsze to mniej gratów na stoliku, prawda? Wejścia liniowe można przełączyć w tryb HT (Home Theater), omijając wbudowany przedwzmacniacz. Nasza integra stanie się wtedy końcówką mocy, którą będziemy mogli podłączyć do systemu kina domowego lub multiroom. Niewiele osób to praktykuje, ale jeżeli chcemy połączyć oba te światy, jest to jakieś rozwiązanie. Dla bardziej zaawansowanych użytkowników H190v oferuje również sterowanie IP w celu integracji systemu inteligentnego domu takich marek jak Control4, Crestron czy Savant.
Nowością w wersji H190v jest wejście phono. Jak informuje producent, dzięki zastosowaniu przedwzmacniacza gramofonowego użytkownicy mogą podłączać gramofony z wkładkami MM bezpośrednio do wzmacniacza. Co więcej, owo wejście gramofonowe to pomniejszona wersja przedwzmacniacza gramofonowego V10, która zdaniem Norwegów zapewnia szczegółowy, rozległy i mocny dźwięk. Nie zapomniano także o dużym, złoconym zacisku uziemiającym, więc o ile mamy "patefon" z wkładką typu Moving Magnet, dostajemy w zasadzie wszystko, co będzie nam potrzebne, aby rozpocząć odsłuch czarnych płyt. O ile jednak opowieści producenta są niezwykle kuszące, o tyle ciężko powiedzieć, aby phono stage w H190v był w rzeczywistości bardzo blisko spokrewniony z V10. Okej, możliwe, że zasadniczy układ elektroniczny jest podobny, ale okrojono go bardzo mocno. Wystarczy spojrzeć na tylny panel i wnętrze V10, aby przekonać się, że phono stage w H190v to tylko daleki krewny tego urządzenia. W V10 zastosowano też zupełnie inne, o wiele lepsze gniazda RCA. Szkoda, że w integrach nadal są takie "zwyklaki". A przecież mamy tylko pięć par tego typu gniazd. Nie sądzę, aby podniesienie ich standardu kosztowało majątek. Wyjątkowo solidne są natomiast terminale głośnikowe. Ostatnim elementem wyposażenia jest gniazdo słuchawkowe 6,3 mm, które połączono z dedykowanym wzmacniaczem. Sygnał dla nauszników jest więc obsługiwany przez osobną sekcję urządzenia, a nie "podbierany" z końcówki mocy.
Wychodzi na to, że pod względem wyposażenia i funkcjonalności H190v przebija każdy inny piecyk w ofercie Hegla, wliczając w to modele H400 i H600. Myślę nawet, że ciężko będzie znaleźć użytkownika, który wykorzysta wszystkie możliwości tego wzmacniacza, od wejścia gramofonowego przez streaming z różnych platform i integrację z systemem inteligentnego domu aż po sterowanie za pomocą pilota od telewizora (chociaż ten dodawany w zestawie jest naprawę ładny - metalowy i niezwykle zgrabny). Jeżeli wychodzicie z założenia, że lepiej coś mieć i nie potrzebować niż potrzebować i nie mieć, H190v jawi się jako idealne serce zestawu hi-fi. Pytanie tylko, ile Hegel sobie za to wszystko liczy. I tu zaskoczenie. Okazuje się, że wprowadzenie tych wszystkich gadżetów nie było pretekstem do skokowego podniesienia ceny. H190 kosztował 15 999 zł, a H190v oficjalnie kosztuje 16 699 zł. Serio, tylko 700 zł za wbudowany phono stage i kilka innych poprawek, takich jak chociażby lepszy zasilacz dla sekcji przedwzmacniacza? To jest na tyle uczciwe, że nikt nie będzie tęsknił za poprzednim modelem. A czy jego następca zachował to, co było w nim najlepsze? Zaraz się przekonamy.
Brzmienie
Hegel H190v to wzmacniacz, który nie szuka sensacji, nie przyciąga wzroku ostentacyjnymi detalami ani nie stara się zwrócić na siebie uwagi tanimi sztuczkami. Tak naprawdę mamy tu całkowite przeciwieństwo efekciarskiego grania. No, może poza kilkoma wyjątkami, jednak w tych aspektach H190v robi wrażenie jakością, a nie chęcią wyróżnienia się z tłumu. Można powiedzieć, że brzmienie opisywanej integry doskonale oddaje filozofię norweskiej firmy w projektowaniu sprzętu audio. Z zewnątrz minimalizm, z tyłu wszechstronność i uniwersalność, a wszystko to zrobione z gustem, wyczuciem i skupieniem na głównej funkcji, jaką taka aparatura ma pełnić - oddać muzykę w najczystszej formie, bez zbędnych ozdobników czy efektów, które przytłoczą przekaz. H190v to wzmacniacz, który nie przeprowadza na nas eksperymentów. Zamiast tego otrzymujemy dopracowaną maszynę, której brzmienie zostało dopieszczone, dostrojone i wyrównane tak, aby dać nam produkt gotowy, by zmierzyć się z każdym repertuarem.
PORADNIK: Jak wybrać wzmacniacz zintegrowany
Nie ma wątpliwości, że jednym z najważniejszych atutów H190v jest jego neutralność. Brzmieniowa filozofia Hegla wprost wywodzi się z tego, od czego zaczęła się historia marki - systemu SoundEngine, a więc rozwiązania, którego celem była całkowita eliminacja zniekształceń. Pomysł Benta Holtera pozwolił pozbyć się tego, co niemal każdy wzmacniacz dodaje od siebie do sygnału muzycznego. Jeśli się nad tym zastanowić, jest to podstawowy błąd, stojący w sprzeczności z ideą high fidelity. Z jednej strony mówimy bowiem o wysokiej wierności, a z drugiej akceptujemy fakt, że każdy sprzęt gra "jakoś" i spośród setek propozycji staramy się wybrać tę, której charakter najbardziej nam odpowiada. Nie uwierzę, jeśli powiecie, że nie dostrzegacie tego paradoksu. Wzmacniacz lampowy o ekstremalnie ciepłym brzmieniu, dziwne kolumny, których pasmo przypomina górzysty krajobraz, do tego jeszcze nieprawidłowo ustawiony gramofon i "audiofilski" system jak się patrzy. Hegel zdaje się gardzić takimi pomysłami. Kiedy włączamy H190v, ten od razu usuwa się w cień - jest narzędziem, którego zadanie jest proste, ale wymaga precyzji i szacunku dla odtwarzanego materiału. Jego celem jest oddanie muzyki w możliwie najczystszej formie. I rzeczywiście, brak podkolorowań i zmiany charakterystyki dźwięku to cechy, które wręcz definiują brzmienie opisywanej integry. Norweski piecyk oferuje doskonałą równowagę tonalną, zapewniając płynność między wszystkimi pasmami - od niskich tonów, przez średnicę, aż po wysokie tony. H190v oddaje pełną paletę barw, nie dodając od siebie ani sztucznego ocieplenia, ani też nie pozostawiając między dźwiękami chłodnej pustki. Bez upiększeń i udziwnień, ale z pełnym poszanowaniem dla intencji artystów i realizatorów nagrania.
W jednym z wcześniejszych akapitów pisałem o tym, że H190, a wcześniej H160, w moim odczuciu zawsze miały dużą przewagę nad modelami podstawowymi - H95, H90 czy H80. Mowa o mocy, która przekłada się na swobodę grania i kontrolę nad kolumnami. Na papierze różnica jest niebagatelna - 60 kontra 150 W na kanał. I to rzeczywiście słychać. Nie chodzi nawet o możliwość rozkręcenia w domu imprezy, ale o to, w jaki sposób sprzęt panuje nad rozgrywającymi się przed nami wydarzeniami. H190v potrafi oddać pełne, kaloryczne, potężne impulsy, dzięki którym muzyka żyje, a nie tylko leniwie sączy się z głośników. To dynamika, która nie jest przesadzona. Zupełnie jakby sama świadomość tego, że zapas mocy jest spory, przekładała się na to, jak norweska integra gra nawet na niskim poziomie głośności. Daje poczucie, że każda zmiana w dźwięku ma swoje uzasadnienie. Słuchamy cicho, a jednak dźwięk wciąż jest szybki i energiczny, jakby H190v tylko czekał, aż pozwolimy mu rozwinąć skrzydła. Wzmacniacz raz po raz daje nam do zrozumienia, że jest w stanie wytrzymać znacznie więcej, a wszystko zależy od tego, jak daleko pozwolimy mu do tej rezerwy sięgnąć. Kiedy spuścimy go ze smyczy, pokaże swoją prawdziwą moc.
Podobnie jak w wyższych modelach Hegla, elementem, który rzuca się w uszy, jest przestrzeń. Wzmacniacz tworzy scenę dźwiękową, która jest szeroka, głęboka i doskonale poukładana. W tym aspekcie Hegel znów nie próbuje niczego udowodnić. Po prostu robi to, co ma zrobić - oddaje nam dźwięk w taki sposób, jakbyśmy byli częścią tego, co się dzieje w danej chwili. Charakter brzmienia H190v, jeśli w ogóle można użyć tego stwierdzenia, przypomina dobrze nakręcony film dokumentalny, który nie wtrąca swoich interpretacji, lecz pozwala akcji toczyć się zgodnie z jej własnymi zasadami, stawiając na pierwszym miejscu bohaterów, a ocenę oddając w ręce widzów. Dotyczy to także kształtowania przestrzeni. Jest odpowiednio duża, precyzyjna i przekonująca? Okej, w takim razie misja spełniona i na tym koniec. Hegel nie robi z dźwiękiem już nic więcej. Nie wypycha wokali do przodu, nie rozpycha sceny na boki ani nie dodaje jej głębi w taki sposób, abyśmy odnieśli wrażenie, jakby kolumny były rozstawione u sąsiada, a dzieląca nas ściana magicznie wyparowała. Czy w takim razie przestrzeń H190v jest zupełnie normalna? Na czwórkę z minusem? Nie, ponieważ tu do gry wchodzi precyzja. Mimo że wzmacniacz nie stara się nadmiernie eksponować tej przestrzeni, nie szuka "efektu wow", to jednak buduje scenę w sposób autentyczny i przekonujący, a jego dokładność przekłada się na wysokie poczucie realizmu.
Kolejnym aspektem prezentacji, który delikatnie się wyróżnia - na tyle, na ile pozwala koncepcja wysokiej wierności - jest bas. Schemat znów jest ten sam - niby nic, niby jest zupełnie normalny, ale jego głębia, szybkość i sprężystość robią wrażenie już w pierwszych minutach odsłuchu. Niskie tony nie są sztucznie podbite ani nie wysuwają się na pierwszy plan, ale mają odpowiednią wagę i siłę przebicia, by dodać brzmieniu pełni i mocy. Doskonale oddają to ścieżki dźwiękowe do filmów takich jak "American Beauty", "Incepcja" czy "Diuna" albo rewelacyjnego serialu "Euforia". Jest to także nietypowa próba dla sprzętu stereo, ponieważ sama umiejętność wypompowania z siebie głębokiego, soczystego, kruszącego mury basu nie jest w tym przypadku żadnym sukcesem. Nagrania te są zrealizowane w taki sposób, że nawet tanie głośniki sieciowe potrafią huknąć jak małe subwooferki. Liczy się jednak coś innego - kontrola, równowaga i zdolność ucinania wybrzmień tak szybko, aby dźwięki nie nakładały się na siebie, a bas nie przysłaniał średnicy. H190v potrafi oddać potężne impulsy basowe, nie tracąc przy tym panowania nad dźwiękiem. Co ważne, nie ma tu efekciarstwa - niskie tony nie zachodzą na wyższe fragmenty pasma, ale wciąż potrafią zaskoczyć swoją głębią i rozciągnięciem.
Policzcie, ile warte są wszystkie "prezenty" i macie odpowiedź, dlaczego Hegel notuje takie wyniki, zgarnia tyle branżowych nagród i z małej firmy założonej przez kilku kumpli wyrósł na gracza, z którym trzeba się liczyć. Kiedy się robi taki sprzęt, raz po raz poprawiając to i owo, ale nie zbaczając ze ścieżki zdrowego rozsądku i skupienia na celu, rezultat nie może być inny.Aby test był kompletny, powinienem krótko omówić trzy "prezenty", które dostajemy w pakiecie - przetwornik, wejście gramofonowe i wyjście słuchawkowe. Co do tego pierwszego, musiałem właściwie przesiąść się z powrotem na wejście analogowe, ponieważ większą część testu H190v przepracował albo jako samodzielny system all-in-one, albo w towarzystwie transportu sieciowego Silent Angel M1T. Wbudowany DAC okazał się bardzo, bardzo dobry. Myślę, że gdybyśmy chcieli kupić konwerter oferujący zbliżoną jakość brzmienia, musielibyśmy obecnie zapłacić co najmniej 2000-3000 zł. To porównanie nie jest jednak do końca uczciwe, ponieważ w sekcji cyfrowej norweskiej integry znajduje się nie tylko przetwornik, ale też streamer, a to podnosi stawkę, mniej więcej dwukrotnie. Jeśli sprawdzicie, jakie odtwarzacze strumieniowe można kupić za 5000-6000 zł, przyjrzyjcie się im dokładnie i przeanalizujecie, jakie funkcje oferują, okaże się, że wcale nie jest tak różowo. NuPrime Stream-9, FiiO S15, EverSolo DMP-A6 Master Edition Gen 2 - gdyby H190v był wzmacniaczem czysto analogowym, może te modele pozwoliłyby osiągnąć zbliżony poziom, a może też nie do końca i ostatecznie trzeba by było zainwestować 6000-8000 zł. Uważam zatem, że Hegel zrobił klientom potężną przysługę, ale to nie jest zaskakujące, bo robi to od dawna z coraz lepszym skutkiem.
Wbudowany phono stage również pozytywnie mnie zaskoczył. Może i nie ma tak pięknych wejść i dwóch rzędów przełączników hebelkowych jak V10, ale najwyraźniej zachowano to, co najważniejsze - układ elektroniczny, który czyni jego brzmienie naturalnym, pełnym i muzykalnym. Myślę, że za porównywalny jakościowo przedwzmacniacz musielibyśmy zapłacić około 1500-2000 zł. Wyjście słuchawkowe sprawuje się poprawnie, oferując neutralny, dobrze zrównoważony dźwięk. Wiochy nie ma, jednak jeżeli macie porządniejsze nauszniki, takie od 3000-4000 zł w górę, na pewno będziecie chcieli zafundować im coś lepszego. Gniazdo w H190v to rozwiązanie dla osób, które korzystają z nauszników sporadycznie i będą zadowolone, że wyjście 6,3 mm jest, działa i można dzięki niemu słuchać muzyki z przyjemnością. Gdyby go nie było, kupno zewnętrznego wzmacniacza byłoby dla takich melomanów koniecznością, a nie czymś, co traktuje się opcjonalnie, na zasadzie "ach, może kiedyś postawię obok piękne nauszniki i lampowy wzmacniacz słuchawkowy". A teraz policzcie, proszę, ile warte są wszystkie wspomniane prezenty i macie odpowiedź, dlaczego Hegel notuje takie wyniki, zgarnia tyle branżowych nagród i z małej firmy założonej przez kilku kumpli wyrósł na gracza, z którym trzeba się liczyć. Kiedy się robi taki sprzęt, raz po raz poprawiając to i owo, ale nie zbaczając ze ścieżki zdrowego rozsądku i skupienia na celu, rezultat nie może być inny.
Budowa i parametry
Hegel H190v to stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy, moduł łączności sieciowej, phono stage i wyjście słuchawkowe. Usadowiona na trzech nóżkach metalowa obudowa kryje przede wszystkim tradycyjny, tranzystorowy piecyk z końcówką mocy oddającą 150 W na kanał przy 8 Ω w klasie AB. Jego sekretem jest firmowa technologia SoundEngine 2, czyli system eliminacji zniekształceń. Jego druga generacja jest podobno jeszcze skuteczniejsza niż pierwsza, a sam obwód został zmniejszony do postaci elementu zajmującego mniej więcej tyle miejsca, co karta microSD. Zasada działania technologii opracowanej przez Benta Holtera przypomina to, z czym mamy do czynienia w słuchawkach z systemem aktywnej redukcji hałasu. Tam mikrofony wyłapują szum otoczenia, odwracają go w fazie i dodają do oryginalnego sygnału, co powoduje zniesienie się niechcianych dźwięków. SoundEngine 2 nie wyłapuje hałasów, ale zniekształcenia generowane przez sam wzmacniacz. Porównuje sygnał trafiający na wejście z tym, co wychodzi z końcówki mocy, następnie tworzy lustrzane odbicie owej "różnicy" i podaje je na wejście, dzięki czemu otrzymujemy układ, który zasadniczo kasuje zniekształcenia. Co ważne, odbywa się to w domenie analogowej, bez udziału procesorów DSP czy innych wymysłów z krainy zer i jedynek.
Jeśli chodzi o wnętrze, H190v bazuje na platformie H1, czyli sprawdzonym schemacie rozmieszczenia poszczególnych elementów, takich jak sekcja wejściowa, zasilacz, przetwornik czy końcówka mocy. Platformę H1 wykorzystano w takich modelach, jak H70, H80, H90, H100, H120, H160 czy H190. Oczywiście nie są to te same urządzenia, ale ułożenie kluczowych modułów zasadniczo się nie zmieniło. Jeśli chodzi o sam wzmacniacz, kluczową różnicę w stosunku do poprzednika jest poprawione zasilanie przedwzmacniacza. Centralną częścią tej pokładowej elektrowni jest duży transformator toroidalny. Producent informuje, że wejście gramofonowe to pomniejszona wersja przedwzmacniacza gramofonowego V10. Obsługuje ono jednak tylko wkładki MM, a użytkownik nie ma żadnej możliwości regulacji parametrów tego wejścia.
Parametry wzmacniacza są imponujące, szczególnie jeśli spojrzymy na podawane przez producenta pasmo przenoszenia (5 Hz - 100 kHz) czy współczynnik tłumienia (4000). Wielkiego wrażenia na audiofilach nie zrobią natomiast maksymalne parametry sygnału na wejściach cyfrowych - 24 bit/192 kHz. Uważam, że to maleńka skaza na wizerunku H190v, bo dźwięk dźwiękiem, ale klienci zwracają też uwagę na liczby, a jeśli przetwornik akceptuje sygnały PCM 32 bit/384 kHz i DSD256, to w ich rozumieniu jest lepszy od modelu, którego możliwości kończą się na 24 bitach. Pytanie tylko, ilu użytkowników ma w swojej kolekcji pliki, które pozwoliłyby wykorzystać potencjał takiego DAC-a (a raczej ilu w ogóle praktykuje odsłuchy z plików, a nie bezpośrednio z serwisów strumieniowych). W chwili, gdy piszę te słowa, norweska manufaktura ogłosiła premierę hi-endowego DAC-a D50, który podnosi poprzeczkę w tej dziedzinie, oferując obsługę sygnałów PCM 32 bit/384 kHz i DSD256 na wejściu USB. Możliwe, że za jakiś czas przetworniki we wzmacniaczach Hegla będą "inspirowane" flagowym źródłem, podobnie jak phono stage V10 "spłynął" do H190v w okrojonej formie. Nie liczyłbym jednak na to, że stanie się to prędzej niż za 2-3 lata, jeśli w ogóle.
Werdykt
Doskonale pamiętam moment, kiedy Hegel debiutował na naszym rynku. Polscy audiofile wykazali spore zainteresowanie tą marką, bo lubią minimalistyczny, ale solidny i porządnie zbudowany sprzęt. Norwegowie mieli już na koncie pewne sukcesy, opowiadali o kawiorze w cenie kiełbaski, ich sprzęt w testach odsłuchowych niejednokrotnie wygrywał z bardziej utytułowanymi rywalami, jednak ich wzmacniacze były totalnymi "golasami". Firma tłumaczyła brak dodatków oszczędnościami i tym, że wszystkie dostępne środki przeznacza na dopieszczanie zasadniczej funkcji każdego urządzenia, jednak w 2012 roku za model H100 trzeba było zapłacić 10 500 zł, a mocniejszy H200 kosztował 15 500 zł. Wtedy była to kupa siana. Później manufaktura z Oslo postanowiła zmiksować wzmacniacze z przetwornikami, które wychodziły jej rewelacyjnie, a potem poszło już z górki i dziś możemy cieszyć się takimi maszynami jak H190v. Mimo że daleko mu do szczytu cennika, jest to najlepiej wyposażony i najbardziej wszechstronny piecyk w historii marki. Wysokiej klasy przetwornik, streaming, kompatybilność z kluczowymi usługami i serwisami muzycznymi, sterowanie za pomocą pilota od telewizora, integracja z systemami inteligentnego domu, a do tego jeszcze przedwzmacniacz gramofonowy i wyjście słuchawkowe. Czy to jeszcze wzmacniacz, czy raczej system all-in-one? Odpowiedź wydaje się oczywista. Co ważne, H190v jest tylko o 700 zł droższy od swojego poprzednika, więc nawet jeśli nie wykorzystamy wszystkich jego funkcji (trzeba się naprawdę postarać, aby tego dokonać), nie będziemy pluć sobie w brodę, że przepłaciliśmy.
Kluczową sprawą jest jednak coś zupełnie innego - baza, na której wszystko to powstało. Sercem opisywanego modelu jest bowiem niezwykle wydajny i dopracowany wzmacniacz zintegrowany. Tradycyjnie jego ogromnym atutem jest uniwersalność, dzięki czemu znakomicie słucha się na nim klasyki, jazzu, rocka, elektroniki, hip-hopu, metalu, muzyki popularnej i wszystkiego, na co tylko mamy ochotę. To samo dotyczy sprzętu towarzyszącego, którą to informację norweska firma sprytnie "przemyca" nam na wyjątkowo gustownych wizualizacjach. I nie robi tego dlatego, żeby pokazać, jak dobrze jej produkty prezentują się w zestawie z kolumnami różnych marek. To swoją drogą, ale uważni klienci zauważą, że są to modele znane z zupełnie innego brzmienia. Sonusy są ciepłe i muzykalne, Pylony i DALI grają naturalnie i dynamicznie, z lekką dozą przyjemnego ciepła, Bowersy stawiają na liniowość i przejrzystość, a KEF-y oferują mocne, rozdzielcze, odważne i punktowe brzmienie z trójwymiarową stereofonią. Istnieje spora szansa, że klienci szukający wzmacniacza ze średniej półki, jakieś kolumny już mają. Może w przyszłości planują wymienić je na lepsze, a może kupili je niedawno i chcieliby dostać piecyk, który będzie do nich pasował. I tutaj H190v wygrywa w 9 na 10 przypadków, ponieważ jego naturalny, równy, dynamiczny i przekonujący dźwięk powinien pasować do większości dostępnych na rynku zestawów głośnikowych. Albo inaczej. Ciężko będzie znaleźć kolumny, które z nim nie zagrają, bo H190v to totalny pewniak.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 150 W/8 Ω
Wejścia analogowe: 2 x RCA, 1 x XLR
Wyjścia analogowe: 2 x RCA (stałe i regulowane)
Wejście phono: 1 x MM
Wejścia cyfrowe: 3 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x USB, 1 x LAN
Łączność: AirPlay 2, DLNA, UPnP, Spotify Connect, TIDAL Connect, Roon Ready
Zniekształcenia (THD): < 0,01 %
Stosunek sygnał/szum: > 100 dB
Współczynnik tłumienia: > 4000
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 100 kHz
Wymiary (W/S/G): 12/43/41 cm
Masa: 14,2 kg
Cena: 16 699 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
koneser
Tylko trzeba lubić ten dźwięk. Pozbawiony ozdobników, wierny, ale na swój sposób surowy, ostentacyjnie neutralny, czasem nawet nieco bezosobowy. Nie ma tu ciepła, bogatej palety barw. Hegel zostawia to innym elementom toru audio. Nic dziwnego, że dystrybutor sugeruje zestawienia z ciepłymi kolumnami. Wtedy pojawia się nasycenie, barwy, muzyka nabiera życia. W źle dobranych zestawieniach Hegel jest jak zbyt zdystansowany obserwator. Nie będzie muzycznej tkanki i wypełnienia. Przeważy kontur i detal. W takich zestawach Hegel nie będzie twoim przyjacielem. Będzie wyłącznie obserwować, opisując nagrania takimi jakimi są, tyle, że prawda czasem boli i nie każdy ją zniesie. I to nie jest tylko cecha najnowszej wersji H190. Identyczne wnioski nasuwają się porównując droższe modele Hegla (zwłaszcza H600) z takimi rywalami jak Pathos, Accuphase, Electrocompaniet i kilka innych. Każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czego szuka. PS. Firma Hegel świadomie zostawiła w ofercie furtkę dla tych miłośników muzyki, którzy preferują cieplejsze, bardziej nasycone brzmienie. Kiedyś takie cechy miał H360 i H390. Fanatycy Hegla opisywali je mianem ocieplonych (sic!), sceptycy oddychali z ulgą i nieraz wybierali zamiast modeli flagowych (H590 i H600).
4 Lubię -
Kaczadupa
A czemu to za muzykalność pan Recenzent nie dał maksa, jak piecyk nie przeszkadza muzyce a pokazuje ją taką, jaką jest?
0 Lubię -
krótko
Jeśli ktoś lubi sygnaturę brzmienia Hegla, to będzie zachwycony. To jest dźwięk wyjątkowo czysty, wyrównany tonalnie, dynamiczny, ale... emocjonalnie stonowany. Hegel jest jak obserwator. Nie angażuje się, ale dużo widzi/słyszy. To pełna odwrotność np. Electrocompanieta i Pathosa, dających dźwięk ciepły, nasycony, barwny. Jeśli zestawimy Hegla z ciepłymi, nasyconymi kolumnami i resztą toru to jest szansa na udane zestawienie. W innym przypadku kontur i detal mogą dominować nad wypełnieniem. Co kto lubi.
2 Lubię -
Bruce
Ciekaw jestem zestawienia z Rose 150B no i nigdzie nie mogę doczytać jaki typ przetwornika ma DAC (H400 ma Sabre, a H390 miała Asahi Kasei).
1 Lubię
Komentarze (4)