Słuchaj, testuj, baw się! - Bartłomiej Szymański
- Kategoria: Wywiady
- Tomasz Karasiński
Wydawałoby się, że zamiłowanie do wysokiej klasy sprzętu audio powinno w wielu przypadkach łączyć się z ukierunkowaną na muzykę ścieżką zawodową. Ostatecznie każdy profesjonalny muzyk powinien być wyjątkowo wrażliwy na jakość dźwięku, a stąd już tylko krok do świata wymuskanych kolumn, wzmacniaczy lampowych, zaawansowanych technicznie streamerów i srebrnych kabli. W rzeczywistości jednak takie połączenie występuje niezwykle rzadko. Tylko część audiofilów aktywnie zajmuje się muzyką, choćby czysto hobbystycznie. Choć trudno w to uwierzyć, niektórzy nie mają pojęcia, jak działa i jak na żywo brzmi fortepian albo klarnet. Z kolei profesjonaliści zdają się nie zawracać sobie głowy aparaturą, której używają w domu. Na pytanie, na czym prywatnie słuchają muzyki, większość artystów odpowiada, że w zupełności wystarcza im skromna miniwieża lub standardowy system audio w samochodzie. Na szczęście i od tej reguły zdarzają się wyjątki, a jednym z nich jest Bartłomiej Szymański - gitarzysta, audiofil, a przede wszystkim serdeczny, zwariowany, pozytywnie zakręcony meloman.
"Jestem gitarzystą. Wszystko w moim życiu związane jest z muzyka. Od zawsze. Video, Rezerwat, Kasia Kowalska, Ingrid, September, Gienek Loska - między innymi z tymi zespołami i artystami krzyżowały się moje ścieżki. Setki koncertów, dziesiątki festiwali, satysfakcja z branżowych wyróżnień i nagród, miesiące spędzone w studio to dla mnie spełnienie dziecięcych marzeń. Wieloletnie doświadczenie, zarówno sceniczne jak i studyjne, obudziło we mnie zainteresowanie technologią audio. Mikrofony, kable, głośniki, stoły mikserskie, aparatura studyjna i estradowa i w końcu crème de la crème - najwyższej jakości sprzęt hi-fi. Moim celem jest wyszukiwanie i reprezentowanie na polskim rynku firm, które imponują mi jakością, innowacyjnością, etosem pracy i wzornictwem." - czy można przedstawić go lepiej, niż przedstawił się sam? Chyba będzie to trudne. Audiofile mogli poznać Bartka przy wielu, wielu okazjach. Na początku swojej "sprzętowej" kariery pracował w pabianickim salonie Q21, później współpracował z firmami Moje Audio (Audio Atelier) i HiFi Elements. Można było spotkać go na dużych wystawach, takich jak Audio Video Show, a także mniejszych prezentacjach, takich jak wrocławski Audiofil, gdzie chętnie dzielił się swoją pasją i wiedzą. Bez zbędnego gadania o elektronach przeskakujących z drucika na drucik potrafił w ciągu pięciu minut pokazać, jak duża może być różnica między dwoma kablami albo matami gramofonowymi. Od kilku lat prowadzi własną firmę dystrybucyjną, reprezentując w Polsce markę Tellurium Q.
Kiedyś przeczytałem, że muzyk to taki człowiek, który pakuje sprzęt za 20000 zł do samochodu wartego 2000 zł i jedzie nim 200 km w jedną stronę, aby zagrać koncert za 20 zł. Czy to prawda?
W moim przypadku dokładnie tak było na początku tego całego wariactwa. Normą było spanie w aucie z lampowym wzmacniaczem Marshalla i kolumną na czterech 12-calowych głośnikach czy takie sytuacje jak jazda bez biletu PKP z gitarą, blachami i werblem kolegi. Poranne dylematy - mamy 10 zł, to co, śniadanie czy fajki? Fajki! Fajne czasy - oby nie wróciły. Coś czuję, że wielu młodych muzykantów nadal przez to przechodzi. W pewnym sensie to test determinacji.
Wielu artystów wciąż narzeka na zarobki, spadającą sprzedaż płyt i marne przychody ze streamingu, ale kiedy lansują się w drogich samochodach, wstawiają do sieci zdjęcia z wakacji i zapraszają ekipy telewizyjne do swoich domów, jakoś tej biedy nie widać. Hipokryzja? Czy chodzi o to, że nie wszystkim się udaje?
Nie znam osobiście żadnego autora tekstów czy muzyki do popularnych piosenek, który byłby biedny. Znam takich, którzy powinni być według mnie bogatsi, jak i takich, których sukcesu nie rozumiem, ale biednego - ani jednego. A tak całkiem serio, nie można wrzucać światka lansu, plotek, medialnych autokreacji (nie mnie je oceniać) do tego samego worka, w którym są prawdziwe problemy środowisk twórczych. Celebryci to promil promila tego środowiska, a ich długoterminowy wkład w naszą kulturę jest w większości przypadków znikomy. Rynek muzyczny bardzo się zmienia. To na pewno. Spada sprzedaż płyt - fakt. Dochody ze streamingu to też nie są kwoty, które robią jakieś wielkie wrażenie. Stąd takie inicjatywy, aby chronić własność intelektualną twórców (ustawa reprograficzna). W dobie internetu i urządzeń mobilnych ta własność jest nagminnie naruszana i na pewno coś z tym trzeba zrobić. Jeśli chodzi o wykonawców - to bardzo trudny okres. Szczególnie zeszły rok.
Teraz do tego wszystkiego doszła jeszcze pandemia, której końca nie widać. Początkowo mówiło się o kryzysie branży eventowej, o odwołanych koncertach i płytach, których premiera z tego powodu się przesunęła. Teraz melomani trochę się z tym pogodzili. A artyści? Może to był najlepszy czas na przyspieszoną pracę?
W moim przypadku to był i jest okres ostrego zapieprzania. Wpadłem w szał ćwiczenia. Taka przekora. Były koncerty - leniłem się. Koncertów nie było - zasuwałem całe dnie. Jestem szczęściarzem. Gdybym utrzymywał się tylko z grania na gitarze, nie byłoby mi tak wesoło.
Jako muzyk jesteś kojarzony głównie z zespołem Video, ale współpracowałeś również z wieloma innymi artystami, takimi jak Rezerwat, Kasia Kowalska, Ingrid, September czy Gienek Loska. Które z występów i nagrań najbardziej zapadły Ci w pamięć?
Z koncertowych sytuacji najmilej wspominam wszelkie wygłupy festiwalowo-telewizyjne, zawsze towarzyszą im dodatkowe emocje, inne od tych "codziennych", koncertowych. Świetny był też wypad za ocean. Jeśli chodzi o nagrania to nie do zapomnienia są te sytuacje, z których coś wyniosłem, a nie tylko wklepałem tracki. W kwestiach podejścia do nagrywania dużo nauczyli mnie Rafał Paczkowski, Andrzej Adamiak, Sebastian Binder i Paweł Marciniak. Sesje z nimi świetnie pamiętam. Muszę im to kiedyś powiedzieć. Andrzejowi już niestety się nie da. No i zawsze miło mi się wraca do Tonn Studio. Lubię to miejsce.
Czy spotkałeś się z opinią, że muzyka, którą grasz - czy to z zespołem Video, czy z innymi artystami - jest mało komercyjna i lepiej byłoby grać coś innego?
Nigdy! Spotkałem się za to z opinią, że muzyka, którą gram jest za bardzo komercyjna i powinienem spróbować czegoś innego. Czepiam się - wiem, o co chciałeś spytać. Grałem w życiu bardzo różne rzeczy. Mocno rockowe, jazzujące, folkowe. Przewinąłem się przez mnóstwo składów bardziej lub mniej "ambitnych". Zawsze chciałem grać, grać, grać. Wszystko! Od wielu lat kotwiczę na stałe w Video. Lubię ten zespół. Gitarowy pop, w którym jest co grać, świetni ludzie, zawsze dużo publiczności (co uwielbiam!) i teksty, które, jeśli ktoś słucha, a nie tylko słyszy, potrafią pozytywnie zaskoczyć. Życzę sobie grać z tymi draniami do końca. Mojego lub ich.
Nie jest tajemnicą, że wielu muzyków zawodowo zajmuje się czymś zupełnie innym. Współzałożyciel grupy Queen, Brian May, jest fizykiem, Kuba Sienkiewicz, lider Elektrycznych Gitar - neurologiem, a Muniek Staszczyk - polonistą. Ty akurat nie odszedłeś od tematu aż tak daleko - grasz w zespole Video, ale żyjesz ze sprzętu audio, prawda?
Żyję z muzyki. Od zawsze. Na różne sposoby. Tak to postrzegam. Swoją drogą... jestem niedoszłym socjologiem.
Z tego, co pamiętam, najpierw pracowałeś w jednym z największych salonów ze sprzętem audio w Polsce, później pomagałeś jednemu z dystrybutorów - obsługiwałeś klientów, organizowałeś prezentacje, opiekowałeś się różnymi markami. Jak to wszystko wpłynęło na Twoje doświadczenie? Które z tych zajęć było najciekawsze? Co lubiłeś najbardziej?
Wyobraź sobie, że grasz koncerty, nagrywasz muzykę i jednocześnie poznajesz dogłębnie perspektywę odbiorcy, dla którego muzyka jest tak ważna, że poświęca dla niej część swojego życia, czyli pieniądze. Nie słucha po linii najmniejszego oporu z telefonu, marketowego głośnika Bluetooth czy w samochodzie, jak większość ludzi. Chce wejść w nagranie, słyszeć więcej, chce być bliżej artysty. Zależy mu bardziej niż innym. Bez względu na to, czy mówimy o pracy w salonie audio, prezentacjach, czy eventach, zawsze najfajniejsze były rozmowy z tymi ludźmi. Odbiorcami muzyki, którym zależy bardziej.
Koniec końców postanowiłeś jednak pójść na swoje i założyć własną firmę dystrybucyjną. Jak to się stało?
Wielowątkowa historia, ale żeby nie zanudzać, skrócę ją do tego, że bardzo spodobało mi się to, co robi Tellurium Q i chciałem o tę markę w Polsce bardziej zadbać. Miałem przeczucie, że wiem jak to zrobić, opowiedziałem o tym Geoffowi Merriganowi, a on mi zaufał, za co jestem mu bardzo wdzięczny. To fajnie namieszało w moim życiu.
Rozumiem, że firma Szymański Audio to właściwie polski oddział Tellurium Q. Czy chciałeś rozszerzyć dystrybucję także o inne marki?
W sensie formalnym firma Szymański Audio nie jest polskim oddziałem Tellurium Q. W sensie codziennej praktyki i pracy - jest. Miałem plany rozszerzenia oferty, ale zrobiło się tyle pracy przy Tellurium Q, że odpuściłem. Jest zbyt wiele rzeczy związanych z dystrybucją, których oddanie w ręce inne niż moje jest dla mnie nie do wyobrażenia. Na tę chwilę odpada. Może kiedyś do tego dojrzeję.
Tellurium Q to firma, która również robi wokół siebie mnóstwo zamieszania. Zbiera mnóstwo nagród, ludzie wręcz szaleją za jej produktami. Marka ma ogromne grono fanów, nawet w Polsce, gdzie - zdawałoby się - rynek kablowy był już mocno obstawiony, a rodzime firmy radzą sobie świetnie. Jedyny problem polega na tym, że o tych kablach tak na dobrą sprawę nic nie wiadomo. Zero konkretów, zero danych technicznych, zero czegokolwiek. Z czego to wynika?
Nie nazwałbym tego robieniem zamieszania. Oczywiście razem z Tellurium Q jesteśmy aktywni, ale nie robimy w zakresie marketingowym niczego, czego nie robiłaby konkurencja. To są po prostu dobre produkty, które podobają się melomanom i recenzentom. Spełniają oczekiwania. W tym sensie to zamieszanie robi się samo. Jeśli kupiłeś kabel, z którego jesteś zadowolony, to co polecisz na forum czy w rozmowie ze znajomym? Nigdy nie robiliśmy tak zwanego hype'u. Zrobił się sam. A konkrety są. Na każdym pudełku widnieje napis "designed to combat phase distortion". Po co dane techniczne? Czy wiedza, jaka jest rezystencja, czy pojemność kabla, spowoduje, że będzie on lepiej działał w Twoim systemie? To niepotrzebny szum tła. Podłącz, posłuchaj, baw się! To jedyne, co trzeba zrobić. Poza tym Tellurium Q ma kilka swoich tajemnic, którymi nie chce się za bardzo dzielić, czemu się nie dziwię.
Dyrektor zarządzający Tellurium Q, Geoff Merrigan, to bardzo sympatyczny człowiek. Kiedy jednak próbowałem wydobyć z niego jakiekolwiek informacje na temat tego, jaki jest sekret jego kabli i jak są one zbudowane, serwował mi wyłącznie ogólnie znane zasady i zapewniał, że cała jego praca opiera się na szeroko zakrojonych badaniach. Czy mógłbyś powiedzieć na ten temat coś więcej? Albo inaczej - czy możesz przynajmniej zapewnić nas, że te przewody faktycznie są zaawansowane technicznie i nie są to radzieckie kable antenowe w ładnych koszulkach?
Gorąco zapraszam do około 30 sklepów w Polsce, które są dealerami Tellurium Q i w których można przekonać się na własne uszy, że to działa. Nie mogę obiecać, że Tellurium Q przypadnie do gustu każdemu, bez względu na posiadany system. Gdyby tak było, mielibyśmy 100% udziału w rynku. Mogę jednak obiecać, że usłyszycie różnicę i usłyszycie jakość, która wynika z wiedzy i zaawansowania technicznego.
Tellurium Q jest jedną z niewielu marek z branży audio, które zostały wyróżnione biznesową nagrodą Brytyjskiej Królowej - Queen's Awards for Enterprise. I to dwukrotnie - w 2018 i 2021 roku. Warto wyjaśnić, że jest to program nagród dla brytyjskich firm, które wyróżniają się w handlu międzynarodowym. Wnioskuję, że wśród brytyjskich producentów Tellurium Q jest absolutnym liderem jeśli chodzi o sprzedaż audiofilskich kabli. Czy orientujesz się, o jakich liczbach mówimy?
To niesamowita i bardzo prestiżowa sprawa. Z tego co wiem, ta nagroda dla branży audio to rzadkość a dwie nagrody z rzędu to precedens. Produkt może być oznaczony tą nagrodą tylko przez trzy lata. Dwie nagrody z rzędu oznaczają ciągły, duży wzrost eksportu na przestrzeni co najmniej roku od okresu poprzedzającego nagrodę z 2018 roku. Nie orientuję się, o jakich liczbach mówimy.
Regularnie z prośbą o poradę zgłaszają się do mnie audiofile, którzy chcą kupić kable Tellurium Q. Nie wiedzą tylko, który model powinni wybrać. Kiedy pytam, dlaczego zdecydowali się na tę markę, zwykle słyszę tylko jedną odpowiedź - nie wiem. Niektórzy nie potrafią określić, jakich zmian w brzmieniu oczekują, ale z jakiegoś powodu są przekonani, że przewody Tellurium Q będą dobrym wyborem. Ja tego nie neguję, ale zastanawiam się, skąd wziął się taki mechanizm. Spotkałeś się z nim?
Tak, spotkałem się z tym mechanizmem. Myślę, że jest dość prosty. Skoro widzisz i czytasz, ile osób ma te produkty w swoich systemach, widzisz tę ilość wyróżnień i nagród na przestrzeni lat, to wzbudza to Twoje przekonanie. Czujesz, że to musi być coś dobrego. Skoro sprawdziło się u tylu ludzi, to pewnie ma szanse sprawdzić się u ciebie. I jest to prawda.
Niektórzy ludzie, nazywani przez audiofilów fizykami-teoretykami, nie dopuszczają do siebie myśli, że po zmianie okablowania system stereo może brzmieć inaczej. Tak samo jednak niektórzy melomani nie zdają sobie sprawy z tego, jak dużą różnicę może przynieść wymiana strun w gitarze. Jak myślisz, czy można porównać ze sobą te dwa światy?
Nie spotkałem na swojej drodze nikogo, kto faktycznie spróbował poeksperymentować z okablowaniem w swoim systemie audio i nie usłyszał różnicy w brzmieniu. Dla kogoś, kto to zrobił, ten wpływ jest oczywisty.
Zawodowi muzycy zapytani o sprzęt stereo, którego używają w domu, odpowiadają zwykle, że słuchają muzyki na czymś w rodzaju starego PianoCrafta. Wydaje się, że prywatnie w ogóle nie przykładają wagi do jakości dźwięku. Dlaczego?
Na pewno tacy są, ale mam trochę inne doświadczenia. Większość muzyków, których znam, przykłada olbrzymią wagę do jakości dźwięku, jednak priorytetem jest dla nich jakość dźwięku ich instrumentu. Kwestia zasobności portfela. U tych, których na to stać, stoi dobry sprzęt. Jeśli możesz sobie pozwolić na wydanie 25000 zł, to prawdopodobnie zamiast sprzętu, który pokaże, jak dobrze brzmi nagranie wypasionej gitary akustycznej Martina, będziesz wolał kupić... wypasioną gitarę akustyczną Martina. Jeżeli już masz świetną gitarę akustyczną, stoisz przed kolejnym dylematem - kupić dobre stereo, czy może jednak wysokiej jakości mikrofon, interfejs audio, preamp mikrofonowy i monitory bliskiego pola, żeby rejestrować swoją twórczość. Wybór jest dla większości oczywisty. Kwestia priorytetów. Stary PianoCraft czy średniej klasy słuchawki nie będą czarować ilością detali, lokalizacją źródeł pozornych i prezentacją pogłosów, ale słychać na nich wysokości dźwięków, interwały, aranżację i można ocenić umiejętności wykonawcy i wartość kompozycji. Zawsze wygra instrument, zawsze jest jakiś okazyjnie do kupienia i zawsze jest akurat bardzo potrzebny:-)
Rozumiem, że u Ciebie jest zupełnie inaczej. W domu nie słuchasz muzyki na miniwieży, którą dostałeś na komunię, prawda?
Na komunię dostałem walkman Kajtek i C64. Ciągle mieszam w tym moim stereo. Mój ostatni system to kolumny ATC, odtwarzacz Lumin i monobloki zrobione przez znajomych z Włoch. Wszystko spięte kablami Tellurium Q Ultra Black i zasilającymi Tellurum Q Silver. Teraz mieszkamy w nowym miejscu, więc czas na zmiany. Mam w realizacji pomysł na coś zupełnie nowego. W międzyczasie muszą wystarczyć aktywne monitory KRK lub słuchawki Beyerdynamic.
Zdjęcia: M. Dąbrowska, T. Karasiński, D. Kwapisiewicz, G. Merrigan
Komentarze