Tellurium Q Ultra Blue II
- Kategoria: Kable i akcesoria
- Tomasz Karasiński
Tellurium Q to jedna z najbardziej enigmatycznych firm produkujących okablowanie do systemów audio. Brytyjczycy twierdzą, że w swojej pracy opierają się przede wszystkim na badaniach naukowych, jednak nie podają na ten temat żadnych szczegółów. Możliwe, że prowadzą naprawdę zaawansowane eksperymenty w jakimś tajnym laboratorium, ale równie dobrze może tutaj chodzić o prace naukowe opublikowane dawno temu, a więc dokumenty, których zawartość jest dla każdego doświadczonego inżyniera czymś oczywistym. Sloganem Tellurium Q jest walka ze zniekształceniami fazowymi, a więc problemem, któremu podobno żadna inna manufaktura nie poświęca zbyt wiele uwagi, a którego eliminacja ma skutkować radykalną poprawą jakości brzmienia. Gdybyście jednak chcieli dowiedzieć się, co dokładnie konstruktorzy tych kabli mają na myśli, jak rozumieją i mierzą owe zniekształcenia, a przede wszystkim w jaki sposób z nimi walczą, utkniecie w martwym punkcie. Kupując kable Tellurium Q, prawdopodobnie nie dowiecie się nawet, jaki materiał zastosowano w nich w roli przewodnika. Miedź, srebro, aluminium, węgiel? Aby się o tym przekonać, trzeba by było rozciąć dany przewód i poddać go dokładnej analizie. Co ciekawe, taka taktyka zupełnie nie wpływa na wyniki sprzedaży, a kto wie, może nawet działa na nie stymulująco. Ostatecznie nic nie kręci nas tak, jak audiofilski gadżet, o którego budowie wewnętrznej niewiele wiadomo. Kierujący brytyjską manufakturą Geoff Merrigan postanowił, że w kwestii jakości brzmienia kabli Tellurium Q trzeba oddać głos klientom i recenzentom. Zadziałało to spektakularnie, bowiem nagrody zaczęły płynąć z całego świata, a wyobrażenie na temat wolumenu sprzedaży daje przyznana firmie już po raz drugi biznesowa nagroda Królowej Brytyjskiej - Queen's Awards for Enterprise.
Jako dziennikarz i inżynier, a więc człowiek lubiący z jednej strony szukać odpowiedzi na różne pytania, a z drugiej odruchowo kierujący się raczej w stronę fizyki, a nie zjawisk paranormalnych, szczególnie dużym szacunkiem darzę producentów, którzy wykładają kawę na ławę, opisując swoje okablowanie bardzo dokładnie, publikując na swoich stronach rozmaite parametry, wykresy i przekroje, a nawet wstawiając do sieci filmiki, na których tłumaczą, w jaki sposób poszczególne żyły przewodzące oddziałują na siebie nawzajem albo dlaczego tak ważny jest właściwy dobór materiałów izolacyjnych. Tymczasem Tellurium Q ma to wszystko w nosie, wychodząc z założenia, że człowieka szukającego kabli interesuje przede wszystkim efekt brzmieniowy. Takie deklaracje sprawiają, że staję się podejrzliwy, ale z drugiej strony trudno się z tym nie zgodzić. Żaden audiofil nie idzie przecież do sklepu w poszukiwaniu kabla głośnikowego o określonej pojemności czy rezystancji. Albo interkonektu o takiej i takiej indukcyjności. Jeżeli szuka przewodu srebrnego, to prawdopodobnie dlatego, że srebro kojarzy mu się z rozjaśnionym, szybkim, przejrzystym brzmieniem, a nie dlatego, że tak wyliczył sobie z jakiegoś wzoru. Sytuacja polegająca na ewidentnym, powodującym oczywiste problemy niedopasowaniu elektrycznym kabli i elektroniki jest mało prawdopodobna. Nie znam też ludzi, którzy twierdzą, że słuchali już w życiu różnych przewodów i najlepsze były te, których pojemność mieściła się w jakimś tam przedziale. Przywołujemy marki, modele, czasami materiały przewodzące lub cechy konstrukcyjne (choć to ostatnie już niezwykle rzadko), ale w głowie mamy tylko efekt brzmieniowy - to, że po wpięciu jakiegoś kabla nasz system zaczął grać tak i tak. To zresztą nic nowego, bo tak samo można podchodzić do wzmacniaczy i kolumn. Lampowy czy tranzystorowy, dwudrożne czy trójdrożne - to tylko szczegóły techniczne i wskazówki dla doświadczonych słuchaczy. Spora część (może nawet większość) klientów zainteresowana jest tym, aby sprzęt grał tak, jak im się podoba, a wiedza o tym, jak skręcone i z czego wykonane są druciki wewnątrz kabla, nie jest im do tego potrzebna.
Wygląd i funkcjonalność
Ostatni raz kable Tellurium Q testowałem ponad rok temu. Była to praktycznie cała seria Blue II - jeden z rynkowych hitów brytyjskiej firmy. W swojej recenzji zwróciłem uwagę na wiele związanych z tą marką zjawisk, które szczerze mnie fascynują. Jednym z nich jest to, że zarówno w prywatnych rozmowach ze znajomymi audiofilami, jak i w mailach przychodzących na naszą redakcyjną skrzynkę widzę coś w rodzaju ślepego zaufania do tych przewodów. Właściciele całkiem zacnych zestawów zwracali się do mnie z prośbą o wskazanie godnych uwagi kabli, dodając, że robili już wstępne rozeznanie i doszli do wniosku, że powinni sprawdzić coś z oferty Tellurium Q. Kiedy pytałem, dlaczego tak sobie to ułożyli, nie potrafili podać mi konkretnej odpowiedzi. To już zakrawa na szaleństwo, prawda? Po teście serii Blue II, którego wydźwięk był miejscami bardzo sceptyczny, podzieliłem się swoimi wątpliwościami z Geoffem Merriganem. Jego stanowisko było jasne - producent ma prawo zachować szczegóły techniczne dla siebie, bo klienci wcale nie są nimi zainteresowani, a konkurencji nie ma co ułatwiać życia, natomiast popularność kabli Tellurium Q jest jego zdaniem bezpośrednio związana z wysoką jakością brzmienia, jaką oferują. Ba! Geoff stwierdził, że dzięki badaniom nad procesem transmisji sygnałów elektrycznych jego firma stale podnosi poprzeczkę, i to nie na zasadzie wprowadzania na rynek coraz droższych modeli, ale poprawiania tych już istniejących. Ubolewał, że nie miałem okazji przeprowadzić bezpośredniego porównania serii Blue II z jej pierwszą generacją. Cały cyrk polega bowiem na tym, że "dwójki" kosztują tyle samo, co "jedynki", ale zdaniem producenta są o wiele lepsze. Cóż, po teście nie chciałem już wracać do tego tematu i po prostu tak to zostawiłem, w dalszym ciągu obstając przy tym, że producenci audiofilskich akcesoriów nie powinni zasłaniać się tajemnicą, bo konkurencji i tak to nie powstrzyma (szczególnie biorąc pod uwagę to, że nie mamy tu do czynienia z ekstremalnie drogimi kablami), a atmosfera okultyzmu jest najlepszą pożywką dla internetowych trolli.
TEST: Tellurium Q Blue II
Wkrótce przestałem jednak zawracać sobie tym głowę i zwróciłem się do polskiego dystrybutora Tellurium Q z pytaniem o kable głośnikowe, które sprawdziłyby się w moim systemie biurkowym. Nie chodzi bynajmniej o to, że nagle zmieniłem zdanie co do polityki brytyjskiej firmy. A gdzie tam! Twardo bronię stanowiska, że miliony nagród i pozytywne opinie klientów to nie wszystko. Głośnikowe Blue II miały jednak jedną wyjątkową cechę - świetnie mi się z nimi pracowało. Były po prostu cudowne pod względem praktycznym. Cienkie, elastyczne, stosunkowo lekkie tasiemki zakończone bananami to kwintesencja prostoty i wygody użytkowania, szczególnie dla kogoś, dla kogo przepinanie kabli jest właściwie codziennością. Myślicie, że mi odbiło? Że powinienem kierować się przede wszystkim brzmieniem? Okej, ale w ten sposób zbudowałem już swój podstawowy system, a ten drugi miał być inny - mniej hardcore'owy, za to bardziej ludzki, normalny i bezproblemowy. Tym systemem chciałem się po prostu bawić. Pozwalam sobie w nim na rzeczy, które w tym pierwszym zestawie raczej by nie przeszły. Dobór okablowania od samego początku był utrudniony ze względu na ograniczoną przestrzeń, ale z drugiej strony w tym systemie nie miałem ochoty mocować się z grubymi wężami wyposażonymi w ciężkie, metalowe puszki albo sztywnymi drutami, które po odłączeniu od wzmacniacza sprężynują tak, że możliwy jest tylko jeden z trzech scenariuszy - albo banan zrobi dziurę w ścianie, albo oberwie jedna z roślin stojących na parapecie, albo przyglądający się całej operacji kot dostanie końcówką kabla w oko. Serio, czasami mam serdecznie dosyć tych audiofilskich wymysłów i chcę na powrót stać się normalnym melomanem, który po prostu lubi słuchać muzyki i chce czerpać z tego maksimum przyjemności, a idiotą onanizującym się kablami grubszymi niż wąż strażacki.
Najwyraźniej nie tylko ja mam takie przemyślenia. Kable Tellurium Q pracują w wielu salonach ze sprzętem hi-fi, których obsługa docenia zarówno ich walory brzmieniowe, jak i praktyczne. Z takimi tasiemkami przepinanie kolumn trwa dosłownie kilkanaście sekund i nie ma przy tym żadnego ryzyka, że puszczone banany wystrzelą jak z procy albo zrobią dziurę w podłodze. Po krótkiej rozmowie z dystrybutorem stanęło na tym, że powinienem wypróbować model Ultra Blue. Z zewnątrz różnił się od Blue II tylko kolorem koszulki, ale miał oferować wyraźniejsze, bardziej dynamiczne i konkretne brzmienie. Następnego dnia kurier dostarczył mi paczkę z głośnikowymi Ultra Blue. Podłączyłem, posłuchałem i szybko okazało się, że jest dokładnie tak, jak mnie zapewniano. I tak oto stałem się posiadaczem kabli Tellurium Q. A jeszcze niedawno robiłem sobie z fanów tej marki jawne podśmiechujki... Wkrótce dobiegła mnie jednak informacja, że producent szykuje się do premiery poprawionej wersji tego modelu. Wyśmienicie - pomyślałem - w takim razie będę miał okazję przeprowadzić porównanie "jedynki" z "dwójką". W dodatku nie będzie to kolejny rutynowy test przeprowadzony na szybko, ale spokojny odsłuch pozwalający odpowiedzieć na pytanie, czy właściciel starszego modelu powinien w ogóle brać pod uwagę przesiadkę na jego następcę. Małym ułatwieniem jest to, że seria Ultra Blue II jest wyjątkowo skromna - znajdziemy w niej tylko kabel głośnikowy, zworki (a więc to samo, tylko w krótszych odcinkach) i sieciówkę, która dorobiła się dopisku "II" znacznie wcześniej. Rzadko zdarza mi się testować tylko jeden kabel, ale w tym przypadku było to jak najbardziej pożądane. W systemie zmieni się tylko jeden element, a ponieważ głośnikowe Ultra Blue pierwszej generacji pracują w nim na co dzień, zmiany powinny być oczywiste. O ile oczywiście coś się faktycznie zmieni.
Zapytacie pewnie, po co producent miałby komplikować sobie życie i wprowadzać nowe kable nie różniące się pod względem budowy wewnętrznej i brzmienia od tych starych, a ja powiem, że widzę co najmniej kilka powodów. Duża rotacja w katalogu umożliwia firmie utrzymanie zainteresowania jej wyrobami. Każda taka premiera daje pretekst, by zrobić wokół siebie trochę szumu. Dystrybutorzy, dealerzy i dziennikarze informują klientów o nowym produkcie, mogą pojawić się nowe testy i nagrody, co dla takiego kolekcjonera jak Tellurium Q z pewnością nie jest bez znaczenia. Przyznaję, że zagrywka z utrzymaniem ceny na dotychczasowym poziomie jest dość oryginalna, ale jeśli się nad tym zastanowić, to w momencie pojawienia się nowych kabli na rynku sklepy mogą wprowadzić promocję na wychodzące modele, co z pewnością przyciągnie łowców okazji, natomiast ci, którzy nie załapią się na wyprzedaż, w gruncie rzeczy też niczego nie stracą - dostaną nowsze (w domyśle lepsze) kable za te same pieniądze. W pewnym sensie Brytyjczycy wpadają tutaj w sidła, które zastawili na siebie sami. Całkowity brak informacji o wewnętrznej budowie przewodów sprawia, że nowy produkt siłą rzeczy nie będzie się mocno różnił od starego, szczególnie jeśli nie zmienia się jego kształt. W związku z tym nie ma jak uargumentować ewentualnej podwyżki, bo klient ma zapłacić za to, że? No właśnie, nie wiadomo. Powołanie się na rosnące ceny miedzi lub srebra oznaczałoby ujawnienie jednej z tajemnic, przekreślając cały chytry plan. Z drugiej strony inflacja nie śpi i większość firm podnosi ceny zarówno z okazji wprowadzenia nowego modelu, jak i bez okazji. Tellurium Q jest wyjątkiem. Sceptycy mogą mówić, że audiofilskie kable i tak są stanowczo za drogie, więc nikt nikomu łaski nie robi. Dobrze, zgadzam się. W przypadku Ultra Blue II wyrok wciąż jest jednak bardzo łagodny. 841 zł za parę kabli głośnikowych o standardowej długości 2,5 m to nie jest majątek.
Większość firm podnosi ceny zarówno z okazji wprowadzenia nowego modelu, jak i bez okazji. Tellurium Q jest wyjątkiem. Sceptycy mogą mówić, że audiofilskie kable i tak są stanowczo za drogie, więc nikt nikomu łaski nie robi. Dobrze, zgadzam się. W przypadku Ultra Blue II wyrok wciąż jest jednak bardzo łagodny. 841 zł za parę kabli głośnikowych o standardowej długości 2,5 m to nie jest majątek.Mimo niewygórowanej ceny, nabywca tych kabli może przez chwilę poczuć się wyjątkowo. Nie dość, że same taśmy są dosyć specyficzne, to jeszcze zapakowano je w białe pudełko wyłożone delikatną bibułką w kolorze czerwonym, zgodnie z firmowym emblematem. Oprócz pięknie zwiniętych przewodów w środku znajdziemy kartkę z podziękowaniami od producenta, kilkoma wskazówkami dotyczącymi prawidłowej instalacji naszych nowych drutów oraz kodem do potwierdzenia ich oryginalności. Na wewnętrznej stronie opakowania znajdziemy też naklejkę informującą o kierunkowości kabli. I tu ciekawostka - Brytyjczycy twierdzą, że przewody wykazują kierunkowość, ale dopiero po przepracowaniu ponad pięćdziesięciu godzin. Domyślam się, że jest to po prostu ich czas wygrzewania. Strzałki na białych koszulkach termokurczliwych przy wtykach nie oznaczają więc, że w ten sposób trzeba podłączyć Ultra Blue II już przy pierwszym użyciu - są tam jedynie dla wygody użytkownika, ale gdyby ktoś o tym zapomniał, podpiął kable odwrotnie i tak już zostawił, efekt brzmieniowy, przynajmniej teoretycznie, powinien być taki sam jak ze strzałkami skierowanymi we właściwą stronę. Jeśli chodzi o różnice między "dwójką" a "jedynką", pierwszą jest kolor zewnętrznej izolacji. W modelu Ultra Blue była ona jaśniejsza, błękitna, prawdę mówiąc niezwykle bliska barwie będącej znakiem rozpoznawczym naszego portalu, natomiast w Ultra Blue II jest to ciemniejszy, bardzo wyrazisty odcień niebieskiego. Drugiej istotnej różnicy nie da się już pokazać na zdjęciach. Chodzi o to, jakie te kable są w dotyku. Podczas gdy Ultra Blue sprawiają wrażenie, jakby zostały wykonane ze zwykłej gumy, Ultra Blue II wydają się bardziej miękkie i śliskie. W momencie, gdy wziąłem je do ręki, wiedziałem już, że coś tu się pozmieniało. To nie są dokładnie te same kable z domalowaną "dwójką". Nawet trochę inaczej zachowywały się podczas sesji zdjęciowej - Ultra Blue leżały tak, jak je ułożyłem, a Ultra Blue II powoli się rozwijały, przez co w lustrzance trzeba było ustawić wyższą czułość. Zewnętrzna koszulka "dwójek" bardzo przypomina mi materiał stosowany przez Van den Hula - Huliflex. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że jest to coś w rodzaju gumy z dodatkiem silikonu. Na szczęście nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z bardzo elastycznym i "grzecznym" przewodem, który powinien zmieścić się w każdą szparę. Świetna sprawa nie tylko dla audiofilów, ale także dla instalatorów. Być może dlatego kable głośnikowe z serii Blue II i Ultra Blue II można zamawiać na 50-metrowych szpulach. Aby było jeszcze prościej, jedynym dostępnym rodzajem wtyków są widoczne na zdjęciach banany. Co ciekawe, zworki na bazie tego samego przewodu są z jednej strony zakończone bananami, a z drugiej - widełkami.
Brzmienie
Wszystkim zainteresowanym winien jestem krótki opis "jedynki". Nie tylko dlatego, abyśmy mieli na czym oprzeć dalszą część testu, ale także dlatego, że kabel ten już jakiś czas temu wylądował w moim biurkowym systemie odsłuchowym. Już kilka razy padło pytanie, gdzie jest test tego kabla, a ja musiałem zgodnie z prawdą odpisać, że nigdzie. A przynajmniej nie na naszej stronie. Najmocniej przepraszam. Niestety, mam taką dziwną przypadłość, że nie zawsze wybieram własny sprzęt spośród urządzeń testowanych na łamach StereoLife, a nawet jeśli tak się zdarza, zwykle robię to z dużym opóźnieniem. Najwyraźniej czasami muszę do tego dojrzeć, poczekać aż temat trochę mi się ułoży. Niejednokrotnie podczas testu wiedziałem, że mam do czynienia z wyjątkowo udanym urządzeniem, ale nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, jak bardzo zacznie mi go brakować, gdy trafi z powrotem do dystrybutora. Audiovectory QR5 i Auralic Vega G1 to tylko dwa przykłady. Niektórych urządzeń nie testowałem, bo nie wiem, czy publikowanie kolejnej recenzji Sennheiserów HD 600 albo Beyerdynamiców DT 990 PRO ma jakikolwiek sens. To kultowe słuchawki i napisano o nich już wszystko. Z kolei zestawów głośnikowych Equilibrium Nano nie opisywałem dlatego, że producent oficjalnie nie wprowadził ich do swojej oferty. To jedne z najlepszych mini monitorów, z jakimi się zetknąłem, ale kiedy spytałem ich konstruktora, dlaczego nie ma ich w cenniku, zaczął coś kręcić i narzekać, że nie wie, czy ktoś poza mną byłby nimi zainteresowany, a nawet jeśli, to nie policzył, ile musiałyby kosztować. Ot, taka to polska robota - zrobić genialne głośniki ale nikomu się tym nie pochwalić.
TEST: Wszystko o kablach audio
Wracając do Ultra Blue, w niektórych sklepach znajdziemy informację, że są to kable ciepłe, wyrozumiałe dla systemów o ostrawym brzmieniu. Poleca się je melomanom, którzy lubią płynne i gładkie brzmienie. I właściwie taki opis całkiem dobrze do tych przewodów pasuje, chociaż będąc świeżo po teście Blue II, odniosłem wrażenie, że głośnikowe Ultra Blue idą dalej w takich dziedzinach jak dynamika, przejrzystość czy stereofonia. Ich brzmienie jest moim zdaniem równie spójne i muzykalne, ale znacznie szybsze i bardziej konkretne. Co ciekawe, są to kolejne kable Tellurium Q, które mimo zauważalnego ocieplenia praktycznie nie wpływają na równowagę tonalną, a jeśli już, to w bardzo niewielkim stopniu. Może górny skraj pasma jest delikatnie stłumiony, ale poza tym wszystko się zgadza. W pakiecie nie dostajemy na przykład podbitego basu albo wycofanej średnicy. Słyszałem znacznie droższe kable, które w tym departamencie mają na koncie znacznie więcej grzeszków. Znalezienie tańszych przewodów grających tak równo (nie twierdzę, że całkowicie neutralnie) będzie trudne. Wszystko to sprawiło, że szybko polubiłem te błękitne wstążki. Nie są to z pewnością kable do bicia rekordów, ale za to doskonale sprawdzają się przy długodystansowych odsłuchach, a ponieważ na tym zależało mi najbardziej, nie żałuję, że je wybrałem.
Przejdźmy zatem do Ultra Blue II. Od razu zaznaczę, że przed przystąpieniem do porównania doszedłem do wniosku, że bez porządnego wygrzania "dwójek" będzie mi ciężko wyłapać ewentualne różnice, a może nawet okaże się, że dobrze rozegrane "jedynki" wyjdą z tego pojedynku zwycięsko. Pomyślałem, że ich poprawioną wersję trzeba będzie katować prądem kilka dni, starając się nie analizować zmian w brzmieniu i nie oceniać tak zwanego całokształtu. Co tu owijać w bawełnę - na tym etapie zupełnie prawdopodobne wydawało mi się to, że ostatecznie nie usłyszę żadnych różnic, a mój werdykt będzie taki, że zmiany wprowadzone przez producenta mają charakter kosmetyczny i sprowadzają się do koloru i składu chemicznego zewnętrznego materiału izolacyjnego. Otóż nie. Już po kilkunastu sekundach odsłuchu świeżutkich, zimnych, fabrycznie nowych Ultra Blue II stało się jasne, że w porównaniu do "jedynek" sprawy poszły w bardzo dobrym kierunku. Zauważyłem przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsza to ogólna poprawa klarowności, dynamiki i przestrzeni. Przekłada się to oczywiście na wrażenie, że dźwięk jest bardziej pełnowartościowy, namacalny, realistyczny i szczegółowy. Staje się po prostu bardziej przekonujący. Druga to głębszy i jednocześnie bardziej "kopiący" bas. Był gęstszy, bardziej obecny i mięsisty, ale wciąż dobrze kontrolowany i doskonale zgrany ze średnicą. W obu dziedzinach poprawa jest na tyle duża, że gdybym robił porównanie w ciemno, mógłbym palnąć, że Ultra Blue II jest pewnie ze 2-3 razy droższy. Kable głośnikowe są przecież tylko jednym z elementów toru audio, w ogólnym rozrachunku znacznie mniej istotnym niż kolumny czy wzmacniacz, dlatego aby wykonać taki krok do przodu, wymieniając tylko ten jeden element, zwykle właśnie tyle trzeba wydać.
Mimo poprawy dynamiki i przejrzystości "dwójki" w dalszym ciągu grają dość ciepło. Może nie aż tak jak "jedynki", ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że też skręcają w tę stronę, dzięki czemu ich brzmienie odbieramy jako przyjemne i kulturalne. To kolejne przewody tej marki, które po wpięciu do systemu mogą w nim pozostać na długo.Najlepsze jest to, że "dwójki" zachowały przy tym wszystkie zalety "jedynek", z których według mnie najważniejsza pozostaje nienaganna równowaga tonalna. Niskie, średnie i wysokie tony żyją ze sobą w takiej zgodzie, że aż miło się tego słucha. Żaden fragment pasma nie jest uprzywilejowany, nie ma żadnych podbić, nic nie wyskakuje w najmniej oczekiwanym momencie jak królik z kapelusza. Najwyższe częstotliwości wciąż są lekko utemperowane, ale wydaje mi się, że w mniejszym stopniu niż miało to miejsce w pierwszych Ultra Blue. Mimo poprawy dynamiki i przejrzystości "dwójki" w dalszym ciągu grają dość ciepło. Może nie aż tak jak "jedynki", ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że też skręcają w tę stronę, dzięki czemu ich brzmienie odbieramy jako przyjemne i kulturalne. To kolejne przewody tej marki, które po wpięciu do systemu mogą w nim pozostać na długo. Tak też stało się w moim przypadku. Ultra Blue II grały, grały i grały, dopóki dystrybutor nie zaczął się o nie dopytywać. Musiałem je wówczas "uwolnić", aby oddelegować je na sesję fotograficzną. Kiedy ich miejsce zajęły "jedynki", do listy zmian dopisałem jeszcze jedną pozycję - przestrzeń. Nie wiem, czy na początku ta różnica nie uderzyła mnie tak bardzo, bo "dwójki" były jeszcze niewygrzane, czy może zbyt mocno skupiłem się na innych obszarach, w których brzmienie ewidentnie się poprawiło, ale teraz miałem wszystko podane jak na tacy. Z Ultra Blue scena stereofoniczna wyraźnie się skurczyła, zupełnie jakby ktoś odessał z niej powietrze. Kolejnych prób nie potrzebowałem. Wykonałem telefon i załatwiłem sprawę jeszcze tego samego dnia. Wiem, że z tym drugim systemem miałem się nie spinać, ale skoro nowe kable Tellurium Q wypadły znacznie lepiej niż stare, a kosztują tyle samo, trudno było mi wrócić do "jedynek" i tłumaczyć sobie, że nie warto wydać tych 841 zł na przewody do systemu, w którym karta DAC-a we wzmacniaczu kosztowała więcej.
Budowa i parametry
"Niewiele trzeba mówić o kablu głośnikowym Ultra Blue II. Poprzednia wersja zdobyła nagrodę HiFi Pig i nagrody Tone Audio za wyjątkową wartość. Ultra Blue II jest lepszy, znacznie, słyszalnie lepszy i kosztuje tyle samo, co wersja pierwsza." - tyle na temat opisywanych kabli dowiemy się ze strony producenta. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy nie powinienem pisać tak krótkich i zwięzłych testów. Z pewnością miałbym znacznie więcej czasu dla siebie. Na pudełku znajduje się napis informujący o tym, że kable zostały zaprojektowane i wyprodukowane w Wielkiej Brytanii. Zobaczymy tu też okienka z ręcznie wypełnianą długością i inicjałami osoby odpowiedzialnej za kontrolę jakości. Co znajduje się pod niebieską koszulką? Nie wiem. Być może jest to zwykła skrętka z miedzi beztlenowej, bo lite druty nie byłyby tak elastyczne. Nie zdziwiłbym się też, gdyby zewnętrzna forma Ultra Blue II była odbiciem jego wnętrza, a rolę przewodników pełniły cieniutkie taśmy. To jednak tylko moje domysły - nie przekonam się, póki nie chwycę za nożyczki. W teście kabli z serii Blue II śmiałem się, że z danych technicznych mogę podać co najwyżej kolor zewnętrznych koszulek poszczególnych modeli, więc z braku innych opcji mogę kontynuować tę tradycję. Narzędzie do analizy barw na podstawie zdjęcia pokazało mi, że kolor głośnikowego Ultra Blue II to #417BCF. To całkiem miła odmiana, bowiem Ultra Blue miały kolor #44ACC9.
Werdykt
Niektórzy twierdzą, że Tellurium Q to doskonały przykład tego, że producent audiofilskich kabli powinien pakować wszystkie swoje pieniądze w marketing, bo klienci są głupi i łykną wszystko, a wielu z nich ma po prostu za dużo pieniędzy. Brytyjczycy nawet nie opisują jakichś kosmicznych technologii. Wymyślili sobie chwytliwe hasło o walce ze zniekształceniami fazowymi, a resztę załatwili nagrodami przyznawanymi przez branżowe magazyny, którym na pewno ostro posmarowali, a także ustami użytkowników, którzy kupują takie kable z czystego snobizmu i chęci spełnienia coraz bardziej wydumanych zachcianek, ewentualnie pochwalenia się przed znajomymi, że niby coś tam słyszą. Krótko mówiąc, jedna wielka bzdura i pułapka na naiwnych, a cena z kosmosu, bo takie same kable w sklepie budowlanym kosztują 40 zł, tylko wtyki trzeba sobie przylutować i fajrant. Fani tej marki mówią natomiast, że od samego początku interesowało ich brzmienie, a kable Tellurium Q dały im dokładnie to, czego szukali. Większości z nich naprawdę nie obchodzi, z czego są wykonane albo jaki kształt mają zamknięte w środku przewodniki. Skoro dostają dobry dźwięk w akceptowalnej cenie, nie eksperymentują dalej, bo Tellurium Q to pewniak.
Ja głośnikowe Ultra Blue kupiłem dla swojej własnej wygody, a na przykładzie Ultra Blue II chciałem sprawdzić, czy w opowieściach Geoffa Merrigana jest choćby ziarnko prawdy. Otóż jest. Wyraźnie to słychać. Jest to właściwie pierwsza namacalna rzecz, która pozwala mi sądzić, że w tym całym gadaniu o badaniach nad transmisją sygnału rzeczywiście coś może być. A skoro z nowymi kablami mój biurkowy system gra lepiej, de facto jest mi wszystko jedno, czy pod tą niebieską koszulką znajduje się miedziana skrętka, aluminiowa taśma, czy rozwałkowane pierogi ze stali (na jednym z portali aukcyjnych widziałem niedawno "urządzenie do robienia pierogów ze stali" i bardzo mnie to rozbawiło). Sprawdziło się więc to, co opisywał producent - za te same pieniądze dostajemy teraz lepsze kable. Jak można z tym dyskutować? W dzisiejszych czasach takie rzeczy nie zdarzają się często. Tendencja jest raczej taka, że trzeba płacić coraz więcej za coraz gorsze badziewie, dlatego każdy przejaw odwrotnego działania zasługuje na pochwałę. Ultra Blue II to kolejny udany produkt tej marki, a Tellurium Q może dołączyć do swojej bogatej kolekcji kolejną nagrodę. Udław się, Geoff!
Dane techniczne
Rodzaj kabla: Głośnikowy
Kolor: Niebieski (#417BCF, RGB 65, 123, 207)
Przewodnik: Słodka Tajemnica Tellurium Q
Dielektryk: Patrz Wyżej
Dostępne długości: 2,0-3,5 m, szpula 50 m, zworki
Konstrukcja: Bardzo Zaawansowana
Cena: 841 zł/2 x 2,5 m
Konfiguracja
Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Aries G1, Unison Research Triode 25, Albedo Geo, Fidata HFU2, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
-
RX
Polecam posłuchać kabli Tellurium Q zanim zacznie się mówić o audio voodoo. Rok temu wymieniałem system audio i postanowiłem przy okazji "zaszaleć" i kupić jakieś lepsze przewody niż to co można dostać w elektromarketach. W salonie audio sprzedawcy podłączyli Blue II do wszystkich konfiguracji głośników i wzmacniaczy, jakie testowałem. Ostatecznie kupiłem je, bo system jako całość grał fajnie, a i koszt kabli wyniósł jakieś 5-6% wartości sprzętu, więc tym bardziej uznałem, że nie jest jest źle :) W domu postanowiłem zrobić test i nowy system protestowałem zarówno z Blue II jak i starymi kablami (jakieś marketowe, które kilkanaście lat temu kosztowały ok 20-30 zł/m - solidne grube wiązki w kilku oplotach). Różnica w dynamice i przejrzystości była kosmiczna. Stare po prostu wyrzuciłem. Po jakimś czasie postanowiłem przetestować Black II oraz Silver II w poszukiwaniu lepszego dołu. Za każdym razem było słychać różnicę. Silver II pod tym względem były najlepsze, ale ze względów budżetowych skończyłem na Blackach II. Tak więc najpierw polecam posłuchać, a potem komentować.
10 Lubię -
as
Zamiast szukać dołu przez kupowanie kabli głośnikowych kup sobie dobre kolumny aktywne i sobie ustawisz odpowiednie brzmienie jak będziesz chciał.
6 Lubię -
-
jaro63
Za pomysłem na kable Tellurium Q stoi Colin Wonfor, były dyrektor techniczny, projektant i pomysłodawca, którego potraktowano w bardzo niesympatyczny sposób i się go z TQ pozbyto, "wymazując" go z historii firmy. Kosztowało go to dużo zdrowia, ale na szczęście rozwinął swoje pomysły i założył markę EWA Cables (swoją kolejną po wielu innych) - niszową i mało znaną bo działającą prawie wyłącznie na Wyspach, chociaż możliwa jest również wysyłka (kosztowna ze ze względu na Brexit) na cały świat. Zdecydowałem się na ich topowe kable głośniowe LS-80, porównywane często do serii Black Diamond a nawet Statement (nie odniosę się bo nie słyszałem) za ułamek ich kwoty. Pieniądze podobno nie grają, ale przyrost jakościowy na całkiem przyzwoitym systemie (McIntosh MA7000 i Sonus Faber Olympica) był znaczący praktycznie w każdym aspekcie.
3 Lubię -
Mogilan
Tellurium to dobre kable, ale dość drogie jak na to, co oferują. Faktycznie seria Blue jest warta zainteresowania, bo i cena również niewielka. Ale... Tellurium z niższych serii basu nie będą miały wiele, bo przekrój tych kabli jest skandalicznie mały..
1 Lubię -
Papa Smerf
Mały przekrój - duża rezystancja, to pogorszony współczynnik tłumienia dla układu wzmacniacz-głośnik. Ale fajne pod dywan. No i ten kolor!
3 Lubię -
Jacek
Brak marketingu i mówienie, że to zaleta to też marketing... ;-) Kluczem do tego jak grają te kable jest materiał, który przy skandalicznym przekroju jak na kable głośnikowe potrafi jednak coś przekazać z całkiem niezłym efektem. Miałem głośnikówki Black i XLR-y Black i już więcej do tej firmy nie wrócę...
1 Lubię
Komentarze (8)