Primare PRE35 Prisma + A35.2
- Kategoria: Systemy stereo
- Tomasz Karasiński
Audiofile cenią skandynawskich producentów elektroniki za wyjątkowe wyczucie w kwestii estetyki, dbałość o szczegóły, poszanowanie tradycyjnego rzemiosła i zamiłowanie do naturalnych materiałów. Istnieje jednak jeszcze jedna charakterystyczna dla północnoeuropejskich manufaktur cecha, którą niezwykle trudno jest zdefiniować jednym słowem. Roztropność, dojrzałość, zdrowy minimalizm, spokój w działaniu, połączenie pomysłowości i dojrzałości, chęci dążenia do nowoczesnych rozwiązań i zwykłej, ludzkiej potrzeby otaczania się tym, co znane, sprawdzone i bezpieczne. Skandynawowie potrafią przepięknie łączyć przeciwieństwa. Mogą jeździć elektrycznym autem, ale mieszkać w domu, który wybudowali i wyposażyli ich dziadkowie. Ilekroć podejmują się jakiegoś przedsięwzięcia, starają się wybiec w przyszłość i przeanalizować wszystko na spokojnie. Wolą dłużej pomyśleć, aby potem lepiej zrobić. Nie muszą koniecznie być pierwsi. Nie muszą być najwięksi. Dzięki swej wyjątkowej filozofii i tak mają na całym świecie wielu zwolenników. Aby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do katalogu firmy Primare. Wybitne, ponadczasowe wzornictwo, skrajnie nowoczesne układy elektroniczne, czytelny podział na trzy poziomy jakościowe, możliwość upgrade'u dzięki konstrukcji modułowej, kompatybilność z różnymi usługami muzycznymi, własna aplikacja sterująca, autorska technologia wzmocnienia... Jeśli kiedyś komponenty tej marki lubiliśmy za audiofilskie brzmienie, nowoczesne wzornictwo i wysoką jakość wykonania, tak dziś podobnych argumentów Szwedzi dostarczają nam znacznie więcej.
Naturalnie, wszystko to nie wzięło się znikąd. Manufaktura z Malmö znakomicie poradziła sobie z procesem stopniowego unowocześniania swoich urządzeń, dzięki czemu z producenta klasycznych komponentów hi-fi przeobraziła się w firmę oferującą nowoczesne lub wręcz skrajnie nowoczesne rozwiązania. Każdy musiał w pewnym momencie rozpocząć ten marsz. Jeśli z jakichś względów tego nie zrobił, dziś znajduje się w bardzo trudnej sytuacji i musi przekonywać klientów, że warto kupić jego wzmacniacz, bo... No właśnie, nie zmienił się na przestrzeni dwudziestu lat? Ma wewnątrz ręcznie nawijane transformatory i kondensatory spełniające normy militarne? Wszystko świetnie, ale większość melomanów wymaga od sprzętu znacznie więcej. Dobry wzmacniacz musi dziś mieć na pokładzie przynajmniej wysokiej klasy przetwornik, a żebyśmy już niczego nie mogli się czepiać - moduł sieciowy pozwalający na odtwarzanie muzyki bez podłączania zewnętrznego źródła. Tradycyjna amplifikacja też nie wszystkich już przekonuje. Może końcówki mocy pracujące w klasie D w formie gotowych modułów wielkości paczki papierosów nie są szczytem marzeń każdego audiofila, ale wzmacniacze Lyngdorfa, NuPrime'a, Chorda czy Devialeta są dowodem na to, że ta technologia nie jest taka straszna, jak ją niektórzy malują.
Szwedzi pochylili się i popracowali nad każdą z tych rzeczy, dzięki czemu ich aktualna oferta jest dostosowana do wymagań obecnych czasów. Najciekawsze w ich świecie są dwa rozwiązania. Pierwszym jest system Prisma, na który w zasadzie przerzucono całą łączność ze światem zewnętrznym, w tym streaming, aplikację na urządzenia mobilne i kompatybilność z rozmaitymi usługami i serwisami muzycznymi. Drugie to autorska technologia wzmocnienia UFPD (Ultra Fast Power Device). Szwedzi zapewniają, że rozwiązanie to pozwala w pełni wykorzystać potencjał, jaki ma do zaoferowania klasa D. Wzmacniacz oparty na układzie UFPD może ich zdaniem zapewnić wysoką moc wyjściową, niski poziom zniekształceń i pasmo przenoszenia równe niczym narysowane od linijki, a wszystko to niezależnie od obciążenia i przy minimalnym poborze energii z gniazdka w ścianie. Brzmi świetnie, prawda? Tylko czy tak samo zabrzmi system złożony z przedwzmacniacza PRE35 Prisma i końcówki mocy A35.2?
Wygląd i funkcjonalność
Piękny, nowoczesny, hi-endowy system stereo, który nie potrzebuje zewnętrznego źródła i napędzi dowolne kolumny. Zestaw, który ze względu na modułową budowę powinien okazać się odporny na zmieniające się trendy, a jednocześnie jest na tyle funkcjonalny, abyśmy mogli podłączyć do niego niemal wszystko, co tylko sobie wymyślimy, od telewizora po przedwzmacniacz gramofonowy. Który audiofil nie chciałby postawić w swoim salonie czegoś takiego? Chyba tylko zatwardziały miłośnik magnetofonów szpulowych i wzmacniaczy lampowych lub tradycjonalista wyznający zasadę, że wzmacniacze powinno się kupować na wagę. Hmm, no właśnie... Szwedzi proponują nam bardzo atrakcyjną wieżę, jednak z punktu widzenia audiofila największe wątpliwości będzie budzić wewnętrzna budowa końcówki mocy. Primare nie używa tu gotowych rozwiązań, co od samego początku bardzo mnie ucieszyło. Niezwykle ciężko jest mi bowiem zrozumieć, dlaczego te same lub bardzo podobne moduły pracujące w klasie D można znaleźć zarówno w niedrogich wzmacniaczach NAD-a, jak i wycenionych na kilkanaście tysięcy złotych klockach Marantza. Wiem, że końcówki mocy nie grają same. Zdaję sobie sprawę, że we wzmacniaczach tego typu kluczową rolę odgrywa ich implementacja, a także zasilanie i jakość układów, przez które sygnał przepływa wcześniej. A jednak ostatecznie każdy IcePower gra jak IcePower, a każdy Hypex - jak każdy inny Hypex. Nie opieram się na teorii, lecz doświadczeniach z przeprowadzonych do tej pory testów. I od gotowych płytek zdecydowanie wolę to, co producenci audiofilskiego sprzętu są w stanie zrobić sami.
TEST: Primare NP5 Prisma
Szwedzi już wiele lat temu doszli do wniosku, że kiedyś pewnie trzeba będzie taką zmianę przeprowadzić, ale postanowili zrobić to dopiero wtedy, kiedy rezultat brzmieniowy będzie ich zdaniem satysfakcjonujący. Nie musieli się spieszyć. Mogli dalej budować klasyczne wzmacniacze, ale w pewnym momencie ich autorska amplifikacja nabrała naprawdę ciekawych kształtów. Jeśli mnie pamięć nie myli, wykorzystali ją najpierw w systemie all-in-one o nazwie DVDI10. Później przyszedł czas na normalne integry, takie jak I22 i I32, a pewnego dnia inżynierowie Primare'a poszli na całość i zaprezentowali flagowy komplet złożony z przedwzmacniacza PRE60 i końcówki mocy A60. Ten potężny, nowoczesny i - co tu dużo ukrywać - wyjątkowo drogi system znalazł na całym świecie wielu nabywców - audiofilów, którzy zdecydowali się zerwać z przeszłością i pójść zupełnie inną drogą. Układy UFPD zaczęły pojawiać się w kolejnych komponentach Primare'a, jednak jeden model wyjątkowo długo opierał się tej zmianie. Był nim wielki, mocarny, ciężki, dwukanałowy wzmacniacz A32. Kiedy go wycofano, był to dla mnie definitywny koniec klasycznych piecyków szwedzkiej marki, jednak żałoba nie trwała długo, bo miejsce A32 zajął model A35.2, będący obecnie jedyną końcówką mocy w katalogu Primare'a. Moc? 200 W na kanał przy 8 Ω i 400 W przy 4 Ω. Cena? 12990 zł, a więc znacznie mniej niż trzeba było zapłacić za A32. Gdyby okazało się, że A35.2 "gada" jak trzeba, byłaby to bardzo kusząca propozycja. Ponieważ przetestowałem ostatnio kilka ciekawych końcówek mocy, z których jedna na stałe zagościła w moim systemie, umówiłem się z dystrybutorem Primare'a na test tego właśnie modelu, jednak zanim udało się zorganizować transport, pojawiła się możliwość przesłuchania A35.2 w komplecie z przedwzmacniaczem PRE35 Prisma, czyli maksymalnie wypasionej wersji preampu, który najwyraźniej powstał z myślą o współpracy z tym 200-watowym piecykiem. Z jednego ze zdjęć zamieszczonych na stronie producenta wynika nawet, że Szwedzi traktują oba te komponenty jako podstawę systemu, który można nazwać nową, flagową wieżą Primare'a (do opisywanych klocków dochodzi tu transport DD35 i przedwzmacniacz gramofonowy R35). Czy to przypadkiem nie jest taka tańsza wersja "sześćdziesiątek"?
Być może przywiązuję zbyt dużą wagę do wzornictwa, ale uważam, że człowiek odpowiedzialny za stworzenie charakterystycznego kształtu szwedzkich klocków powinien mieć w siedzibie firmy w Malmö swoje własne miejsce postojowe, swój własny pokój z widokiem na cieśninę Sund i własną saunę, a pozostali pracownicy powinni kłaniać mu się w pas i pastować buty. Naturalnie, w takiej sytuacji podobnie powinni być traktowani inżynierowie, którzy opracowali system Prisma i autorski wzmacniacz UFPD, jednak rozwiązania te są jeszcze młodziutkie i nie ma żadnej pewności, czy za kilka lat już trochę się nie zestarzeją, natomiast dizajn szwedzkich urządzeń zasadniczo nie zmienił się odkąd sięgam pamięcią, a wciąż pozostaje świeży, nowoczesny i elegancki. Obudowy z wysuniętym do przodu frontem są bardzo oryginalne, a układ minimalistycznego, aluminiowego panelu pozbawionego wszelkiego rodzaju zagięć, wybrzuszeń, nacięć i przetłoczeń może zostać dostosowany do funkcji i potrzeb konkretnego modelu. W końcówce mocy lub przedwzmacniaczu gramofonowym przednia ścianka będzie niemal zupełnie pusta, natomiast w odtwarzaczu lub wzmacniaczu zintegrowanym znajdą się na niej pokrętła, przyciski, wyświetlacz albo szuflada napędu optycznego i wszystko to będzie do siebie pasowało - zarówno w obrębie jednego klocka, jak i całej wieży. Niewielu firmom udało się stworzyć tak spójny język formy, który na dodatek mógłby tak długo opierać się zmianom. Żeby jeszcze komponenty Primare'a wyglądały przez to staromodnie, jak klocki Cyrusa (który właśnie zapowiedział drobne zmiany w tej kwestii), ale nie - wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Do tak wyrafinowanego systemu nie pasuje tylko pilot, który otrzymujemy w komplecie z przedwzmacniaczem. Jest płaski, lekki i plastikowy. Wygląda jak typowy pilot od telewizora lub dekodera. Na szczęście zostaje nam jeszcze aplikacja, której nowa wersja została wypuszczona - nie żartuję - kilka dni przed publikacją niniejszego testu.
Z punktu widzenia użytkownika, końcówka mocy A35.2 jest dobrze wyposażonym i stosunkowo prostym w obsłudze urządzeniem, którego instalacja nie powinna nastręczyć świeżo upieczonemu właścicielowi żadnych problemów. Jedynym nietypowym gadżetem jest przycisk wybudzający piecyk z trybu czuwania - wmontowano go w firmowe logo, w związku z czym pozostaje niemal całkowicie zakamuflowany. Spróbujcie więc powiedzieć komuś niewtajemniczonemu, aby podszedł do stolika ze sprzętem i włączył wzmacniacz, a będziecie mieli dobre pięć minut darmowego kabaretu. Główny włącznik znajduje się z tyłu, tuż nad trójbolcowym gniazdem IEC. Poza tym znajdziemy tu pojedyncze terminale głośnikowe, wejście zbalansowane i niezbalansowane, cztery hebelki służące do zmiany ustawień, port komunikacyjny RS232 i standardowe triggery. Za pomocą owych hebelków możemy delikatnie podbić wzmocnienie (gain), wybrać tryb stereofoniczny lub zmostkowany (mono), wybrać wejście (XLR lub RCA) i zdecydować, czy wzmacniacz ma włączać się, gdy wykryje sygnał na wejściu. Jeśli chodzi o tę ostatnią funkcję, byłem przekonany, że po wyłączeniu sensora to ja będę decydował o aktywności urządzenia, ale bez podanego sygnału końcówka po pewnym czasie i tak przechodziła w tryb czuwania. A przecież i tak nie zużywała wtedy zbyt wiele energii elektrycznej. Moim zdaniem jest to przykład ekologicznej nadgorliwości, więc ostatni hebelek zostawiłem w pozycji włączonej. Bardzo spodobały mi się natomiast czytelne oznaczenia trybu zmostkowanego. Wystarczyło kilka linii, aby użytkownik wiedział, że po wybraniu tej opcji należy skorzystać z wejścia RCA lub XLR dla lewego kanału, a napędzaną takim monoblokiem kolumnę podłączyć do prawego plusa i lewego minusa. Moc wyjściowa rośnie wtedy z 200 do - uwaga - 800 W przy 8 Ω. Z taką elektrownią nie powinny dyskutować nawet pełnopasmowe elektrostaty.
To jednak nic w porównaniu z tym, co ma nam do zaoferowania opisywany przedwzmacniacz. PRE35 występuje w trzech odmianach - podstawowej, czysto analogowej i wolnymi slotami na dwie karty rozszerzeń (12990 zł), z wbudowanym przetwornikiem (15690 zł) oraz maksymalnie rozbudowanej, a więc z przetwornikiem i modułem sieciowym Prisma (17790 zł). Szwedzi dają nam spore pole manewru, ale najważniejsze jest to, że można zacząć od wersji bazowej, a dodatkowe moduły dokupić i zamontować później, albo - jeśli tak zdecydujemy - obowiązki źródła przerzucić na kolejny klocek, taki jak CD35 Prisma, który w jednej obudowie łączy funkcje odtwarzacza płyt kompaktowych, przetwornika i streamera. Żeby było jeszcze ciekawiej, projektanci Primare'a przewidzieli też scenariusz, w którym posiadacz przedwzmacniacza PRE35 Prisma zapragnie słuchać cedeków, ale nie będzie chciał po raz kolejny płacić za przetwornik i moduł łączności sieciowej. Wtedy może zdecydować się na transport DD35, oszczędzając prawie sześć tysięcy złotych. Z której strony by na to nie spojrzeć, aktualna oferta Primare'a jest naprawdę przemyślana. Możemy wymyślać przeróżne sposoby rozbudowy systemu w przyszłości i nigdy nie powinniśmy zabrnąć w ślepą uliczkę. Jest tylko jedna grupa melomanów, którym Szwedzi nie oferują zbyt wiele. Są to miłośnicy hi-endowych nauszników, a właściwie nauszników w ogóle. Znalezienie gniazda słuchawkowego w sprzęcie tej marki to wielka sztuka.
Wracając do samego przedwzmacniacza, jego możliwości i wyposażenie zrobiły na mnie duże wrażenie. Do dyspozycji mamy dwa analogowe wejścia XLR i trzy wejścia RCA (ze względu na zbalansowaną konstrukcję, te pierwsze zostały oznaczone jako "jedynka" i "dwójka", a i producent wyraźnie sugeruje, że jeśli tylko mamy taką możliwość, powinniśmy użyć XLR-ów), siedem (!) wejść cyfrowych (4 optyczne, 2 koaksjalne i USB typu B), do tego jedno wyjście cyfrowe (koaksjalne), dwa zbalansowane wyjścia regulowane oraz dwa wyjścia niezbalansowane - tym razem jedno stałe, a jedno regulowane. Do tego dochodzą oczywiście gniazda komunikacyjne, triggery i trójbolcowe gniazdo zasilające z włącznikiem. Moduł Prisma ma natomiast dwie antenki, gniazdo USB typu A oraz dwa gniazda LAN - jedno wejściowe i jedno wyjściowe. To akurat bardzo rzadko spotykana, ale bardzo wygodna sprawa. Dzięki takiej "przelotce" możemy podłączyć do preampu kolejne komponenty, które komunikują się z domową siecią. W bazowej wersji PRE35 nie uświadczymy ani tego modułu, ani jakichkolwiek wejść i wyjść cyfrowych, jednak w tej najbardziej rozbudowanej postaci jego tylna ścianka jest zabudowana niemal do ostatniego centymetra. Między wyjściem koaksjalnym a głównym włącznikiem zostało tu tylko tyle miejsca, ile zajmują cztery gniazda XLR. Naniesiono tu więc oznaczenie modelu i kilka obowiązkowych ostrzeżeń. Przy okazji, warto też zwrócić uwagę na piękne nóżki, na jakich opiera się zarówno PRE35 Prisma, jak i A35.2. Są tak ślicznie wypolerowane, że na czas transportu zabezpiecza się je dopasowanymi kawałkami pianki. Oprócz tego, zgodnie z firmową tradycją, zawsze są trzy - dwie z przodu i jedna z tyłu. Front przedwzmacniacza to kwintesencja skandynawskiego minimalizmu - dwa rozstawione symetrycznie pokrętła, cztery przyciski i duży, elegancki wyświetlacz. Urządzenie możemy obsługiwać także za pomocą pilota lub aplikacji. Przyciskami też się da, ale do grzebania w menu należy potraktować je jako opcję awaryjną. Metalowe gałki z charakterystycznymi kołnierzami są idealnie zlicowane z aluminiowym frontem i wyświetlaczem, z którym stykają się po wewnętrznej stronie. Szkoda tylko, że nie obracają się z takim przyjemnym oporem, z jakim mieliśmy do czynienia w starszych wzmacniaczach i przedwzmacniaczach, gdzie pokrętła były połączone z analogowym tłumikiem. Tutaj wszystko chodzi leciutko, co też jest przyjemne, ale czasami chciałoby się poczuć ten staromodny ciężar. Po podłączeniu do sieci PRE35 Prisma zaczął się aktualizować. Trwało to tylko chwilę i nie wymagało ode mnie żadnego działania poza patrzeniem na postęp instalacji nowego oprogramowania.
W aplikacji Prisma w bardzo wygodny sposób można na przykład zmienić źródło, ustawić startowy i maksymalny poziom głośności, a nawet wyregulować balans lub zmienić jasność wyświetlacza. W przyszłości firmowa apka na pewno będzie ewoluować. Jeżeli równocześnie możliwości samego przedwzmacniacza (a właściwie modułu Prisma, który może znaleźć się w wielu innych urządzeniach tej marki) będą rozszerzane na drodze aktualizacji oprogramowania, to klienci Primare'a nie mają się czego obawiać - dostaną nowoczesny sprzęt na lata.Na osobny akapit zasługują dwie rzeczy - firmowa aplikacja sterująca i funkcjonalność przedwzmacniacza od strony software'owej. Jak wspominałem już wcześniej, Szwedzi zdążyli już wypuścić kolejną wersję swojej apki. Nie mówimy jednak o aktualizacji dotychczasowego programu. Powstała bowiem druga, osobna aplikacja, którą opatrzono taką samą ikonką i taką samą nazwą. Naprawdę... Za każdym razem, kiedy testuję sprzęt tej marki, muszę ściągnąć nową apkę. W tym momencie mam już na telefonie cztery i oczywiście tylko ta najnowsza do czegokolwiek się nadaje. Poprzednią aplikację Prisma pobierałem podczas testu małego streamera NP5 Prisma. Jego recenzję opublikowaliśmy w styczniu. Niecały rok później tamta apka jest już nieaktualna i trzeba ściągnąć kolejną aplikację Prisma. Żeby jeszcze ta nowa była naprawdę rewolucyjna, ale chyba nie mogę tego powiedzieć. To po prostu zaawansowany pilot do naszego urządzenia, dający przy okazji możliwość dobrania się do muzyki udostępnionej w sieci. Co do serwisów streamingowych, Spotify pewnie zadziała każdemu, bowiem w aplikacji Primare'a został wyróżniony (oddzielony od innych usług), natomiast co do innych aplikacji udostępnianych za pośrednictwem Chromecasta, mam już pewne wątpliwości. Weźmy na przykład TIDAL-a. Wybieramy go z listy, wówczas telefon otwiera tę właśnie aplikację i... No fajnie, dziękuję uprzejmie, ale TIDAL-a mogę sobie otworzyć na telefonie bez pomocy apki Primare'a. Problem w tym, że PRE35 Prisma nie jest kompatybilny z funkcją TIDAL Connect (może w przyszłości taka opcja się pojawi, natomiast w tym momencie jeszcze niewiele audiofilskich urządzeń może się nią pochwalić), w związku z czym muzyki z tego serwisu możemy posłuchać na telefonie, ale na PRE35 Prisma - nie bardzo, a przynajmniej nie bezpośrednio z apki TIDAL-a. No dobrze, jest jeszcze Bluetooth i AirPlay. I o ile pierwszą opcję potraktowałbym raczej jako awaryjną, o tyle AirPlay w całej zabawie ze szwedzkim przedwzmacniaczem naprawdę ułatwia życie. Jeśli mamy smartfon lub tablet z jabłuszkiem, będziemy mieli z górki. Użytkownicy Roona także mogą aktywować przedwzmacniacz przez AirPlay.
W tym momencie problemy połączeniowe uznałem za rozwiązane, aczkolwiek nie jest to taka stuprocentowo legitna metoda. Użytkownicy urządzeń Primare'a wyposażonych w moduł Prisma na pewno ucieszyliby się, gdyby w kolejnej aktualizacji pojawiła się kompatybilność z systemem TIDAL Connect i pełna, "nieudawana" obsługa Roona. Dobrze, że w ogóle się to udało, bo żadne urządzenie Primare'a nie występuje ani na liście Roon Ready, ani Roon Tested. A konkurencja nie śpi... Arcam, Bluesound, Cambridge Audio, Chord, Devialet, Gato Audio, Lyngdorf, Matrix Audio, Musical Fidelity, NAD, Naim, Pro-Ject, T+A - to tylko kilku rywali Primare'a, których sprzęt nie musi łączyć się z Roonem przez AirPlay. Szwedzi stawiają na nowoczesne, funkcjonalne i audiofilskie rozwiązania, dlatego moim zdaniem powinni czym prędzej nadrobić zaległości w tej dziedzinie i nie wypuszczać już kolejnych aplikacji o tej samej nazwie, z tą samą ikonką. Zewnętrzne systemy coraz skuteczniej przemują funkcje firmowych "pilotów", więc chyba właśnie na tym bym się skupił. W aplikacji Prisma w bardzo wygodny sposób można na przykład zmienić źródło, ustawić startowy i maksymalny poziom głośności, a nawet wyregulować balans lub zmienić jasność wyświetlacza. W przyszłości firmowa apka na pewno będzie ewoluować. Jeżeli równocześnie możliwości samego przedwzmacniacza (a właściwie modułu Prisma, który może znaleźć się w wielu innych urządzeniach tej marki) będą rozszerzane na drodze aktualizacji oprogramowania, to klienci Primare'a nie mają się czego obawiać - dostaną nowoczesny sprzęt na lata. A może kiedyś w miejscu płytki z modułem Prisma pojawi się coś innego? Z wymiennymi modułami będzie to łatwe, ale na razie nie ma o czym gadać, bo w obecnej formie Prisma powinna przetrwać jeszcze parę ładnych lat.
Brzmienie
Zgodnie z moim oryginalnym planem, na pierwszy ogień poszła końcówka mocy. Chciałem się przekonać, jak brzmi układ UFPD (a dokładniej UFPD 2) w tak zaawansowanym wydaniu. W końcu czym innym jest niedroga integra, w której moc pochodzi z dwóch płytek wielkości smartfona, a czym innym pełnowymiarowe urządzenie, które ma tylko jedno zadanie. Kiedy podpinamy kable do tak wydajnego wzmacniacza, spodziewamy się, że dźwięk będzie dynamiczny, wręcz wyrywny, narowisty, kipiący energią nawet przy niższych poziomach głośności, jakby urządzenie było zawsze gotowe do startu i już prężyło muskuły w oczekiwaniu na przekręcenie potencjometru w prawo. Ale w wielu piecykach pracujących w klasie D wygląda to trochę inaczej. Nieraz już przekonałem się, że w tego typu konstrukcjach moc niekoniecznie musi przekładać się na charakter brzmienia. Zdolność karmienia kolumn prądem może nie mieć nic wspólnego z tym, czy dźwięk będzie jasny czy ciemny, chłodny czy ocieplony, szybki i przejrzysty czy może gładki i muzykalny. Zapas mocy nie musi wiązać się ze skłonnością do agresywnego i ostrego grania, ale objawia się jako możliwość zapanowania nad dźwiękiem w każdych warunkach, od najniższych po najwyższe częstotliwości. Tak właśnie było w przypadku A35.2. Priorytetem jest tu utrzymanie wysokiego poziomu neutralności. Dźwięk jest liniowy, spójny i opanowany zarówno przy cichym, jak i wyjątkowo głośnym słuchaniu. Dwieście watów na kanał może oznaczać, że przeżyjemy prawdziwe trzęsienie ziemi, ale jeżeli tylko nie używamy wyjątkowo prądożernych kolumn, taką jazdę może nam zapewnić także piecyk oddający sześćdziesiąt lub osiemdziesiąt watów na kanał. Tylko czy wybuchowy charakter nie kłóci się troszkę z dążeniem do absolutnej przezroczystości? Szwedzki piecyk potrafi dać nam coś innego - wysoką moc trzymaną w ryzach i odmierzaną z aptekarską dokładnością. Wiemy, że końcówka Primare'a mogłaby dosłownie zabić nas lawiną decybeli, ale do tego przecież równie dobrze nadawałby się ogromny, podświetlany głośnik na kółkach. Audiofilów szukających porządnej końcówki mocy interesuje natomiast równy, naturalny, uniwersalny, dynamiczny i przejrzysty dźwięk. Rezerwa prądu ma służyć poprawie czystości, mikrodynamiki i kontroli basu, a także dawać nam poczucie, że nawet nie zbliżamy się do granicy wytrzymałości sprzętu.
A35.2 to wszystko potrafi. Podczas niezobowiązującej rozgrzewki szwedzka końcówka zagrała bardzo spokojnie, kulturalnie i z klasą. Zupełnie jakby chciała mi udowodnić, że mimo imponujących muskułów ma dobrze poukładane w głowie i nie pogubi się nawet wtedy, gdy zechcę przeprowadzić próbę ognia. Moc nie kopie od środka w obudowę i nie wyrywa się do ataku, a przynajmniej w ogóle tego nie słychać. Oczywiście do momentu, gdy rzeczywiście puszczą nam hamulce. Wtedy szybko osiągniemy tak zwany realistyczny poziom głośności, ale brzmienie ani trochę się nie zmieni. Dostaniemy po prostu więcej dźwięku, który poznaliśmy już wcześniej. Nie będzie on ani gorszy, ani lepszy. A przecież w niektórych wzmacniaczach - żeby nie powiedzieć, że w większości dostępnych na rynku modeli - mamy do czynienia z jednym z tych scenariuszy. Jedne wymiękają przy wyższych poziomach głośności, inne z kolei zaczynają grać dopiero wtedy, gdy dorzucimy do pieca. Wówczas ich brzmienie się otwiera, wypełnia i nasyca. A35.2 ani nie zamienia się w bestię, ani nie traci wigoru. Dodam tylko, że robi to tak elegancko, płynnie i bez wysiłku, że niezwykle łatwo jest się zapomnieć. Robi się potwornie głośno, ale dźwięk nie jest poszarpany ani zniekształcony. A skoro wszystko jest w porządku, jedziemy dalej. Dopiero trzepoczące membrany wooferów i fakt, że nie słyszymy własnego krzyku przypominają nam, że może powinniśmy już trochę zbastować. A Primare? Udaje, że nie ma z tym nic wspólnego. Zero krzykliwości, zero agresji. Otrzymujemy po prostu doskonale zrównoważony, neutralny, czysty, dynamiczny i pełnopasmowy dźwięk. Ten wzmacniacz nie tylko wspaniale kontroluje kolumny, ale przede wszystkim panuje nad samym sobą.
Co najbardziej spodobało mi się w brzmieniu A35.2? Na pewno to, że zachowywał się tak, jakby miał zaprogramowany jakiś wzorzec dźwięku. Nie pozwalał sobie na żadne wycieczki w krainę własnych interpretacji muzyki. Jest wybitnie neutralny i przezroczysty. Może nie do końca w takich kategoriach, jak piecyki zbudowane w klasycznej technologii, ale jednak doskonale wie, co robi i nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi. Kolejną ogromną zaletą szwedzkiej końcówki jest także bas. Mógłbym powiedzieć, że w zakresie niskich tonów mamy powtórkę tej samej filozofii. Dźwięk jest znakomicie kontrolowany, a do tego głęboki, mocny, gęsty, praktycznie pozbawiony ograniczeń w kwestii głębi i umiejętności pompowania prądu do głośników, co przekłada się na możliwość utrzymania wysokiego natężenia basu i jego natychmiastowego odcięcia. Zupełnie jakby wewnątrz obudowy Primare'a siedział jakiś operator i guziczkami włączał i wyłączał dźwięk, nawet w rejonach subwooferowych. Nie ma żadnego ociągania, ale i nie brakuje gęstości czy wypełnienia. Dlaczego więc opisuję bas oddzielnie? Chyba tylko dlatego, że większość wzmacniaczy z tym zakresem kombinuje, a dodatkowo rzadko który może pochwalić się taką głębią i taką kontrolą. Jeżeli porównamy Primare'a z tradycyjnym, ale równie potężnym wzmacniaczem tranzystorowym pracującym w klasie AB, takim jak chociażby Hegel H20, wielkiej różnicy na niekorzyść tego drugiego nie będzie. Nie oszukujmy się - takie piece nie powstają po to, aby fundować słuchaczom słaby, poluzowany i dudniący bas. Starcie ze wzmacniaczem lampowym może jednak wyglądać zupełnie inaczej. Czuć tu różnicę klas i różnicę epoki. A35.2 zachowuje się trochę jak porządny samochód elektryczny. Jeżeli chcemy wygrać z nim w wyścigu od świateł do świateł, musimy mieć pod maską naprawdę mocny silnik, który wyżłopie przy tym sporo paliwa. W normalnym aucie lepiej nie próbować, bo tylko sobie człowiek wstydu narobi.
Wielu audiofilów deklaruje, że interesuje ich tylko maksymalna neutralność i prawda o muzyce. Twierdzą, że dążą do ideału wysokiej wierności - zmieniają kolumny i wzmacniacze, pracują nad akustyką pokoju odsłuchowego i kupują drogie kable po to, aby wreszcie trafić w konfigurację, na której każda płyta zabrzmi tak, jak powinna - żaden fragment pasma nie będzie wychodził przed szereg i w ogóle żaden aspekt brzmienia nie będzie przykuwał naszej uwagi samym sobą. Krótko mówiąc, wszystko będzie idealnie wyrównane, spójne i przezroczyste. Sprzęt zniknie, a my zostaniemy sam na sam z muzyką. Tak, to brzmi pięknie, ale wiąże się z tym szereg zagrożeń i pytań bez odpowiedzi. Podstawowe niebezpieczeństwo jest takie, że pewnego dnia naprawdę ten stan osiągniemy i okaże się, że dźwięk jest nudny jak flaki z olejem. Być może więc błędem jest dochodzenie do tego ideału poprzez eliminację cech, które wprowadzają do odsłuchu coś fajnego. Można je równoważyć innymi, ale jeżeli podejdziemy do tego jak do wyrywania chwastów, zamiast pięknego, równego trawnika możemy otrzymać piękne, równe klepisko, na którym nic już nie wyrośnie. Wbrew pozorom, łatwo wylać dziecko z kąpielą. Drugie największe zagrożenie jest takie, że kiedy już uda nam się uzyskać ten nasz "dźwięk idealny", dalsza zabawa przestanie mieć jakikolwiek sens. Nie żartuję. Powiecie, że wiecznie niezadowolony audiofil będzie mógł wówczas na powrót stać się melomanem i do końca życia poświęcać się już tylko słuchaniu muzyki? Teoretycznie tak, ale esencją tego hobby jest przecież gonienie króliczka, a kiedy króliczek już złapany, oporządzony i dochodzi w piekarniku, to cóż robić dalej? Skonsumować swe zwycięstwo i...? Sam wielokrotnie miałem okazję zderzyć się takim absolutnie bezbłędnym dźwiękiem i zawsze nachodziła mnie taka właśnie myśl. Czego jeszcze szukać? Jak ulepszyć idealny system? Jak dalej być audiofilem?
A35.2 nie wzbija się jeszcze na ten poziom, co flagowy system T+A z serii HV czy nawet Naim Statement, który w odpowiednim towarzystwie potrafi zagrać tak, jakby kable głośnikowe nie były podpięte do niego, ale do jakiejś tajnej aparatury w studio, w którym dokonywano nagrania. Ale ta neutralność... Ten kompletny brak własnych preferencji jeśli chodzi o odtwarzaną muzykę... Ten styl grania polegający w gruncie rzeczy na równaniu wszystkiego do umownego zera... Wielu audiofilów zapewne dojdzie do wniosku, że cechą charakterystyczną A35.2 jest brak cech charakterystycznych. Końcówka Primare'a potrafi być nie tyle chłodna (bo w kategoriach obiektywnych jej dźwięk jest nawet leciutko ocieplony, a przy tym przyjemnie gładki i spokojny, co z tranzystorowym chłodem nie ma nic wspólnego), co taki, hmm... Beznamiętna, a nawet trochę nieobecna. Zachowuje się tak, jakby wykonywanie całej tej roboty przychodziło jej z dziecinną łatwością. Chwilami miałem wrażenie, że kiedy ja zmieniałem utwory i starałem się ją do jakiegokolwiek wysiłku, ona rozmyślała o wakacyjnym wyjeździe do Szwecji albo o tych pięknych kablach zasilających, które oglądałem wczoraj na jakiejś stronie z przedświątecznymi wyprzedażami. Efekt tej "nieobecności" wzmacniacza potęguje przestrzeń. A35.2 w specyficzny sposób buduje scenę stereofoniczną. Jest ona szeroka i głęboka, ale w całości przesunięta wgłąb. Jestem przyzwyczajony, że owa dźwiękowa arena zaczyna się jakiś metr przed linią kolumn i ciągnie dwa, może trzy metry za nimi. Tymczasem w nagraniach, w których wokaliści zwykle mocno wychodzą do przodu, tym razem na linii łączącej kolumny uderzali w jakąś niewidoczną barierę. Jeśli udało im się przecisnąć dziesięć centymetrów w moją stronę, było to duże osiągnięcie. Oczywiście nie ma w tym nic złego. A35.2 po prostu tak gra. Na dłuższą metę powoduje to jednak, że pogłębia się poczucie dystansu między nami a muzyką - zarówno w kwestii przestrzeni, jak i ogólnej, czasami wręcz nierealnej perfekcji dźwięku jako takiego. I znów, nie mogę tego ocenić ani pozytywnie, ani negatywnie. To kwestia gustu. Jedni lubią być wciągani w muzyczny spektakl i czuć się tak, jakby stali tuż pod sceną, inni zaś wolą zostać postawieni w roli obserwatorów - siedzieć w jednym z ostatnich rzędów lub stać pod ścianą, podziwiając poczynania muzyków z bezpiecznej odległości i zupełnie innej perspektywy.
Przystępując do odsłuchu szwedzkiej końcówki, należy zapomnieć o zastosowanej wewnątrz technologii, o wszystkich tych klasach A, AB i D, a nawet o tranzystorach, lampach i hybrydach. Mamy przed sobą pudełko, które gra. Zdaniem wielu audiofilów powinno grać liniowo i neutralnie. No to proszę - to właśnie A35.2.Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że w kwestii szwedzkiej końcówki wszystko już wiem. Myślę, że przystępując do jej odsłuchu, należy zapomnieć o zastosowanej wewnątrz technologii, o wszystkich tych klasach A, AB i D, a nawet o tranzystorach, lampach i hybrydach. Mamy przed sobą pudełko, które gra. Zdaniem wielu audiofilów powinno grać liniowo i neutralnie. No to proszę - to właśnie A35.2. W porządku, inwestując we wzmacniacz kilka razy tyle można pójść jeszcze dalej, ale w swojej cenie Primare pod wieloma względami może uchodzić za ideał. Nie wiem tylko, czy każdy audiofil wytrzyma zderzenie z takim podejściem do muzyki. Lubimy przecież mieć wrażenie, że cała ta elektronika pracuje, wyciska z siebie siódme poty a czasami nawet bawi się dźwiękiem razem z nami. A końcówka Primare'a sprawia wrażenie, jakby nie wykorzystała nawet dziesięciu procent swojego potencjału. Jakby po prostu się z nami nudziła. Czegokolwiek byśmy do niej nie podłączyli, jakiejkolwiek muzyki byśmy jej nie pokazali, będzie to dla niej zbyt łatwe. Teoretycznie o to chodziło, prawda? A w tak zwanym prawdziwym życiu? Powiem tak - jeśli naprawdę jesteście przekonani, że ten cel jest słuszny i będziecie usatysfakcjonowani, jeśli go osiągniecie, nie widzę przeciwwskazań. Ale jeżeli chcecie od czasu do czasu być przez wzmacniacz zaskakiwani, albo przynajmniej mieć poczucie, że mu zależy, że w ogóle całe to przedstawienie wymaga od niego jakiegoś wysiłku, pozostaje dobrać do niego kolumny, które obniżą poziom "fi", ale podniosą poprzeczkę w dziedzinie "fun". Mogą być bezkompromisowe Audiovectory z serii R albo ciepłe, muzykalne monitory Harbetha. Z neutralnymi, równymi, przezroczystymi zestawami głośnikowymi otrzymamy prawdopodobnie brzmienie, w którym jedni nie znajdą nic, a inni będą widzieli wszystko.
Uzupełnienie opisywanej końcówki przedwzmacniaczem PRE35 Prisma, a właściwie zastąpienie tym ostatnim streamera Auralic Vega G1 właściwie niewiele zmieniło. To niewątpliwie duży plus dla szwedzkiego preampu, bo Auralic jest moim zdaniem jednym z najlepszych odtwarzaczy sieciowych w cenie do dwudziestu tysięcy złotych. Można nawet powiedzieć, że PRE35 Prisma grał z A35.2 do jednej bramki. Dołożył swoją cegiełkę do stworzenia systemu, którego praktycznie nie ma w torze. Kiedy mówimy tak o wzmacniaczu zintegrowanym, zdajemy sobie sprawę, że z dużych, istotnych elementów zostaje jeszcze źródło. W tym przypadku za ostateczny efekt odpowiadają już tylko kolumny i... No właśnie - kable, zasilanie, stolik? Zmiana kabli głośnikowych z Cardasów Clear Refiection na Equilibrium Pure Ultimate utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Okazało się, że A35.2 potrafi pokazać i docenić takie "niuanse". Dodam tylko, że przewody Equilibrium, mimo niższej ceny, sprawdziły się w tej konfiguracji lepiej. Potwierdziło się więc, że niezależnie od rodzaju konstrukcji, każde urządzenie na takie zmiany reaguje i wymaga indywidualnego podejścia. Nie zawsze musi być drogo, ale ważne, aby wszystko do siebie pasowało.
Kiedy pakowałem opisywane urządzenia do kartonów, zacząłem się zastanawiać, z czym tak naprawdę przyjdzie im konkurować. Jeżeli zdecydujemy się na przedwzmacniacz w maksymalnie rozbudowanej wersji, za taki komplet przyjdzie nam zapłacić prawie trzydzieści tysięcy złotych, a to już terytorium takich urządzeń, jak Mark Levinson Nº 5802, Hegel H390, Devialet Expert 140 Pro, Lyngdorf TDAI-3400, Naim Uniti Nova, Copland CTA 408, Soul Note A-2, T+A PA 2500 R czy Audio Analogue Maestro Anniversary. Dobrze, powyższa lista jest trochę naciągana, bo nie wszystkie modele mają DAC-a i funkcję streamera, ale niektóre są też od opisywanego zestawu wyraźnie tańsze. Moim zdaniem PRE35 Prisma i A35.2 doskonale wtapiają się w to towarzystwo. Z niektórymi rywalami szwedzki komplet wygra funkcjonalnością, z innymi - brzmieniem, a z jeszcze innymi - wzornictwem, możliwością rozbudowy, ekstremalnie wysoką sprawnością itd. Gdybym wybrał z tej listy jedną, jedyną rzecz i zwracał uwagi na nic innego, testowany zestaw - niezależnie od przyjętego kryterium - pewnie nie znalazłby się na pierwszym miejscu. Devialet jest bardziej dizajnerski. Lyndgorf jest bardziej nowoczesny, ma świetną technologię i autorski system korekcji akustyki pomieszczenia. Copland i Soul Note czarują brzmieniem i urzekają jakością wykonania. Tak, ale... Większość z nas bierze pod uwagę wszystkie te parametry. A kiedy zsumujemy punkty z każdej kategorii, Primare może wysunąć się na prowadzenie. Nawet nie dlatego, że w każdej dziedzinie jest wybitny, ale dlatego, że w każdej trzyma dobry lub bardzo dobry poziom. Nie ma takiego obszaru, w którym można by było go skrytykować. Szwedzka dzielonka to pewniak. Sprzęt, który można polecać w ciemno. Do tego znakomita baza do dalszych eksperymentów. Z drugą końcówką, kolumnami, kablami, listwami, serwerami... Wychodzi na to, że mając taką wieżę w swoim salonie, można cieszyć się dźwiękiem pod wieloma względami bezbłędnym, ale pozostać audiofilem i mieć jeszcze o czym myśleć. To ważne.
Budowa i parametry
Primare PRE35 Prisma to stereofoniczny przedwzmacniacz wyposażony w przetwornik cyfrowo-analogowy z siedmioma wejściami cyfrowymi oraz firmowy moduł łączności sieciowej i streamingu Prisma. Oba wspomniane moduły (DM35 i SM35) można dokupić oddzielnie. Urządzenie wyposażono w bogaty zestaw wejść i wyjść analogowych, które pozwolą na podłączenie dowolnego źródła. Jak informuje producent, układ przedwzmacniacza wykorzystuje dyskretny bufor wyjściowy o niskiej impedancji, który poradzi sobie nawet z długimi interkonektami. Większość miejsca wewnątrz obudowy zajmuje czterowarstwowa płyty główna, która zdaniem szwedzkich inżynierów umożliwiła maksymalne skrócenie ścieżki sygnałowej. Zbalansowane układy analogowe charakteryzują się niskim poziomem szumów i zniekształceń. Ciekawostką jest zastosowany w sekcji zasilającej transformator z rdzeniem typu R. DAC bazujący na kości AKM AK4497 może odtwarzać dźwięk o wysokiej rozdzielczości. Maksymalna jakość sygnału PCM na wejściu USB to 32 bit/192 kHz, a DSD - 11,2 MHz. Moduł Prisma zapewnia łączność multiroom, odtwarzanie mediów zapisanych na dysku, a także strumieniowanych, przewodowych i bezprzewodowych, z dowolnego urządzenia mobilnego za pośrednictwem dedykowanej aplikacji sterującej. Oprócz obsługi Bluetooth, AirPlay 2 oraz Spotify Connect system Prisma oferuje wbudowany Chromecast.
A35.2 to najpotężniejsza końcówka mocy, jaką kiedykolwiek zbudowała firma Primare, opierając się na nowej technologii wzmocnienia UFPD 2. Cóż to takiego? Oddajmy głos szwedzkim inżynierom. Jak piszą oni w specjalnym dokumencie dotyczącym tej technologii, pojęcie klasy D jest czasami mylnie rozumiane jako "wzmacniacz cyfrowy". Podczas gdy niektóre wzmacniacze klasy D mogą rzeczywiście być sterowane przez obwody cyfrowe lub zawierać cyfrowe procesory sygnału, moduły UFPD działają w domenie analogowej. Moduł wzmacniacza UFPD pobiera analogową, wejściową falę sinusoidalną i przekształca ją w falę prostokątną, modulowaną szerokością impulsu o wysokiej częstotliwości. Taka fala prostokątna jest następnie filtrowana, czego wynikiem jest wzmocniona analogowa fala sinusoidalna na wyjściu. Głównym powodem wynalezienia klasy D była poprawa efektywności wzmacniacza. Sprawność typowego układu pracującego w klasie A to około 20%, w klasie B - 50%, w klasie AB - 75%, a w klasie D - nawet do 95%. Pozwala to nie tylko radykalnie zmniejszyć rozmiary wzmacniacza, ale także obniżyć ilość emitowanego przezeń ciepła, a zatem wyeliminować potrzebę stosowania masywnych radiatorów. Kompaktowe radiatory można umieścić bezpośrednio w sercu modułu wzmacniacza, aby uzyskać bardziej zwartą, krótką i prostszą ścieżkę obwodu, w którym stopień wyjściowy jest podłączony bezpośrednio do zacisków głośnikowych.
Głównym źródłem zniekształceń w konstrukcjach klasy D jest filtr demodulacyjny na wyjściu, który staje się niestabilny wraz ze zmianami impedancji głośników, chyba że jest kontrolowany przez wystarczające sprzężenie zwrotne. Brak wystarczającej ilości informacji zwrotnej, aby poradzić sobie z dynamiką zmiany impedancji głośników w całym paśmie audio powoduje wzrost zniekształceń wraz z częstotliwością. Choć początkowo taki wzmacniacz brzmi bardzo dynamicznie i plastycznie, w dłuższej perspektywie jego dźwięk może stać się męczący i niekontrolowany. Układ UFPD zapewnia stałe wzmocnienie pętli sprzężenia zwrotnego 26 dB w całym paśmie audio i pozostaje stabilny daleko poza nim. Zamiast traktować wzmacniacz i filtr oddzielnie, w konstrukcji UFPD zintegrowano oba te elementy, dzięki czemu brzmienie ma być znacznie szybsze i dokładniejsze. Wzmacniacz UFPD wykrywa zmiany na wyjściu filtra i kompensuje parametry pracy, precyzyjnie dobierając głębokość pętli sprzężenia zwrotnego. Ta adaptacyjna kontrola umożliwia utrzymanie wydajności urządzenia niezależnie od zmian obciążenia (impedancji). W rezultacie UFPD traktuje wszystkie sygnały jednakowo, niezależnie od częstotliwości lub szybkości narastania, i ma możliwość całkowitego stłumienia rezonansu filtra. W konsekwencji THD jest utrzymywane na bardzo niskim poziomie na wszystkich częstotliwościach. Szwedzcy inżynierowie twierdzą, że dzięki bardzo szerokiej i niezależnej od obciążenia odpowiedzi częstotliwościowej UFPD jest w stanie wysterować dowolne zestawy głośnikowe.
Aby para nie poszła w gwizdek, Primare przywiązuje dużą wagę do kwestii zasilania. W piecykach wykorzystujących system UFPD 2 zastosowano technologię APFC (Active Power Factor Control), która na bieżąco kontroluje napięcie prądu z sieci. Oznacza to, że nawet jeśli 1000 W zostanie pobrane z sieci, inne urządzenia w pomieszczeniu nie powinny w żaden sposób tego poczuć. Obecność wzmacniacza staje się praktycznie niewidoczna z punktu widzenia wahań napięcia sieciowego. Stopień izolacyjny pracuje w trybie ZVS, co ma zapewniać niższy poziom zakłóceń EMI i czyste środowisko dla pracy całego systemu. Konwerter z aktywną korekcją współczynnika mocy składa się z dwóch modułów PFC przesuniętych w fazie o 180 stopni względem siebie, co pozwala uniknąć harmonicznych prądu wejściowego i zminimalizować interferencje z innymi urządzeniami zasilanymi z tego samego źródła. Zmniejsza to całkowite tętnienie prądu i poprawia kompatybilność elektromagnetyczną (EMC), podczas gdy tętnienie prądu na wyjściu konwertera PFC jest również zmniejszone, co pozwala przedłużyć żywotność urządzenia. Dodatkowo zasilacz działa w tak zwanym trybie przejściowym, minimalizując straty przełączania i poprawiając ogólną wydajność układu. W technologii UFPD 2 zasilacz został ulepszony w celu uzyskania większej wydajności. W porównaniu z poprzednią wersją (UFPD) uzyskano wyniki lepsze o około 5%, co oznacza, że jeśli wzmacniacz ze starszym zasilaczem musiałby pobrać z sieci 550 W, nowy układ pobierze tylko 500 W. Może w słabszym urządzeniu nie miałoby to wielkiego znaczenia, ale A35.2 oddaje 200 W na kanał przy 8 Ω i podwaja tę moc przy 4 Ω. To już nie przelewki. Mimo to, testowana końcówka waży zaledwie 11,7 kg, a więc niewiele więcej (dokładnie 0,4 kg) od przedwzmacniacza. Czary!
Werdykt
PRE35 Prisma i A35.2 to pod wieloma względami ideał. Neutralność, liniowość, przejrzystość połączona z gładkością i dynamika połączona z wysoką kulturą grania. Dźwięk, w którym pierwsze skrzypce gra sama muzyka. Zestaw, który oddaje sprawiedliwość w ręce pozostałych elementów toru. System dla audiofilów, którzy są przekonani, że takiego dźwięku szukają i taki będą szczerze kochać, a także dla melomanów, którzy jeszcze nie wiedzą, czy ich sercem zawładną słodkie triody czy zimne, chamskie tranzystory. To piękna, funkcjonalna wieża, na której można słuchać dowolnej muzyki z dowolnymi kolumnami. Myślę, że opisywany komplet nikogo nie zawiedzie. A czy uwiedzie? Tego nie jestem w stanie przewidzieć. Warto jednak pamiętać, że na tych dwóch klockach przygoda się nie kończy. Może po dodaniu drugiej końcówki mocy różnica byłaby taka, jak po przesiadce z NuPrime'a ST-10 na dwa monobloki ST-10M? Może po dołożeniu phono stage'a R35, dobrego gramofonu i jakichś kultowych, oldschoolowych monitorów PRE35 i A35.2 pozwoliłyby nam odkryć klasyczne brzmienie w zupełnie innym wydaniu? A może należałoby potraktować je jak hi-endową superintegrę, sięgnąć po kolumny warte dwa razy tyle oraz kable i akcesoria zasilające w cenie małego samochodu? Z tak uniwersalną elektroniką każdy pomysł na budowę wymarzonego systemu wydaje się dobry.
Dane techniczne
Primare PRE35 Prisma
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 2 x XLR
Wejścia cyfrowe: 4 x optyczne, 2 x koaksjalne, 1 x USB
Wyjścia cyfrowe: 1 x koaksjalne
Wyjścia analogowe: 2 x RCA (line-out, pre-out), 2 x XLR (pre-out)
Łączność: Bluetooth, Wi-Fi, LAN, AirPlay 2, Chromecast, Spotify Connect
Przetwornik: AKM AK4497
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/-0,1 dB)
Zniekształcenia: <0,001%
Stosunek sygnał/szum: 105 dB
Impedancja wyjściowa: 100 Ω (RCA), 400 Ω (XLR)
Wymiary (W/S/G): 10,6/43/42 cm
Masa: 11,3 kg
Cena: 17790 zł
Primare A35.2
Moc wyjściowa: 2 x 200 W/8 Ω, 2 x 400 W/4 Ω, 1 x 800 W/8 Ω
Wejścia: RCA, XLR
Wzmocnienie: 26 dB (RCA), 20 dB (XLR)
Impedancja wejściowa: 15 kΩ (RCA), 30 kΩ (XLR)
Czułość wejściowa: 2 V (RCA), 4 V (XLR)
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (-0,2 dB)
Zniekształcenia: <0,008%
Stosunek sygnał/szum: >110 dB
Wymiary (W/S/G): 14,5/43/40 cm
Masa: 11,7 kg
Cena: 12990 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Pylon Audio Ruby Monitor, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Krzysztof
Ciekawe jak porównałby Pan brzmienie Primare'a z testowanym kiedyś Roksanem Oxygen?
0 Lubię -
stereolife
@Krzysztof - Nie przypominamy sobie, abyśmy testowali tego Roksana. Coś nas ominęło?
0 Lubię -
Marcin
Witam. Jestem posiadaczem „starszej” wersji (I32 wraz z CD32) i przymierzam się do zmiany na to cudo przez Was u góry przedstawiane. Ciekawi mnie czy będzie aż tak wielka różnica, czy tylko drobna zmiana....Może mieliście już taki porównania?
0 Lubię -
-
stereolife
@Tomasz - Za słownikiem PWN: Słuszny, mający sens, od angielskiego "legit". Ma legitny argument, żeby się tak zachowywać; prawidłowo, autentycznie, sensownie, wiarygodnie, oryginalnie, na przykład "brzmi legitnie". Słowo wywodzące się z serii angielskich memów "seems legit". Słowo zgłoszone w plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku 2017.
1 Lubię
Komentarze (5)