Lab12 Gordian
- Kategoria: Kable i akcesoria
- Tomasz Karasiński
Z produktami greckiej firmy Lab12 po raz pierwszy zetknąłem się siedem lat temu, kiedy to do naszej redakcji trafił uroczy wzmacniacz słuchawkowy o nazwie HPA. Od tego czasu manufaktura z Aten zrobiła ogromne postępy, wspinając się coraz wyżej po drabince jakościowej i wprowadzając do swojego katalogu coraz większe i droższe urządzenia. Na szczęście odbywało się to w zgodzie z pierwotną ideą założyciela, Stratosa Vichosa, polegającą na połączeniu długiego procesu projektowania (ma on trwać do skutku, a więc do momentu uzyskania upragnionego efektu brzmieniowego), używania podzespołów wysokiej jakości, dokładnego, ręcznego montażu i wzornictwa, w którym znajdziemy zarówno elementy nowoczesne (wyświetlacze, proste fronty i minimalistyczne pokrętła), jak i tradycyjne (takie jak lampy czy dyskretne wskaźniki wychyłowe). Firmowa filozofia może nie jest wielce oryginalna, ale coraz mniej producentów ją praktykuje, w związku z czym urządzenia Lab12 wydają się wyjątkowo pociągające. Ostatnio Stratos Vichos, podobnie jak wielu innych audiofilów, zakochał się w lampach KT150, jednak wyraźnie widać, że nie chce, aby jego firma została zaszufladkowana jako producent wzmacniaczy. Obok końcówki mocy Suara, przedwzmacniacza Pre1 i wzmacniacza zintegrowanego Integre4 w katalogu pojawiły się urządzenia, z których można zbudować kompletną wieżę - przedwzmacniacze gramofonowe Melto1 i Melto2, przetwornik Dac1 Reference oraz kondycjonery zasilające Noyra i Gordian.
O ile wprowadzenie na rynek phono stage'a lub przetwornika nie jest dla większości producentów elektroniki żadnym problemem (często takie moduły trzeba dołożyć do integry, aby klienci ceniący sobie funkcjonalność w ogóle zwrócili na nią uwagę), o tyle od akcesoriów zasilających raczej trzymają się oni z daleka, sugerując klientom, że takie urządzenia owszem mogą wprowadzić wiele dobrego, ale o tym, czy warto je wypróbować i kupić, niech już każdy decyduje sam. To z kolei sprawia, że audiofile szukający listwy lub kondycjonera automatycznie trafiają na strony takich firm, jak Enerr, Shunyata Research, Nordost, ISOL-8 czy Audioquest. Ostatnio zaczęło się to zmieniać. Nie wiem, czy producenci kabli, wzmacniaczy lampowych i przetworników nagle dostrzegli tu niewykorzystany potencjał, czy może zaczęli badać temat na prośbę fanów, ale dochodzimy do momentu, w którym nie mieć w ofercie choćby jednego rozgałęziacza i porządnego kabla zasilającego to gruby nietakt. Do starych wyjadaczy, takich jak Accuphase, PS Audio czy WireWorld dołączyli Cardas, Van den Hul, Vincent, iFi Audio, Tsakiridis, Audiolab, a nawet Fezz Audio. Ochrona sprzętu przed niebezpiecznymi "niespodziankami" z sieci, izolacja od zakłóceń, filtracja równoległa, kondycjonery uziemienia, blokery składowej stałej... To, co kiedyś było szarlatanerią dla najbardziej zakręconych hi-endowców, dziś staje się właściwie normą i dobrym zwyczajem. Czyżby melomani dali się nabrać na marketingowe sztuczki i uwierzyli w coś, co zdaniem sceptyków nie istnieje? Czy zachęceni pozytywnymi testami i opiniami kolegów zaczęli eksperymentować i wyszło im, że faktycznie coś w tym jest? A może popularność takich urządzeń wynika po prostu z potrzeb praktycznych, bo kiedy podłączamy kolejno pięć wzmacniaczy i w każdym z nich buczy transformator, to może problemem nie są duże toroidy, ale syf, który trafia do nich z gniazdka w ścianie?
Wygląd i funkcjonalność
Na pierwszy rzut oka Noyra i Gordian różnią się tylko wyposażeniem przedniego panelu. W pierwszym modelu widzimy trzy dyskretne diody, a w drugim - duży wyświetlacz i dwa pokrętła służące do zmiany trybu pracy i poruszania się po najgłębszych zakamarkach pokładowego menu. Producent w ten sposób wyraźnie daje nam do zrozumienia, że Gordian jest urządzeniem bardziej zaawansowanym, oferującym znacznie większe możliwości w dziedzinie uzdatniania prądu i dostosowywania parametrów pracy do charakteru i potrzeb klocków podłączonych do jego gniazd wyjściowych. No tak, ale akurat z tej perspektywy Noyra prezentuje się identycznie - również ma cztery czarne gniazda o wysokim poziomie filtrowania (1000 W) i dwa niebieskie, o niskim poziomie filtrowania (3500 W). Różnice widać oczywiście w środku oraz w opisie wyposażenia i dostępnych funkcji. Noyra wypada tu wyjątkowo blado, oferując tylko filtrowanie EMI i RFI, a także ochronę przed wysokim napięciem. Gordian oprócz tych podstawowych własności ma adaptacyjne filtrowanie EMI i RFI, filtry wspólne i różnicowe oraz korekcję współczynnika mocy, a także analizę napięcia stałego, analizę FFT (Fast Fourier Transform), analizę zawartości wyższych harmonicznych (THD), analizę zużycia energii i napięcia AC oraz system trybu uśpienia. Grecy najwyraźniej wiedzą, jak powinien wyglądać nowoczesny kondycjoner. W dzisiejszych czasach mało kto trzyma się transformatorów separujących lub układów akumulatorowych odbudowujących idealną sinusoidę z prądu stałego. Większość firm poszła w kierunku dokładnego monitorowania i wieloetapowej filtracji tego, co trafia na wejście, aby móc oddać czysty prąd bez "zamulania". Konstruktorzy rozgałęziaczy walczą o to, aby odsiać wszystko, co niepotrzebne, ale nie wylać dziecka z kąpielą - ocalić wartki przepływ prądu, bo wstawienie "wąskiego gardła" między gniazdkiem w ścianie a systemem stereo z reguły negatywnie odbija się na dynamice, przejrzystości i stereofonii.
TEST: Rose RS201E
Gordian idzie jeszcze dalej. Przede wszystkim dlatego, że - w odróżnieniu od znakomitej większości audiofilskich rozgałęziaczy i kondycjonerów - nie jest jedynie urządzeniem pasywnym. Mam tu oczywiście na myśli to, w jaki sposób go używamy. Proces instalacji takiego kondycjonera zwykle ogranicza się do znalezienia dla niego odpowiedniego miejsca, sprawdzenia polaryzacji w gniazdku i prawidłowego podłączenia kabli. Kto chce mieć z tym trochę więcej zabawy, być może będzie przepinał sieciówki z jednego gniazda wyjściowego do drugiego, aby sprawdzić, czy przetwornik lub streamer zagra lepiej podłączony do gniazdka przeznaczonego dla urządzeń o niskim, średnim lub wysokim zapotrzebowaniu na prąd. Niektóre akcesoria zasilające są wyposażone w wyświetlacz, którego rola sprowadza się do informowania użytkownika o parametrach prądu trafiającego na wejście. W kondycjonerach akumulatorowych można spotkać się z narzędziami pozwalającymi ustalić na przykład napięcie wyjściowe i kilka innych parametrów, jednak najczęściej mówimy tu o potężnych klockach, których ceny gładko przekraczają 20-30 tysięcy złotych. W tym momencie dochodzimy do bardzo ważnej kwestii. O ile jeszcze rozumiem diody i ekrany, których zadaniem jest poinformowanie użytkownika o nieprawidłowej polaryzacji kabla doprowadzającego prąd z gniazdka, braku uziemienia lub reakcji układów zabezpieczających, o tyle kompletnie nie wiem, czemu mają służyć wyświetlacze pokazujące aktualne napięcie. Okej, może się to przydać melomanom, którzy właśnie spadki tegoż uważają za swój największy problem, jednak wielu producentów rozgałęziaczy dawno doszło do wniosku, że z punktu widzenia jakości brzmienia, bezpieczeństwa i komfortu pracy elektroniki podłączonej do takiej listwy lub kondycjonera o wiele ważniejsze są inne parametry, takie jak chociażby możliwość włączenia filtra składowej stałej. Można nie zauważać ewentualnych problemów, jeśli nasz sprzęt pracuje i gra dobrze nawet zasilany bezpośrednio z gniazdka w ścianie, jednak kiedy w mieszkaniu obserwujemy wyraźne migotanie światła, regularnie wyłączają i włączają nam się różne domowe sprzęty, takie jak komputer lub telewizor, a transformator we wzmacniaczu nieznośnie buczy i wprawia cały stolik w drgania, na co nam sam wyświetlacz? Przydałoby się nie tylko wiedzieć, że mamy problem, ale też jakoś mu zaradzić. I właśnie o to chodziło konstruktorom Gordiana.
Historia powstania opisywanego modelu jest bardzo ciekawa. Jego prototyp został zaprojektowany na potrzeby samej firmy, ponieważ prąd w Atenach jest podobno bardzo kiepski i zanieczyszczony, szczególnie w miesiącach letnich, kiedy w co drugim budynku pracują klimatyzatory. Próbując zaradzić tej sytuacji, Stratos Vichos wypożyczył wiele rozgałęziaczy i kondycjonerów dostępnych na rynku, jednak nie był zadowolony z efektów działania żadnego z nich. Niektóre nie pomogły wcale. Inne dobrze poradziły sobie z uzdatnieniem prądu, skutecznie filtrując zakłócenia, jednak przy okazji ograniczały wydajność zasilania, co w odsłuchu przekładało się na słabszą dynamikę i rozdzielczość. Projektując Gordiana, Grecy dążyli więc do zaspokojenia swojej własnej potrzeby i usiłowali stworzyć kondycjoner, który odfiltruje to, co niepotrzebne, pozwalając jednocześnie utrzymać wydajność zasilania w nienaruszonym stanie. Kluczem do sukcesu miało być stworzenie kondycjonera, który można nazwać inteligentnym. Stratos Vichos doszedł do wniosku, że skuteczna eliminacja zakłóceń wymaga przede wszystkim dokładnego przeanalizowania, z jakimi problemami mamy do czynienia. Dlatego pierwszym ważnym elementem Gordiana jest analizator prądu trafiającego na wejście. Składa się on z ośmiu dyskretnych modułów pomiarowych, które śledzą parametry sieci zasilającej w sposób ciągły i dostosowują konfigurację filtrów w celu uzyskania optymalnej wydajności, maksymalnego współczynnika mocy i zerowej kompresji dynamiki. Napięcie, natężenie, moc, częstotliwość, poziom hałasu EMI, rezystancja uziemienia i polaryzacja to tylko niektóre z parametrów, które są stale monitorowane. Zamontowany w Gordianie procesor wykorzystuje te informacje do obliczania napięcia i natężenia prądu (transformacja FFT), poziomu zniekształceń harmonicznych i innych kluczowych właściwości prądu, jaki dostarczamy z gniazdka. Wszystkie te informacje można sprawdzić na dużym wyświetlaczu OLED zamontowanym w centralnej części przedniej ścianki kondycjonera. Ale oczywiście na tym nie koniec. Dane te nie są tylko wyświetlane, aby użytkownik miał się czym martwić, ale przede wszystkim trafiają do modułu automatycznego filtra adaptacyjnego. Odpowiada on za dostosowanie konfiguracji filtrów w taki sposób, aby były one dopasowane zarówno do charakterystyki linii zasilającej w danym miejscu, jak i podłączonego do Gordiana systemu. Grecki kondycjoner może zmieniać konfigurację filtrów dwa razy na minutę. Oczywiście nie mówimy tu o podstawowej ochronie zasilanego sprzętu, ale o ścieżce, jaką prąd musi przebyć wewnątrz samego rozgałęziacza. Urządzenie może sterować tym wszystkim automatycznie. Wówczas podczas pracy można usłyszeć, jak zmienia się konfiguracja filtrów. Część parametrów użytkownik może jednak ustawić samodzielnie, wchodząc do pokładowego menu za pomocą pokrętła nawigacyjnego umieszczonego po lewej stronie wyświetlacza. Kiedy przeskakujemy między poszczególnymi trybami, wyraźnie słychać głośne kliknięcie jednego z przekaźników. Gordian jest więc czymś w rodzaju kondycjonera modułowego, który możemy "złożyć" wedle własnych upodobań i który sam dostosowuje się do parametrów prądu, jaki trafia na jego wejście. Grecy twierdzą, że dzięki temu filtracja zawsze jest odpowiednia, a kompresja dynamiki nie występuje w ogóle. I takie coś wymyśliła firma, która nawet nie specjalizuje się w produkcji akcesoriów zasilających? Grubo.
Aby doprowadzić prąd do Gordiana, potrzebny nam będzie kabel z wtykiem C19 - tym z szerokimi, poziomymi bolcami. Podobnie jak kilku innych producentów rozgałęziaczy, Lab12 wybrał takie złącze, aby wyeliminować "wąskie gardło" już na samym początku.Przed wejściem do menu, zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno zrozumiem to, co w nim zobaczę. W rzeczywistości nie jest to aż tak skomplikowane, chociaż lektura instrukcji obsługi z pewnością nie jest złym pomysłem. Poszczególne sekcje menu nie są wyraźnie podzielone na te, które mają charakter czysto informacyjny i te, w których rzeczywiście możemy ustawić coś wedle własnego uznania. Pozostaje więc przeskakiwać przez kolejne pozycje i sprawdzać, czy coś się dzieje, naciskać pokrętło nawigacyjne. W części informacyjnej możemy sprawdzić podstawowe parametry sieci zasilającej, takie jak napięcie i natężenie prądu, przeprowadzić analizę zniekształceń, przebiegów napięcia, składowej stałej i współczynnika mocy, a także zmierzyć zawartość szumów o wysokiej częstotliwości (EMI). Gordian oferuje automatyczną lub ręczną korekcję współczynnika mocy (system stara się zbliżyć do wartości "1", która zapewnia optymalny przepływ energii z sieci), automatyczny lub ręczny wybór wydajności filtra EMI (w dwóch poziomach) oraz automatyczny lub ręczny wybór filtra (tu do wyboru mamy filtr różnicowy, wspólny oraz DMF/CMF. Możemy też przeprowadzić pomiary, dzięki którym upewnimy się, ze Gordian jest prawidłowo podłączony do sieci energetycznej oraz że ścieżka uziemienia ma wystarczająco niską rezystancję. A jeśli nie ma? No cóż, wtedy pozostaje nam tylko popracować nad tym we własnym zakresie. Wiadomo, że nie są to łatwe sprawy, szczególnie w blokach, w których cała instalacja elektryczna nadaje się tylko do remontu. Podobnie jak z akustyką pomieszczenia odsłuchowego, każdy ma trochę inną sytuację. Jeżeli jednak uziemienie jest w porządku, pozostałe "testy" powinniśmy zdać.
Z tyłu urządzenia znajduje się sześć gniazd wyjściowych (Schuko) podzielonych na dwie grupy. Dwa gniazdka oznaczone kolorem niebieskim charakteryzują się niższą skutecznością filtrowania, ale to właśnie do nich powinniśmy podłączyć urządzenia o większym zapotrzebowaniu na prąd (15 A, 3500 W). Cztery pozostałe to gniazdka o wysokim poziomie filtrowania. Do nich powinniśmy podłączać źródła, a więc streamery, przetworniki, przedwzmacniacze gramofonowe itd. Maksymalny prąd wynosi tutaj 4 A, a moc - 1000 W. Nie do końca rozumiem, dlaczego Grecy nie pokusili się o jakiś prosty układ zmieniający polaryzację wtyczki wejściowej. Nie każdy ma w ścianie gniazdko Schuko, pozwalające na szybkie obrócenie wtyczki o 180 stopni. Ach, no i jeszcze coś - aby doprowadzić prąd do Gordiana, potrzebny nam będzie kabel z wtykiem C19 - tym z szerokimi, poziomymi bolcami. Podobnie jak kilku innych producentów rozgałęziaczy, Lab12 wybrał takie złącze, aby wyeliminować "wąskie gardło" już na samym początku. W zestawie niestety nie znajdziemy nawet najprostszego, najtańszego kabla tego typu. Na szczęście producent oferuje przewód o nazwie Knack mk2 - gruby, sztywny, bardzo solidny i wyposażony w porządne, złocone wtyki. Stworzona z myślą o zasilaniu Gordiana wersja 20-A zbudowana jest z trzech miedzianych przewodów o przekroju 6 mm² (10 AWG). Kawał bydlaka. Knack mk2 kosztuje 1400 zł, co w świecie audiofilskich kabli sieciowych nie jest żadnym rekordem. Tym bardziej, że sam kondycjoner kosztuje 8099 zł, więc zamawiając komplet z firmowym przewodem i tak zmieścimy się w kwocie czterocyfrowej. Muszę przyznać, że jak na tak zaawansowane urządzenie jest to bardzo łagodny wyrok. Pozostaje więc sprawdzić, jak Gordian sprawdzi się w praktyce.
Brzmienie
W odróżnieniu od producentów, którzy traktują kondycjonery jak ezoteryczne pudełka wypełnione czystą magią, Lab12 podchodzi do tematu bardzo, ale to bardzo konkretnie. Grecy uważają, że akcesoria zasilające mają spełniać konkretną rolę - izolować cenną aparaturę hi-fi od różnego rodzaju problemów z prądem. Uznałem więc, że przed rozpoczęciem odsłuchów powinienem sprawdzić skuteczność przeciwdziałania nieprzyjemnym "niespodziankom" z sieci. Niestety, a może i stety, nie mam do tego najlepszych warunków. Kilkuletni budynek na nowym osiedlu, prąd lepszy niż ustawa przewiduje, w ścianach grube, miedziane druty, do systemu stereo poprowadzona osobna linia zakończona gniazdkiem Schuko, uziemienie wymęczone z deweloperem do perfekcji, wbijane w glebę do skutku - no istna katastrofa! Oczywiście wciąż pozostają zewnętrzne i wewnętrzne zakłócenia. Przecież oprócz wzmacniacza i streamera ciągle coś tu pracuje - a to telewizor, a to komputer, a to router, a to piec lub klimatyzator, nie licząc już tuzina ładowarek i innych tego typu historii. Mimo to nie mam problemów z buczącymi transformatorami, a wiem, że każdego wyczulonego na niechciane dźwięki melomana może to doprowadzić do szału. Jedynym urządzeniem, które podczas pracy wydaje z siebie cichutkie mruczenie, jest lampowa integra Unison Research Triode 25. Skoro jednak Gordian został zaprojektowany z myślą o "czyszczeniu" prądu w naprawdę niesprzyjających warunkach, to i z tak niewielkim szmerem powinien sobie poradzić, prawda? Wynik tego nieco wymuszonego eksperymentu był co najmniej zadowalający. Włoski lampowiec nie uciszył się całkowicie, ale owo mruczenie zostało wygaszone do tego stopnia, że usłyszałem je dopiero po wyłączeniu wszystkich innych urządzeń (w tym komputera, w którym pracuje tylko jeden ultracichy wentylator), zakręceniu grzejnika, zamknięciu drzwi i przysunięciu głowy do wzmacniacza na jakieś pół metra.
Naturalnie, nie mogę nikomu zagwarantować, że takie będą skutki zainstalowania Gordiana w jego systemie. Po prostu tego nie wiem. Jeden z moich kolegów miał kiedyś spory problem z prądem. Każde kupione lub wypożyczone przez niego urządzenie buczało. Wzmacniacze wyposażone w duże toroidy wpadały wręcz w wibracje, które można było wyczuć nawet przykładając rękę do nogi stolika, na którym stały wszystkie klocki. Pożyczyłem mu porządną listwę, to efekt był taki, że do buczenia transformatorów doszło piszczenie listwy. Walka z administracją i zakładem energetycznym oczywiście bezsensowna, bo prąd jest. Światło u pana świeci? No świeci. W takim razie do widzenia. Po długiej batalii przysłano elektryka, który sprawdził, czy bezpieczniki się nie poluzowały. Oczywiście nic to nie pomogło. Problemu nie zlikwidował też żaden z dostępnych wówczas kondycjonerów. Co ciekawe, nie był to wcale stary budynek. Niedawno ów kolega, nie tylko z tego powodu, zdecydował się na przeprowadzkę, więc opcja zabrania Gordiana pod pachę i przetestowania go w najgorszych warunkach, jakie dane mi było zobaczyć, przepadła bezpowrotnie. Ponieważ jednak opisywanemu kondycjonerowi udało się mniej więcej o połowę wyciszyć mruczenie transformatorów, którego na co dzień nawet nie zauważam, śmiem twierdzić, że warto go wypróbować. Wiedząc, że taki test przypomina opisywanie właściwości terenowych podniesionego SUV-a na podstawie krótkiej przejażdżki po mieście, skontaktowałem się z dystrybutorem i zapytałem, czy znane mu są przypadki, w których Gordian uratował sytuację, eliminując jakieś wyjątkowo uciążliwe zjawiska. Okazało się, że posiadacze tego kondycjonera raczej nie dzielą się z nikim swoimi doświadczeniami. Istotne jest jednak to, że żaden z zakupionych w Polsce egzemplarzy nie został zwrócony, na co przecież pozwala nasze prawo. Audiofile doskonale wiedzą, że mają prawo odesłać sprzęt - oczywiście w idealnym stanie - nawet bez podania przyczyny. Wykorzystują to, aby sprawdzić możliwości danego urządzenia przed podjęciem ostatecznej decyzji. Domyślam się, że w przypadku Gordaiana nie mówimy o setkach czy tysiącach egzemplarzy, ale ile by się ich nie rozeszło, stuprocentowa skuteczność jest co najmniej zastanawiająca.
Przejdźmy zatem do testu odsłuchowego. Czego powinniśmy się spodziewać? Hmm, otóż nie wiadomo. Na oficjalnej stronie producenta trudno jest się doszukać jakichkolwiek informacji na temat wpływu Gordiana na brzmienie - co dokładnie to urządzenie ma nam "zrobić". Oczywiście poza wspomnianymi wcześniej deklaracjami, że jego obecność nie wpływa negatywnie na dynamikę dźwięku. Ale może to dobrze? Miła odmiana po lekturze informacji na temat niektórych hi-endowych kondycjonerów, gdzie 80% opisu koncentruje się na właściwościach brzmieniowych, a co jest w środku, jak działa, czy w ogóle przed czymś chroni i czy nie płacimy za ładną obudowę, po której obróceniu słychać tylko szelest przesypującego się w środku "gwiezdnego pyłu" - do tego musimy dojść sami. Test rozpocząłem od sprawdzenia Gordiana w systemie biurkowym. Zadanie i trudne, i łatwe. Trudne, bo maleńkie Equilibrium Nano są takim audiofilskim odpowiednikiem studyjnych monitorów bliskiego pola. Potrafią pokazać wiele detali bez żadnego wysiłku. Ja pracuję, odpisuję na maile, przesiewam newsy o bezprzewodowych słuchawkach i obrabiam zdjęcia, a one podają mi wszystko jak na tacy. Za pomocą dźwięku składają mi raport jak Pingwin Kowalski. A dlaczego łatwe? Otóż dlatego, że w tym zestawie Unison Research Triode 25 i Auralic Aries G1 podłączone są do listwy Enerr Tablette 6S. Nie jest to więc jakiś szczyt hi-endu. Ot, porządny rozgałęziacz bez egzotycznych gniazd i filtrów z kosmosu. W drugim systemie Gordian miał już groźnego przeciwnika - listwę Enerr One 6S DCB, która oprócz zaawansowanych technicznie filtrów ma gniazdo C20 i, podobnie jak grecki kondycjoner, została zaprojektowana tak, aby nie ograniczać dynamiki podłączonych do niej urządzeń. Aby wynik testu był miarodajny, w obu przypadkach na wejściu zastosowałem kabel Lab12 Knack mk2, a do Hegla H20 i Auralica Vega G1 prąd doprowadzały sieciówki Enerr Transcenda Ultimate i Ultimate Source.
Gordian nie dość, że nie dławi sprzętu w tej kwestii, to jeszcze dodaje coś od siebie. Unison pompował prąd do głośników odważniej, jakby przybyło mu z dziesięć watów na kanał. Ale większa skala dźwięku to nie wszystko. Kolejna zmiana odbywa się na płaszczyźnie relacji między muzyką a jej tłem. Gordian pięknie wyczyścił je z drobnego szumu i kurzu, którego wcześniej nawet nie dostrzegałem.W pierwszym systemie różnice były, jak na zmianę rozgałęziacza, dość spektakularne. Biurkowe monitory Equilibrium odezwały się pozornie takim samym, ale jednak o wiele bardziej dojrzałym, głębokim i doniosłym dźwiękiem. Niskie tony chętniej zapuszczały się w rejony, które dla zdecydowanej większości kompaktowych kolumienek są całkowicie niedostępne. Najlepiej było to słychać przy wyższych poziomach głośności, co niejako przy okazji pozwoliło sprawdzić deklaracje greckiej manufaktury dotyczące dynamiki. I tak, potwierdzam - Gordian nie dość, że nie dławi sprzętu w tej kwestii, to jeszcze dodaje coś od siebie. Unison pompował prąd do głośników odważniej, jakby przybyło mu z dziesięć watów na kanał. Ale większa skala dźwięku to nie wszystko. Kolejna zmiana odbywa się na płaszczyźnie relacji między muzyką a jej tłem. Gordian pięknie wyczyścił je z drobnego szumu i kurzu, którego wcześniej nawet nie dostrzegałem. Można to porównać do zwiększenia kontrastu w telewizorze. Przesiadając się ze starszego modelu na nowy, z lepszym podświetleniem i systemem wygaszania lokalnego, niektórzy nie spodziewają się dostrzec aż takiej różnicy, ale jest to jeden z kluczowych parametrów wpływających na nasze postrzeganie obrazu - zdaniem niektórych ekspertów nawet ważniejszy niż rozdzielczość. W świecie audiofilskich akcesoriach zasilających też nie zderzyłem się z tym efektem po raz pierwszy. Testowałem już nie tylko kondycjonery, ale nawet kable, które "odkurzały" tło tak dokładnie, że dźwięki pierwszoplanowe automatycznie nabierały blasku, a wydarzenia rozgrywające się w głębi można było śledzić nawet do trzeciej lub czwartej warstwy. Aby tego doświadczyć, trzeba oczywiście sięgnąć po dobrze zrealizowane nagrania, ale nie muszą to być podrasowane samplery. Wystarczy odpalić którąkolwiek z płyt Agnes Obel albo, pozostając w podobnych klimatach, jeden z ostatnich albumów Hani Rani. Nie ma tu może tak spektakularnej stereofonii, ale jest coś innego - fala dźwięku zbudowana z nakładających się na siebie i przenikających wibracji fortepianowych strun, którym Hania pozwala wybrzmiewać, operując pedałami jak kierowca wyścigowy - unosząc prawą nogę tylko wtedy, gdy jest to absolutnie konieczne.
Druga część testu była dla greckiego kondycjonera znacznie trudniejsza, bowiem w większym systemie nie zastąpił niedrogiego rozgałęziacza, ale wysokiej klasy listwę, która potrafi zabłysnąć nawet w towarzystwie hi-endowego sprzętu. Zgodnie z moimi przewidywaniami, różnica między Gordianem a One 6S DCB nie była duża. Po którymś z kolei przełączeniu kabli zacząłem się nawet zastanawiać, czy będę w stanie opisać to, co usłyszałem. Gordian znów bardzo dokładnie wyczyścił tło, sprawiając, że dźwięki pierwszoplanowe wydawały się lepiej doświetlone. Podobnie jak w pierwszym systemie, tutaj również odniosłem wrażenie, jakby dźwięk stał się głębszy, bardziej "kinowy". Audiovectory QR5 połączone z Heglem H20 kablem Cardas Clear Reflection już żadnego wspomagania w dziedzinie niskich tonów nie potrzebują, ale domyślam się, że w większości systemów taki delikatny powiew subwooferowej swobody zostanie przyjęty z aprobatą. Powrót do listwy Enerra sprawił, że dźwięk był może odrobinę bardziej nerwowy i przygaszony, ale doskonale zrównoważony. Zaznaczam jednak, że mówimy o minimalnych różnicach. O skali porównywalnej z tą, z jaką mamy do czynienia podczas zmiany nóżek lub kolców pod kolumnami na inne, ale zbliżone pod względem konstrukcji i ceny. Nie dziwi mnie, że pojedynek między tymi dwoma rozgałęziaczami był tak wyrównany. One 6S DCB to świetna listwa, a Gordian to świetny kondycjoner, który dodatkowo wyposażono w niezwykle rozbudowany system analizowania prądu i konfigurowalne filtry.
Skoro już jesteśmy w tym temacie, na koniec postanowiłem sprawdzić, czy gmeranie w ustawieniach będzie miało jakikolwiek wpływ na brzmienie. I co? Skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że tak, jakieś różnice są słyszalne, jednak jest to już poziom, na którym przydałoby się uzbroić uszy w jakiś odpowiednik mikroskopu. Można to porównać do wsłuchiwania się w różnice między trybami pracy filtra cyfrowego w wysokiej jakości przetworniku lub streamerze. Zmiany są na tyle subtelne, że można je ocenić dopiero podczas dłuższego odsłuchu. Podsumowując, grecki kondycjoner nie jest urządzeniem, za pomocą którego można dostroić brzmienie systemu, naciągając je w takim czy innym kierunku. Jego podstawowym zadaniem jest ochrona podłączonych urządzeń i skuteczna filtracja prądu. W sferze dźwiękowej wiąże się to z dokładnym wyczyszczeniem tła, co przekłada się na lepszą przejrzystość, stereofonię i poczucie zwiększonego zapasu mocy. Producent twierdzi, że Gordian nie pogarsza dynamiki. Ja powiedziałbym, że nawet ją poprawia, dokładając jeszcze odrobinę głębi i potęgi, szczególnie w zakresie niskich częstotliwości. Czy wyeliminuje problemy z prądem w dowolnym miejscu i w każdych warunkach? Tego nie wiem. Wiem tylko, że podczas testu znakomicie poradził sobie w dwóch systemach, w pierwszym wnosząc stosunkowo dużą poprawę jakości dźwięku, a w drugim zmuszając bardzo dobrą listwę do ostrej rywalizacji, z której nawet sam nie wiem, które urządzenie wyszło z tarczą, a które na tarczy.
Budowa i parametry
Lab12 Gordian to kondycjoner zasilający, który zdaniem producenta zapewnia subtelne filtrowanie prądu dzięki wyrafinowanej, adaptacyjnej sieci komponentów pasywnych oraz analizatorowi mocy wykorzystującemu analizę charakterystyki linii energetycznej. Opisywany model może działać jako wysoce konfigurowalne urządzenie lub jako prosty, wysoce zautomatyzowany rozgałęziacz. Sercem urządzenia jest procesor, którego zadaniem jest dostosowanie parametrów pracy układów filtrujących w zależności od jakości prądu trafiającego na wejście. W pokładowym menu można zoptymalizować różne parametry, takie jak filtrowanie EMI, filtracja wspólna, filtracja różnicowa oraz korekcja fazy i współczynnika mocy. Dane pokazywane na wyświetlaczu, który dla świętego spokoju można przyciemnić lub wyłączyć, obejmują pomiary natężenia i napięcia prądu, składowej stałej, zniekształceń, częstotliwości, polaryzacji, prawidłowego uziemienia i napięcia wyjściowego. Użytkownik może tak naprawdę wpłynąć na "ścieżkę", jaką prąd pokona wewnątrz urządzenia, a więc włączyć lub wyłączyć poszczególne filtry. Na szczęście można także wybrać opcję automatyczną. Wówczas Gordian stale kalibruje się w oparciu o pomiary przeprowadzane w czasie rzeczywistym. Co ciekawe, grecki kondycjoner nie jest jednym z tych klocków, do których nie ma szans się dobrać. Nie zastosowano tu ani śrub, które można wykręcić jedynie za pomocą specjalnych narzędzi, ani innych zabezpieczeń w rodzaju kleju lub plomb gwarancyjnych. Wnętrze prezentuje się rewelacyjnie. Większość komponentów zamontowano na jednej dużej płytce drukowanej, którą nie dość, że skonstruowano w bardzo logiczny sposób, to jeszcze czytelnie opisano. Ponadto wiele elementów nosi oznaczenie Lab12. Najwięcej miejsca zajmują oczywiście filtry linii zasilających. Topologia filtrów ustalana jest przez przekaźniki uruchamiane w czasie rzeczywistym. W pobliżu wejścia zobaczymy kondensatory korygujące współczynnik mocy oraz czujnik pomiaru prądu. Sporą część obwodu zajmuje analizator jakości zasilania. Jest to chyba najciekawsza część urządzenia. Analizator zawiera osiem kanałów pomiarowych wraz z przynależnymi do nich przetwornikami, potrzebnymi do wprowadzenia danych do procesora. W sieci znalazłem informację, że urządzenie generuje 256 próbek na cykl zasilania, a oprogramowanie opracowane przez Lab12 potrafi na przykład przeprowadzić analizę częstotliwości prądu aż do 128 harmonicznej, dzięki czemu procesor praktycznie na bieżąco podejmuje szereg decyzji dotyczących korekcji, topologii filtra i poziomu tłumienia. Całość osadzono na płytce, która pełni rolę "drugiego dna". Wewnątrz nie widać żadnych miedzianych szyn - wszystkie moduły i gniazda połączone są przewodami. W rogu widać także mały transformator, którego rola ogranicza się najwyraźniej do zasilania "mózgu" Gordiana.
Werdykt
Historia głosi, że na drodze do podboju imperium perskiego Aleksander Wielki przybył do miasta Gordion, gdzie poznał ciekawą legendę. Wedle przepowiedni wyroczni pewnego dnia w mieście miał zjawić się człowiek, który rozwiąże misternie splątany węzeł z dereniowego łyka, którym połączone były jarzmo i dyszel wozu króla Gordiasa. Ten, kto tego dokona, miał zostać panem świata. Musiała to być kusząca wizja. Aleksander był bardzo zajętym człowiekiem, w związku z czym nie zamierzał męczyć się z tym supłem nie wiadomo ile. Szybko zorientował się, że nie rozwiąże go w klasyczny sposób, więc dobył miecza i przeciął węzeł jednym uderzeniem. Stratos Vichos stanął przed podobnym dylematem. Kiepska jakość prądu w Atenach i niesatysfakcjonujące efekty stosowania dostępnych na rynku kondycjonerów zmusiły go do sięgnięcia po własny miecz - zaprojektowania własnego kondycjonera od zera. Domyślam się, że było to bardziej czasochłonne niż przecięcie kunsztownie zawiązanego sznura, ale przyniosło równie imponujące rezultaty. Gordian jest urządzeniem, jakiego w swojej karierze jeszcze nie widziałem. Widziałem podobne - większe, cięższe, droższe i bardziej tajemnicze, owiane mgłą mistycyzmu, ale nie miałem jeszcze do czynienia z kondycjonerem tak inteligentnym, zaawansowanym technicznie i łamiącym wszelkie schematy. Gdyby Gordian miał trzy razy większą i cięższą obudowę, a dodatkowo zostałby wyprodukowany przez jednego z pierwszoligowych producentów hi-endowych wzmacniaczy, wielu audiofilów zapłaciłoby za niego dziesięć tysięcy dolarów, przy okazji zamawiając kilka kabli za drugie tyle. Osiem tysięcy złotych potrafią kosztować listwy, które w środku nie mają praktycznie nic i nie zapewniają żadnej realnej ochrony zasilanego sprzętu (na przykład Cardas Nautilus Power Strip). Jeżeli więc chcecie zrobić porządek z prądem albo szukacie czegoś znacznie lepszego niż budżetowa listwa, polecam przynajmniej wypożyczyć Gordiana i pobawić się nim kilka dni. Istnieje spora szansa, że dołączycie do grona klientów, którzy już go nie oddali.
Dane techniczne
Liczba gniazd wyjściowych: 6 (schuko)
Moc wyjściowa gniazd o wysokim poziomie filtrowania: 1000 W
Moc wyjściowa gniazd o niskim poziomie filtrowania: 3500 W
Wejście sieciowe: 20 A (C20)
Wymagania sieciowe: 230 V/50 Hz
Wymiary (W/S/G): 11/43/29 cm
Masa: 8 kg
Cena: 8099 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Tellurium Q Ultra Blue, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze