Soul Note A-1
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Marka Soul Note to japońska marka należąca do przedsiębiorstwa CSR z siedzibą mieście Sagamihara, w prefekturze Kanagawa. Firma została założona w 2004 roku przez byłych pracowników Marantza, z których kluczową postacią był utalentowany projektant, Norinaga Nakazawa. Niezadowolony z rozwoju sytuacji w korporacji, w której przepracował wiele lat, postanowił założyć własny biznes, kierując swoje produkty do audiofilów potrafiących docenić wysoką jakość wykonania i brzmienia, ale nie dysponujących budżetem rzędu dziesiątek czy setek tysięcy dolarów. Na rynku europejskim Soul Note zaczynał od średniej półki. SA300, SC300, SD300, SC710 i SA730 były idealnymi urządzeniami dla melomanów chcących wzbić się ponad poziom budżetówki lub nawet porównywalnej cenowo masówki. W 2015 roku zachwycaliśmy się wycenionym wówczas na niecałe sześć tysięcy złotych przetwornikiem SD300, następnie wzięliśmy na warsztat odtwarzacz SC300 i wzmacniacz zintegrowany SA300, a potem przetestowaliśmy starszego brata tego ostatniego, SA710. Co tu dużo mówić - świetny sprzęt, choć żaden z wymienionych modeli nie stał się bestsellerem, zapewne dlatego, że młodym, mało znanym, nie dysponującym ogromnymi budżetami reklamowymi firmom zawsze ciężko jest się przebić, a kiedy tworzy się produkty dla koneserów, nie ma co liczyć na sprzedaż idącą w tysiące egzemplarzy. Po tych dwóch, może trzech latach o japońskiej marce już niewiele się słyszało, ale później nastąpiło odrodzenie. I to w wielkim stylu.
Soul Note zasadniczo dał sobie spokój ze średnią półką, idąc wyżej i budując bezkompromisowe komponenty dla zdeklarowanych hi-endowców. Jednym z nich jest integra A-2, którą opisywałem na początku 2020 roku i którą w dalszym ciągu uważam za jeden z najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych, jakie miałem sposobność sprawdzić w kontrolowanych warunkach. A-2 to połączenie oryginalnego wzornictwa, pieczołowicie zaprojektowanego układu elektronicznego, ekstremalnie wysokiej jakości wykonania i urzekającego brzmienia spod znaku "ciepłego tranzystora". Osobą odpowiedzialną za powstanie zarówno tego piecyka, jak i innych, nierzadko jeszcze bardziej spektakularnych klocków jest pan Hideki Kato, którego miałem okazję poznać podczas ubiegłorocznej wystawy Audio Video Show. To sympatyczny facet, który na elektronice audio zjadł zęby, a mimo to pozostaje niezwykle skromny i cieszy się za każdym razem, gdy ktoś doceni jego urządzenia, napisze o nich coś dobrego, podziękuje za to, że wreszcie znalazł swój brzmieniowy ideał albo nawet wrzuci do sieci zdjęcia z zabaw w swojej muzycznej pieczarze. Mogłoby się wydawać, że główny projektant firmy zatrudniającej 50 osób nie powinien aż tak angażować się w dyskusje o kondensatorach albo odsłuchach konkretnego wzmacniacza w różnych konfiguracjach, ale pan Kato również jest pasjonatem i audiofilem, więc przychodzi mu to naturalnie i oddawałby się temu hobby nawet wtedy, gdyby nie było to związane z jego pracą. Jeżeli będziecie mieli okazję z nim porozmawiać (a będzie to wymagało tłumacza, chyba że biegle posługujecie się jego ojczystym językiem), zastanówcie się, czy naprawdę macie ochotę godzinami rozprawiać o transformatorach, kondensatorach, przekaźnikach, drabinkach rezystorowych i grubości ścieżek na płytkach drukowanych.
Pan Kato ma na tym punkcie absolutnego fioła i wychodzi z założenia, że najlepsze z punktu widzenia audiofila są urządzenia z uproszczonym, minimalistycznym torem sygnałowym, zawierającym jak najmniej, ale za to jak najdoskonalszych komponentów. Zapytałem go, dlaczego w takim razie najtańszą propozycją Soul Note'a jest stosunkowo mały, skromny wzmacniacz A-1, a kolejne konstrukcje stają się coraz większe i cięższe, aż dochodzimy do poziomu dużego przedwzmacniacza z dwoma potężnymi monoblokami, Japończyk uśmiechnął się i powiedział, że po pierwsze podzespoły elektroniczne z bardzo wysokiej półki są z reguły większe niż ich budżetowe odpowiedniki, a po drugie aby uzyskać taki maksymalnie uproszczony tor audio, trzeba obudować go wieloma układami wspomagającymi lub nawet skopiować ten sam moduł kilka razy. Przykładem może być drabinka rezystorowa, gdzie możemy mieć kilkadziesiąt oporników, ale w danym momencie w torze sygnałowym obecne są, dajmy na to, dwa. Następnie pan Kato wyjął telefon i pokazywał mi na zmianę zdjęcia tych samych fragmentów wzmacniaczy A-1, A-2 i A-3. Wyszło na to, że "trójka", choć fizycznie większa i mocniejsza od "jedynki", jest w rzeczywistości znacznie prostsza. Mimo takiego skupienia na kwestiach technicznych, Soul Note twierdzi, że podczas prac nad nowymi urządzeniami nad doskonaleniem układu i doborem części dominuje odsłuch. Takie podejście ma być rodzajem antytezy wobec, jak to ujęto, dominacji statycznej wydajności. Pozostaje pytanie, czy tę filozofię można zrealizować we wzmacniaczu, który nie kosztuje ani dziewięćdziesiąt (A-3), ani trzydzieści (A-2), lecz szesnaście tysięcy złotych?
Wygląd i funkcjonalność
Kiedy pojawiła się okazja przetestowania mniejszego brata A-2, nie zastanawiałem się ani minuty, mając nadzieję, że w brzmieniu "jedynki" będzie można znaleźć choćby część tamtej magii, tego nad wyraz pociągającego połączenia tranzystorowej dynamiki i lampowo-analogowego ciepła. W "dwójce" zostało to zrealizowane po mistrzowsku, w doskonałych, jak na moje ucho, proporcjach. Dzięki temu podczas odsłuchu nie brakowało mi ani szybkości, ani przejrzystości, ani konkretnego uderzenia w zakresie niskich tonów, ale płynność, spójność i barwa dźwięku sprawiały, że jeśli czegokolwiek mogłem sobie jeszcze życzyć, to chyba tylko lokalnego zakrzywienia czasoprzestrzeni, abym mógł oddawać się tej przyjemności bez wyrzutów sumienia i ryzyka konfliktu z sąsiadami. Sytuacja przypominała odwrotność żartów i memów o tym, że ktoś siedział w pracy kilka godzin, a w rzeczywistości minęło piętnaście minut. Mnie podczas testu A-2 wydawało się, że przesłuchałem tylko kilka ulubionych utworów i trwało to maksymalnie dwadzieścia minut, a na zegarku z dwudziestej zrobiła się pierwsza trzydzieści. Zastanawiając się, czy A-1 też to potrafi, przejrzałem opis tego wzmacniacza na stronie dystrybutora i poczułem się, jakbym znów rozmawiał z panem Kato. Choć zwykle tego nie lubię, liczyłem na to, że producent krótko wypowie się na temat walorów sonicznych swojej podstawowej integry, może nawet mrugnie do klientów okiem, że "jedynka" jest blisko spokrewniona z "dwójką" i realizuje tę samą filozofię brzmieniową, a korzystniejsza cena wynika z niższej mocy, mniejszych gabarytów, skromniejszego wyposażenia i nieco mniej zaawansowanych, ale mimo wszystko zaprojektowanych według tego samego przepisu "bebechów". Nie. Nic z tych rzeczy. Soul Note pisze o uziemieniu w gwiazdę, centralizacji lokalnych regulatorów NFB, bezpośrednich trasach sprzęgania, toroidzie z uzwojeniem bifilarnym i niezależnymi uzwojeniami dodatnimi, obniżaniu impedancji w liniach zasilających. W kwestii ustosunkowywania się do deklaracji producenta mam więc wolne, bo takowe dotyczą wyłącznie konstrukcji wewnętrznej, a o tym powiemy sobie później.
TEST: Soul Note A-2
Na pierwszy rzut oka "jedynka" nawiązuje do "dwójki" wyłącznie wzornictwem i szeroko pojętą dbałością o detale. W świecie sprzętu stereo takie sytuacje zdarzają się rzadko, ale w tym przypadku różnica w gabarytach niemal dokładnie odzwierciedla tę w cenniku, bowiem podstawowa integra Soul Note'a jest na oko dokładnie dwukrotnie mniejsza od swojego droższego braciszka. Brakuje też drewnianych boczków i "pływającej" pokrywy, zamiast której zobaczymy tu całkiem zwyczajny, stalowy profil pokryty otworami wentylacyjnymi i przymocowany do obudowy w typowy sposób, za pomocą czterech śrub po bokach i dwóch z tyłu. Nie spodziewałem się, że moją uwagę zwróci akurat ten element, ale wspominając test modelu A-2, naprawdę brakuje mi tu tej charakterystycznej "maski". Jeżeli jednak pomyśleliście, że producent postanowił zaoszczędzić na wszystkim poza przednią ścianką, jesteście w błędzie. Japończycy musieli dojść do wniosku, że z punktu widzenia walki z wibracjami o wiele ważniejsza niż pokrywa jest podstawa obudowy, w związku z czym mocno się do niej przyłożyli, podzielili ją na kilka stref i osadzili swój piecyk na trzech kolcach, z których jeden, umieszczony z tyłu, stanowi podporę dla transformatora toroidalnego (który zresztą również zamontowano na specjalnej platformie, aby jego drgania nie przenosiły się na pozostałe sekcje). O ile jeszcze kolce - choć zasługują na pochwałę - nie są może niczym szczególnym, o tyle tak przemyślany sposób montażu tego niezwykle istotnego (a często będącego źródłem problemów) elementu jest w tym przedziale cenowym czymś niespotykanym. Poprawcie mnie, jeśli jestem w błędzie, ale nie przypominam sobie wzmacniacza za mniej niż dwadzieścia tysięcy złotych, którego konstruktorzy tak wielką wagę przywiązali do tego, na czym zostanie on osadzony i jaka będzie zależność między punktami podparcia a ułożeniem elementów wewnątrz obudowy. W tym momencie do głowy przychodzą mi tylko takie marki jak Yamaha i Marantz (Luxman to już inna półka). Jako że kolce są jednak dość bezkompromisowym rozwiązaniem, standardowo wzmacniacz dostarczany jest na wysokich, metalowych nóżkach z możliwością regulacji wysokości. Gwinty można jednak wykorzystać do montażu innych wynalazków.
A-1 to minimalistyczna analogowa integra, która nie pozwoli sobie wcisnąć żadnej dodatkowej roboty. Dziś to już niemal ekstrawagancja. Gdy widzę u kogoś taki wzmacniacz, od razu wiem, że nie jest karmiony ścieżkami dźwiękowymi z filmów i seriali, sygnałami z konsoli lub telefonu, i że jego kupno nie było "wspólną decyzją". Na takim sprzęcie słucha się muzyki.Jeśli chodzi o wygląd, charakterystyczne dla Soul Note'a fronty, przypominające wielkie radiatory, są moim zdaniem zbyt ekscentryczne jak na rynek europejski, ale nie ulega wątpliwości, że opisywany model świetnie prezentuje się na zdjęciach, przyciąga uwagę i trudno go pomylić z czymkolwiek innym. Przednia ścianka sprawia wrażenie pancernej i ma piękną fakturę, z matową "bazą" i wyrastającymi z niej belkami, na których widać fakturę szczotkowanego, anodowanego na czarno aluminium (dostępna jest też wersja srebrna). Firmowe logo, a w szczególności dwa spore pokrętła (wybór źródła i regulacja głośności) przywodzą na myśl sprzęt marki Primare. Główny włącznik wkomponowano w jedną z "żaluzji", a o wybranym wejściu i aktualnym poziomie wysterowania informuje nas klasyczny, czerwony wyświetlacz. Szkoda, że nie zmieścił się w nim odbiornik podczerwieni. Byłoby i ładniej, i niemal idealnie symetrycznie. Zamiast tego zamontowano go w osobnym okienku i jest to jeden z niewielu elementów japońskiego piecyka, który sprawia wrażenie nie do końca przemyślanego (chociaż patrząc na pozostałe urządzenia Soul Note'a, jest to norma i pewnie istnieje powód, dla którego zdecydowano się właśnie na takie rozwiązanie). Pilot zdalnego sterowania jest ładny, ma metalową "górę", aczkolwiek jak na potrzeby integry jest zbyt skomplikowany i przewymiarowany. Z rozpędu chciałem napisać, że przyda się tym, którzy skuszą się również na źródło, ale ta część katalogu Soul Note'a nie jest zbyt rozbudowana. Istnieją transporty plików, przetworniki i odtwarzacze płyt kompaktowych, ale mówimy tu niemal wyłącznie o klockach z najwyższej półki. W Serii 1 (katalog podzielony jest na Serię 1, 2 i 3) znajdziemy tylko dwa inne komponenty - przedwzmacniacz gramofonowy E-1 i przetwornik cyfrowo-analogowy D-1N. Pierwszy kosztuje 18000 zł, a drugi - 25000 zł. Auć. Nic nie wskazuje na to, aby Japończycy mieli zaprezentować tańsze źródła. Zainteresowanie ich hi-endowymi wzmacniaczami, przedwzmacniaczami i końcówkami mocy jest podobno na tyle duże, że pracy im nie zabraknie.
Tylna ścianka opisywanej integry to mistrzostwo logiki i triumf tradycyjnego projektowania nad modnym ostatnio ładowaniem do stereofonicznych piecyków wszystkiego, czego tylko klient mógłby sobie zażyczyć, od wejść HDMI po anteny Bluetooth. Tutaj mamy tylko gniazdo zasilające, pojedyncze terminale głośnikowe i cztery wejścia analogowe oznaczone cyframi od 1 do 4, przy czym trzy są niezbalansowane (RCA), a jedno - zbalansowane (XLR). Gniazda cyfrowe w jakimkolwiek standardzie, wejście gramofonowe, wyjście dla subwoofera, gniazdo słuchawkowe na przedniej ściance, wyjście z przedwzmacniacza lub bezpośrednie wejście do końcówki mocy? Nic z tego. A-1 to minimalistyczna analogowa integra, która nie pozwoli sobie wcisnąć żadnej dodatkowej roboty. Dziś to już niemal ekstrawagancja. Gdy widzę u kogoś taki wzmacniacz, od razu wiem, że nie jest karmiony ścieżkami dźwiękowymi z filmów i seriali, sygnałami z konsoli lub telefonu, i że jego kupno nie było "wspólną decyzją". Na takim sprzęcie słucha się muzyki. Spróbujmy zatem oddać się tej staromodnej rozrywce i sprawdźmy, czy A-1 rzeczywiście jest urządzeniem godnym zainteresowania, czy tylko tak mi się wydawało.
Brzmienie
Wiem, że w teście podstawowego wzmacniacza japońskiej firmy nie powinienem ciągle wspominać o jego starszym bracie, ale to porównanie narzuca się automatycznie. A-2 jest urządzeniem tak pociągającym, tak wyjątkowym i tak udanym, że nie tylko ja ciepło go wspominam, ale też często pytają o niego czytelnicy, którzy przymierzają się do zakupu integry z wysokiej półki. Teoretycznie mamy do czynienia ze sprzętem niszowej manufaktury, ale gdyby zliczyć te zapytania i prywatne rozmowy, w których "dwójka" się pojawiała i była przez wielu audiofilów traktowana jako wzmacniacz mogący być tym docelowym, mogłoby się okazać, że w pewnych kręgach Soul Note cieszy się większą popularnością niż McIntosh, Accuphase czy Gryphon. Jestem przekonany, że ten, kto choć raz posłuchał A-2 w dobrym towarzystwie, zapamiętał ten odsłuch na dłużej, a teraz na pewno będzie zadawał sobie pytanie, czy A-1 jest do niego choć trochę podobny. Pozostali prawdopodobnie potraktują go po prostu jako kolejny ciekawy piecyk ze średniej półki, potencjalnego rywala dla takich konstrukcji jak Hegel H190, Copland CSA 100, Naim Supernait 3, Densen B-130XS czy Atoll IN300. Postaram się zatem zadowolić obie grupy i najpierw rozstrzygnę, ile "dwójki" jest w "jedynce", a później opiszę jej brzmienie tak, jakbym nie miał żadnego punktu odniesienia.
Jeżeli jesteście fanami A-2, w brzmieniu tańszej integry z pewnością zaczniecie doszukiwać się przyjemnego ciepła, pięknej barwy, głębi, może nawet lampowej delikatności, spójności i mikrodynamiki. Rzadko który wzmacniacz potrafi bowiem w tak naturalny sposób zrealizować koncepcję "ciepłego tranzystora", nie tracąc przy tym kluczowych zalet urządzeń zbudowanych w tej technologii, takich jak wysoka moc, głęboki bas, nienaganna szybkość czy kontrola nad głośnikami. Niestety, A-1 już na starcie dał mi do zrozumienia, że jeśli interesują mnie takie kojące zmysły klimaty, będę musiał albo wykorzystać źródło dodające muzyce kolorów, albo pogodzić się z faktem, że tym razem ocieplenie przekazu będzie minimalne. Dźwięk jest spójny i płynny, pozbawiony sztucznych barier, ale na skali temperaturowej zbliżamy się do zera (choć od strony dodatniej). Mówiąc jeszcze inaczej, jeśli A-2 jest wzmacniaczem ewidentnie nastawionym na muzykalność, preferującym pastelowe odcienie muzyki, to A-1 jest zdecydowanie chłodniejszy, ma bardziej tranzystorową duszę, co jednak nie oznacza, że jest to zimny drań grający sterylnie, technicznie i bez emocji. Audiofile, którzy pokochali A-2 właśnie za ten lampowy pierwiastek, ten trudny do opisania czar, umożliwiający bliski, intymny kontakt z ulubionymi wykonawcami, prawdopodobnie będą rozczarowani. Okazuje się bowiem, że nie można mieć tego samego za pół ceny. A-1 ma wiele innych zalet, ale jeżeli oceniamy brzmienie tylko w kategoriach zawartości "tego czegoś", różnica jest adekwatna do kwot widniejących w katalogu.
W kategoriach obiektywnych A-1 jest wzmacniaczem bardziej neutralnym i uniwersalnym, a to zmienia reguły gry. Nie musimy traktować go jako urządzenia wnoszącego do przekazu sporo własnego charakteru, w związku z czym mamy w zasadzie pełną dowolność w kwestii doboru pozostałych elementów toru. Nie zastanawiałbym się też, czy jest to piecyk dobry do jazzu, rocka, elektroniki, metalu, muzyki klasycznej czy modnych ostatnio pieśni ludowych. Taki sprzęt poradzi sobie ze wszystkim.W tym momencie zaczynają się jednak dobre informacje dla drugiej grupy. Nie mam bowiem wątpliwości, że w kategoriach obiektywnych A-1 jest wzmacniaczem bardziej neutralnym i uniwersalnym, a to zmienia reguły gry. Nie musimy traktować go jako urządzenia wnoszącego do przekazu sporo własnego charakteru, w związku z czym mamy w zasadzie pełną dowolność w kwestii doboru pozostałych elementów toru. Nie zastanawiałbym się też, czy jest to piecyk dobry do jazzu, rocka, elektroniki, metalu, muzyki klasycznej czy modnych ostatnio pieśni ludowych. Taki sprzęt poradzi sobie ze wszystkim. Gra równo, dokładnie, dynamicznie, czysto i przestrzennie, a jeśli w grę wchodzi ocieplanie, słodzenie czy wygładzanie, skala tego zjawiska jest naprawdę niewielka. Ot, tylko taka, aby słuchało nam się odrobinę przyjemniej, ale abyśmy nie mieli poczucia, że sprzęt coś przekłamuje, zbacza z toru. Dla mnie rodzi to nawet pewien problem, bo gdybym nie miał żadnego punktu odniesienia, chyba nie wiedziałbym, na czym oprzeć opis wrażeń odsłuchowych. Neutralność, znakomita równowaga tonalna, odrobina przyjemnego ciepła, ale co poza tym? Przejrzystość, bas, scena stereofoniczna - wszystko to jest po prostu dobre lub bardzo dobre, ale żadna cecha nie wybija się na pierwszy plan, nie dominuje. Nie mam wątpliwości, że dla wielu melomanów będzie to spełnienie marzeń. Mam tu na myśli w szczególności dwie grupy - tych, którzy eksperymentowali już ze sprzętem o wyjątkowo charakterystycznym brzmieniu i po wielu próbach dojścia z systemem do ładu mają już dosyć oraz tych, którzy wyznają zasadę, że sprzęt hi-fi ma być możliwie bezstronny, ponieważ jego zadanie polega na odtwarzaniu, a nie tworzeniu muzyki. Pod wieloma względami A-1 jest integrą, którą można polecać w ciemno. Co z przyjemnością czynię.
Budowa i parametry
Soul Note A-1 to wzmacniacz zintegrowany oferujący moc 80 W na kanał przy 8 Ω lub 120 W na kanał przy 4 Ω. Niemal cały opis tego modelu na stronie producenta poświęcony jest kwestiom technicznym. Japończycy twierdzą, że aby wycisnąć jak najlepsze brzmienie z obwodów innych niż ich dyskretne układy NFB, przeanalizowali każdy szczegół pod kątem możliwych ulepszeń, takich jak włączenie uziemienia w gwiazdę, centralizacja lokalnych regulatorów napięcia, bezpośrednie trasy sprzęgania, optymalizujące dostrajanie prądu i nie tylko. Oprócz nowo opracowanego transformatora toroidalnego o dużej mocy z uzwojeniem bifilarnym (nawiniętym jednocześnie dwoma przewodami), z niezależnymi uzwojeniami dodatnimi i ujemnymi, obniżono impedancję poprzez równoległe połączenie wielu wysokonapięciowych kondensatorów filtrujących o małej pojemności. Rozwiązanie to, w połączeniu z umieszczeniem mostka prostowniczego w pobliżu transformatora, ma zwiększyć szybkość reakcji zasilacza (jeśli dobrze pamiętam, gorącym zwolennikiem takiego rozwiązania był również Mike Creek). Soul Note deklaruje, że konstruktorom bardzo mocno zależało również na ograniczeniu liczby połączeń elektrycznych, w związku z czym zastosowano trójwymiarowy zespół płytki drukowanej, co ma skutkować niższą impedancją w liniach zasilających i okablowaniu, a w konsekwencji poprawia stosunek sygnału do szumu i eliminuje obawy dotyczące pogarszania się styków w miarę upływu czasu. Tranzystory wyjściowe są parowane dla większej dokładności dźwięku. Tyle od producenta, ale kiedy zajrzymy pod maskę, nie da się zaprzeczyć, że A-1 prezentuje się świetnie, a szczególne wrażenie robi coś, o czym producent nie wspomniał - niemal idealna symetria układów wewnętrznych. Nie dość, że za wyjątkiem wspólnego transformatora mamy tu do czynienia z układem dual mono, to jeszcze wzmacniacz został przedzielony dużym, aluminiowym radiatorem, aby zakłócenia z zasilacza w jak najmniejszym stopniu przenosiły się na sekcje przedwzmacniacza i końcówki mocy. Piękna robota.
Werdykt
Pakując japoński wzmacniacz do pudełka, pomyślałem sobie, że jego konstruktorzy obrali właściwy kierunek. A-1 jest bowiem urządzeniem ze wszech miar audiofilskim, pewnymi szczegółami swojej budowy (system osadzenia obudowy na kolcach, minimalistyczne wyposażenie, lustrzane wnętrze) zdradzające takie, chciałoby się powiedzieć, arystokratyczne pochodzenie, ale nie wymaga od użytkownika pełnej akceptacji swojej wizji brzmienia lub nawet dokonania w swoim systemie zmian, dzięki którym będzie można z takiego piecyka wycisnąć wszystko, co najlepsze albo wręcz stworzyć dla niego przeciwwagę w postaci przejrzystych kolumn lub chłodnego źródła. "Jedynka" jest tak neutralna i uniwersalna, że nie stawia przed nami takich wymagań. Zagra z każdymi dobrymi kolumnami, pochyli się nad dowolnym nagraniem, a jeśli już cokolwiek zrobi po swojemu, będzie to tylko delikatne muśnięcie muzyki ciepłą, delikatną dłonią, aby odsłuch mógł trwać dłużej. Cieszy mnie także, że A-1 jest zdecydowanie tańszy od A-2. Nie tylko dlatego, że dzięki temu jest dostępny dla większej liczby melomanów, ale również dlatego, że żaden z nich nie stanowi zagrożenia dla tego drugiego. A-2 jest obiektywnie lepszy, ale A-1 jest od niego bardziej obiektywny. Gdyby obie te integry były pozycjonowane na tym samym poziomie, charakteryzowały się identycznymi parametrami, prezentowały zbliżony poziom jakościowy, a różniły się wyłącznie usposobieniem, podejściem do dźwięku, z salonów ze sprzętem hi-fi regularnie wywożone byłyby zwłoki klientów, którzy umarli z głodu i wycieńczenia, próbując podjąć właściwą decyzję.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 80 W/8 Ω, 2 x 120 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 3 x RCA, 1 x XLR
Pasmo przenoszenia: 3 Hz - 300 kHz (+/- 1 dB)
Zniekształcenia (THD): 0,08% (30 W, 8 Ω)
Stosunek sygnał/szum: 110 dB
Pobór mocy: 190 W (max)
Wymiary (W/S/G): 10,8/43/41,8 cm
Masa: 10 kg
Cena: 16000 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Garfield
Słuchałem - bardzo dobry. Specyficzne wzornictwo może wymagać przyzwyczajenia, ale poza tym - bez zarzutu.
1 Lubię
Komentarze (1)