Shure Aonic 50
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Karol Otkała
Aonic 50 to mój pierwszy kontakt z produktami Shure'a. Sytuacja może niektórym wydawać się o tyle zaskakująca, że Shure Incorporated istnieje od prawie 100 lat. Firma została założona w 1925 roku w Chicago i początkowo zajmowała się systemami radiowymi. Następnie działalność została rozszerzona o mikrofony, systemy bezprzewodowe i konferencyjne, miksery oraz słuchawki. Przeznaczenie sprzętu produkowanego przez amerykańską manufakturę, oczywiście nie licząc słuchawek, z pewnością po części tłumaczy mój całkowity brak wiedzy na jej temat. Z tym większym entuzjazmem i chęcią skorzystałem z możliwości przetestowania jednego z najnowszych modeli słuchawek Shure'a dostępnych na polskim rynku. Muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę i przygoda pełna zwrotów akcji.
Mając w ostatnich latach do czynienia ze słuchawkami takich producentów jak JBL, Sennheiser, Polk Audio, Audio-Technica, Denon czy Creative, wytworzyłem w swojej głowie pewien schemat dotyczący tego, jak powinien wyglądać produkt, z którym spędzę kilka najbliższych tygodni. W przypadku Aoniców 50 moja misternie przygotowana koncepcja legła w gruzach już na dzień dobry, przez wzgląd na pudełko. Nauszniki przyjechały do mnie w naprawdę dużym kartonie - jednym z największych, jakie widziałem w mojej dotychczasowej dziennikarskiej karierze. Mogłoby to świadczyć o bardzo dobrym zabezpieczeniu przesłanego sprzętu i tak faktycznie jest. Ale karton świadczył również o czymś innym. Pewnie kojarzycie pojemnik na dodatkowe koło montowany na klapie bagażnika aut terenowych. Pudełko od opisywanych nauszników zdaje się być jego miniaturową wersją. Moje drugie skojarzenie to odwiedziny u babci i metalowe pudełko na ciastka maślane, w którym zawsze można było znaleźć tylko przybory do szycia. Opakowanie od Aoniców 50 mogłoby być starszym, trochę większym bratem tego od ciastek. Po pierwszym szoku nadeszła jednak refleksja. Większość ludzi jest wzrokowcami, a wybierając typowy kształt prostopadłościanu, producenci mają ograniczone pole manewru, mogąc jedynie modyfikować jego rozmiary i dając pole do popisu projektantom odpowiedzialnym za szatę graficzną. Umieszczenie sprzętu w opakowaniu o kształcie niskiego walca można uznać za rozwiązanie odważne, ale i trafione, ponieważ pośród dziesiątek, jeśli nie setek podobnych opakowań, to właśnie to od Aonic 50 momentalnie rzuca nam się w oczy. A to dopiero początek odważnych kroków.
Wygląd i funkcjonalność
Front pudełka jest pod kątem informacyjnym wyjątkowo ascetyczny. Oprócz nazwy producenta i modelu znajdziemy tu tylko szczątkowe info o systemie redukcji hałasu oraz logotyp Bluetooth 5.0. Tył opakowania to już swoiste kompendium wiedzy na temat produktu. Możemy się z niego dowiedzieć między innymi o czasie pracy baterii, długości okresu gwarancyjnego czy dostępności aplikacji mobilnej. Poza tym umieszczono tutaj informacje o zawartości pudełka oraz wypisano parametry sprzętu. Wszystko to podane jest w surowej formie na jednolitym, czarnym tle. Kolorystyka ta wyraźnie kontrastuje z czerwonym bokiem pudełka, na którym nie znajdziemy żadnych informacji poza naklejką z kodem EAN. Zamiast tego na górze umieszczono wieszaczek z materiału przypominającego wstążkę, dzięki czemu Aonic 50 nie musi stać na półce, ale może też zawisnąć na haczyku. Dół pudełka zdobią dwie nóżki, zamontowane po to, aby kolisty karton nie sturlał się od razu do naszego koszyka zakupowego (co, swoją drogą, byłoby całkiem zabawne). Po otwarciu wieczka naszym oczom ukazuje się etui zajmujące praktycznie całą powierzchnię pudełka. Poza tym znajdziemy tu tylko króciutką instrukcję obsługi, gdzie jedynymi użytecznymi informacjami są te o sposobie parowania urządzenia oraz opis przycisków. Olbrzymi, gumowany pokrowiec na słuchawki sprawia wrażenie wyjątkowo solidnego i z pewnością ochroni sprzęt przed uszkodzeniem. Niestety, raczej nie uchroni on cennej zawartości przed zalaniem, ponieważ zapięcie jest materiałowe i nie posiada żadnej izolacji przed wodą. Po rozpięciu pokrowca naszym oczom ukazuje się bohater testu. Zestaw uzupełnia książeczka z warunkami gwarancji oraz dwa kable - standardowy, 3,5-mm jack oraz USB-C. Wyposażenie nie jest więc wyjątkowo bogate, ale z drugiej strony mamy tutaj wszystkie niezbędne narzędzia, zatem czego chcieć więcej?
PORADNIK: Kupujemy słuchawki - co, jak, gdzie
Pierwszy kontakt z słuchawkami pozostawia po sobie bardzo ambiwalentne odczucia, głównie z dwóch względów. W oczy rzuca się przede wszystkim rozmiar opisywanego modelu. W ostatnim czasie miałem do czynienia z nausznikami, które można było złożyć do sensownych rozmiarów, dzięki czemu nie zajmowały zbyt wiele miejsca w plecaku czy walizce. Ale ostatnie, co można powiedzieć w przypadku Aonic 50, to to, że są kompaktowe. Zmniejszyć można je jedynie regulując rozmiar pałąka. Dodatkowo mocowanie muszli na zawiasach pozwala na przekręcenie ich o 90 stopni, dzięki czemu sprzęt staje się trochę bardziej płaski i w takiej formie też umieszczony jest w pokrowcu. Druga bolączka to fakt, że na pierwszy rzut oka obudowa muszli sprawia wrażenie bardzo topornej, wykonanej z tandetnego plastiku. Gdy oswoiłem się z faktem, że sprzęt zajmie dużą część mojego plecaka do użytku codziennego i pierwsze niekorzystne wrażenie minęło, przyszedł czas na chłodną ocenę efektu prac amerykańskiej firmy. A te wypadają przy dłuższym poznaniu co najmniej bardzo dobrze. Aonic 50 to słuchawki wykonane bardzo porządnie. Giętki pałąk pokryty jest skóropodobnym tworzywem. Po wewnętrznej stronie zobaczymy bardzo elastyczną piankę, która mimo kilku tygodni testów w ogóle nie straciła na sprężystości. W pałąku chowają się metalowe, niesamowicie solidne zawiasy, o stosunkowo dużym zakresie regulacji wielkości. Bardzo istotne jest to, że okablowanie zostało umieszczone wewnątrz metalowej konstrukcji. Z pewnością nie wygląda to tak widowiskowo, jak u konkurencji, gdzie kabel jest wyprowadzony na zewnątrz, ale jest to rozwiązanie zdecydowanie bezpieczniejsze i praktycznie eliminujące przypadkowe uszkodzenie przez użytkownika. Dodatkowym plusem zawiasów jest fakt, że te służące do przekręcania muszli pracują ciężko, z przyjemnym oporem, co może świadczyć o tym, że nie będzie łatwo ich wyrobić.
W modelu Aonic 50 każda z muszli trzyma się na zawiasie na jednym haku. Początkowo takie rozwiązanie uznałem za nieszczęśliwe i podatne na potencjalne awarie, jednak konstrukcja ta jest bardzo solidna i oryginalna. Zresztą tego typu mocowanie stosuje wielu innych producentów, w tym Bowers & Wilkins, na przykład w modelu PX7, a sieci nie zalała fala komentarzy użytkowników, oburzonych tym, że pewnego dnia słuchawki w tym miejscu pękły. Co ciekawe, w Shure'ach pomiędzy hakiem a muszlą umieszczona jest pianka chroniąca przed obijaniem. Jest ona tak wkomponowana w sprzęt, że dopiero po dłuższym użytkowaniu zauważyłem na niej napis "remove". Same nauszniki przy dłuższym kontakcie zaczynają sprawiać zdecydowanie lepsze wrażenie niż na pierwszy rzut oka. Otóż plastik, z którego są wykonane, wcale nie jest tandetny, ale całkiem solidny i mało podatny na zarysowania. Projektanci zdecydowali się tu na minimalizm i jedyne, co rzuca się w oczy, to logo producenta. Od środka wykończenie jest bardzo praktyczne. Pady pokryte są grubym, wypełnionym pianką materiałem przypominającym skórę. Jeśli chodzi o ich elastyczność, nie ma się do czego przyczepić - po kilku tygodniach nadal wyglądały jak nowe. Projektanci Aoniców 50 zdecydowali się na minimalizm również w kontekście przycisków. Lewa muszla posiada tylko wejście mini-jack. Na prawej zamontowano z kolei gniazdo USB-C oraz włącznik, trzy przyciski odpowiedzialne za zmianę głośności, pauzę, odbieranie połączeń oraz 3-stopniowy suwak odpowiedzialny za redukcję hałasu (wyłączona, włączona, przepuszczanie dźwięków z otoczenia). Obie muszle mają wbudowane mikrofony, które oprócz wspierania redukcji hałasu, mogą również służyć do prowadzenia rozmów telefonicznych.
Aoniki 50 leżą na głowie bardzo dobrze, nigdzie nie cisną i nawet po kilku godzinach nie powodują większego dyskomfortu. Ten może nam towarzyszyć w zasadzie tylko ze względu na "ugotowanie" uszu przy wyższej temperaturze lub wysiłku fizycznym. Ale taki już urok słuchawek zamkniętych. W przypadku tego modelu sytuacja jest o tyle dobra, że muszle są naprawdę duże, dzięki czemu w ich wnętrzu jest sporo miejsca.Od dłuższego czasu standardem stała się łatwość parowania słuchawek z urządzeniami będącymi źródłem dźwięku. Nie inaczej jest też w przypadku opisywanego modelu. Parowanie trwa dosłownie chwilę i jest banalne. Co więcej, połączenie jest na tyle stabilne, że w całym okresie testów nie odnotowałem żadnych zakłóceń czy przerw w odtwarzaniu muzyki. Po chwili zabawy z modyfikacją rozmiaru słuchawki w końcu lądują na właściwym miejscu. I tu pojawia się bardzo pozytywne zaskoczenie. Aoniki 50 leżą na głowie bardzo dobrze, nigdzie nie cisną i nawet po kilku godzinach nie powodują większego dyskomfortu. Ten może nam towarzyszyć w zasadzie tylko ze względu na "ugotowanie" uszu przy wyższej temperaturze lub wysiłku fizycznym. Ale taki już urok słuchawek zamkniętych. W przypadku tego modelu sytuacja jest o tyle dobra, że muszle są naprawdę duże, dzięki czemu w ich wnętrzu jest sporo miejsca. Przy tym są one stosunkowo płaskie i lekkie, dzięki czemu nie mamy wrażenia, że chodzimy w hełmie. Sprzęt wspierany jest firmową aplikacją mobilną dostępną zarówno na Androida, jak i iOS. Oprócz całkiem dobrze rozbudowanego korektora dźwięku, posłuży nam ona też jako player dla plików umieszczonych na urządzeniu. Producent na opakowaniu deklaruje 20 godzin pracy urządzenia na baterii. Nie mierzyłem tego czasu z zegarkiem w ręku, jednak jedno ładowanie wystarczyło mi na parę kilkugodzinnych spacerów oraz pracę w słuchawkach w domu, zatem czas ten można uznać za realny do osiągnięcia. Jeśli w którymś momencie zabrakłoby nam mocy, sprzęt możemy doładować, nie przerywając słuchania. Po podłączeniu do laptopa możemy wyłączyć połączenie Bluetooth, ponieważ kabel USB-C będzie nie tylko ładował nasze słuchawki, ale stanie się też przekaźnikiem sygnału audio. Jest to rozwiązanie niesamowicie wygodne i przydatne, a dodatkowo pozytywnie wpływa na jakość dźwięku.
Brzmienie
Przez kilka tygodni spędzonych z opisywanymi słuchawkami miałem okazję przetestować je w różnych warunkach i kombinacjach. Ponieważ jest to sprzęt bezprzewodowy i zaprojektowany z myślą o użytku mobilnym, na pierwszy rzut poszły oczywiście warunki miejskie, gdzie źródłem dźwięku przesyłanego przez Bluetooth 5.0 był oczywiście telefon z aplikacją do streamingu. I tutaj nastąpiło kolejne pozytywne zaskoczenie, ponieważ już po kilku minutach słuchania mogłem stwierdzić, że Aoniki 50 grają po prostu dobrze. Co więcej, nawet po kilkudziesięciu godzinach nadal nie jestem w stanie powiedzieć, który gatunek muzyczny wypada na tym sprzęcie najlepiej, a który najgorzej. Polegli tu nawet moi murowani faworyci spod znaku stonera czy noise'u, ponieważ taki repertuar zazwyczaj wypada na testowanym sprzęcie najsłabiej. Ostatecznie nie udało mi się znaleźć chociażby jednego dobrze znanego mi albumu, który na Aonicach 50 brzmiałby źle i nieczytelnie. We wszystkich przypadkach dźwięk był czysty i dynamiczny. Nawet albumy o garażowej produkcji brzmiały zaskakująco klarownie. Od razu warto tu zwrócić uwagę na równowagę tonalną, bowiem taki efekt mógłby oznaczać, że coś jest nie tak - że nauszniki trochę nas oszukują, uwypuklając na przykład przełom średnich i wysokich tonów. Ale nie. Żaden z elementów przekazu się tutaj nie wybija. Dochodzi do tego całkiem obszerna przestrzeń, w której każdy instrument ma dla siebie wystarczająco dużo miejsca. Dzięki temu wokale nie giną w natłoku dźwięków. Pozostają czyste, wyraziste i zrozumiałe - zarówno podczas słuchania albumów studyjnych, jak i koncertowych. Barwa dźwięku jest delikatnie ocieplona, ale nie przekłada się to w negatywny sposób na szybkość ani dynamikę. Jedyną przeszkodą w czerpaniu radości z słuchania muzyki na Aonicach 50 może być skopany mastering, chociażby przez "loudness war". Niestety, na to już nie mamy wpływu.
TEST: Astell&Kern Kann Cube
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że do wszystkich powyższych wniosków można dojść już po pierwszym kontakcie z opisywanymi słuchawkami, i to w typowej konfiguracji bezprzewodowej, a więc ze smartfonem w roli źródła i muzyką odtwarzaną z serwisu Spotify, który oferuje muzykę skompresowaną (choć zapowiedziano już, że niebawem ma się to zmienić). Nikogo nie zdziwi jednak, że sparowanie Aoniców 50 z laptopem i przejście na format bezstratny pozwala nausznikom jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła. Brzmienie staje się jeszcze bardziej rozdzielcze, pojawia się więcej szczegółów i głębi. Różnica jest odczuwalna, że tak powiem, gołym uchem. Przejście na kabel tylko wzmacnia to wrażenie i w takiej odsłonie testowany model powinien zaspokoić każdego słuchacza bez ekstremalnych zapędów audiofilskich. Warto podkreślić, że w przypadku opisywanego modelu kabel USB-C może służyć zarówno do ładowania wbudowanych akumulatorów, jak i przesyłania dźwięku (po chwili zabawy z konfiguracją w systemie operacyjnym). Mam nadzieję, że rozwiązanie to powoli będzie stawać się standardem. I nie chodzi tu nawet o takie oczywiste rzeczy jak potencjał kabla w kontekście jakości przesyłanego sygnału, ale również fakt, że przy takim rozwiązaniu słuchawki są w każdym momencie w pełni naładowane i gotowe do towarzyszenia nam nawet na długim spacerze.
Idąc wzdłuż dwupasmowej drogi z ograniczeniem do 70 km/h, pośród dźwięków muzyki byłem w stanie wyłapać tylko pędzące ciężarówki. Auta osobowe przejeżdżały obok mnie bezszelestnie. Po włączeniu redukcji hałasu nawet TIR-y zginęły gdzieś w natłoku gitar lub gęstych dźwięków elektronicznych.Osobny akapit należy poświęcić systemowi ANC i jego wpływowi na to, jak postrzegamy dźwięk. Już na pudełku producent chwali się systemem redukcji hałasu dostosowującym się do potrzeb użytkownika. W czasie testu miałem okazję poddać te zapewnienia weryfikacji w "brutalnych" warunkach codziennego życia. Już po kilku minutach od założenia słuchawek można stwierdzić, że same w sobie są one bardzo dobrze wygłuszone. Podczas spaceru po w miarę spokojnej okolicy system ANC możemy wyłączyć, oszczędzając tym samym trochę baterii. Idąc wzdłuż dwupasmowej drogi z ograniczeniem do 70 km/h, pośród dźwięków muzyki byłem w stanie wyłapać tylko pędzące ciężarówki. Auta osobowe przejeżdżały obok mnie bezszelestnie. Po włączeniu redukcji hałasu nawet TIR-y zginęły gdzieś w natłoku gitar lub gęstych dźwięków elektronicznych. Ale, ale... Prawdziwą szkołę życia słuchawki przeszły w domu podczas montowania instalacji przeciwpożarowej w moim wieżowcu, kiedy to ekipa wierciła godzinami w ścianach nośnych i betonowych podłogach. Nawet w takich okolicznościach przyrody Shure'y dzielnie dawały sobie radę, umożliwiając mi przeżycie na pracy zdalnej. Nawet przy wyłączonych słuchawkach wygłuszenie pozwalało mi normalnie funkcjonować, a po włączeniu muzyki hałas odsuwał się gdzieś na daleki plan. Aoniki 50 sprawdziły się nawet w czasie wideokonferencji, podczas której hałas z zewnątrz nie przeszkadzał w usłyszeniu tego, co mieli do powiedzenia uczestnicy spotkania. Testowane nauszniki sprawdziły się również podczas rozmów telefonicznych. Można zatem powiedzieć, że rozwiązanie zaproponowane przez Shure'a zaliczyło test na piątkę i powinno w zupełności wystarczyć do codziennego użytkowania poza jakimiś skrajnymi przypadkami, jak praca z młotem pneumatycznym.
Budowa i parametry
Shure Aonic 50 to bezprzewodowe, zamknięte, wokółuszne słuchawki dynamiczne wyposażone w system aktywnej redukcji szumów i przetworniki o średnicy 50 mm. Technologia Bluetooth 5.0 zapewnia stabilność połączenia i zasięg do 10 metrów. Z punktu widzenia audiofila najważniejsza jest obsługa wielu kodeków audio, w tym aptX, aptX HD, aptX Low Latency, LDAC, AAC i SBC. Producent informuje również, że w opisywanym modelu zastosowano wzmacniacz słuchawkowy klasy premium, ale co dokładnie to oznacza - nie wiadomo. Bluetooth nie jest jedynym dostępnym rozwiązaniem jeśli chodzi o połączenie. Użytkownik może wykorzystać również wejście USB-C (odsłuch w trybie DAC-a) oraz klasyczne wejście analogowe 3,5 mm. Na jednym ładowaniu Aoniki 50 mogą wytrzymać do 20 godzin. Regulowany system ANC umożliwia redukcję zewnętrznego hałasu, a tryb środowiska - wpuszczanie do nauszników dźwięków otoczenia, dzięki jednemu przełącznikowi. Aplikacja ShurePlus PLAY, dostępna na urządzenia z systemem iOS lub Android, pozwala na dostosowanie parametrów systemu redukcji szumów i poziomów trybu środowiska, przy okazji dając użytkownikowi kilka zabawek, takich jak ciekawie wyglądający korektor graficzny.
Werdykt
Nie ma co ukrywać, że słuchawki Shure Aonic 50 nie miały w moim przypadku dobrego wejścia. Wynikało to jednak tylko i wyłącznie z pewnego stereotypu, wyimaginowanego wzorca, który został przez amerykańskiego producenta bezczelnie zburzony. Po dłuższym kontakcie i oswojeniu się z myślą, że testowane nauszniki są na bakier z przyjętą przez większość firm wizją sprzętu kompaktowego (co tu dużo gadać, są po prostu duuuże), szybko odnajdziemy w nich mnóstwo plusów. Tym najbardziej oczywistym jest z pewnością wygoda użytkowania i komfort noszenia nawet po kilku godzinach. Ciepła barwa dźwięku, jego dynamika oraz niezachwiana równowaga tonalna sprawiają, że słuchawki te sprawdzają się w większości gatunków muzycznych, a nie tylko wybranym, specyficznym repertuarze. Długi czas pracy na jednym ładowaniu oraz bardzo skuteczny system redukcji hałasu sprawiają, że testowany model może stać się idealnym partnerem długich spacerów i podróży. A ma do tego pełne prawo, ponieważ w tym zakresie cenowym jest to jedna z najlepszych opcji do wyboru.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Technologie: ANC, Bluetooth 5.0
Obsługiwane kodeki: aptX, aptX HD, aptX Low Latency, LDAC, AAC, SBC
Impedancja: 39 Ω
Skuteczność: 97 dB
Czas pracy: do 20 h
Masa: 334 g
Cena: 1299 zł
Konfiguracja
Samsung Galaxy S9, Samsung Galaxy S10, Dell Inspiron 5000, Audiolab 6000A Play, Yamaha PianoCraft CRX-E300.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Marek
Czy te słuchawki są lepsze od B&W PX5? PX5 posiadam od jesieni tamtego roku i niestety przestał grać głośnik z jednej strony...
0 Lubię -
stereolife
@Marek - W takim razie w pierwszej kolejności należałoby się zastanowić nad naprawą Bowersów. Polski dystrybutor B&W ma bardzo dobry serwis - taki sam problem mieliśmy w modelu P5, ale po prawie dziesięciu latach użytkowania. Myśleliśmy, że części do takich słuchawek już nie będzie, a okazało się, że naprawa wciąż jest możliwa. z PX5 nie powinno być problemu, a lepiej zapłacić kilka stówek za naprawę i cieszyć się bardzo dobrymi słuchawkami, niż kupić kolejne bardzo dobre słuchawki za 1299 zł.
2 Lubię -
Robert
Dziękuję. Genialny wręcz wspaniały opis słuchawek, tak powinien być przedstawiany produkt. Jeszcze raz dziękuję.
0 Lubię -
Zbigniew
Ja też się zastanawiam nad przesiadką z Bowersów. Naprawę elektroniki w PX7 serwis wycenił na 1200 złotych. Totalnie drogi. W Bowersach nie posłuchasz muzyki "po kablu" jak nie mają włączonego zasilania. Jak to wygląda w szczurach?
0 Lubię -
-
Ser Vantes
Może ktoś doradzi, powyższe Aoniki, czy też może Bowers & Wilkins Px7 S2 lub Sennheiser M4AEBT? Muzyka to wszystko poza rapem i disco. Za każdą poradę będę wdzięczny, pozdrawiam.
0 Lubię
Komentarze (6)