Astell&Kern AK380
- Kategoria: Odtwarzacze i wzmacniacze przenośne
- Wojciech Cicherski
Produkty marki Astell&Kern wzbudzają wiele emocji. Nie tylko ze względu na ceny, ale także chęć producenta aby jego urządzenia były postrzegane jako najlepsze na świecie. Od początku istnienia marki, każdy prezentowany model był rozwinięciem poprzedniego, nie licząc AK Jr, który był ukłonem w stronę początkujących i mniej zamożnych amatorów dobrego brzmienia. Choć patrząc na nasze realia, nawet 2299 zł za przenośny odtwarzacz muzyki to niestety sporo. Jeszcze do niedawna szczytową pozycję zajmował model AK240, uznany przez wielu recenzentów oraz użytkowników za najlepszy osobisty odtwarzacz plików na świecie. Sytuacja ta zmieniła się, kiedy Astell&Kern pokazał światu nowego flagowca - właśnie AK380. A my otrzymaliśmy go do testu wraz z całym pakietem akcesoriów.
Dlaczego tak szybko, a także wciąż w okresie dużego zainteresowania modelem AK240 firma zdecydowała się na wypuszczenie kolejnego, jeszcze lepszego odtwarzacza? Być może technologia postępuje tak szybko, że w ciągu roku możliwe stało się udoskonalenie tamtej konstrukcji? Najprostsze wytłumaczenie jest jednak takie, że konkurencja nie śpi i tylko czeka na to, aby odebrać koreańskiej firmie zaszczytny tytuł producenta najlepszych DAP-ów na świecie. AK380 miał zostać zaprojektowany zupełnie od podstaw i tylko w jednym celu - aby dać swojemu posiadaczowi najbardziej wyrafinowany, autentyczny i naturalny dźwięk jak to tylko możliwe, bez względu na cenę. Udało się?
Wygląd i funkcjonalność
AK380 to skomplikowana bryła o wielu przecięciach krawędzi. Na zdjęciach prezentuje się jak obraz jednego z przedstawicieli kubizmu. Taki wygląd podyktowany jest dość romantycznym podejściem firmy do kwestii dizajnu. Jak napisano w folderze reklamowym, gra światła i cienia w sposób naturalny zmienia się w zależności od perspektywy, zmiany czasu, punktu obserwacji czy kąta. Ma to przypominać reprodukcje prawdziwego dźwięku. Różne kąty padania światła rzucają różne cienie, a różnorodna muzyka daje wiele emocji. Trzeba przyznać, że w ostatnim zdaniu jest sporo prawdy.
Mimo takich kształtów AK380 leży pewnie w dłoni, a jego krawędzie nie są ostre jak brzytwa. Na żywo urządzenie prezentuje się okazale i nowocześnie. Rozmieszczenie przycisków na obudowie jest ergonomiczne, a ich działanie pewne. Z prawej strony mamy regulator głośności w formie pokrętła, które delikatnie schowane jest w obudowie. Na samym potencjometrze zobaczymy lekkie wgłębienie ułatwiające sterowanie głośnością. Port USB znajduje się na dole, na górze natomiast ulokowano włącznik i porty słuchawkowe. Jeden to typowy jack 3,5 mm, a drugi to wyjście zbalansowane typowe dla hi-endowych produktów Astella. Jako uzupełnienie funkcjonalności, na lewej krawędzi umieszczono podstawowe przyciski do włączania i przerzucania utworów. Nie ma natomiast przycisku blokującego ponieważ jego rolę przejął włącznik - zupełnie jak w smartfonie.
Menu działa płynnie, a ekran dotykowy nie sprawia najmniejszych problemów. W pierwszych modelach Astell&Kern występowały pewne niedogodności - ludzie o dużych palcach mogli mieć problemy ze sterowaniem niektórymi funkcjami. Na szczęście firma uporała się z tymi problemami i w AK380 wszystkie opcje i ustawienia działają prawidłowo. Jedyne do czego można się przyczepić to długi czas rozruchu odtwarzacza. Od chwili włączenia do faktycznego startu musi upłynąć około 20-25 sekund. To jednak bardzo mała niedogodność biorąc pod uwagę fakt, że prawdopodobnie mamy do czynienia z urządzeniem, którego nie będziemy chcieli często wyłączać. Różnicy w działaniu odtwarzacza z pamięci wewnętrznej i zewnętrznej nie stwierdziłem.
Co ciekawe, model testowy otrzymałem zapakowany w biały kartonik, a jedynym dodatkiem jaki tam się znalazł był kabel USB. Tak dostarczane są egzemplarze demonstracyjne przeznaczone do prezentacji możliwości urządzenia klientom w sklepach - aby nie było konieczności rozpakowywania nowej sztuki za każdym razem. Z tego, co mi wiadomo, zestaw sprzedażowy nie jest o wiele bogatszy, choć na pewno bardziej luksusowy. Wygląda na to, że nawet za tak duże pieniądze kupujemy głównie odtwarzacz. Ciekawie prezentują się natomiast możliwości rozbudowy AK380 o kolejne urządzenia. Player można, za odpowiednią dopłatą, doposażyć chociażby w osobny, doczepiany do urządzenia wzmacniacz, stację dokującą lub dopasowany wzorniczo i technicznie napęd optyczny pozwalający zgrywać płyty CD bezpośrednio do wewnętrznej pamięci. Dzięki dedykowanemu wzmacniaczowi można zwiększyć wydajność urządzenia i podłączyć do niego profesjonalne słuchawki o wysokiej impedancji. Stacja dokująca AK380 oprócz transmisji danych USB i możliwości ładowania oferuje symetryczne wyjście typu XLR. Można się domyślać, że niedługo pojawią się także specjalne kable pozwalające na włączenie AK380 do stacjonarnego systemu stereo, także za pomocą gniazd zbalansowanych. Ciekawe tylko ile trzeba będzie zapłacić za te udogodnienia? Na razie nie dysponuję żadnymi informacjami na ten temat. Mnie najbardziej ciekawi wzmacniacz - zamówiłem go już do testu, więc może już niedługo będę mógł dopisać małe uzupełnienie niniejszej recenzji.
Jeśli chodzi o funkcjonalność samego odtwarzacza... Nie wiadomo nawet od czego zacząć. Mogę jedynie zrobić swego rodzaju wyciąg z opisu zamieszczonego na stronie producenta. Wszystkie obwody w AK380 w tym konwerter cyfrowo-analogowy są gotowe do przetwarzania 32-bitowego. Urządzenie łyka dowolny plik muzyczny do 32 bit/384 kHz lub dwuwarstwowe pliki DSD 5.6MHz - natywnie, czyli bez konwersji lub kompresji. Ciekawostką jest parametryczny korektor PEQ wprowadzony w celu umożliwienia użytkownikowi szczegółowej regulacji charakteru brzmienia. Dodano do niego również procesor DSP, co zdaniem producenta uwolniło cykle procesora, które wcześniej niezbędne były do obliczeń przy korektorze graficznym. Parametryczne wyrównanie odnosi się do zdolności zwiększenia lub zmniejszenia objętości dźwięku w zakresie wybranej częstotliwości. W praktyce oznacza to, że mamy do dyspozycji 20-punktowy equalizer ze skokami co 0,1 dB.
Z najciekawszych funkcji, producent poszerzył też funkcjonalność DLNA za pośrednictwem aplikacji AK Connect. Bezprzewodowa sieć łączy się z dyskiem NAS lub komputerem, a dodatkowym ułatwieniem jest prosta kontrola za pomocą smartfona lub tabletu poprzez AK Connect. Pliki źródłowe na komputerze PC lub NAS mogą być swobodnie przenoszone i przesyłane bez konieczności włączania komputera i podłączenia czegokolwiek za pomocą kabla. Na tym samym punkcie dostępowym sieci, pliki muzyczne znajdujące się na komputerze PC lub NAS mogą być odtwarzane poprzez DLNA. Wiem, że to spora dawka technicznego bełkotu - dla wielu ludzi bez znaczenia, ale tym zainteresowanym AK380 ukazuje możliwości urządzenia i stopień jego skomplikowania. Rozwiązania na których oparty jest ten player do niedawna zarezerwowane były dla stacjonarnego sprzętu audio wysokiej klasy. Wi-Fi i Bluetooth to istotne udogodnienia, ale też możliwość podłączenia AK380 do komputera w trybie DAC-a wielu osobom w zupełności wystarczy do szczęścia.
Ale sam odtwarzacz to nie wszystko. Producent szybko zdał sobie sprawę z tego, że mając tak hi-endowego DAP-a, niektórzy będą chcieli wykorzystać go również w domu, jako element stacjonarnego systemu stereo. W katalogu pojawił się także model AK380 AMP czyli dodatkowy wzmacniacz z akumulatorem o pojemności 3400 mAh, który możemy podpiąć do naszego playera. Z takim wspomaganiem, otrzymamy napięcie 4,1 V na wyjściu niezbalansowanym i 8,1 V na zbalansowanym, w trybie High Gain. Wzmacniacz tworzy z odtwarzaczem jedną całość - należy najpierw wsunąć player w gniazda, a następnie przykręcić go za pomocą śruby w górnym rogu AMP-a. To duży plus, bo nie ma irytujących przewodów, a tak zmontowaną całość możemy na przykład ładować bez rozłączania elementów, zupełnie jakbyśmy mieli nieco grubszy odtwarzacz. Z drugiej strony, mocno ogranicza to jego możliwości wykorzystania z innymi sprzętami. Drugim gadżetem, jaki otrzymaliśmy w komplecie z odtwarzaczem jest AK CD-RIPPER czyli zewnętrzny napęd optyczny służący do zgrywania płyt kompaktowych. Urządzenie ma postać metalowego pudełka na bardzo ciekawych nóżkach przypominających amortyzatory. Monolit, prostota i elegancja. Jeden przycisk i nic więcej. Z tyłu mamy dwa porty usb do zasilania i transferu danych. Co ciekawe, AK380 można tu podłączyć bezpośrednio. Fajnie, bo nie trzeba od razu wydawać pieniędzy na stację dokującą. Cała procedura zgrywania polega na kliknięciu jednego przycisku albo ustawieniu automatycznego zgrywania. Wystarczy włożyć płytę CD do napędu. W menu AK380 ustawiamy szybkość, a co za tym idzie - dokładność odwzorowania zgrywanego materiału. Mamy też wybór formatu zgrywanego materiału. Czas zgrania najbardziej dokładnej kopii to około 45 minut. Trzecie akcesorium to stacja dokująca AK Cradle. To w zasadzie stojak na biurko uzupełniony o zbalansowane porty XLR. Oprócz tego jedyna funkcja stacji dokującej to ładowanie i przekaz danych. XLR-y sprawiają, że AK380 może stać się pełnoprawną częścią dużego systemu audio. Podłączenie go do wzmacniacza i słuchanie na zestawach głośnikowych robi jak najbardziej pozytywne wrażenie. Gdyby wszystkie te akcesoria były od początku w zestawie z odtwarzaczem, tłumaczyłoby to cenę AK380 i stworzyło z niego prawdziwie bezkonkurencyjny, kompletny sprzęt. Niestety życie jest brutalne i za każdy z dodatkowych gadżetów trzeba zapłacić. Dodatkowy wzmacniacz będzie kosztował 3399 zł, napęd do zgrywania płyt wyceniono na 1499 zł, a stacja dokująca będzie prawdopodobnie kosztowała 1699 zł. Jeżeli więc chcemy mieć AK380 na pełnym wypasie, musimy przygotować prawie dwadzieścia cztery tysiące złotych.
Minusy? Jak już wspominałem, włączenie AK380 skutkuje dłuższym wpatrywaniem się w logo producenta. Brakowało mi także obsługi plików z rozszerzeniem CUE. Zmusiło mnie to do weryfikacji przygotowanego do odsłuchów materiału. Posiadam wiele płyt w jednym pliku - tak jest mi wygodniej je archiwizować, a ponieważ wszystkie nowe odtwarzacze Fiio czy iBasso mają wsparcie CUE, spodziewałem się tego samego po flagowym modelu Astell&Kern. Pozytywnie zaskoczyło mnie natomiast automatyczne wczytywanie zawartości karty pamięci. Dzięki temu nie musiałem podczas pierwszego uruchomienia odświeżać bazy utworów, a urządzenie było od razu gotowe do odtwarzania. Czas sprawdzić, jak AK380 sprawdzi się w praktyce.
Brzmienie
Moje odsłuchy w sumie trwały dwa tygodnie. Na początku uczucia względem AK380 były mocno chłodne. Nie było tej rewelacji, na jaką czekałem. Brzmienie było poprawne, a mocy na pewno nie brakowało Dynamika AK380 to coś, co rzuca się w uszy od razu. Jeśli podłączymy słuchawki do portu zbalansowanego, robi się jeszcze głośniej. Nie oznacza to jednak, że podłączenie do flagowego Astella typowo domowych lub profesjonalnych słuchawek o impedancji rzędu 600 omów jest wskazane. Odtwarzacz sobie z nimi radzi i potrafi wypełnić scenę dźwiękiem, jednak odbywa się to już na najwyższych ustawieniach potencjometru. Z takimi wyjątkowo trudnymi słuchawkami miałem już wrażenie, że doprowadzam odtwarzacz do granic możliwości. Urządzenie nie oferuje możliwości przestawienia wzmocnienia w tryb przeznaczony dla tego typu nauszników, więc jednym pstryknięciem tego nie załatwimy. Prawdopodobnie koreańska firma daje nam w ten sposób do zrozumienia, że możemy sobie podłączać AK380 do większości dostępnych na rynku słuchawek, ale jeśli wyciągniemy coś mocno prądożernego, musimy się zaopatrzyć w dodatkowy, dedykowany wzmacniacz.
Jakość przekazu początkowo nie odbiegała od tego, co pokazał AK240. To identyczny, neutralny charakter brzmienia i bardzo zbliżony poziom. A zatem gdzie znajdziemy różnice motywujące do zakupu droższego modelu? Leciutkie zmiany w barwie i równowadze tonalnej to za mało aby usprawiedliwić zakup flagowego odtwarzacza. Różnice między AK240 a AK380 ukazuje dopiero odsłuch w wykorzystaniem adekwatnie wyczynowych i drogich słuchawek. Stopniowe dobieranie coraz lepszych nauszników ukazało pełne możliwości opisywanego sprzętu. Na tańszych słuchawkach w rodzaju ATH-M50 brzmienie nie odbiegało od tego znanego z modelu AK240, może poza lekkim ociepleniem. Do takich samych wniosków prowadził odsłuch na Beyerdynamikach DT880 lub innych stosunkowo mało wymagających nausznikach. Dopiero po przesiadce na słuchawki kalibru Audeze LCD-2 czy HiFiMAN-ów HE-400i otrzymujemy to, co powinniśmy.
AK380 to przede wszystkim bardzo dobra separacja i przestrzeń - chyba najlepsza, jaką słyszałem ze wszystkich odtwarzaczy przenośnych. Scena stereofoniczna jest przy tym wyjątkowo naturalna. Trójwymiarowa, ale nie przesadzona. Wyraźnie słyszalny jest nawet sposób, w jaki wokalista śpiewał do mikrofonu w trakcie nagrania. Kiedy stoi tam jeden człowiek z tamburynem, możemy wręcz to zobaczyć. Z łatwością można też określić wielkość pomieszczenia lub sceny, na której występował. Na chwalonym przez wielu iBasso DX90 ten sam człowiek miał ręce z gumy, a tamburyny były dwa i stały na krańcach sceny. Takie efekty to ja lubię, ale na filmach w kinie. Tutaj wszystko jest wysoce realistyczne, a warunkiem tego realizmu jest przecież prawidłowe oddanie dźwiękowych wymiarów i proporcji. W stosunku do AK240, we flagowym odtwarzaczu mamy do czynienia z mniejszym nawarstwieniem instrumentów, a pomiędzy nimi dostajemy więcej powietrza. Dźwięki wybrzmiewają dokładniej, a ich rozmieszczenie jest bardziej namacalne. Szczególnie słychać to w nagraniach orkiestrowych i symfonicznych.
W stosunku do poprzednich odtwarzaczy koreańskiej firmy, AK380 ma nieco inne priorytety. Stawia na dokładność, dynamikę i bogactwo ukryte nawet w najgłębszych warstwach muzyki, a trochę mniej na stereotypowo pojmowaną muzykalność. Ponieważ jednak poruszamy się w obszarze różnic, które dla normalnego człowieka są trudne do uchwycenia, brzmieniowa przewaga AK380 nad innymi odtwarzaczami może początkowo nie być tak oczywista. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że przy dobrze dobranych słuchawkach, playery FiiO czy iBasso w krótkim odsłuchu w sklepie nie będą tak dramatycznie odbiegały od flagowego Astella. Wielu osobom dawałem do porównania takie zestawy i przesiadka z tańszych modeli na AK380 nie wywołała u nikogo efektu opadającej szczęki. Niektórzy nawet po takim porównaniu twierdzili, że wszystkie urządzenia reprezentują zbliżony poziom. Wówczas dawałem im oswoić się z brzmieniem AK380 i dopiero po jakimś czasie prosiłem o ponowną przesiadkę na iBasso lub FiiO. I tutaj reakcje były zgoła odmienne. W tym momencie okazywało się, że brzmienie tańszych playerów jest ubogie i chude. Dodam tylko, że z czasem wrażenie to jeszcze bardziej się pogłębia. Opisywane urządzenie ma więc wszelkie cechy sprzętu hi-endowego. O ile łatwo jest się przyzwyczaić do wysokiego poziomu prezentowanego przez nie brzmienia, to niezwykle trudno jest się od niego oderwać i wykonać krok wstecz. Idąc w górę mamy wrażenie, że wszystko jest normalnie, że tak grało zawsze. Zastępując AK380 innym odtwarzaczem szybko orientujemy się, że ten poziom wiarygodności i namacalności dźwięku nie jest niczym zwyczajnym.
Kolejne testy przeprowadziłem na słuchawkach HiFiMAN HE-400i i Audeze LCD-2. Oba modele to wysoka półka - pierwszy jest konstrukcją opartą na głośnikach wstęgowych, drugi to dość popularne słuchawki planarne. Zarówno jedne, jak i drugie wyśmienicie zgrały się z testowanym odtwarzaczem. Praktycznie nie było się do czego przyczepić. Może tylko niskich tonów w HE-400i było ciut za mało. Natomiast AK380 z LCD-2 to jedno z najlepszych słuchawkowych połączeń, z jakimi miałem do czynienia. Świetnie kontrolowany bas, intymna, lekko ocieplona średnica i krystaliczna, szczegółowa góra pasma. Wszystkie elementy wzajemnie się uzupełniały i tworzyły bardzo naturalny, mocno angażujący spektakl. Powróciła też kwestia znakomitej stereofonii flagowego Astella. Z LCD-2 znów można było dosłownie usłyszeć nie tylko główną treść nagrań, a więc instrumenty i wokalistów, ale też poczuć pomieszczenie w którym dokonywano nagrania, podświadomie określić jego wielkość i akustykę. Nawet przy mocnym graniu w stylu AC/DC czy Linkin Park zestaw nie gubił się, a wszystko było szczegółowe i wyraźne. Nie uświadczyłem efektu znanego mi z innych DAP-ów, gdzie pewne partie nachodziły na siebie, wprowadzając bałagan i hałas.
Dwa najmniejsze pary słuchawek zostawiłem sobie na koniec - panienki Angie i RoXanne od JH Audio w wydaniu Astell&Kern. Oba zestawy mają tyle samo zwolenników, co przeciwników. Aby je w pełni docenić, trzeba poświęcić co najmniej kilka godzin na odsłuch, dopasowanie oraz zabawę potencjometrami w celu ustawienia odpowiedniego brzmienia. RoXanne są zdecydowanie bardziej popularne i lubiane, a ja na przykład wolę Angie. Są ciemniejsze i nie aż tak wymagające. Po podłączeniu AKR03 RoXanne pierwszym i najbardziej zaskakującym wrażeniem po przejściu z AK240 na AK380 jest to, jak świetnie są one trzymane pod kontrolą flagowego Astella. Jak pies na grubej, sztywnej smyczy - z kapitalnym rytmem i dynamiką, słyszalną zwłaszcza na instrumentach perkusyjnych. Zaskakuje też fakt, że dźwięk przy całym swoim potencjale dynamicznym charakteryzuje się też dużym spokojem i opanowaniem. Bardzo naturalnie brzmią ludzkie głosy - są odpowiednio dociążone, a jednocześnie eteryczne. Na dobrze zrealizowanych albumach potrafią być umiejscowione w próżni - smolistym, czarnym tle. Wybrzmienia nie są temperowane i gaszone tak szybko, jak w przypadku AK240. AK380, pomimo ciemniejszego brzmienia, jeszcze bardziej precyzyjnie wykańcza poszczególne dźwięki, lepiej je różnicując i umiejscawiając je w przestrzeni w sposób bardziej wiarygodny. Bas prezentuje idealny kompromis pomiędzy miękkością, mocą i kontrolą. Wyraźnie słyszalne są etapy ataku, wybrzmiewania i wykończenia dźwięków w zakresie niskich tonów.
Angie daje więcej zabawy i nie zmusza nas do śledzenia z uwagą materiału muzycznego. Jeżeli ze wszystkimi wykorzystanymi wcześniej modelami wsłuchiwałem się w brzmienie, to tutaj wreszcie zacząłem słuchać muzyki. Nawet pomimo niedociągnięć tych słuchawek względem AKR03 RoXanne. Angie uśredniają przełom średnich i wysokich tonów i mają mniej obecny bas, ale dla mnie ich brzmienie jest bardziej akceptowalne i miłe dla uszu. Takie przyciemnienie sprawdza się w muzyce klasycznej, jazzie i wokalistyce, choć w rocku jest już trochę gorzej. Podłączenie firmowych dokanałówek do wyjścia zbalabsowanego zaowocowało jeszcze większym zdystansowaniem Angie przez RoXanne. Teraz Angie już tak bardzo mi się nie podobały, za to RoXanne zyskały i to znacznie. Wyjście zbalansowane okazało się bardziej wymagające względem słuchawek, ale jeśli trafimy z konfiguracją, efekt powinien być mistrzowski.
Z testowanych przeze mnie DAP-ów jedynymi konkurentami dla AK380 pozostają Cowon P1 i AK240. Różnice między tymi dwoma modelami można było zatrzeć poprzez umiejętny dobór słuchawek - na przykład Cowon P1 pokochał limitowane nauszniki Ultrasone, które z odtwarzaczem Astella grały wyraźnie gorzej. Niezależnie od tego, AK380 jest najlepszym playerem dostępnym na naszym rynku. Czy ktokolwiek zagrozi dominacji marki Astell&Kern na tym polu? A może koreańscy inżynierowie niedługo zaprezentują nam coś jeszcze lepszego, po raz kolejny podnosząc ustanowioną przez siebie poprzeczkę? Sam byłem niezwykle ciekawy, jak zmieni się brzmienie AK380 po podłączeniu dedykowanego wzmacniacza, jednak przy pierwszym podejściu okazało się, że występuje jakiś problem software'owy i z odsłuchem AMP-a musiałem trochę poczekać. Kiedy się udało, zmiany były oczywiście niewielkie, ale na tym poziomie nawet drobna zmiana jest warta zachodu. AK380 AMP delikatnie zmienia barwę dźwięku, w nieznacznym stopniu również rozdzielczość i klarowność przekazu. Nie jest to kosmiczna różnica, ale zauważalna. Klasa AK380 i jego charakter brzmienia jest jak najbardziej zachowany. Podkreślone smaczki i niuanse przekazu robią niesamowite wrażenie. Całość sprawia, że łatwiej nam dobrać do odtwarzacza odpowiednie słuchawki. Większa moc przecież nie jest bez znaczenia. Po odsłuchu przychodzi tylko jeden smutny wniosek. Nie chodzi nawet o cenę, bo jak ktoś bardzo chce, może przecież sprzedać samochód lub cały swój sprzęt stacjonarny, i będzie sobie mógł pozwolić na taki odtwarzacz ze wszystkimi akcesoriami. Niektórzy z nas mogą też kupić taki zestaw "ot tak", więc nie ma się czym emocjonować. Chodzi tylko o to, że po odsłuchu AK380 z AMP-em nie pozostaje nam już nic do odkrycia...
Budowa i parametry
Ponieważ niektóre cechy testowanego sprzętu opisałem już w akapicie dotyczącym funkcjonalności, teraz skupię się na szczegółach jego budowy wewnętrznej. Sama konstrukcja jest bardzo zbliżona do modelu AK240 - mamy do czynienia z układem Dual DAC, co oznacza że zarówno lewy, jak i prawy kanał mają swoje oddzielne przetworniki cyfrowo-analogowe. W AK240 były to kości Cirrus Logic CS4398, natomiast w AK380 zastosowano nowe AK4490. Dzięki takiej konstrukcji udało się uzyskać separację kanałów na poziomie aż 130 dB, a na wyjściu niesymetrycznym zadziwiające 135 dB. Nietoperze będą zadowolone. Astell&Kern wdrożył też sterowany napięciem oscylator kryształków VCXO oraz wysoce precyzyjny zegar o referencyjnej wartości jittera 200 femtosekund. Dzięki wykorzystaniu zegara femto, AK380 jest w stanie stworzyć bardziej dokładną wartość częstotliwości i dokonywać drobnych korekt jittera. W rezultacie urządzenie ma wiernie odtwarzać dźwięk analogowy. Z ważniejszych parametrów warto wymienić stosunek sygnału do szumu na poziomie 116 dB, zniekształcenia 0,0008% i pasmo przenoszenia, które przy typowej odchyłce +/- 3 dB prawdopodobnie rozciągałoby się od zera do nieskończoności. Skąd te przypuszczenia? Producent podaje dwa przedziały pasma - pierwszy to 10 Hz - 70 kHz na wyjściu niezbalansowanym mierzone przy +/- 0,56 dB. Standardowe pasmo 20 Hz - 20 kHz osiągamy natomiast przy odchyłce +/- 0,053 dB. Urządzenie wyposażono w akumulator o pojemności 3400 mAh i wyświetlacz WVGA o przekątnej 4". AK380 otrzymał obudowę z lotniczego duraluminium dzięki czemu waży 230 g.
Konfiguracja
iBasso DX90, FiiO X5 v2, Cowon P1, Astell&Kern AK Jr, Astell&Kern AK240, FiiO E18, Chord Hugo, ADL H128, Audio-Technica ATH-M50, HiFiMAN HE-400i, Audeze LCD-2, Audeze LCD-3, Beyerdynamic DT880, Sennheiser HD 800, Astell&Kern Angie, Astell&Kern AKR03 RoXanne i wszystko, co wpadło mi w ręce.
Podsumowanie
AK380 nie jest ideałem. Jego największą wadą jest cena - 16999 zł. Za takie pieniądze na pewno można sobie sprawić wiele przedmiotów dających równie wiele radości, ale jeżeli naprawdę zadowolić nas może tylko najwyższa jakość brzmienia bez względu na koszty, dla mnie AK380 pozostaje bezkonkurencyjny. Ponieważ jednak trudno jest oceniać jakiekolwiek urządzenie w zupełnym oderwaniu od jego ceny, wracamy do pierwotnego dylematu - czy flagowy model to lepszy interes, niż AK240 i inne hi-endowe odtwarzacze? Moim zdaniem to jest właśnie główna przyczyna kontrowersji wokół AK380. Sam będąc posiadaczem AK240 nie zdecydowałbym się dopłacać tyle do różnicy w brzmieniu, która mimo wszystkich zalet AK380, wciąż pozostaje niewielka. Mogę się tylko cieszyć, że nie mam aż tak wygórowanych potrzeb, bo mój domowy budżet byłby zagrożony.
Kiedy mój test był już gotowy, przeczytałem dwie opinie na temat AK380 - jedną napisaną przez mojego forumowego kolegę, drugą z maila jaki przyszedł na jedną z redakcyjnych skrzynek. Pierwsza jest taka, że AK380 gra dźwiękiem odchudzonym, podkreśla średnie i wysokie tony, a do tego nie jest tak nasycony i barwny, jak AK240S. Zdaniem autora wpisu, odchudzenie wcale nie poprawiło kontroli czy separacji instrumentów. W opinii innego użytkownika, który jest naszym stałym czytelnikiem, AK380 gra zdecydowanie szybszym, bardziej dynamicznym i żywym dźwiękiem. Do znakomitego AK240 dochodzi jeszcze większe zaangażowanie w przekaz muzyczny, a także kapitalne poczucie rytmu, lepsze wykończenie poszczególnych dźwięków i genialna przestrzeń. I bądź tu człowieku mądry...
Najprostsze wytłumaczenie wydaje się być jednocześnie najbardziej prawdopodobnym i racjonalnym. Testując tak zaawansowany i drogi sprzęt, poruszamy się po świecie ledwo zauważalnych różnic i mikroskopijnych detali. Stąpamy po cienkiej linii wyznaczającej granicę tego, co jest fizycznie możliwe. To, czy wybierzemy AK240 czy AK380 w dużej mierze będzie zależało od podłączonych słuchawek, wykorzystanej przez nas muzyki, indywidualnych upodobań, a nawet o wiele bardziej ulotnych czynników. Różnica w cenie obu modeli dla niektórych będzie istotnym czynnikiem, dla innych zupełnie nie. Na koniec pozostaje jeszcze kwestia prestiżu. Jeśli chcecie mieć absolutnie najlepszy odtwarzacz przenośny na świecie, musicie wziąć AK380. W tym momencie na rynku po prostu nie ma nic lepszego. Szach i mat.
Dane techniczne
Obsługiwane formaty: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF
Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,053 dB)
Napięcie wyjściowe: 2,3 V RMS (zbalansowane), 2,2 V RMS (niezbalansowane)
Stosunek sygnał/szum: 117 dB (zbalansowane), 116 (niezbalansowane)
Zniekształcenia: 0,0008%
Pamięć: 256 GB (maksymalnie 384 GB)
Przetwornik: 2 x AKM AK4490
Łączność: Wi-Fi, Bluetooth 4.0, USB 2.0
Wyjście słuchawkowe: 3,5 mm + 2,5 mm (zbalansowane)
Wymiary (W/S/G): 11,2/7,9/1,79 cm
Masa: 230 g
Cena: 16999 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma MIP.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
1piotr13
Czy naprawdę cena jest adekwatna do części z których jest wykonany ten playerek? 100 g złota kosztuje mniej:)
0 Lubię -
kornik
Całe szczęście że AK380 waży 230 g. Za sporą część ceny odpowiada pewnie obudowa - jej wykonanie i obróbka to bardzo złożony proces. Elementy zastosowane wewnątrz to również bardzo wysoka półka, ale prawda - nawet gdyby policzyć wszystko po cenach detalicznych, dodać wyświetlacz, pokrowiec, software, czas potrzebny na zaprojektowanie i wdrożenie produkcji takiego urządzenia, to nigdy nie dojdziemy do punktu, w którym te 16999 zł będzie można uznać za rozsądne. Prawdopodobnie sporą część tej kwoty stanowi po prostu prestiż wynikający z faktu posiadania najlepszego DAP-a na świecie.
0 Lubię -
-
Martel
Na cenę ma wpływ miejsce produkcji. AK380 - Made in Korea. W Europie dochodzi 40% akcyzy i 23% VAT. Poza Europą to nadal dużo, ale nie absurdalnie dużo.
0 Lubię
Komentarze (4)