Najeźdźca z północy - Hegel
- Kategoria: Prezentacje
- Adam Widełka
Wydawałoby się, że w bardzo gęstej branży audio kompletnie nie ma już miejsca dla nowych graczy. Że wszystkie stołki obsadzone są sztywno, bez szans na zmiany. A jednak od czasu do czasu pojawiają się firmy, które potrafią zaintrygować i porwać audiofilów, odbierając klientów starym wyjadaczom. Jednym z producentów, który wkroczył na polski rynek w stylu Alfreda Hitchcocka jest Hegel. Norwegowie już wcześniej mieli czas aby rozwinąć katalog i wyrobić sobie pozycję na arenie międzynarodowej, więc ich wejście do Polski było niczym prawdziwe trzęsienie ziemi. Potem napięcie stale rosło... Firma zadomowiła się na naszym rynku i coraz mocniej rozpychała się łokciami, ku niezadowoleniu konkurencji. Mimo, że ekspansja Hegla trwa w najlepsze niczym wyprawy wikingów wieki temu, to i tak niektórzy audiofile nie zdążyli się z nim oswoić. Z powodu późniejszego rozpoczęcia dystrybucji w naszym kraju, ominęły nas same początki działalności oraz okres, w którym Hegel zdobywał rozgłos. Powiedzmy sobie wprost - przyszliśmy na gotowe. Być może dlatego niektórzy mają wciąż nieco sceptyczne podejście do produktów norweskiej firmy. Czy słusznie? Postanowiłem to sprawdzić bowiem sam należę do grona ludzi, którym zmiany przychodzą ciężko. Jakoś trudno było mi zaakceptować, że ten bezpardonowy najeźdźca z północy może wypchnąć z rynku znane i cenione marki. A może są ku temu powody?
Choć firma weszła na polski rynek z przytupem i katalogiem pełnym ciekawych produktów z różnych przedziałów cenowych, nie wzięła się znikąd. Nie mamy do czynienia z tworem powstałym w wyniku krótkiej rozmowy kilku przedsiębiorczych audiofilów. Hegel to dowód na to, że u podstaw działalności każdej dobrej firmy produkującej wysokiej klasy sprzęt audio muszą stać dobre, świeże pomysły i rozwiązania konstrukcyjne. To właśnie od nich się zaczęło, a dalsze rozdziały w historii marki to tylko kolejne trafione decyzje, doskonalenie istniejących rozwiązań i umacnianie swojej pozycji na rynku. W dużej mierze - dzięki rosnącej rzeszy zadowolonych klientów. W Polsce historia Hegla zaczynała się od znakomitych wzmacniaczy i odtwarzaczy ze średniej i wyższej półki. Integry H70, H100 i H200 trafiły w upodobania wielu amatorów dobrego brzmienia. Później firma, jako jedna z pierwszych, odważnie zaatakowała segment przetworników cyfrowo-analogowych. Maleńki HD2 oraz większe HD10, HD20 i ich późniejsze wersje wylądowały w wielu, wielu systemach. Dziś markę kojarzymy przede wszystkim ze znakomitymi integrami H80, H160 i H360, nowymi przetwornikami, jak flagowy HD30, nowoczesnym wzmacniaczem Röst i odtwarzaczem Mohican. Wiadomo jednak, że nie jest to ostatnie słowo norweskich konstruktorów. Być może jest jeszcze zbyt wcześnie na opracowywanie pełnej prezentacji Hegla, ale nie mogę czekać sto lat aby stworzyć artykuł na wzór prezentacji Denona czy JBL-a. Zapraszam zatem na wykład z historii najnowszej, a zaczynamy - jak zwykle - od samego początku.
Narodziny
Jak widać, mróz też może inspirować do zrobienia czegoś wyjątkowego. W 1988 roku student Uniwersytetu Technicznego w Trondheim, niejaki Bent Holter, wpadł na pomysł, który miał zdefiniować większą część jego dorosłego życia. Zapragnął skonstruować wzmacniacz zintegrowany pozbawiony drażniących go problemów, charakterystycznych dla tego typu konstrukcji. Przede wszystkim - zniekształceń harmonicznych. Okazja była ku temu znakomita, bowiem od tego miała zależeć jego praca magisterska. Można się domyślać, że zaliczył ją bez kłopotu, bo dziś firma Hegel stanowi monolit i jedną z ciekawszych marek audio na świecie, a Bent, wyrwawszy się ze schematów, stworzył konstrukcję leżącą u podstaw większości kultowych urządzeń Hegla. Poza tym, nasz bohater mocno siedział w temacie muzycznym - hobbystycznie udzielał się w grupie The Hegel Band, co daje nam rozwiązanie zagadki, skąd wzięła się nazwa dla piecyków, które Holter z zapałem studiował i budował. Postarał się nawet o to, żeby koledzy z zespołu mieli odpowiednie nagłośnienie - sam podjął się bowiem zaopatrzenia The Hegel Band we wzmacniacze gitarowe.
W tym momencie zapytacie pewnie na czym polegał ten jego genialny pomysł. Jak wiele tego rodzaju wynalazków, bazował na dość prostej idei eliminowania zniekształceń poprzez odejmowanie ich od wzmacnianego sygnału w czasie rzeczywistym. Jak wiadomo, każdy wzmacniacz generuje takie czy inne zniekształcenia. Prąd podawany na wejściu "wychodzi" ze wzmacniacza nie tylko zwielokrotniony, ale także wzbogacony pewną dozą artefaktów, których ilość i charakter zależą od konstrukcji i jakości wykonania konkretnego układu. Zwykle w prostych i tanich wzmacniaczach jest ich więcej, a w tych bardziej audiofilskich - mniej. Jedne urządzenia generują więcej parzystych harmonicznych, a inne - nieparzystych. Niektórzy producenci nawet celowo "kształtują" te zniekształcenia abyśmy odbierali brzmienie ich wzmacniaczy jako cieplejsze i bardziej naturalne. Ale dla Benta Holtera było to nie do przyjęcia. Chciał, aby jego urządzenie po prostu wzmacniało sygnał, a nie go zmieniało. Aby to urzeczywistnić, wymyślił rozwiązanie, które potem stało się zalążkiem systemu SoundEngine. Bent stwierdził, że skoro w danym wzmacniaczu znamy charakter zniekształceń czyli z grubsza wiemy, co taki układ doda do oryginalnego dźwięku, to może niegłupim pomysłem byłoby "zdjęcie" samych zniekształceń? Spróbował, zlutował, zadziałało!
Rozwój
Sporo czasu zajmowało Holterowi dłubanie w pomysłach, które zaczynały być coraz bardziej ciekawe i wizjonerskie. A trzeba jednak wiedzieć, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nawet bardzo ambitnemu konstruktorowi pozyskanie środków na badania przychodziło z trudem. Bent Holter nie poddawał się i los zaczął mu sprzyjać - o jego dokonaniach dowiedziała się firma Telenor będąca jednym z największych graczy na norweskim rynku telekomunikacyjnym. Dżentelmeński układ - kapitał za udziały - spowodował, że na początek lat dziewięćdziesiątych przypadł największy rozwój Hegla. Trudno się temu dziwić. Każdy, kto długo oczekiwał na swój poważny start, skorzystałby z takiej okazji. Mając zupełnie inne możliwości finansowe, Bent Holter wrzucił najwyższy bieg i skupił się na pracach przy systemie SoundEngine. Dość powiedzieć, że rozwiązanie to jest do obecnych czasów zastrzeżonym, flagowym patentem firmy. Zaraz po tym Hegel ruszył z dalszymi pomysłami i konstrukcjami, z których dwie oficjalnie ujrzały światło dzienne. Był to przetwornik cyfrowo-analogowy wypuszczony na rynek w roku 1994 oraz odtwarzacz CD, który zadebiutował dwa lata później.
Kolejną dekadę norweska firma wykorzystała na szlifowanie swoich wyrobów oraz, co naturalne, pomnażanie zysków. Mając już spore zabezpieczenie kapitału, Holter odkupił większość udziałów od Telenora, który nie był już zainteresowany systemem SoundEngine z uwagi na galopującą cyfryzację rozwiązań telekomunikacyjnych. Bent wiedział co robi, bowiem nikt rozsądny nie osiada na laurach w momencie, gdy czuje wiatr dmuchający w żagle. Produkty Hegla zbierały przecież pozytywne recenzje w Skandynawii, później w całej Europie, Azji i Ameryce. Co mogło pójść nie tak... Faktycznie, w Heglu sprawy miały się coraz lepiej, jednak w 2008 roku sytuacja dramatycznie zmieniła się na skutek kryzysu finansowego, który opanował praktycznie cały świat. Co ciekawe, w Polsce nie odczuliśmy go zbyt mocno, ale dla Norwegów był to prawdziwy cios. Wydawałoby się, że odpowiedzią na kryzys powinno być zmniejszenie produkcji lub wprowadzenie całej serii tańszych i gorszych jakościowo urządzeń, ale Bent Holter doszedł do wniosku, że z przeciwnościami losu trzeba walczyć odważnie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi i konkurencji, która zaczęła ciąć koszty i okopywać się na swoich pozycjach, Hegel rozpoczął nowy etap rozwoju, inwestując między innymi w wykwalifikowanych pracowników. Kryzys stopniowo mijał, a Bent Holter zamiast brzydkich urządzeń i odrobiny uratowanych oszczędności, miał w garści nową broń - przetworniki cyfrowo-analogowe charakteryzujące się naturalnym i audiofilskim brzmieniem, z którego słynęły wzmacniacze Hegla. Te sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, a z czasem cyfrowe gniazdka zaczęto montować również w integrach. W tej dziedzinie norweska firma również była jednym z rynkowych pionierów. Kiedy inni producenci dopiero siadali do tematu źródeł plikowych, Hegel miał już wszystko rozpracowane i był gotowy do realizacji zamówień. Czy to biznesowy szósty zmysł czy może jakaś wewnętrzna siła pozwoliła szefowi firmy podjąć tak odważną decyzję? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne - z kryzysowej sytuacji Hegel wyszedł jeszcze silniejszy.
Współcześnie Hegel to wytrawny gracz oferujący pełną gamę wzmacniaczy zintegrowanych, przedwzmacniaczy, końcówek mocy, przetworników i odtwarzaczy płyt kompaktowych. Większość z nich to modele skierowane do konkretnego odbiorcy - audiofila, którego interesuje przede wszystkim wysoka jakość dźwięku, a także prostota, uniwersalność i niezawodność. Warto wspomnieć, że oprócz systemu SoundEngine, w arsenale Hegla pojawiło się jeszcze kilka ciekawych technologii. Bent Holter nie zamierza oddawać pola konkurencji. Firma wciąż się rozrasta, poszukując nowych dystrybutorów oraz wystawiając swoje produkty na prestiżowych imprezach audio. Urządzenia się sprzedają, dziennikarze i użytkownicy wypowiadają się o nich pozytywnie - aż ciężko znaleźć element, do którego można by było się przyczepić. Czy to wszystko zasługa udanych projektów, wytrwałości w dążeniu do celu i odrobiny szczęścia? A może Hegel to coś jeszcze? Co więc sprawiło, że ta marka narobiła na rynku audio takiego zamieszania?
Skandynawska filozofia
Norwegowie od dawna przekonują swoich klientów, że są w stanie dostarczyć im produkty znacznie lepsze, niż ma do zaoferowania konkurencja. W sumie nie jest to nic wielce wyszukanego, a raczej umiejętne zagranie psychologiczne, które ma przyciągnąć melomanów i pokazać, że inni sprzedają drożej to, co my możemy sprzedać taniej. Tylko jak przekazać swoją filozofię do wielu ludzi, nie będąc przy tym bezlitośnie bezpośrednim i zachować się szalenie uprzejmie? Bent Holter sięgnął tutaj do rękawa po kolejnego asa - zgrabny fortel kulinarny. Kawior w cenie kiełbaski - możemy przeczytać na polskiej stronie Hegla. Cóż to znaczy? Ano tyle, że norweska firma po wnikliwych obserwacjach potrzeb użytkowników doszła do wniosku, że znaczna część ludzi zainteresowanych kupnem sprzętu audio nie zamierza wydawać więcej, niż jest to konieczne. Spostrzeżenie niezwykle trafne i, wydawałoby się, bardzo życiowe. Co więcej, Hegel otwarcie stawia na stosunek jakości do ceny, będąc w opozycji do tych firm, które stale podnoszą ceny i doszły już do astronomicznych kwot, bazując na tej samej technologii. Norwegowie stawiają sprawę jasno - najważniejszy jest dźwięk, więc należy najpierw zadbać o układ elektroniczny i wszystkie elementy mające wpływ na brzmienie, a potem... Zredukować niepotrzebne wydatki do zera.
Projekty obudów wzmacniaczy, odtwarzaczy czy przetworników harmonizują się również z tym, co dzieje się w laboratorium. Ich wykończenia są jednolite i gładkie, a z frontów zniknęły wszystkie zbędne przyciski, lampki i wskaźniki. Minimalistyczne podejście do tematu dało efekty w postaci naprawdę udanej ergonomii. Na panelach przednich i tylnych zwykle mamy tylko to, do czego dane urządzenie zostało zaprojektowane. Przykładowo we wzmacniaczach - wejścia, gniazda głośnikowe, zasilanie, regulację głośności i wyświetlacz. Regulacja barwy, gniazda słuchawkowe, wyjścia do nagrywania, różne tryby pracy... A po co to komu! Norwegowie uważają, że wszystkie tego typu atrakcje tylko niepotrzebnie podnoszą cenę urządzenia, a dźwięk i tak pozostaje taki sam albo wręcz staje się odrobinę gorszy. Nikt nie twierdzi, że brak kilku gniazdek i przełączników sprawia, że produkty Hegla są tak konkurencyjne, ale jeśli tę filozofię rozszerzymy również na takie kwestie, jak organizacja produkcji, budowanie sieci sprzedaży, marketing czy zaopatrzenie, to z wielu drobnych oszczędności faktycznie może uzbierać się kwota potrzebna na uzyskanie przewagi nad konkurencją.
Również w kwestii dźwięku filozofia Holtera pozornie w niczym nie różni się od standardowych opowieści, jakie można znaleźć na stronach producentów sprzętu audio. Urządzenia Hegla mają po prostu idealnie odwzorowywać brzmienie instrumentów. Punktem wyjścia jest oczywiście nagranie na żywo, a to, co wychodzi na kolumny Norwegowie określają mianem Organic Sound. Wszystko to ma zapewnić klientów o maksymalnie naturalnym podejściu inżynierów do reprodukcji dźwięku. Wiele godzin porównań, analiz, odsłuchów instrumentów granych na żywo z ich reprodukcją przez urządzenia Hegla ma wykluczyć rozczarowanie nabywcy. Nie ma mowy o błędach przy tak sugestywnie oznajmianej filozofii firmy.
Technologie czyli wartości Hegla
Pisałem już wcześniej o tym, jak wielkie znaczenie dla firmy ma zadowolenie klienta. Hegel robi wszystko w taki sposób, by nabywca nie czuł się - mówiąc wprost - oszukany. Norwegowie wiedzą, że tworząc coś z zaangażowaniem, spotkają się także z pozytywnym odbiorem, przez co cały czas będzie budowany wizerunek marki. Klient, a więc osoba, która zdecyduje się spośród wielu urządzeń wybrać właśnie klocek Hegla, jest dla firmy wielką wartością. Żeby jednak wszystko mogło poprawnie funkcjonować, przez wiele lat w pocie czoła norwescy inżynierowie zbierali doświadczenie i starali się dojść do perfekcji w wykonywanych konstrukcjach. Mądrze podglądając nowości w dziedzinach elektroniki, branży telekomunikacyjnej czy radiowej, tworzą własne projekty. Dla człowieka takiego, jak Bent Holter, korzystanie i powielanie gotowych schematów byłoby zaprzeczeniem istoty myśli Hegla.
Najważniejszym elementem, który w zasadzie ukształtował firmę, jest opatentowana najwcześniej i co jakiś czas modyfikowana technologia SoundEngine. Powstała ona jako odpowiedź na dążenie do dźwięku idealnego czyli wyeliminowania zmian sygnału od wejścia aż do wyjścia. Ważną kwestią dla inżynierów Hegla jest fakt, że muzyka powinna wybrzmieć tak, jak słyszymy ją podczas wykonywania na żywo. Każde uderzenie w struny, szelest talerzy czy ludzki głos nie powinny ulec jakiejkolwiek zmianie podczas przechodzenia przez wzmacniacz. Zauważono, że jeśli na każdym etapie sygnał będzie zmieniany, nawet w najmniejszym nawet stopniu, to w efekcie doprowadzi to do sugestywnej różnicy w stosunku do oryginału. SoundEngine stworzono właśnie po to, by wszelkie błędy zniknęły raz na zawsze. Bardzo ważnym elementem tej technologii jest umiejętność połączenia różnych tranzystorów i różnych klas pracy w różnych sekcjach wzmacniacza - zwykle jest to klasa AB w stopniu mocy i bardziej audiofilska klasa A w stopniu sterującym. Inżynierowie Hegla wyjaśniają również, że takie rozwiązanie przyjęto nie tylko ze względu na wynikające z niego korzyści, ale przede wszystkim na eliminację wad. Udało się znacząco zredukować zniekształcenia, które najbardziej drażnią ludzkie ucho.
Tranzystor to tranzystor, ale nawet najlepszy na świecie nic nie zrobi bez solidnego zasilania, co według Benta Holtera powinno być podstawą każdego porządnego wzmacniacza. Oczywiście najprościej iść na skróty, dorzucić kilogramów (bo przecież cięższe lepiej gra) w postaci potężnego toroidu i zająć się pozostałymi zadaniami urządzenia, jednak Norwegowie przyzwyczaili nas do stawiania sobie poprzeczki trochę wyżej. Zresztą nie interesuje ich powielanie, czerpanie z gotowego - muszą w każdej kwestii wprowadzić swoje rozwiązania. Tak narodził się system DualPower - to nic innego, jak zastosowanie oddzielnego zasilania dla prawego i lewego kanału. Pomysł nie polega jednak na tym, żeby zdublować trafa, ale wyprowadzić osobne odczepy dla każdej ze stron. Można sobie wyobrazić jak ważna jest dla inżynierów czystość dźwięku oraz poprawne wysterowanie wymagających zestawów głośnikowych. Tutaj rozdzielenie obwodów zasilających jest po prostu priorytetem.
Wiemy już jak rozwiązano etap zasilania, w jaki sposób dopracowano fakt osobnego poprowadzenia odczepów, ale co z samym wzmocnieniem sygnału? Bent Holter twierdzi, że i tutaj obowiązki muszą być równo rozdysponowane, a korzyści płynące z dobrego zasilania odbijają się także na układach wzmacniających. Podpatrując przez lata konkurencję, założyciel Hegla zauważył, że wzmacniacze często posiadają obwody napięciowe i prądowe zbudowane na zasadzie jednego modułu, co oczywiście zmusza konstruktorów do istotnych kompromisów w zakresie doboru podzespołów. Holter doszedł do wniosku, że przydałoby się wymyślić rozwiązanie tego problemu i tak narodziła się technologia DualAmp, która jest odpowiedzialna za całkowite rozdzielenie tych dwóch sekcji układu. Brak uzależnienia działa korzystnie na całość - najpierw wzmocnienie napięciowe, a potem moduły wzmocnienia prądowego. Korzyści są oczywiste. Projektanci mogą bowiem wybrać do każdej z sekcji takie komponenty, jakie najlepiej się w niej sprawdzą. Dodatkowo ten firmowy patent pozwala na ograniczenie lub nawet eliminację sprzężenia zwrotnego, co znów pozytywnie wpływa na czystość i dynamikę dźwięku. Podobnie, jak system DualPower, tak i technologia DualAmp została opracowana w całości przez Norwegów i jest obecna tylko w urządzeniach tej marki.
Ale technologie Hegla dotyczą nie tylko układów stosowanych we wzmacniaczach. Już od momentu wprowadzenia pierwszych odtwarzaczy CD, zakładka z firmowymi patentami poszerzyła się o kilka ciekawych rozwiązań, a w epoce rosnącej popularności DAC-ów jeszcze się rozwinęła. Odtwarzanie płyt kompaktowych i audiofilskich plików wspomagają systemy MasterClock, SynchroDAC i LineDriver, a przesyłanie danych wspomaga firmowa technologia portów USB. Za każdym z tych wynalazków kryje się mniej lub bardziej zmodyfikowana wersja rozwiązania stosowanego powszechnie przez wielu producentów sprzętu audio, z tą różnicą, że Heglowi naprawdę zależy na tym, aby odtwarzany sygnał był perfekcyjny i pozbawiony przypadkowych naleciałości. W skrócie można opisać to tak, że zanim inżynierowie Hegla zamontują w swoim sprzęcie gniazdo USB, zegar taktujący lub inny tego typu element, najpierw biorą taki moduł na warsztat i starają się poprawić go, aby wydobyć z dźwięku jak najwięcej. Niektóre z tych przeróbek nie otrzymały nawet specjalnej nazwy, ale inne są na tyle znaczące i oryginalne, że przerodziły się w firmowe technologie stosowane w wielu modelach. Można się dziwić dlaczego Hegel nie sprzedaje swojej wiedzy innym firmom, ale odpowiedź jest bardzo prosta. Bent Holter zbyt wiele zainwestował w rozwój firmy i zbyt dużo czasu poświęcił na to, żeby Hegel był tu, gdzie jest obecnie, żeby jeszcze "pomagać" konkurencji.
Choć odtwarzacze płyt kompaktowych powoli przechodzą do defensywy, oferta Hegla w tej dziedzinie jest bardzo ciekawa pod względem technologicznym. Ekipa z Oslo projektuje źródła do systemów audio od 2002 roku, pamiętając o tym, że pewni są tylko tych rozwiązań, które wymyślą i opatentują sami. Wcześniej nawet Bent Holter kupował kompletne rozwiązania od znanych producentów takich, jak Sony czy Philips. Wiele lat badań zaowocowało zaprojektowaniem własnej płytki z dekoderem sygnału - DecoderBoard. W ten sposób Hegel dołączył do wąskiego grona marek, które same projektują i wykonują takie drobne, wydałoby się, ale znaczące elementy źródła. W wyniku zaangażowanych badań zespół z Norwegii stworzył własne rozwiązania dotyczące elektroniki napędu CD, co pozwoliło uzyskać o wiele lepszą jakość danych odczytywanych przez układ optyczny z płyt, a czego nigdy nie udałoby się dostać w momencie kupowania gotowych płytek od znanych dostawców. Przy produkcji masowej liczą się bowiem przede wszystkim koszty, co niekorzystnie odbija się na jakości elementów, a z tym Hegel nie chciał być utożsamiany. Benta Holtera interesują tylko najlepsze rozwiązania. Należy sobie uświadomić, że gdy włożymy płytę do szuflady i wciśniemy przycisk odtwarzania, laser będzie śledzić ścieżkę zawierającą wgłębienia o długości 0,4 µm, podczas gdy płyta obraca się z prędkością rzędu 200 do 500 obrotów na minutę. Do tego zadania potrzeba najwyższej precyzji ponieważ nośnik porusza się zarówno w płaszczyźnie poziomej, jak i pionowej, co wynika z faktu, że ścieżka nigdy nie jest wytłoczona idealnie symetrycznie. Żeby laser wykonał swoje zadanie w tak nieprzychylnych warunkach, jego głowica musi być poruszana serwo-motorami również w dwóch płaszczyznach. Hegel stosuje aż trzy. Wszystko po to, by głowica mogła śledzić ścieżki z największą precyzją.
Podobnie, jak w naszym codziennym życiu, wielką rolę w odtwarzaczu CD odgrywa zegar. Żeby funkcjonować sprawnie, musimy kontrolować czas, by nie spóźnić się na umówione spotkanie, wiedzieć kiedy gotować obiad czy o ile poprawiliśmy nasz rekord porannego biegania. Źródło systemu również potrzebuje zegara, który monitoruje rytm pracy. To istotny i bardzo ważny element, więc inżynierowie Hegla podeszli do prac nad jego wydajnością ze znaną sobie wytrwałością i zaangażowaniem, świadomi tego, że zegar jest odpowiedzialny za "mówienie" przetwornikowi cyfrowo-analogowemu kiedy ma nastąpić konwersja sygnału. Hegel celuje tylko w najwyższą jakość, a tylko taką można uzyskać montując precyzyjny mechanizm zegara z jak najniższym jitterem. Jest to krótkookresowe odchylenie od ustalonych charakterystyk częstotliwości sygnału układu zegara. Odmierzacz czasu odtwarzacza CD powinien działać z idealnym timingiem, a jeśli pojawiają się zmiany, odchylenia w postaci zmiennych odstępów czasowych, wtedy pojawia się błąd, zwany jitterem. Jest on mierzony w pikosekundach i to właśnie wspomniane odchylenia decydują o faktycznej jakości zegara. Krótko mówiąc - niska wartość jittera jest jednym z mierników klasy odtwarzacza. Dlatego, żeby uzyskać błąd jitter mniejszy niż 10 pikosekund, wszystkie kompakty Hegla wyposażono w technologię MasterClock. Dociekliwość norweskich konstruktorów zaowocowała pewnymi wnioskami. Zauważyli oni, że często w konkurencyjnych markach zegar instalowany jest na tej samej płytce drukowanej, na której jest cała elektronika sterująca. Naraża go to na stałe bombardowanie błędami wynikającymi z zakłóceń pochodzących z serwo-motorów i układów dekodujących. Problemy z utrzymaniem stabilnej częstotliwości i wysoki jitter to również następstwa umieszczenia zegara na tej samej płytce, na której znajduje się sterownik. Żeby było więcej niespodzianek, niektóre źródła mają cyfrowy interfejs S/PDIF do transferu danych z płytki sterującej napędem do przetwornika cyfrowo-analogowego, co prowadzi do dalszej degradacji jakości dźwięku. Ułożenie osobno zegara i płytki sterującej, a następnie łączenie tych dwóch sekcji zarówno z napędem, jak i z DAC-em jest kosztownym rozwiązaniem, ale właśnie na taki krok zdecydowali się inżynierowie Hegla ponieważ daje to najlepszy, najczystszy dźwięk. Dzięki tej technologii, odtwarzacze Hegla cieszą się opinią niezwykle audiofilskich maszyn, które mogą konkurować ze znacznie droższymi urządzeniami.
Odtwarzacze i przetworniki Hegla mają swoje tajemnice technologiczne. Dwie z nich już poznaliśmy i kreślą one gruby szkic tego, jaką firmą jest Hegel. Najważniejszym rozwiązaniem z punktu widzenia użytkowników płyt kompaktowych i fanów gęstych plików jest jednak system o nazwie SynchroDAC. Na czym polega i jak działa? Zacznijmy od małego wyjaśnienia. W większości odtwarzaczy CD i przetworników dostępnych na rynku stosuje się asynchroniczny upsampling do konwersji sygnału cyfrowego na analogowy. Norwescy inżynierowie odkryli, że takie rozwiązanie powoduje przekładanie błędów jittera na błędy amplitudy, a największym poszkodowanym jest w tej sytuacji dźwięk. Dlatego w źródłach Hegla stosuje się upsampling synchroniczny, mający w efekcie przynieść wyższą rozdzielczość i mniejsze zniekształcenia. Dobrze nam już znany MasterClock łączy się z systemem SyncroDAC, co pozwala ograniczyć błędy jittera oraz konwersji cyfrowo-analogowej do minimum. Efekt końcowy to ten najbardziej pożądany przez Benta Holtera czyli czysty i wolny od zniekształceń dźwięk. Kolejną technologią wartą przyswojenia jest stopień wyjściowy LineDriver. Brzmi zagadkowo, ale gdy zrozumiemy jego założenia, wszystko nabierze kolorów. Po konwersji sygnału cyfrowego na analogowy przez SyncroDAC, powstaje konieczność pozbycia się z sygnału analogowego zakłóceń wysokiej częstotliwości. Gdyby taki błąd przedostał się dalej, do wzmacniacza i przedwzmacniacza, stałby się głównym wrogiem liniowości i rozdzielczości. Rolę specjalnej "zapory" pełni więc filtr dolnoprzepustowy, który usuwa z sygnału analogowego zakłócenia wysokiej częstotliwości, umożliwiając jednocześnie zachowanie zgodności fazy podczas całej drogi, jaką pokonuje sygnał audio. Za filtrem znajduje się układ LineDriver, a jego zadaniem jest wysterować każdy interkonekt przy niskiej impedancji i wysokim poziomie sygnału na wyjściu z odtwarzacza.
Bent Holter jest człowiekiem lubiącym prostotę, ceniącym sobie komfort pracy i dążącym do zadowolenia klienta. Nie w jego stylu jest siedzenie z założonymi rękami i czekanie, aż w drzwiach firmy zjawią się jacyś zainteresowani. Jednym z jego ciekawszych pomysłów było podjęcie prac na technologią USB. Wiedząc, jaką przyszłością są produkty oparte na sygnałach cyfrowych, Holter zaczął dążyć do idealnego łączenia dźwięku Hegla z każdym domowym komputerem. Wystarczy do tego tylko oprogramowanie Windows albo Mac (oraz większość Linuxów) i możemy cieszyć się nowymi opcjami naszego systemu audio. No dobrze, ale gdzie jest haczyk? Właśnie o to chodzi - nie ma. DAC Hegla to nic innego, jak zewnętrzna karta dźwiękowa dla naszego komputera. O tym, że ta "wewnętrzna" jest zazwyczaj koszmarnie słaba, nie trzeba przekonywać żadnego audiofila. Nasze pecety i laptopy potrafią wiele, ale praktycznie żaden producent nie oferuje komputerów zbudowanych pod kątem odtwarzania wysokiej jakości dźwięku. Układy odpowiedzialne za dźwięk w typowym laptopie czy komputerze stacjonarnym są przy tym narażone na zniekształcenia generowane przez elektronikę - procesor, zasilacz, kartę graficzną, dyski twarde, a nawet elementy płyty głównej. Stosując przetwornik Hegla, pozbywamy się tych problemów, a za poprawność przesyłania danych odpowiada właśnie firmowa technologia USB.
Wielcy nieprodukowani czyli hity z przeszłości
Zanim przyjrzymy się katalogowi produktów norweskiej firmy, warto cofnąć się do jej początków i przypomnieć kilka ważnych etapów konstrukcyjnych. Wiedza na temat modeli już nieprodukowanych i ich właściwościach, rzuci zupełnie nowe światło na obecne komponenty. Z potężnej listy historycznych modeli Hegla trudno jest wytypować te najważniejsze, dlatego poprosiliśmy o pomoc samego Benta Holtera. Jednym z najważniejszych urządzeń w dziejach firmy jest jego zdaniem H70 - pierwszy w całości zintegrowany wzmacniacz posiadający zbalansowany przedwzmacniacz oraz opatentowaną technologię SoundEngine. Przez długi czas był on podstawowym modelem w katalogu Hegla. Słuchacz mógł wykrzesać z niego 70 W na kanał przy 8-omowym obciążeniu, co było niezłym wynikiem, dającym możliwość napędzenia większości kolumn w średnim segmencie audio. H70 oferował ponadto wiele przydatnych wejść, jak chociażby rozwijające się wtedy USB czy zbalansowane XLR-y i popularne RCA. Niedrogi piecyk miał w standardzie przetwornik cyfrowo-analogowy. Można powiedzieć, że H70 stanowił udane wprowadzenie w koncepcję marki i dawał klientom bardzo wiele możliwości za przyzwoite pieniądze. Można powiedzieć, że w dużym stopniu to właśnie temu wzmacniaczowi zawdzięczamy obecną tożsamość firmy.
Kolejnym bardzo ważnym dla urządzeniem był wzmacniacz zintegrowany H100. Był on w sumie kontynuacją H70, jednak posiadał jedną kolosalną różnicę. Oprócz zwiększonej mocy - aż 220 W na kanał przy 4 omach - oraz stałego poziomu wzmocnienia dla kina domowego (wyjście RCA dla funkcji przedwzmacniacza), miał on wbudowaną kartę dźwiękową USB. Był to ukłon w stronę użytkowników komputerów, bowiem wejście cyfrowe umożliwiało przekazywanie dźwięku z komputera w wysokiej jakości. Wzmacniacz uchodził za bardzo żwawy, dynamiczny i przestrzenny, a do tego odpowiednio muzykalny. Solidna integra Hegla zyskała wielu fanów, mimo, że była o wiele cięższa i droższa od H70. Mimo ceny wyższej o kilka tysięcy złotych, H100 zalicza się do najważniejszych modeli norweskiej firmy.
Trzecim wzmacniaczem, który utorował drogę dla dalszych prac nad rozwojem Hegla był H300 - potężny piec z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym. Przy czteroomowej impedancji, osiągał zawrotną moc aż 430 W na kanał. W tym ważącym 25 kg klocu, norwescy inżynierowie zawarli kwiat wiedzy firmy, dając potencjalnemu nabywcy produkt skończony. Ręcznie parowane tranzystory FET (rozwiązanie z topowych końcówek mocy) dawały obniżenie zniekształceń harmonicznych, dzięki którym H300 zyskiwał na rozdzielczości i gładkości. Urządzenie zostało zaopatrzone w kilka wejść cyfrowych, co oznaczało, że jest przygotowane do współpracy z dowolnymi odtwarzaczami dostępnymi na rynku. Bardzo duże zmiany nastąpiły w sekcji przedwzmacniacza, co zaowocowało redukcją szumów. Na tamten czas H300 był połączeniem topowych rozwiązań inżynierów Hegla. Urządzenie kosztowało niecałe dwadzieścia tysięcy złotych, co przy cenie H70 wydaje się sporym przeskokiem, jednak klienci zaczęli patrzeć na H300 przychylnym okiem kiedy okazało się, że brzmieniowo może on konkurować nawet ze wzmacniaczami dwukrotnie droższymi.
Urządzeniem, które nie figuruje już w zakładce oferowanych obecnie produktów, a wygląda jak sprzęt trochę z innej bajki, jest kompaktowy wzmacniacz słuchawkowy o zachęcającej nazwie SUPER. Skierowany głównie do użytkowników komputerów, stawiał głównie na redukcję szumów. Aby dźwięk z komputera nie był płaski i nie tracił swoich właściwości, wystarczyło podpiąć SUPER do laptopa kablem USB a potem... Potem wszystko załatwiała technologia Hegla. Bardzo poręczny, mały, wykonany z wielką dbałością, ten wzmacniaczyk mógł okazać się bardzo przydatny. Dziś w ofercie niestety nie znajdziemy żadnego przenośnego wzmacniacza słuchawkowego, ale może Norwegowie jeszcze wrócą do tego pomysłu. Byłoby miło, bo to małe, metalowe pudełeczko dobrze przyjęło się na rynku.
Myślę, że trzeba w tym miejscu pokazać jeszcze jedno urządzenie, które zapoczątkowało zupełnie nowy rozdział w historii produktów Hegla. Mowa tutaj o przetworniku cyfrowo-analogowym HD10. Postanowiłem wybrać akurat ten model z bogatej historii norweskich DAC-ów, ponieważ był on jednym z pierwszych. Można powiedzieć, że wyznaczył kurs dla późniejszych modeli. To nieduże, czarne pudełko było kompatybilne z każdym źródłem muzyki. Obojętne czy chodzi o komputer, dekoder telewizyjny czy po prostu poprawienie sygnału z odtwarzacza CD - HD10 robił to nadając muzyce firmową jakość Hegla. Port USB? Tak, oczywiście! Dzięki temu użytkownik mógł podłączyć HD10 bezpośrednio do swojego komputera, a następnie słuchać muzyki w jakości 24 bit/192 kHz. Jak na tamte czasy, było to bardzo duże osiągnięcie. Dość powiedzieć, że nie każdy przetwornik produkowany obecnie oferuje takie parametry odtwarzanego sygnału. Dla Hegla już wtedy dźwięk hi-res stał się faktem, a do tego walory użytkowe HD10 były naprawdę kapitalne. Ten skromny DAC utorował drogę dla kolejnych modeli - HD11, HD12, HD20, HD25 czy wreszcie HD30. Choć w dziedzinie cyfrowej obróbki sygnału dokonały się spore postępy, to właśnie model HD10 należałoby uznać za ten, od którego wszystko się zaczęło.
Armia wikingów czyli katalog Hegla
Wiele zmieniło się od czasów pierwszych wzmianek o norweskiej firmie w polskiej prasie audio. Lata doświadczeń i ciężkiej pracy doprowadziły do tego, że w każdym segmencie Hegel oferuje coś ciekawego. Już wiemy, że dla Benta Holtera najważniejsze jest zadowolenie kupujących, ale warto poświęcić chwilę, aby samemu dowiedzieć się, z jakich urządzeń możemy złożyć swój domowy system. Podążając za kursorem myszki, na oficjalnej stronie firmy możemy natknąć się na ładnie posegregowane zakładki - wzmacniacze zintegrowane, przedwzmacniacze, końcówki mocy, przetworniki cyfrowo-analogowe, odtwarzacze CD i akcesoria. Jest również długa lista modeli, które wyszły z produkcji - warto sobie ją przestudiować chociażby z czystej ciekawości.
Zacznijmy nietypowo - od samego dołu. Mamy tutaj trzy modele odtwarzaczy CD - Mohican, CDP2A oraz CDP4A. Mohican to solidny, dedykowany odtwarzacz płyt. Z wyglądu taki sam, jak jego bracia z tego segmentu, idealnie wpisujący się w design Hegla. Dwa okrągłe przyciski, wyświetlacz i szuflada - norweski minimalizm. Lewe kółko ma za zadanie przesuwać utwory, a przy okazji pełni rolę włącznika. Prawe natomiast odpowiedzialne jest za wysuwanie szuflady i komendy play/stop. Ten intuicyjnie obsługiwany odtwarzacz powstał dla ludzi, którzy jeszcze długo będą chcieli cieszyć ucho muzyką ze srebrnego nośnika. Zaopatrzony w najlepszy zegar taktujący, wybitne kości DAC oraz oryginalny transport firmy Sanyo, uzupełniony płytkami servo prosto od Hegla - tak powinien wyglądać topowy produkt w tej kategorii. Nazwa tego modelu na pewno z czymś Wam się kojarzy, i nie ma w tym nic dziwnego. Inżynierowie Hegla podjęli decyzję, że będzie to ostatni odtwarzacz CD w ofercie firmy. Z tego powodu postanowili uczynić go wyjątkowym. Najpierw zastanowili się czy wszystkie dodatkowe funkcje takich maszyn są nam naprawdę potrzebne. Czy konieczne jest sterowanie aplikacją? Czy warto jest inwestować w SACD? Czy potrzebne jest wyjście słuchawkowe oraz wejścia cyfrowe? Po burzliwych rozmowach w biurze Hegla padły odpowiedzi - nie, nie i nie. I tak zaczęto prace nad odtwarzaczem spełniającym tylko jedną, ale za to bardzo ważną funkcję. Nad źródłem, które będzie grało niezwykle naturalnie, płynnie i gładko. Dzięki skupieniu się tylko na jednej rzeczy, klient Hegla może cieszyć się z odtwarzacza wykorzystującego najnowsze rozwiązania dotyczące obróbki dźwięku cyfrowego, zaadoptowane tylko i wyłącznie do rozdzielczości CD. Daje to możliwość wydobycia maksimum możliwości drzemiących w tym formacie, bez cyfrowej ostrości. Na pewno warto przekonać się o tym samemu. Modele CDP2A oraz CDP4A mają ze sobą trochę wspólnego. Mniejszy, podstawowy CDP2A opiera się w sumie na rozwiązaniach z referencyjnego CDP4A, zachowując wiele jego zalet. Można więc opisywać oba naraz, ponieważ konstrukcyjnie bazują na tym samym pomyśle, jednak wewnątrz różnice są bezdyskusyjnie i wskazują na CDP4A jako model, który proponuje bardziej zaangażowany dźwięk. Solidnie wykonana obudowa, piaskowany panel frontowy i gałki z aluminium. Wieje norweskim chłodem i prostotą małych domków gdzieś na północy kraju. Daje nam to komfort intuicyjnego sterowania urządzeniem. Przecież jedynym, co ma absorbować naszą uwagę, powinien być firmowy dźwięk Hegla. Nic więcej nie powinno nas zajmować. Różnice między dwoma modelami zamykają się z grubsza w trzech punktach. Po pierwsze, CDP4A ma bardziej zaawansowaną technicznie płytkę audio, precyzyjniej dobrane elementy i rozbudowaną sekcję zasilania. Po drugie, droższy model używa nowszego i bardziej zaawansowanego technicznie zegara MasterClock 2, dysponującego o wiele mniejszym błędem jitter. I wreszcie po trzecie, CDP4A ma większy zakres dynamiki, eliminuje więcej podbarwień i posiada lepsze wyjścia analogowe. Za to wszystko trzeba oczywiście zapłacić - CDP2A kosztuje 10990 zł, a na kupno CDP4A będziemy musieli odłożyć 16490 zł. To i tak nieźle w porównaniu z Mohicanem, który wyceniono na 19990 zł.
W zakładce z przetwornikami cyfrowo-analogowymi znajdziemy obecnie tylko dwa produkty - HD12 oraz HD30. Można powiedzieć, że jest to konsekwencją ciągłego podnoszenia poprzeczki - od modelu HD2, przez HD10 i HD20 aż po hi-endowe przetworniki zdolne nawiązać rywalizację z najlepszymi odtwarzaczami na rynku. Po sukcesie modeli HD10 i HD11, musiały one doczekać się godnego następcy. Inżynierowie Hegla stworzyli więc urządzenie mające okazać się nową generacją tego segmentu. Nowa funkcjonalność oraz poprawiony dźwięk stały się podstawą nowego HD12. Co oferuje ten maluch? Zupełnie nowy intefejs USB pozwala na stosowanie wszystkich częstotliwości próbkowania aż do 24 bit/192 kHz, a odczyt plików DSD może odbywać się bez konieczności konwersji do postaci PCM. Hegel zapewnia, że HD12 jest szalenie uniwersalnym przetwornikiem, mogącym świetnie podrasować każdy system. Otrzymał on prawdziwie zbalansowane wyjścia XLR, wyjście RCA oraz dobrej jakości wyjście słuchawkowe. Nowinką techniczną jest wbudowana regulacja głośności, dzięki czemu nasz DAC może być podpięty bezpośrednio do kolumn aktywnych lub wzmacniacza mocy. Proste, prawda? Ekstremalne niskie poziomy błędu jitter zawdzięczamy badaniom w zakresie domeny cyfrowej, nad którymi ekipa Hegla spędziła wystarczająco wiele dni i nocy, aby móc stworzyć naprawdę dopracowany produkt. Efektem jest wzorcowy DAC ze średniej półki, na którym można oprzeć cały swój system, a przy okazji zrobić użytek z audiofilskich słuchawek. Kolegą HD12 jest HD30 - pierwszy DAC norweskiej firmy zamknięty w pełnowymiarowej obudowie. Dzięki temu idealnie pasuje to wszystkich innych urządzeń Hegla. Tutaj już żarty schodzą na bok, bo dostajemy prawdziwie referencyjny przetwornik, będący jednocześnie streamerem! Flagowy DAC Hegla jest nie tylko "atakiem" na segment hi-endowych źródeł cyfrowych, ale także odpowiedzią firmy na pytania i potrzeby klientów, którzy od kilku lat pytali przedstawicieli firmy tylko o jedno - kiedy doczekamy się "dużego" przetwornika podnoszącego poprzeczkę jeszcze wyżej? No i udało się - inżynierowie Benta Holtera zaprojektowali HD30 od podstaw, dając audiofilom produkt, jakiego nie mogli wcześniej znaleźć na sklepowych półkach. Ambitnie i odważnie, co? A jednak w tym szaleństwie jest metoda, bo HD30 z marszu stał się referencyjnym przetwornikiem, porównywanym z najlepszymi tego typu urządzeniami na rynku. Nie dość, że wyglądem nawiązuje do pozostałych klocków Hegla, co daje estetyczne powiązanie z naszym systemem, to jeszcze jest niezwykle zaawansowany wewnątrz. Wyjątkowo niski poziom szumów zapewniają osobne układy zasilania i odpowiednia odległość od transformatorów. Zaprojektowany od nowa zegar daje możliwość redukcji szumu fazowego, dzięki czemu otrzymano wyjątkowo czysty i naturalny dźwięk. Jako streamer, HD30 ma zaawansowane ekranowanie i nowy zegar, co powoduje, że streamowanie z NAS-a zyskuje prawdziwie audiofilski wymiar. Użytkownicy urządzeń z jabłuszkiem mogą także skorzystać z łączności AirPlay, aby przykładowo strumieniować muzykę z serwisu TIDAL. Cenowo znów dobijamy do dwudziestu tysięcy złotych, ale nie oszukujmy się - HD30 jest w tym momencie rywalem dla najlepszych DAC-ów na rynku, które potrafią kosztować 2-3 razy tyle.
Nadchodzi waga ciężka. Każda szanująca się firma audio na świecie ma w swojej ofercie przynajmniej jedną końcówkę mocy. Hegel ma ich aż trzy. Każda z nich oferuje według zapewnień producenta mocny, rytmiczny dźwięk z bardzo niskim poziomem zniekształceń. A nie od dziś wiadomo, że nawet wybitna integra nie zagra tak, jak może zrobić to zestaw dzielony. H4SE to tak naprawdę konstrukcja dual-mono, zawierająca opatentowane technologie Hegla w stopniach wzmacniających. Każdy kanał jest podzielony w kompletnie niezależne stopnie wzmocnienia napięciowego i prądowego. Dwa razy po 300 W przy ośmiu omach to naprawdę niezły wynik. Ciekawostką jest technologia stopni wyjściowych Hegel NextGen, która ma być odpowiedzialna za czysty i naturalny dźwięk. Z zewnątrz urządzenie jest tak minimalistyczne, jak się tylko da. Zresztą każda końcówka mocy norweskiej firmy wygląda tak samo - logo, dioda i duży włącznik na środku panelu przedniego. Na górze wentylacja kratkami, z tyłu terminale głośnikowe oraz łącza XLR i RCA, dające możliwość łączenia zarówno ze zbalansowanymi, jak i niezbalansowanymi przedwzmacniaczami. Hegel wie, że dzisiejszy rynek audio opiera się na solidnych urządzeniach. Nie ma mowy o stosowaniu niesprawdzonej technologii czy niedoróbkach. Chcąc pozyskać klienta, który bardziej zna się na rzeczy i ma możliwości, by rozwijać swój system, firma oferuje dwie kolejne końcówki mocy. Bazujący na układzie SoundEngine H20 to wysokiej klasy wzmacniacz oferujący 200 W na kanał przy 8 omach, a przy tym czerpiący wiele z referencyjnego H30. Osiągając jeden z najwyższych współczynników tłumienia, inżynierowie Hegla dążyli do tego, by wycisnąć jak najwięcej czystego i dynamicznego dźwięku. Z kolei potężny H30 to produkt celujący w ekstremalnie wymagającego nabywcę. Zdoła napędzić każdą kolumnę na rynku i pozostaje niewzruszony nawet przy impedancji obciążenia wynoszącej 1 om! To prawdziwy egzekutor, jednocześnie grający z wielką kulturą i generujący nisko schodzący bas. Mimo, że docelowo jest to monoblok, można użyć go w trybie stereofonicznej końcówki mocy. Ceny mogą wydawać się kosmiczne, ale przecież rzut oka na konkurencję może pokazać, że Norwegowie mogliby jeszcze w tym temacie zaszaleć...
W kategorii przedwzmacniaczy Hegel opiera się na dwóch produktach - P4A oraz P30. Poza wzorową ergonomią i wyglądem, są one przygotowane by działać z każdą końcówką mocy. Jednak najlepiej czują się w towarzystwie firmowych piecyków - to naturalne. Rekomendowany zestaw P4A i H4SE będzie zdaniem producenta raczyć nas wybitnym dźwiękiem i jakością cieszącą oko, a P30 idealnie współgra z H30 i to nie tylko na zdjęciach. Gładsza średnica i lepiej słyszalne wysokie tony w P4A zależą od cyfrowo sterowanego tłumika głośności. Jako mózg systemu, przedwzmacniacz ten przekazuje dalej tylko i wyłącznie naturalny sygnał. Podobnie, jak w innych urządzeniach Hegla, tak i tu sterowanie staje się jeszcze prostsze dzięki dołączonemu pilotowi RC2. A gdy zdecydujemy się obsługiwać sprzęt ręcznie, również przyjdzie nam to z łatwością ponieważ regulacja głośności została idealnie wyważona, a to przecież najbardziej krytyczny moment w przedwzmacniaczu. Potem sygnał trafia do układu wzmacniającego. W P30 po raz pierwszy w tym segmencie zastosowano technologię SoundEngine, co daje bardzo korzystne efekty. Brzmienie flagowego pre ma być organiczne i szalenie naturalne. A wszystko to w niezwykle stylowej obudowie, która dzięki dwóm opcjom wykończenia będzie mogła idealnie dopasować się do całej wieży Hegla.
Tak oto doszliśmy do samej góry katalogu Hegla - przyjrzymy się w sumie najbardziej znaczącej i najciekawszej dla szerokiego grona odbiorców kategorii produktów. Tutaj wszystko się zaczęło, to właśnie w 1988 roku Bent Holter stworzył swój pierwszy wzmacniacz zintegrowany. Dziś, po długim czasie prac i zbierania doświadczeń, oferta jest bardzo szeroka i każdy z tych komponentów zaopatrzony jest w najnowszą technologię. Najnowszy Röst i kolejno H80, H160 i H360 - każdy z nich z właściwą sobie ergonomią, rozpoznawalnym designem i precyzją wykonania. Prawdziwą kumulacją tego, co w Heglu najlepsze, jest podstawowy wzmacniacz H80. Skupiono w nim wszystkie tematy technologiczne, na czele z systemem SoundEngine, który dodatkowo został tutaj ulepszony. Na wyposażeniu znajdziemy również zaskakujący jakościowo DAC i przedwzmacniacz czerpiący garściami z rozwiązań stosowanych w produktach referencyjnych. Nieźle, prawda? I to wszystko na podzespołach wymyślonych przez Hegla. Okazuje się, że można stworzyć kapitalny wzmacniacz zintegrowany i nie chcieć za niego horrendalnej kwoty. Przy H80 wszystko zamyka się w 7290 zł. Kolejny na liście H160 to już duży krok naprzód. Według Hegla, ten wzmacniacz można stosować do wszystkiego. Podłączony do jakiegokolwiek źródła, będzie po prostu raczyć nas wybornym brzmieniem. Nowinki przeplatają się z klasyką opatentowaną przez Benta Holtera, a nocne odsłuchy będą łatwiejsze dzięki możliwości podłączenia słuchawek. H160 nie zadrży przed większością głośników dostępnych na rynku, bo osiąga moc 250 W przy czterech omach. To świetny wynik, ale samą mocą wzmacniacz nie wygra jeszcze z konkurencją. Tym, co wyróżnia H160 jest obsługa AirPlay oraz możliwość puszczania muzyki z sieci lub z telefonu. Cyfrowe technologie Hegla mają przy tym w dużym stopniu "naprawiać" niedoskonałości wynikające ze stosowania różnych źródeł. Eliminacja szumów czy zniekształceń już na początku drogi sygnału zostawia po sobie świetne efekty. Wejścia i wyjścia analogowe, a także paleta gniazd cyfrowych to coś, co daje użytkownikowi naprawdę duże możliwości. Wszystko to sprawia, że dla wielu audiofilów H160 stał się wzorcowym wzmacniaczem ze średniej półki. No, ale... Jest jeszcze H360. W kategorii wzmacniaczy zintegrowanych to prawdziwy potwór! To połączenie firmowego dźwięku Hegla z potężną mocą. Niski poziom szumów w takiej sytuacji to zasługa przemyślanych zasilaczy, a ręcznie dopasowywane tranzystory w stopniu wejściowym są odpowiedzialne za redukcję zniekształceń harmonicznych. W tym wszystkim znalazło się miejsce na świetnej jakości DAC, funkcjonalność AirPlay czy możliwość streamingu muzyki z telefonu. W pakiecie dostajemy jeszcze referencyjne wejście USB. Współczynnik tłumienia wynosi ponad 4000, a zapas mocy to aż 420 W na kanał przy czterech omach. To już parametry, które wcześniej zarezerwowane były raczej dla nabywców wzmacniaczy dzielonych. Ten zamknięty w jednym pudełku efekt wielu lat pracy i doświadczeń ekipy Benta Holtera możemy zdobyć za, nieduże jak na możliwości H360, pieniądze - 22990 zł. Do tego flagowa integra Hegla z łatwością wtopi się w wystrój każdego pomieszczenia. Potworna moc, najlepsze komponenty, hi-endowy DAC i funkcja streamera - to wszystko dostajemy "w środku", ale jeśli chodzi o dizajn, H360 to tak samo skromne i minimalistyczne urządzenie, jak podstawowy H80.
Ostatnia nowość w katalogu norweskiej firmy to uniwersalny wzmacniacz Röst. Jego nazwa jest nawiązaniem do małej, ale malowniczo położonej wysepki na dalekiej północy Norwegii w archipelagu Lofoty. Miejsce jest niezwykle urokliwe - wystarczy zobaczyć parę zdjęć i już wiadomo, dlaczego zdecydowano się zostać przy tej kandydaturze. Przy okazji słowo to oznacza również "głos". Urządzenie miało być piękne, ale i funkcjonalne. Moim zdaniem udało się to osiągnąć - Röst może się podobać, a jego brzmienie ma być płynne, naturalne i dynamiczne, a to za sprawą dobrze znanego już systemu SoundEngine oraz świetnej sekcji przedwzmacniacza. Wbudowany DAC również sprawdza się znakomicie. Podobnie, jak w H160 i H360, także tutaj inżynierowie wyszli naprzeciw oczekiwaniom użytkowników. Doskonale zdawali sobie sprawę, że nie zatrzymają rozwoju rynku audio, więc tylko od klienta zależy, z czym Röst będzie współpracować. Aluminium i stal składają się na wytrzymałą i ekskluzywną obudowę, która tak jak u poprzedników nawiązuje do minimalistycznego wizerunku firmy. Zdecydowano się jednak na odważny krok - całość pokryto lakierem w kolorze białym. Aż ciężko uwierzyć, że ten niepozorny wzmacniacz zintegrowany może być jednocześnie multimedialnym sercem domowego systemu audio i nieważne, czy nabywca będzie prawdziwym melomanem czy człowiekiem kompletnie nie znającym się na sprzęcie. Ważne jest to, że Röst z łatwością zaaklimatyzuje się w każdym domu - nawet tym inteligentnym. Może być również używany jako streamer, a wiele przydatnych wejść i wyjść będzie na pewno uda się zagospodarować. To już nie wzmacniacz - to domowe centrum muzycznej rozrywki. Hegel po raz kolejny udowodnił, że potrafi dostarczyć nowoczesną technologię za mniej, niż życzy sobie konkurencja.
Przez morze na podbój świata
Kiedy Bent Holter zaczynał swoją karierę, na pewno nie myślał, że produkty jego firmy będą rozchwytywane na całym świecie. Sukces tego sympatycznego Norwega polega na tym, że cały czas stara się tworzyć produkty dla ludzi, wierząc, że nie trzeba mącić im w głowach. Ci, którzy mocno "siedzą" w temacie, nie dają sobie wciskać ciemnoty. Powoli o norweskiej firmie dowiadywało się coraz więcej i więcej osób. Charakterystyczne urządzenia zaczęły pojawiać się na największych wystawach, a także zdobywać ważne nagrody i wyróżnienia po testach w prasie branżowej. Największym powodem do dumy dla ekipy z Oslo jest pozytywny odzew audiofilów, którzy są dość hermetyczną grupą klientów. Nie jest łatwo przekonać ich byle czym. Jakie efekty przyniosła odwaga i upór Norwegów? Na świecie obecnie jest pięćdziesięciu trzech dystrybutorów Hegla - zarówno w Europie, jak i w bardziej egzotycznych krajach takich, jak Wietnam, Bangladesz, Indonezja, Chile, Nowa Zelandia czy Brazylia. Urządzenia tej marki cieszą się dużym uznaniem w Japonii, a prawdziwą potęgą jeśli chodzi o dystrybutorów Hegla jest jego oddział w USA. Norweskie klocki sprzedawały się tam tak dobrze, że firma nie podlega nawet pod jednego z wielu importerów obsługujących różne marki. Zamiast tego, wszystkim zajmuje się firma Hegel Music Systems USA z siedzibą w Springfield w stanie Massachusetts. W Polsce urządzenia Hegla można poznać i kupić bez najmniejszego problemu. Na liście dealerów są sklepy z takich miast, jak Warszawa, Poznań, Zielona Góra, Toruń, Wrocław, Rzeszów, Pabianice, Konin, Lublin, Kraków, Olsztyn, Katowice, Gdańsk i Białystok.
Produkty Benta Holtera są doceniane na całym globie. Być może klientów zachęcają przyznane tym urządzeniom nagrody i entuzjastyczne recenzje, których nazbierało się już co najmniej kilkaset. Nie bez znaczenia jest również stała obecność Hegla na wszystkich prestiżowych wystawach audio na świecie, od lokalnych prezentacji po imprezy takiego kalibru, jak Audio Video Show w Warszawie, High End w Monachium czy CES w Las Vegas. Tak czy siak, ekspansja trwa i kolejni dziennikarze piszą wiele dobrego o urządzeniach z mroźnej północy. Za tymi działaniami stoi także zaangażowanie pracowników i dystrybutorów Hegla, ale sporą część roboty "odwalają" sami klienci, chwaląc sprzęt tej marki na forach i portalach społecznościowych. Wymienienie wszystkich nagród, jakie otrzymały komponenty Hegla na przestrzeni ostatnich lat jest chyba niemożliwe, jednak warto wspomnieć o tych najważniejszych.
W roku 2011 przetwornik HD2 został odznaczony nagrodą Great Buy amerykańskiego GoodSound! Pod koniec roku wzmacniacz H200 został ogłoszony bezkonkurencyjnym produktem w USA, otrzymując wyróżnienie Product of The Year magazynu The Absolute Sound. Rok później Hegel postawił na monachijski High End, gdzie firma zaangażowała się w wystawę mocniej i szerzej, niż w poprzednich latach. Pod koniec roku w norweskim magazynie Watt integra H70 wygrała grupowy test, pokonując Arcama FMJ A28, Audiolaba 8200A, Rotela RA1520 czy NAD-a C375 BEE. W 2015 roku istną furorę na rynku audio zrobił wzmacniacz H160, zdobywając uznanie redaktorów europejskich miesięczników specjalistycznych. Kandydat do zdobycia nagrody EISA mógł być tylko jeden. Kumulacja miała jednak dopiero nadejść, bo w tym samym roku H160 został doceniony przez The Absolute Sound w USA. Dziś przy każdym jednym produkcie Hegla można znaleźć kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt linków do pozytywnych recenzji z całego świata. Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania, USA, Niemcy, Hiszpania, Australia, Japonia, Chiny, Australia, Francja, Szwajcaria, Włochy, Izrael, Turcja, Chorwacja, Hong Kong, Indie, Rosja, Holandia, Grecja, Słowacja i oczywiście Polska.
Co dalej?
Bent Holter musi być zadowolonym człowiekiem. Spełnionym w tym, co robi. Jednocześnie nie przestaje być tym, kim był jako student. Jego zaangażowanie jest takie samo, jak wtedy, gdy konstruował swój pierwszy wzmacniacz i miał tremę przed egzaminatorami Uniwersytetu Technicznego w Trondheim. Z małej manufaktury Hegel ewoluował do statusu wielkiej firmy, zrzeszającej wiele osób oddanych swojej pasji i pracy, jaką stał się sprzęt audio. Sieć dystrybucji na całym świecie notuje kapitalne wyniki, a multum prestiżowych nagród nie pozwala zapomnieć o marce fanom dobrego dźwięku, gdziekolwiek by nie mieszkali. Fantastyczne jest to, że Bent Holter wciąż z dużym zapałem obmyśla nowe urządzenia, dążąc do perfekcji mimo, że Hegel już dawno stał się graczem z pierwszej ligi, z iście hi-endowym sznytem.
Kiedy przygotowując się do napisania tego artykułu, czytałem i przeglądałem dostępne materiały o norweskiej firmie i jej produktach, zaczynałem coraz lepiej rozumieć klimat związany z tą marką. Uzyskałem dostęp do wewnętrznych materiałów, jakie firma rozsyła swoim dystrybutorom i dealerom. Otrzymałem odpowiedzi na moje pytania, przekazane przez specjalistę od sprzedaży i międzynarodowego ambasadora Hegla. Anders Ertzeid udostępnił nam również sporo archiwalnych zdjęć, a nawet fanarty, jakie wysyłają do biura firmy zadowoleni klienci. Uważnie przeczytałem również reportaż Z wizytą w Hegel Music Systems autorstwa Tomka Karasińskiego. Uderzyło mnie to, że Hegel to tak naprawdę paczka kumpli, naprawdę zakręconych na punkcie tego, co robią. Wiedzą na ile luzu mogą sobie pozwolić, żeby jednocześnie funkcjonować sprawnie i nie poddać się rutynie. Do tego wszystkiego są strasznie serdecznymi ludźmi, sprawiającymi wrażenie żyjących bez stresu. Fakt, zajmują się tym, co przynosi im radość i również zapewnia byt. Tworzą solidne produkty, wdrażają nowoczesne technologie, pilnują wszystkich spraw związanych z kontrolą jakości, dystrybucją i obsługą klienta, a podczas regularnych spotkań przy piwie debatują o tym, jak ludzie będą słuchać muzyki w przyszłości i jakich produktów będą wtedy potrzebowali.
To wszystko przynosi efekty, więc nie ma najmniejszych powodów do niepokoju. Mając tak doświadczoną i oddaną załogę, Bent Holter może spać spokojnie. Wszystko, co dalej się zdarzy, zależne jest tylko i wyłącznie od nich samych. Losy wielu producentów sprzętu audio to seria wzlotów i upadków, ale w tym przypadku trzeba by było bardzo się uprzeć aby zmarnować to, co Norwegowie przez wiele lat razem budowali. Przeglądając zdjęcia z wystaw, wizyt w salonach dealerskich czy odsłuchów odbywających się w firmowym biurze można odnieść wrażenie, że życie tej bandy kumpli z Norwegii to czysta frajda, ale oczywiście oprócz tych przyjemnych momentów, ich sukces opiera się na wielu, wielu godzinach ciężkiej pracy. Na szczęście chłopaki z Oslo nie tracą rezonu i doskonale wiedzą, jakich granic nie mogą przekraczać, aby Hegel mógł przekraczać kolejne.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Hegel Music Systems.
-
Pawel1965
Chyba gdzieś podświadomie czekałem na taką prezentację mojej ulubionej marki audio. Hegel Music Systems to filozofia dźwięku - pewien kanon prezentacji, tak jak kanonem filozofii są nauki Georga Hegla o systemie idealistycznym. Parę lat temu zakochałem się w H70, potem w H80, teraz jest H160 i pewnie znów, za parę lat będzie kolejne H... Taki sposób prezentacji dźwięku przemawia do mnie. To jest moje granie. Dzięki za fajny artykuł. Pozdrawiam autora i redakcję.
2 Lubię
Komentarze (1)