Bryston to kanadyjski producent elektroniki audio specjalizujący się przede wszystkim we wzmacniaczach. Sukces zapewniło mu bezkompromisowe podejście do wielu spraw, co widać nawet dziś, w dobie słuchania plików. Zamiast w pośpiechu wprowadzać do oferty streamery i stacje dokujące dopasowane do najpopularniejszych wzmacniaczy, firma proponuje swoim klientom hi-endowe połączenie transportu cyfrowego BDP-2 i przetwornika BDA-2. Przekaz jest prosty - jeśli chcecie słuchać muzyki z komputera, przynajmniej róbcie to dobrze. Kanadyjczycy mają też ciekawe i godne naśladowania poglądy w kwestii technologii produkcji i ogólnej bezawaryjności swoich urządzeń. Uznają tylko ręczną produkcję uzupełnioną wieloetapową kontrolą jakości. Każdy kawałek drutu wewnątrz obudowy jest przycinany ręcznie, a każde połączenie wielokrotnie sprawdzane. Urządzenia są także testowane tuż przed pakowaniem, czego potwierdzeniem jest karta danych technicznych wypełniona ręcznie przez kontrolera.
Rynek sprzętu audio pozostaje zdominowany przez firmy europejskie, amerykańskie i japońskie. Konsumenci zaczynają zapominać o czymś, co jeszcze niedawno stanowiło swego rodzaju gwarancję jakości. Maleńki napis "Made in..." na opakowaniu lub z tyłu urządzenia mówił właściwie wszystko. Dalej mogło być USA, Germany, UK, Japan lub Italy, ale przynajmniej było wiadomo, że klocek nie wyjechał z fabryki położonej w dżungli, do której codziennie rano dojeżdżają autobusami synowie rolników, przyuczeni na szybko do lutowania kabli czy trawienia płytek drukowanych. W pewnym momencie te napisy zaczęły znikać. Niektórzy zamiast tego pisali "Designed in..." zachowując nazwę swej ojczyzny. Inni uznali, że informacja ta jest całkowicie zbędna. Dziś za ten głupi napis trzeba płacić grubą kasę, bo tylko prawdziwi patrioci i hi-endowcy zdołali oprzeć się pokusie przeniesienia produkcji na Daleki Wschód. Chińczycy robią wiele rzeczy taniej, a niektóre nawet lepiej, niż europejskie firmy, których szefom i pracownikom poprzewracało się w głowach od dobrobytu. Szybko nauczyli się kopiować pewne rozwiązania, a nawet podrabiać kompletne produkty. Ludzie wciąż nie mają najlepszego zdania o chińskich produktach. Dochodzi nawet do tego, że dystrybutor chińskich kolumn ma do recenzenta pretensje o to, że napisał w teście, że są chińskie. Pamiętajmy jednak, że nie każdy zakład w Państwie Środka to moloch produkujący dziennie setki kontenerów z podróbkami. Jeżeli u nas powstają manufaktury oferujące audiofilski sprzęt, to dlaczego u nich miałoby ich nie być?
[English version] Hegel pojawił się na naszym rynku zaledwie kilka lat temu, a od razu narobił zamieszania. Audiofile śledzący zagraniczne rynki dobrze wiedzieli, co to takiego. Niektórzy nawet używali wzmacniaczy czy odtwarzaczy tej marki kupionych gdzieś za granicą. Dla pozostałych był to swego rodzaju szok. No bo do czego to podobne, żeby nowa firma wchodziła na lokalne podwórko z takim przytupem, zbierała tak dobre recenzje i wywoływała na forach internetowych większy ruch, niż zdjęcia panienek w samych słuchawkach i naparzanki jednego wiejskiego głupka z drugim. Hegel szybko się w naszym kraju obronił i ustabilizował swoją pozycję, w pewnym sensie wstrzelając się w oczekiwania sporej grupy audiofilów. Norweskie klocki są minimalistyczne, ale zrobione z głową i nafaszerowane oryginalnymi rozwiązaniami. Firma nie została założona przez speców od marketingu - tworzy ją grupa kolegów, z których jeden będąc jeszcze na studiach opracował koncepcję wzmacniacza, która miała eliminować wady tradycyjnych układów. Za największy problem uznał on sprzężenie zwrotne. Jego obecność powoduje zniekształcenia dźwięku, ale całkowite pozbycie się sprzężenia zwrotnego sprawia, że wzmacniacz staje się słaby i bardzo kapryśny. Bent Holter, bo o nim mowa, wpadł na pomysł umożliwiający znalezienie złotego środka - uzyskanie wysokiej mocy przy niskich zniekształceniach. Rozwiązaniem zainteresował się duży koncern telekomunikacyjny - Telenor. Firma wyłożyła pieniądze na dalsze dopracowywanie tej technologii w zamian za udziały w nowej firmie Holtera. Tak narodził się Hegel.
Audiolab to brytyjska marka założona w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku przez dwóch audiofilów. Pierwszy nazywał się Philip Swift, a drugi Derek Scotland. Ich pierwszym produktem był wzmacniacz zintegrowany oznaczony symbolem 8000A. Konstrukcja cieszyła się takim zainteresowaniem, że wkrótce w katalogu pojawił się także tuner 8000T, przedwzmacniacz gramofonowy 8000PPA i monobloki 8000M. W 1997 roku Audiolaba kupiła firma TAG McLaren, której ambicją było stworzenie całej linii hi-endowych urządzeń i wdarcie się na ten niełatwy, specjalistyczny rynek. Powstały między innymi bardzo nowatorskie kolumny, których obudowy inspirowane były bolidami Formuły 1. Wszystko to znalazło jednak odzwierciedlenie w cenach urządzeń, a cała idea chyba nie przemawiała do audiofilów, z których wielu wolało jednak tradycyjne skrzynki i konserwatywne podejście do sprawy. Koniec końców operacja przekształcenia Audiolaba w hi-endową perełkę pod nazwą TAG McLaren się nie udała.
Darek