Oberschlesien - IV
- Kategoria: Metal
- Ludwik Jasiński
Lubię metal, ale - podobnie jak w przypadku jazzu - jestem bardzo wybredny. Mam również pewne granice "łojenia", których nie przekraczam. Fani zarzucania grzywami z pewnością zaśmieją się, kiedy napiszę, że nie lubię - jak to mówią - metalu typu "dwa akordy, darcie mordy". Najprawdopodobniej wynika to z faktu dorastania z wczesnym proto-metalem z lat siedemdziesiątych, gdzie oprócz ciężkich riffów było zawsze miejsce na znakomity wokal, instrumentalną finezję i psychodeliczne zakrętasy. Oczywiście zdarza się, że sięgam po coś mocniejszego i współczesnego jak choćby Septicflesh czy Mastodon. Jest jednak pewien haczyk - aby tak się stało, muszę w tym wszystkim słyszeć jakiś pomysł. Oba wymienione zespoły dość szybko ewoluowały, odchodząc od bezmyślnego łupania w kierunku coraz bardziej melodyjnych i rozbudowanych kompozycji. Muzykę zespołu Oberschlesien określiłbym jako "śląski Rammstein", a że niemieckiej ekipy nie lubię, czekało mnie co najmniej ciekawe doświadczenie. Postawiłem sobie jednak za punkt honoru napisać recenzję albumu, którego sam nigdy bym sobie nie włączył. Przekonajmy się, czy mi się to udało i czy nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Jak się okazuje, nie tylko ja uznałem "IV" za wyzwanie. Wydawca wersji analogowej - Ministerstwo Dźwięku - również traktuje ten krążek jako pewien sprawdzian swoich umiejętności realizatorsko-inżynieryjnych. Celem było stworzenie metalowego albumu, który będzie bez problemu mógł konkurować - przynajmniej brzmieniowo - z audiofilskimi samplerami. I muszę przyznać, że poniekąd rozumiem tę ideę. W metalu (zwłaszcza tym współczesnym) jakoś tak się utarło, że na nagraniu albo dominują wysokie tony, a gitary basowej i stopy perkusyjnej nie słychać prawie w ogóle albo materiał jest tak zamulony milionem informacji, które zespół próbuje zagrać, że i tak niewiele elementów można rozróżnić. Nie wspominając o płytach, które specjalnie zrealizowano w sposób iście garażowy, aby dodać im klimatu i na domiar złego nagrano wszystko na tanią kasetę magnetofonową. Oczywiście zdarzają się wyjątki, zwłaszcza w przypadku metalu symfonicznego czy progresywnego, gdzie istotna jest precyzja, jednakże nawet na przykładzie wspomnianego wcześniej Mastodona mogę powiedzieć, że wczesny repertuar tej grupy do najlepiej nagranych nie należy. Słuchanie go z 45-obrotowych wydań winylowych niewiele pomaga. Dzieje się tak dlatego, że już na poziomie nagrania w studio, a potem masteringu, nie postarano się o odpowiednią czytelność. I tu wchodzi Ministerstwo Dźwięku, które w przypadku płyty Oberschlesien postanowiło wziąć sprawy w swoje ręce. Zanim jednak przejdziemy do kwestii technicznych, wróćmy do opisywanego albumu.
Oberschlesien (niem. Górny Śląsk) to zespół industrial metalowy z Piekar Śląskich, którego muzycy śpiewają gwarą, najczęściej o folklorze, drugiej wojnie światowej lub po prostu śląskiej dumie, a grają jak wspomniany już Rammstein. Jeżeli chodzi o wokal, to mamy tutaj typowe nawiązania do tego niemieckiego giganta, czyli charakterystyczną intonację podczas recytacji głębokim, ochrypniętym głosem, a od czasu do czasu mocniejsze wydarcie się lub wspólny chór. Na albumach "III" i opisywanym "IV" pojawia się również delikatny, żeński głos, będący zasługą gościnnie zaproszonych Karolinki Skiby i Pauliny Matysek. Na "Czwórce" słyszmy już wyłącznie Matysek, która oprócz śpiewania gra na klawiszach. Mogę być jedynie wdzięczny, że zespół postanowił zaprosić panią Paulinę do swojego składu na stałe, ponieważ jej obecność znacząco poprawia odbiór całości i dodaje kompozycjom zróżnicowania, którego tak bardzo brakowało na pierwszych dwóch krążkach Oberschlesien. Tym bardziej, że Paulina Matysek ma bardzo ciekawą barwę głosu. Nieco rozmarzoną, dziewczęcą, czystą, przeciągłą, w niektórych utworach stanowiącą osobny instrument. W pewnym momencie Matysek dociera nawet do bardzo wysokich, imponujących rejestrów. Jest to całkowite przeciwieństwo akompaniującej jej muzyki i męskich, ochrypniętych, niskich głosów. Kontrast ten sprawia, że "IV" słucha mi się zdecydowanie najprzyjemniej z całej dotychczasowej dyskografii zespołu, bo nie jest monotonnie. Zresztą, zespół w tej chwili ma aż czwórkę wokalistów!
To niestety nie znaczy, że zacząłem szaleć za Oberschlesien. Wniosek z wielokrotnego odsłuchu "IV" mam taki, że najchętniej usłyszałbym Panią Paulinę w innym repertuarze, solo. Moim zdaniem idealnie pasowałaby do folkowo-akustycznych utworów, co zresztą znakomicie prezentuje również i tutaj w kilku miejscach (na przykład pięknie zaśpiewane a capella fragmenty ludowe z utworu "Annaberg"). Natomiast reszta zespołu... Niby jest jakaś różnorodność instrumentalna i wokalna pomiędzy utworami, niby są od czasu do czasu dobre teksty, skłaniające do refleksji, jak choćby przenośnia o nadawaniu kodów kreskowych obywatelom w "Szteruje Mie To!", ale w ogólnym rozrachunku Oberschlesien nie grzeszą ambicją. Chyba najbardziej wybija się tutaj utwór "Za Wiela", który jest zaskakująco melancholijny, ma bardzo dobry tekst, elektroniczną aranżację wprawiającą w trans i świetną linię melodyczną. Reszta piosenek czy słów jest bardzo, ale to bardzo prosta, żeby nie napisać, że prostacka. Jasne, można się od czasu do czasu pośmiać, na przykład z utworu "Chachary", w którym słyszymy o pijakach, którzy chronią się przed COVID-em przy pomocy gorzały i "wszystko w rzyci mają". W dobrej zabawie zdecydowanie pomaga tutaj śląska gwara, która potrafi zabrzmieć bardzo pociesznie. Niemniej na dłuższą metę nie jestem w stanie powiedzieć, aby tego typu instrumentacje do mnie przemawiały.
A o jakich instrumentacjach mowa? Metalicznych pobrzękiwaniach młota uderzającego o stalowe rury, elektronicznych piskach keyboardu, rykach gitar elektrycznych i powtarzalnym, łupiącym po głowie rytmie wygrywanym przez basówkę i kotły perkusyjne. To wszystko połączone ze wspomnianymi wokalami tworzy dwojaki klimat, w zależności od utworu. Z jednej strony poczułem się jak w jakimś undergroundowym klubie w Berlinie, umieszczonym w brutalistycznym, częściowo opuszczonym gmachu z grubych, betonowych płyt. Z drugiej zaś jak na biesiadzie lub hucznym weselisku, na którym ma być "umpa-umpa" i granie "pod nóżkę". W jednym z takich "imprezowych" utworów wpleciono nawet dżingiel "Lata z radiem", co tylko podkreśliło w moim odczuciu (zapewne zamierzoną) przaśność tej piosenki. Jednakże nawet najbardziej karczemne rytmy z tego albumu okraszone są elektroniczno-metalową otoczką, a więc nie zapominamy, że to nie imieniny cioci. Chociaż sądzę, że gdyby DJ puścił Oberschlesien, to ciocia byłaby pierwsza do wywijania pijanych pląsów na parkiecie.
Podobną aurę industrialnego łomotu wzbudza warstwa wizualna. Wszystkie płyty grupy charakteryzują się czarnymi okładkami "okutymi" dookoła metaliczną ramką i dumnie zaprezentowanym logiem na froncie. W przypadku "IV" jest podobnie i w limitowanym do 500 sztuk wydaniu winylowym Ministerstwa Dźwięku wygląda to obłędnie, ponieważ "metalowe" elementy okładki są błyszczące i lakierowane, a czerń tła ma matowe wykończenie. Niestety dobre pierwsze wrażenie trochę blednie, kiedy przyjrzymy się dokładniej. Po pierwsze okładka analogu - chociaż ładna - nie jest rozkładana i na grzbiecie zabrakło tytułu i nazwy zespołu. Po drugie wersja kompaktowa ma na okładce wypukłe tłoczenia, a winylowa - zaskakująco - nie. Po trzecie sam design okładki jest tak łudząco podobny do poprzedniego albumu zespołu, "III", że widząc obie pozycje obok siebie na serwisie streamingowym, prawie się pomyliłem. Co ciekawe, na czarnej płycie zmieniono zupełnie kolejność utworów, tak aby zmieściły się na jednym krążku. Na tyłach okładek fizycznych wydań powita nas feeria logotypów firm i organizacji, które zasponsorowały wydanie "IV", a wśród nich znajdziemy takie ciekawostki jak polski producent glanów Steel, czy... producent sprężarek śrubowych. Możliwe, że niektóre z nich zostały nawet wykorzystane w nagraniach do uzyskania tych metalicznych dźwięków?
Dobrze, ale miałem w końcu napisać o brzmieniu tego limitowanego - i zresztą pierwszego w historii zespołu - analogu. Z dziennikarskiego obowiązku muszę wspomnieć, że marketingowy opis tego wydania jest nieco mylący. Został tak sformułowany, że można odnieść wrażenie, jakoby ekipa Ministerstwa Dźwięku stała za całym procesem tworzenia albumu "IV" od A do Z. W rzeczywistości samo nagranie oraz wydanie wersji cyfrowej i kompaktowej miało miejsce całe dwa lata wcześniej z ramienia innej wytwórni, a Ministerstwo zajęło się "tylko" masteringiem, tłoczeniem i wydaniem czarnej płyty. Tylko i aż, ponieważ zadanie uzyskania znakomitego brzmienia, jakie postawili sobie inżynierowie pracujący przy tym projekcie, zostało wykonane w stu procentach. Cokolwiek by nie mówić o samej muzyce, nagranie wypada kapitalnie od strony realizatorskiej. Nie miałem okazji porównać go ze srebrnym krążkiem, ale ze streamingiem już tak. Wnioski? Przesyłana strumieniowo wersja (w 44,1 kHz przy 16 bitach) brzmi płasko, banalnie, nawet mógłbym rzec, że ospale i bez polotu. Tymczasem wersja analogowa chwyta słuchacza za fraki i rzuca nim o ścianę. Bas schodzi niezwykle nisko i potężnie pomrukuje, uderzenia o metalowe obiekty są niezwykle klarowne i dzwonią nam w uszach na długo po wybrzmieniu, gitary tworzą swoistą ścianę dźwięku, ale nie przykrywają pozostałych elementów, a wokale (nawet te chrapliwe, męskie) przepięknie niosą się po pokoju za sprawą znakomitej głębi. Rzeczywiście, słychać wszystko jak na dłoni. Nie ma problemu z odróżnieniem od siebie partii instrumentów i nie ma tu mowy o typowo metalowej realizacji, w której nie słychać połowy zespołu. Po raz kolejny jestem pod naprawdę olbrzymim wrażeniem kunsztu realizatorskiego Ministerstwa Dźwięku.
Czwarty album Oberschlesien to - przynajmniej w moich oczach - najlepszy materiał, jaki do tej pory wydała górnośląska kapela. Oczywiście to nadal nie moja bajka i zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że rzutuje to nie tylko na moją końcową ocenę, ale również jej wiarygodność. Byłbym jednak głupcem, gdybym po przesłuchaniu całej dyskografii nie dostrzegł, że w jakiś tam mniejszy lub większy sposób zespół ewoluuje i to w bardzo dobrym kierunku, co zdecydowanie słychać na "IV". Jeśli Paulina Matysek będzie zajmowała coraz bardziej prominentną rolę w nagraniach, a swawolną tupaninę przekuje się w utwory pokroju "Za Wiela" czy folkowo-ludowe motywy z "Annaberg", to możemy doczekać się czegoś znacznie ciekawszego. Natomiast fanom takiego grania, jakie Oberschlesien prezentuje obecnie, mogę jedynie szczerze polecić wydanie winylowe, ponieważ jest absolutnie kapitalne od strony brzmieniowej. Pytanie tylko, czy fani industrial metalu mają w ogóle w domu gramofon...
Artysta: Oberschlesien
Tytuł: IV
Wytwórnia: Divinarium Records (CD), Ministerstwo Dźwięku/DNA Audio (LP)
Rok wydania: 2021 (CD)/2023 (LP)
Gatunek: Metal, Industrial Metal
Czas trwania: 37:00
Ocena muzyki
Ocena wydania
Komentarze