Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Erzetich Charybdis

Erzetich Charybdis

W latach dziewięćdziesiątych, kiedy zachłysnęliśmy się tak zwanym zachodnim stylem życia, największymi obelgami wobec sprzętu audio oraz wszelkiej maści urządzeń do użytku domowego były takie słowa jak "garażowy" czy "małoseryjny", a ręczna produkcja budziła u klientów odrazę. Najpiękniejsze wydawały nam się towary produkowane masowo. Urzekały nas swoją powtarzalnością i idealnym wyglądem. Pokochaliśmy nawet frytki i hamburgery pakowane w kolorowe pudełka, prezentujące się tak, jakby zrobiła je maszyna. Aktualnie obserwujemy odwrotny trend. Niemal w każdej dziedzinie życia szukamy czegoś naturalnego, prawdziwego, naznaczonego dotykiem ludzkiej ręki. Przejadł nam się plastik i zapach taśmy produkcyjnej. Masówka jest oznaką złego smaku, zacofania mentalnego, biedy, braku wrażliwości na kwestie ekologiczne, zdrowotne i społeczne. Gdzie tylko można, chcemy otaczać się rzeczami, które stworzył człowiek, nad którymi ktoś pracował, w które włożył całe swoje serce, pasję i doświadczenie. Szefowie kuchni chcą posługiwać się nożami stworzonymi przez profesjonalnych knifemakerów. Miłośnicy motocykli marzą o maszynie wykonanej na zamówienie, idealnie dopasowanej do wymiarów ich ciała. Nawet kebab musi być kraftowy, a lody - rzemieślnicze. Nie dotyczy to jednak elektroniki. Trudno sobie wyobrazić smartfon, komputer lub telewizor wykonany przez grupę hobbystów w garażu na przedmieściach. A co ze słuchawkami? Na pierwszy rzut oka to równie karkołomne przedsięwzięcie. Byle jakie nauszniki być może dałoby się zmontować ręcznie, ale takie z najwyższej półki? Takie, które mogłyby rywalizować z flagowymi modelami potężnych firm, takich jak Sennheiser, Audio-Technica czy Focal? Rozsądek podpowiada, że lepiej zostawić taki pomysł w sferze marzeń, ale szczęście są na świecie zapaleńcy, którzy się takich projektów podejmują. Jednym z nich jest Blaž Erzetič.

Zawodowa ścieżka pana Erzetiča chyba prędzej czy później musiała doprowadzić go do projektowania sprzętu audio. Blaž studiował elektronikę, ale później jego zawodowa ścieżka była związana z obrazem, bowiem pracował jako grafik, ilustrator i fotograf. Oprócz tego wykładał na dwóch słoweńskich uniwersytetach. Jedną z jego wielu pasji była muzyka, dlatego jeszcze w liceum zaczął grać na gitarze w zespole, który założył z kilkoma przyjaciółmi. Próby odbywały się, a jakże, w garażu. Dziesięć lat później działalność ta nabrała bardziej profesjonalnych kształtów. Erzetič wydał cztery albumy - jeden z amerykańską wytwórnią Wampus Multimedia, dwa z niemieckim labelem Black Rain i jeden pod własnym szyldem, Neversun. Przez pewien czas Blaž pracował również jako inżynier dźwięku - zarówno na scenie, jak i poza nią. Chcąc przekuć swoje doświadczenia i wrażliwość estetyczną w coś namacalnego, w 2012 roku postanowił założyć własną firmę - Erzetich. Skoncentrował się na słuchawkach i wzmacniaczach słuchawkowych, ponieważ właśnie takie systemy pociągały go najbardziej, zapewniając bliski, intymny kontakt z muzyką. Całe przedsięwzięcie było gruntownie przemyślane. Blaž uznał, że jest w stanie osiągnąć swój cel, łącząc wiedzę z zakresu elektroniki, akustyki i designu. Jego pierwsze dzieła były dość skromne, ale wyróżniały się brzmieniem, nieszablonowym wyglądem, wykorzystaniem naturalnych materiałów i pociągającą aurą audiofilskiego rękodzieła.

"Przedmioty tworzone ręcznie mają duszę i niosą ze sobą ludzką energię ich konstruktora, wkraczając w dziedzinę sztuki. Dlatego proces tworzenia naszych urządzeń bardziej przypomina produkcję instrumentu muzycznego niż sprzętu elektronicznego. Nienawidzimy natychmiastowej technologii jednodniowej, która prowadzi do gromadzenia się niepotrzebnych śmieci. Nasze produkty wykorzystują wysokiej jakości materiały, takie jak drewno, stal, żelazo, aluminium i akryl. Struktura samych produktów jest taka, że są użyteczne - wszystko można naprawić lub zmienić, dzięki czemu są trwałe i, w dłuższej perspektywie, tańsze. Nasz sprzęt jest wytwarzany w Słowenii. Mamy warsztat w lasach Trnovo (dystrykt Aglomeracji Lublany), w którym wytwarzamy wszystkie nasze drewniane części. W innym warsztacie, niedaleko, montujemy wszystkie części, a także pracujemy z elektroniką. Tam prowadzimy również nasze prace rozwojowe i testowe. Korzystamy w jak największym stopniu z lokalnych źródeł, dzięki czemu możemy łatwo monitorować jakość części (cięcie CNC i laserowe metali, malowanie, pakowanie). Oczywiście nie jest możliwe, aby wszystkie komponenty były produkowane w Słowenii, ani nawet w UE, więc te części pochodzą z innych miejsc (Japonia, Chiny, USA). Podsumowując, jesteśmy dumni z naszego dziedzictwa, lokalizacji i kultury. Chcemy zaoferować Ci produkt z kawałkiem naszej ziemi i kawałkiem nas, jako mieszkańców tego małego miejsca w Europie Środkowej." - pisze Erzetich na swojej stronie internetowej.

Aktualny katalog słoweńskiej manufaktury to podróż po krainie bogów i stworzeń z mitologii greckiej. W zakładce ze słuchawkami znajdziemy takie nazwy jak Thalia (muza komedii), Mania (bogini świata podziemnego i śmierci), Phobos (uosobienie strachu) i Charybdis (potwór morski czyhający na żeglarzy po obu stronach cieśniny Cieśniny Mesyńskiej). Wzmacniacze nazwano natomiast Bacillus, Bacillus Tilia, Perfidus, Deimos, Scylla i Medousa. Chyba tylko Perfidus wygląda jak "normalny sprzęt". Cała reszta ma albo dziwne kształty, albo jest wykonana częściowo z drewna, albo jedno i drugie. Łącząc mitologiczne nazwy, nietrudno zauważyć, że mamy tu dwa gotowe systemy. Deimos został zaprojektowany jako partner dla słuchawek Phobos, a z flagowymi nausznikami Charybdis parę tworzy Scylla - to drugie morskie monstrum grasujące w tym samym miejscu, w którym można było spotkać Charybdę. Widząc taki nietuzinkowy, butikowy sprzęt, można by było pomyśleć, że jest on ekstremalnie drogi, ale ceny startują od 2799 zł za najmniejsze nauszniki Thalia i 3599 za wzmacniacz Bacillus Tilia. Dla wymagających audiofilów szczególnie łakomymi kąskami wydają się być dwa modele planarne - Phobos (9999 zł) i właśnie Charybdis (13999 zł).

Erzetich Charybdis

Wygląd i funkcjonalność

Pierwsze oficjalne informacje na temat flagowego modelu słoweńskiej wytwórni pojawiły się na początku 2023 roku. Dowiedzieliśmy się z nich, że historia całego projektu jest banalnie prosta. Jeśli myślicie, że Blaž Erzetič, zainspirowany pozytywnymi recenzjami i pewny swoich umiejętności, postanowił stworzyć najlepsze słuchawki na świecie, to nie tak. Pewnego dnia firma dostarczająca przetworniki do słuchawek produkowanych wcześniej zgłosiła się do niego z zapytaniem, czy nie chciałby przetestować zupełnie nowych, eksperymentalnych driverów planarnych. Słoweńskiego konstruktora nie trzeba było na to długo namawiać - zamówił prototypowe egzemplarze, a po odsłuchu doszedł do wniosku, że należy jak najszybciej ten diament oszlifować. Pierwsze muszle zostały wydrukowane w technologii druku 3D i wymagały dostrojenia, ale wyniki okazały się bardzo obiecujące. Prawdziwym przełomem miało być zastąpienie nauszników z tworzywa sztucznego dużymi blokami frezowanego aluminium. Erzetich twierdzi, że sztywność tego materiału dodała brzmieniu kolejny wymiar. Od tego momentu prace nad nowym flagowcem przyspieszyły. Pozostałe elementy można było, z mniejszymi lub większymi poprawkami, skopiować z modelu Phobos.

W tym miejscu warto jednak na chwilę się zatrzymać. Choć od wprowadzenia modelu Charybdis na rynek minęły niespełna dwa lata, widać, że słuchawki sprzedawane obecnie różnią się od tych z początku produkcji. Pierwsze egzemplarze poznamy przede wszystkim po tym, że zamiast gniazd w nausznikach mają króciutkie przewody wychodzące bezpośrednio z muszli, zakończone 4-pinowymi wtykami mini XLR. Tak nietypowe rozwiązanie firma tłumaczyła tym, że przy tak ogromnych przetwornikach w muszlach nie było wystarczająco dużo miejsca do osadzenia standardowych gniazd. Najwyraźniej średnio spodobało się to klientom, ponieważ nowa wersja ma już klasyczne gniazda, które osadzono w plastikowych nakładkach przymocowanych do muszli od spodu. Słuchawki wydają się przez to jeszcze większe, ale użytkownik może wygodnie odpinać i zmieniać kable, a z nauszników nie wystają żadne "dzyndzle", które przeszkadzają, gdy chcemy odłożyć sprzęt na stojak lub do futerału. W jednej z recenzji przeczytałem, że wczesne egzemplarze były pakowane w niewielkie, skromne pudełko. To też jest już nieaktualne, a dlaczego - tym zajmiemy się za chwilę. W ślad za tymi zmianami poszła także drobna korekta cennika, choć patrząc na to, ile za swoje topowe hełmofony liczy sobie konkurencja, 13999 zł to na pierwszy rzut oka zupełnie sensowna propozycja. Niektórzy miłośnicy wyczynowych słuchawek powiedzieliby, że w dzisiejszych czasach to już taka wyższa klasa średnia, a nie żaden hi-end.

Charybdy przyjechały do naszej redakcji w dużej, profesjonalnej, metalowej walizce. Przy odrobinie szczęścia zmieściłby się w niej porządny wzmacniacz albo przetwornik cyfrowo-analogowy. Firmowe emblematy na chromowanych tabliczkach świadczą o tym, że "kejs" został albo wykonany na zamówienie Erzeticha, albo delikatnie zmodyfikowany w jego warsztacie. Pancerny futerał nie jest może tak elegancki jak te, w jakie pakowane są Audio-Techniki ATH-ADX5000 albo Final Audio Design D7000 (pod tym względem Japończycy konkurują chyba tylko sami ze sobą), ale obciachu z całą pewnością nie ma. Dla słoweńskiego konstruktora, podobnie jak dla każdego zawodowego muzyka czy inżyniera dźwięku, takie walizki są nieodłącznym elementem pracy. Audiofile na pewno zauważą to dyskretne nawiązanie do świata sesji nagraniowych i występów na scenie, ale najważniejsze jest to, że zawartość takiego opakowania jest całkowicie bezpieczna. Świadczyć o tym może chociażby fakt, że wysyłając do nas flagowe słuchawki Erzeticha, dystrybutor nie włożył aluminiowej skrzyni w żaden zewnętrzny karton. Po co? Walizka została owinięta cienką warstwą folii bąbelkowej i na tym koniec. Zdziwiłem się, bo w końcu jest to dość drogi produkt, a opakowanie jest jego częścią, ale może faktycznie nie było sensu się pierniczyć. Aby zniszczyć lub nawet wgnieść taką walizkę, kurier musiałby się naprawdę mocno postarać. A czy jest to istotne z punktu widzenia kogoś, kto przez 95% czasu będzie używał opisywanych słuchawek w domu, w komfortowych warunkach? Cóż, tu jak zwykle w takich przypadkach pojawiają się wątpliwości. Wielu klientów chętnie zamieniłoby ten "kejs" na coś w stylu stojaka na biurko lub skórzanego etui, które można włożyć do plecaka lub torby podróżnej. Aluminiowy futerał prędzej czy później wyląduje na strychu lub w garażu, a w najlepszym wypadku stanie się "ozdobą" gabinetu lub garderoby.

Zanim przejdziemy do samych nauszników, warto przyjrzeć się akcesoriom, które otrzymujemy w zestawie. Certyfikat z ręcznie wypisanym numerem seryjnym i podpisem osoby odpowiedzialnej za ostateczną kontrolę jakości - zaliczone. Miękki woreczek z firmowym emblematem - zaliczone. Niestety jest on dość mały, więc w praktyce posłuży bardziej do przechowywania dodatków niż słuchawek. Zaraz, a to co? Pasek zakończony karabińczykami. Tak, zgadliście - to właściwie element wyposażenia walizki, który dostajemy na wypadek, gdybyśmy chcieli zarzucić taki bagaż na ramię i wybrać się ze słuchawkami na miasto. Kto nigdy nie marzył o tym, aby wejść do salonu z hi-endowymi wzmacniaczami lampowymi i odtwarzaczami przenośnymi z lśniącą walizką noszoną niczym wypchana gratami listonoszka, na pewno nie doceni gadżeciarskiego waloru tego paska (a historii tego swetra...). Coś, co bardzo mnie ucieszyło, a czego nie udałoby się dokupić, gdyby producent o to nie zadbał, to zapasowe pady. Nie dość, że w efekcie dostajemy dwa komplety poduszek, to jeszcze oba różnią się materiałem, którym zostały obszyte. Jedne są skórzane, a drugie wykończone alcantarą. Zmiana ma niewielki wpływ na brzmienie, jednak nie oszukujmy się - o wyborze jednej z opcji zdecydują względy praktyczne i osobiste preferencje każdego użytkownika. Ja wolę welurowe poduchy, ale skóra wybrana przez słoweńską manufakturę ani trochę mi nie przeszkadzała. Miłym gestem ze strony producenta byłoby dołączenie do zestawu jakiegoś narzędzia umożliwiającego szybki i bezpieczny montaż padów. Ich demontaż to kwestia pięciu sekund, ale założenie nowych wymaga cierpliwości lub użycia czegoś, czym delikatnie można podważyć "fałdkę", na której poduszki się trzymają. Być może większość klientów nie zrobi tego nigdy albo przeprowadzi ten zabieg raz i zapomni o sprawie na długie lata, ale jakiś mały, plastikowy, łagodnie wyprofilowany haczyk na pewno nie kosztowałby majątku, a mielibyśmy poczucie, że Erzetich pomyślał o wszystkim.

Najważniejszym elementem wyposażenia jest kabel, który prezentuje się naprawdę luksusowo. Bardziej przypomina hi-endowy interkonekt niż przewód do słuchawek. Jego zasadnicza część została zabezpieczona czarnym oplotem ochronnym, natomiast po rozdzieleniu na dwa kanały widzimy już znacznie cieńsze odcinki z przezroczystą izolacją i prześwitującym spod niej miedzianym ekranem. Główny kabel zakończony jest 4-pinowym XLR-em. Abyśmy mogli podłączyć Charybdy do dowolnego urządzenia wyposażonego w standardowe, występujące w naturze znacznie częściej wyjście 6,3 mm, producent dorzucił do kompletu krótką przejściówkę na taki właśnie wtyk. Mamy więc takie dwa w jednym, co niewątpliwie cieszy, bowiem kupując hi-endowe słuchawki, nierzadko trzeba od razu doliczyć sobie kilkaset złotych na zakup kabla w wersji zbalansowanej. Minus jest taki, że fabryczny przewód jest moim zdaniem zbyt sztywny i kłopotliwy w użytkowaniu. Na początku obawiałem się, że jedynym problemem będzie dopasowanie słuchawek do mojej głowy, ale nie - tu wszystko poszło gładko, za to kabel naprawdę mi przeszkadzał. Po kilku próbach ułożenia go po dobroci postanowiłem go unieruchomić, ale oswobodził się, zrzucając kilka przedmiotów z biurka. Później dokonałem jeszcze jednej modyfikacji - owinąłem miękkim materiałem miedziane żyłki w okolicach splittera, ponieważ gdy ocierały się o siebie (co jest raczej nieuchronne, jeśli podczas odsłuchu wykonujemy jakiekolwiek ruchy), odgłosy tego procederu przenosiły się na słuchawki. I nie była to drobnostka. Wrażenie było takie, jakby ktoś drapał i stukał paznokciami w muszle. Rozumiem, że Erzetich chciał, aby przewód dołączony do jego flagowych słuchawek wyglądał okazale i zapewniał jak najlepsze brzmienie, ale moim zdaniem względy praktyczne są równie ważne. Gdybym miał używać takich nauszników regularnie, już po kilku dniach zacząłbym się rozglądać za kablem, który można kulturalnie ułożyć i zapomnieć o nim podczas odsłuchu.

I wreszcie to, na co wszyscy czekali - danie główne. Muszę przyznać, że z takimi słuchawkami nie miałem jeszcze do czynienia. Są potężne. Ogromne muszle, grube pady, imponujący pałąk z włókna węglowego z pięknie ponacinanym skórzanym paskiem i metalowe "widelce" i prowadnice służące do regulacji rozmiaru słuchawek, które poruszają się płynnie, ale z dużym oporem - każdy element z osobna robi duże wrażenie, a gdy składają się na tak oryginalny produkt, trudno się nim nie zachwycić. Od początku wiedziałem, że Charybdy są wyjątkowe, ale dlaczego? Przecież miałem do czynienia z wieloma dziwnymi, ekstragawanckimi, często kosmicznie drogimi nausznikami. Niedawno zostałem nawet zaproszony na odsłuch Sennheiserów HE 1, ale ponieważ było to już moje czwarte czy piąte spotkanie z tym ekstremalnie hi-endowym urządzeniem, przyjechałem, posłuchałem, zrobiłem kilka zdjęć i wróciłem do domu bez większych emocji. Nie zrozumcie mnie źle - gdybym dostał takie słuchawki w prezencie, prawdopodobnie zaliczyłbym nieprzespaną noc, a kolejny dzień zacząłbym od przemeblowania, aby ten niemiecki statek kosmiczny został odpowiednio wyeksponowany i stanął na meblu godnym dźwigać jego marmurowy majestat. Dosłownie dwa tygodnie później odebrałem paczkę z Charybdami, które kosztują - uwaga, ta liczba szokuje - niecałe 5% kwoty, którą trzeba teraz wyłożyć na HE-1. Tak, wiem, w skład topowego zestawu Sennheisera wchodzi też lampowy wzmacniacz z wbudowanym DAC-em, a między przetwornikami elektrostatycznymi a planarnymi istnieje spora różnica, ale mimo wszystko te produkty powinny być nieporównywalne, należeć do dwóch różnych światów. Tymczasem otwieranie, oglądanie, przymierzanie i oczywiście odsłuch flagowych nauszników Erzeticha dostarczyły mi tyle frajdy, że aż zacząłem wysyłać wiadomości i zdjęcia do znajomych (co robię rzadko, bo z reguły moje zawodowe przygody interesują ich mniej niż to, czy oglądałem ostatnio jakiś dobry film). Dziwne, prawda?

Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, dlaczego zabawa ze słoweńskimi słuchawkami tak mnie pochłonęła. Krótko mówiąc, chodzi o to, że są one naprawdę wyjątkowe. Niepowtarzalne. Zaprojektowane i wykonane w całkowicie bezkompromisowy sposób. Zacznijmy od rozmiarów i masy. Patrząc z boku, Charybdy zakrywają użytkownikowi większą część głowy. Aluminiową muszlę z wycięciami układającymi się w kształt krzyża (brakuje tylko litery "R", abyśmy otrzymali logo pewnego niemieckiego zespołu metalowego) trudno jest objąć dłonią. Waga pokazuje dokładnie 740 g. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek testował cięższe słuchawki. Pałąk z włókna węglowego niewiele w tej materii zmienia. Co ciekawe, ogromne muszle obracają się swobodnie we wszystkich kierunkach, więc nie dość, że Charybdy są ciężkie, to jeszcze bywają dość niesforne. Najlepiej jest je trzymać i odkładać w odpowiedni sposób, panując nad ich kształtem. Najlepsze jest jednak to, że mimo swych rozmiarów i surowego, industrialnego stylu flagowce Erzeticha są całkiem wygodne. Okalają uszy jak wielka, miękka poducha. Jasne, nie są to słuchawki do biegania i jazdy na rowerze, ale jeżeli dobrze dopasujemy je do głowy i nie będziemy wykonywać gwałtownych ruchów, dbając o to, aby środek ciężkości pałąka nie przesuwał się do przodu ani do tyłu, nawet kilkugodzinny odsłuch nie będzie żadnym problemem. Nie zakończymy go, mówiąc "ufff…".

Spotkanie z Charybdami jest jak zderzenie z czołgiem. To są nauszniki z innej planety. Stworzone w warsztacie, a nie w laboratorium. Pachnące skórą i maszynami do obróbki metalu, a nie plastikiem i sklepem z częściami komputerowymi. Mimo to są zrobione pięknie, z klasą i dbałością o szczegóły.

Jedno jest pewne - trzeba wykazać się dużą odwagą, aby stworzyć tak nieszablonowy sprzęt. Wydaje mi się, że absolutnie nie przeszłoby to w żadnej "normalnej" firmie, to jest takiej, w której decyzję o wdrożeniu nowego modelu do produkcji podejmuje więcej niż jedna osoba. Już na wczesnym etapie testowana prototypu ktoś założyłby takie słuchawki na głowę, spojrzał na ich masę i przestraszył się, że będzie to wielka komercyjna klapa, a klienci będą się z takiego wynalazku śmiali się dłużej niż fani motoryzacji z Multipli. Wbrew pozorom większość producentów słuchawek gra ostrożnie. Zanim inżynierowie siądą do desek kreślarskich, firma prowadzi długie i szeroko zakrojone badania rynku. Jeżeli okaże się, że ludzie szukają słuchawek, które mają dużo basu, długi kabel i czerwony pałąk, cała praca projektantów będzie opierała się na realizacji owego "zlecenia". Rzadko kto wychyla się poza ten schemat, a jeśli już, odbywa się to na zasadzie wypuszczenia jakiejś krótkiej, limitowanej edycji, która przyciąga kolekcjonerów samą swoją ekskluzywnością i niedostępnością. Wprowadzanie coraz droższych modeli wcale nie jest oznaką nonszalancji, bo klientów nie brakuje. U największych producentów zmiany odbywają się na drodze ewolucji, wprowadzania drobnych poprawek w sprawdzonych i lubianych konstrukcjach. Osoby uważnie śledzące rynek ekscytują się, że oto znane od wielu lat słuchawki teraz będą miały na przykład magnesy z tych o klasę lepszych.

Spotkanie z Charybdami jest jak zderzenie z czołgiem. To są nauszniki z innej planety. Stworzone w warsztacie, a nie w laboratorium. Pachnące skórą i maszynami do obróbki metalu, a nie plastikiem i sklepem z częściami komputerowymi. Mimo to są zrobione pięknie, z klasą i dbałością o szczegóły. A że ważą prawie 750 gramów? I co w tym złego? Jeśli kogoś stać na takie nauszniki, jest szansa, że jego głowa już nie takie ciężary dźwigała. Konstruktor doszedł do wniosku, że muszle muszą być odpowiednio ciężkie, aby stanowiły stabilny, odporny na rezonanse fundament dla ogromnych przetworników, podobnie jak obudowy w zestawach głośnikowych. Jak pomyślał, tak zrobił i nie było nikogo, kto by go powstrzymał. Żadnego szefa, młodszego inżyniera ani księgowego przechadzającego się po warsztacie i zapisującego coś w notatniku z wyraźnym niesmakiem. Do tego jeszcze ten gruby, sztywny kabel, który moim zdaniem jest kwintesencją audiofilskiego sado-maso. W zestawie powinny jeszcze znaleźć się cygara, zapalniczka benzynowa, bransoletka z ćwiekami, butelka jakiegoś mocniejszego trunku i kalendarz w stylu tych, jakie można zobaczyć w niektórych warsztatach samochodowych. Ale wiecie co? Wszystko to przekłada się na niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju klimat. Ewidentnie naznaczony upodobaniami i dziwnymi pomysłami Blaža Erzetiča, ale przez to niezwykle intrygujący. Pora sprawdzić, czy podobne odczucia będą mi towarzyszyły podczas odsłuchu.

Erzetich Charybdis

Brzmienie

Mimo że Charybdy nie są najdroższymi słuchawkami, jakie miałem na głowie, ich bezkompromisowa konstrukcja, a także gabaryty i sposób wykonania przetworników sprawiły, że moje oczekiwania względem brzmienia były raczej wysokie. Pierwsza godzina odsłuchu upłynęła pod znakiem mocowania się z kablem, ale nawet będąc zajętym szukaniem przedmiotów, za pomocą których można ujarzmić takiego sztywnego węża, zauważyłem, że flagowe nauszniki Erzeticha nie należą do tych, których celem jest oszołomienie użytkownika w ciągu kilku pierwszych minut. Po tańszych słuchawkach raczej się tego nie spodziewam, ale w przypadku modeli z wysokiej i najwyższej półki prawdopodobieństwo oberwania po głowie lub natychmiastowego opadu szczęki jest całkiem wysokie. Szczególnie wtedy, gdy testowany sprzęt stawia wszystko na jedną kartę, ma wyraźnie określone priorytety i zachwyca nas kilkoma wybranymi aspektami prezentacji do tego stopnia, że długo, długo nie dostrzegamy nic poza nimi.

Najskuteczniejszą taktyką jest moim zdaniem gra na przejrzystość, dynamikę i szeroko rozumiany realizm. Kiedy od pierwszych taktów słyszymy więcej i mamy wrażenie, jakby ktoś odetkał nam uszy, trudno protestować i na siłę doszukiwać się minusów takiej sytuacji. Rozsądek podpowiada, że lepsze są te urządzenia, które mówią nam jak najwięcej o odtwarzanym materiale, wyciskają z niego ostatnie soki i niczego przed nami nie ukrywają. Dopiero później może do nas dotrzeć, że ma to swoją cenę i nie wszystko wygląda tak różowo, jak wydawało nam się przez kilka lub nawet kilkanaście pierwszych dni. Do najczęstszych mankamentów powiązanych z takim charakterem brzmienia można zaliczyć rozjaśnienie zakresu średnich i wysokich tonów, problemy ze spójnością, suchość, chłodną barwę, nierówności w paśmie, które po pewnym czasie mogą być naprawdę irytujące, a nawet twardy bas czy spłaszczoną, klaustrofobiczną przestrzeń. Myślę, że dlatego właśnie wielu audiofilów pokochało słuchawki planarne. Większość z nich pozwala słuchaczowi wejść do nieco innego świata. Świata, w którym królują neutralność, swoboda i wszechogarniający spokój. Tym, którzy naprawdę chcą dzielić dźwięk na atomy, polecałbym raczej hi-endowe nauszniki dynamiczne, takie jak Focal Utopia, HiFiMAN HE-R10D albo Audio-Technica ATH-ADX5000. "Planary" to raczej luksusowa limuzyna niż twarde i brutalne auto sportowe.

Moje pierwsze obserwacje z odsłuchu flagowców Erzeticha wpisywały się w ten schemat. Ot, grały i tyle. Początkowo zastanawiałem się, czy będę w stanie napisać o ich brzmieniu coś poza tym, że jest niezwykle naturalne, dobrze zrównoważone, przejrzyste i bezpieczne. Nie ma się tutaj do czego przyczepić, ale też trudno wskazać element, którym mielibyśmy się od samego początku zachwycić. Przestrzeń? Dobrze, tak na siłę może faktycznie postawiłbym właśnie na nią, bo rozmiary roztaczającej się wokół nas sceny, swoboda operowania planami i lokalizacja źródeł nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem z wysokiej półki, ale z drugiej strony czy znacie słuchawki planarne kosztujące ponad dziesięć tysięcy złotych, które w temacie stereofonii nie mają nic specjalnego do zaoferowania? No właśnie. Byłoby dziwne, gdyby Charybdy odstawały od konkurencji in minus. A co poza tym? Czy słoweńskie słuchawki za czymś konkretnym się opowiadają? Czy na czymś szczególnym im zależy? Czy mają jakiekolwiek preferencje? Hmm… Gdyby test miał się zakończyć po godzinie, powiedziałbym, że są to nauszniki o niezwykle kulturalnym, wręcz grzecznym usposobieniu. Takie, który mając do wyboru "w lewo albo w prawo", prędzej to i owo złagodzą niż wyostrzą. Oferują spójny, uniwersalny, muzykalny, wyrównany, przestrzenny, wystarczająco dynamiczny, nasycony i lekko zaokrąglony w zakresie wysokich tonów dźwięk, który niczym nie razi, ale nie wgniata w fotel. Do czasu.

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co się zmieniło drugiego dnia. Nauszniki grały cichutko kilkanaście godzin w zamkniętym pomieszczeniu, ale czy taka rozgrzewka mogła mieć aż tak duży wpływ na to, co usłyszałem? Nie sądzę, ponieważ dostarczony przez dystrybutora egzemplarz nie był nowy. Gdyby tak było, nie rozpocząłbym odsłuchu bez kilkudniowego wygrzewania. A może to moje nastawienie było już zupełnie inne i nie denerwował mnie kabel, opatulony ściereczkami i przyciśnięty do biurka książkami? Tak czy inaczej coś się stało. Odpaliłem muzykę i już po kilku minutach kompletnie odleciałem. Niemal natychmiast odkryłem to, co w Charybdach jest absolutnie wyjątkowe - wybitną rozdzielczość ukrytą pod grubym płaszczem grzecznego, kulturalnego grania. Słoweńskie słuchawki potrafią przekazać nieprawdopodobną ilość informacji o nagraniach, ale robią to na pełnym luzie, nie napinając muskułów w najmniejszym stopniu. Ot, po prostu mają taką zdolność i przychodzi im to tak naturalnie, jak mojemu kotu upolowanie muchy. Szczególnie dobitnie słychać to tam, gdzie mamy do czynienia z dźwiękami o dość złożonej strukturze, składającymi się z kilku innych lub otoczonych pewną aurą pogłosową. Sucha, kliniczna elektronika nie pozwoli Charybdom wzbić się na wyżyny swoich możliwości, ale nagrania instrumentów akustycznych lub albumy koncertowe to coś, przy czym warto zatrzymać się na dłużej. Opisywane nauszniki sprawiają, że fortepian to nie tylko dźwięki strun wprawianych w drgania przez drewniane młoteczki, ale także cała reszta. Słyszymy pracę wszystkich mechanizmów, całe to wypełnione ciężkim żelastwem pudło, ruchy ciała i oddechy "operatora" oraz to, czy nagrania dokonano w małym i mocno wytłumionym pomieszczeniu, czy może na scenie pustej, zamkniętej na cztery spusty sali koncertowej. Efekt ten można zaobserwować niemal na każdej płycie, a szczególnie interesująco robi się wtedy, gdy mamy do czynienia z miksem dźwięków nagranych w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Czujemy się tak, jakbyśmy siedzieli w pokoju z wieloma oknami, przy czym z jednego mamy widok na morze, z drugiego na góry, a trzeciego na centrum wielkiej metropolii, z czwartego pustynię, a za dwoma oknami dachowymi zamontowanymi tuż obok siebie widzielibyśmy odpowiednio zorzę polarną w bezchmurną noc i tropikalną burzę ze słońcem chylącym się ku zachodowi.

Nie dość, że dawno podczas testowania sprzętu nie miałem do czynienia z takim zwrotem akcji, to jeszcze owa spektakularna, niewymuszona przejrzystość słoweńskich nauszników wywołała w mojej głowie dość skrajne emocje. Z jednej strony zapragnąłem oczywiście przesłuchać tyle ulubionych utworów i płyt, ile będę w stanie do czasu, gdy trzeba będzie zabierać się za kolejne czekające na swoją kolej urządzenie, z drugiej zaś było mi głupio, że poprzedniego dnia zakończyłem odsłuch tak szybko, zastanawiając się, czy w ogóle odkryję tu jeszcze coś ciekawego. Jak to się stało? Czyżbym dał się złapać na sztuczkę, którą potrafią wyciąć audiofilom tylko najwybitniejsze urządzenia? Czy flagowce Erzeticha grają tak doskonale, że początkowo w ogóle tego nie dostrzegamy i wydaje nam się, że takie brzmienie oferują przecież każde dobre słuchawki? Być może, ale nawet jeśli, nie jestem nowicjuszem i powinienem był przejrzeć ich strategię. Zanim jednak porządnie skarciłem się w myślach, naszła mnie kolejna refleksja. Dlaczego aż tak mocno zachwycam się rozdzielczością tych słuchawek? W końcu miałem do czynienia z wieloma nausznikami, wliczając w to takie konstrukcje jak Focal Utopia, Final Audio Design D8000, HiFiMAN HE-R10P, Audeze LCD-5 czy wspominane już Sennheisery HE 1. Doskonale znam smak obcowania z modelami, których ceny oscylują w granicach dwudziestu, trzydziestu tysięcy złotych. Wycenione na niecałe czternaście tysięcy Charybdy powinny wylądować w worku z napisem "fajne, ale słyszałem lepsze". Ja tymczasem już drugiego dnia testu zacząłem zastanawiać się, czy nie są to jedne z najlepszych nauszników, jakimi dane mi było się pobawić, bez względu na cenę. Albo inaczej - czy gdybym miał nieograniczony budżet i mógł kupić dowolne słuchawki, nie wybrałbym tych, właśnie ze względu na ich wyjątkowe brzmienie? Niewykluczone.

O wielowymiarowej rozdzielczości flagowych nauszników Erzeticha mógłbym rozpisywać się godzinami, podając przykłady nagrań i opowiadając o tym, jakie detale, a nawet całkiem nowe, niezauważone wcześniej dźwięki na nich odkryłem. Powstrzymują mnie jednak dwie rzeczy. Po pierwsze osobom zainteresowanym tymi słuchawkami powiedziałem już bardzo wiele i nie będę im psuł przyjemności odkrywania ich brzmienia na swoich warunkach, a po drugie wciąż wydaje mi się, że jest to trochę krępujące. Pół biedy gdyby Charybdy kosztowały pół miliona złotych. Wtedy miałbym jakieś wytłumaczenie. Ale dlaczego dzięki nim usłyszałem pewne wydarzenia na płytach, które znam kilka lub kilkanaście lat i do których regularnie wracam, nie tylko podczas pracy? Aż człowiekowi wstyd. Zachwytowi nad brzmieniem nieuchronnie towarzyszy zażenowanie, że tyle razy słuchało się tej muzyki na tylu różnych urządzeniach, wliczając w to inne hi-endowe słuchawki, a nie miało się pojęcia o tak "banalnych" sprawach jak to, że uderzeniom werbla na konkretnym nagraniu towarzyszy cichutkie dzwonienie, a na innym albumie wyraźnie słychać pogłos sali, w której dokonano nagrania. Nie mówię o "Aventine" Agnes Obel, gdzie cała ta otoczka jest wręcz podkręcona do tego stopnia, że słychać ją na głośnikach sieciowych wielkości dużego kubka, ale o płytach, które w moim przekonaniu były tej aury pozbawione. Teraz wiem, że nie są. Tylko czy po zakończeniu testu będę mógł to usłyszeć? Aby się przekonać, wyciągnąłem z szuflady Sennheisery HD 600, które może nie są najdroższymi słuchawkami na świecie, ale kiedyś były w absolutnej czołówce i uchodziły za wzór przejrzystości. I co? Mogę się częściowo rozgrzeszyć, ponieważ - pomijając inne różnice - tych subtelnych pogłosów nie słyszałem, mimo że wiedziałem, czego, gdzie i kiedy szukać. Myślę, że tak samo byłoby z wieloma innymi modelami będącymi bezpośrednią konkurencją słoweńskich nauszników.

Zazwyczaj musimy wybierać sprzęt o konkretnym usposobieniu, przystosowany do konkretnej roboty. Niektórzy mają w swojej kolekcji kilka lub kilkanaście par hi-endowych nauszników, bo nie ma takich, które robią wszystko. Jedne sprawdzają się, gdy chcemy skanować nagrania i rozkładać je na atomy, inne są idealnym wyborem wtedy, gdy chcemy się zrelaksować lub zasiadamy do dłuższej sesji odsłuchowej. Flagowców Erzeticha ta klasyfikacja nie dotyczy.

Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak to, że przejrzystość Charybd nie wiąże się z żadnymi minusami. Z punktu widzenia doświadczonego audiofila jest to niemal nieprawdopodobne i właśnie dlatego poruszyłem ten temat na początku tego akapitu. Mimo że dzieje się coś wyjątkowego i sekunda po sekundzie odkrywamy swoją ulubioną muzykę na nowo, dźwięk cały czas pozostaje pełny, spójny, aksamitny, pozbawiony sztucznych barier i wyostrzeń. No i ta przestrzeń - nie dość, że cudownie trójwymiarowa, to jeszcze łatwa do ogarnięcia i daleka od sztucznych efektów w stylu kinowego trybu surround. Dzięki niej dźwięk jest nie tylko dobry, ale też namacalny, fizycznie obecny - niemalże tak samo jak podczas odsłuchu na kolumnach. Aby zupełnie nie wyłączyć krytycznego myślenia, do końca testu szukałem mankamentów typowych dla urządzeń odznaczających się ponadprzeciętną rozdzielczością. Prześwietlona góra? No nie - moim zdaniem jest nawet lekko złagodzona, o pół kroku cofnięta względem średnicy. Suchość? Przeciwnie - brzmienie jest przyjemnie soczyste, barwne i homogeniczne. Twardy, płytki bas? Absolutnie nie - jest głęboki, gęsty i szybki. Na pewno nie przypomina odgłosów kopania w karton po telewizorze. Wszystko to sprawia, że akapit o słabszych stronach opisywanego sprzętu muszę sobie darować. Stali czytelnicy na pewno wiedzą, że zawsze lubię sobie na coś ponarzekać, nawet jeśli jest to wymyślanie problemów na zasadzie hipotetycznych rozważań, co by się stało, gdyby użytkownik popełnił wszystkie możliwe błędy i sparował dane urządzenie z czymś, z czym nie powinno zagrać, ale tym razem nie będę tworzył takich scenariuszy, ponieważ flagowców Erzeticha na pewno nikt nie kupi przez przypadek. To nie są słuchawki, które dostaje się na komunię (choć mogę być w tej kwestii nie na czasie). Myślę, że większość nabywców zafunduje im wysokiej klasy wzmacniacz, najlepiej z wyjściem zbalansowanym, albo przynajmniej będzie to miała w planach.

Jestem przekonany, że ze wszystkich grup odbiorców to właśnie doświadczeni, osłuchani audiofile docenią Charybdy najbardziej. Ludzie, którzy jedli chleb z niejednego pieca, doskonale wiedzą, czym jest wysoka jakość dźwięku i gdzie należy jej szukać. Są też świadomi tego, że zazwyczaj musimy wybierać sprzęt o konkretnym usposobieniu, przystosowany do konkretnej roboty. Niektórzy mają w swojej kolekcji kilka lub kilkanaście par hi-endowych nauszników, bo nie ma takich, które robią wszystko. Jedne sprawdzają się, gdy chcemy skanować nagrania i rozkładać je na atomy, inne są idealnym wyborem wtedy, gdy chcemy się zrelaksować lub zasiadamy do dłuższej sesji odsłuchowej. Flagowców Erzeticha ta klasyfikacja nie dotyczy. Tutaj te dwa światy żyją ze sobą w harmonii, a słuchawki dostarczają zarówno jedno, jak i drugie. I oba na ekstremalnie wysokim poziomie. Tryb słuchania zależy w głównej mierze od naszego nastawienia i nastroju, a także od sprzętu towarzyszącego (przy czym należy dodać, że wbrew pozorom Charybdy są w tej kwestii dość elastyczne i bezkonfliktowe - to nie tak, że grają tylko ze wzmacniaczem za miliony monet, a na widok DAC-a za kilka tysięcy złotych wskakują do walizki i zamykają się od środka). Możemy więc albo prześwietlać nagrania i przyglądać się poszczególnym dźwiękom tak, jakby muzyka płynęła w zwolnionym tempie, mając pewność, że słuchawki nagle nie zaczną nas kąsać i atakować bez wyraźnego powodu, albo chłonąć dźwięk w sposób syntetyczny, na pełnym luzie, a docierające do nas bogactwo informacji traktować jako nieodłączny element spektaklu - coś, co tylko podnosi, a nie obniża poziom płynącej z odsłuchu przyjemności. Jeśli nie wierzycie, sprawdźcie sami. Gwarantuję, że nie będzie to strata czasu.

Erzetich Charybdis

Budowa i parametry

Erzetich Charybdis to otwarte, wokółuszne (a dla niektórych wokółgłowne) słuchawki planarne stworzone z myślą o najbardziej wymagających słuchaczach. Powiedzieć, że informacje na temat ich budowy i dane techniczne udostępnione przez producenta są skromne, to jak nie powiedzieć nic. Na dobrą sprawę dysponujemy tylko kilkoma konkretami. Znana jest impedancja (43 Ω) i masa (740 g), ale skuteczność, pasmo przenoszenia, maksymalny poziom ciśnienia akustycznego czy zniekształcenia - nie. Firma zapewnia, że jej flagowe nauszniki wykorzystujące zaawansowaną technologię planarno-magnetyczną są zbudowane z najlepszych materiałów, co zapewnia doskonałą klarowność i szczegółowość dźwięku. Ich projekt został udoskonalony (względem czego?), aby zapewnić dojrzałe brzmienie, które kładzie nacisk na muzykę, odsuwając na bok swój własny charakter. Przetworniki zostały zamontowane w muszlach frezowanych metodą CNC, ale na temat ich samych wiadomo niewiele. Te zastosowane w niższym modelu Phobos mają śrenicę 10,5 cm, a te raczej mniejsze nie są, ale poza tym - zgaduj zgadula. Podczas gdy inni producenci słuchawek prześcigają się w opowiadaniu o membranach cieńszych od ludzkiego włosa, kosmicznych metodach napylania cewek, unikalnych dyfuzorach, mocnych, a zarazem kompaktowych magnesach czy innych aspektach konstrukcyjnych, Erzetich milczy, pisząc tylko o brzmieniu, wysokim komforcie użytkowania i naturalnych materiałach. Być może Blaž Erzetič nie chciał, aby na podstawie danych technicznych konkurencja domyśliła się, skąd owe przetworniki pochodzą. Nie wiadomo też, czy są dostarczane przez zewnętrzną firmę w takiej formie, w jakiej zostały zaprojektowane, czy może Erzetich zamawia wersję zmodyfikowaną lub grzebie w nich we własnym warsztacie. Mówiąc wprost, jest tu więcej pytań niż odpowiedzi.

Werdykt

Uwielbiam taki sprzęt. Oryginalny, niepowtarzalny, zaprojektowany w niektórych aspektach na przekór zdrowemu rozsądkowi, ale przez to niezwykle pociągający - szczególnie dla tych, którzy niejedno już widzieli i słyszeli. Flagowe słuchawki Erzeticha są tak duże i ciężkie, że obchodzenie się z nimi wymaga sporej ostrożności. Mimo że mają wygodny pałąk i niezwykle grube pady, przy masie wynoszącej trzy czwarte kilograma nie da się zapomnieć, że mamy coś na głowie. Dołączony do zestawu przewód to podręcznikowy przykład audiofilskiego sadomasochizmu. Kiedy jednak Charybdy zaczną grać, można zapomnieć nie tylko o wszelkich niedogodnościach, ale i o całym świecie. Można powiedzieć, że ich brzmienie jest podwójnie nieprawdopodobne. Po pierwsze dlatego, że łączy w sobie cechy pozornie sprzeczne, a po drugie dlatego, że nawet jeśli taka mieszanka ognia i wody ma prawo funkcjonować w naturze, to nie w tej cenie. Nie zrozumcie mnie źle, czternaście tysięcy złotych to nie są "marne grosze", ale nauszniki zaliczane do ścisłej czołówki kosztują obecnie dwadzieścia, trzydzieści tysięcy i więcej. Czy Charybdy zasługują na to, aby dołączyć do tego elitarnego klubu? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Mało tego - moim zdaniem powinny dostać lepsze miejsce niż słuchawki, które kosztują więcej i może kiepskie nie są, ale mimo rozpoznawalnego "znaczka" nie zapewniają takich wrażeń albo sprawdzają się tylko w bardzo konkretnych sytuacjach.

Choć początkowo nic tego nie zapowiadało, ten test przebiegał w dość nietypowy sposób. Zwykle po godzinie odsłuchu wiem już 90% tego, co później przelewam na klawiaturę. Czasami przychodzi mi do głowy myśl, że gdybym po takim czasie pakował sprzęt do pudełka, wszyscy by na tym skorzystali. Ja prawdopodobnie i tak niczego nowego nie odkryję, za to zmniejszy się góra kartonów leżących w przedpokoju i testy będą pojawiały się częściej. W tym przypadku doprowadziłoby to do strasznej pomyłki. Uczulam na to wszystkich, którzy postanowią umówić się na bliższe spotkanie z Charybdami. Warto zarezerwować sobie na to więcej czasu lub wypożyczyć je do domu na kilka dni. Ja po pierwszym odsłuchu byłem wobec tych słuchawek dość obojętny, ale później zaczęła się dziać magia. Ostatnie dni testu sprawiły, że zacząłem bić się z myślami i kwestionować sprawy, które dotychczas wydawały mi się oczywiste. Wciąż nie do końca rozumiem, dlatego tak się stało, ale nic na to nie poradzę. A może przeniosłem się do równoległego świata, w którym słuchawki naprawdę mogą tak grać? Może tak mi się tylko wydawało? Chwilami brzmienie było tak dobre, że przypomniała mi się scena z ostatniej części "Harry'ego Pottera", w której po walce z Lordem Voldemorten główny bohater "umiera" i przenosi się do miejsca będącego piękną, czystą, świetlistą kopią londyńskiego dworca King's Cross. Harry spotyka tam profesora Dumbledore'a, z którym odbywa szczerą, choć wciąż nieco surrealistyczną rozmowę. Kiedy jego ukochany nauczyciel odchodzi, Harry zadaje jeszcze jedno pytanie: "Profesorze! To się dzieje naprawdę? Czy tylko dzieje się w mojej głowie?". "Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie, Harry. Ale czy to znaczy, że nie naprawdę?" - odpowiada Dumbledore. To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.

Erzetich Charybdis

Dane techniczne

Typ słuchawek: otwarte, wokółuszne, planarne
Impedancja: 43 Ω
Masa: 740 g
Kabel: 4-pin XLR + adapter 6,3 mm (2 m)
Cena: 13999 zł

Sprzęt do testu dostarczyła firma Rafko. W artykule wykorzystano zdjęcia udostępnione przez firmę Erzetich i wykonane przez redakcję magazynu StereoLife.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga3Rownowaga3RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy8

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy7

Spójność
Poziomy8

Muzykalność
Poziomy8

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Jakość wykonania
Poziomy7

Funkcjonalność
Poziomy5

Tłumienie hałasu
Poziomy2

Cena
Poziomy7

Nagroda
sl-highend


Komentarze

  • Brak komentarzy

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Liczy się muzyka, czyli o kupowaniu sprzętu audio z umiarem

Z muzyką i sprzętem grającym jestem związany od zawsze, a wszystko za sprawą prowadzonego przez mojego ojca sklepu z płytami i komponentami stereo. Przez nasz dom przewinęły się setki wzmacniaczy, magnetofonów, odtwarzaczy CD, gramofonów, tunerów, kolumn głośnikowych, albumów, koncertów i boxów płytowych z najróżniejszych epok. Każdego dnia obcowałem z rozmaitym...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
Erzetich Charybdis

Erzetich Charybdis

W latach dziewięćdziesiątych, kiedy zachłysnęliśmy się tak zwanym zachodnim stylem życia, największymi obelgami wobec sprzętu audio oraz wszelkiej maści urządzeń do użytku domowego były takie słowa jak "garażowy" czy "małoseryjny",...

Indiana Line Tesi 5

Indiana Line Tesi 5

Apple wprowadza nową generację iPhone'a. W oficjalnym sklepie producenta jego cena wynosi 2949 zł. Sporo, ale w końcu to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy smartfon na rynku. W doniesieniach...

Essential Audio Tools Mains Multiplier 6+ + Current Conductor L + Current Spyder L + Noise Eater

Essential Audio Tools Mains Multiplier 6+ + Current Conductor L + Current Spyder L + Noise Eater

Znawcom sprzętu stereo akronim "EAT" kojarzy się dość jednoznacznie - chodzi o European Audio Team, czyli powiązaną z Pro-Jectem firmą specjalizującą się w wytwarzaniu pięknych gramofonów, komponentów elektronicznych, wkładek i...

Komentarze

Marek
Mam ten odtwarzacz i używam słuchawek Audeze. To jest coś nieprawdopodobnego jeśli chodzi o jakość dźwięku. Polecam!
Darek
Trochę słabo znasz Roberta Smitha. To raczej Nożycoręki mógł się na nim wzorować. Poczytaj następnym razem.
Obywatel GC
Niech lepiej nie promują tego produktu za mocno, bo już za sam design zżynający z AirPodsów i iPoda mogą dostać pozew od Apple'a.
Obywatel GC
I to się nazywa przepiękny sprzęt! Proste linie, piękne materiały, stonowana kolorystyka, ponadczasowa elegancja. Nie rozumiem nigdy dlaczego tak wielu producen...

Płyty

Sólstafir - Hin Helga Kvöl

Sólstafir - Hin Helga Kvöl

W tym roku mija dziesięć lat mojej przygody z ekipą Sólstafir. Wszystko zaczęło się od albumu "Otta", na który trafiłem...

Newsy

Tech Corner

Praktyczny przewodnik po klasach pracy wzmacniaczy audio

Praktyczny przewodnik po klasach pracy wzmacniaczy audio

Czym powinien kierować się miłośnik sprzętu audio przy wyborze wzmacniacza? Gdyby na tak postawione pytanie można było udzielić prostej i zwięzłej odpowiedzi, pewnie nikt nie zawracałby sobie głowy testami i odsłuchami. Przyjmijmy jednak, że mamy już pewne rozeznanie w temacie, a z długiej listy dostępnych na rynku modeli chcemy wybrać...

Nowości ze świata

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

  • Sonus Faber announced the launch of Suprema, a groundbreaking loudspeaker system rooted in luxury, unparalleled audio excellence and meticulous craftsmanship. Marking the brand's 40th anniversary, the Suprema system, featuring two main columns, two subwoofers and one electronic crossover, represents the...

Prezentacje

Japońska szkoła brzmienia - Yamaha

Japońska szkoła brzmienia - Yamaha

Yamaha to jeden z producentów sprzętu hi-fi, którego logo kojarzą niemal wszyscy. Nie tylko ze względu na jego obecność na popularnych amplitunerach, soundbarach, głośnikach bezprzewodowych i systemach mikro, ale także produktach związanych z domową aparaturą audio bardzo luźno albo wcale. Nie ulega jednak wątpliwości, że w wielu kręgach, także wśród...

Poradniki

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Tomasz Karasiński - StereoLife

Tomasz Karasiński - StereoLife

Chcąc poznać ludzi zajmujących się sprzętem audio, związanych z tą branżą zawodowo, natkniemy się na wywiady z konstruktorami, przedsiębiorcami, sprzedawcami,...

Popularne artykuły

Vintage

Harman Kardon 630

Harman Kardon 630

Dzisiejsze urządzenia amerykańskiej firmy wyglądają bardzo nowocześnie, a nawet futurystycznie. Przednie ścianki wyraźnie podzielone na dolną część z przyciskami i...

Słownik

Poprzedni Następny

DLNA

Wykorzystawany przez coraz większą liczbę producentów protokół umożliwiający współdzielenie zasobów multimedialnych w ramach wewnętrznej, lokalnej sieci bezprzewodowej WiFi. Każde urządznie wyposażone w standard DLNA może stać się swoistym serwerem, który...

Cytaty

ClaudeDebussy.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.