Sennheiser Momentum 4 Wireless
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Po niespełna dwudziestu latach recenzowania sprzętu audio rzadko kiedy odwiedzam sklepy z taką aparaturą, aby coś kupić. Jeśli już, najczęściej brakuje mi jakiegoś kabla albo czegoś w rodzaju płynu do czyszczenia igieł gramofonowych. Kiedy jednak szukam słuchawek, dla siebie lub kogoś bliskiego, z przyzwyczajenia zaczynam od przejrzenia aktualnego katalogu Sennheisera. Czy to sentyment, zaufanie do marki, czy może odruch wyrobiony dlatego, że praktycznie każdy model niemieckiego producenta, jaki miałem okazję testować na przestrzeni kilku ostatnich lat, był dobry, bardzo dobry lub wybitny - odjeżdżający konkurencji w zbliżonej cenie? Chyba wszystko po trochu. Mając na uwadze liczbę nowości, jakie wprowadza na rynek chociażby JBL, może się wydawać, że Sennheiser lekko przysypia, ale z drugiej strony jeżeli zastanowimy się, jakich słuchawek moglibyśmy potrzebować, Niemcy prawie zawsze mają nam coś do zaproponowania. Porządne bezprzewodowe pchełki? Są - True Wireless 3. Hi-endowe słuchawki wokółuszne? Są - HD 820 (można nawet dorzucić do nich wzmacniacz HDV 820). Przewodowe dokanałówki za rozsądne pieniądze? Są - IE 40 PRO. Dokanałówki z najwyższej półki? Są - IE 900. Może więc manufaktura z Wedemark nie wydaje na świat dziesięciu nowych produktów każdego miesiąca, ale kluczowe obszary ma obstawione i nawet jeśli wystawia do walki tylko jeden model, możemy być pewni, że jest to dopracowana konstrukcja, której trudno jest cokolwiek zarzucić i z którą zwyczajnie ciężko wygrać.
Jednym z największych hitów Sennheisera i zarazem jedną z moich ulubionych serii jest rodzina Momentum. Pamiętam, gdy w moje ręce wpadły pierwsze słuchawki noszące tę nazwę. Brzmienie jak brzmienie, było oczywiście dobre, ale nie mogłem uwierzyć w to, jak luksusowo prezentowały się te nauszniki, jak pięknie były wykonane, jakich materiałów użyto do ich wykończenia i w jaki sposób je zapakowano. Dla mnie był to przełom, bo takie luksusy widziałem wcześniej chyba tylko w hi-endowych nausznikach wytwarzanych na zamówienie. No, może trochę przesadzam, ale to naprawdę było coś i trzeba było poczekać zanim konkurencja zauważyła, co się dzieje i nadrobiła zaległości. Mijały lata, seria Momentum rozrastała się, a kolejne wersje dużych, bezprzewodowych słuchawek nausznych i wokółusznych Sennheisera zasadniczo niewiele różniły się od pierwowzoru. A to zmienił się kształt pałąka, a to dodano kilka gadżetów, a to pogrubiono pady i zmieniono kształt dołączonego do zestawu futerału... Wszystkie te zmiany były potrzebne, ale w żaden sposób nie psuły tego, co czyniło Sennheisery wyjątkowymi - wrażenia obcowania z produktem na wskroś luksusowym. Spójrzcie tylko, jak wyglądały przetestowane przez Karola trzy lata temu Momentum 3 Wireless. Cudo! Wyglądały, bowiem "czwórki" są już zupełnie inne. Kiedy zobaczyłem ich zdjęcia w udostępnionych przez dystrybutora materiałach prasowych, przeżyłem szok. Przecież to bezprzewodowe słuchawki jak każde inne. Są nawet mniej charakterystyczne niż Sony WH-1000XM4 albo B&W Px7 S2. Tylko czy to oznacza, że pewna era dobiegła końca? Sprawdźmy!
Wygląd i funkcjonalność
Niemcy nie lubią działać przypadkowo. Nawet jeśli nie są pewni, że podjęte przez nich decyzje okażą się trafne, wolą się zabezpieczać - zrobić rekonesans, zbadać rynek, przeanalizować prawdziwe potrzeby klientów. Wydaje mi się, że zmiana, którą widać na pierwszy rzut oka, gdy porównamy "trójki" z "czwórkami", może mieć solidne podstawy. Oczywiście, mnie zdecydowanie bardziej podobają się Momentum 3 Wireless, ponieważ uważam, że są ładniejsze (z tym zawsze można polemizować i zostały wykonane z lepszych jakościowo materiałów (to już nie jest wyłącznie moja subiektywna opinia, to fakt), ale podejrzewam, że spora część klientów odbiera to zupełnie inaczej. Być może proste, dyskretne słuchawki są ich zdaniem fajniejsze, bo nie przyciągają uwagi w takim stopniu jak nauszniki wykonane z połyskującego metalu i skóry, z firmowym emblematem umieszczonym na czymś, co wygląda jak miniaturowa wersja stalowej patelni. Jeszcze ważniejsze wydaje mi się to, że spora grupa osób rozglądających się za słuchawkami w pierwszej kolejności zwraca uwagę na ich parametry i funkcje, czyli wszystko, co podciągnęlibyśmy pod szeroko rozumianą technologię (ANC, aplikacja, czas pracy na jednym ładowaniu, obsługiwane kodeki), a wygląd, jakość wykonania i materiałów są dla nich mniej istotne. Warto pamiętać, że po pandemii coraz częściej robimy zakupy przez Internet, więc wiele osób w ogóle nie będzie miało okazji wziąć takich słuchawek do ręki, nie mówiąc już o bezpośrednim porównaniu Sennheiserów z rywalami ze stajni B&O, Sony czy B&W. Co najwyżej sprawdzą, czy dane nauszniki mają to, czego szukali. Mają? Wyglądają znośnie? Mieszczą się w budżecie? Okej, to bierzemy. Najwyżej się zwróci.
Odnoszę wrażenie, że Sennheiser nie tylko postanowił zmienić priorytety, ale też w pewnym sensie przestał się spinać, bo i po co produkować słuchawki tak luksusowo wykonane, skoro konkurencja za te same pieniądze robi "plasticzaki" i ludzie je kupują? Bez sensu, prawda? Kiedy swoje zrobiła nie tylko pandemia, ale i inflacja, bezprzewodowe nauszniki pachnące luksusem nie kosztują już 1699 zł, ale 3799 zł (Focal Bathys) lub 4999 zł (Mark Levinson Nº 5909). Mam więc przeczucie, że Momentum 3 Wireless wkrótce wrócą w nieco zmienionej formie, może na przykład z przetwornikami przeszczepionymi z modelu HD 660 S? To by było coś. Na razie otrzymaliśmy jednak nową wersję, która zdaje się mieć niewiele wspólnego z poprzednikiem, ale przynajmniej kosztuje tyle samo, a do możliwości "trójek" dokłada kilka ciekawych rozwiązań ze świata szeroko pojętej technologii.
Momentum 4 Wireless otrzymujemy w zwyczajnym kartonie, jednak najważniejsze jest to, że znajduje się w nim twarde etui podróżne z przewodem do ładowania i podłączenia słuchawek, dokumentami i adapterem samolotowym. Futerał jest spory, ale przynajmniej producentowi chciało się zastanowić nad organizacją jego wnętrza, dlatego każde akcesorium ma swój własny rzep, a dodatkowo znajdziemy tu kieszeń na niewielkie drobiazgi. W odróżnieniu od "trójek", których muszle składały się do środka, tutaj słuchawki możemy co najwyżej złożyć na płasko. Nie jest to jednak wielki problem, bo czy w takiej, czy takiej postaci zabiorą one mniej więcej tyle samo miejsca. Co do jakości wykonania, cóż, opisywany model nie ma pod tym względem startu do swojego poprzednika. Tam było bogato, tutaj jest co najwyżej poprawnie. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że mimo wszechobecnego plastiku nic tutaj nie skrzypi, nie klekocze ani nie trzeszczy. Prosta forma nauszników ma jeszcze jeden plus - płaskie muszle mają wbudowane czujniki dotykowe, więc Momentum 4 Wireless możemy obsługiwać poprzez "smyranie" palcami po słuchawkach. Oprócz tego mamy jeden przycisk, kilka diod, gniazdo analogowe i USB typu B oraz kilka punktów, w których czają się mikrofony.
Jeśli chodzi o wrażenia użytkowe, nie zaobserwowałem praktycznie żadnych problemów. Dopiero teraz dotarło do mnie, że mimo zupełnie innej formy Momentum 4 Wireless to wciąż pełnoprawne Sennheisery. Poduchy są miękkie i przyjemne w dotyku. Muszle i zakres regulacji pałąka są odpowiednio duże. Słuchawki szybko łączą się z urządzeniami źródłowymi. Podczas testu nie zdarzyła mi się choćby jedna "zacinka". Kolejnym dużym plusem jest aplikacja Sennheiser Smart Control. Korzystam z niej już któryś raz i uważam, że jest naprawdę dobra i intuicyjna. Może nie zawiera jakichś rewolucyjnych funkcji, ale jest tu wszystko, z czego naprawdę chcielibyśmy od czasu do czasu skorzystać. A nawet więcej. Test dźwięku, equalizer, strefy dźwiękowe - to gadżety, którymi większość użytkowników pobawi się chwilę po zakupie, a później o nich zapomni, ale już dokładne ustawienia trybów pracy systemu ANC to praktyczny dodatek. W codziennym użytkowaniu przydaje się także funkcja przepuszczania dźwięku z zewnątrz.
Nic jednak nie przebije deklarowanej żywotności akumulatora. Niemcy twierdzą, że Momentum 4 Wireless wytrzymują na jednym ładowaniu 60 godzin. Wyobraźcie to sobie - te słuchawki mogą pracować od poniedziałku do piątku od ósmej do dwudziestej. Ja akurat korzystam z takich nauszników sporadycznie, ale nawet gdyby miały pracować dosyć intensywnie, powiedzmy po 6 godzin każdego dnia, musiałbym je ładować zaledwie trzy razy w miesiącu. Kiedy wyjąłem je z pudełka, odruchowo podłączyłem je do ładowania, więc do samego końca testu zwyczajnie nie udało mi się ich zarżnąć. Warto w tym miejscu dodać, że nie korzystałem z nich wyłącznie w trybie bezprzewodowym, ponieważ Momentum 4 Wireless są kolejnymi nausznikami, które można podłączyć do komputera za pomocą kabla USB. Nie dość, że zapewnia to najlepsze wrażenia odsłuchowe, to jeszcze w trakcie słuchania akumulator powoli się ładuje, co daje nam dodatkowy zapas energii na później. Jak w każdym urządzeniu bezprzewodowym, po pewnym czasie ów akumulator pewnie zacznie się starzeć i czas pracy na jednym ładowaniu spadnie z 60 do, nie wiem, 40, może nawet 30 godzin? Ale nawet to będzie bardzo dobry wynik. Domyślam się, że Sennheiserowi chodziło właśnie o to, a nie o bicie rekordów (choć informacja o tak długim czasie pracy nie przeszła w branży bez echa).
Niemcy twierdzą, że Momentum 4 Wireless wytrzymują na jednym ładowaniu 60 godzin. Wyobraźcie to sobie - te słuchawki mogą pracować od poniedziałku do piątku od ósmej do dwudziestej. Ja akurat korzystam z takich nauszników sporadycznie, ale nawet gdyby miały pracować dosyć intensywnie, powiedzmy po 6 godzin każdego dnia, musiałbym je ładować zaledwie trzy razy w miesiącu.W tym momencie dochodzimy do standardowego problemu urządzeń bezprzewodowych, jakim jest ich problematyczna żywotność. Nie mam tu na myśli wyłącznie akumulatorów. Jak już wielokrotnie pisałem, słuchawki bezprzewodowe są zwykle projektowane i sprzedawane jako sprzęt jednorazowy. Przed zakupem warto więc zwrócić uwagę na okres ochrony gwarancyjnej i możliwość ewentualnej naprawy sprzętu. Sęk w tym, że chyba nikogo to nie interesuje. Widząc mnóstwo komentarzy o zepsutych słuchawkach, których nie da się naprawić (producenci najczęściej nie przewidują takiej możliwości i nie dostarczają nawet części zamiennych), przeprowadziłem w tej sprawie śledztwo i opublikowałem felieton, w którym dokładnie opisałem całą sprawę. Obiecałem sobie nawet, że recenzje urządzeń bezprzewodowych będziemy publikowali tylko wtedy, gdy producent lub dystrybutor zgodzi się na test długodystansowy - tak, abyśmy oprócz "pierwszych wrażeń" mogli sprawdzić, co stanie się ze sprzętem po sześciu lub dwunastu miesiącach sporadycznego użytkowania. Myślałem, że otworzy się puszka pandory, że posypią się komentarze ludzi, którym słuchawki takiej czy innej marki zepsuły się miesiąc po gwarancji, że nagle uruchomią się ekolodzy i osoby walczące o prawa konsumenta... Ale nie. Cisza. Odzew był mniejszy niż po publikacji testu kabli gramofonowych Melodiki. Zastanawiam się więc, czy aby producenci słuchawek bezprzewodowych nie mają racji, wychodząc z założenia, że nauszniki za 1699 zł to żadej wielki cymes. Ot, taki sprzęt na dwa, może trzy lata. Ludzie pewnie i tak prędzej przypadkowo je złamią albo zaleją herbatą niż całkowicie skończy się żywotność akumulatorów albo padnie jakiś inny element, jak na przykład wzmacniacz. Skoro zainteresowanie audiofilów problemem długowieczności słuchawek jest tak niskie i skoro najwięcej komentarzy pod testami pojawia się dopiero po dwóch latach, kiedy ludziom takie nauszniki faktycznie zaczynają się psuć, to wycofuję się ze swojej deklaracji. Nie będę samotnie walczył z wiatrakami. Zbadałem sprawę, napisałem, jak się sprawy mają, ale klienci najwyraźniej albo mają to w dupie, albo przyzwyczaili się, że wszelkiej maści elektronika sypie się po paru latach, albo zaczynają przeszukiwać magazyny o tematyce audio dopiero wtedy, gdy coś pójdzie nie tak. Wklejam więc link do wspomnianego felietonu i wracam do normalnego trybu testowania.
Brzmienie
Tego etapu obawiałem się najbardziej. Widząc, że z zewnątrz Momentum 4 Wireless nie mają praktycznie nic wspólnego z poprzednią wersją, pomyślałem, że zmiany mogą sięgać znacznie dalej. Wydawało mi się bowiem całkiem możliwe, że Sennheiser postanowił całkowicie zmienić swoje podejście do słuchawek bezprzewodowych, rezygnując z produkowania ich na dotychczasowych zasadach. Ostatecznie nieco ponad rok temu poinformowano, że dział konsumenckiego sprzętu audio niemieckiej firmy został przejęty przez szwajcarską grupę Sonova, specjalizującą się w produkcji aparatów słuchowych, a nowi właściciele mają to do siebie, że szybko wprowadzają swoje porządki. Jasne, czasami skupiają się na podniesieniu jakości produktów albo poprawie warunków pracy zatrudnionych w firmie osób, ale często w pierwszej kolejności dobierają się do księgowości, po czym zaczynają szukać oszczędności, które przełożą się na zwiększenie zysków. Będę szczery - kiedy zobaczyłem pierwsze zdjęcia Momentum 4 Wireless, pomyślałem sobie, że to już gówno, a nie Sennheisery. Pewnie raczej kolejne zwyczajne słuchawki zmontowane w jednej z gigantycznych dalekowschodnich fabryk, jak wiele, wiele innych. Czy zatem to już koniec "tych" Sennheiserów? Otóż nie do końca. Po tym, co usłyszałem, już nie jestem pierwszy w kolejce do krytykowania nowego modelu. Mało tego - w odsłuchu Momentum 4 Wireless mają tak wiele wspólnego z poprzednimi modelami z tej serii (na co wskazują również niektóre parametry, a w szczególności identyczna średnica przetworników), że teraz nie mam już żadnych wątpliwości, że to pełnoprawne Sennheisery.
Słuchawki z serii Momentum zawsze umiejętnie łączyły dwie bardzo pożądane cechy - neutralność i radość grania. Nie wiem, jak lepiej to ująć, ale ich brzmienie odbierałem zawsze jako fantastycznie wypośrodkowane na linii łączącej hi-fi z hi-fun. Wymaga to od konstruktorów sporych umiejętności, a przede wszystkim wyczucia, ponieważ przegięcie w którąkolwiek stronę może oznaczać problemy. W pierwszym przypadku, gdy postawimy za bardzo na hi-fi, otrzymamy dźwięk równy, naturalny, uniwersalny, ale pozbawiony elementów, na których chciałoby się zawiesić ucho. Ot, słuchamy kolejnych utworów, jest poprawnie, ciężko się do czegokolwiek przyczepić, ale w gruncie rzeczy nic ciekawego się nie dzieje. Gra. I tyle. Takie są na przykład słuchawki Bowers & Wilkins Px7 S2. To taki odpowiednik pierwszego obiadu u przyszłych teściów, gdy przede wszystkim nie chcecie popełnić jakiejś gafy i zrobić złego wrażenia. Siedzicie wyprostowani, rozmawiacie o pogodzie, zadajecie ogólnikowe pytania i chwalicie smak schabowego. No i udało się, jest dobrze, ale nie było to też szczególnie ekscytujące doświadczenie. Na drugim końcu skali jest wieczór kawalerski niczym z hollywoodzkich filmów. Tu może pominę szczegóły - na pewno jesteście w stanie sobie to wyobrazić. Momentum 4 Wireless są natomiast jak wyjście do restauracji ze znajomymi. Nie ma ani sztywnej atmosfery, ani nagich tancerek na stole. Jest po prostu fajnie.
Słuchawki z serii Momentum zawsze umiejętnie łączyły dwie bardzo pożądane cechy - neutralność i radość grania. Nie wiem, jak lepiej to ująć, ale ich brzmienie odbierałem zawsze jako fantastycznie wypośrodkowane na linii łączącej hi-fi z hi-fun.Brzmienie opisywanego modelu spodobało mi się do tego stopnia, że postanowiłem przeanalizować recenzje poprzednich generacji i właściwie wszystko się zgadza, aż do pierwszych wokółusznych Momentum. "Momentum Black mają ogromną chęć do grania. I to bez względu na to, czy słuchamy akurat ciężkiego rocka czy spokojnych, jazzowych ballad. Rodzaj materiału muzycznego zupełnie nie wpływa na to, że tym słuchawkom zwyczajnie chce się grać, a nawet więcej - ładować, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W ich brzmieniu jest jakaś niesamowita motoryka, a coś, co audiofile nazywają współczynnikiem przytupywania, osiąga tu wartość chyba niedostępną większości słuchawek za porównywalne pieniądze. W dużym stopniu jest to zasługa mocnego, głębokiego, ale też bardzo zwinnego basu. Potrafi uderzyć szybko, ale - co jest chyba jeszcze ważniejsze podczas nadawania tempa muzyce - równie ostro ucina impulsy i nie przeciąga wybrzmień ponad normę. W porównaniu do średnicy i góry pasma, niskich tonów jest prawdopodobnie ciut więcej, ale nawet tego nie zauważamy, ponieważ jakość bez problemu nadąża tu za ilością. Nic nie buczy ani nie snuje się godzinami. Druga największa zaleta tych słuchawek to przejrzystość, połączona w pewnym sensie ze stereofonią. Wysokie tony są pełne szczegółów i mają odpowiednie wykończenie, a wokale brzmią czysto, naturalnie i bezpośrednio. Sennheisery nie pieszczą się z potknięciami muzyków i realizatorów nagrań, pozwalając nam ocenić nie tylko samą muzykę, ale też jakość brzmienia danego albumu czy sprzętu towarzyszącego." - napisałem to, uwaga, dziesięć lat temu. I nigdy nie przypuszczałbym, że po takim czasie będzie można zacytować choćby fragment tej recenzji w teście kolejnej, czwartej już wersji tych słuchawek.
Słowa te pasują jednak jak ulał do tego, co oferują Momentum 4 Wireless. Co więcej, mógłbym również bezczelnie wkleić tu fragmenty opisu brzmienia z testu Momentum 3 Wireless. Ponieważ testował je Karol, nie będę podkradał jego twórczości, ale jeśli jesteście ciekawi, jak grają "czwórki", polecam jego opis "trójek". Pewnie, że to recykling, ale jak się okazuje, nawet nasze artykuły mają długi termin przydatności do spożycia i mogą być wyjątkowo aktualne, nawet jeśli podmienimy jedną cyfrę w symbolu testowanego modelu.
Budowa i parametry
Sennheiser Momentum 4 Wireless to bezprzewodowe słuchawki wokółuszne o budowie zamkniętej. Producent twierdzi, że dzięki intuicyjnym funkcjom, które usprawniają każdą interakcję oraz wyjątkowo długiemu czasowi pracy baterii do 60 godzin, nic nie przeszkodzi słuchaczom w odbiorze niesamowitych wrażeń dźwiękowych. System akustyczny oparto na 42-milimetrowych przetwornikach. Co staje się standardem w podobnych produktach, na pokładzie mamy system aktywnej redukcji szumów z trybem transparentnym, który pozwala użytkownikowi słyszeć dźwięki z zewnątrz bez zdejmowania słuchawek. Aplikacja Sennheiser Smart Control umożliwia uzyskanie najlepszego dopasowania wrażeń dźwiękowych do preferencji słuchającego za pomocą wbudowanego korektora, trybów odsłuchu i nowej funkcji personalizacji brzmienia. Połączenia głosowe mają być czytelne dzięki zaawansowanej matrycy mikrofonów 2 x 2 z cyfrowym kształtowaniem wiązki i automatycznemu tłumieniu szumu wiatru. Ciekawostką, a może nawet rekordem w tej cenie jest żywotność baterii do 60 godzin i możliwości szybkiego ładowania, które zapewnia dodatkowe sześć godzin słuchania w zaledwie 10 minut. Funkcja Smart Pause zatrzymuje odtwarzanie po zdjęciu słuchawek i wznawia je po ponownym założeniu na uszy. Jeśli chodzi i parametry, do pełni szczęścia brakuje chyba tylko kilku dodatkowych kodeków. Momentum 4 Wireless obsługują kodeki SBC, AAC, aptX, aptX Adapative, ale na LDAC czy aptX HD nie mamy co liczyć.
Werdykt
Momentum 4 Wireless to jeden z najciekawszych znanych mi przykładów ewolucji bardzo udanego produktu. Po dziesięciu latach i trzech podobnych, nie różniących się od siebie w jakiś radykalny sposób generacjach Sennheiser zmienił priorytety, wyrzucając za burtę dotychczasowe wzornictwo, stal, skórę i futerały kojarzące się z luksusową galanterią, w zamian koncentrując się bardziej na technologii - łączności, sterowaniu dotykowym, skuteczności działania systemu ANC i wyjątkowo długim czasie pracy na jednym ładowaniu (kiedy od czasu do czasu korzysta się z tych słuchawek, podłączając je do komputera kablem USB, co polecam, można praktycznie zapomnieć o czymś takim jak ładowarka). I choć brakuje mi elementów, które widzieliśmy we wszystkich wcześniejszych wcieleniach nausznych i wokółusznych słuchawek z serii Momentum, wydaje mi się, że była to dobra decyzja, bo właśnie na te rzeczy klienci zwracają dziś szczególną uwagę. Najważniejsze jest jednak to, że zupełnie nie ucierpiało na tym brzmienie. Można nawet powiedzieć, że w tej dziedzinie nic się nie zmieniło - bezprzewodowe Sennheisery wciąż oferują naturalne, pełne, dynamiczne i rozrywkowe brzmienie. Jest trochę "zrobione" - barwa skręca w kierunku przyjemnego ciepła, skraje pasma są delikatnie podkreślone, przestrzeń jest świetna, ale wszystko to odbywa się w granicach normy i dobrego smaku. Wszystko to sprawia, że Momentum 4 Wireless to jedne z najlepszych, jeśli nie najlepsze wokółuszne słuchawki bezprzewodowe w cenie do 2000 zł. Wiem, że konkurencja jest silna, ale zamiast porównywać różne modele na ekranie komputera, wypróbujcie je - weźcie do ręki, załóżcie na głowę i posłuchajcie. Ten ostatni etap jest najważniejszy i w moim przekonaniu właśnie tutaj Sennheiser odjeżdża rywalom, bo w temacie wyglądu i jakości wykonania, nad czym trochę ubolewam, mocno się do nich zbliżył.
Dane techniczne
Typ słuchawek: dynamiczne, zamknięte, wokółuszne, bezprzewodowe
Zastosowane przetworniki: 42 mm
Technologie: ANC, Transparent Hearing, NFC, Auto On/Off, Smart Pause
Łączność: Bluetooth 5.2 (z obsługą SBC, AAC, aptX, aptX Adapative)
Impedancja: 470 Ω (tryb aktywny), 60 Ω (tryb pasywny)
Pasmo przenoszenia: 6 Hz - 22 kHz
Zniekształcenia: <0,3%
Maksymalny poziom ciśnienia akustycznego: 106 dB
Czas pracy: do 60 h (z łącznością Bluetooth i funkcją ANC)
Cena: 1699 zł
Konfiguracja
Apple iPhone SE, Asus Zenbook UX31A, Sony WF-1000XM3, Bowers & Wilkins P5, Bowers & Wilkins Px7 S2.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
-
Jarek
Niestety - muszę potwierdzić (chyba jedyną) krytyczną recenzję tego produktu, która ukazała się w jednym z polskich papierowych periodyków. Strasznie kiepsko to brzmi. Porównywałem z Shure Aonic 50 - w takim towarzystwie tych Senków w ogóle nie dało się słuchać. Szary, zmulony i nudny dźwięk. Nawet Soniacze grają lepiej. Słuchałem po BT (zresztą po kablu ponoć jest jeszcze gorzej) - ale transportem był DAP, który w tej roli spełnia się lepiej niż smartfon. Miałem kiedyś przelotny kontakt z jedną z poprzednich generacji - i grały bardzo fajnie. Choć akurat wygląd i wygoda tej nowej serii jest spoko - nie rzucają się w oczy i są kompaktowe w przenoszeniu. Ale to za mało - kiedy dźwięk jest na poziomie Koss Porta Pro.
1 Lubię -
Marek
Momentum 4 jak dla mnie są trochę zamulone niskim basem. Mam też ATH-50xbt2 i wole słuchać tych drugich ze względu na prawdziwszy, żywszy dźwięk i naturalniejszy atak. Myśałem, że Momentum 4 będą o wiele lepsze dźwiękowo, a są niestety podobne do słuchawek gamingowych, szkoda.
2 Lubię
Komentarze (2)