Cambridge Audio Yoyo L
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Cambridge Audio to jedna z firm, którą audiofile darzą ogromnym szacunkiem. Jej wzmacniacze i odtwarzacze zrobiły w Polsce ogromną karierę w latach dziewięćdziesiątych, jednak to zaledwie wycinek historii. W tym roku brytyjska manufaktura obchodzi okrągłe, pięćdziesiąte urodziny. Z tej okazji zaprezentowano trzy komponenty stereo tworzące hi-endową serię Edge. Minimalistyczne urządzenia w eleganckich obudowach zostały stworzone z myślą o melomanach szukających czegoś naprawdę wyjątkowego, ale - jak to w życiu bywa - apetyt skutecznie studzą ceny od kilkunastu do niespełna dwudziestu dwóch tysięcy złotych za klocek. Na szczęście Cambridge Audio nie jest jedną z firm, które wraz z wprowadzeniem nowych flagowców podnoszą cenową i jakościową poprzeczkę dla wszystkich innych produktów. Brytyjczycy działają dwutorowo. Oprócz smakowitych kąsków dla najbardziej wymagających klientów, oferują coraz nowocześniejsze zabawki dla mniej zamożnych melomanów. Podczas, gdy większość audiofilskich marek uważa, że głośnik sieciowy lub integra za trzy tysiące to taniocha, w katalogu Cambridge Audio można znaleźć kilkadziesiąt produktów za mniej, niż tysiąc złotych. Głośniki z serii Minx, komponenty stereo z serii Topaz, ceniony przez klientów przetwornik DacMagic 100... Jest tego trochę, ale największym z budżetowych hitów firmy może stać się system bezprzewodowych głośników o nazwie Yoyo. W naszym teście weźmie udział największy z nich - Yoyo L.
Jeśli przejrzycie historię brytyjskiej marki, szybko zorientujecie się, że od samego początku robiła wszystko jak należy. Przedsiębiorstwo w 1968 roku powołała do życia grupa absolwentów technicznych wydziałów University of Cambridge. Ich pierwszy komercyjny produkt - wzmacniacz o nazwie P40 - wyglądał jak wzorzec audiofilskiej integry i nawet dziś stanowi nie lada kąsek dla miłośników vintage'owego sprzętu. Skromne urządzenie zostało obsypane nagrodami i wyróżnieniami, co umożliwiło firmie dalszy rozwój. Trzy lata później w katalogu pojawiły się kolumny R50 z linią transmisyjną, której labirynt był tłumiony tłumioną naturalną, owczą wełną. Pojedyncza skrzynia ważyła 44 kg. Może dziś mało kogo to obchodzi, ale trzeba przyznać, że Cambridge Audio ma doskonałe kwalifikacje, by stworzyć wysokiej klasy głośnik sieciowy. Serię Yoyo tworzą póki co trzy konstrukcje - Yoyo S, Yoyo M i Yoyo L. Wszystkie mają się wyróżniać ciekawym wykończeniem. Podobnie, jak Vifa czy Bang & Olufsen, które sięgnęły po materiały firmy Kvadrat, Anglicy nawiązali współpracę z Marton Mills - cieszącym się światową sławą procentem wysokogatunkowych materiałów z wełny, mającej swoją siedzibę w Yorkshire i działającej od 1931 roku. Połączenie tradycji z nowoczesnością? Zapowiada się dobrze, a czy tak samo będzie w rzeczywistości?
Wygląd i funkcjonalność
Dlaczego do testu wzięliśmy największy głośnik z tej serii? To proste - ponieważ mniejsze Yoyo S i Yoyo M nie są głośnikami sieciowymi. Wyposażono je w łączność Bluetooth, dzięki której mogą odtwarzać muzykę ze smartfona i pełnić funkcję zestawu głośnomówiącego, ale układając listę do naszego zestawienia braliśmy pod uwagę tylko głośniki z obsługą Wi-Fi, a najlepiej z dodatkowymi opcjami, takimi jak obsługa z poziomu aplikacji czy możliwość zbudowania domowego multiroomu. S-ka i M-ka tego nie mają, ale Yoyo L to zupełnie inna historia. Największy model w serii wyposażono w system Chromecast, który łączy w sobie prostotę i wygodę bezprzewodowego głośnika ze skalą i klasą dźwięku rozwiązań dedykowanych dla kina domowego. Na tym nie koniec, bo Yoyo L daje nam szeroką gamę opcji połączeniowych, także tych przewodowych. Oczywiście głośnik może łączyć się ze światem przez Bluetooth, a do tego obsługuje Spotify Connect, ale dodatkowe gniazda pomogą nam bezproblemowo spiąć system z telewizorem czy konsolą. Wszystkie złącza schowane są we wklęsłym panelu pod głośnikiem. Mamy tu gniazdo USB, cyfrowe wejście optyczne, HDMI z kanałem zwrotnym ARC oraz tradycyjne, analogowe gniazdo 3,5 mm. Otrzymujemy więc coś pomiędzy głośnikiem sieciowym a soundbarem. Zestaw może nawet nauczyć się poleceń zmiany poziomu głośności pilota do telewizora. Wydaje się to bardzo rozsądne, bo kupując takie spore urządzenie, wielu użytkowników chciałoby wykorzystać je także do nagłośnienia wieczornych projekcji, a nawet gier czy programów telewizyjnych. Czemu nie? Cóż, w przypadku większości głośników biorących udział w naszym megateście, takim ograniczeniem jest brak wejścia HDMI lub przynajmniej gniazda optycznego. Czasami można spróbować szczęścia z 3,5-mm wejściem analogowym, jednak jakość sygnału będzie wówczas bardzo kiepska. HDMI załatwia sprawę szybko i skutecznie. To ogromny plus brytyjskiego głośnika. Minusem jest bardzo mała wysokość szczeliny, przez którą kable mają wychodzić spod podstawy urządzenia. Nawet porządniejsze, nieco grubsze kable HDMI będą tutaj problemem. Na szczęście do zestawu producent dorzuca komplet standardowych, cienkich przewodów, które przez tę szparkę się przecisną.
TEST: Chord Qutest
Tym, co zauważymy od razu jest także specyficzny kształt opisywanego modelu. Większość producentów tego typu zestawów nadaje im bardziej pionową, ewentualnie mocno rozciągniętą formę. Yoyo L wygląda natomiast jak kompaktowy głośnik typu soundbase. Po bokach owinięto go eleganckim materiałem dostępnym w dwóch odcieniach szarości - jasnym i ciemnym. W odróżnieniu od modeli Yoyo S i Yoyo M, L-ka nie jest produkowana w wersji niebieskiej. Producent chwali się, że materiał został stworzony we współpracy ze znanymi na całym świecie tkaczami z Marton Mills, by nadać głośnikowi bardziej wyrafinowany wygląd. Proces produkcyjny w Marton Mills obejmuje zastosowanie obróbki Nanosphere, dzięki której materiał charakteryzuje się wysoką odpornością na wodę i różnego rodzaju zabrudzenia. Górna ścianka Yoyo L to zupełnie płaski panel z podświetlanymi na biało przyciskami dotykowymi. Pomysł był taki, aby można było zainstalować głośnik na typowym stoliku telewizyjnym, a także dowolnej półce bądź szafce, aby był gotowy do użytku przez całą dobę dla całej rodziny. Brzmi nieźle, chociaż osobiście radziłbym nie sprawdzać czy urządzenie faktycznie jest odporne na zachlapania, bo firmowe opisy dotyczą tylko szarego materiału wykończeniowego. Należy natomiast pochwalić stabilność zestawu, którego dzięki spłaszczonej obudowie nie jest łatwo zepchnąć ze stolika lub tym bardziej przewrócić. Wydaje się, że ten głośnik projektowali ludzie, którzy doskonale wiedzieli co może mu się stać podczas codziennej pracy w różnych warunkach. W domach, w których są dzieci, psy i koty, a od czasu do czasu organizowane są imprezy, urodziny, świąteczne kolacje lub maratony filmowe. Yoyo L wygląda jak głośnik, który mówi "okej, spoko, jestem tu po to, abyście się dobrze bawili", a nie "uważaj żeby żadne dziecko mnie nie dotknęło, bo będzie drogo, oj drogo". Dla wielu potencjalnych klientów jest to ogromna, wręcz strategiczna różnica.
Jak przystało na audiofilską firmę, Cambridge Audio przekonuje nas o wysokiej jakości głośników zastosowanych w opisywanym modelu. Na jego froncie oraz lewej i prawej ściance zainstalowano po dwa przetworniki. I nie jest to standardowy zestaw złożony z głośnika średnio-niskotonowego i kopułki, ale przetwornik szerokopasmowy ze sporym wooferem wspomagającym odtwarzanie niskich częstotliwości. Każdy z sześciu głośników napędzany jest dedykowanym wzmacniaczem o bardzo niskim poziomie zniekształceń. Jak zapewnia producent, przetworniki umieszczone z przodu budują wrażenie obecności wykonawców w pokoju, podczas gdy te zamontowane z boku dają szersze rozproszenie fal dźwiękowych, przez co osiągany jest efekt dużego, wypełniającego pokój dźwięku. Koncepcja podobna, jak w głośniku Riva Arena oraz prezentowanym niedawno w osobnym teście soundbarze Polk Audio MagniFi Mini. Całością steruje cyfrowy procesor dźwięku wykorzystujący zestaw zaawansowanych narzędzi MaxxAudio. Wygląda więc na to, że kwestia ustawienia głośnika w pomieszczeniu może mieć kluczowe znaczenie z punktu widzenia jakości dźwięku. Prawdopodobnie będzie się liczył nie tylko odpowiedni dystans od tylnej ściany, ale także brak dodatkowych ścianek, szafek i innych elementów mogących przeszkadzać bocznym przetwornikom w wygenerowaniu ciekawych efektów przestrzennych.
No dobrze, a jak angielski głośnik sprawdza się w praktyce? Z punktu widzenia funkcjonalności - dokładnie tak, jak zapowiadał producent. Proces instalacji załatwia aplikacja Google Home, a kiedy urządzenie połączy się już z naszą domową siecią, wszystko będzie uzależnione od wykorzystywanej przez nas aplikacji. Osobiście nie jestem fanem Chromecasta, ale jeżeli ktoś słucha muzyki głównie z serwisu Spotify, czasami włącza sobie playlisty i całe płyty z YouTube'a (na przykład z laptopa połączonego z głośnikiem przez Bluetooth), a do tego wykorzysta Yoyo L w roli soundbara, prawdopodobnie niczego mu do szczęścia nie zabraknie. Miłośnicy słuchania muzyki z plików zgromadzonych na dysku NAS lub udostępnionych w lokalnej sieci będą mieli trochę więcej roboty, aby się do nich dobrać. Ja w takich sytuacjach wykorzystuję przenośny odtwarzacz Astell&Kern AK70, który łączy się z siecią, a dzięki funkcji AK Connect pozwala "wysłać" odtwarzane pliki na głośnik, amplituner lub streamer podłączony do tej samej sieci. Nie sądzę jednak, aby użytkownicy Yoyo L zawracali sobie głowę czymś takim.
Yoyo L trafił do naszego megatestu dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora, ale oficjalnie ten model ma się pojawić w sprzedaży dopiero w styczniu. Jeżeli zainteresowanie będzie duże, może firma ogarnie temat trochę szybciej, jednak na razie we wszystkich sklepach Yoyo L jest opatrzony dopiskiem "na zamówienie", "zapytaj o dostępność" albo "oczekujemy na dostawę".Największym minusem jest brak firmowej aplikacji, w której moglibyśmy na przykład zmienić charakter dźwięku naszego głośnika, połączyć go w system stereo z drugim egzemplarzem albo chociażby zmienić wejście, siedząc wygodnie na kanapie. Chromecast nie załatwia wszystkiego, a dedykowana aplikacja może być świetnym rozwiązaniem, co potwierdzą chociażby użytkownicy głośników Sonosa, Denona, Yamahy i wielu innych firm. Czasami firmowa apka pozwala nawet na dokładniejsze ustawienie poziomu głośności, niż klikanie w paski lub przyciski podczas odtwarzania muzyki z serwisu Spotify. Cambridge Audio w tej kwestii nie zrobiło nic od czasu udostępnienia aplikacji Cambridge Connect, zrobionej z myślą o odtwarzaczach StreamMagic i bardzo kiepsko ocenianej przez użytkowników. Sprawę załatwia jednak dołączony do pudełka pilot. Może nie jest tak lifestyle'owy, jak sam głośnik, a korzystanie z niego nie będzie tak fajne, jak sterowanie sprzętem za pomocą odjazdowej aplikacji na smartfonie, ale przynajmniej działa. Możliwe jednak, że firma pracuje już nad dedykowaną apką, która po prostu nie jest jeszcze dostępna do pobrania. Dlaczego? Ano właśnie... Yoyo L trafił do naszego megatestu dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora, ale oficjalnie ten model ma się pojawić w sprzedaży dopiero w styczniu. Jeżeli zainteresowanie będzie duże, może firma ogarnie temat trochę szybciej, jednak na razie we wszystkich sklepach Yoyo L jest opatrzony dopiskiem "na zamówienie", "zapytaj o dostępność" albo "oczekujemy na dostawę". Sporym plusem wydaje się być cena. 1790 zł za całkiem duży głośnik z sześcioma przetwornikami, łącznością Wi-Fi i Bluetooth, obsługą Chromecasta i Spotify Connect, wejściem HDMI i kilkoma innymi bajerami, w dodatku pochodzący od tak utytułowanego producenta? To brzmi jak uczciwa propozycja. Pora sprawdzić jak Yoyo L poradzi sobie w teście odsłuchowym.
Brzmienie
Obecność trzech porządnych wooferów w jednej obudowie zwiastowała pełny, głęboki dźwięk zbudowany na mocnym basie, a rzeczywistość tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Yoyo L jest jednym z tych głośników, które naprawdę nie dadzą sobie dmuchać w kaszę. W odpowiednich warunkach być może zawstydzi nawet większe systemy mikro lub zestawy 2.1 z małym subwooferem. Dajcie mu odrobinę akustycznego wsparcia w postaci tylnej ściany, a wypełni cały pokój zdrowym, pełnopasmowym dźwiękiem osadzonym na solidnym, niskotonowym fundamencie. Nie twierdzę, że jest to sprzęt pozbawiony ograniczeń, bo gdyby za 1790 zł można było kupić głośnik omijający wszelkie znane nam prawa fizyki i zdrowego rozsądku, cały audiofilizm trafiłby szlag, ale żylibyśmy w ciekawym i pięknym świecie. Sam chętnie wyrzuciłbym z salonu kupę grzejących się gratów i postawił na ich miejscu jednoczęściowy system wielkości małej drukarki. Yoyo L nie schodzi tak nisko, jak duże, trójdrożne kolumny podłogowe albo subwoofer z prawdziwego zdarzenia, ale trzeba przyznać, że jego możliwości w tej kwestii są imponujące. Szczególnie biorąc pod uwagę rozmiary obudowy. Co więcej, w odróżnieniu od wielu innych głośników, Yoyo L nie opiera się na jakimś dziwnym systemie łączącym w sobie membrany bierne, linie transmisyjne, tunele szczelinowe i eliptyczne membrany rozmieszczone na planie pięciokąta. Z tego powodu jest bas jest nie tylko głęboki, ale też wystarczająco szybki i konkretny. Pod wieloma względami przypomina to, co w zakresie niskich tonów pokazał Zeppelin Wireless. Nie jest to wprawdzie ten sam poziom swobody i neutralności, bo w brzmieniu głośnika Cambridge Audio można było wychwycić efektowny zabieg polegający na podbiciu mid-basu. Co nie zmienia faktu, że taki gęsty, dobrze zbudowany dźwięk może się podobać.
Yoyo L ma jednak do zaoferowania znacznie więcej. Aby w odpowiedni sposób zrównoważyć to, co dzieje się na lewym skraju pasma, konstruktorzy Cambridge Audio zadbali aby równie wiele działo się na skraju prawym. Od wyższej średnicy zaczyna się jazda. Dźwięk jest bardzo przejrzysty, czytelny, czasami wręcz zbyt dosłowny. Po zastosowanych w tym modelu głośnikach szerokopasmowych nie spodziewałem się takich atrakcji, ale moje zaskoczenie miało bardzo pozytywny wymiar. Nie mogę się bowiem oprzeć wrażeniu, że dzięki takiemu lekkiemu wyostrzeniu brzmienia Yoyo L jeszcze bardziej zbliża się do tego, co zaprezentowałby pełnowymiarowy system stereo z parą porządnych kolumn, wzmacniaczem i rozsądnym źródłem. Znów chciałbym zwrócić uwagę na to, aby nikt nie próbował odczytywać tego porównania zbyt dosłownie, bo gdybyśmy mieli złożyć taki zestaw mieszcząc się w cenie opisywanego modelu, jego brzmienie byłoby pewnie dalekie od ideału. Ale jeżeli przesłuchacie kilka głośników sieciowych w zbliżonej cenie i porównacie je z tym, co oferują budżetowe systemy stereo, zauważycie kilka zasadniczych różnic, które razem składają się na zupełnie inne wrażenie realizmu. Pierwszą jest stereofonia. Z jednego pudełka nie da się wyczarować takiej przestrzeni, jak z dwóch. Drugą jest bas. Tutaj znów można powiedzieć, że życia się nie oszuka. Producenci jednoczęściowych głośników bardzo się starają, aby w normalnym użytkowaniu ich niedoskonałości nie były tak dokuczliwe, ale średniej wielkości kolumny wolnostojące podłączone do mocnego amplitunera szybko pokażą takiemu grajkowi miejsce w szeregu. Trzecią zasadniczą różnicą jest natomiast sposób prezentacji wysokich tonów. Wiele firm, nie wiedzieć czemu, idzie w kierunku delikatnego lub nawet całkiem konkretnego przyciemnienia. Jeżeli ktoś lubi taki dźwięk, nie ma problemu, ale niektórzy użytkownicy zaczną szukać dźwięków, które gdzieś tam powinny być... I zazwyczaj są, ale tak, jakby ktoś dla bezpieczeństwa przykrył je cienką zasłonką lub - w gorszym wypadku - grubym kocem. W głośniku Cambridge Audio tego efektu nie ma. Nie musimy się domyślać czy coś słyszeliśmy, czy tylko nam się tak wydawało, bo znamy dany utwór z odsłuchów na poważniejszym sprzęcie. Mimo lekkiego wyostrzenia na przełomie średnich i wysokich tonów, podobało mi się.
Okazuje się, że trzy głośniki i trzy membrany bierne nawet w tak niewielkim urządzeniu to nie przelewki. Szczególnie na tle wielu innych głośników w porównywalnej cenie. Yoyo L potrafi przyłożyć, a jeśli wykorzystacie go w roli soundbara, będziecie mogli cieszyć się dźwiękiem o trzy klasy lepszym, niż to, co może wydobyć z siebie płaski telewizor. Wydaje się zresztą, że Yoyo L jest stworzony do efektownego, mocnego i przejrzystego grania, co rewelacyjnie sprawdza się podczas oglądania filmów i koncertów.Mając na uwadze obecność dodatkowych głośników po bokach - i to dokładnie takich, jak te znajdujące się z przodu - spodziewałem się po Yoyo L ciekawej przestrzeni. Fakt, brytyjski zestaw nie gra tak punktowo, jak większość modeli biorących udział w naszym megateście, ale porównanie jego stereofonii z tą generowaną przez dwie klasyczne kolumny byłoby sporym nadużyciem. Mamy raczej do czynienia z efektem pozornego rozciągnięcia sceny dźwiękowej poza granice obudowy. Z zamkniętymi oczami mógłbym powiedzieć, że słucham szerokiego soundbara lub znacznie większego jednoczęściowego głośnika. Od czasu do czasu coś może pojawić się w zupełnie zaskakującym miejscu, ale centrum akcji zawsze będzie dobrze słyszalne i łatwe do namierzenia. Nie oczekiwałem jednak cudów, a sam fakt podjęcia przez inżynierów Cambridge Audio walki o nieco lepszą przestrzeń uważam za godny wyróżnienia. Pochwalić należy także dynamikę opisywanego modelu. Okazuje się, że trzy głośniki i trzy membrany bierne nawet w tak niewielkim urządzeniu to nie przelewki. Szczególnie na tle wielu innych głośników w porównywalnej cenie. Yoyo L potrafi przyłożyć, a jeśli wykorzystacie go w roli soundbara, będziecie mogli cieszyć się dźwiękiem o trzy klasy lepszym, niż to, co może wydobyć z siebie płaski telewizor. Wydaje się zresztą, że Yoyo L jest stworzony do efektownego, mocnego i przejrzystego grania, co rewelacyjnie sprawdza się podczas oglądania filmów i koncertów. Jeśli należałoby odjąć mu parę punktów za neutralność, tyle samo trzeba będzie dopisać za przebojowość. Tak właściwie, jedyną rzeczą, która dała mi się we znaki podczas odsłuchu było dziwne, pojawiające się od czasu do czasu przesterowanie, rzutujące najbardziej na zakres średnich tonów. Na moje ucho - ewidentnie kwestia software'owa. Prawdopodobnie egzemplarz dostarczony do naszego testu nie był jeszcze w stu procentach dopracowany. Jeśli głośnik ma oficjalnie trafić do sprzedaży w styczniu, firma ma co najmniej cztery miesiące na wyłapanie i usunięcie różnych tego typu błędów. Poza tym, ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić.
Budowa i parametry
Cambridge Audio Yoyo L to głośnik sieciowy, który w przeciwieństwie do mniejszych konstrukcji z tej serii został zaprojektowany jako centrum domowego systemu rozrywkowego, dostarczające wysokiej jakości dźwięk z dowolnego źródła. Z najważniejszych funkcji należy wymienić łączność Wi-Fi, bezprzewodowy przesył sygnału Bluetooth, obsługę systemów Chromecast i Spotify Connect, a także cyfrowe wejście optyczne i HDMI (ARC), przez które można do niego podłączyć również telewizor, dekoder lub konsolę. Brytyjscy konstruktorzy zdecydowali się na bardzo ciekawą konfigurację akustyczną. Na froncie oraz lewej i prawej ściance opisywanego modelu zainstalowano głośnik pełnopasmowy oraz subwoofer. Każdy przetwornik napędzany jest dedykowanym wzmacniaczem o bardzo niskim poziomie zniekształceń, a wszystko umieszczono w kompaktowej obudowie o wysokości 12,5 cm. Chodziło oczywiście o to, aby przetworniki pracujące na froncie zapewniały czyste brzmienie z wyraźnymi dialogami, a te zamontowane po bokach dawały efekt rozciągnięcia sceny dźwiękowej. Cyfrowy procesor zastosowany w głośniku Yoyo L wykorzystuje zestaw narzędzi MaxxAudio. Producent twierdzi, że dzięki temu system oferuje jeszcze lepszą jakość prezentacji na wyższych poziomach głośności. Jeśli chodzi o parametry techniczne, firma nie podaje praktycznie żadnych danych. W tabeli na stronie Cambridge Audio znajdziemy takie rubryki, jak zawartość opakowania czy dostępne wersje kolorystyczne. Z liczb zostaje nam tylko liczba przetworników (6), wymiary (12,5 x 26,9 x 26,9 cm) i masa (4,25 kg). Całkowita moc wzmacniacza, pasmo przenoszenia czy choćby rozmiary użytych głośników? Brytyjczycy najwyraźniej doszli do wniosku, że nikogo nie będzie to interesowało.
Werdykt
Yoyo L to jeden z niewielu głośników sieciowych, które idą swoją drogą. To urządzenie, które może być nie tylko jednoczęściowym zestawem służącym do odtwarzania muzyki, ale też kompaktowym, wygodnym w użyciu soundbarem wynoszącym jakość brzmienia naszego domowego centrum rozrywki na zupełnie inny poziom. Jego konstruktorzy zadbali o to, aby jego dźwięk był odpowiednio dynamiczny, dziarski, efektowny i doprawiony odrobiną dodatkowych wrażeń przestrzennych budowanych przez sprytny układ przetworników. Wszystko to dostajemy w urządzeniu zbudowanym tak, jakby było gotowe znieść rozmaite trudy codziennego użytkowania. W wielu przypadkach będzie z niego przecież korzystała cała rodzina. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko dedykowanej, firmowej aplikacji i możliwości odtwarzania plików hi-res. Nie sądzę jednak, aby były to istotne minusy dla klientów szukających ładnego, funkcjonalnego, jednoczęściowego systemu audio zapewniającego mocny, głęboki dźwięk. Do rozwiązania pozostaje tylko problem z przesterem, ale jestem przekonany, że jest to drobne niedopatrzenie, wynikające być może z błędu w dostrojeniu procesora DSP. Do oficjalnej rynkowej premiery Yoyo L zostało jeszcze kilka miesięcy i producent na pewno wykorzysta ten czas na wprowadzenie odpowiednich poprawek. Trzymam kciuki, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo za 1790 zł jest to produkt, na który warto poczekać.
Dane techniczne
Łączność: Bluetooth, Wi-Fi
Wejścia cyfrowe: optyczne, HDMI (ARC)
Wejścia analogowe: 3,5 mm
Obsługiwane usługi: Chromecast, Spotify Connect
Wymiary (W/S/G): 12,5/26,9/26,9 cm
Masa: 4,25 kg
Cena: 1790 zł
Konfiguracja
iPhone SE, Astell&Kern AK70, Asus Zenbook UX31A.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
MIK
Panowie, boję się, że w kolejce, do testów, czekają tostery, wyciskarki do soków i elektryczne szczoteczki do zębów. Może by tak w końcu coś poważniejszego? Odrobinę chociaż:) Pozdrawiam.
0 Lubię -
stereolife
Spokojnie, aż tak daleko nie zamierzamy się zapuszczać. Testy głośników sieciowych są naszą odpowiedzią na wzrost zainteresowania tego typu urządzeniami oraz liczne zapytania o sprzęt do 1000, 2000 czy 3000 zł. Swoją drogą, ostatnia piątka w grupie głośników sieciowych to same audiofilskie marki - Ruark Audio, Bowers & Wilkins, Vifa, Naim i Dynaudio. Po zakończeniu tego cyklu wracamy do innych tematów. W kolejce czekają takie urządzenia, jak Pathos Logos MK2, Lyngdorf TDAI-3400, Reloop Turn 2, Yamaha RX-V685, Unison Research Unico Primo i wiele innych. Prawdopodobnie jeszcze we wrześniu będzie też fajny reportaż i baaardzo dokładny, przekrojowy artykuł historyczny oraz, tradycyjnie, najświeższe aktualności i recenzje płyt. Dla każdego coś miłego:-)
0 Lubię
Komentarze (2)