Hegel V10
- Kategoria: Gramofony i sprzęt analogowy
- Tomasz Karasiński
Rynek sprzętu audio jest pełen urządzeń stworzonych zgodnie z wymaganiami klientów, zaprojektowanych według przepisu, który dostarczają inżynierom kupujący, ale także dealerzy, dystrybutorzy i specjaliści od badania potrzeb konsumentów. Powstaje wówczas pewien zbiór jasnych wytycznych, które należy po kolei realizować. Po drugiej stronie barykady znajduje się elektronika budowana często z pominięciem całego tego procesu, bardziej na zasadzie realizacji wizji projektanta niż trafienia w gust jak największej liczby osób. W ten sposób rodzą się na przykład hi-endowe wzmacniacze lampowe budowane w niezwykle małych ilościach i kosztujące znacznie więcej niż produkowane masowo amplitunery. To sprzęt tworzony przez pasjonatów dla pasjonatów. Widać w nim ogromne poświęcenie, zamiłowanie do muzyki i setki godzin nieustannego dążenia do ideału. Od czasu do czasu zdarza mi się jednak dorwać coś, co częściowo należy do jednego, a częściowo do drugiego świata, a tak naprawdę powstało, hmm, z nudów - w czasie, który miał być wypełniony zupełnie inną pracą, ale coś się przesunęło, czegoś nie udało się załatwić w porę i pozostało albo siedzieć przy komputerze i markować robotę, albo wziąć się za coś innego. Jestem praktycznie pewny, że tak właśnie narodził się pierwszy przedwzmacniacz gramofonowy Hegla - V10. Ale czy to źle?
Kiedy norweska firma wyskoczyła z zaawansowanym technicznie preampem korekcyjnym, dla wielu audiofilów było to spore zaskoczenie. Hegel jest bowiem kojarzony przede wszystkim ze wzmacniaczami, ale jeśli już miałby robić cokolwiek innego, prawdopodobnie byłyby to źródła cyfrowe, ponieważ w integrach tej marki od dawna montowane są bardzo wydajne przetworniki, a i w dziedzinie streamingu ekipa z Oslo radzi sobie bardzo przyzwoicie. Nawet najtańsza integra w katalogu - H95 - oferuje łączność sieciową z obsługą strumieniowania UPnP i łącznością Apple AirPlay, a o oczko wyższy model H120 obsługuje także Spotify Connect i Roona. Jeśli chodzi o pełnowymiarowe źródła, jeszcze jakiś czas temu u Hegla można było kupić odtwarzacz płyt kompaktowych o nazwie Mohican i świetny przetwornik HD30, zbudowany wprawdzie na dość powszechnych w audiofilskim sprzęcie kościach AK4490EQ, ale dopieszczony tak, że z brzmieniem nie było co dyskutować. Co do cedeka, Norwegowie od początku stawiali sprawę jasno, mówiąc, że Mohican jest ostatnim odtwarzaczem srebrnych krążków w historii ich firmy, natomiast w przypadku HD30 wydawało się, że wystarczy go ulepszyć, dołożyć mu kilka gadżetów i zadbać o to, aby był nowoczesny i konkurencyjny. Gdyby oferował na przykład wszystkie udogodnienia, jakie znajdziemy we wzmacniaczu H390, mógłby być alternatywą dla streamerów Auralica, Naima, Brystona, Lumina i Rose'a. Ale nie. W pewnym momencie po prostu zakończono jego produkcję, nie przedstawiając nawet planów wprowadzenia jego następcy. Moim zdaniem był to błąd, który nie dość, że całkowicie usuwa norweską markę z obszaru poszukiwań audiofilów rozglądających się za porządnym źródłem cyfrowym, to jeszcze wpycha posiadaczy dzielonych wzmacniaczy Hegla, a więc najlepszych, dysponujących największym budżetem klientów, w objęcia innych producentów, którzy dostarczą im hi-endowy streamer lub przetwornik. Domyślam się jednak, że zdecydowana większość urządzeń wyjeżdżających z magazynu Hegla to integry, a skoro każda z nich ma na pokładzie DAC-a i moduł łączności sieciowej, osobny, pełnowymiarowy streamer jest Heglowi potrzebny jak rybie rower.
Wygląd i funkcjonalność
Skąd zatem wziął się pomysł stworzenia phono stage'a? Po pierwsze z komentarzy i wiadomości od klientów. Hegel jest jedną z firm, która stara się utrzymywać kontakt ze swoimi fanami i robi to w typowo skandynawski sposób - otwarcie, kulturalnie i miło, ale też szczerze i konkretnie. Ważne komentarze praktycznie nigdy nie pozostają bez odpowiedzi któregoś z przedstawicieli lub pracowników norweskiej manufaktury. I faktycznie, jakiś czas temu w środowisku właścicieli i fanów sprzętu tej marki zaczęły się pojawiać głosy, że o ile klientom udało się przeforsować streaming czy gniazda słuchawkowe, które jeszcze jakiś czas temu inżynierowie Hegla traktowali jako zbędną rozrzutność, tak do gramofonów firma ustawiła się tyłem, nie oferując ani modułów phono, które można by było zamontować we wzmacniaczach i przedwzmacniaczach, ani też zewnętrznego przedwzmacniacza gramofonowego. Jak to w życiu bywa, każdy z takich komentarzy był kroplą drążącą skałę i w pewnym momencie w centrali Hegla zapadła decyzja, aby zająć się tym tematem i uszczęśliwić klientów, którzy - co w obliczu rozmaitych badań nie jest takie zaskakujące - coraz częściej wybierają gramofon jako drugie źródło, alternatywę dla streamingu.
TEST: Hegel H95
To jednak nie koniec historii. Na każdą prośbę o wprowadzenie do oferty phono stage'a przypadało bowiem pięć albo dziesięć pytań o Roona. Norwegowie obiecywali integrację swoich wzmacniaczy z tym środowiskiem już dawno temu, ale sprawa przeciągała się miesiącami. Wszystko wskazuje na to, że mocno pracowali nad tym, aby wywiązać się z tej obietnicy jak najszybciej, ale Roon stał się tak popularny wśród audiofilów, że kolejka chętnych do uzyskania certyfikatu też się wydłużyła. Specjaliści z Roon Labs nie mają w zwyczaju obniżać swoich standardów, więc każde urządzenie musiało przejść całkiem skomplikowaną procedurę certyfikacji, oczywiście kiedy już doczekało się na swoje okienko. Tak naprawdę dopiero na początku tego roku wystartowała wielka akcja dorzucania kolejnych urządzeń do listy. Od stycznia do końca kwietnia pojawiło się na niej ponad 40 urządzeń czołowych producentów, takich jak Arcam, NAD, Astell&Kern, Atoll, Cyrus, Sonus Faber czy właśnie Hegel. W pierwszej kolejności certyfikat Roon Ready otrzymały integry H120 i H190, co oczywiście rozwścieczyło posiadaczy droższych modeli H390 i H590. Hegel prosi ich o cierpliwość, bo nie ma innego wyjścia - domyślam się, że po stronie producenta wszystko zostało już dawno zrobione, piłeczka jest po stronie Roona, więc pozostaje jedynie czekać. Tylko co w tym czasie robić? Ano właśnie, tu dochodzimy do bohatera naszego testu. W pewnym momencie inżynierom Hegla, z Bentem Holterem na czele, musiały zwolnić się moce przerobowe. W kolejce do certyfikacji Roona korki większe niż na Puławskiej, sytuacja na rynku chipów jest niepewna, pozostało zająć się odkładanym od dłuższego czasu projektem phono stage'a. Czy powyższa historia nie jest trochę naciągana? Możliwe, ale śledzę temat bardzo dokładnie i wydaje mi się, że wprowadzenie modelu V10 akurat w takim momencie nie było zupełnie przypadkowe.
Przyjrzyjmy się zatem urządzeniu, które było w pewnym sensie pobocznym, hobbystycznym projektem Benta Holtera. Na pierwszy rzut oka mamy tutaj coś pomiędzy pełnowymiarowym, audiofilskim przedwzmacniaczem gramofonowym a pudełeczkiem mającym wypełnić lukę w systemie. I już samo to jest bardzo ciekawe, bowiem ten segment rynku do niedawna był praktycznie zapomniany. Duży wybór mieliśmy właściwie tylko w dwóch przypadkach - jeśli do szczęścia wystarczyło nam pudełeczko za 1500-2500 zł, albo jeśli rozglądaliśmy się już za porządnym preampem i byliśmy skłonni przeznaczyć na ten cel co najmniej 8000-10000 zł. Niewielkie "boxy" często nie oferują właściwie żadnych udogodnień poza przełącznikiem rodzaju wkładki (MM/MC), natomiast te z drugiej grupy zwykle mają różnego rodzaju pokrętła, hebelki, czasami nawet - o zgrozo! - wyświetlacz, ale za to wszystko trzeba słono zapłacić. Chcąc to trochę wypośrodkować, odkryjemy, ze zostaje nam raptem kilka rozsądnych propozycji. Wprowadźmy dwa podstawowe warunki - nasz phono stage musi oferować możliwość ustawienia takich parametrów jak chociażby pojemność dla wkładek MM czy impedancja dla wkładek MC i musi kosztować mniej niż 7000 zł. I co? No właśnie - na placu boju zostaje raptem kilka konstrukcji, takich jak chociażby Rega Aria MK3, Chord Huei, Primare R15 czy 1ARC Arrow 2. Ten ostatni to świetny phono stage, ale nie każdy lubi mieć na stoliku trzy oddzielne urządzenia połączone plątaniną kabli.
Hegel V10 wygląda w tym towarzystwie jak hi-endowy przedwzmacniacz, który wprawdzie dla wygody użytkownika został wciśnięty do kompaktowej obudowy, ale został zbudowany przez kogoś, kto dobrze wie, co robi. Wiem, że stwierdzenie "pierwszy phono stage w historii marki" na to nie wskazuje (przede wszystkim nie oznacza, że jest to pierwsza tego typu próba - Bent Holter zaprojektował pierwszy przedwzmacniacz gramofonowy już piętnaście lat temu, tyle, że nie wszedł on nigdy do produkcji, a V10 ma z nim niewiele wspólnego), ale przyjrzyjcie się kilku detalom - symetrycznie rozmieszczone gniazda, w tym XLR-y, skomplikowane przełączniki hebelkowe umożliwiające ustawienie pojemności, impedancji i wzmocnienia, filtr subsoniczny, niskoszumowe tranzystory JFET w stopniu wejściowym, zewnętrzny zasilacz z transformatorem z rdzeniem typu E, osobne zasilanie lewego i prawego kanału... Oj, jest grubo. Hegel jasno daje nam do zrozumienia, że V10 to coś więcej niż wypełniacz katalogu i wabik na świeżo upieczonych "gramofoniarzy". To poważny sprzęt umieszczony w opakowaniu, które - jak to u Norwegów - jest wyjątkowo skromne, wręcz minimalistyczne, i kompletnie nie rzuca się w oczy.
Solidna, w całości metalowa obudowa V10 ma charakterystyczny dla urządzeń Hegla, lekko zaokrąglony front. Norwegowie uważają, że stopień gramofonowy nie jest dużym układem, dlatego nie potrzebuje dużej obudowy. I choć duża skrzynka z pewnością wyglądałaby poważniej, Hegel nie lubi sprzedawać audiofilskiego powietrza. Tak samo było z przetwornikami, dopóki nie zadebiutował HD30, gdzie konieczność zastosowania pełnowymiarowej puszki uzasadniał między innymi rozbudowany zasilacz z dwoma transformatorami toroidalnymi. W testowanym przedwzmacniaczu zasilanie zostało wyeksmitowane na zewnątrz i tutaj na chwilę się zatrzymamy. Amatorzy wysokiej jakości sprzętu hi-fi generalnie nie przepadają za zasilaczami wtyczkowymi, ponieważ kojarzą im się z ładowarkami do telefonów i laptopów, jednak w przypadku delikatnej, wrażliwej na zakłócenia elektroniki ma to swoje uzasadnienie. W tym przypadku cały numer polega jednak na tym, że Norwegowie nie dołączyli do zestawu zupełnie standardowego zasilacza, ale stworzyli własną, specjalnie zaprojektowaną jednostkę zawierającą bardzo dobry transformator E-Core, który na dodatek ma dwa oddzielne uzwojenia, w związku z czym kabel od zasilacza ma dwie wtyczki. Wchodzą one - uwaga - w dwa gniazda umieszczone w specjalnym wgłębieniu pod podstawą obudowy. Dzięki temu uzyskujemy tak naprawdę pełny układ dual mono, w którym oba kanały są odseparowane już na etapie zasilania. Celem było oczywiście uzyskanie jak najniższego poziomu szumu. Kiedy V10 debiutował na rynku, niektórzy melomani narzekali, że co to niby za poważny phono stage, do którego dostajemy ładowarkę od starej Nokii. Ale to nie tak. Wystarczy obejrzeć film, na którym wiceprezes do spraw sprzedaży i marketingu Hegla, Anders Ertzeid, tłumaczy funkcjonalność i budowę wewnętrzną opisywanego preampu. Jeśli jesteście zainteresowani, z łatwością znajdziecie ten klip na YouTubie. To zaledwie 12 minut, a wystarczy, aby zrozumieć podejście Norwegów do tego projektu.
Pochwały należą się Heglowi za czytelne opisy wszystkich funkcji, naniesione zarówno na tylną ściankę, jak i na podstawę urządzenia, a także za jakość zastosowanych w V10 gniazd. Serio - wyglądają prześlicznie, są duże, szeroko rozstawione i zniosą nawet najcięższe eksperymenty z grubymi, hi-endowymi interkonektami.Na przedniej ściance urządzenia znajduje się tylko biała dioda LED, a pod nią włącznik, a właściwie przycisk trybu czuwania. Jeśli przez jakiś czas nie ma sygnału na wejściu, V10 automatycznie się wyłącza. Kluczowe części obwodu pozostają zasilane, dzięki czemu po uruchomieniu phono stage'a nie stracimy wiele czasu na rozgrzewkę. Z tyłu, poza wejściami i wyjściami, dostępnymi zarówno w formie niezbalansowanej, jak i zbalansowanej, znajdują się dwa rzędy maleńkich hebelków, za pomocą których można wprowadzać różne ustawienia. Nie jest to może najbardziej eleganckie rozwiązanie, z pewnością w porównaniu ze stopniami gramofonowymi, w których można to ustawić z panelu przedniego za pomocą przycisków lub pokręteł, ale jeśli nie zmieniamy wkładki co tydzień, jest to do zaakceptowania. Najważniejsze jest jednak to, że dostępnych opcji jest mnóstwo. Za pomocą "przycisków fortepianowych", jak nazywa je producent, przede wszystkim dokonuje się wyboru między wkładką MM i MC. Dostępny jest również przełączany filtr subsoniczny, działający poniżej 20 Hz. Standardowe wzmocnienie dla wkładek MM i MC wynosi odpowiednio 34 dB i 54 dB. Warto dodać, że na wyjściu XLR dostaniemy jeszcze 6 dB. Oprócz standardowego wzmocnienia można wybrać tryb +5 dB, +10 dB i +15 dB, co daje łączne wzmocnienie 72 dB na wyjściu zbalansowanym. To ważne, ponieważ niektóre przedwzmacniacze gramofonowe grają po prostu za cicho, szczególnie w połączeniu z wkładkami MC o bardzo niskim napięciu wyjściowym. Ale to dopiero początek zabawy. W przypadku wkładek MM dostępnych jest 7 ustawień pojemności w zakresie od 100 do 467 pF, a dla wkładek MC możemy wyregulować impedancję w zakresie od 33 do 550 Ω. Co ciekawe, to wciąż nie koniec. Po otwarciu obudowy zauważymy dodatkowe zwrotki, które można usunąć, wprowadzając kolejne zmiany w ustawieniach. Wydaje się, że konstruktorzy chcieli w ten sposób dać właścicielom naprawdę nietypowych wkładek coś w rodzaju ostatniej deski ratunku. Moim zdaniem w 99% przypadków usuwanie tych zworek nie będzie konieczne, ale dobrze wiedzieć, że w razie problemów coś jeszcze da się zdziałać.
Niestety, nawet zmiana ustawień z zewnątrz jest trochę upierdliwa. Nie można przeprowadzać tego w trakcie odsłuchu, ponieważ zalecane jest odłączenie zasilania przed jakimkolwiek grzebaniem w hebelkach, co oznacza przynajmniej uniesienie przedwzmacniacza, jeśli nie odwrócenie go do góry nogami, a i same hebelki są malutkie i najlepiej jest gmerać w nich za pomocą małego śrubokrętu lub innego tego typu narzędzia. Trzeba też pamiętać o tym, aby dla obu kanałów poustawiać wszystko tak samo. Rozumiem jednak, że ma to swoje uzasadnienie konstrukcyjne. Cóż, dla uzyskania najniższego możliwego poziomu szumów może warto się na początku pomęczyć. Pochwały należą się Heglowi za czytelne opisy wszystkich funkcji, naniesione zarówno na tylną ściankę, jak i na podstawę urządzenia, a także za jakość zastosowanych w V10 gniazd. Serio - wyglądają prześlicznie, są duże, szeroko rozstawione i zniosą nawet najcięższe eksperymenty z grubymi, hi-endowymi interkonektami. Skoro jednak jesteśmy przy tej kwestii, nie rozumiem, dlaczego po raz kolejny mam przed sobą przedwzmacniacz gramofonowy z zaciskiem uziemiającym, ale bez fizycznego uziemienia w postaci trójbolcowego gniazda IEC. Rozumiem, że Hegel postawił na skomplikowany zasilacz wtyczkowy zaprojektowany specjalnie dla tego modelu, ale na miłość boską, co ma się dalej dziać z tą masą? Ma się rozpłynąć w powietrzu? Ma się rozejść po obudowie? Wielu użytkowników V10 podłączy kabel wychodzący z gramofonu do gniazd RCA, dodatkowy przewód zakończony widełką przykręci do tej dużej, złoconej śrubki i uzna, że robota jest zrobiona, po czym z głośników popłynie przysłaniające muzykę buczenie. Rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste i będę miał możliwość zaprezentowania go w jednym z kolejnych testów, ale sam fakt, że tylu producentów sprzętu audio zdaje się nie widzieć w tym żadnego problemu, daje do myślenia.
Brzmienie
Phono stage Hegla pracował u mnie z dwoma gramofonami i czterema wkładkami. Pierwszą maszyną był budżetowy, ale bardzo porządny Dual CS 429 z fabrycznie zamontowaną wkładką Ortofon 2M Red. Wiadomo, że nie jest to żaden hi-end, ale dzięki uprzejmości dystrybutora po zakończeniu formalnego testu gramofon ten został u mnie na dłużej, aby towarzyszyć mi podczas testów kolejnych urządzeń (wiedziałem, że szykują się testy wkładek, przedwzmacniaczy, a nawet kabli dla miłośników analogowego dźwięku) i muszę powiedzieć, że moje pozytywne wrażenia jeszcze się w tym czasie umocniły. Doceniłem nawet automatykę, która początkowo wydawała mi się zupełnie zbędna, ale kiedy po zmianie wkładki - również wykonywanej ekspresowo, a to ze względu na odłączany headshell i fakt, że drugi miałem "w zapasie" - mogłem włączyć tę samą płytę jednym przyciskiem i niczym się nie martwić, zmieniłem zdanie. Drugim gramofonem wykorzystanym w teście był Clearaudio Concept z wkładką Concept V2 w wersji MM. W obu szlifierkach pracowała również opisywana niedawno na naszych łamach wkładka Audio-Technica VM760SLC, a żeby recenzja V10 była kompletna, gościnnie wpadła również dobrze znana mi Audio-Technica AT-OC9XML. Ta ostatnia pracowała tylko z Conceptem, natomiast trzy pozostałe wkładki montowałem również na ramieniu Duala.
PORADNIK: Wszystko o phono stage'ach
Moje pierwsze wrażenie po włączeniu w tor Hegla to błoga cisza. Takiego spokoju nawet nie podczas, co nawet przed rozpoczęciem odsłuchu, spodziewałbym się raczej przy eksperymentowaniu ze źródłami cyfrowymi, gdzie jakikolwiek szum w głośnikach bez włączonej muzyki oznacza kłopoty. Sytuacja taka zdarza się jednak wyjątkowo rzadko, a więcej w tej materii ma do powiedzenia wzmacniacz. Niektóre piecyki mają to do siebie, że nawet bez podłączonego źródła generują mniejszy lub większy szum, który w normalnych warunkach nie jest denerwujący, ale jeżeli przyłożymy ucho do głośnika wysokotonowego lub korzystamy na przykład z systemu biurkowego, gdzie głośniki nie znajdują się dalej niż 50-60 cm od naszej głowy, po pewnym czasie daje się we znaki. Jako użytkownik wzmacniacza lampowego jestem do tego przyzwyczajony, chociaż tutaj też trzeba dodać, że Unison Research Triode 25 jest naprawdę cichy. Zdarzyło mi się testować wzmacniacze tranzystorowe hałasujące bardziej niż ten włoski ogier. Podczas odsłuchu z winyli już po włączeniu phono stage'a przygotowuję się na to, że poziom szumu zauważalnie wzrośnie, a z Heglem nic takiego nie wystąpiło. V10 nie wnosił absolutnie nic i w pierwszej chwili zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno jest włączony albo czy wybrałem właściwe źródło. Po odpaleniu gramofonu okazało się, że tak - wszystko zrobiłem prawidłowo, tylko przed pierwszym kontaktem igły z płytą w głośnikach nie pojawiły się żadne artefakty.
Powiecie, że nie ma to żadnego znaczenia? Nie zgadzam się, ponieważ niski poziom szumów wyraźnie przekłada się na dynamikę i poczucie czarnego tła podczas odsłuchu. Muzyka nie jest malowana na brudnej, zapiaszczonej szybie, ale na ciemnym aksamicie, dzięki czemu od razu jesteśmy na niej bardziej skupieni, dostrzegając znacznie więcej detali. To tak, jakbyśmy w słoneczny dzień chcieli obejrzeć film, mając obok telewizora okno. Jego zasłonięcie poprawi nasze wrażenia w dość dramatyczny sposób. Może nawet mrukniemy pod nosem "aaaha, to tu było widać coś takiego". Na pewno nie muszę tego tłumaczyć fanom "Gry o tron", którzy chcieli obejrzeć ostatni sezon, jaki by on nie był i jak idiotycznie by się nie kończył. Naturalnie, odtwarzaniu płyt winylowych zawsze towarzyszą jakieś szmery i trzaski (choć w przypadku dobrze utrzymanych, regularnie mytych płyt jest to stosunkowo rzadkie zjawisko), jednak poczucie braku szumu generowanego przez elektronikę przekłada się na wyjątkowy komfort kontaktu z muzyką.
Kiedy już skończyłem zachwycać się tą wyjątkową ciszą, zdałem sobie sprawę, że V10 to właściwie Hegel jak każdy inny. Mam tu na myśli firmową filozofię, zgodnie z którą brzmienie powinno być naturalne, dobrze zrównoważone, pełne i - jak twierdzą sami konstruktorzy - organiczne. Wielokrotnie potwierdziło się to podczas naszych testów. Właściwie potrafię wskazać tylko kilka urządzeń norweskiej firmy, które na etapie odsłuchu pokazały jakieś "cechy dodatkowe", coś tam z tym dźwiękiem "robiły". Ale nawet wtedy nie są to rzeczy, które kolidują z ogólnym poczuciem neutralności i dążeniem do idealnej równowagi. H390 potrafi delikatnie ocieplić średnicę i rozepchnąć scenę stereofoniczną na boki. H20 ma iście amerykański bas, a i na drugim końcu skali może zachowywać się nieco bezkompromisowo. Generalnie jednak logo Hegla jest dla mnie gwarancją poprawności i uniwersalności, więc nie zdziwiło mnie, że tak samo jest w przypadku V10. V10 to właściwie Hegel jak każdy inny. Mam tu na myśli firmową filozofię, zgodnie z którą brzmienie powinno być naturalne, dobrze zrównoważone, pełne i - jak twierdzą sami konstruktorzy - organiczne.
Trudno mi wyobrazić sobie dobrze skonfigurowany tor analogowy, w którym ten phono stage by się nie sprawdził. Jeśli już musiałbym się doszukiwać w jego brzmieniu jakichś cech szczególnych, zwróciłbym uwagę na spójność i przejrzystość. W niektórych nagraniach V10 pokazuje bardziej wyrazisty i konkretny charakter, pozwalając nam zajrzeć w ulubione nagrania głębiej, poznać je dokładniej. Ale na tym koniec. Nic nie odbywa się tutaj kosztem równowagi tonalnej czy barwy. Czasami dźwięk jest po prostu bardziej zadziorny, ale wciąż naturalny i łatwo przyswajalny. Ale ostatecznie nie powinno to nikogo dziwić. Hegel w ostatnich latach mocno rozwinął układy cyfrowe, bo tego oczekiwali klienci, w tę stronę zmierza rynek i prawdopodobnie właśnie tam leży przyszłość muzyki, ale nie należy zapominać, że Bent Holter jest przede wszystkim ekspertem od półprzewodników, jego SoundEngine jest układem czysto analogowym, a wszystkie produkowane obecnie wzmacniacze i przedwzmacniacze Hegla są na wskroś klasyczne i nie opierają się na cyfrowych modułach wielkości paczki zapałek. Czy to, że Norwegowie stworzyli świetny przedwzmacniacz gramofonowy, powinno być dla nas zaskoczeniem?
Budowa i parametry
Hegel V10 to przedwzmacniacz gramofonowy, który ma stanowić odzwierciedlenie podejścia norweskich konstruktorów do tradycyjnej, doskonale znanej technologii. Obudowa została w sprytny sposób podzielona na dwie komory, co pozwoliło fizycznie odseparować zasilacz od czułego układu przedwzmacniacza. Manufaktura z Oslo twierdzi, że dzięki temu pomiędzy tymi dwoma sekcjami nie ma wykrywalnych zakłóceń. Dodatkowo sam transformator znajduje się na zewnątrz - jest głównym elementem zasilacza wtyczkowego, który łączymy z preampem za pomocą kabla wyposażonego w dwa wtyki, po jednym dla każdego kanału. Zewnętrzny zasilacz wygląda trochę niepozornie, ale zawiera bardzo dobry i stabilny transformator E-Core, który został zaprojektowany i wykonany na zamówienie Hegla. Tylna ścianka V10 to piękny przykład symetrii, co daje nam do zrozumienia, że także wewnątrz oba kanały są całkowicie lustrzane. Przez środek panelu z gniazdami można poprowadzić pionową linię, wzdłuż której odzwierciedlone będą wszystkie gniazda i przełączniki. Po każdej stronie mamy osobne wejścia RCA dla wkładek MM i MC, wyjście zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA) oraz rząd dziesięciu przełączników hebelkowych. W samym centrum umieszczono złocony zacisk uziemiający. Przewód zasilający należy doprowadzić od dołu. Wnętrze zostało podzielone nie tylko na dwa kanały, ale także na dwie komory odizolowane od siebie długim na ponad 7 cm "garbem". Stopień wejściowy V10 jest rodzajem układu szeregowego, w którym wyjście przedwzmacniacza MC jest połączone z wejściem MM. Oba wyposażono w niskoszumne tranzystory JFET, dobrane i dopasowane przez Benta Holtera. Tranzystory tego typu wybrano ze względu na niski szum termoelektryczny i odporność na zakłócenia pochodzące z zewnątrz. W stopniu wzmocnienia zastosowano szybkie tranzystory bipolarne przykręcone do niewielkich radiatorów.
Werdykt
V10 to urządzenie zawieszone między dwoma światami, hybrydą bogato wyposażonego i skrupulatnie zaprojektowanego, hi-endowego phono stage'a i kompaktowego, łatwego w użyciu, budżetowego "boxa", jaki wielu amatorów czarnych płyt kupuje na początku swojej gramofonowej przygody. Wiem, że ciężko jest wyobrazić sobie skrzyżowanie Pro-Jecta Phono Box DS2 i Cary Audio PH 302 MkII, ale moim zdaniem Hegel stworzył taki właśnie przedwzmacniacz, wypełniając rynkową lukę, a w pewnym sensie nawet wybiegając w przyszłość, ponieważ wszystko wskazuje na to, że liczba osób szukających łatwego sposobu na ulepszenie swojego toru analogowego będzie rosnąć, być może nawet bardzo wyraźnie. V10 to nie tylko sprzęt z dużym potencjałem, ale też gwarancja dobrego dźwięku. Jak to u Norwegów, jest on naturalny, uniwersalny, równy, namalowany na czarnym tle, a momentami zaskakująco dynamiczny i rozdzielczy. Szczerze? Jest dokładnie taki, jakiego mogliby oczekiwać fani norweskiej firmy. A czy V10 zjedna Heglowi nowych? Możliwe, ale tylko pod warunkiem, że zdecydują się go wypróbować doświadczeni gramofoniarze, którzy powoli już szykowali się do zakupu prawdziwie hi-endowego phono stage'a. Takiego, no wiecie, kosztującego minimum dziesięć tysięcy złotych, z wieloma przełącznikami, opcjonalnym zasilaczem lub zewnętrznym step-upem, może nawet wystającymi z obudowy lampami. Drugą grupą osób, dla których V10 będzie trafioną inwestycją, są właściciele dobrych gramofonów ze średniej półki, którzy do tej pory jakoś radzili sobie z budżetowym przedwzmacniaczem korekcyjnym, zdając sobie jednak sprawę z tego, że kiedyś tego słabego ogniwa trzeba się będzie pozbyć. Jeśli jesteście w tej grupie i pewnego dnia uznacie, że to już ten moment, posłuchajcie Hegla. Nie będzie wiochy.
Dane techniczne
Wejście: 2 x RCA (MM/MC)
Wyjście: 1 x RCA, 1 x XLR
Wzmocnienie XLR MM: 40/45/50/52 dB
Wzmocnienie XLR MC: 60/65/70/72 dB
Wzmocnienie RCA MM: 34/39/44/46 dB
Wzmocnienie RCA MC: 54/59/64/66 dB
Impedancja obciążenia: 33-550 Ω
Pojemność obciążenia MM: 100/147/220/247/320/420/467 pF
Dokładność korekcji RIAA: +/- 0,2 dB (20 Hz - 20 kHz)
Stosunek sygnał/szum: 84 dB (MM)/81 dB (MC)
Pasmo przenoszenia: 2 Hz - 20 kHz
Zniekształcenia MM: < 0,005%
Zniekształcenia MC: < 0,009%
Wymiary (W/S/G): 6/21/28 cm
Masa: 2,2 kg
Cena: 6999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT, Dual CS 429, Audio-Technica VM760SLC, Audio-Technica AT-OC9XML.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Art Analog
Co do preampu 1ARC Arrow 2 wspomnianego w materiale to na obecną chwile już nie trzeba trzech pudeł aby obsłużyć wkładki MC. Jest nowa wersja Arrow 2 PRO.
0 Lubię -
Wald
SNR 81 dB dla MC? Panowie, czym wy to mierzyliście i dla jakiego wzmocnienia? Chyba coś pomyliliście? Nawet ta słynna polska iskra nie ma takich parametrów, a ma ona wedle tego co pomierzyli Niemcy, najlepsze parametry wśród przedwzmacniaczy gramofonowych do 20k.
0 Lubię
Komentarze (2)