Yamaha A-S1100
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Kiedy ktoś porusza temat sprzętu audio marki Yamaha, przed oczami staje mi wiele niezwykle ciekawych rzeczy, którymi nie każda firma może się pochwalić. W naszej branży japoński koncern kojarzony jest przede wszystkim z nowoczesnymi amplitunerami, legendarnymi zestawami mikro z serii PianoCraft, soundbarami symulującymi dźwięk dookólny i wyposażonymi w system kalibracji akustycznej YPAO, a od jakiegoś czasu także z bardzo wszechstronnym i wciąż rozrastającym się systemem multiroom MusicCast. Jeżeli wpiszecie nazwę firmy w popularną wyszukiwarkę, szybko zrozumiecie jednak, że to zaledwie pewien wycinek jej działalności. Nawet po wejściu na główną stronę producenta, należy dokonać wyboru. Yamaha, ale co? Motocykle, instrumenty muzyczne, pro audio czy może elektronika do użytku domowego? Japończycy słyną z produkcji znakomitych fortepianów, ale jeśli chcielibyście kupić keyboard, gitarę, zestaw perkusyjny, flet, klarnet, saksofon, trąbkę, obój, puzon, skrzypce akustyczne lub elektryczne, wibrafon, ksylofon, marimbę, dzwony rurowe lub werbel marszowy - nie ma problemu. Z ciekawości otworzyłem zakładkę z marimbami, bo bardzo lubię dźwięk tego instrumentu. Znalazłem tam dziewięć różnych modeli, od 3,5 do 5 oktaw. A może chcielibyście zająć się muzyką zawodowo i założyć własne studio nagraniowe, salę koncertową, stację radiową lub telewizyjną? Jeśli tak, to w katalogu Yamahy znajdziecie wszystko od mikserów po profesjonalne monitory aktywne. Chcąc nagłośnić cały swój dom, możecie wybrać głośniki bezprzewodowe z systemem MusicCast, a jeżeli szukacie czegoś naprawdę wyjątkowego, wystarczy przyjrzeć się potężnym głośnikom NS-5000 wykończonym prawdziwym lakierem fortepianowym. Tę wyliczankę można ciągnąć bez końca, ale ja dzisiaj nie o tym. Dziś będzie o wzmacniaczu.
Jak powszechnie wiadomo, Japończycy wysoko cenią sobie nowoczesność, ale potrafią też zadbać o swoją tradycję i są z niej bardzo dumni. Z jednej strony niesamowicie szybko adaptują się do zmian i galopującego postępu technicznego, przyswajając elektroniczne gadżety, budując niesamowite roboty i poruszając się szybkimi pociągami, z drugiej natomiast doceniają tradycyjnie parzoną herbatę i przedmioty, o których w wielu innych krajach niemal całkowicie zapomniano. Japońscy audiofile należą do najbardziej wkręconych i wymagających ludzi w tym środowisku. Tamtejsze wydania płyt kompaktowych i winylowych uchodzą za wyjątkowo wartościowe i dopracowane pod względem brzmienia. Wydawałoby się, że w kraju, w którym normą są mikroskopijne mieszkania i całkowity brak miejsc parkingowych, miniaturowy sprzęt grający przyjmie się jak nigdzie indziej, ale w wielu japońskich domach stoją wzmacniacze lampowe, gramofony i duże kolumny zbudowane w oparciu o głośniki szerokopasmowe lub jakieś inne wynalazki, które w Europie nazwalibyśmy co najmniej niepraktycznymi. Jeżeli na wystawie w Monachium wyskoczycie z kablami, które po wygrzaniu i sprawdzeniu są jeszcze odstawiane na dwa tygodnie do specjalnego pokoju wypełnionego światłem o ciepłej barwie i muzyką relaksacyjną mającą uwalniać kryształy metalu od stresu wywołanego procesem produkcji, zostaniecie skierowani do hotelu z pokojami bez klamek. Ale powiedzcie to samo w Japonii, a szybko znajdą się zainteresowani, którzy serdecznie uśmiechną się i postanowią spróbować. Trzeba przyznać, że na swój ekscentryczny sposób jest to absolutnie piękne.
TEST: Yamaha R-N803D
Ponad dziesięć lat temu, w sferze amatorskiego sprzętu audio Yamaha koncentrowała się głównie na amplitunerach, niedrogich komponentach stereo i oczywiście słynnych zestawach mikro, jednak kiedy wydawało się, że duże koncerny nie będą zainteresowane audiofilskim sprzętem, w jednym momencie japońska firma zburzyła tę teorię. Kiedy zaprezentowano system z serii 2000, miłośnikom sprzętu grającego oczy wyszły z orbit. Yamaha wprowadziła na rynek piękny system stereo złożony ze wzmacniacza i odtwarzacza płyt kompaktowych w obudowach stylizowanych na sprzęt retro. Te pokrętła, te przełączniki, te drewniane boczki... Była to kwintesencja dobrego smaku w formie fabrycznie nowego sprzętu i jednocześnie jeden z pierwszych przypadków odkurzenia stylu vintage w świecie sprzętu audio. Japończycy przetarli szlaki, a ponieważ pomysł chwycił, niedługo potem firma zaczęła wprowadzać kolejne urządzenia utrzymane w tej samej estetyce. W katalogu pojawiła się tańsza seria 1000, następnie kilka jeszcze tańszych propozycji, a później coś, co przebiło odnowiony oryginał - majestatyczna seria 3000. Wkrótce serie 2000 i 1000 poddano drobnym zmianom, w ramach których na przednich ściankach wzmacniaczy pojawiły się między innymi wskaźniki wychyłowe. Jeżeli więc przymierzacie się do zakupu integry i szukacie czegoś bardzo stylowego i mocnego zarazem, prawdopodobnie zainteresujecie się modelami A-S2100 i A-S1100. Na pierwszy rzut oka są bardzo podobne, ale nie da się nie zauważyć różnicy w cenie. A-S2100 kosztuje 10499 zł, a A-S1100 to już 7399 zł. Dlatego właśnie postanowiliśmy przyjrzeć się właśnie temu modelowi.
Wygląd i funkcjonalność
Mając na uwadze niedawne doświadczenia ze stereofonicznym amplitunerem R-N803D, byłem przygotowany na coś podobnego, może w ładniejszym opakowaniu i z bardziej audiofilskim zacięciem. Cenowo A-S1100 może być rywalem takich wzmacniaczy, jak Hegel H90, Atoll IN200SE czy Denon PMA-1600NE. Kiedy jednak kurier wnosił do naszej sali odsłuchowej wielkie pudło, krzywiąc się przy tym jak rzadko, zrozumiałem, że możemy mieć do czynienia z produktem plasującej się w zupełnie innej kategorii wagowej. Spróbowałem przenieść karton w inne miejsce i cóż, było ciężko. Zaraz, przecież miał do nas przyjechać wzmacniacz za 7399 zł, a nie hi-endowa końcówka mocy, którą trzeba transportować we dwoje, najlepiej przy pomocy wózka lub małego podnośnika. O ile podczas standardowego testu wzmacniacza z tego przedziału cenowego mogę przejść do rzeczy bez większych ceregieli, to tym razem postanowiłem poważniej przygotować się do tematu. Takiego klocka na pewno nie chciałbym stawiać na żadnym innym urządzeniu. Musiałem najpierw dokończyć prowadzone wcześniej testy, zrobić miejsce na stoliku, przygotować trochę miękkich podkładek i innych akcesoriów, które przydają się na przykład podczas wyjmowania sprzętu z kartonu, i wreszcie delikatnie zabrałem się do roboty. Kiedy A-S1100 stanął w docelowym punkcie, oczy zaświeciły mi się do niego tak bardzo, że zapomniałem o bólu pleców. Matko jedyna, co za cudo! Nawet jeśli gracie na hi-endowym wzmacniaczu, nie mówiąc już o urządzeniach ze średniej półki, gwarantuję, że nie mielibyście nic przeciwko, gdyby pewnego ranka na jego miejscu stanął A-S1100. Aluminiowy panel czołowy zrobią pokrętła i przełączniki rodem z lat siedemdziesiątych oraz wskaźniki wychyłowe przypominające te ze wzmacniaczy Luxmana i Accuphase'a. Z tyłu widzimy piękne, złocone gniazda i terminale głośnikowe przypominające te stosowane w hi-endowych integrach i końcówkach mocy. Po bokach zamontowano natomiast ozdobne panele, które w zależności od wybranej wersji kolorystycznej mogą być drewniane lub lakierowane. Do naszego testu dotarł egzemplarz w kolorze srebrnym z boczkami wykończonymi czarnym lakierem fortepianowym. Mistrzostwo, klasa, wizualny killer. Dla mnie w tej cenie praktycznie perfekcja.
Gdybym nie znał całej historii związanej z nowymi komponentami Yamahy i pewnego dnia po prostu zobaczył A-S1100 na sklepowej półce, sprzedawcy mogliby zrobić sobie ze mnie żarty i wkręcić mi zupełnie inną cenę. Mógłbym uwierzyć, że ta maszyna kosztuje 12000 zł i nawet pokiwałbym głową z uznaniem.Co najważniejsze, wzmacniacz Yamahy jest nie tylko piękny, ale też solidnie wykonany. Wysoka masa to nie wszystko, choć w pewnym sensie stanowi ona zapowiedź tego, co zobaczymy zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Obudowa jest oczywiście w całości metalowa, a pod ozdobnymi panelami bocznymi kryją się mocne szyny spinające całą konstrukcję. Górna pokrywa jest bardzo sztywna i nie przypomina dzwoniących pod palcami blaszek, jakie można znaleźć w wielu amplitunerach i wzmacniaczach z niższej półki. Przez otwory wentylacyjne można dojrzeć umieszczony centralnie transformator z baterią kondensatorów oraz duże radiatory rozciągające się po bokach. A-S1100 to po prostu kupa żelastwa, ale też elektroniki, płytek, kabli i wszystkiego, co spodziewalibyśmy się znaleźć w takim wzmacniaczu. W środku opisywany model wydaje się być tylko nieznacznie odchudzoną wersją wyższego A-S2100, ale szczegółowo przeanalizujemy to w technicznej części opisu. Największe wrażenie podczas oględzin zrobiła na mnie typowo japońska precyzja wykonania. Wzmacniacz wygląda perfekcyjnie. Nie ma tu czegoś takiego, jak kiepsko spasowane elementy czy drobiazgi, na których producent mocno zaoszczędził. Przy tak pięknej obudowie, spodziewałem się znaleźć tu chociażby tanie i brzydkie gniazda, ale nie - opisywany wzmacniacz jest równie elegancki z tyłu, jak z przodu.
Gdybym nie znał całej historii związanej z nowymi komponentami Yamahy i pewnego dnia po prostu zobaczył A-S1100 na sklepowej półce, sprzedawcy mogliby zrobić sobie ze mnie żarty i wkręcić mi zupełnie inną cenę. Mógłbym uwierzyć, że ta maszyna kosztuje 12000 zł i nawet pokiwałbym głową z uznaniem. Luxman L-550AX kosztuje 23900 zł, McIntosh MA5300 - 23500 zł, Accuphase E-270 - 23900 zł. Dlaczego testowana Yamaha kosztuje 7399 zł? Oczywiście jeszcze jej nie słuchałem, ale jak wytłumaczyć trzykrotną różnicę w cenie między tymi modelami? Ciężka sprawa. Powiecie, że to kwestia marki? Hmm... W audiofilskim świecie Luxman, McIntosh i Accuphase to mocni zawodnicy, ale tak zwani normalni ludzie prawdopodobnie nie kojarzą żadnej z nich, a Yamahę znają na pewno. A która z wymienionych firm produkuje także sprzęt studyjny i setki instrumentów muzycznych? Jeżeli ktoś powie, że Yamaha to po prostu gorszy "brend", będę polemizował. Może Japończycy wystawili takie ceny ze względu na większą ilość wyprodukowanych egzemplarzy? Może po prostu skorzystali z wcześniejszych doświadczeń, a nawet wzięli sporo gotowych elementów, które produkowane w dużych ilościach automatycznie stają się tańsze? A może chcieli zagrać konkurencji na nosie, wstawiając swoje urządzenia do zupełnie innego przedziału cenowego? Nie mam pojęcia, ale sprawa jest naprawdę intrygująca. Oczywiście można twierdzić, że ładna, ciężka obudowa i wskaźniki wychyłowe to jeszcze nie wszystko i zrozumiałbym to, gdyby wnętrze A-S1100 wyglądało zupełnie inaczej niż w przypadku wymienionych modeli konkurencyjnych firm. Ale czy wygląda? Na pierwszy rzut oka, nie za bardzo. Luxman może mieć grubszą przednią ściankę, w integrze Accuphase'a jest na pewno bardziej zaawansowany potencjometr, McIntosh ma szklany front i wygląda bardziej oryginalnie, poza tym wszystkie mają XLR-y lub nawet kilka innych atrakcji, ale żeby to wszystko kosztowało trzy razy tyle? Nie wiem, nagle zupełnie mi się to nie spina. Albo Yamaha powinna kosztować 18900 zł, albo to konkurencja powinna liczyć za swoje wzmacniacze maksymalnie dziesięć tysięcy złotych.
A-S1100 nie tylko wygląda klasycznie, ale też jest zupełnie klasycznym wzmacniaczem stereo. Na pokładzie nie ma nawet przetwornika, nie mówiąc o funkcjach streamingowych, łączności bezprzewodowej czy opcji połączenia się z firmowym systemem multiroom. Nic z tych rzeczy. Z przodu do dyspozycji mamy włącznik, duże wyjście słuchawkowe, małe pokrętła do wyboru aktywnych wyjść głośnikowych i trybu działania wskaźników wychyłowych, dalej płaskie pokrętła służące do regulacji barwy i balansu, gałkę selektora źródeł i oczywiście największe pokrętło potencjometru po prawej stronie, z kolejnym hebelkiem pod spodem odpowiadającym za szybkie wyciszenie. Wszystkie działają bardzo fajnie, a już szczególnie spodobało mi się odłączanie regulatorów barwy i balansu, gdy znajdują się w pozycji pionowej. Słychać wtedy wyraźne kliknięcie przekaźnika, a to oznacza, że nieużywane pokrętła są faktycznie wyłączone z toru i nie ograniczają jakości sygnału. Świetna sprawa. Tylny panel zawiera piękne, podwójne terminale głośnikowe, cztery wejścia analogowe, jedno wyjście do nagrywania, wyjście z przedwzmacniacza, wejście do końcówki mocy oraz dodatkowe wejście gramofonowe z zakrętką uziemiającą i hebelkowym przełącznikiem rodzaju wkładki. Wbudowany phono stage współpracuje zarówno z kartridżami MM, jak i MC, a to kolejny sygnał mówiący, że producent naprawdę przyłożył się do sprawy. Z tyłu znajdziemy jeszcze dwubolcowe gniazdo zasilające, trigger, gniazda zdalnego sterowania i mały port komunikacyjny. A gdzie gniazdo LAN, USB, optyczne, koaksjalne, antenki i cały ten komputerowy majdan? Nie ma. Japończycy stawiają sprawę prosto - A-S1100 jest wzmacniaczem i to bardzo audiofilskim. O źródło trzeba się zatroszczyć we własnym zakresie.
Z jednej strony cieszę się, że jeszcze istnieją wzmacniacze, które na dzień dobry nie wymagają hasła do naszej sieci Wi-Fi. Dobry wzmacniacz był, jest i prawdopodobnie jeszcze długo pozostanie bardzo pożądanym produktem, stanowiącym serce porządnego systemu stereo. Z drugiej strony, producent powinien dać nam do wyboru przynajmniej jedno świetne źródło i tak naprawdę tutaj widzę największy problem. Mając tak piękny wzmacniacz, aż chciałoby się dołożyć do kompletu streamer lub uniwersalny odtwarzacz, który obsłuży wszystko i da nam dostęp do muzyki w dowolnej postaci. Tymczasem żaden model oferowany obecnie przez Yamahę nie wydaje się być idealnym partnerem dla testowanej integry. Jest CD-S1000, ale to tylko odtwarzacz płyt kompaktowych bez żadnej dodatkowej funkcji. Model CD-S2100 ma kilka wejść cyfrowych, ale nie połączy się z siecią, a do tego jest zauważalnie droższy od naszego wzmacniacza. Przymierzając się do takiego źródła, najlepiej byłoby do kompletu wziąć A-S2100, ale w takim wypadku różnica w cenie robi się naprawdę poważna. Z samodzielnych streamerów najsensowniej wygląda model NP-S303, ale tu też jest problem, bo to zupełnie inna półka cenowa. Ten odtwarzacz nie ma drewnianych boczków, nie jest tak wypasiony i mimo wszystko nie wydaje się być partnerem, o jakim A-S1100 marzy po nocach. Co począć? Naprawdę nie wiem. Tym bardziej, że kupując amplituner R-N803D, w jednym urządzeniu dostajemy praktycznie wszystko. Yamaha wprowadziła swój system MusicCast, skądinąd znakomity, do tak wielu urządzeń, od głośników bezprzewodowych po potężne amplitunery, a w swoich najbardziej audiofilskich komponentach stereo stroni od tego rozwiązania. Rozumiem, że projektanci chcieli trzymać się sprawdzonych pomysłów, ale dlaczego nie dadzą nam choćby jednego streamera pasującego do wzmacniaczy A-S1100 i A-S2100? Co się stało z modelem NP-S2000? Wystarczyło trochę go unowocześnić, wprowadzić na rynek jako NP-S2100 i sprawa załatwiona. A tak, posiadacze tych wzmacniaczy chcący słuchać muzyki z dysku, ulubionych serwisów streamingowych lub innych źródeł, zostali trochę na lodzie. Nawet dystrybutor Yamahy zauważył ten problem, bo oferuje testowaną integrę w zestawach z różnymi odtwarzaczami sieciowymi, jak na przykład Bluesound Node 2. Na pewno można pójść tą drogą, ale co jeśli za dwa tygodnie Japończycy się ogarną i wprowadzą dedykowany streamer? Gdybym kupił A-S1100, chyba starałbym się obejść problem bez inwestowania dużych pieniędzy, ewentualnie kupiłbym wysokiej klasy gramofon i spokojnie czekał na rozwój wydarzeń. Tylko czy testowany wzmacniacz w ogóle warto kupić? Przekonajmy się.
Brzmienie
Japoński sprzęt zawsze kojarzył mi się z dość charakterystycznym brzmieniem, co zresztą nie jest wynikiem moich własnych preferencji, ale raczej typowego dla japońskich urządzeń sposobu przekazywania muzyki. Każdy audiofil, a nawet każdy producent elektroniki ma swoją teorię na ten temat. Jedni uważają, że Japończycy po prostu lubią stosunkowo jasne, precyzyjne i rozdzielcze granie. Inni twierdzą, że ma to ścisły związek z tamtejszym budownictwem i szeroko pojętym stylem życia. Aby nie przeszkadzać sąsiadom, nie należy przecież łupać w ściany głębokim basem, więc wiele urządzeń produkowanych w tym kraju koncentruje się raczej na tym, co można pokazać w zakresie średnich i wysokich tonów. Jak by nie było, japońska szkoła brzmienia funkcjonuje w audiofilskim słowniku od dawna. Ponieważ jednak żyjemy w coraz mniejszym świecie, wiele firm zdało sobie sprawę, że sprzęt strojony pod konkretne gusta będzie sprzedawał się tylko tam, gdzie takie brzmienie jest pożądane. Dlatego też w pewnym momencie producenci elektroniki audio zaczęli równać wszystko do jednego mianownika. Może rosnąca popularność plików dorzuciła do tego efektu swoje trzy grosze, ale nagle najbardziej poszukiwany stał się dźwięk możliwie neutralny, z głębokim basem i czystą górą pasma, ale bez żadnych dodatkowych ozdobników. Przypomina to trochę sytuację na rynku samochodowym. Jeszcze niedawno większość klientów szukała praktycznego hatchbacka, ale każdy producent chciał się wyróżnić stosując oryginalne, nieraz bardzo odjechane rozwiązania. Citroën produkował samochody z radiem w miejscu dźwigni hamulca ręcznego, Renault stworzył futurystyczny model Avantime z podwójnymi zawiasami w drzwiach, a Fiat wymyślił Multiplę, paskudną jak nieszczęście, ale przynajmniej "jakąś". Dziś obserwujemy prawdziwy boom na SUV-y i crossovery, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystkie są dokładnie takie same. Ten ma trochę inne światła, tamtemu doczepili jakieś plastikowe zderzaki na drzwiach, ale wydaje się oczywiste, że ich projektanci celowali w tego samego klienta, więc i ich dzieła okazały się bardzo, bardzo podobne.
A-S1100 to Japończyk pełną gębą. W jego brzmieniu szybko można odnaleźć co najmniej kilka elementów charakterystycznych dla stereotypowo japońskiego brzmienia, choć zostały one uzupełnione innymi cechami przybliżającymi nas do umownej neutralności.Na szczęście, są na świecie firmy, które mają w nosie przemijające trendy i pozostają wierne własnej filozofii. Yamaha nie raz udowodniła, że zalicza się do tego elitarnego grona, a brzmienie testowanego wzmacniacza tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. A-S1100 to Japończyk pełną gębą. W jego brzmieniu szybko można odnaleźć co najmniej kilka elementów charakterystycznych dla stereotypowo japońskiego brzmienia, choć zostały one uzupełnione innymi cechami przybliżającymi nas do umownej neutralności. Przede wszystkim, opisywany wzmacniacz gra w sposób niezwykle dokładny, precyzyjny i czytelny. Wiąże się to z pewnym rozjaśnieniem dźwięku, a raczej zdjęciem z muzyki pewnego ciężaru czy też podbicia niskiego i średniego basu. Podczas, gdy większość piecyków z tego przedziału cenowego woli serwować nam w tym zakresie subwooferowe pomruki, dające wrażenie potęgi i głębi brzmienia, A-S1100 zachowuje się jak doskonały szef kuchni i dba nie tylko o to, aby jedzenie nam smakowało, ale też abyśmy po odejściu od stołu nie czuli się jakby ktoś naładował nam do żołądka dwa kilo koksu zmieszanego z olejem opałowym. Można powiedzieć, że ten dźwięk jest przyjemnie lekki, ale z tego powodu również bardzo szybki, zwinny i niemal całkowicie wolny od efektu zamazywania, który w niektórych urządzeniach potrafi skutecznie zepsuć zabawę, szczególnie podczas słuchania gęstych i szybkich utworów. Nie chcę przez to powiedzieć, że basu nie ma w ogóle. Jest, ale przypomina on raczej to, co oferują audiofilskie monitory, wysokiej klasy kolumny zamknięte lub zestawy w obudowach z linią transmisyjną, a nie skrzynki z wielkimi wooferami i tunelami pompującymi powietrze w podłogę.
Dla słuchaczy przyzwyczajonych do modnego dziś brzmienia opartego na nisko schodzącym basie, odsłuch A-S1100 może być przeżyciem tyleż dziwnym, co odkrywczym. Co tu się dzieje? Dlaczego muzyka brzmi niby tak samo, a jednak trochę inaczej? Japońscy inżynierowie mają po prostu inne priorytety, a to przekłada się na nasz odbiór brzmienia oraz elementy, którym poświęcamy najwięcej uwagi. W przypadku wielu innych wzmacniaczy zaczęlibyśmy pewnie koncentrować się na niskich tonach, dynamice, przejrzystości, może stereofonii. Tutaj wszystkie te elementy są obecne, ale ich pozycja w hierarchii ważności sprawia, że po pewnym czasie przerzucamy się na słuchanie muzyki w trochę innym trybie. Na ulubionych płytach zaczynamy szukać tego, co wzmacniacz Yamahy pokazuje bezbłędnie. Najwięcej ciekawostek kryje się w zakresie średnich i wysokich tonów. Subtelności wokali, delikatne różnice w wybrzmiewaniu perkusyjnych talerzy i odgłosy tła, z których być może nie zdawaliśmy sobie sprawy - jest tutaj wszystko, z czym kojarzy mi się typowo japoński dźwięk. Może nawet integra Yamahy potrafi pokazać rzeczy, jakich nie zaprezentuje nam żaden inny wzmacniacz za podobne pieniądze? Góra pasma jest wręcz mistrzowska. Jeżeli lubicie wsłuchiwać się w rozmaite detale albo po prostu uważacie, że ten zakres jest wyjątkowo ważny dla ogólnego odbioru muzyki i prawidłowego zbalansowania brzmienia, musicie wpisać A-S1100 na listę wzmacniaczy do odsłuchu. Na szczęście, opisywany model nie przesadza z ilością wysokich tonów. Fakt, równowaga tonalna jest delikatnie przechylona na ich korzyść, ale to nie oznacza, że z dźwięku pozostaje nam jedynie suche cykanie. O ile sam nie jestem miłośnikiem takiego grania, muszę przyznać, że w swojej estetyce A-S1100 prezentuje naprawdę wysoki poziom. Japońskie granie w pewnym sensie stawia na pierwszym planie te elementy, które muszą być doskonale dopracowane i dopieszczone, aby wszystko to zadziałało i sprawiało nam przyjemność. Trochę jak sushi. Nie każdy za nim przepada, ale jeżeli lubimy takie smaki, jest to jedna z potraw, w których nie ma miejsca na błędy. Jeżeli jeden element jest zły, jeden składnik jest nieświeży albo po prostu kucharz nie ma w tej kwestii dużego doświadczenia, nic z tego nie wyjdzie. Yamaha to doświadczenie ma, dlatego stworzenie pięknego wzmacniacza oferującego brzmienie o wyraźnie zaznaczonym japońskim charakterze musiało jej się udać.
TEST: Yamaha WXC-50
Taki właśnie jest A-S1100 - trochę niecodzienny, ale rewelacyjnie dokładny i świetny w swoim fachu. Spodobała mi się w nim przede wszystkim pewna lekkość i świeżość, dzięki której wiele nagrań zyskało nowe życie. Z jednej strony otrzymujemy cudowną szybkość, czystość i rozdzielczość, z drugiej jednak okazuje się, że w zakresie średnich i wysokich tonów odnajdziemy coś, co ratuje ten dźwięk przed przeostrzeniem. Japońska integra potrafi wykończyć każdą ostrą krawędź tak, abyśmy nie skaleczyli się podczas odsłuchu. W dobrych nagraniach zamiast szpilek i tłuczonego szkła dostaniemy przyjemny blask i kryształową poświatę niosącą się po całym pokoju. Należy jednak pamiętać o tym, że z urządzeniami o dość charakterystycznym brzmieniu trzeba postępować bardzo ostrożnie. To, co dają nam jedną ręką, potrafią bowiem odebrać drugą. Z opisywanym wzmacniaczem historia wydaje się być podobna. Słuchając dobrze zrealizowanych płyt, możemy liczyć na prawdziwą ucztę dla uszu, ale jeżeli artyści lub specjaliści od mikrofonów się nie postarali, A-S1100 pokaże wszystkie ich błędy. Jedni wciąż będą się z tego cieszyć, doceniając bezpośredniość i prawdomówność wzmacniacza, inni natomiast stwierdzą, że jest to zbyt perwersyjna zabawa. Jak zwykle w takich sytuacjach, wszystko będzie zależało od konkretnych warunków, a w największym stopniu od wykorzystywanego sprzętu towarzyszącego. Wybór kolumn do Yamahy będzie sprawą absolutnie kluczową. Od zestawów o jasnym i przejrzystym brzmieniu trzymałbym się z daleka. W kręgu moich zainteresowań na pewno znalazłyby się takie zestawy, jak Pylon Audio Diamond 28, Vienna Acoustics Mozart Grand SE, Gato Audio FM-8, Dynaudio Special 40, Xavian Ambra, Harbeth Super HL5 Plus, może nawet coś jeszcze droższego z oferty PMC, Sonusa, ATC czy ProAca. Nie wykluczone, że A-S1100 zacznie pokazywać swoją klasę dopiero w połączeniu z kolumnami dwukrotnie droższymi od niego samego. Tak czy inaczej, warto poświęcić trochę czasu na dobór odpowiednich kolumn, a także źródła, kabli, akcesoriów i wszystkiego, co pomoże nam wydobyć z integry Yamahy to, co najlepsze.
Budowa i parametry
Yamaha A-S1100 to stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany, który zdaniem producenta ma gwarantować wierność dźwięku odtwarzanego z różnego rodzaju źródeł - audiofilskich odtwarzaczy CD, przetworników wysokiej rozdzielczości oraz gramofonów. Urządzenie wykorzystuje wyselekcjonowane podzespoły, które można także znaleźć w referencyjnych konstrukcjach Yamahy. Wyróżnikiem modelu A-S1100 jest przede wszystkim technologia Floating and Balanced Power Amplifier z tranzystorami MOS-FET pracującymi w stopniu wyjściowym. W centralnej części metalowego przedniego panelu znajdują się mierniki wysterowania, które za pomocą dynamicznych ruchów wskaźników wizualizują dynamikę muzyki. Co ciekawe, są one podświetlane diodami LED, ale wyglądają jak wskaźniki z vintage'owych urządzeń, w których stosowano wyłącznie małe żaróweczki.
Sekcja przedwzmacniacza wykonana jest w topologii single-ended. Projektanci wyposażyli urządzenie w przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC skonstruowany w oparciu o elementy dyskretne, niezwykle precyzyjną regulację głośności, opracowaną przez New Japan Radio, oraz wiele rozwiązań wywodzących się ze wzmacniacza zintegrowanego A-S2100, w tym obwód regulacji barwy usuwający potencjometry z toru, kiedy nie są używane. Konstrukcja układu stopnia końcowego wykorzystuje autorską technologię Floating and Balanced Power Amplifier. Zastosowanie elementów wyjściowych z taką samą polaryzacją po dodatniej i ujemnej stronie stopnia wyjściowego, a także całkowite odseparowanie obwodu ujemnego sprzężenia zwrotnego (NFB) oraz zasilania w łącznej liczbie czterech dodatnich i ujemnych stron kanałów lewego i prawego, umożliwia całkowicie symetryczną pracę stopnia wyjściowego w trybie push-pull. Dzięki pełnemu odizolowaniu obwodu wzmacniacza mocy od masy, możliwe było również całkowite wyeliminowanie negatywnego wpływu chwilowych wahań napięcia lub szumu uziemienia. Każdy stopień wzmacniacza, a także obsługujący wkładki MM i MC przedwzmacniacz gramofonowy, wykonane zostały przy użyciu elementów dyskretnych. Sercem układu zasilającego jest oryginalny transformator z rdzeniem EI, starannie dopracowany pod kątem optymalnej kompatybilności z główną ramą wzmacniacza. Transformator jest do niej przymocowany za pośrednictwem mosiężnych podkładek, ograniczających wewnętrzne wibracje, które mogłyby wpływać na jakość dźwięku. Cztery kondensatory blokowe o dużej pojemności zostały umieszczone w specjalnych osłonach, co ma gwarantować pełne energii brzmienie nawet przy wysokim poziomie głośności. Stabilne i czyste zasilanie jest także zasługą wzbogacenia wzmacniacza i układu regulacji napięcia w 12 dodatkowych stabilizatorów szeregowych. Ponadto symetryczna konstrukcja lewy-prawy z zasilaniem w centralnej części oraz blokami wzmacniaczy mocy zamontowanymi po bokach przy radiatorach gwarantuje jeszcze skuteczniejsze rozdzielenie kanałów.
Producent informuje, że na szczególną uwagę zasługują również gniazda. Kształt zacisków głośnikowych został dopasowany do ludzkich palców, dzięki czemu mają być łatwe do odkręcenia przy użyciu minimalnej siły. Terminale zostały wykonane poprzez cięcie czystego mosiądzu. Brak gniazd XLR tłumaczony jest w bardzo prosty sposób. A-S1100 nie ma symetrycznych stopni wejściowych, więc wejścia tego typu nie dawałyby niczego poza rozszerzeniem funkcjonalności o kolejną parę gniazd. Cieszy fakt, że producent jest z nami szczery, a nie mydli klientom oczu stwierdzeniami typu "gniazda zbalansowane są prawdziwymi gniazdami zbalansowanymi". Tutaj ich nie ma, bo nie uzasadnia tego wewnętrzna konstrukcja wzmacniacza. Jeżeli ktoś chce skorzystać z tego dobrodziejstwa, powinien zainteresować się wyższym modelem A-S2100. Jeśli chodzi o parametry, A-S1100 może pochwalić się mocą 90 W/8 Ω i 160 W/4 Ω. Z ważniejszych danych technicznych w oczy rzuca się współczynnik tłumienia na poziomie 250. Yamaha oferuje nam więc niezłą elektrownię, która powinna poradzić sobie nawet z kolumnami o nieco większym zapotrzebowaniu na prąd.
Werdykt
Czytelnicy naszego magazynu, a także moi znajomi i przyjaciele często pytają mnie jaki wzmacniacz w danej cenie jest najlepszy, jakie kolumny powinni kupić i jaki sprzęt jest teraz na topie. Bez końca tłumaczę więc, że w tej dziedzinie sukces nie polega na szukaniu sprzętu obiektywnie najlepszego, ale na umiejętnym dopasowaniu wszystkich elementów do siebie. Kolumn do pomieszczenia, wzmacniacza do kolumn, ale przede wszystkim - całego systemu do naszego gustu brzmieniowego i muzycznego. Yamaha, przy całym swoim doświadczeniu, proponuje nam wzmacniacz o dość charakterystycznym brzmieniu, dlatego kluczowe będzie tu jedno, jedyne pytanie - czy takie granie nam się podoba, czy nie. Czy będzie pasowało do posiadanych przez nas głośników albo tych, które planujemy kupić? Czy sprawdzi się z muzyką, której najczęściej słuchamy? Jeżeli odpowiecie na te pytania twierdząco, dostaniecie wzmacniacz, który powinien kosztować dwa razy tyle. Nie wiem jakim cudem japońscy inżynierowie i księgowi zdołali wcisnąć takie urządzenie do tego przedziału cenowego, ale jest to co najmniej zastanawiające. Konkurencja za podobne wzmacniacze życzy sobie ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Należy jednak mieć na uwadze, że A-S1100 to audiofilski, dość minimalistyczny wzmacniacz, który podczas użytkowania będzie stawiał nam dalsze wymagania. Dobór zestawów głośnikowych będzie sprawą absolutnie krytyczną. Japońska integra odwdzięczy się również za dobre źródło, porządne zasilanie i drogie kable. Wykorzystane w teście przewody Cardas Clear Reflection bardzo jej się spodobały, co może wskazywać właściwy kierunek poszukiwań. Na pewnym etapie do głowy mogą nam przyjść kolejne pomysły na wyzerowanie konta. Dobry gramofon, hi-endowy streamer, stolik antywibracyjny, aktywny subwoofer? Jedno jest pewne - posiadacz A-S1100 będzie miał przed sobą jeszcze dużo zabawy. A jeśli otoczenie nie będzie podzielało tej pasji? Cóż, droga samuraja jest drogą samotną.
Dane techniczne
Wejścia analogowe: 4 x RCA, 1 x main-in
Wejście phono: 1 x MM/MC
Wyjścia analogowe: 1 x pre-out, 1 x tape-out
Moc wyjściowa: 90 W/8 Ω, 160 W/4 Ω
Zniekształcenia harmoniczne: 0,025%
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 100 kHz (+0/-3 dB)
Czułość wejściowa: 200 mV/47 kΩ
Wzmocnienie wyjścia pre-out: 12 dB
Stosunek sygnał/szum: 100 dB
Pobór mocy: 350 W (max), 0,3 W (standby)
Wymiary (W/S/G): 15,7/43,5/46,3 cm
Masa: 23,3 kg
Cena: 7399 zł
Konfiguracja
Equilibrium Ether Ceramique, Pylon Audio Sapphire 31 StereoLife Edition, Onkyo NS-6170, Marantz HD-DAC1, Astell&Kern AK70, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
-
Michał
"Konkurencja za podobne wzmacniacze życzy sobie ponad dwadzieścia tysięcy złotych", tylko że konkurencja za te pieniądze gra pełnym audiofilskim dźwiękiem. Poza wyglądem i solidnością wykonania, trudno tutaj powiedzieć o czymś choćby z przedsionka hi-endu.
0 Lubię -
Maciek
Nie mogę się zgodzić w całości z tą recenzją. Po pierwsze dlaczego autor utyskuje na temat partnera dla Yamahy w postaci źródła dla tego wzmacniacza? Przecież to kompletnie nie temat testu. Japończycy stworzyli urządzenie sięgając do korzeni klasycznego sprzętu stereo, w czystej postaci, nie skażonego cyfrowymi naleciałościami. Wybacz autorze ale porównywanie A-S1100 funkcjonalnością do R-N803D jest delikatnie mówiąc nie na miejscu. Chęć umieszczenia we wzmacniaczu przetwornika a/c byłoby zaprzeczeniem filizofii jaka przyświecała stworzeniu całej serii 1100/2100/3000. Po drugie "równowaga tonalna" - nie! Absolutnie nie brak mu podstawy basowej! Posiada ją i to jakże potężną, świetnie zaokrągloną, która doskonale kształtuje równowagę tonalną ciągnąc go bardzo delikatnie w stronę, tak, cieplejszego brzmienia! Ba, to właśnie doskonałe niskie tony powiązane z resztą wyśmienicie zbalansowanego pasma znakomicie nasycają barwę jaką prezentuje A-S1100 podając nam bardzo plastyczne brzmienie. Zdecydowanie te dwie ostanie kreseczki powinny być powyżej linii uśrednionej. To prawda Yamaha nie podkreśla wyższego basu jak choćby Denon czy NAD ale jest go wystarczająco, w sam raz i to takiego, że ściany potrafią zadrżeć. Można także zdecydowanie dodać, że to z całą pewnością przedsionek hi-endu. Pozdrawiam!
5 Lubię -
stereolife
Bardzo nam miło, że test A-S1100 cieszy się takim zainteresowaniem. Co do brzmienia, tak jak napisaliśmy w recenzji, jest to kwestia gustu, a w bardzo dużym stopniu także urządzeń towarzyszących. Każda sytuacja jest inna, a my opisujemy brzmienie w konkretnej konfiguracji, którą publikujemy pod danymi technicznymi. Zawsze jest to też kwestia porównania, a my porównywaliśmy Yamahę z dwoma innymi wzmacniaczami (jednym tańszym, drugim droższym) i oba dostarczyły więcej basu, dając brzmienie bardziej wyrównane i subiektywnie bardziej neutralne. Gdybyśmy jednak dysponowali tylko jedną parą kolumn, jednym źródłem, jednym kompletem kabli i mniejszym zapasem wzmacniaczy do bezpośredniego porównania, może nasze wrażenia byłyby trochę inne. Prosimy wziąć pod uwagę to, że naprawdę nie testujemy sprzętu w ciemno i w oderwaniu od wszystkiego innego. A jeżeli u kogoś A-S1100 daje tyle basu, że więcej nie trzeba, to nic tylko się cieszyć. Co ciekawe, wzmacniacz dotarł do nas z pokrętłem niskich tonów ustawionym na godzinę trzecią i tym od wysokich tonów na godzinie dziesiątej. Zgadujemy, że w takim ustawieniu był odsłuchiwany w salonie dystrybutora, z którego został do nas dostarczony, a to również daje do myślenia. Podczas testu oczywiście pokrętła były wyzerowane. Jeśli zaś chodzi o porównanie funkcjonalności, sorry ale nie ma taryfy ulgowej. Nie możemy aż tak bardzo ułatwiać sprawy tym urządzeniom, które z założenia są minimalistycznymi konstrukcjami dla audiofilów. Taka sytuacja prowadzi do tego, że producenci robią wzmacniacze z trzema wejściami, bez pilota, ale nie boją się wystawić ceny na poziomie trzydziestu tysięcy złotych, tłumacząc to złotymi gniazdami i cewkami nawijanymi przez elfy w nocy o północy. Jeżeli urządzenie faktycznie jest audiofilskie i purystyczne, to fajnie, może dostać wysokie oceny za jakość wykonania i brzmienie, ale za funkcjonalność niestety nie. Nie obchodzi nas, że takie było założenie przy projektowaniu danego modelu. Gdybyśmy mieli oceniać testowane urządzenia w ten sposób, to z kolei R-N803D musiałby dostać maksymalne noty za brzmienie, bo to tylko budżetowy amplituner, a jak na budżetowy amplituner, gra świetnie. No ale nie, starajmy się jednak zachować tutaj pewien obiektywizm. Przykładowo, Hegel H90 dostał wyższą ocenę za funkcjonalność, ale niższą za jakość wykonania. Naszym zdaniem jest to zgodne z rzeczywistością i tego się trzymajmy. Co do narzekania na brak źródła, również przepraszamy, ale dla nas byłaby to jedna z pierwszych opcji na dalszą rozbudowę systemu. Testowanemu wzmacniaczowi nie odjęliśmy za to punktów, bo faktycznie nie dotyczy to jego samego, ale wyraźnie zaznaczyliśmy to w recenzji, bo naszym zdaniem Yamaha powinna jak najszybciej się ogarnąć i wypuścić streamer i odtwarzacz pasujący do tego modelu. Na razie jedyną sensowną opcją jest CD-S2100, a to spora inwestycja. Jak to możliwe, by firma mająca pod ręką jedno z najlepszych rozwiązań sieciowych na rynku (MusicCast) nie oferowała audiofilskiego streamera z tego przedziału cenowego? Naszym zdaniem jest to spore niedopatrzenie. Wspomnieliśmy o tym dlatego, że niektórzy melomani czytając taki test mogą założyć, że w katalogu takiej firmy na pewno coś się znajdzie, a tu klops. Przynajmniej na razie. Jeśli firma wprowadzi następcę modelu NP-S2000, pierwsi ustawimy się w kolejce do jego przetestowania:-)
2 Lubię -
Dariusz
Dobór kabla zasilającego jest tu kluczowy. Ćwiczyłem z Gigawatt LS-2 MK3, Chord Sarum, a dźwięk układał się zgodnie z Państwa słupkami. Obecnie Yamahę zasila Gigawatt LC2-MK3 znacznie tańszy od powyższych i dźwięk zyskał równowagę i subsoniczne pomruki odczuwalne trzewiami. Listwy Enerr-a nie sprawdzą się z nim, przećwiczyłem z Tablettem 4. Dźwięk suchy, bez podbudowy. Użyłem Gigawatt-a PF2 MK2 i dostałem posmak lampy. Mamy nasycenie, różnicowanie i wibracje o jakie nie podejrzewalibyśmy tranzystora. Tak układa się dźwięk przez wejścia Yamahy. AS-1100 głównie używam jako końcówkę mocy dla przedwzmacniacza lampowego PRE1 firmy LAB12. Lampa łączy się z Yamahą Cardasem Clear Reflaction (pełna synergia). Końcówka jest o krok do przodu względem własnego przedwzmacniacza. Kable głośnikowe to zmodyfikowane Chord Signature napędzające Sonusy Faber Toy Tower. Źródła zasilają Cardasy Clear Power. Polecam i ostrzegam łatwo (tanio) nie będzie uzyskać naprawdę dobry dźwięk bez dobrych "drutów".
0 Lubię -
Grzegorz
Dobry wieczór, właśnie zamówiłem ten wzmacniacz i stoję przed dużym dylematem zakupu kolumn. Autoryzowane salony polecają do niego Bowersy 683 S2, lub ELAC Uni-Fi U5. Słuchałem obu... I bez zachwytu. Miałem wrażenie słuchania ich zza szyby. Lekkiego stłumienia? Albo odsłuchu jak z ostatniego miejsca na sali koncertowej. Proszę o pomoc i podpowiedź, na jakie kolumny zwrócić uwagę, szczególnie wśród monitorów. Dziękuję za pomoc.
0 Lubię -
Maciek
Oczywiście zgadzam się co do konieczności uzupełnienia oferty o streamer/CD pasujący i dźwiękowo i cenowo (mniej, więcej) do Yamahay A-S1100. Aczkolwiek to już wzmacniacz, który chyba rzadko jest kupowany "w zestawie" zatem doborem źródła najpewniej obarczony będzie sam nabywca, który wybierze najbardziej pasujący brzmieniowo i funkcjonalnie model niekoniecznie od tego samego producenta. Odniosę się też do wspomnianego zakresu porównania wzmacniacza, tak, nie bójmy się tego powiedzieć głośno - klasy premium do jakichś budżetowych amplitunerów. Podtrzymuję, że to nietrafione korelacje. Przecież taki kombajn (RN-803D), do którego wszystko podłączymy, a on wszystko pięknie odtworzy zawsze będzie na górze skali ocen za funkcjonalność - to zrozumiałe. Wzmacniacze dla purystów czy choćby ocierające się o to powinny być oceniane i porównywane w swojej klasie, ba, dotyczy to wszystkich urządzeń odpowiadających swojemu typowi/klasie. Chcemy porównać użytkowo A-S1100, zgoda, ale użyjmy na przykład NAD-a C375 czy Denona 1600NE, a nie amplitunera. To tak jakby porównać MiniDisc do magnetofonu. Ocena powinna być względna dla swojej klasy, a nie klasa "open". I na koniec ten uciekający nam bas... Owszem można odnieść wrażenie, że jest go mniej i nie sądzę, że Japończycy kierowali się rodzajem zabudowy miejskiej - proszę spojrzeć na ich manię wstawiania do swych klitek gigantycznych JBL-i (Kenrick Sound) czy czymkolwiek innym aniżeli swoją filozofią brzmienia. Po prostu tak został zestrojony. Mało tego wg zapewne znanej Panu na innym forum audio ankiecie większość użytkowników serii 1100/2100/3000 wskazała to urządzenie za neutralne czyli ani jasne ani ciemne z właściwą równowagą tonalną. Owszem, kwestia reszty toru audio. W tej materii można mieć różne odczucia. Ja ten wzmacniacz mam zestawiony z dwoma parami monitorów - otóż są to DALI Rubicon 2 i Vienny Acoiustics Haydn Grand SE i generalnie w ogóle nie mam ochoty kręcić pokrętłami odpowiedzialnymi za barwę dźwięku (nie jestem ortodoksyjnym melomanem i nie mam uprzedzeń co do korekty za ich pomocą), a jeżeli już to czasem tego basu mam wręcz za dużo, a pokój taki sobie beż żadnych ustrojów kompensujących jakiś zakres pasma. Dziękuję za tę recenzję mimo iż nie do końca zgadzam się z metodyką jej wykonania oraz z wyciągniętymi wnioskami. Pozdrawiam serdecznie.
3 Lubię -
stereolife
Cóż, w takim razie dokładnie potwierdza się to, co napisaliśmy w recenzji. A-S1100 jest urządzeniem bardzo wrażliwym na jakość i charakter brzmieniowy urządzeń towarzyszących. Kolumny takich marek, jak DALI czy Vienna Acoustics to właśnie ten kierunek, który wskazaliśmy jako najbardziej pożądany, choć nie jest wykluczone, że ten wzmacniacz sprawdzi się znakomicie z zestawami o zupełnie innym usposobieniu. Trzeba trafić, a poza tym zadbać o każdy inny element tory. Kable? Na pewno. Listwa zasilająca i sieciówki? Pewnie też, chociaż my akurat korzystamy z zasilania Enerra ponieważ sprawdza się ono z szeroką gamą testowanych urządzeń. Możliwe jednak, że z tym wzmacniaczem o wiele lepiej sprawdzi się Gigawatt, Ansae, PS Audio czy jakiś inny wynalazek. Co do ankiet na forach internetowych - nie czytamy, bo przede wszystkim nie mamy na to czasu, a po drugie nie lubimy sugerować się wypowiedziami anonimowych użytkowników. Siłą rzeczy czytaliśmy testy modelu A-S1100, które pojawiły się wcześniej, jednak ostatecznie opisujemy nasze wrażenia odsłuchowe i nasze doświadczenia. Nie zajmujemy się wyciąganiem średniej ze wszystkich opinii, jakie da się znaleźć w sieci, ale prowadzeniem własnych testów. Mamy nadzieję, że dla osób zainteresowanych tym wzmacniaczem będzie to taki nasz "kamyczek do ogródka", a dla tych, którzy nawet nie mieli pojęcia o jego istnieniu - przynajmniej interesujące znalezisko. Dziękujemy wszystkim za dokładne, merytoryczne komentarze, które wielu Czytelników będzie zapewne traktować jako rozszerzenie naszego testu. Opisując sprzęt audio, zwykle poświęcamy na odsłuchy od tygodnia do trzech tygodni, w zmieniających się konfiguracjach, co daje nam niezłe pojęcie na temat opisywanych urządzeń, ale nie aż takie, jak u kogoś, kto taki wzmacniacz kupił i używa go powiedzmy rok czasu. Zwyczajnie nie mamy na to szans, bo zaraz trzeba rozpakowywać kolejne pudełko. Dlatego bardzo się cieszymy, że możemy liczyć również na takie wsparcie. Dziękujemy i pozdrawiamy!
4 Lubię
Komentarze (8)