MingDa MC88-C
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Pod koniec ubiegłego roku w naszym teście pojawił się wzmacniacz lampowy MingDa MC34-A. Konstrukcja ciekawa chociażby ze względu na swoją cenę. Za 3299 zł trudno jest znaleźć porządny sprzęt zbudowany w tej popularnej wśród audiofilów technologii. Wzmacniacz okazał się jednak nie tylko nieźle wykonany, ale także całkiem rozsądny pod względem komfortu obsługi i jakości brzmienia. Może nie był to dźwięk przełamujący stereotyp szklanych baniek i wykraczający poza granice ich możliwości, ale MC34-A słuchało nam się zaskakująco przyjemnie, a to już bardzo wiele. Ponieważ jest to jedna z najtańszych konstrukcji w katalogu tej marki, zaczęliśmy się zastanawiać, jak może grać bardziej wypasiony, chiński wzmacniacz lampowy. MingDa produkuje przecież nie tylko budżetowe integry, ale też modele luksusowe z dopiskiem SE. Na stronie producenta można też znaleźć takie cuda, jak chociażby monobloki na kultowych triodach 300B. Skoro wiemy, że firma potrafi zrobić całkiem zacny wzmacniacz w cenie, do której nawet nie zbliża się europejska czy amerykańska konkurencja, to co dostaniemy za niemal dwukrotnie większe pieniądze?
Może luksusowy chiński lampowiec będzie jeszcze lepszą inwestycją, niż budżetowy chiński lampowiec? Tego właśnie postanowiliśmy się dowiedzieć biorąc do testu model MC-88C. Klasyczna integra wykorzystująca kwartet lamp KT-88 na zdjęciach prezentuje się zawodowo, a i z tabeli danych technicznych wynika, że mamy do czynienia z dopracowaną konstrukcją pozbawioną haczyków takich, jak chociażby brak zdalnego sterowania. 50 W na kanał, cztery wejścia liniowe, pilot, autobias, montaż punkt-punkt i 24 kilo żywej wagi. Wszystko fajnie, ale czy to naprawdę gra? Zaraz się przekonamy.
Wygląd i funkcjonalność
Wzmacniacz po wyjęciu z pudełka trzeba sobie najpierw troszkę przysposobić. Do testu dostaliśmy egzemplarz zapakowany tak, aby można mu było zafundować nawet podróż na Marsa i z powrotem. Urządzenie przed uszkodzeniem zabezpieczają potężne profile z pianki, a każdy element jest pakowany w folię lub materiałowy woreczek ze ściągaczem. Foliowy worek na pokrywie lamp dodatkowo owinięto na sztywno taśmą klejącą, aby podczas transportu był mocno przytwierdzony do obudowy, chroniąc także szklane bańki, które dostajemy od razu zamontowane na swoich miejscach. Niektórzy producenci pakują je w osobne pudełeczka z odpowiednimi oznaczeniami, ale MingDa najwyraźniej nie widzi takiej potrzeby. Cztery mniejsze lampki musiałem jednak i tak zdemontować, ponieważ do każdej z nich przyklejono karteczkę z oznaczeniem typu i jakimiś dopiskami naniesionymi markerem po chińsku. Tego zabiegu akurat nie rozumiem. Jeżeli wzmacniacz dostajemy zmontowany, a każda bańka siedzi na swoim stanowisku, to czemu mają służyć naklejki? Można się jedynie domyślać, że służą one identyfikacji lamp podczas montażu wzmacniaczy w fabryce. Być może potem nie są już zdejmowane. Mnie jednak uczono, że pracujące lampy elektronowe nie powinny się z niczym stykać, a już tym bardziej mieć na sobie jakichś karteczek czy innych bibelotów. Zdjąłem więc naklejki i porządnie wyczyściłem pozostałe po nich ślady kleju.
Do zestawu producent dołącza ściereczkę z mikrofibry i bawełniane rękawiczki. W przypadku demontażu lamp warto z nich skorzystać, ponieważ dotykając szklanych baniek palcami zawsze zostawimy na nich jakieś zanieczyszczenia i ślady tłuszczu, co może przyczynić się do skrócenia ich żywotności. Po oczyszczeniu lamp możemy zdjąć silikonowe nakładki z czterech par gniazd RCA i przystąpić do podłączenia kabli. Kwestię regulacji prądu spoczynkowego lamp mocy mamy na szczęście z głowy, ponieważ MC88-C ma autobias, który wykonuje tę robotę za nas. Ostatnim zabiegiem pielęgnacyjnym przed pierwszym rozruchem jest montaż baterii w eleganckim, aluminiowym pilocie. Aby to zrobić, musimy odkręcić cztery śrubki mocujące denko sterownika. W zależności od tego, czy w naszym domu grasują dzieci, psy, koty lub inne ciekawskie stworzenia, możemy też założyć na lampy kratownicę z pleksi. Po pstryknięciu włącznika znajdującego się w tylnej części lewej ścianki, potencjometr siły głosu automatycznie obraca się do pozycji minimalnej. Po kilkunastu sekundach, kiedy lampy już trochę się rozżarzą, strzałka wraca do poprzedniej pozycji. Niby nic wielkiego, a jednak cała procedura wygląda bardzo efektownie. Większość producentów wzmacniaczy lampowych odcina sygnał za pomocą przekaźników, co obwieszcza kliknięcie dochodzące z wnętrza obudowy. Widziałem także wyświetlacze odliczające kolejne sekundy do faktycznego uruchomienia urządzenia, ale taki bajer z obracającym się potencjometrem widzę po raz pierwszy. Bardzo podoba mi się również lekkość i płynność działania pokrętła, dyskretnie podświetlane okienko ze wskaźnikiem mocy i pewnie pracujący selektor wejść z prawej strony. Wypukłe strzałki na gałach wyglądają na pierwszy rzut oka trochę dziwnie, ale są bardzo wygodnym rozwiązaniem. Cały wzmacniacz prezentuje się efektownie i elegancko zarazem. Nie znajdziemy tu żadnych złotych liter ani pomarańczowych diodek.
Jeśli chodzi o jakość wykonania, jest naprawdę dobrze. Testowany przez nas wcześniej MC34-A prezentował się z grubsza poprawnie, ale miał kilka elementów, które nie były wykonane do końca starannie. Wówczas nie skrytykowaliśmy go za to, ponieważ w tak niskiej cenie trudno było spodziewać się jakiejś niesłychanej precyzji i dbałości o szczegóły porównywalnej z hi-endowymi legendami. MC88-C pokazuje, że chińscy inżynierowie mogą stworzyć produkt, któremu można przyglądać się nawet z bliska, bez obaw o zatracenie dobrego pierwszego wrażenia. Wszystkie elementy są sprasowane niemal idealnie, lampy nie przechylają się w gniazdach każda w inną stronę, a nóżki przykręcone są do grubej, sztywnej podstawy, a nie blaszki, która nie wytrzymuje ciężaru całej konstrukcji i naturalnie się ugina. Wszystko jest tutaj wykonane ze sporym zapasem, bez oszczędzania na drobnych elementach, które jednak mają wpływ na to, jak ostatecznie postrzegamy wzmacniacz i samą markę. Wychodzi na to, że dalekowschodni producenci też potrafią tworzyć rzeczy dopracowane. Trzeba im tylko dać kilkaset euro więcej. Wówczas zamiast budżetowego sprzętu dostajemy produkt wykonany starannie i wyglądający tak, jakby miał przeżyć kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. Może to będzie zbyt daleko posunięty entuzjazm, ale z wyglądu MC88-C przypomina mi trochę produkty Ayona. Przekonują mnie nawet takie drobiazgi, jak porządne gniazda na tylnej ściance i metalowy pilot, w którym zamiast przycisków mamy metalowe kuleczki obracające się pod palcami. Do całości nie pasują natomiast niebieskie lampy mocy. Osobiście wolałbym zwykłe, przezroczyste bańki, ale to akurat stosunkowo mały problem. Fabryczne lampy marki Jinvina prawdopodobnie nie są złe, ale każdy audiofil wie, że za stosunkowo niewielkie pieniądze można zrobić sobie przyjemność kupując inne lampy, a KT88 jest tak popularną konstrukcją, że na ograniczony wybór z pewnością nie można narzekać. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w dalszej kolejności wymienić także mniejsze 12AX7 i 12AU7. Te powinny pracować znacznie dłużej, niż lampy mocy, jednak w poszukiwaniu lepszego brzmienia można eksperymentować do woli. Co do wyboru konkretnych marek i modeli, nie będę niczego sugerował, ale opisane poniżej wrażenia odsłuchowe można potraktować bardziej jako punkt wyjścia, niż ostateczny werdykt.
Wady? Chyba tylko jedna - pilot z gatunku snajperskich. Nakierowanie dłoni na wzmacniacz nie wystarczy, trzeba dosłownie celować w odbiornik znajdujący się pomiędzy potencjometrem a podświetlanym wskaźnikiem wychyłowym. Niektórym może przeszkadzać także to, że metalowe kuleczki po naciśnięciu wydają z siebie naprawdę donośne kliknięcie, dodatkowo wzmacniane przez samą obudowę sterownika. Z użytkowego punktu widzenia to chyba jedyny minus.
Brzmienie
Ponieważ do naszej redakcji został dostarczony wzmacniacz wyglądający na zupełnie nowy, postanowiłem dać mu co najmniej tydzień na dojście do siebie. Przed krytycznym odsłuchem najlepiej byłoby zamknąć sprzęt gdzieś w piwnicy, aby nie sugerować się wrażeniami z tych kilku pierwszych dni grania, jednak z braku takiej możliwości postanowiłem obrać inną drogę i na czas wygrzewania całkowicie zmieniłem repertuar. Postanowiłem wyrzucić z playlisty wszystkie kawałki, których standardowo używam do oceny właściwości brzmieniowych testowanych urządzeń i odgrzebałem albumy, których słuchałem ładnych parę lat temu. W szufladzie odtwarzacza wylądowały więc krążki Toola, Comy, Drowning Poola, Incubusa, Nightwisha, Within Temptation i Pearl Jamu. Zgodnie z moimi przewidywaniami, MC88-C początkowo grał głównie środkiem pasma, jednak przy tego rodzaju rockowym i metalowym łojeniu szybko stało się jasne, dlaczego gitarzyści tak bardzo kochają mocne, lampowe piecyki. Wzmacniacze tranzystorowe mimo licznych zalet jakoś nie są w stanie pokazać takiego mięcha, które nadaje brzmieniu gęstości i fizycznie wyczuwalnej masy. Audiofilom wydaje się, że wrażenie potęgi i pełni przekazu najlepiej jest uzyskać poprzez dociążenie najniższych składowych i podbicie efektownego zakresu z okolic kilkudziesięciu lub stu kilkudziesięciu herców. Tutaj natomiast już sama średnica potrafi nadać muzyce takiego kopa, że subwooferowe pomruki wydają się zupełnie zbędne. Efekt tego przyjemnego zagęszczenia był wyczuwalny od razu i towarzyszył mi do ostatnich dni odsłuchu. Po kilku dobach wygrzewania skraje pasma chińskiego wzmacniacza nabrały wyrazu, brzmienie stało się bardziej otwarte i spójne zarazem. Zrobiłem sobie więc krótką, przymusową przerwę w słuchaniu, po czym wróciłem do testu ze świadomością, że wzmacniacz osiągnął już pełnię swoich możliwości, wewnętrzny spokój i harmonię ze wszystkimi czakrami.
Pierwsze wrażenie po przerwie? Wow! MingDa nie tylko wygląda, ale też gra jak bardzo dobry wzmacniacz lampowy. Ponieważ nie mamy tu do czynienia z przesadnym ocieplaniem prezentacji, brzmienie chwilami bardziej przypomina to, co oferują wzmacniacze tranzystorowe o lekko zagęszczonej średnicy, niż stereotypowe lampy. Mnie przynajmniej ten rodzaj dźwięku skojarzył się od razu z klockami Electrocompanieta i starszymi konstrukcjami Musical Fidelity. Mamy do czynienia z brzmieniem pełnopasmowym i naturalnym, które w ogólnym zarysie jest stuprocentowo prawidłowe. Zostało tylko przyozdobione odrobiną ciepła i mięska na przełomie niskich i średnich tonów. Lampowy charakter konstrukcji w większym stopniu zdradza kształt sceny stereofonicznej, niż temperatura przekazu. Przestrzeń jest duża i znakomicie wypełniona. Aż chciałoby się w niej zanurzyć i pływać razem z muzykami. Zastanawiam się, do czego można ten efekt porównać... W przypadku niektórych urządzeń mamy wrażenie, że wyświetlany przed nami spektakl zajmuje bardzo dużą powierzchnię, ale instrumenty same w sobie są małe, a większość miejsca to tak naprawdę pusta przestrzeń. Tutaj jest inaczej. Scena stereofoniczna jest znakomicie rozbudowana wgłąb i na boki, a jednocześnie całe to miejsce jest zagospodarowane i pełne dźwięku. Instrumenty nie są prezentowane jako punkty przypominające gwiazdy i planety znikające w pustej przestrzeni. Przypominają bardziej galaktyki, które mają jedno, gęste centrum, ale nie kończą się w jednym punkcie, lecz roztaczają jeszcze trochę na boki. To sprawia, że oprócz wydarzeń pierwszoplanowych dostajemy jeszcze całą ich otoczkę, pełne barw wybrzmienia i przyjemną, akustyczną mgiełkę. Nie chcę przez to powiedzieć, że dźwięki drugoplanowe przysłaniają to, co najważniejsze. Stanowią jednak na tyle istotny fragment całej prezentacji, że po jakimś czasie trudno sobie wyobrazić muzykę bez tego całego planktonu.
MC88-C to wzmacniacz, który trudno jednoznacznie sklasyfikować, ponieważ nie stoi do końca po stronie tradycyjnych, stereotypowych lampowców. Owszem, ma trochę tego przyjemnego ciepła i traktuje muzykę raczej syntetycznie, niż analitycznie, ale z drugiej strony nie brak mu energii, zwinności i rozdzielczości. W muzyce elektronicznej próbowałem przyłapać go na uśrednianiu impulsów i przeciąganiu wybrzmień, ale o dziwo nigdy nie miałem wrażenia, jakby sprzęt nie nadążał za akcją. Nawet w gęstych fragmentach nie wyłapałem oznak utraty selektywności i ogólnego bałaganu. Jeżeli komuś zależy na rozkładaniu nagrań na części pierwsze, na pewno znajdzie w tej cenie wzmacniacz, który poradzi sobie z tym zadaniem lepiej. Nie każdy jednak podchodzi do słuchania muzyki w ten sposób. MingDa stawia na inne walory, ale w aspekcie dynamiki, szybkości i przejrzystości również utrzymuje bardzo wysoki poziom. Udał się skubańcom wzmacniacz, bez dwóch zdań.
Budowa i parametry
MingDa MC88-C to kawał żelastwa. Gdzieś pomiędzy grubymi sztabami aluminium i stali ukryto całkiem porządne podzespoły elektroniczne zmontowane techniką punkt-punkt. Trzeba przyznać, że zrobiono to bardzo starannie, co widać na załączonych zdjęciach. Oprócz podzespołów dostarczonych przez firmę Jinvina zobaczymy tu między innymi części Jensena czy Nichicona. Za znaczną część masy wzmacniacza odpowiadają oczywiście transformatory zamknięte w dużych puszkach w tylnej części urządzenia, natomiast z podstawy wystają dwa rzędy lamp - mniejszych 12AX7 i 12AU7 dostarczonych przez JJ Electronic oraz kwartet KT-88 Jinviny. Na tylnej ściance umieszczono cztery wejścia liniowe RCA, terminale głośnikowe z odczepami dla zestawów o impedancji 4 i 8 omów oraz gniazdo zasilające IEC. Wzmacniacz dysponuje mocą 50 W na kanał, co zapewnia stosunkowo duży spokój i swobodę przy wyborze kolumn.
Konfiguracja
Audium Comp 5, Cardas Clear Light, Albedo Geo, Naim CD5 XS, Enerr AC Point One, Enerr Symbol Hybrid, Enerr Holograph, Audioquest NRG-2, Ostoja T1.
Werdykt
Jak nie jestem fanem chińskich produktów, tak w tym przypadku muszę docenić starania inżynierów firmy MingDa. Zwolennicy europejskich i amerykańskich marek z pewnością powiedzą, że tym razem udało im się dlatego, że zaczęli kopiować konstrukcje uznanych producentów, a dysponując nieco większym budżetem mogli zrobić to naprawdę przyzwoicie. Dla audiofilów, którzy w ogóle nie przywiązują wagi do znaczków na pudełkach, MC88-C będzie po prostu bardzo udanym urządzeniem stworzonym na bazie rozwiązań i schematów przećwiczonych już tyle razy, że trudno posądzać kogokolwiek o plagiat. Tanie, dalekowschodnie produkty wywołały na rynku małe zamieszanie i dotyczy to nie tylko branży audio. Czy teraz przyszedł czas, aby wskoczyć o klasę wyżej i zapoznać się z droższymi wzmacniaczami z PRC? Dla mnie MingDa MC88-C to po prostu fajna i dopracowana lampka, z którą można spędzić wiele miłych wieczorów. Dodatkową zaletą tego wzmacniacza jest duża uniwersalność repertuarowa, czym nie każdy lampowiec może się pochwalić.
Dane techniczne
Moc: 2 x 50 W
Wejścia liniowe: 4 x RCA
Gniazda głośnikowe: 1 para
Wyjście słuchawkowe: -
Zdalne sterowanie: +
Autobias: +
Zniekształcenia: < 1%
Stosunek sygnał/szum: 92 dB
Lampy: 2 x 12AX7, 2 x 12AU7, 4 x KT88
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 50 kHz (+/- 1 dB)
Wymiary (W/S/G): 20/39,8/34 cm
Masa: 24 kg
Cena: 6499 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Elektropunkt.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze