Audiolab 8300CD + 8300A
- Kategoria: Systemy stereo
- Jarosław Święcicki
No cóż, nie oszukujmy się - w tym teście nie będzie mowy o nowościach, tylko o sprzęcie, który swoją premierę miał już ładnych kilka lat temu. W przypadku Audiolaba nie ma to jednak wielkiego znaczenia. Firma założona we wczesnych latach osiemdziesiątych przez Philipa Swifta i Dereka Scotlanda, mimo kilku historycznych zawirowań, ma wyrobioną markę w branży audio i nie musi raz na dwa miesiące wymieniać całej oferty. Byłoby to nawet niepożądane, bo audiofile cenią ją za pewną przewidywalność i rozwijanie produktów na zasadzie ewolucji, a nie rewolucji. Wszystko zaczęło się od wzmacniacza zintegrowanego 8000A. Klienci pokochali go za niezawodność, łatwość obsługi i dobrze kontrolowany dźwięk. Oryginalna filozofia Audiolaba powróciła w 2010 roku, kiedy to na rynku pojawiły się komponenty z serii 8200. Można powiedzieć, że manufaktura z Huntingdon - obecnie pod skrzydłami grupy IAG - wróciła do korzeni, sięgając po przepis na dobrze skonstruowany, ale wciąż stosunkowo niedrogi sprzęt oferujący czyste, pełne i dynamiczne brzmienie. W końcu przyszła jednak pora na zmianę i na sklepowe półki trafiły komponenty z serii 8300. Wciąż minimalistyczne, na swój sposób surowe, ale ładniejsze, nowocześniejsze i wyposażone w funkcje, których starsze modele nie miały. Zestaw składający się z odtwarzacza 8300CD i wzmacniacza 8300A mimo, iż nie najnowszy, wciąż jest flagowym okrętem Audiolaba.
Przeglądając katalog, łatwo zauważyć, że Audiolab stara się walczyć o względy nowych klientów mniejszymi urządzeniami, takimi jak przetworniki, kieszonkowe wzmacniacze słuchawkowe czy systemy all-in-one. M-DAC, M-DAC+, M-DAC Mini czy M-ONE mają być alternatywą dla różnego rodzaju "boxów". Mimo to, firma jest bardzo mocno kojarzona z klasycznym, stacjonarnym sprzętem stereo i chyba w tym temacie pozostaje najsilniejsza. Oprócz prezentowanego odtwarzacza 8300CD i integry 8300A, w serii 8300 znajdziemy jeszcze trzy bardzo ciekawe urządzenia - bardziej rozbudowany odtwarzacz 8300CDQ, końcówkę mocy 8300XP i monobloki 8300MB. Co ciekawe, dzięki konstrukcji odtwarzacza 8300CD (bardzo podobnej do swojego poprzednika) zawierającej napęd, przetwornik cyfrowo-analogowy i przedwzmacniacz, jego użytkownicy zyskują możliwość bezpośredniego podłączenia monobloków lub końcówki mocy do źródła, co pozwala na wykluczenie z zestawu przedwzmacniacza jako osobnego komponentu. Być może właśnie dlatego w serii 8300 nie ma takiej pozycji, jak preamp. Jednakże dziś dostałem do testu zestaw klasyczny - wzmacniacz i odtwarzacz. Tak naprawdę, taka konfiguracja wydaje mi się bardziej "user friendly", jeśli można to tak określić. Dlaczego? O tym napiszę w dalszej części artykułu, a teraz zabieram się do rozpakowania kartonów.
Wygląd i funkcjonalność
Ustawiłem wszystko na półce, usiadłem naprzeciw niej w fotelu i na chwilę się zamyśliłem. Srebrny Audiolab... Pamiętam, gdy kilka lat temu kupowałem odtwarzacz 8200CDQ i mimo porad kolegów - "bierz srebrnego, srebrny Audiolab wygląda o wiele lepiej od czarnego!" - zdecydowałem się na wersję black. Cóż się dziwić, skoro reszta sprzętu na mojej półce była właśnie w tym kolorze. Poza tym, jak mówi stara, audiofilska zasada, czarny sprzęt zawsze brzmi lepiej. I teraz, mając przed oczami swój zestaw składający się z kompaktu i wzmacniacza z serii 8200 w czarnej wersji oraz taki sam komplet z serii 8300 w wersji srebrnej, muszę przyznać, że kumple mieli rację. Srebrny Audilab jest najzwyczajniej w świecie ładniejszy. Chociaż może to nie tylko kwestia koloru? Mimo niemal identycznych gabarytów, a nawet kształtu obudów i nóżek, fronty obu serii diametralnie się od siebie różnią. Obudowy nowych urządzeń zostały wykonane z solidnych profili aluminiowych skręconych tyloma śrubami, że sprawiają wrażenie monolitycznych. Śruby nie tylko trzymają poszczególne ścianki na miejscu, ale pełnią jeszcze jedną, ważną funkcję - naprężają całą konstrukcję, co czyni ją jeszcze mocniejszą i odporną na działanie szkodliwych wibracji.
TEST: Audiolab 8200CDQ
Patrząc na wzmacniacz od frontu, od razu rzucają się w oczy trzy duże pokrętła oraz wyświetlacz, który pojawia się po raz pierwszy w integrach Audiolaba oznaczonych symbolem 8xxx. Na cóż ten wyświetlacz? Ano jest niezbędny do pokazania informacji o wybranym wejściu czy poziomie głośności. Jest to dosyć ważna funkcja, ponieważ wspomniane wcześniej pokrętła nie posiadają oznaczeń ani skali, oprócz samych opisów funkcjonalności. Wszystko, co ustawimy, widać tylko na wyświetlaczu. Dotyczy to również ustawień w menu, do którego dostęp mamy po naciśnięciu pokrętła Mode. Można tam wybrać jasność wyświetlacza, tryb przedwzmacniacza gramofonowego (MM/MC), tryb pracy samego wzmacniacza (interga, preamp, końcówka mocy), a także włączyć lub wyłączyć trigger. Wszystkie te funkcje są w zasadzie standardowe i niczym nie zaskakują, ale oprócz tego są jeszcze dwie, które warto wyróżnić - automatyczny tryb czuwania, który wyłącza wzmacniacz po 20 minutach (może się przydać, gdy ukołysani relaksacyjną muzyką przyśniemy na fotelu odsłuchowym, chociaż szkoda, że nie można zmienić czasu wyłączenia) oraz ustawienie domyślnego wejścia. Oryginalnie jest to wejście CD, ale osobiście przestawiłem je na XLR, bo właśnie tak podłączyłem odtwarzacz. Można by dyskutować, czy nie lepiej byłoby po prostu włączać wzmacniacz na ostatnio wybrane wejście audio, ale widocznie inżynierowie Audiolaba wymyślili sobie to inaczej. Skoro mowa o włączaniu, na froncie mamy jedynie okrągły guzik przełączający sprzęt w tryb standby. Główny wyłącznik został przeniesiony na tylną ściankę nad wtykiem zasilającym, co też jest znaczącą zmianą w porównaniu do poprzedników z serii 8xxx. I nie jest to ostatnia różnica, zapewniam Was. Wracając do przedniej ścianki, o czym to ja miałem jeszcze... A, gniazdo słuchawkowe! Wcześniej było, prawda? No, to teraz nie ma! Dobrze to, czy źle, ciężko wyczuć. Z jednej strony trochę szkoda, bo nie każdy ma ochotę kupować dedykowany wzmacniacz do swoich nauszników i wolałby się podłączyć do wzmaka, który już posiada, ale z drugiej strony Audiolab mówi nam wprost - to jest sprzęt do napędzania kolumn głośnikowych, a jeśli chcesz podłączyć słuchawki, kup sobie dedykowany wzmacniacz słuchawkowy. Szkoda tylko, że firma - jeśli nie liczyć kieszonkowego modelu M-DAC Mini - jeszcze nie ma w ofercie takiego urządzenia. Można więc powiedzieć, ze Audiolab zachęca posiadaczy wysokiej klasy nauszników do zakupu sprzętu konkurencyjnych marek.
Jest jeszcze jedna zmiana w stosunku do poprzedniego modelu, która dotyczy zarówno frontu, jak i tylnej ścianki urządzenia. Brak pokrętła Record, a co się z tym wiąże - brak na tylnej ściance wejść i wyjść pętli magnetofonowych. W ich miejsce pojawiły się za to wejścia XLR, których tak bardzo brakowało we wzmacniaczu 8200A. Zarówno odtwarzacz 8200CD, jak i 8200CDQ, były bowiem wyposażone w wyjścia zbalansowane, których niestety nie można było wykorzystać przy podłączeniu do wzmacniacza 8200A. Teraz nie ma z tym problemu, co daje nowe możliwości, o których wspomnę w opisie odtwarzacza 8300CD. Co jeszcze można powiedzieć o tylnej ściance wzmacniacza? Wszystkie gniazda RCA są złocone, a i XLR-y wyglądają porządnie, chociaż blokada zapobiegająca wysunięciu wtyku jest plastikowa. Największy minus według mnie wzmacniacz dostaje za gniazda głośnikowe. To marne, plastikowe nakrętki na miedzianych trzpieniach. Co prawda umożliwiają one na podłączenie gołych kabli, widełek i wtyków bananowych, ale te ostanie można wcisnąć zaledwie do połowy. Ani nie gwarantuje to dobrego styku, ani nie jest do końca bezpieczne (przy grubych kablach, wtyk może się pod ich ciężarem wysunąć lub złamać). Mówiąc wprost: gniazda w poprzedniku były znacznie lepsze. Ale prawdę rzekłszy, to jedyny poważny minus tego wzmacniacza, jeśli chodzi o funkcjonalność.
Przejdźmy zatem do odtwarzacza 8300CD. Od frontu stylistycznie nawiązuje on do wzmacniacza umiejscowieniem, kształtem i kolorem wyświetlacza, chociaż sesja fotograficzna pokazała, że barwa wskazań obu ekraników nie była identyczna. Tak samo rozwiązano również kwestię włącznika. Z przodu znalazł się jedynie przycisk przełączający sprzęt w tryb standby, a główny wyłącznik przeniesiono na tylną ściankę. Brak również wyjścia słuchawkowego. Czym różni się odtwarzacz serii 8300 od swoich poprzedników z serii 8200? Zmienił się kształt przycisków sterujących. Stały się płaskie i milsze w dotyku oraz, co o wiele ważniejsze, zniknęła szuflada CD. Jak to zniknęła? Ano zniknęła. Jej miejsce zajęła szpara do wtykania krążków, zwana napędem szczelinowym. Możliwe, że jest wielu fanów takiego systemu ładowania płyt, ale ja osobiście do tej grupy nie należę. Ba, jestem jego zagorzałym przeciwnikiem! Za każdym razem, kiedy mam zmienić płytę, aż fizycznie czuję, jak ten materiał zasłaniający wejście szura po powierzchni moich ukochanych płyt. No i te odgłosy mechanizmu chwytającego dysk i umieszczającego go gdzieś w trzewiach odtwarzacza... Wiem, że modele wyposażone w klasyczną, wyjeżdżającą do przodu szufladę też nie są wolne od wad. Audiolab twierdzi, że napęd zastosowany w modelu 8300CD generuje mniej wibracji i zmniejsza prawdopodobieństwo odrzucenia płyty ze względu na drobne zarysowania lub zabrudzenia. Ale mimo wszystko, nie wiem, jakoś nie lubię tego typu napędów i już.
Patrząc na tylną ściankę odtwarzacza, można dojść do wniosku, że jest on wypadkową dwóch urządzeń z poprzedniej serii. Zachowując funkcję przedwzmacniacza, zrezygnowano z możliwości podpięcia trzech urządzeń torem analogowym (co było możliwe w odtwarzaczu 8200CDQ), jednocześnie rozszerzając funkcjonalność toru cyfrowego (dołożono wejście symetryczne AES/EBU oraz wyjście sygnału takiego samego formatu). Oprócz tego mamy tu po dwa cyfrowe wejścia koaksjalne i optyczne, wyjście w obu standardach oraz wejście USB. Wyjść analogowych są dwie pary - pozłacane RCA i zbalansowane XLR, co z uwagi na brak wyjścia słuchawkowego zarówno we wzmacniaczu, jak i odtwarzaczu, może się przydać przy podłączeniu wzmacniacza słuchawkowego. Integrę 8300A podłączamy wtedy do odtwarzacza kablami XLR, a gniazda RCA wykorzystujemy do podpięcia słuchawkowca. Niebawem na polskim rynku ma się pojawić bogatszy w gniazda i funkcje model 8300CDQ, jednak tutaj i tak nie ma na co narzekać. Co ciekawe, do obu opisywanych klocków dołączono bardzo podobne pudełeczka z akcesoriami. Na wyposażeniu znajdziemy tani kabel zasilający i systemowy pilot zdalnego sterowania. Przy zakupie systemu jeden sterownik możemy sobie zostawić w odwodzie. W testowanych egzemplarzach oba piloty były czarne, choć w serii 8200 kupując urządzenie w kolorze srebrnym, dostawaliśmy również "leniucha" ze srebrnym panelem górnym. Wszystko wskazuje na to, że Audiolab zrezygnował z tego pomysłu, prawdopodobnie w celu zaoszczędzenia paru funtów na produkcji dwóch różnych pilotów.
Patrząc na funkcjonalność obu urządzeń, dochodzę do ciekawego wniosku. Kupując tandem 8300CD/8300A mamy pełny wachlarz możliwości podłączeń sprzętu - od strony odtwarzacza "po cyfrze" poprzez dwa wejścia optyczne i elektryczne, jedno zbalansowane oraz jedno USB, jednak nie jest nam potrzebny moduł przedwzmacniacza (który jednak możemy wykorzystać, przełączając wzmacniacz w tryb końcówki mocy), a od strony wzmacniacza "po analogu" poprzez wejścia analogowe, nie wykluczając gramofonu z wkładką MM lub MC. Kupując odtwarzacz 8300CD z końcówką mocy 8300XP lub dwoma monoblokami 8300MB, wykorzystamy co prawda wbudowany przedwzmacniacz, ale ograniczymy możliwości podłączenia analogowych urządzeń zewnętrznych. Z jednej strony ciekawa zagwozdka. Z drugiej, przypomina to wybór pozostawiony Luke'owi Skywakerowi przez jego ojca (dołącz do mnie, a razem będziemy rządzić galaktyką jako ojciec i syn) lub Neo przez Morpheusa (czerwona czy niebieska pastylka) i sprowadza się do wyboru strony, po której się opowiadamy - świętego analogu czy progresywnych zerojedynkowców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że problem rozwiązałoby wprowadzenie osobnego przedwzmacniacza. Dedykowany preamp uczyniłby zakup 8300XP lub 8300MB bardziej atrakcyjną opcją, szczególnie dla użytkowników, którzy nie potrzebują odtwarzacza płyt kompaktowych, bo muzyki słuchają już niemal wyłącznie z plików lub za pośrednictwem serwisów streamingowych. Przerzucanie tej funkcji do odtwarzacza CD to chyba średni pomysł, a w temacie streamingu Audiolab - podobnie, jak inne marki należące do koncernu IAG - radzi sobie raczej średnio. Z drugiej strony, opisywany 8300A może też pracować jako przedwzmacniacz lub końcówka mocy, co czyni go chyba najbardziej uniwersalnym modelem z całej serii. Można więc zacząć od niego, a następnie kupić na przykład parę monobloków, przełączyć integrę w tryb przedwzmacniacza i sprawa załatwiona. Odpada też konieczność odsprzedaży jednego komponentu w celu kupna drugiego. Szkoda tylko niewykorzystanej części wzmacniacza. Pozostawiając rozwiązanie tego dylematu ewentualnym nabywcom produktów z serii 8300, postanowiłem włączyć zasilanie i rozpocząć odsłuchową część testu.
Brzmienie
Jak brzmi zestaw Audiolaba z serii 8300? Otóż brzmi jak Audiloab. Wiem, że to stwierdzenie w stylu "koń jaki jest, każdy widzi", ale wielu Czytelników, którzy mieli do czynienia z produktami tej firmy, przyzna mi rację. Raczej nie ma tu miejsca na tanie sztuczki mające szybko przyciągnąć słuchacza. Audiolab stawia na rzetelne, dojrzałe granie, które ma dostarczać radości słuchania, a nie czarować niezwykłym i unikalnym brzmieniem, które na początku może być fascynujące, ale po pewnym czasie najzwyczajniej w świecie zaczyna drażnić. Topowy zestaw w ofercie firmy gra bardzo równo, stawiając na naturalność przekazu. Czy ta naturalność oznacza neutralność? No właśnie... Może zamiast zagłębiać się w czysto teoretyczne rozważania, podejdźmy do tematu w sposób, który lubię najbardziej - posłuchajmy muzyki, niech ona sama przemówi.
PORADNIK: Jak wybrać kolumny
Na pierwszy ogień poszedł Dead Can Dance. Niedawno odbyła się premiera ich nowej płyty, która nawiasem mówiąc średnio mi się podoba, więc może podświadomie sięgnąłem po opus magnum Dead Can Dance - "Within the Realm of a Dying Sun". Pierwszym, co uderzyło mnie już po kilku minutach, była stereofonia. Scena dźwiękowa może nie była zbyt szeroka, ale dało się odczuć jej głębię i precyzyjną lokację poszczególnych źródeł pozornych, co potęgowało majestatyczne brzmienie tego albumu. System zagrał z dużą swobodą, jakby czekał, aż skończy się to spokojne granie i będzie mógł pokazać co tak naprawdę potrafi. "Czekaj ty!" - pomyślałem i zmieniłem płytę. Tym razem do odtwarzacza trafił album równie wiekowy, ale z zupełnie innej, muzycznej szuflady - "Floodland" Sisters of Mercy. Wystarczył motoryczny rytm perkusji rozpoczynający pierwszy utwór i od razu słychać było jak audiolabowa maszyneria rozkręciła się na dobre! Bas był szybki, dobrze kontrolowany, impulsowy. Potwierdziły sie też moje obserwacje dotyczące stereofonii. Było tu wszystko, na co zwróciłem uwagę przy Dead Can Dance, ale tutaj cała scena żyła, wręcz pulsowała energią.
Gdy tak sobie siedziałem zasłuchany, do pokoju weszła moja żona trzymająca w ręku nową płytę Dawida Podsiadło. "Wyłącz te starocie i puść coś, co nie pochodzi z minionego wieku!" - powiedziała. Cóż, nie jestem wielkim fanem pana Podsiadło, ale skoro żona prosi, to posłuchać trzeba. Włączyliśmy "Małomiasteczkowego" i trzeba przyznać, że było fajnie. Twórczość Dawida można określić jako nieco bardziej wyrafinowany pop - niby jest to muzyka rozrywkowa, ale jednak ciekawsza, niż reszta utworów puszczanych obecnie w wiodących stacjach radiowych w naszym kraju. Kiedy słuchaliśmy tego albumu, moją uwagę zwrócił głos wokalisty, odegrany przez elektronikę Audiolaba bardzo naturalnie, z delikatnym wysunięciem do przodu tak, jakby pan Podsiadło stał tuż przed nami i śpiewał tylko dla nas. Czyż to nie urocze? Reszta składu była wyraźnie osadzona trochę dalej, chociaż, podobnie jak w przypadku Dead Can Dance, przestrzeń była raczej zwarta.
Po tych kilku płytach można już było pokusić się o słówko na temat charakterystyki przenoszenia. Trzeba przyznać, że testowany sprzęt trzyma równy poziom we wszystkich podzakresach. Mimo mocnego basu, o którym pisałem wyżej, nie można powiedzieć, aby dominował on nad resztą pasma, a i lekko wysunięte wokale nie dają odczucia wybicia całej średnicy ponad pozostałe częstotliwości. Góra jest obecna, ale nie tnie uszu jak żyletka. "A więc nuda" - pomyślicie. Nie do końca, bo mimo wyrównanej charakterystyki tonalnej, dźwięku 8300CD i 8300A nie sposób nazwać nużącym czy mdłym. Na pewno nie z taką dynamiką i spójnością. Podczas testu miałem raczej poczucie synergii. Wzajemne uzupełnianie się podzakresy dały w efekcie ciekawe, wciągające brzmienie.
Trzeba przyznać, że testowany sprzęt trzyma równy poziom we wszystkich podzakresach, ale mimo wyrównanej charakterystyki tonalnej, jego dźwięku nie sposób nazwać nużącym czy mdłym.Pisać o "Wasteland" Riverside, czy nie pisać? Oto jest pytanie... Płyta została raczej chłodno przyjęta zarówno przez mojego redakcyjnego kolegę Pawła Kłodnickeigo, jak i Czytelników naszego portalu, ale moje odczucia są zupełnie inne. Po prostu bardzo lubię ten album i często go słucham od początku do końca. Ostatnio zacząłem go sobie nawet trochę "ograniczać", bo przestraszyłem się, że w końcu mi się znudzi, a tego bym nie chciał. I właśnie przy którymś z kolei odsłuchu "Wasteland" zdałem sobie sprawę, jak bardzo on współgra z brzmieniem, które oferuje zestaw Audiolaba. Jego naturalność, głębia i swoboda dają muzyczny obraz, w którym zatraciłem się bez reszty. A przecież o to chyba chodzi. Po to właśnie kupujemy te wszystkie droższe lub tańsze audio-klamoty, aby zanurzyć się w morzu dźwięków naszych ulubionych płyt i oderwać się choć na kilkadziesiąt minut od szarej codzienności. Można oczywiście testować sprzęt z nastawieniem, aby rozebrać jego brzmienie na części pierwsze, ale ostatecznie chodzi przecież o to czy dana elektronika będzie w stanie odtworzyć muzykę w taki sposób, abyśmy słuchali jej z przyjemnością i poczuciem uczestniczenia w czymś, co dzieje się tu i teraz, w naszym domu. Audiolab to ma.
Budowa i parametry
Audiolab 8300CD jest rozbudowanym odtwarzaczem płyt kompaktowych mogącym pracować również jako przetwornik cyforowo-analogowy oraz przedwzmacniacz, w którym jednak nie ma możliwości podpięcia źródeł analogowych. Taką możliwość daje za to model 8300CDQ. Sercem obu modeli jest DAC ESS Sabre 9018, który zresztą był też montowany w serii 8200. Czym więc się technicznie różni 8300CD od swojego poprzednika? Najważniejszą zmianą jest możliwość odtwarzania plików wysokiej rozdzielczości poprzez gniazdo USB oraz podniesienie maksymalnych częstotliwości próbkowania sygnałów wejściowych do 384 kHz przy rozdzielczości 32 bitów. Dodatkowo odtwarzacz przyjmuje również sygnał DSD w jakości DSD64, DSD128 i DSD256 i w związku z tym sekcja cyfrowa została rozszerzona o cztery dodatkowe filtry dedykowane do odtwarzania DSD. Dodatkowo, podczas pracy z zewnętrznymi komponentami podpiętymi przez USB (mam tu na myśli na przykład komputer lub odtwarzacz plików), można za pomocą pilota sterować ich pracą dzięki kompatybilności ze standardem HID. Wnętrze urządzenia wygląda bardzo interesująco. Nawet po zdjęciu pokrywy mocowanej za pomocą dziesięciu śrub, zobaczymy czarną belkę wzmacniającą, biegnącą od przedniej do tylnej ścianki. Wyraźnie widać, że inżynierom Audiolaba zależało na usztywnieniu obudowy w celu minimalizacji szkodliwych rezonansów. Niemal wszystkie układy elektroniczne, za wyjątkiem napędu i transformatora toroidalnego, zmieściły się na jednej, dużej płytce drukowanej. Praktycznie połowę jej powierzchni zajmuje sekcja zasilacza. Reszta to gęsto zabudowany moduł z przetwornikiem, przedwzmacniaczem i układami wyjściowymi. Ciekawostką jest umiejscowienie toroidu. Konstruktorzy woleli poprowadzić przewody najpierw od gniazda zasilającego do niego, a później znów od trafa do prostowników znajdujących się bliżej przedniej ścianki urządzenia, niż ustawiać transformator w pobliżu wrażliwych na zakłócenia obwodów cyfrowych i analogowych.
Audiolab 8300A jest jest stereofonicznym wzmacniaczem dual mono pracującym w klasie AB. Urządzenie posiada sześć wejść liniowych, w tym jedno gramofonowe, oraz parę wejść XLR, chociaż konstrukcja wzmacniacza nie jest zbalansowana. Oprócz tego można tu podłączyć aż cztery monofoniczne końcówki mocy (przy pracy w trybie przedwzmacniacza), lub przy włączeniu trybu pre-power korzystać z 8300A jako końcówki mocy podłączonej do zewnętrznego przedwzmacniacza. W opisywanym piecyku zastosowano technologię Active Current Delivery, która zgodnie z zapewnieniami producenta ma niwelować zniekształcenia dźwięku. A więc moda na stosowanie profesjonalnie brzmiących nazw układów jeszcze nie minęła... Chociaż w tym przypadku muszę przyznać, że śmiech śmiechem, ale nawet mocne przekręcenie pokrętła głośności w prawo nie powoduje w spadku jakości dźwięku, a na dodatek w przerwach pomiędzy utworami jest po prostu cicho. Żadnych szumów! Aż z ciekawości nacisnąłem stop na odtwarzaczu i przekręciłem głośność na maksa. Zwykle w takiej sytuacji słychać chociażby ciche szumy własne układów, a tutaj nic. Cisza jak makiem zasiał. Brawo Ty, Active Current Delivery! Wzmacniacz oferuje 75 W na kanał i jest o 15 W mocniejszy od swojego poprzednika, co nawiasem mówiąc, również słychać. W zasilaniu zastosowano jeden transformator toroidalny. Purystyczni audiofile mogą kręcić nosem, że w takim razie nie jest to pełne dual mono, bo wtedy powinniśmy mieć "pod maską" dwa transformatory. Tak, ale wtedy zarówno cena, jak i gabaryty urządzenia byłyby zupełnie inne. W zasilaniu pracują cztery kondensatory o łącznej pojemności 60000 µF. Ciekawie jest podawane pasmo przenoszenia. Dla dosyć wyśrubowanego spadku amplitudy o 0,1 dB wynosi ono 10 Hz - 20 kHz, a dla standardowo przyjmowanego dla wszystkich urządzeń 3 dB widzimy budzący respekt zakres 1 Hz - 100 kHz.
Werdykt
Audiolab wciąż w dobrej formie. Po udanej i chwalonej zarówno przez użytkowników, jak i krytyków serii 8200 można było mieć obawy, czy firmie uda się przeskoczyć ten mocno wyśrubowany pułap. Po kilku niesamowicie sympatycznych tygodniach, jakie spędziłem w towarzystwie duetu 8300A i 8300CD ogłaszam, że test został zaliczony celująco. Piękne, nasycone i dynamiczne brzmienie, które pozwala po prostu cieszyć się muzyką. I wiecie co? Już nawet jakoś przeboleję ten nieszczęsny napęd szczelinowy...
Dane techniczne
Audiolab 8300CD
Odtwarzane płyty: CD, CD-R/RW
Wejścia cyfrowe: 2 x optyczne, 2 x koaksjalne, AES/EBU, USB
Wyjścia cyfrowe: koaksjalne, optyczne, AES/EBU
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Przetwornik: 32 bit/192 kHz
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
Zniekształcenia: 0,002%
Stosunek sygnał/szum: 120 dB (RCA), 130 dB (XLR)
Wymiary (W/S/G): 8/44,4/31,7 cm
Masa: 6 kg
Cena: 3499 zł
Audiolab 8300A
Wejścia liniowe: 6 x RCA, 1x XLR
Wejście phono: MM/MC (RCA)
Wyjścia analogowe: 2 x pre-out
Wyjścia głośnikowe: 2 pary (A/B)
Moc wyjściowa: 75 W/8 Ω (RMS)
Pasmo przenoszenia: 1 Hz - 100 kHz (+/- 3 dB)
Zniekształcenia: <0,002%
Stosunek sygnał/szum: 107 dB
Wymiary (W/S/G): 8/44,4/33 cm
Masa: 7,8 kg
Cena: 3999 zł
Konfiguracja
Pylon Audio Sapphire 31, Audiolab 8200CDQ, Audiolab 8200A, Audiomica Dolomit Reference, KBL Sound Zodiac.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
Ja
Posiadam 8300CD w wersji czarnej i co ciekawe pilota mam srebrnego. Więc teoria o produkowaniu pilotów w jednym kolorze upadła. Coś mi się wydaje, że piloty to pakują jak im w ręce wpadnie. Posiadam też 8200A w kolorze czarnym, a pilot jest również srebrny. Pozdrawiam.
0 Lubię -
stereolife
Ooo, a to wesołe! Dziękujemy za uzupełnienie. W obu dostarczonych do redakcji urządzeniach (w kolorze srebrnym) piloty były czarne. Uznaliśmy więc, że producent ułatwił sobie sprawę, pozbywając się srebrnych sterowników. Może teraz powstanie jakaś giełda pilotów dla właścicieli sprzętu Audiolaba, albo dystrybutor otwierając każdą paczkę i wrzucając do środka kartę gwarancyjną będzie sprawdzał czy kolor pilota pasuje do koloru urządzenia. Jeszcze czarny pilot do srebrnego klocka, no w porządku, wiele firm tak robi i nikt z tego powodu nie narzeka. Ale srebrny pilot do czarnego sprzętu? To dopiero kuriozum:-) Pozdrawiamy!
0 Lubię -
Arek
Kupiłem z drugiej ręki (od pierwszego właściciela) niedawno wzmacniacz 8300A koloru ciemnego, ma równo 2 lata, rzekomo nigdy nie naprawiany (co też sugeruje pusta karta gwarancyjna), nie otwierany, nie modyfikowany itp. Jednym słowem - ideał. Mimo to, zaraz po rozpakowaniu zauważyłem, że jedna z wielu śrubek od pokrywy górnej ma zdarty lakier w tym wgłębieniu gdzie wchodzi śrubokręt (na tyle, że rzuca mi się w oczy nawet z daleka). Czy ta jedna śrubka może sugerować, że sprzęt był "ruszany" poza fabryką? Czy Audiolab pozwoliłby sobie na takie coś, czy taka sytuacja może mieć miejsce po zakupie nowego klocka? Pozostałe śrubki wyglądają na nie ruszane, aczkolwiek delikatne, ledwo widoczne z bliska otarcia lakieru jakieś są. Bardzo minimalne ale jednak są. Druga sprawa, która daje mi o wiele więcej do myślenia to to, iż po włączeniu wzmacniacza wyraźnie słyszę jego pracę, a właściwie to pracę toroidu (tak mi się przynajmniej wydaje, że to on). Czy testowany przez Państwa egzemplarz (bądź też inny model) był w 100% cichy? A może to jest loteria i może się taki nowy wzmacniacz Audiolaba trafić, który będzie głośniej pracował? Pozdrawiam!
0 Lubię -
stereolife
Cóż, kupno sprzętu z drugiej ręki to zawsze loteria. Chyba, że sprawdzi się wszystko osobiście lub znajdzie rzetelnego sprzedawcę. Znamy ludzi specjalizujących się w wyszukiwaniu zadbanych, hi-endowych urządzeń, które przed sprzedażą obowiązkowo przechodzą pełny serwis z recapem, czyszczeniem potencjometrów itd. W przypadku kupna wzmacniacza od prywatnego użytkownika trudno powiedzieć czy coś z nim było robione, czy nie. Śrubki trzymające pokrywę też są różne, ale podczas testów zdarza nam się rozkręcić i zmontować sprzęt tak, że nie widać absolutnie żadnych śladów ingerencji. Jeżeli przyjmiemy, że urządzenie było rozkręcane, to pytanie w jakim celu. Może kiedyś trafiło do oficjalnego serwisu, a poprzedni właściciel o tym nie wspomniał? Mogło się nawet zdarzyć tak, że wzmacniacz pracował przez jakiś czas w jednym z salonów, jakiś drobiazg mu nawalił, więc został naprawiony, a potem sprzedany jako ex-demo. Ale mógł też nie być otwierany nigdy. Co do przydźwięku transformatora - w niektórych miejscach niestety normalna sprawa. Najwięcej zależy w tym przypadku od jakości prądu zasilającego (choć konstrukcja transformatora też ma duże znaczenie). W pierwszej kolejności należałoby sprawdzić jakość prądu "w gniazdku" - zdarza się, że zamiast 230 jest 190 V, a różnego rodzaju "śmieci" więcej niż na wysypisku. Jeżeli to nie wina sprzętu (można to sprawdzić zabierając wzmacniacz na wycieczkę i podłączając go w innej lokalizacji), można się ratować kondycjonerami lub prowadzić walkę z zarządcą budynku lub zakładem energetycznym. Pozdrawiamy!
1 Lubię -
Jurek
Ja mam CD srebrny, wzmacniacz czarny, a piloty w kolorach odpowiednich do sprzętu. Z zestawu jestem bardzo zadowolony. Pozdrawiam!
0 Lubię
Komentarze (5)