OPPO PM-2
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Jarosław Święcicki
OPPO to firma, która w świecie sprzętu audio-video zyskała rozgłos dzięki porządnie wykonanym i na dodatek przyzwoicie wycenionym odtwarzaczom Blu-ray. Jakiś czas temu najwidoczniej rynek video przestał mocodawcom wystarczać, ponieważ dokonali szturmu na niwie słuchawkowej, wprowadzając zestaw wzmacniacza słuchawkowego HA-1 ze słuchawkami PM-1. Dlaczego piszę o szturmie? Ponieważ zadanie tego duetu nie polegało na wybadaniu rynku i sprawdzeniu, czy warto weń wejść. Producenci chcący zagrać w ten sposób, przeważnie proponują modele ze średniej półki, stopniowo wzbogacając asortyment zarówno w górę, jak i w dół. Tutaj było inaczej - łup, od razu najwyższa półka. Ktoś jednak w firmie miał głowę na karku i dobrze wiedział co robi, ponieważ tandem HA-1 i PM-1 nie dość, że zebrał bardzo dobre recenzje, to na dodatek jest chwalony także przez użytkowników, a jak wiadomo czasem to nie idzie w parze...
Wtedy firma zdecydowała się na następny zaskakujący krok - zamiast wypuścić następcę PM-1, czyli model jeszcze lepszy i zapewne droższy, zdecydowano się na zrobienie kroku wstecz. Tak został opracowany model PM-2, który jest tańszy od swojego starszego brata i kierowany do osób, które nie chcą lub nie mogą sobie pozwolić na zakup flagowca, a chciałyby poczuć jakość dźwięku modelu PM-1. Co prawda nie miałem możliwości porównać ze sobą tych słuchawek, ale miałem niewątpliwą przyjemność przetestować OPPO PM-2. Jedna z audiofilskich teorii głosi, że to właśnie drugi model od góry jest z reguły tym najlepszym. Czy tym razem się to sprawdzi?
Wygląd i funkcjonalność
Srebrny, prostokątny kartonik po uchyleniu wieka ukazał sztywne etui obszyte ciemnym materiałem, wewnątrz którego ukryte były nauszniki oraz dwa kable - jeden, długości jednego metra jest zakończony małym jackiem, a drugi, trzykrotnie dłuższy na swoim końcu posiada wtyk 6,3 mm sygnowany logiem producenta. Oba przewody zostały wykonane z miedzi OFC, a wszystkie wtyki mają pozłacane końcówki. Zarówno te wchodzące do źródła dźwięku, jak i te, które wpinamy w pady słuchawek. Piszę w liczbie mnogiej ponieważ sygnał jest doprowadzany osobnym kabelkiem do każdej muszli. Opcjonalnie jest jeszcze możliwość dokupienia specjalnego kabla symetrycznego o długości 2, 3 lub 5 metrów, zakończonego wtykiem Neutrika. Taki dwumetrowy kabel znalazł się w komplecie ze słuchawkami dostarczonymi do testu.
Jeśli chodzi o dodatki, to by było na tyle. Oprócz ładnego etui i pary przewodów, w pudełku jest jeszcze instrukcja obsługi, ale to raczej standard. Przejdźmy zatem do meritum, to znaczy do samych nauszników. Dla mnie są one klasą samą w sobie. Cała konstrukcja nośna jest metalowa, widełki wchodzące w pałąk (które tak naprawdę nie są widełkami, tylko obręczami okalającymi muszle) zostały wykonane ze szczotkowanego aluminium, a zewnętrzne nakładki na muszlach to perforowany płat blachy. Górna część pałąka jest obszyta skórą ekologiczną, podobnie jak pady. Z tą różnica, że w poduchach zastosowano dwa rodzaje obszycia. Część przylegająca do uszu wykonana jest z płata skóry, a części łączące zarówno od wewnątrz, jak i od zewnątrz są wykonane ze skóry z naciętymi dziurkami, co zapewne ma zapewnić lepszą wentylację ucha.
Obracając PM-2 w rękach czułem, że mam do czynienia z pięknie wykonanym majstersztykiem sztuki użytkowej. Miłe w dotyku, solidne w wykonaniu. Ciekawe co kryją w środku? Producent zapewnia, że do ich produkcji użyto tych samych przetworników, co we flagowym PM-1, czyli membrany składającej się z siedmiu warstw materiału. Do tego dwustronne, spiralne cewki oraz magnesy neodymowe optymalizowane metodą FEM. Jakie są tego efekty? Sprawdzę, gdy wreszcie podłączę OPPO do wzmacniacza, ale zanim to zrobię, zakładam słuchawki na uszy. I co? No właśnie! Nic, no może nie całkiem, ale praktycznie nic nie czuć na głowie. Cała regulacja to ustawienie długości pałąka tak, aby pady dokładnie objęły uszy, co jednak może być kłopotliwe dla ludzi obdarzonych sporymi narządami słuchu, ponieważ muszle nie są okrągłe, tylko podłużne. Ale to w zasadzie jedyny mankament. Słuchawki praktycznie "znikają" na głowie ponieważ nacisk jest minimalny, a mimo to nie wywołują wrażenia, że przy byle ruchu spadną z hukiem na podłogę. PM-1 są bardzo wygodne i nawet kilkugodzinne sesje (a zaliczyłem kilka takowych) nie powodują zmęczenia. No właśnie, a jak przebiegały owe odsłuchy?
Brzmienie
Czując, że mam do czynienia z produktem jeśli nie wyjątkowym, to na pewno bardzo dobrym, sporo czasu zajął mi dobór płyt, którymi będę się raczył podczas odsłuchów PM-2. Zacząć spokojnie, a potem rypnąć industrialem? A może odwrotnie? A może na początek trochę muzyki poważnej z czarnej płyty? Ciężko było się zdecydować. W końcu wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po pierwszą płytę, jaka akurat leżała na półce obok sprzętu. Też tak macie? Większość płyt stoi grzecznie poukładana na dedykowanym regale, ale te, których ostatnio słuchałem albo czekają w kolejce do przesłuchania, są poukładane na niewielkiej półce obok sprzętu, żeby było wygodniej po nie sięgać. Przeważnie leży tam około 15 cedeków. No więc chwytam na chybił trafił i co mam w rękach? "The Raven that Refused to Sing" Stevena Wilsona. To nawet dobrze ponieważ album jest znakomicie nagrany i pozwoli słuchawkom pokazać się w całej swojej krasie. Pierwszym wrażeniem, które wręcz uderza od pierwszych chwil, jest doskonała separacja instrumentów i niesamowita kontrola niskich tonów. W "Luminol", w którym linia basu gra kluczową rolę, słychać go było tak dosadnie, że w pierwszej chwili poczułem się jakbym słuchał tej płyty po raz pierwszy. Wszystko jest zagrane w punkt, całość aż pulsuje od kipiącej, rockowej energii. A jednocześnie daje się wyczuć przestrzeń - dźwięki nie są ściśnięte, lecz mają pełną swobodę wybrzmienia.
Następną płytę już wybrałem świadomie, nie zdając się na łaskę losu. Była to "At the Edge of Time" Blind Guardian, która to poniosła mnie w szaleńczą wyprawę przez świat power metalu. Nie da się ukryć, że sposób przedstawiania dźwięku, który usłyszałem na albumie Stevena Wilsona, tutaj tylko się potwierdził. Słuchawki nie pogubiły się w kanonadzie dźwięków Blind Guardian. Największe wrażenie na mnie zrobił kawałek "Valkyries" rozpoczynający się odgłosem gromu, który słychać wysoko nad lewym ramieniem. Podświadomie skuliłem się w sobie czekając na pierwsze krople deszczu, aby po chwili zdać sobie sprawę, że przecież siedzę u siebie w pokoju i to tylko słuchawki zrobiły mi takiego psikusa. Po tych dwóch płytach mogłem również napisać o niesamowitej liniowości PM-2. Te słuchawki grają nie wyróżniając ani nie tłamsząc żadnego przedziału z całego zakresu odtwarzanych dźwięków. Bas brzmi sprężyście i z doskonałą kontrolą, średnica nie wybija się do przodu, a tony wysokie, mimo że wyraźnie zaakcentowane, nie tną uszu, ale cieszą krystaliczną czystością. A jak to będzie przy łagodniejszej muzyce? Do odtwarzacza trafił "Timewind" Klausa Schulze - jedna z jego najlepszych płyt. To niby tylko dwa medytacyjne utwory, ale pulsujące syntetyczną energią analogowych syntezatorów. Czegóż potrzeba, aby zadowolić miłośnika takich dźwięków? Ano przede wszystkim przestrzeni, która wypełni się mocą elektronicznych oscylatorów. PM-2 jakby czytały w moich myślach i rozlały po moim pokoju morze dźwięków.
Czytając dane na stronie producenta natknąłem się na informację, że opisywane słuchawki nadają się do sprzętu przenośnego z uwagi na wysoką skuteczność użytych przetworników. Podłączyłem więc PM-2 do swojej Xperii T3 spodziewając się, że zagrają chociaż w przybliżeniu podobnie, ja ze sprzętu stacjonarnego. Niestety, Xperia nie dała rady uciągnąć nauszników. Bas brzmiał jakby ktoś pukał palcem w puste pudełko po zapałkach, a reszta też straciła całą swoją dynamikę. Szybciutko wróciłem do swojego systemu. Tutaj też wypada wspomnieć o ciekawej zależności. Dystrybutor wraz ze słuchawkami dostarczył mi do zabawy wzmacniacz HA-1, który sam w sobie jest ciekawym urządzeniem, ale okazało się, że kluczową rolę w wysterowaniu słuchawek ma sposób ich podłączenia do wzmacniacza. Korzystając z kabla podłączanego do gniazda jack (czyli standardowo dołączanego do słuchawek) nie wyciśniemy z tych nauszników wszystkiego, co najlepsze. Dopiero podłączenie za pomocą kabla zbalansowanego pozwoliło PM-2 na pełne rozwinięcie skrzydeł. Jeśli więc oprócz słuchawek zakupicie także wzmacniacz HA-1, koniecznie dołóżcie do kompletu kabel zbalansowany. Ten o długości dwóch metrów kosztuje trochę ponad 700 zł, co nie wydaje się dużym wydatkiem przy kwocie, jaką trzeba wydać na HA-1 i PM-2. Niby drobiazg, a korzyści są nie do przecenienia.
Budowa i parametry
OPPO PM-2 to słuchawki o budowie otwartej, będące drugim od góry modelem w katalogu firmy. Użyte w nich owalne przetworniki planarne z unikalną, siedmiowarstwową membraną mają wymiary 85 x 69 mm i impedancję 32 omów. Skuteczność słuchawek wynosi 102 dB przy 1 mW, a pasmo przenoszenia mieści się w przedziale 10 Hz - 50 kHz. Nauszniki ważą bez kabla raptem 385 gramów i tworzą nacisk na głowę słuchacza o sile 5 N.
Konfiguracja
Audiolab 8200CDQ, OPPO HA-1, Sony Xperia T3, Techlink wiresXS, Namless Black, Avid Ingenium, Avid Pellar.
Werdykt
Przyznam, że OPPO PM-2 przysporzyły mi sporo kłopotów... Nie bacząc na terminy, trzymałem je u siebie tak długo, jak tylko mogłem, a nawet dłużej. Dystrybutor się niecierpliwił, redakcja wysyłała maile z przypomnieniami, że przed odesłaniem paczki trzeba jeszcze skierować słuchawki na sesję fotograficzną, a ja sobie siedziałem zasłuchany w muzyce, której brzmienie, dzięki PM-2, mnie zniewoliło. To kapitalne słuchawki. Kosztują sporo, to prawda, ale po odsłuchach muszę przyznać, że są warte tych pieniędzy.
Dane techniczne
Typ słuchawek: planarne, otwarte
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 50 kHz
Impedancja: 32 omy
Przetwornik: 85 x 69 mm
Długość kabli: 3 m (wtyk 6,3 mm) + 1 m (wtyk 3,5 mm)
Opcjonalne akcesoria: kabel zbalansowany, stojak na słuchawki
Cena: 4499 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Cinematic.
Zdjęcia: OPPO, Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Tłumienie hałasu
Cena
Nagroda
Komentarze