Wilson Studio 7
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
"Szanowna Redakcjo, zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc w wyborze zestawów głośnikowych do mojego systemu hi-fi. Jego drugim elementem będzie prawdopodobnie jakiś przyzwoity, ale przystępny cenowo amplituner stereofoniczny lub wzmacniacz z funkcjami sieciowymi, coś w stylu Yamahy R-N803D albo Audiolaba 6000A Play. To jednak mniejszy problem, ponieważ w tym momencie najbardziej martwią mnie właśnie kolumny. Mają pracować w normalnym, zupełnie przeciętnym salonie - nie jest to ani ciasna klitka, ani wielkie pomieszczenie, do którego nagłośnienia potrzebny jest sprzęt do zastosowań profesjonalnych. Mogę pozwolić sobie na zakup zestawów podłogowych i będę miał całkiem duże pole manewru w kwestii ich ustawienia, więc nie ogranicza mnie umiejscowienie bass-refleksu. Jedynym ograniczeniem jest budżet. Byłoby dobrze, gdyby cena całego systemu, z kablami i niezbędnymi akcesoriami, nie przekroczyła 8000-9000 zł, w związku z tym na kolumny mogę przeznaczyć maksymalnie 4000-4500 zł. Niestety, ceny modeli, za którymi rozglądałem się jeszcze niedawno, ostatnio wyraźnie podskoczyły, przekraczając tę magiczną barierę. Wiem, że prawdopodobnie nie będzie to mój docelowy zestaw, a raczej początek przygody z prawdziwie audiofilskim sprzętem. Uwielbiam uczestniczyć w różnych odsłuchach i czytać testy hi-endowych kabli, ale na to jeszcze przyjdzie czas, a na razie chciałbym skupić się na tym, aby mądrze spożytkować środki, które na ten cel odłożyłem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w tej cenie nie dostanę wszystkiego, co najlepsze, dlatego jestem w stanie odłożyć na bok kwestie estetyczne i ambicjonalne. Sprzęt może być brzydki, a jego front może zrobić logo, które fanom luksusowych zabawek nie mówi zupełnie nic. Kolumny mogą nawet wyglądać jak Altusy używane do nagłaśniania wiejskiej dyskoteki, mogą być produkowane w Chinach, mogą nawet śmierdzieć klejem, ale bezwzględnie muszą dobrze grać. Na tym zależy mi najbardziej. W końcu sprzęt audio ma grać, a nie wyglądać, prawda? Na jaki model powinienem zwrócić uwagę? Uprzejmie proszę o pomoc. Pozdrawiam!" - nie napisał do nas nigdy żaden meloman. Ale w każdej chwili mógłby.
Gdybyśmy otrzymali taką właśnie wiadomość, musielibyśmy spędzić trochę czasu, aby podpowiedzieć mu coś sensownego, ponieważ ceny sprzętu stereo w ostatnich miesiącach faktycznie lekko zwariowały. Wielu producentów nie miało jeszcze czasu zareagować na inflacyjne zmiany, wprowadzając nowe, tańsze modele. Sprzęt pozostał taki sam, a zmieniły się tylko kwoty w cennikach. Na szczęście nie wszędzie tak to wygląda. Jak zwykle w takiej sytuacji jako pierwsze z sensownymi propozycjami wychodzą marki, które powstały właśnie po to, aby walczyć o klienta korzystnym stosunkiem jakości do ceny. Jedną z nich jest Wilson - specjalista od niedrogich kolumn i kompletnych zestawów kina domowego. Jego produktom nigdy nie towarzyszyła jakaś wielka filozofia, mistyczna otoczka będąca mieszanką długiej, zagmatwanej historii, tajemniczych rozwiązań technicznych i opowieści o wpływie antywibracyjnego okablowania wewnętrznego na ostrość obrazowania przestrzennego. Od początku miały to być klasyczne, normalne, dobre zestawy głośnikowe za uczciwe pieniądze. Najnowszą propozycją Wilsona jest seria Studio, którą tworzą monitory Studio 3 i podłogówki Studio 7. Na razie to tyle i nic nie wskazuje na to, aby za chwilę w tej rodzinie miały pojawić się surroundy do montażu ściennego, głośnik centralny czy subwoofer. Nie tym razem. Teraz firma postanowiła zrobić ukłon w stronę audiofilów, dla których dźwięk wielokanałowy to wymysł szatana. Oczywiście nie jest to pierwsze podejście Wilsona do tego tematu, ale chyba pierwsze tak poważne i wyraźnie nastawione na jakość brzmienia, a nie wielkość skrzynek i liczbę zamontowanych w nich przetworników.
Wygląd i funkcjonalność
Kiedy zobaczyłem pierwsze zapowiedzi obu zestawów, pomyślałem, że polska marka zdecydowała się na odważny krok i wprowadziła na rynek produkt, który wyraźnie wyróżnia się na tle reszty. Produkt, który coś w sobie ma, powstał w konkretnym celu, z myślą o melomanach szukających czegoś oryginalnego. Bynajmniej nie mam tu na myśli tego, że takich kolumn nikt wcześniej nie widział. Nowoczesna, smukła, prostopadłościenna bryła, kopułki w szerokich falowodach, głośniki w konfiguracji D'Appolito w podłogówkach i "odwrócony" układ w monitorach - to może kojarzyć się na przykład z zestawami takich marek jak Amphion czy Buchardt Audio. Tak samo jednak testowany w zeszłym roku model Classic mógł pachnieć potężnymi monitorami Wharfedale Linton Heritage, nie mówiąc już o klasycznych hitach JBL-a, Spendora czy Harbetha. I co z tego? Nic. W dzisiejszych czasach stworzenie naprawdę wyjątkowego sprzętu zaczyna przypominać próbę skomponowania popowego hitu, który nie będzie przypominał żadnego innego utworu, który słuchacze czołowych stacji radiowych doskonale już znają. Prawdziwie ekstrawaganckie projekty są domeną hi-endu, a jeśli chodzi o bardziej przystępny cenowo sprzęt, chyba wszystko zostało już wymyślone i nie ma co kombinować na siłę, bo w ten sposób można co najwyżej przedobrzyć i zrobić z siebie pośmiewisko.
Mój apetyt na odsłuch podłogówek Studio 7 podsyciła informacja prasowa, z której wynika, że seria Studio powstała z myślą o zwolennikach systemów stereo, a napis "Developed and Engineered in Denmark" to jasny sygnał o współpracy marki Wilson z "doświadczonym biurem konstrukcyjnym z kraju, z którego pochodzi znacząca część uznanych marek głośnikowych na świecie".Przygotowując się do tego testu, sprawdziłem, jakie modele Wilsona przewinęły się przez naszą redakcję i przypomniałem sobie, że oprócz Classiców opisywaliśmy jeszcze eleganckie Raptory 3 i świetny, niedrogi subwoofer SUB-8. Mój apetyt na odsłuch podłogówek Studio 7 podsyciła informacja prasowa, z której wynika, że seria Studio powstała z myślą o zwolennikach systemów stereo (firma jasno daje nam do zrozumienia, że kino domowe to, przynajmniej tym razem, nie ten adres), a napis "Developed and Engineered in Denmark" to jasny sygnał o współpracy marki Wilson z "doświadczonym biurem konstrukcyjnym z kraju, z którego pochodzi znacząca część uznanych marek głośnikowych na świecie". Uwielbiam takie niedopowiedzenia. Człowiek zaczyna się zastanawiać, o co właściwie chodzi, a jeśli deklaracja producenta jest prawdziwa, to kto w rzeczywistości stoi za projektem nowych kolumn. Duńczycy faktycznie potrafią projektować kolumny, ale umieszczając na tabliczkach znamionowych hasło w takiej właśnie postaci, Wilson daje nam więcej pytań niż odpowiedzi. Skoro ujawniono jedynie, że za projekt zestawów Studio 3 i Studio 7 odpowiada biuro projektowe mieszczące się w tym właśnie kraju, nie podejmowałem nawet próby drążenia tematu. Gdyby powiedziano mi to w sekrecie, musiałbym dochować tajemnicy, a tak mogę się przynajmniej podnieść rękawicę i pobawić się w zgadywankę. DALI? Możliwe, że się mylę, ale taki byłby mój pierwszy strzał.
Jeśli nie jesteście zainteresowani, skąd takie podejrzenie, możecie spokojnie pominąć ten akapit, ale ja uważam, że warto spojrzeć na sprawę nieco szerzej. Markę Wilson powołała do życia firma Horn Distribution - jeden z największych dystrybutorów sprzętu audio w Polsce, reprezentujący między innymi firmę DALI. Z przyzwyczajenia mówię o naszym podwórku, ale tak naprawdę Horn Distribution ma pod swoimi skrzydłami wiele firm z branży elektronicznej, rozprowadzając ich sprzęt po naszej części Europy. Węgry, Rumunia, Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Niemcy, Holandia, Szwajcaria - macki warszawskiej spółki sięgają coraz dalej i nie chodzi tu tylko o wysyłanie paczek i sprawowanie formalnej opieki nad funkcjonowaniem każdego producenta na konkretnych rynkach, ale nawet o przejmowanie istniejących i zakładanie nowych sklepów na terenie większości z wymienionych krajów. Kiedy taki dystrybutor postanawia powołać do życia własną markę i rozwija ją od kilku lat, nawet wielkiemu graczowi nie wypada odmówić, gdy padnie prośba o pomoc w zaprojektowaniu nowych kolumn. Dlatego właśnie moją pierwszą myślą było, że owo "biuro projektowe" to inżynierowie związani z DALI. Ale to tylko moje domysły. Równie dobrze Horn Distribution mógł zgłosić się do innej firmy, która zgodziła się wykonać tę robotę na rozsądnych warunkach. Wiem, wiem... Zaraz odezwą się patrioci, którzy woleliby, aby zarówno projektowaniem, jak i wytwarzaniem takiego sprzętu zajmowali się Polacy. Bo to miejsca pracy, bo to podatki, bo prestiż i szereg innych rzeczy. Okej, ale tyle lat narzekaliśmy, że zachodnie firmy wybudowały w Polsce swoje fabryki i sklepy, przez co musimy zachrzaniać od rana do wieczora, a ktoś inny spija śmietankę, więc może warto też sprawdzić, co się stanie, gdy wywrócimy ten schemat do góry nogami? No bo - uwaga - Wilson jest polską marką, dla której sprzęt projektują Duńczycy, a wytwarzają Chińczycy. Taki model od dawna praktykowany jest na całym świecie i czasami sobie myślę, że szkoda, że znacznie wcześniej nie dotarło do nas, jakie korzyści się z tym wiążą, albo po prostu dołączyliśmy do tego wyścigu z pewnym opóźnieniem.
Przyjrzyjmy się zatem, co dostajemy w wyniku tej międzynarodowej współpracy. Studio 7 to całkiem zgrabne kolumienki o dość standardowych wymiarach. Prostopadłościenne obudowy bez żadnych udziwnień, duży bass-refleks skierowany do tyłu, okleina w dwóch kolorach do wyboru - do tego momentu naprawdę nie widać tu nic szczególnego. Do zestawu dołączono eleganckie, okrągłe maskownice oraz aluminiowe kolce z płaskimi podkładkami. Grille są fajne, ponieważ zasłaniają same głośniki, a nie całą przednią ściankę kolumn, jednak jeśli liczycie na to, że ochronią membrany przed wścibskimi paluszkami lub pazurami, byłbym ostrożny. Wszystkie są bowiem mocowane na magnesy, a to oznacza, że wystarczy trącić je ręką, aby spadły na podłogę. Kolce należy oczywiście wkręcić w nagwintowane tuleje w podstawie każdej ze skrzynek, ale jeśli mam być szczery, chyba poszedłbym na to tylko w przypadku, gdyby Wilsony miały stanąć na dywanie lub wykładzinie. Chyba nawet producent zdawał sobie sprawę z tego, że w takich kolumnach kolce będą pełniły co najwyżej funkcję estetyczną. Ich końce są bowiem wyraźnie ścięte. Zwykły długopis jest ostrzejszy. Szkoda, że na wyposażeniu nie ma drugiego kompletu nóżek dla użytkowników, którzy postawią Studio 7 na twardym podłożu. Na szczęście gwint jest standardowy i zorganizowanie jakiegoś dobrego rozwiązania nie jest problemem. W sieci można kupić nawet najróżniejsze nóżki meblowe - metalowe, gumowe, plastikowe, kauczukowe, jakie sobie życzycie. Nie rozumiem, dlaczego nie zapakowano ich fabrycznie. Jeśli ktoś nie ma doświadczenia w podkładaniu metalowych krążków pod kolce, na bank porysuje parkiet i wścieknie się jeszcze przed rozpoczęciem odsłuchu.
TEST: Wilson Classic
Największym mankamentem opisywanych paczek jest to, że ich wykończenie trąci budżetówką. W szczególności mam tu na myśli okleinę, której faktura miała imitować prawdziwy rysunek drewna. Z daleka faktycznie nie wygląda to najgorzej, ale kiedy uwolniłem pierwszą kolumnę z foliowego worka i przyjrzałem się jej z bliska, delikatnie skoczyło ciśnienie. Co to za długie kreski w różnych miejscach? Czyżby Wilsony były porysowane? Ale jak to możliwe, skoro dotarły do mnie nowe, a kartony nie były nawet obite na rogach (co czasami się zdarza)? Pokazałem zdjęcia dystrybutorowi i dowiedziałem się, że owe linie miały oddawać kształt dębowych desek i dlatego pojawiają się w równych odległościach. Jedyna wynikająca z tego korzyść jest taka, że jeżeli przypadkowo porysujecie swoje Studio 7, na przykład ocierając się o nie jakąś częścią garderoby, nikt tego nie zauważy. A tak zupełnie serio, w warstwie wizualnej nie ma tu żadnych wodotrysków. Szkoda, że w budżecie nie zmieściła się ładniejsza okleina, nie mówiąc już o lakierze lub naturalnym fornirze. Wilsony w takim wydaniu prezentowałyby się pięknie, ponieważ sama ich forma przypadła mi do gustu - jest prosta, wręcz minimalistyczna, wolna od dziwnych zabiegów i pozbawiona krzykliwych dodatków. Mimo to winylowa okleina jest, jak mawiają recenzenci z branży motoryzacyjnej, "za mało premium". Klienci kupujący sprzęt oczami na pewno zwrócą na to uwagę, bo za 3998 zł można wybrać podłogówki o wyższym współczynniku akceptacji żony, takie jak Pylon Audio Ruby 20, Q Acoustics 3050i, Monitor Audio Bronze 200, Acoustic Energy AE120 czy SA Saxo 40. Tylko czy naprawdę będą one o wiele ładniejsze? Chyba mimo wszystko nie będzie to ogromna różnica. Na pewno łatwiej będzie ją pominąć, jeśli Wilsony pokażą wyjątkowo dobry dźwięk. Pora sprawdzić, na co je stać.
Brzmienie
Powiem wprost - nie spodziewałem się tak dobrego brzmienia po kolumnach za niecałe cztery tysiące złotych. Piszę to, mając już na uwadze galopujące ceny oraz fakt, że prawdopodobnie nie jest to jeszcze koniec podwyżek, ale nie chodzi mi tylko o ocenę ogólnego poziomu jakościowego, a raczej o charakter brzmienia nowych Wilsonów. Tutaj właśnie spotkało mnie największe zaskoczenie. Widząc tweetery w szerokich falowodach, czytając materiały prasowe pełne odniesień do studyjnych zestawów głośnikowych, a także mając w pamięci test potężnych monitorów Classic, które wcale nie grały tak dostojnie, ciepło i muzykalnie, jak sugerował ich wygląd, byłem przygotowany na zderzenie z szybkim, dynamicznym, przejrzystym dźwiękiem naznaczonym nawet pewną dozą jaskrawości, ostrości i suchości. Otrzymałem natomiast coś zupełnie innego, całkowite przeciwieństwo moich wcześniejszych wyobrażeń na temat tego, jak będzie wyglądał odsłuch Studio 7. Ze smukłych, czarnych skrzynek popłynął naturalny, spójny, stosunkowo łagodny, lekko ocieplony i przyjemnie skondensowany dźwięk, mający tyle wspólnego z brzmieniem typowych studyjnych monitorów, co weekend spędzony na kanapie z aktywnym trybem życia. W pierwszej chwili poczułem się wręcz zbity z pantałyku, wytrącony z rytmu. Moje odczucia, mimo pewnego dysonansu poznawczego, były jednak na wskroś pozytywne. Po pierwsze ten dźwięk po prostu bardzo przypadł mi do gustu, a po drugie wydaje mi się, że opisywane kolumny świetnie wstrzelą się dzięki niemu w pewną niszę, którą próbowało wypełnić wielu producentów, ale niewielu odniosło na tym polu sukces.
Wilsony zrobiły na mnie tak dobre wrażenie, ponieważ w ich brzmieniu praktycznie nie ma śladów tanich sztuczek. W tym przedziale cenowym jest to naprawdę niezwykłe. Co więcej, nie mówię tutaj o odsłuchu trwającym pięć czy piętnaście minut. Już wtedy czułem, że będzie dobrze, ale słuchałem dalej, zmieniając repertuar, a następnie przenosząc kolumny do innego pomieszczenia i podpinając je do systemu z zupełnie innej galaktyki.O co chodzi? Już tłumaczę. Wolnostojące zestawy głośnikowe za 3500-4500 zł to mimo wszystko budżetówka. W odróżnieniu od monitorów, jest to już kawał mebla, a jeśli do obudowy o znacznie większej objętości dodamy większą liczbę głośników, większe opakowania oraz wyższe koszty transportu czy magazynowania, szybko przekonamy się, że środków, jakie można przeznaczyć na komponenty mające największy wpływ na jakość brzmienia, nie zostaje tak wiele. Innymi słowy, chcąc uzyskać dźwięk o większej sile przebicia i zaoszczędzić na podstawkach, musimy przygotować się na to, że podczas odtwarzania naszych ulubionych płyt to i owo będzie nam przeszkadzało - tu coś zaświszczy, tam może nie będzie tak wyraźne, jak byśmy sobie życzyli, a niskie tony okażą się ciut nierówne, i to bez względu na to, jak długo nie walczylibyśmy z ustawieniem. Jak mawia moja teściowa, z gówna bata nie ukręcisz. Oszczędności gdzieś muszą wyjść, a jeśli wybierzemy zestawy wykończone lakierem lub naturalnym fornirem, prawdopodobnie ujawnią się one właśnie podczas odsłuchu. Producenci kolumn wiedzą jednak, że większość klientów nie będzie zwiedzać wszystkich salonów ze sprzętem audio w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od swojego domu, oceniając każdy jeden model mieszczący się w wyznaczonym budżecie. Test praktyczny przed zakupem w większości przypadków albo w ogóle się nie odbędzie, albo będzie trwał maksymalnie pięć minut. Gros przystępnego cenowo sprzętu obliczone jest właśnie na taki odsłuch, w związku z czym projektanci stawiają na cechy, które podczas takiej próby szybko rzucą nam się w uszy, sprawiając, że ocenimy brzmienie jako lepsze, bardziej wyraziste i efektowne. Bas ma buczeć, wysokie tony mają cykać, całość ma po prostu przygniatać słuchacza dźwiękiem, najlepiej jak najgłośniejszym. Później, w domu, podczas normalnego użytkowania, pojawiają się schody. Takie brzmienie zaczyna nas męczyć. Krok po kroku zaczynamy dostrzegać, że coś jest z nim nie tak. Jeśli zapytacie posiadaczy hi-endowych systemów stereo, czy spotkali się z takim problemem i czy przećwiczyli ten schemat na własnej skórze, większość z nich odpowie, że dokładnie tak brzmiała ich pierwsza prawdziwa "wieża" i że wiele ich to nauczyło.
Wilsony zrobiły na mnie tak dobre wrażenie, ponieważ w ich brzmieniu praktycznie nie ma śladów tanich sztuczek. W tym przedziale cenowym jest to naprawdę niezwykłe. Co więcej, nie mówię tutaj o odsłuchu trwającym pięć czy piętnaście minut. Już wtedy czułem, że będzie dobrze, ale słuchałem dalej, zmieniając repertuar, a następnie przenosząc kolumny do innego pomieszczenia i podpinając je do systemu z zupełnie innej galaktyki. Godzina, dwie, trzy... Pierwszy dzień, drugi, trzeci... Po tygodniu doszedłem do wniosku, że robi się tylko coraz lepiej, zapewne ze względu na to, że do testu otrzymałem fabrycznie nowe, niewygrzane głośniki. Wszystko przebiegało tak gładko, tak miło, tak przyjemnie, że w końcu zastały mnie święta wielkanocne i trzeba było najpierw zrobić sobie przerwę, a potem przygotować miejsce i zarezerwować trochę czasu na przetestowanie innych urządzeń czekających grzecznie w kolejce. Przyznam, że po cichu czekałem, aż Wilsony wreszcie popełnią jakiś błąd. Wydawało mi się to nieuniknione. W końcu podłogówki za te pieniądze nie mogą grać tak, żebym nie mógł się do czegokolwiek przyczepić. Jeżeli jednak można tu na coś narzekać, to chyba tylko na łagodne usposobienie tych zestawów, przekładające się na brzmienie, które można odebrać jako lekko przygaszone, zaokrąglone, zagęszczone. Odnoszę jednak wrażenie, że dzięki temu Studio 7 będą się znakomicie dogadywały z niedrogimi wzmacniaczami i amplitunerami, których dźwięk jest często wyostrzony, jaskrawy, zbyt suchy i techniczny. Wilsony unikają tego jak ognia. Jeśli już, idą w przeciwnym kierunku, zachowując jednak prawidłową równowagę tonalną (szczególnie w zakresie niskich tonów, co jest według mnie szczególnie godne pochwały). A gdzie zapiaszczona góra? Gdzie podbity bas? Cóż, niczego takiego nie stwierdziłem. Było kulturalnie, grzecznie i miło, a im dłużej Wilsony pracowały, tym lepiej mi się ich słuchało. Jeżeli zatem jeden z kolejnych maili do naszej redakcji będzie wyglądał tak, jak ten zmyślony na początku testu, od razu będę wiedział, co odpisać.
Budowa i parametry
Wilson Studio 7 to dwudrożne kolumny podłogowe w obudowie wentylowanej, zbudowane w oparciu o trzy przetworniki pracujące w układzie D'Appolito. Jak informuje producent, najbardziej charakterystycznym elementem jest tutaj przetwornik wysokotonowy z 28-minimetrową, miękką kopułką osadzoną w dużym, 5-calowym falowodzie z włókna szklanego. Tweeter wykorzystuje mocny magnes neodymowy i zaczyna pracę przy 2,8 kHz. Niższe częstotliwości są domeną dwóch 5-calowych głośników średnio-niskotonowych, które wyposażono w odlewane aluminiowe kosze, membrany z Kevlaru i magnesy o masie ponad 280 g (sztuka). Obudowy wykonano z płyt MDF i oklejono winylową folią w kolorze czarnego dębu lub drewna orzechowego. W obu wersjach różnią się też kolce i maskownice. W wariancie czarnym mamy srebrne kolce i czarne grille, a jeśli wybierzemy okleinę orzechową, otrzymamy złote kolce i beżowe osłony głośników. Firma podkreśla, że niewielkie rozmiary maskownic ułatwiają ich składowanie, gdy nie są używane, co w tradycyjnych konstrukcjach bywa kłopotliwe dla użytkowników. Z tyłu obudowy w dolnej jej części umieszczony jest aluminiowy panel z osadzonymi na wprost, pojedynczymi terminalami o pozłacanej powierzchni styków. Terminale z dużymi, przezroczystymi nakrętkami z oznaczeniem polaryzacji mają ułatwiać mocowanie kabli. Całość została osadzona bardzo nisko, dzięki czemu przewody nie będą wisiały w powietrzu, a wyjątkowym estetom będzie łatwiej je ukryć lub zamaskować. Jeśli chodzi o parametry, z pewnością warto zwrócić uwagę na wysoką skuteczność, wynoszącą 91 dB. Impedancja podawana jest nie jako wartość, lecz przedział 4-8 Ω. Myślę, że niedoświadczonych klientów taka informacja będzie tylko niepotrzebnie rozpraszać, więc umówmy się, że Studio 7 są kolumnami 4-omowymi. Dla większości użytkowników i tak nie ma to żadnego znaczenia, bowiem zdecydowana większość dostępnych na rynku wzmacniaczy poradzi sobie tak samo dobrze z kolumnami 4-omowymi, jak z 8-omowymi.
Werdykt
Studio 7 to idealne kolumny dla dwóch grup odbiorców. Pierwsza to początkujący melomani, którzy nie chcą popełnić błędu podczas konfigurowania swojego pierwszego systemu stereo, a już z całą pewnością nie chcą przegiąć z przejrzystością, doprowadzając do sytuacji, w której każdy element toru jest nastawiony na wyciskanie z nagrań najdrobniejszych detali. Efekt jest zazwyczaj taki, że po piętnastu minutach odsłuchu z uszu dosłownie leci krew. Rozwiązaniem może być kierowanie się w stronę urządzeń stawiających na neutralność, jednak wtedy łatwo jest zabić drzemiącą w muzyce energię, stłumić wszelkie emocje, pozostawiając tylko poprawny, ale szary, nijaki, zupełnie nudny dźwięk. Trzeba więc kombinować, łączyć ogień z wodą. Jeśli chcemy zmieścić się w czterocyfrowej kwocie, znalezienie wzmacniacza o lekko ocieplonym brzmieniu i szybkich, dynamicznych kolumn będzie znacznie trudniejsze niż połączenie zestawów głośnikowych o wysokiej kulturze grania z fajnym, tranzystorowym piecykiem, takim jak Rotel A11 Tribute, Audiolab 6000A, Marantz PM6007, Primare I15 Analog czy Atoll IN80 Signature. Tutaj widzę dla Wilsonów naprawdę duże pole do popisu. Druga grupa to audiofile, którzy uwielbiają brzmienie kolumn takich marek jak Sonus Faber, Spendor, DALI, Harbeth, Xavian, Opera, Dynaudio czy Vienna Acoustics, ale muszą ograniczać wydatki i szukają tańszego zamiennika. Studio 7 można potraktować właśnie w ten sposób. Jeśli zaakceptujecie ich wygląd i nie przestraszycie się być może mało prestiżowego "znaczka", będziecie zdziwieni tym, jak spójny, pełny i muzykalny dźwięk można z nich wyczarować. Polecam!
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, dwudrożne, wentylowane
Efektywność: 91 dB
Impedancja: 4 Ω
Pasmo przenoszenia: 40 Hz - 20 kHz (-6 dB)
Częstotliwość podziału: 2,8 kHz
Wymiary (W/S/G): 98,5/19,5/29,5 cm
Masa: 13,9 kg (sztuka)
Cena: 3998 zł (para)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
radomil73
Właśnie się zastanawiam nad zakupem tych kolumn do Marantza NR1200, ale waham się nad Focal Chora 806 plus standy. Które lepiej zabrzmią w salonie 22 m2?
0 Lubię -
-
Wojtek
To i ja zapytam polska stajnia Pylon Audio Opal 20 vs Wilson Studio 7. Obecnie posiadam Wilson Raptor 5 grają z Denonem Ceol N10. Czy warto zmieniać, jeśli tak, to które oba modele testowaliście ;) Pozdrawiam!
0 Lubię -
Marcin
@Wojtek - różnica między Raptorami 5 a Studio 7 będzie wyraźna, dźwięk z "siódemek" jest bardziej wyrównany, plastyczny.. Raptory zagrają odważniej na basie i z bardziej doświetloną górą. Studio 7 to dźwięk idący w kierunku soczystości brzmienia. Ich bas jest dobrze zaznaczony i ma fajną energię i nasycenie. Do rocka Raptory będą bardzo dobre, chociaż właśnie słucham Deep Purple na Studio 7 (z Denonem PMA-900HNE) i jest power, chce się tego słuchać. Opali nigdy nie słyszałem, więc się nie wypowiem.
@Maciej - Studio 7 z NR1200 troszkę moim zdaniem beznamiętnie. Podłączyłem NR1200 po PMA-900HNe z nadzieją, że Marantz swoją muzykalnością da trochę więcej góry i rozświetli brzmienie, ale się zawiodłem. Zniknął gdzieś wykop Denona, dźwięk się uspokoił aż zanadto.
@radomil73 - Focale będą na pewno bardziej precyzyjne jeśli chodzi o górę pasma, będzie więcej "oddechu". Być może dźwięk wyda się bardziej, hm, drapieżny :) Z NR1200 Focale powinny zagrać fajnie, choć w 22m2 Studio 7 dadzą lepszy bas (tak przewiduje, bo Chora 806 to podstawka z przednim BR, ale w określonych warunkach akustycznych bas tych Focali może być wystarczający).0 Lubię -
Wojtek
Dzięki Marcin za odpowiedź. Boję się trochę i chyba będę szukał czegoś z większą średnicą przetworników, 6.5". Obecnie czytam testy o Melodika BL40 MKIII, bardzo mi się podobają, ewentualnie DALI Spektor 6 - te słyszałem i takiego czegoś szukam, tylko gdyby to wyglądało poważniej, jak Melodika BL40 MKIII, byłoby to wszystko, czego szukam. Pozdrawiam!
1 Lubię
Komentarze (5)