Tefifon
- Kategoria: Vintage
- Jarosław Święcicki
Cóż to za przedziwna nazwa? Nie uważacie, że brzmi to co najmniej komicznie? Gdyby ktoś mi powiedział, że istnieje urządzenie o takiej nazwie, to uznałbym, że ze mnie żartuje! Ale informacje o tym wynalazku Karla Daniela opracowanym w trzydziestych latach dwudziestego wieku znalazłem w kilku miejscach w sieci, a na dodatek są jego zdjęcia, więc nie ma co wątpić. Imć Karl naprawdę tak nazwał swoje techniczne dziecię. Co to takiego ten Tefifon? Można by uznać, że jest to hybryda magnetofonu z gramofonem, ponieważ istotą działania był odczyt informacji zapisanych na taśmie umieszczonej w kasecie (nazwanej zresztą równie pieszczotliwie - tefi) za pomocą szafirowej igły. Taśma miała długość około 30 metrów i przesuwała się z prędkością 19 centymetrów na sekundę, a jej szerokość umożliwiała umieszczenie ośmiu oddzielnych ścieżek, które były przełączane za pomocą specjalnego klawisza. Na jednym takim kartridżu można było umieścić nawet 4 godziny muzyki, co w porównaniu ze zwykłą płytą długogrającą mieszczącą niecałe 50 minut było wynikiem dosyć imponującym.
Pierwsze urządzenia do użytku domowego pojawiły się jednak dopiero pod koniec lat czterdziestych, po drugiej wojnie światowej i nie zawojowały rynku. Sprzęt co prawda mógł pochwalić się lepszą jakością dźwięku niż szelakowe płyty odtwarzane z prędkością 78 obrotów na minutę, jednak w porównaniu z długogrającymi winylami przegrywał. Na dodatek okazało się, że ani uwcześni twórcy, ani tym bardziej wytwórnie muzyczne nie były zainteresowane w wydawaniu swojej muzyki na tym nośniku, więc Tefiffon zmarł śmiercią naturalną. Ostatnią próbą unowocześnienia odtwarzacza było wprowadzenie w 1961 roku dźwięku stereo, lecz mimo to produkcję zakończono w roku 1965. Prawo do nazwy przejęła firma Neckremann, która zajmowała się sprzedażą wysyłkową, jednak tylko wyprzedała istniejące już egzemplarze nie kontynuując produkcji.
Dziś sprawny Tefifon z kilkoma kartridżami można nabyć raczej tylko na niemieckim rynku (bo tylko tam zdobył jakąś tam popularność) za około 200 euro, tylko sam naprawdę nie wiem po co komu takie dziwactwo. Nawet znajomym trudno się pochwalić zakupem, bo niby jak? Powiedzieć im - mam Tefifona? Albo uznają, że jesteśmy niespełna rozumu, albo że składamy jakąś niemoralną propozycję!
-
Jerzy
Komentarz na końcu pokazuje sporą ignorancję piszącego. Sorry, ale tak się składa, że mimo iż nie zdobył popularności na świecie, to w Niemczech miał sporą. Wystarczy porównać sobie dzisiaj ilość ogłoszeń z kasetami Tefi na niemieckim Ebayu z naszymi pocztówkami dźwiękowymi na Allegro. Kraj wielokrotnie większy od naszego. U nas pocztówki dźwiękowe (również znikoma popularność na świecie) są kultowe (nawet śpiewają o nich piosenki), a według autora Tefifon którego popularność była 100 razy większa to "dziwactwo". Polecam posłuchać tych nagrań, typowo niemieckich, z ludowymi przyśpiewkami, lub "szlagierami" po niemiecku. Brzmi to niezwykle i nostalgicznie jednocześnie. A co do precyzji pracy to naprawdę dobry sprzęt. A przecież to lata 50 i 60.
0 Lubię -
TadekW
Oczywiście ogólnie znanym faktem jest, że wszystko, co niemieckie, jest bezdyskusyjnie najlepsze. Niemiecka chemia jest lepsza niż polska (mit), niemieckie ciasteczka są smaczniejsze niż polskie (mit), a w niemieckiej telewizji nawet niemieckie kobiety są najpiękniejsze na świecie (to już wiadomo). Niemieckie auta są najbardziej ekologiczne na świecie i nawet jak dymią na czarno, to jest to najlepszy, niemiecki dym. Ach, no i jeszcze niemieckie dowcipy są najśmieszniejsze, poczucie humoru nasi zachodni sąsiedzi mają wyrafinowane jak rzadko kto. Mnie się na przykład wydaje, że komentarz na końcu artykułu był właśnie żartobliwym podsumowaniem autora, ale jak widać nie każdy ma poczucie humoru. A wracając do tematu - jakie znaczenie ma to, że w Niemczech taki Tefifon zdobył dużą popularność, skoro na świecie niewielu o nim słyszało? U nas bardzo popularne były Altusy, ale w UK nikt nie wie co to takiego. Poza tym drobna korekta - jak to "kraj wielokrotnie większy od naszego"? Powierzchnia Polski to 312 679 kilometrów kwadratowych, Niemiec - 357 375. To nie jest "wielokrotnie" więcej, tylko raczej "nieznacznie" więcej. Nawet jeśli nie ma to jakiegokolwiek związku z tematem, to może jednak trzymajmy się faktów?
0 Lubię
Komentarze (2)