Iriver LS150
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Wakacje oficjalnie dobiegły końca, dlatego właśnie dziś rozpoczynamy megatest głośników sieciowych! W ciągu najbliższych dwóch tygodni opublikujemy aż piętnaście recenzji najróżniejszych konstrukcji tego typu - od modeli budżetowych aż po jedne z najlepszych i najdroższych, jakie można znaleźć na polskim rynku. Zaczynamy od całkiem obiecującego przykładu głośnikowej egzotyki. Jest to LS150 firmy Iriver, znanej głównie z produkcji odtwarzaczy przenośnych, a także słuchawek i stacjonarnych urządzeń audio produkowanych pod marką Astell&Kern. Wzajemne przenikanie się tych dwóch bytów jest bardzo ciekawym zjawiskiem. Testowany niedawno wzmacniacz słuchawkowy Astell&Kern ACRO L1000 przybył do naszej redakcji w pudełku z logiem Irivera, natomiast na tylnej ściance opisywanego głośnika widnieje dumny napis "Powered by Astell&Kern". Model ten na oficjalnej stronie producenta, w sklepach i różnego rodzaju broszurkach widnieje jako produkt Irivera, jednak jego opis zamieszczono także na polskojęzycznej stronie marki Astell&Kern. Rozgryzienie o co w tym wszystkim chodzi może sprawić kłopot niezorientowanym w temacie klientom, ale audiofile, którzy mieli do czynienia ze sprzętem jednej lub drugiej marki będą wiedzieli, że po takim głośniku należy się spodziewać wysokiej jakości wykonania i brzmienia. Koreańczycy znani z produkcji hi-endowych DAP-ów nie mają w zwyczaju sprzedawać tandety, ale tutaj pojawiają się małe wątpliwości. Dlaczego od razu nie wciągnęli tego głośnika pod skrzydła marki Astell&Kern? I dlaczego LS150 kosztuje tylko 599 zł?
Czy to źle? Oczywiście, że nie. Ale w świecie elektroniki audio obowiązują pewne zasady, których złamanie wcale nie jest proste. Na rynku regularnie pojawiają się urządzenia zaprojektowane tak, by skusić klientów niską ceną. Ot, taki wzmacniacz lampowy nieznanej marki, o połowę tańszy od europejskich czy amerykańskich odpowiedników. Człowiek ogląda zdjęcia, porównuje dane techniczne i dochodzi do wniosku, że to prawdziwa okazja. Wzmacniacz wykorzystuje dokładnie takie same lampy, ma podobną lub nawet odrobinę wyższą moc, a do tego jest o trzy kilogramy cięższy od modelu, który dawno sobie upatrzyliśmy, ale jeszcze nie uzbieraliśmy na niego pełnej kwoty. No i super, zamawiamy! Dopiero później okazuje się, że piecyk wygląda jakby został zrobiony młotkiem, ma fabrycznie skrzywione nóżki, w środku został złożony z najtańszych części kupionych na chińskim targu staroci, a na porządny serwis czy naprawę gwarancyjną nie mamy co liczyć, bo kiedy paczka do nas przyjechała, firma zdążyła się już zwinąć. Dlatego właśnie kiedy widzę głośnik dwukrotnie tańszy od konkurentów o podobnych gabarytach, budowie wewnętrznej i wyposażeniu, nie ekscytuję się, a raczej nabieram podejrzeń. Ale czy Iriver mógłby wyciąć nam taki numer? No właśnie... Nie sądzę, aby firma stojąca za sprzętem marki Astell&Kern nagle zabawiła się we wciskanie taniego kitu ludziom szukającym głośnika sieciowego. Co więcej, LS150 ma rzeczy, których nie znajdziemy w wielu porównywalnych głośnikach za 1000-1500 zł. To jak, otwieramy?
Wygląd i funkcjonalność
Jeśli mam być szczery, od samego początku nic nie zwiastowało, że mamy do czynienia z najtańszym głośnikiem w tym teście. Nie wiem jeszcze w jakiej kolejności recenzje głośników sieciowych będą publikowane, ale teraz jestem mniej więcej w połowie stawki. Przerobiłem większość małych, dwudrożnych systemów oraz kilka bardziej wypasionych modeli w cenie do dwóch tysięcy złotych. Gdyby ktoś dał mi Irivera do obejrzenia, podał jego parametry, wymienił dostępne funkcje i wspomniał o tym, że jest to trójdrożny zestaw z pięcioma głośnikami, które mogą pracować w trybie stereo lub - w połączeniu z drugim egzemplarzem - jako kanał lewy lub prawy, strzelałbym właśnie w okolice 1000-1500 zł. Gdzie jest haczyk? Na razie nie wiem. LS150 jest stosunkowo lekki, ale Tivoli Audio Model One Digital czy Harman Kardon Omni 10+ też nie są urządzeniami, którymi w razie czego można rzucić we włamywacza i zabić go na miejscu. Iriver ma obudowę pokrytą ciekawym, gumowatym materiałem, ładne pokrętła z podświetlanymi paskami, ukryty za białą maskownicą wyświetlacz i dotykowe przyciski wkomponowane w górną ściankę. Jest naprawdę elegancki. Do zestawu producent dorzuca stosunkowo dyskretny zasilacz wtyczkowy, kabel jack-jack do podłączenia zewnętrznego źródła i antenę w formie drucika z wtykiem 3,5 mm. Antenę? Ano tak, bo oprócz łączności Wi-Fi, Bluetooth i AirPlay, LS150 ma wbudowane radio FM. Oczywiście możemy również skorzystać z serwisów oferujących radio i muzykę online, jak vTuner, Spotify, TuneIn, TIDAL czy iHeartRadio.
PORADNIK: Streaming krok po kroku
Na razie wciąż pozostajemy w świecie tabelek i danych technicznych, ale oprócz zintegrowanego tunera Iriver ma nam do zaoferowania jeszcze kilka ciekawych funkcji. Przede wszystkim należy tu wspomnieć o sterowaniu za pomocą firmowej aplikacji Iriver Live Stream dostępnej na urządzenia z systemem iOS lub Android. Jeśli mam być szczery, apka nie oferuje jakichś wymyślnych funkcji, ale przynajmniej pozwala bezproblemowo podłączyć głośnik do sieci, nadać mu nazwę, wyświetlić podstawowe ustawienia, wyregulować głośność oraz przydzielić mu funkcję w systemie multiroom. Dysponując dwoma sztukami LS150, możemy szybko połączyć je w prawdziwy system stereo, a w całym domu będziemy mogli rozmieścić do ośmiu głośników, z których każdy może odtwarzać to samo, ale też każdy może działać niezależnie od reszty. LS150 może odtwarzać dźwięk bezprzewodowo z innych urządzeń dzięki wbudowanemu modułowi Bluetooth, łączności Wi-Fi, obsłudze AirPlay oraz wejściu 3,5 mm, które jest też gniazdem anteny dla wbudowanego radia FM. Radio ma funkcję automatycznego wyszukiwania stacji i muszę powiedzieć, że nawet na dołączonym do zestawu drucie łapało sygnał całkiem dobrze. Gdybyśmy zechcieli posłuchać plików z dysku NAS lub folderu udostępnionego w sieci, Iriver poradzi sobie z formatami MP3, WMA, WAV, ALAC, AAC, APE, OGG i FLAC. Co ciekawe, również w jakości 24 bit/192 kHz. Po przejściu na system multiroom, parametry zostaną przycięte do 16 bit/48 kHz, ale możliwość odtwarzania plików hi-res na tak budżetowym głośniku jest godna pochwały.
Jeśli chodzi o wrażenia użytkowe, LS150 nie odbiega znacząco od droższych głośników biorących udział w tym teście. Dzięki dedykowanej aplikacji, proces instalacji jest wyjątkowo prosty. Bardzo spodobały mi się pokrętła z wyraźnymi, podświetlanymi na pomarańczowo znacznikami oraz ukryty za maskownicą wyświetlacz pokazujący na przykład aktywne źródło lub częstotliwość wybranej stacji radiowej. Pomarańczowe cyferki po jakimś czasie znikają i nie rozpraszają nas podczas odsłuchu. Iriver wygląda na urządzenie, które bez problemu zniesie trudy normalnego użytkowania, a być może przeżyje nawet zachlapanie, uderzenie o ścianę czy przeprowadzkę bez oryginalnego opakowania. Minusy? Owszem, znalazłem ich kilka. Mogę się na przykład przyczepić do aplikacji Iriver Live Stream, która wprawdzie działa szybko i pewnie, ale nie zaszkodziłoby, gdyby producent pomyślał o kilku udogodnieniach, jak na przykład korektor graficzny. Zresztą co tam korektor... Niech będą trzy tryby brzmienia dla różnych wariantów ustawienia głośnika w pokoju. Może producent pomyśli o tym przy najbliższej aktualizacji, ale na razie na charakterystykę głośnika nie mamy żadnego wpływu, oczywiście poza dosunięciem go do ściany. Aplikacja pozwala na sterowanie głośnością, ale potencjometr umieszczony z przodu jest od tego zupełnie niezależny. Tak naprawdę mamy więc dwa systemy regulacji. Szczerze mówiąc, nie jest to takie głupie. Jeżeli lubimy słuchać muzyki cicho, możemy ustawić potencjometr na godzinę dziesiątą i wówczas zyskamy bardzo precyzyjną regulację za pomocą aplikacji. Rzadko który głośnik sieciowy pozwoli nam tak dokładnie ustawić poziom decybeli do wieczornego odsłuchu. A kiedy zechcemy pograć głośniej, wystarczy obrócić potencjometr w prawo.
Iriver wygląda na urządzenie, które bez problemu zniesie trudy normalnego użytkowania, a być może przeżyje nawet zachlapanie, uderzenie o ścianę czy przeprowadzkę bez oryginalnego opakowania.Spory minus jest taki, że nie da się tego zrobić na odległość. To samo dotyczy wyboru źródła. Jeżeli zechcemy przełączyć się z AirPlaya na radio FM, będziemy musieli podejść do głośnika i użyć pokrętła. Do minusów zaliczyłbym również brak pamięci stacji radiowych, a także brak możliwości włączania i wyłączania urządzenia z poziomu aplikacji. Kiedy głośnik nie gra, po jakimś czasie automatycznie przechodzi w tryb czuwania. Powiedzmy, że słuchacie sobie muzyki, a tu dzwoni telefon. Włączacie pauzę i okazuje się, że to kolega audiofil, który od trzech lat nie może się zdecydować na nowy wzmacniacz i zaczyna Was wypytywać o każdy jeden model w jego zasięgu finansowym. Mija dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści minut. Kiedy wytłumaczyliście już, że nie słuchaliście każdego dostępnego na rynku wzmacniacza, nie wiecie jak zachowa się z jego kolumnami i nie macie pojęcia czy do takiego zestawu będą pasowały dane kable, kolega odpuszcza, a Wy próbujecie sobie przypomnieć co robiliście zanim zadzwonił. Aha, słuchaliście muzyki na głośniku Irivera! Ale ten już dawno zdechł. Aplikacja też go nie widzi, bo jest wyłączony. Myślę, że można by było nad tym popracować. Nigdzie w aplikacji nie znalazłem też opcji wyłączenia automatycznego trybu standby, co także rozwiązałoby problem. No, ale rozumiem, że miało być ekologicznie.
Brzmienie
Czego można było się spodziewać po trójdrożnym głośniku wykorzystującym dwa tweetery, dwa głośniki średniotonowe i pojedynczy woofer ze wspomaganiem w postaci membrany biernej i wyprowadzonego do dołu tunelu odprowadzającego ciśnienie z obudowy? Z pewnością brzmienia zbudowanego na głębokim, masywnym, może nawet zbyt obszernym basie. Jednak w rzeczywistości LS150 oferuje zupełnie inne podejście do muzyki. Niskie tony od czasu do czasu zapuszczają się w niemal subwooferowe rejony, ale to nie zmienia faktu, że nie dominują nad całością przekazu, nie buczą i nie mają włączonego na stałe dopalacza. Otrzymujemy więc dźwięk o prawidłowych proporcjach. Może nawet z lekko wyeksponowanym zakresem średnich tonów. Pierwszy odsłuch był dla mnie nieco zaskakujący, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Obawiałem się bowiem, że nie dostanę nic oprócz nadmuchanego basu, a tu taka niespodzianka. Producent zapowiadał wprawdzie, że dzięki technologii Ultra Bass Boost bogaty, potężny dźwięk dotknie moją duszę, a zamieszczone na jego stronie rysunki sugerowały, że wewnątrz obudowy LS150 powstaje niesamowicie wysokie ciśnienie, ale jeżeli były to tylko przechwałki specjalistów od marketingu, to bardzo się z tego powodu cieszę. Nie wiem tylko czy z moją opinią zgodzą się klienci, z których spora część chciałaby pewnie wyciągnąć z Irivera coś więcej. Dosunięcie głośnika do ściany pomoże, ale na trzęsienie ziemi raczej nie ma co liczyć. LS150 to głośnik, który do pokazania pazurków trzeba zachęcić odpowiednim repertuarem i ustawieniem. Na co dzień jego brzmienie jest naturalne, skoncentrowane na zakresie średnich i wysokich tonów, niemal pozbawione wodotrysków.
TEST: Astell&Kern ACRO L1000
Wydaje mi się, że koreańscy inżynierowie świadomie nadali temu głośnikowi brzmienie, które audiofilom prędzej skojarzyłoby się z brytyjskimi monitorami niż wielkimi, amerykańskimi skrzyniami nastawionymi na powalenie przeciwnika głębokim basem, dynamiką i stadionową przestrzenią. Efekt jest tak wyrazisty, jakby producent chciał nam coś udowodnić. Może to, że dobry głośnik sieciowy nie musi uciekać w tanie sztuczki i przykrywać buczącym basem wszystkiego, co tak naprawdę liczy się w muzyce? Jeśli tak, to popieram, bo o ile w pierwszych minutach odsłuchu zadajemy sobie pytanie gdzie są te niskie tony, które miały dotknąć naszą duszę, to z czasem brzmienie Irivera "wchodzi" nam coraz lepiej. Właściwie jedyną rzeczą, do której w tej cenie mógłbym się przyczepić jest lekka górka na przełomie średnich i wysokich tonów. Taki zabieg wiąże się z pozorną poprawą przejrzystości dźwięku. Wokale stają się wyraziste, ale na niektórych nagraniach brzmienie może też wydawać się płaskie i nieco kartonowe. Gdyby do tej mieszanki doszła barwa, jaką potrafią dać kolumny Harbetha, Chartwella albo Spendora, byłoby super, ale to przecież nie ta półka i chyba nawet nie ta sama bajka. Dlatego - mimo, iż prywatnie popieram kierunek, jaki obrali konstruktorzy Irivera - LS150 nie jest głośnikiem, który mógłbym polecić komuś w ciemno. Jeżeli lubicie wyraźne wokale i poczucie prawidłowej równowagi w muzyce, spróbujcie. Ale jeśli pragniecie usłyszeć potężny, głęboki bas, a dodatkowo jesteście wyczuleni na podbicie zakresu, w którym leżą wszelkie świszczące i szeleszczące odgłosy, możecie nie być zachwyceni.
Jak można się było spodziewać, LS150 to produkt, który ma swoje plusy i minusy. Nie spodziewałem się, że będą one rozłożone w ten sposób, ale najwyraźniej testowanie sprzętu audio może być zaskakujące, nawet na tym poziomie cenowym. Osobiście dziwię się, że Iriver postawił na charakterystyczny, lekko średniotonowy dźwięk, bo z reguły taki rozkład akcentów podoba się audiofilom i osobom o wyrobionym guście. Jeżeli więc opisywany model trafi na miłośnika jazzu i muzyki klasycznej szukającego sprzętu za kilkaset złotych lub posiadacza wypasionego systemu stereo chcącego sprawić sobie głośnik do biura lub sypialni, będzie sukces. Irivera polecałbym także amatorom radia. Jego czyste, rozdzielcze brzmienie sprawia, że nic nie umyka nam z ulubionych audycji. Można też potraktować go jako wszechstronny zestaw audio do słuchania muzyki ze smartfona i laptopa. Swoją drogą, to także jeden z najtańszych sposobów na domowy multiroom. W porządku, jakość brzmienia nie jest audiofilska, ale jego charakter - owszem. I to właśnie najbardziej mnie zastanawia. To trochę tak, jakby za 9,99 zł znaleźć wytrawne wino, które może nie jest tak dobre, jak te pięciokrotnie droższe, ale pod wieloma względami bliżej mu do nich, niż do sfermentowanych, wieloowocowych soków w kartonie (co sugerowałaby cena). Ktoś, kto kupuje tanie wino, prawdopodobnie chce się nawalić, a w kwestii walorów smakowych wystarczy mu, jeśli trunek zbytnio nie zajeżdża siarką, starymi trampkami i pływającymi w kadzi szczurami. Czy głośnik za 599 zł trafi do amatorów jazzu i klasyki? Moim zdaniem znajdzie się raczej na celowniku ludzi, którzy jakość dźwięku oceniają jedynie pod kątem maksymalnego poziomu głośności i zawartości basu. Ale jeżeli czytacie te słowa, zakładam, że wiecie czym jest dobre brzmienie, albo przynajmniej chcecie się tego dowiedzieć. A skoro tak, LS150 może Wam się spodobać. Za te pieniądze i z tą funkcjonalnością? Brać, nie narzekać.
Budowa i parametry
Iriver LS150 to jednoczęściowy głośnik sieciowy z bardzo ciekawym układem przetworników, umieszczonych w dość kompaktowej obudowie. Na jej brzegach rozmieszczono dwie 5-cm jednostki średniotonowe, nieco bliżej środka znalazły się dwa 25-mm tweetery, a w samym centrum przedniej ścianki, za metalową maskownicą zamontowano pojedynczy głośnik niskotonowy. Producent, nieco na wyrost, nazywa go subwooferem, nie podając przy tym jego średnicy. W kwestii odtwarzania niskich tonów, woofer wspomagany jest bardzo ciekawym systemem przypominającym trochę obudowę pasmowo-przepustową. W tylnej części jego komory znajduje się membrana bierna o mocno wydłużonym kształcie. Za nią umieszczono z kolei tunel przypominający linię transmisyjną, ciągnący się aż do tylnej ścianki urządzenia i wracający do przodu w pobliżu jego podstawy. Ciśnienie akustyczne znajduje ujście z przodu, przez szeroką szczelinę znajdującą się w dolnej ściance głośnika, zaraz za maskownicą. Takie nietypowe rozwiązanie, określane przez firmę jako Ultra Bass Boost, wymusiło też zastosowanie dość wysokich, gumowych nóżek, na których opiera się cała obudowa. Z informacji producenta wynika, że każda z sekcji średnio-wysokotonowych zasilana jest wzmacniaczem o mocy 5 W, natomiast dla subwoofera przewidziano osobny układ o mocy 10 W. Dolna granica pasma przenoszenia to 50 Hz, a górna - 20 kHz. Dane te są jednak podane bez jakichkolwiek informacji o warunkach pomiaru, więc radziłbym patrzeć na nie z przymrużeniem oka. LS150 jest dostępny tylko w kolorze białym. W zestawie otrzymujemy zasilacz wtyczkowy, kabel analogowy 3,5 mm oraz antenę w formie drucika z przyssawkami.
Werdykt
Przed rozpoczęciem zbiórki do naszego megatestu nie wiedziałem jeszcze który z dostarczonych do redakcji modeli będzie najtańszy, a który najdroższy. Spodziewałem się jednak, że pierwsze trzy będą naprawdę kiepskie, a poza ustanowieniem najniższego punktu odniesienia, ich odsłuch będzie zupełnie bezcelowy. LS150 okazał się jednak być całkiem fajnym urządzeniem, które może nie zagrozi modelom trzykrotnie droższym, ale w swojej cenie wywiązuje się ze swoich obowiązków w stu procentach. Wszystko, co miało działać - działa. Bluetooth, AirPlay, tuner radiowy, firmowa aplikacja... A czy znajdziecie w tej cenie głośnik sieciowy, który poradzi sobie z plikami hi-res? Marne szanse. Nawet brzmienie okazało się lepsze, niż się spodziewałem. Głównie dlatego, że projektanci nie przesadzili z basem. Jest jednak jedno "ale". Kiedy LS150 wchodził na rynek, kosztował 1199 zł. Później był dostępny w promocyjnej cenie 999 zł, a dziś można go kupić za połowę pierwotnej ceny, i to bez żadnej promocji. Dlaczego? Może producent zwyczajnie przestrzelił i musiał skorygować początkowe założenia? A może nikt nie kupował Irivera, skoro za podobne pieniądze mógł dostać głośnik z bardziej rozpoznawalnym logiem? Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia. Wiem natomiast, że za 1199 zł pewnie też wybrałbym coś innego, ale za 599 zł LS150 mógłby znaleźć się na mojej liście zakupów. Bardzo uczciwa propozycja.
Dane techniczne
Łączność: Wi-Fi, Bluetooth, AirPlay
Wejścia: 3,5 mm
Tuner radiowy: FM
Wzmacniacz: 2 x 5 W + 1 x 10 W
Pasmo przenoszenia: 50 Hz - 20 kHz (-10 dB)
Wymiary (W/S/G): 11,7/35/17,9 cm
Masa: 2,89 kg
Cena: 599 zł
Konfiguracja
iPhone SE, Astell&Kern AK70, Asus Zenbook UX31A.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
-
Cliff
Fajny, ale dźwięk wyprany z barw. Autor zwrócił na to uwagę w teście, ale tak delikatnie. Jeżeli chodzi o mój gust, to wielka szkoda, że tych barw nie ma, bo reszta jest super. Czyli świetny sprzęt, ale nie dla każdego - dla mnie nie. Iriver był o krok od hitu, ale coś poszło nie tak. Porównywałem do Tivoli Model One, Geneva Model S, Philips OR7200, Roberts Strem 94i.
0 Lubię
Komentarze (2)