Tellurium Q Statement II
- Kategoria: Kable i akcesoria
- Tomasz Karasiński
Wojna, pandemia, kryzys, katastrofa klimatyczna, wszechobecna zgnilizna, korupcja, zapaść ekonomiczna, degrengolada moralna, złodziejstwo, upadek autorytetów, instytucji, rządów, cywilizacja śmierci. Jeśli wierzyć mediom głównego nurtu, tak w dużym skrócie wygląda świat, w którym żyjemy. Paradoksalnie, w obliczu zbliżającego się wielkimi krokami końca świata umocnił się rynek dóbr luksusowych i obejmuje to również sprzęt stereo. Producenci komponentów elektronicznych i zestawów głośnikowych wprowadzają większe, mocniejsze i ulepszone na tysiąc sposobów wersje flagowych modeli, które jeszcze kilka lat temu określali jako swoje opus magnum, wzorzec nie do prześcignięcia. Systemy prezentowane na największych wystawach z roku na rok stają się droższe nie o kilkanaście procent, ale o setki tysięcy czy nawet miliony złotych. Myślicie, że wszystkie te cuda powstają z myślą o arabskich szejkach, amerykańskich miliarderach i chińskich dygnitarzach? Oczywiście jest w tym trochę racji, ale nie jest to takie proste, bo i w Polsce zamożnych i wymagających audiofilów nie brakuje. Topowe kable Tellurium Q są tego najlepszym przykładem. Kiedy wchodziły do sprzedaży w wersji drugiej, poprawionej, mniej więcej pół roku temu, nie udało mi się ich wypożyczyć do testu, ponieważ miały już zaplanowaną "trasę koncertową". Należy w tym miejscu wspomnieć, że brytyjska firma ma w naszym kraju trzydziestu sześciu autoryzowanych dealerów, więc było co objeżdżać. Pokazów nie udało się dokończyć, ponieważ na pewnym etapie swojej podróży Statementy II znalazły nowego właściciela. Dystrybutor zamówił więc dwa kolejne komplety, z których jeden jeździł od salonu do salonu, a drugi niemal od razu się sprzedał. Trzeba było sprowadzić następne egzemplarze i wreszcie, w październiku ubiegłego roku, udało mi się przechwycić interkonekt i kable głośnikowe warte razem nieco ponad 85000 zł.
Myślicie, że to koniec historii? A skąd! Statementy II trafiły do mnie bowiem tuż przed wystawą Audio Video Show, kiedy w branży panuje dość duże zamieszanie i każdy ma pełne ręce roboty. Mimo szczerych chęci nie udało mi się przeprowadzić odsłuchu, a tuż po imprezie otrzymałem informację, że trzeba wysłać tę audiofilską biżuterię kolejnemu klientowi, który wyłożył kasę na stół i nie chciał słuchać, że okablowaniem, za które zapłacił, zajmuje się recenzent jakiegoś magazynu, a na nowy zestaw trzeba poczekać przynajmniej parę tygodni. Postanowiłem, że nie odpuszczę. Choćbym miał to przypłacić zdrowiem psychicznym, dorwę te cholerne druty, po które mimo astronomicznej ceny dobrze sytuowani audiofile ustawiają się w kolejce. Dostałem je na początku stycznia. Rzuciłem wszystkie inne obowiązki, zrobiłem zdjęcia i rozpocząłem odsłuchy. Nie minął tydzień, a tu telefon od dystrybutora. "Tomek, przepraszam, ale już potrzebuję tych kabli, bo kupił je człowiek, który buduje własne wzmacniacze, kolumny, a nawet kable. Taki, no wiesz, nietuzinkowy sprzęt. Jakiś czas temu wypożyczył Statementy II, posłuchał, odesłał, a teraz zadzwonił i je zamówił, twierdząc, że od tego czasu nijak nie może już uzyskać takiego samego dźwięku. Sprowadzę mu oczywiście nowy komplet, ale bardzo mnie prosił, żebym na czas oczekiwania przysłał mu demówkę, bo nie słyszy już tego, co słyszał i czuje się zablokowany. Proszę powiedz, że zdążyłeś przetestować te kable." - powiedział. Na szczęście zdążyłem.
Wygląd i funkcjonalność
Choć Tellurium Q raz po raz powtarza, że jest firmą technologiczną, nastawioną na badania, wiedzę i rzetelną inżynierię, wyjątkowo niechętnie dzieli się ze światem szczegółami dotyczącymi wewnętrznej budowy swoich kabli. Geoff Merrigan chętnie rozmawia o problemach, które audiofilom są już dobrze znane, chwaląc niektóre rozwiązania, inne zaś brutalnie sprowadzając do parteru i mówiąc, że są tylko czymś, co ładnie wygląda w katalogu, a przykładanie do nich zbyt dużej wagi to ślepa uliczka. Jeśli zapytacie go o różne zjawiska zachodzące w kablach, okaże się, że dysponuje naprawdę dużą wiedzą. Może godzinami dyskutować o dielektrykach, prędkości propagacji sygnału albo o tym, czy elektrony rzeczywiście przeskakują z żyłki na żyłkę lub czy zwiększanie czystości przewodników prowadzi do jakichkolwiek korzyści brzmieniowych. Kiedy jednak zapytacie, jak zbudowane są kable Tellurium Q, prawdopodobnie uśmiechnie się i rzuci jakiś żart, aby zmienić temat rozmowy lub grzecznie ją zakończyć. Nie powie nic ponad to, co można wyczytać z opisów na stronie internetowej firmy, a po odfiltrowaniu "otoczki", nie zostaje tego zbyt wiele. Wiadomo jedynie, że głównym materiałem przewodzącym jest miedź tellurowa i że głównym założeniem konstruktorów było stworzenie kabli wolnych od zniekształceń fazowych. Dochodzi do tego jeszcze kilka szczegółów technicznych, ale nie można powiedzieć, że zostały one opisane w dokładny i wyczerpujący sposób. Cóż, każda manufaktura ma prawo strzec swoich sekretów, a nam pozostaje jedynie zrobić to, do czego zachęca zresztą sam producent - wypożyczyć interesujący nas model i sprawdzić go w boju.
PORADNIK: Wszystko o kablach audio
Jak przystało na szczyt cennika, seria Statement II jest całkiem rozbudowana. Znajdziemy w niej w zasadzie każdy potrzebny audiofilowi rodzaj kabla, może oprócz interkonektu USB czy LAN. Brytyjczycy je pominęli, choć mają na koncie kilka bardzo udanych przewodów USB. Może doszli do wniosku, że zamożni melomani nie mają w zwyczaju bawić się w oddzielne transporty i przetworniki? Nie wydaje mi się to zgodne z rzeczywistością, podobnie jak teoria, że nikt zdrowy na umyśle nie kupi kabla LAN droższego niż kilkadziesiąt złotych. Sam wprawdzie takowe testowałem i pozostaję co do nich sceptyczny, ale każda sytuacja jest inna i może po prostu wykorzystywane przeze mnie urządzenia są na to mało wrażliwe albo mam zbyt wiele tanich skrętek w ścianach. Znam jednak ludzi, którzy kupując kable głośnikowe, dwa interkonekty i trzy przewody zasilające z danej serii, od razu dorzuciliby do zamówienia RJ-tkę. Ot, żeby mieć pewność, że nie zostawili w systemie żadnego wąskiego gardła, a z tylnej ścianki streamera nie będzie wystawał jakiś paskudny drut ze sklepu z laptopami i tuszami do drukarki. Do wyboru zostają nam więc przewody głośnikowe (57750 zł/2 x 2,5 m), interkonekt RCA, dostępny również w wersji phono z kilkoma różnymi zakończeniami po stronie gramofonu (27290 zł), taka sama łączówka w wersji XLR (30940 zł), przewód zasilający (30940 zł/1,5 m), kable cyfrowe z wtykami XLR (17370 zł), RCA i BNC (15390 zł) oraz zworki do terminali głośnikowych (5790 zł). Jeżeli zatem mamy zestaw złożony z kolumn z podwójnymi gniazdami, wzmacniacza zintegrowanego, przetwornika i transportu sieciowego, a do tego gramofon i listwę zasilającą (mniej więcej tak wygląda teraz mój prywatny system odniesienia), za komplet kabli z serii Statement II zapłacimy niecałe dwieście tysięcy złotych. Jeżeli zamiast integry postawimy przedwzmacniacz i monobloki, a potem dodamy drugie źródło, takie jak odtwarzacz CD, od razu dojdzie grubo ponad sto pięćdziesiąt tysięcy (dwa interkonekty i trzy kable zasilające). Przewody Tellurium Q można oczywiście zamawiać w różnych długościach, choć tutaj dopłata będzie już akceptowalna, a przynajmniej nie powinna przerazić osób zainteresowanych kupnem takiej audiofilskiej biżuterii.
Aby mieć jakieś pojęcie na temat tego, jak flagowe kable Tellurium Q sprawdzają się w praktyce, postanowiłem wypożyczyć skromny komplet złożony z interkonektu RCA i kabli głośnikowych o standardowej długości 2,5 m. Opakowanie, jak na ten poziom cenowy, zaskakuje skromnością. Przewody otrzymujemy w twardych kartonowych pudełkach. Wyglądają ładnie i elegancko, ale daleko im do wodotrysków w stylu profesjonalnych "kejsów" czy drewnianych szkatułek wyłożonych aksamitem. Niektórzy chwalą takie ekologiczne rozwiązania, bo nazbierali już mnóstwo rozmaitych skrzynek i walizeczek, które tylko kurzą się w garażu lub na strychu, a widząc stosunkowo tanie pudełka, cieszą się, że producent przeznaczył całość funduszy na to, co najważniejsze - nie oprawę, lecz zawartość. Ja jednak uważam, że Brytyjczycy mogli się postarać trochę bardziej. Szczególnie w przypadku kabli głośnikowych, do czego jeszcze wrócimy. Do obu przewodów dołączono firmową płytę testową (nie mam odtwarzacza CD, więc nie skorzystałem), do interkonektu dodano również welurowy woreczek, a do kabli głośnikowych - niewielką teczkę z katalogiem, ręcznie podpisanymi podziękowaniami od założyciela firmy, numerami seryjnymi i podpisami osób dokonujących kontroli jakości. Z dokumentu wynika, że proces ten jest podzielony na trzy etapy - dwa testy przeprowadzane przez dwie różne osoby i ostateczną inspekcję. Pod każdym z podpisów przybita została pieczątka z datą. Nie powiem, wygląda to bardzo fachowo, a czy czegokolwiek dowodzi? Dla bezpieczeństwa przyjmijmy, że tak i przyjrzyjmy się samym kablom.
Interkonekt na pierwszy rzut oka przypomina mi wysokie modele amerykańskiej firmy TARA Labs. Pod zewnętrznym, czarnym oplotem wyraźnie widać warstwę miedzianych drucików, dzięki czemu łączówka ma ciekawe, rdzawe zabarwienie. Uwagę zwracają duże, srebrzyste wtyki z czarnymi nakrętkami noszącymi firmowe oznaczenia. Brytyjczycy nie zdecydowali się więc na żadnego "gotowca", lecz najprawdopodobniej wykonali je na zamówienie. Czy to lepiej, czy gorzej, niż gdybyśmy mieli tu zobaczyć dostępną komercyjnie konfekcję WBT lub Furutecha? To już nie do rozsądzenia, chyba że ktoś kupi takie przewody, po czym zdecyduje się je rozebrać i zafundować im operację wymiany wtyków. Podobnie jak większość firm, Tellurium Q radzi, aby po wsunięciu każdej wtyczek na swoje miejsce delikatnie ją dokręcić, nie stosując jednak przesadnie dużej siły (powinienem raczej powiedzieć "momentu"), a tym bardziej narzędzi w rodzaju kombinerek. Delikatny luz jest nawet pożądany. Chodzi tylko o to, aby wtyczki weszły w gniazda do końca i trzymały się na tyle pewnie, aby nie mogły wysunąć się bez naszej ingerencji. Sam interkonekt jest umiarkowanie sztywny. Może nie odważyłbym się zaginać go pod kątem prostym, ale też nie jest to przewód z gatunku tych, które dyktują nam ustawienie sprzętu lub ograniczają wybór mebli, na których ów sprzęt spoczywa.
Na zdjęciu tytułowym widzicie interkonekt otoczony kablami głośnikowymi zwiniętymi w trójkąt. Wolnomularski symbol wszystkowidzącego oka ukazał mi się w zasadzie sam, ponieważ głośnikowce po wyjęciu z opakowania przypominały raczej deski połączone elastycznymi łącznikami niż coś, co nazwalibyśmy kablem. Mogłem ułożyć z nich jeszcze kwadrat, gwiazdę Dawida albo jakiegoś zygzaka, ale żeby wyszedł mi okrąg, musiałbym się uzbroić w cierpliwość.Zupełnie inaczej jest w przypadku przewodów głośnikowych, które są totalnie bezkompromisowe. Pal licho, że grube. Do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Ale jakie ciężkie i sztywne! Na zdjęciu tytułowym widzicie interkonekt otoczony kablami głośnikowymi zwiniętymi w trójkąt. Wolnomularski symbol wszystkowidzącego oka ukazał mi się w zasadzie sam, ponieważ głośnikowce po wyjęciu z opakowania przypominały raczej deski połączone elastycznymi łącznikami niż coś, co nazwalibyśmy kablem. Mogłem ułożyć z nich jeszcze kwadrat, gwiazdę Dawida albo jakiegoś zygzaka, ale żeby wyszedł mi okrąg, musiałbym się uzbroić w cierpliwość. Dystrybutor poinformował mnie, że jeśli zachodzi taka potrzeba, głośnikowy Statement II może zostać ponownie uformowany w taki sposób, aby zaginał się w innych miejscach, jednak wymaga to odrobiny sprytu. Domyślam się, że najlepiej użyć w tym celu taśmy lub folii, dzięki której nadamy każdej z grubaśnych taśm pożądany przez nas kształt. Tak czy inaczej jest to pewne wyzwanie i dziwię się, że producent nie zastosował opakowania w formie okrągłej puszki. Nie dość, że zawartość byłaby bezpieczniejsza, to jeszcze po wyjęciu kabla moglibyśmy go sobie powoli rozprostować, a następnie zaginać tak, jak nam się podoba. Tutaj mamy raczej podobną sytuację, jak z cienkimi drucikami dołączanymi do wszelkiej maści sprzętu elektronicznego, od telefonów po maszynki do golenia, jednak z tą różnicą, że odbywa się to w zupełnie innej skali. Skręcający się przewód od lampki nocnej nie przysporzy nam takich problemów jak hi-endowy kabel głośnikowy, który bez problemu może ściągnąć z biurka niewielkie monitory. Większość użytkowników pewnie w ten czy inny sposób poradzi sobie z takim wężem, ale jeśli macie mało miejsca, uprzedzam - ta walka wymaga czasu.
Z pozostałych detali spodobały mi się wtyki bananowe z nakrętkami, które powodują rozpieranie końcówki od środka. To fajne rozwiązanie, które po pierwsze zwiększa powierzchnię styku, a po drugie blokuje każdą wtyczkę na miejscu, uniemożliwiając jej przypadkowe wysunięcie. Banany należy oczywiście dokręcać z wyczuciem, ale od razu czuć, kiedy zaczynają "łapać". Aby ułatwić nam życie, producent zastosował metalowe splittery, za którymi obie żyły biegną osobno, bez taśmy utrzymującej stałą odległość między nimi, w związku z czym są bardziej elastyczne. Jeżeli jednak zagięcia na zasadniczej części kabla źle nam się ułożą, i tak nam to nie pomoże. Najlepszym wyjściem wydaje się być ułożenie głośnikowych Statementów II na próbę i zaznaczenie miejsc, w których chcielibyśmy widzieć zagięcia, a następnie odłączenie kabli i przeprowadzenie procesu ponownego ich formowania. Oba opisywane kable są kierunkowe, a na koszulkach termokurczliwych interkonektu zobaczymy również numery seryjne. Przyznam, że czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Firmowe logo czy symbol strzałki to żaden problem, ale numery oznaczają, że każdy zestaw koszulek został wykonany raz. Oczywiście to pewnie tylko kwestia odpowiedniego zaprogramowania maszyny, ale nie każdemu producentowi by się chciało, bo jeśli pracownikowi omsknie się ręka i coś krzywo przytnie, to co wtedy? Możliwe, że jest to dodatkowe zabezpieczenie, aby firma mogła monitorować, co się dzieje z każdym kompletem flagowych kabli, gdzie został sprzedany, czy na rynku nie pojawiają się podróbki i tak dalej? Wcale bym się nie zdziwił. W końcu nie mówimy o ciętych na metry przewodach ze sklepu z artykułami budowlanymi, ale o audiofilskiej biżuterii w cenie nowego samochodu. Widniejące w cenniku kwoty jednych rozśmieszą, innych odstraszą, a u jeszcze innych rozbudzą wysokie oczekiwania. Pora sprawdzić, czy ci ostatni otrzymają to, czego chcą.
Brzmienie
Kiedy testuję dwa kupowane osobno urządzenia lub akcesoria, takie jak wzmacniacz i odtwarzacz, kabel głośnikowy i interkonekt albo listwa i przewody zasilające, zwykle zaczynam odsłuchy od sprawdzenia możliwości całego takiego zestawu, a dopiero później bawię się w rozdzielanie poszczególnych jego elementów. Przyjąłem taką strategię, wychodząc z założenia, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a skoro recenzja dotyczy kompletu, to moja opinia na temat wyizolowanych z niego produktów ma drugorzędne znaczenie. Tym razem postąpiłem inaczej, obawiając się, że różnica w stosunku do kabli, których używam na co dzień, będzie zbyt duża, aby rzetelnie ocenić efekty takiej zmiany. Na pierwszy ogień poszedł więc głośnikowy Statement II i... Hmm, najkrócej mogę powiedzieć, że mój muzyczny świat nie wywrócił się do góry nogami. Różnica w stosunku do Cardasów Clear Reflection była słyszalna, ale nie powaliła mnie ani nie spowodowała, że zamknąłem się w domu na tydzień, przerywając odsłuchy tylko w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych. Grało jakoś tak, no wiecie, normalnie. Fakt, dźwięk troszeczkę zebrał się w sobie, szczególnie w zakresie niskich tonów (to zwalam na Cardasy, bo wiem, że lubią przyłożyć basem, a brzmienie jest dzięki nim bardziej dociążone), delikatnie przyspieszył, scena stereofoniczna wyostrzyła się, między źródłami pozornymi pojawiło się więcej powietrza, ale poza tym - wszystko po staremu. Wycenione na 18999 zł Cardasy na pewno nie są budżetowymi drutami, ale w starciu z trzykrotnie droższymi Statementami II poradziły sobie nad wyraz dobrze. Jeśli mam być brutalnie szczery, nawet gdybym dysponował nieograniczonymi środkami, po takim porównaniu musiałbym się zastanowić, który przewód zostawić w swoim systemie - czy do mojego systemu bardziej pasuje gładki, lekko ocieplony, fantastycznie spójny i delikatnie przyciemniony Clear Reflection, czy neutralny, ale przejrzysty i porządkujący przestrzeń Statement II. Ostatecznie pewnie wziąłbym oba, zmieniając je w zależności od nastroju i odtwarzanej muzyki, dzięki czemu mógłbym w każdej sytuacji postawić kropkę nad "i", wprowadzając delikatną korektę brzmienia za pomocą okablowania. Tak czy inaczej nie zmiotło mnie z planszy, choć poczucie równowagi, przezroczystość i uniwersalność flagowego głośnikowca Tellurium Q muszę ocenić bardzo wysoko. Możliwe nawet, że jest to najbardziej nieobecny w torze przewód głośnikowy, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia.
Po dodaniu interkonektu sytuacja zmieniła się jak w dobrej, wciągającej książce. To był ten plot twist, na który czekałem od początku. Brzmienie stało się zdecydowanie wyraźniejsze, bardziej namacalne, szczegółowe i otwarte. Każdy pojawiający się przede mną dźwięk niósł o wiele większy ładunek energetyczny. Zmiany podążały zatem w tym samym kierunku, co w kablu głośnikowym, ale były wyraźniejsze, bardziej oczywiste. Sprawa zainteresowała mnie do tego stopnia, że przeprowadziłem dodatkowe porównania, w których Statement II zmierzył się z łączówkami KBL Sound Red Corona i Albedo Geo, z każdego z nich wychodząc zwycięsko. Znów można powiedzieć, że mamy do czynienia z przewodem idealnie wyważonym i, co tu dużo mówić, właściwie stuprocentowo neutralnym. Brytyjska łączówka nie wprowadza praktycznie żadnych modyfikacji w zakresie równowagi tonalnej czy barwy dźwięku, a jego obecność w systemie zdradzają jedynie takie aspekty jak mikrodynamika, przejrzystość, szybkość czy - po raz kolejny - wspaniała, trójwymiarowa, doskonale zorganizowana przestrzeń, w której każde źródło jest wyraźnie zdefiniowane, ma ostre kształty i jest, chciałoby się powiedzieć, mocno zakotwiczone na swoim miejscu. Neutralność i stereofonia flagowców Tellurium Q są moim zdaniem poza wszelką dyskusją. Jest to najwyższa światowa półka. A że w pełni doceniłem to dopiero, gdy przewód głośnikowy i interkonekt wystąpiły w komplecie? Widzę tylko trzy możliwości - albo łączówka z tej pary po prostu bardziej się wyróżnia, albo mój system zareagował na zmiany w taki właśnie sposób (a w innej konfiguracji wyszłoby, że jest odwrotnie i to właśnie głośnikowy Statement II w tej parze dominuje), albo oba opisywane przewody w jakiś magiczny sposób oddziałują na siebie, wzmacniając swoje najlepsze cechy i podnosząc jakość brzmienia znacznie wydajniej, niż gdy sprawdzamy je osobno. Tutaj zaczynamy jednak wchodzić w obszar audiofilskiej ezoteryki, czego nie lubię i nie będę tego praktykował nawet w recenzji tak kosztownego okablowania. Dla bezpieczeństwa wolę trzymać się faktów.
Choć test flagowych kabli Tellurium Q nie skłonił mnie do przewartościowania swojego muzycznego świata ani nie sprawił, że od dziś będę inaczej patrzył na audiofilskie okablowanie w ogóle, doskonale rozumiem tych, którzy - zapewne po trwających od kilku minut do wielu tygodni (w zależności od zasobności portfela) bataliach z samym sobą - ostatecznie zdecydowali się na taki sam lub nawet bardziej rozbudowany, a więc droższy o kolejne dziesiątki czy nawet setki tysięcy złotych komplet. Teoretycznie to idiotyzm, a w najlepszym wypadku fanaberia i zbytek świadczący o tym, że taki osobnik ma tak duży problem z zalegającą w domu gotówką, że nie wystarcza mu nawet podcieranie się banknotami o wysokich nominałach i palenie nimi w piecu. Ale to nie do końca tak. Hi-endowe kable z reguły tworzone są z myślą o ludziach, którzy w swoim hobby zabrnęli bardzo daleko. Na tyle daleko, że doszli do ściany i zaczęli zdawać sobie sprawę, że wykonanie kolejnego kroku, wprowadzenie jakichkolwiek poprawek w swoim kosmicznie drogim, starannie konfigurowanym, dopracowanym pod każdym względem systemie będzie po prostu bardzo, ale to bardzo trudne. Wbrew pozorom to wcale nie działa tak, że wystarczy pójść do sklepu i zamówić dowolny element, który kosztuje więcej niż ten, który już posiadamy. W niektórych przypadkach to się sprawdzi, w innych wcale nie pomoże, a w jeszcze innych wręcz zaszkodzi. Ot, powiedzmy, że mieszkacie w apartamencie na trzydziestym piętrze, z pięknym widokiem na centrum Warszawy, a czas umilacie sobie, słuchając muzyki na zestawie złożonym z kolumn Focal Stella Utopia EM Evo, wzmacniacza Naim Statement i kilku źródeł z naprawdę wysokiej półki. Zamiana zestawów głośnikowych na Grande Utopie EM Evo jest kiepskim pomysłem, bo lokal może i wydaje się przestronny, ale "mniejsze" Focale pasują do niego jak ulał, a te największe mogłyby zacząć się dusić. Statementa zmienić nie ma na co, bo Naim nie wymyślił nic lepszego, a kombinowanie ze wzmacniaczami innych marek może okazać się zabawą w kotka i myszkę - pewne aspekty prezentacji będą lepsze, a inne gorsze. Zostaje więc zabawa z kablami i mniej lub bardziej egzotycznymi akcesoriami, ewentualnie śledzenie branżowych nowinek lub szukanie czegoś w rodzaju audiofilskich żaluzji i dywanów. W takim systemie Statementy II mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Nie zepsują tego, co do tej pory ocenialiśmy bardzo wysoko. Jeśli już, to tylko to i owo poprawią. Choć nie istnieje sprzęt pomiarowy, który pokazałby nam dokładną liczbę, przyjmijmy, że będzie to różnica rzędu 5%. Jeśli to sobie policzycie, mając na uwadze wartość takiego systemu, wyjdzie na to, że zdecydowanie warto.
Flagowe przewody Tellurium Q nie naginają brzmienia w najmniejszym stopniu, a jedynie delikatnie je porządkują, wyostrzają krawędzie, przyspieszają, likwidują nierówności, ujawniając zamazane do tej pory detale, cały czas dążąc do absolutnej neutralności i przezroczystości. Albo nie, nie dążąc. W zasadzie osiągając ją, bo skoro nie mam się do czego przyczepić, jeśli nie słyszę tu najdrobniejszych śladów kombinowania, to jak daleko jeszcze można by było w tej dziedzinie pójść?Kolejna bardzo prawdopodobna sytuacja, w której flagowce Tellurium Q zaczną błyszczeć, to typowa audiofilska pieczara, gdzie wszystko już było zmieniane i poprawiane po kilka razy. Każdy klocek był nie tylko cierpliwie wybierany, ale nawet delikatnie tuningowany. W ścianach już na etapie budowy poprowadzone zostały grube kable zasilające biegnące do samej rozdzielni z osobnymi, złotymi bezpiecznikami, każdy panel akustyczny wisi tam, gdzie powinien, co do centymetra, w pomieszczeniu utrzymywana jest stała temperatura i wilgotność powietrza, a cała inwestycja dawno już pochłonęła przynajmniej milion złotych. Dla kogoś, kto słucha muzyki w takich warunkach, kto traktuje to miejsce jako swoją muzyczną świątynię, zmiana platformy antywibracyjnej pod gramofonem albo jednego kabla zasilającego może być dużym wydarzeniem. Taka osoba zwykle nie chce, aby nowy element burzył tę budowaną latami układankę, bo zasadniczo tam już wszystko jest tak, jak powinno. Postępy, jeśli w ogóle możliwe, odbywają się na zasadzie szlifowania detali, ale trzeba to robić precyzyjnie, upewniając się na wiele sposobów, że ta poprawa faktycznie gdzieś tam nastąpiła. Tymczasem kable bywają w tym względzie zdradliwe. Wpinamy, słuchamy, coś się z tym dźwiękiem dzieje i zaraz wpadamy w zachwyt - och, jakie to, jakie tamto... Dopiero potem odkrywamy minusy. Czasami nawet po tygodniu. Pierwszego dnia nam się podobało, drugiego jeszcze bardziej, trzeciego wyciągamy rozmaite samplery i rozkoszujemy się brzmieniem, które wydawało się nieosiągalne, a czwartego zaczynamy tak po prostu słuchać muzyki dla przyjemności i oj, coś zaczyna zgrzytać. Odkrywamy na przykład, że z nowymi kablami system reaguje alergicznie na nagrania zrealizowane zbyt sterylnie i zwyczajnie nie da się tego słuchać. Bywa również tak, że trójwymiarowa przestrzeń wydaje nam się fajna, gdy słuchamy albumów studyjnych, ale na koncertówkach wszystko się rozjeżdża, traci ostrość, a dodatkowo bas nie wyrabia się na zakrętach. Spotkałem się z taką sytuacją nie raz. Może nie w przypadku kabli za dziesiątki czy setki tysięcy złotych, ale doskonale wiem, jak ten mechanizm działa. W przypadku flagowych przewodów Tellurium Q takiego ryzyka nie widzę, bo nie robią one z dźwiękiem nic spektakularnego. Nie naginają go w najmniejszym stopniu, a jedynie delikatnie porządkują, wyostrzają krawędzie, przyspieszają, likwidują nierówności, ujawniając zamazane do tej pory detale, cały czas dążąc do absolutnej neutralności i przezroczystości. Albo nie, nie dążąc. W zasadzie osiągając ją, bo skoro nie mam się do czego przyczepić, jeśli nie słyszę tu najdrobniejszych śladów kombinowania, to jak daleko jeszcze można by było w tej dziedzinie pójść? I właśnie to sprawia, że dla wielu audiofilów Statementy II będą kablami idealnymi, wymarzonymi, docelowymi. To spełnienie marzeń i ukojenie zmysłów dla tych, którzy szukają wyłącznie prawdy o muzyce, a dla których każde inne hi-endowe kable były "za jakieś" - przynosząc wiele korzyści, jednocześnie zbyt mocno ingerowały w brzmienie. Innymi słowy, koniec poszukiwań, przynajmniej w sferze okablowania.
Budowa i parametry
Mając na uwadze niechęć brytyjskiej firmy do dzielenia się ze światem jakimikolwiek szczegółami dotyczącymi wewnętrznej budowy ich kabli, byłem zaskoczony, że w opisach swoich flagowców zdecydowali się jednak to i owo ujawnić. Oczywiście wciąż nie brak tu ogólników, jednak jeśli dokładnie przeanalizujemy sprawę i dodamy do równania również to, co widać z zewnątrz, można dojść do wniosku, że Tellurium Q przemyca nam pewne informacje między wierszami. Zacznijmy zatem od tego, co wiadomo na pewno. Przede wszystkim firma sprzeciwia się pogoni za przewodnikami o jak najwyższej czystości. W jej przekonaniu chwalenie się kolejnymi dziewiątkami po przecinku nie prowadzi do zwiększenia czystości czy czytelności dźwięku. Znacznie istotniejsze ma być zachowanie oryginalnej formy sygnału w domenie czasowej, czyli zgodność fazowa. Zdaniem brytyjskich projektantów każdy przewodnik od dowolnego producenta przewodów na tej planecie będzie działał jak filtr elektroniczny i przez to różne częstotliwości względem siebie są przesuwane wraz z każdym przechodzącym materiałem. Swoje trzy grosze dokładają do tego także materiały izolacyjne, geometria czy ekranowanie. Nie jest to najnowsza wiedza, ponieważ to, że zniekształcenia fazowe wpływają na naturalność głosów, odkryto w laboratoriach Bella już w 1930 roku. Można stąd wysnuć wniosek, że technologia stosowana przez Tellurium Q polega na konstruowaniu przewodów w taki sposób, aby żaden fragment pasma nie był opóźniony względem reszty. Tu dochodzimy oczywiście do prędkości propagacji sygnałów elektrycznych w różnych kablach oraz efektu naskórkowego. Gdybym miał zgadywać, obstawiałbym, że cały numer polega na zastosowaniu kilku oddzielnych przewodników lub wiązek osobno izolowanych drutów, z których te najgrubsze, odpowiedzialne za przenoszenie niskich tonów, są "najprostsze", może nawet stanowią rdzeń całej wiązki, natomiast kolejne, coraz cieńsze przewodniki lub grupy przewodników są zawijane wokół niego coraz gęściej, tak aby długość takich drucików delikatnie rosła wraz ze zmniejszaniem ich przekroju. Jeśli się nad tym zastanowić, podobny system stosuje na przykład Cardas, jednak tam cieńsze przewodniki są otaczane coraz grubszymi, co ma pomóc w tłumieniu wibracji wywołanych wzajemnym przyciąganiem i odpychaniem się drucików (zjawisko znane większości z nas z lekcji fizyki). Zgaduję również, że Brytyjczycy nie opierają się wyłącznie na wyliczeniach. Jak sami twierdzą, proces testowania kabli jest bardziej iteracyjny, niż ludzie mogą sobie wyobrazić. Odnosi się to nawet do lutowia używanego podczas konfekcjonowania przewodów. Materiał ten nie jest żadnym "standardem" przemysłu audio. Wypróbowano wiele mieszanek z różną procentową zawartością srebra, ale pod koniec - zapewne na drodze odsłuchów - wybrano lutowie bez dodatku srebra (a także bez ołowiu). Jak twierdzi producent, złącza mogą wyglądać stosunkowo zwyczajnie, ale mają wiele warstw poszycia i nie zawsze są to materiały, których można by się spodziewać. Firma samodzielnie określiła grubość każdej z tych warstw oraz to, która z nich ma zostać poddana galwanizacji, a która nie. "Każdy mały krok wymaga kontrolowanego słuchania i testowania innych opcji, co jest niezwykle czasochłonne, ale mamy nadzieję, że wyniki mówią same za siebie." - przeczytamy na stronie Tellurium Q. A może wszystko to podyktowane jest faktem, że nic nie zachęca klientów do wypożyczenia hi-endowych kabli równie skutecznie jak roztoczona wokół nich aura tajemniczości?
Werdykt
Szukacie okablowania, które potrafi wywrócić brzmienie całego systemu stereo do góry nogami? Chcielibyście usłyszeć radykalne zmiany, przeżyć prawdziwą rewolucję, zachowując jednak posiadane dotychczas kolumny i komponenty elektroniczne? A może cenicie sobie neutralność i tak zwaną prawdę o muzyce, ale dostrzegacie w swoim zestawie wiele słabych ogniw i czujecie, że uzyskanie upragnionego efektu pochłonie jeszcze wiele czasu i pracy, wliczając w to całkowitą zmianę wystroju pokoju odsłuchowego? Jeśli tak, to jestem posłańcem dobrej nowiny - właśnie zaoszczędziliście osiemdziesiąt pięć tysięcy złotych, bowiem pod żadnym pozorem nie powinniście kupować flagowych kabli Tellurium Q. Zostały one stworzone tylko dla tych, którzy po pierwsze dysponują wystarczającymi środkami, po drugie mają doskonale przygotowane pomieszczenie i system klasy wyczynowej, a po trzecie nie oczekują już żadnych cudów, nie chcą rozwalać całej tej imponującej układanki tylko po to, by móc znowu budować ją od zera, a spełnieniem ich marzeń są kable, które niczego muzyce nie dodają, ale też niczego jej nie ujmują. Ten slogan jest audiofilom dobrze znany, ale zapewniam, że rzadko kiedy odpowiada on rzeczywistości tak, jak w przypadku Statementów II. Jeżeli dysponujecie odpowiednio zaawansowanym systemem i wielokrotnie zmienialiście kable, za każdym razem coś zyskując, a co innego tracąc, a w pewnym momencie zaczęliście się już zastanawiać, jak taki zestaw zagrałby z przewodami, których nie ma, które są niesłyszalne, całkowicie przezroczyste, rozwiązanie tej zagadki czeka właśnie tutaj.
Dane techniczne
Przewodnik: Miedź tellurowa
Dielektryk: Słodka tajemnica Tellurium Q
Wtyki: Własny projekt Tellurium Q
Lutowie: Bez dodatku srebra i ołowiu
Cena: 57750 zł (głośnikowy 2 x 2,5 m), 27290 zł (interkonekt RCA)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Jacek
Podziwiam i jednocześnie współczuję wszystkim osobom, które rzekomo słyszą te wszystkie różnice pomiędzy kablami za 100 zł vs 1000 zł vs 10000 zł vs 100000 zł. Jaką różnicę słyszą wtedy pomiędzy poszczególną elektroniką. Obawiam się, że może być to nie do zniesienia...
7 Lubię -
art
Kable słychać, tak, no niech będzie. Ale zgadzam się, jeśli ktoś chce i może, to dlaczego nie powinien sobie zrobić przyjemności i czegoś takiego kupić. Raz się żyje.
1 Lubię -
grzegorz
@meoloman - Problem w tym, że Autor recenzji ma kolumny w niższej cenie niż te kable i zapewne pozostałe elementy toru również. Jakim cudem w związku z tym usłyszał te różnice, których ponoć można doświadczyć w "takich systemach, w których owe kable słychać"? I drugie pytanie - co to są te "takie systemy", chodzi o cenę czy jakieś inne właściwości, które potrafią różnicować zjawisko przepływu prądu elektrycznego w ośrodku?
9 Lubię -
a.s.
Najlepsze jest to, że producent nagrania na pewno nie używał kabli w takich cenach, a swoje nagrał. Audiofil kupi takie kable i usłyszy to, czego nawet producent nie słyszał.
9 Lubię -
Garfield
Cóż, dobrze przynajmniej, że to nie kable zasilające, ani ethernetowe. Analogowy interkonekt wpływa na dźwięk, i jeśli dla kogoś jest to warte 80 kPLN, to proszę bardzo. Lepiej, żeby był jednak świadomy, że ta cena wynika z marketingu i pozycjonowania produktu, a nie kosztu wytworzenia. Słuchałem i droższych kabli - najbardziej podobał mi się Transparent - ale racjonalność takiego wydatku żadna.
7 Lubię -
-
Garfield
Tak, może wpływać. Na przykład wtedy, gdy: impedancja jest inna, niż przewiduje specyfikacja; jest zbyt mocno zgięty; wtyk jest źle zarobiony; próbujemy przesłać sygnał na większą odległość albo o większej częstotliwości, niż przewiduje specyfikacja; wreszcie, kabel może zadziałać jak antena, zbierając zakłócenia radiowe z otoczenia i przekazując je do urządzenia, do którego jest podłączony. Podsumowując, żadne z powyższych zjawisk nie wywołuje u mnie chęci wydawania dużych pieniędzy na kable do transmisji cyfrowej.
1 Lubię -
a.s.
Jeśli cyfrowy kabel wpływa na dźwięk, to jest za długi. Po to zastępuje się S/PDIF na większych długościach przez AES XLR. Ogólne takie stwierdzenia pozwalają stwierdzić że dostajesz uszkodzony wpływem kabli Internet.
0 Lubię -
Garfield
@a.s. - Ale oczywiście, mój komentarz miał być w zamyśle nieco sarkastyczny. Wpływ na dźwięk w tym przypadku to przerwa w dźwięku. Mówiąc poważnie, ostatnie zjawisko (zakłócenia RFI) może być potencjalnie słyszalne, w zależności od odporności urządzenia na takie zakłócenia.
0 Lubię -
Komentarze (14)