Hegel H360
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Każdy nowy model norweskiej firmy automatycznie skupia na sobie uwagę audiofilów. Wszystko jedno czy jest to nowy przetwornik cyfrowo-analogowy, integra czy wzmacniacz słuchawkowy - jeżeli widnieje na nim logo Hegla, potencjalnie mamy do czynienia z bardzo interesującym urządzeniem, a może nawet rynkowym hitem. Ostatnim dużym uderzeniem z północy był H80. Skromny wzmacniacz z wbudowanym przetwornikiem w krótkim czasie zyskał status killera - stał się wzorem tego, co powinna oferować integra za podobne pieniądze. Wprowadzony później przetwornik HD12 i droższy wzmacniacz H160 również wywołały sporo zamieszania na rynku, ale nie uzyskały statusu tak spektakularnych hitów. Od jakiegoś czasu wiadomo było jednak, że skandynawscy konstruktorzy pracują nad nową superintegrą - następcą utytułowanego modelu H300. Ten wzmacniacz miał dosłownie zamknąć wszystkie dyskusje, a przy okazji wprowadzić kilka nowych rozwiązań technicznych lub raczej zaprezentować najnowsze odsłony autorskich technologii Hegla. I wreszcie się doczekaliśmy - oto H360.
Niektórzy mogą w tym momencie pomyśleć - zaraz, zaraz, ale o co ten cały hałas? Przecież większość firm od czasu do czasu wprowadza unowocześnione wersje swoich flagowych urządzeń i nikt nie robi z tego wielkiego zagadnienia. Dlaczego więc nowa integra Hegla ma być tak wyjątkowa? Wydawałoby się, że już większym krokiem milowym był dla norweskich konstruktorów H300 - pierwszy wzmacniacz zintegrowany dysponujący tak dużą mocą, mogący w zasadzie konkurować z konstrukcjami dzielonymi. Sporo w tym racji, ale wytłumaczenia są dwa. Po pierwsze H360 staje się z automatu najlepszym zintegrowanym piecykiem Hegla, a jeśli śledziliście reakcje audiofilskich portali, magazynów i blogów na poprzednie modele tej marki, pewnie sami się domyślacie, że oczekiwania względem tego modelu są ogromne. Po drugie, opisywany wzmacniacz to nie tylko rozwinięta wersja H300 z dodanymi funkcjami streamingowymi - jest pierwszym modelem, w którym zastosowano najnowszą generację technologii, która doprowadziła do powstania firmy - SoundEngine. Jej wynalazca - Bent Holter - twierdzi że umożliwia ona połączenie zalet wzmacniaczy pracujących w klasie A z brakiem zniekształceń charakterystycznym dla klasy AB, albo lepiej - uzyskanie czegoś w rodzaju idealnego druta ze wzmocnieniem.
Dodajcie do tego wbudowany przetwornik obsługujący wszystko aż po DSD128, wejście LAN umożliwiające odtwarzanie muzyki przez AirPlay i DLNA, komplet gniazd cyfrowych i analogowych, moc na poziomie 250 W na kanał przy 8 omach, a także współczynnik tłumienia powyżej 4000, a otrzymacie wzmacniacz, który teoretycznie jest w stanie pogonić wiele hi-endowych dzielonek, końcówek mocy i monobloków razem wziętych. Oto prosta odpowiedź na pytanie, o co ten cały ambaras.
Budowa i funkcjonalność
Na wstępie muszę powiedzieć, że testowałem chyba większość z dostępnych dziś urządzeń norweskiej firmy, a na przedpremierową prezentację modelu H360 zostałem zaproszony do Norwegii, więc z grubsza wiedziałem czego się spodziewać. Znawcy tematu zauważą zmiany jeszcze przed wyjęciem wzmacniacza z pudełka. Karton został bowiem ozdobiony minimalistycznymi grafikami przypominającymi rysunki, jakie znajdziemy w instrukcji obsługi. Podobne piktogramy można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej firmy. W zestawie oprócz wzmacniacza znajdziemy tylko komplet dokumentów, przewód zasilający i pilot zdalnego sterowania. Tym razem nie jest to cienki sterownik w stylu karty kredytowej, ale bardzo poręczna, metalowa bryłka z przyciskami, które łatwo jest wyczuć pod palcem. Poza tym - żadnych wodotrysków. Co więcej, sam wzmacniacz prezentuje się nad wyraz skromnie. Ot, czarne pudło z wyświetlaczem i dwoma pokrętłami - jedno służy do wyboru źródła, drugie odpowiada za regulację głośności. Aby przednia ścianka pozostała czysta i symetryczna, główny włącznik przeniesiono na spód obudowy. Jeśli porównamy H360 z superintegrami Accuphase'a, Luxmana, McIntosha czy nawet Naima - praktycznie nic tu nie ma. Skandynawski minimalizm w najczystszej postaci.
Takie podejście do projektowania wzmacniacza na pewno będzie miało wielu zwolenników. W szczególności tych, którzy przejechali się już na urządzeniach oferujących rozmaite regulacje, a i tak nie grających tak dobrze, jak by się chciało. No bo komu na tym poziomie potrzeba regulacji ilości niskich lub wysokich tonów, funkcji typu loudness czy przełączników aktywujących wyjście dla magnetofonu? Wiele z tych bajerów to nic więcej, jak tylko pewne zaszłości historyczne, a nawet coś o wiele gorszego - wprowadzanie niepotrzebnych komplikacji w torze sygnału, który przecież ma pozostać tak czysty i krótki, jak to tylko możliwe. Zgadzam się że większości użytkowników nie jest potrzebna regulacja balansu czy nawet opcja wyboru jednej z dwóch par wyjść głośnikowych, ale z drugiej strony gdzie w H360 jest chociażby gniazdo słuchawkowe? Bluetooth? Wi-Fi? Gniazdo USB do podłączenia dysku twardego lub smartfona? Sterowanie urządzeniem za pomocą aplikacji?
Dlaczego tych rzeczy w H360 nie znajdziemy? Odpowiedź jest banalnie prosta - konstruktorzy tego wzmacniacza starali się przede wszystkim stworzyć niesamowicie wydajną integrę, zdolną stawić czoła systemom dzielonym zajmującym cały stolik, a niejako przy okazji wyposażyli nowego flagowca w szereg gniazd i funkcji, ale tylko takich, w które naprawdę wierzą. Norwegowie uważają, że sprzęt hi-fi nie powinien być jednocześnie interfejsem do zarządzania muzyką lub czymś w tym rodzaju - tę rolę mają według nich pełnić komputery, smartfony i tablety. To na ich ekranach powinniśmy wybierać albumy, których chcemy posłuchać, a audiofilska elektronika ma przejmować pałeczkę dopiero wtedy, gdy otrzyma sygnał z urządzenia źródłowego. Może nim być komputer stacjonarny, laptop, odtwarzacz CD, konsola lub nawet gramofon wyposażony w phono stage. H360 został stworzony jako urządzenie, które odpowiednio wykorzystane może stać się jedynym klockiem, jakiego będziemy potrzebować. Wystarczy podłączyć do niego kolumny i laptopa i już można grać. Jeżeli natomiast jego użytkownik zapragnie skorzystać z innych źródeł takich, jak Bluetooth lub sieć Wi-Fi, będzie musiał zaopatrzyć się w dodatkowe, zewnętrzne źródła. Lubicie słuchać muzyki w nausznikach? No to na pewno macie odpowiedni wzmacniacz słuchawkowy. A jeśli nie, powinniście się w takowy zaopatrzyć, a nie oczekiwać od wzmacniacza, że zajmie się wszystkim.
Z jednej strony łatwo zauważyć, z czym wiąże się taka a nie inna filozofia projektowania wzmacniaczy. Skandynawscy inżynierowie mogą skupić się na tym, co najważniejsze - większość swojego czasu poświęcili na projektowanie sekcji przedwzmacniacza i nowej odsłony systemu SoundEngine, a więc mogli skupić się na stworzeniu prawdziwej superintegry. Z sekcją cyfrową na pewno nie mieli wielkiego problemu ponieważ już wcześniej stworzyli przetworniki HD12 i HD25, a także wzmacniacz H160 z możliwością podłączenia komputera do wejścia USB lub przesyłania plików po sieci za pośrednictwem gniazda LAN. Z drugiej strony, minimalizm w wydaniu Hegla może być dla niektórych zbyt ekstremalny. Wejścia cyfrowe i analogowe owszem są, ale czy naprawdę takim problemem było umieszczenie słuchawkowego gniazda 6,3 mm na przedniej ściance lub dodanie łączności bezprzewodowej w jakiejkolwiek postaci? Dobrze, rozumiem że wysoką jakość dźwięku zapewnia jedynie podłączenie komputera przez USB lub sieć przewodową, jednak nawet do posiadacza H360 prędzej czy później przyjdzie kolega, który tydzień wcześniej kupił amplituner Denona lub Yamahy za ułamek ceny flagowego Hegla, i nieuchronnie zapyta czy może puścić muzykę ze swojego telefonu. Przez AirPlay się uda, ale przez Bluetooth - nie.
Czy H360 ma system korekcji akustyki mierzący pomieszczenie odsłuchowe za pomocą małego mikrofonu? Czy za dotknięciem kilku przycisków na telefonie może stać się elementem systemu multiroom? Czy można bez pomocy komputera podłączyć go do swojego konta w serwisie Spotify czy TIDAL? No nie, nie wiedzieć czemu te udogodnienia pozostają normą w świecie budżetowych amplitunerów, a w krainie hi-endowych wzmacniaczy są praktycznie nieznane. Tak naprawdę największe powody do zadowolenia będą mieli użytkownicy komputerów z nadgryzionym jabłkiem. To właśnie z nich korzystają ludzie z Hegla i to niejako pod nie projektowane są nowe urządzenia tej marki. Podczas większości pokazów H360 będzie zapewne pracował jako element systemu AirPlay. Druga opcja to podpięcie do niego komputera lub dysku sieciowego i słuchanie zgromadzonych na nim plików. Tak naprawdę audiofilom niewiele więcej potrzeba do szczęścia. A jeśli ktoś potrzebuje powiedzmy Wi-Fi czy obsługi Spotify z poziomu hardware'u, będzie musiał zaopatrzyć się w oddzielny streamer i po temacie.
W codziennym użytkowaniu Hegel jest bardzo przyjemny i przewidywalny. Umieszczenie głównego włącznika na spodzie obudowy można odczytywać jako wyraźny sygnał, aby wyłączać wzmacniacz tylko wtedy, gdy naprawdę mamy pewność, że przez dłuższy czas nie będziemy go używać. Tryb czuwania jest realizowany przez wyciszenie - odcinany jest wówczas dopływ prądu do kolumn i sygnał na regulowanym wyjściu RCA. Niebieski wyświetlacz również można wtedy wygasić za pomocą pilota. O łączności z domową siecią informuje mała diodka na wyświetlaczu, która powinna migać gdy pojawią się problemy z połączeniem. Generalnie ponieważ mamy tylko gniazdo RJ-45, nie powinno być z tym żadnych problemów, jednak w instrukcji obsługi producent daje nam różne wskazówki odnośnie pracy wzmacniacza w trybie sieciowym. To samo dotyczy funkcji AirPlay - wszystko jest rozpracowane dosyć dokładnie, a na stronie firmy dostępne są też oddzielne poradniki. Możliwość odtwarzania plików DSD oznacza, że przy podłączeniu H360 do komputera należy od razu pobrać i zainstalować sterowniki. Co ciekawe, flagowa integra może również pracować z zewnętrznym przetwornikiem w systemie DAC Loop. W dużym skrócie polega to na tym, że H360 odbiera wówczas sygnał z komputera, następnie podaje go jednym z wyjść cyfrowych do przetwornika (na przykład HD25 lub dopracowywanego właśnie HD30), a stamtąd sygnał w postaci analogowej trafia do wejść XLR lub RCA we wzmacniaczu. Wierzcie lub nie, ale daje to naprawdę ciekawe efekty. Zaciekawił nas również przycisk DAC+ na pilocie, ale służy on do wykonywania czynności takich, jak ustawienie początkowego poziomu głośności (czyli takiego, jaki pojawi się na wyświetlaczu po włączeniu wzmacniacza) lub przywrócenia ustawień fabrycznych.
Zamiast gniazdek do podłączenia telefonu, z tyłu mamy na przykład komplet gniazd cyfrowych i złącza pozwalające na przykład podłączyć do Hegla subwoofer, drugą końcówkę mocy lub samego H360 zamienić w końcówkę mocy za pomocą gniazda HT. Ogólnie H360 to potężny wzmacniacz, który w odpowiedniej konfiguracji może być jedynym klockiem w naszym systemie. W jakiej? Ano takiej, która zdaniem konstruktorów tego piecyka pozwoli na wydobycie z niego najlepszego brzmienia. Wystarczy podłączyć do niego komputer i dobre kolumny - w tym momencie już można rozpocząć słuchanie. A to chyba niewielkie wymagania. Po drugie, jeśli producent nie rozmieniał się na drobne i nie rozwalał budżetu na trzydzieści rozmaitych gniazdek z tyłu i dziesięć z przodu, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że praktycznie cała kasa poszła na to, co najważniejsze - sekcję wzmacniacza i przetwornik cyfrowo-analogowy. Są dwie metody aby to sprawdzić - pierwsza to odsłuch, a druga - zajrzenie Heglowi do bebechów. Obie zamierzam właśnie zastosować.
Brzmienie
Zanim przejdę do tego, jak H360 sprawował się w naszym redakcyjnym systemie odsłuchowym, krótkie wspominki z Norwegii. Tam nie tylko słuchałem opisywanego wzmacniacza po raz pierwszy, ale też miałem okazję porównać go z innymi konstrukcjami Hegla, od H80 po najdroższą dzielonkę P30 + H30. Ponieważ różnica między H160 a H300 była spora, nie spodziewałem się cudów po zmianie wzmacniacza na H360. Byłem przekonany, że delikatnie poprawi się kilka aspektów prezentacji takich, jak dynamika, przejrzystość czy przestrzeń, ale zmiana była ogromna. Zrobiło się, hmm, inaczej... Oczywiście przy zachowaniu wszystkich zasad kształtowania poprawnego brzmienia. Każdy znawca tematu wie, że norwescy inżynierowie wysoko cenią sobie neutralność i idealną równowagę tonalną połączoną z przezroczystą barwą. W naturze nie istnieje Hegel grający w sposób dziwny, nienaturalny i jedyny w swoim rodzaju. Wszystko odbywa się w zgodzie ze wszystkimi audiofilskimi zasadami, a przewagę nad innymi urządzeniami Hegel starał się zawsze wypracować w dziedzinie energii, dokładności, poprawnego oddania barw i detali, kształtowania przestrzeni czy szeroko pojętego realizmu. Drobiazgi? Tak, jednak razem potrafią zrobić dużą różnicę.
Dokładnie tak było podczas odsłuchu w Oslo. H360 pokazał o wiele więcej od H300 we wszystkich wspomnianych dziedzinach, ale jego brzmienie było także gładsze, płynniejsze i przyjemniejsze. Z jednej strony, na przykład w sposobie prezentacji niskich tonów, ładował niemiłosiernie, dając wspaniałą szybkość i głębię. W zakresie średnich i wysokich częstotliwości pozostawał neutralny, oferując lepszą rozdzielczość i grając po prostu bardziej przekonująco. Z drugiej - wszystko to było podane w sposób całkowicie fizjologiczny. Bas miał nie tylko kontury, ale też wypełnienie i mięcho, a wokaliści byli ewidentnie ludźmi, a nie robotami. Przez chwilę miałem nawet ochotę nazwać dźwięk H360 lampowym, ale to by było przegięcie ponieważ flagowy Hegel nie kombinuje w kwestii barwy ani równowagi tonalnej. Pierwiastek muzycznej przyjemności w jego wydaniu nie polega na podgrzewaniu i przybliżaniu - jest to raczej coś w rodzaju analogowej płynności. Nie wiem w jaki sposób się to udało, ale Norwegowie uciągnęli dwa projekty za jednym zamachem - uczynili brzmienie H360 bardziej dynamicznym i rozdzielczym od H300, a jednocześnie dodali do niego coś bardzo miłego, pięknego, powiedziałbym nawet - magicznego. A skąd to się wzięło? Odpowiedź na to pytanie poznałem, kiedy H360 został zamieniony na hi-endową dzielonkę P30 + H30. Taaak... Oprócz testowanej integry, tylko ta konstrukcja potrafiła dać taką gładkość i spójność. Tyle, że komplet P30 + H30 kosztuje 73400 zł i wykorzystuje tranzystory, które nie są już produkowane, natomiast H360 jest sprzedawany za 21999 zł i nie trzeba sprowadzać go na zamówienie - jest już dostępny w co najmniej kilku sklepach w Polsce i nic nie wskazuje na to, aby Hegel zamierzał prędko wycofać go z oferty.
Drugi odsłuch flagowej integry Hegla był równie ciekawy ponieważ odbył się w ramach Słuchawkowego Weekendu StereoLife. Podczas imprezy prezentowane były głównie nauszniki i urządzenia zaprojektowane do współpracy z nimi, ale co dwie godziny odpalaliśmy również duży system stojący w naszej sali odsłuchowej, a w nim dwie premiery - wieża T+A z najnowszej serii R i właśnie H360. Towarzyszyły im kolumny Focal Diva Utopia BE, kable Tellurium Q i zasilanie Enerra. Pliki i płyty odtwarzała wielofunkcyjna maszyna T+A MP 2000 R, a wzmacniacze były przełączane do każdego odsłuchu - T+A PA 2000 R grał na zmianę z Heglem. Porównanie bardzo ciekawe ponieważ oba piecyki są zbliżone cenowo, a i wysoki status tych marek w audiofilskim świecie jest rzeczą niepodważalną. No i cóż nam z tego wyszło? PA 2000 R pokazał fantastyczną dynamikę, przejrzystość i brutalną kontrolę nad dźwiękiem, natomiast H360, przy zachowaniu wszystkich zalet niemieckiego wzmacniacza, zagrał bardziej analogowo, płynnie i z większą, bardziej wciągającą i wypełnioną pogłosem przestrzenią. Norweski piec oferował też większą moc - można było przywalić nim znacznie mocniej i dojść do poziomu koncertowego bez zniekształceń. Kiedy próbowaliśmy rozkręcić PA 2000 R do tej granicy, po minucie włączyło się zabezpieczenie przed przegrzaniem i odłączyło nam sygnał na kilka sekund. Dla mnie Hegel sprawdził się w tym systemie o wiele lepiej, a ogólne wrażenia po porównaniu obu wzmacniaczy potwierdzili inni uczestnicy imprezy, przy czym niektórzy byli zdania, że wykorzystane przez nas Focale grały zbyt szczegółowo. Należy jednak dodać, że dostarczony do nas H360 miał już okazję wcześniej pograć jakieś dwa tygodnie, natomiast komplet T+A był dosłownie wyjęty prosto z pudełka i postawiony praktycznie na zimno - nie przepracował nawet pełnej doby. Mimo to, odsłuch porównawczy wykazał, że flagowy Hegel daje sobie radę nie tylko w starciu z urządzeniami z własnej stajni, ale także z konkurencyjnymi modelami równie uznanych producentów.
Po tych dwóch przygodach zasadniczo wiedziałem już, czego można się spodziewać po H360, więc krytyczny odsłuch w kontrolowanych warunkach był tylko formalnością. Liczyłem na to, że jeszcze coś w brzmieniu tego wzmacniacza odkryję, a może nawet przyłapię go na jakichś mniejszych lub większych przewinieniach, ale niestety zbyt szybko zapomniałem o tym, że mam go przetestować, a nie siedzieć na kanapie sprawiając sobie przyjemność. Nic jednak nie poradzę na to, że Hegel głównie do tego został stworzony. Przy całej swojej dynamice i przejrzystości, nie jest to wzmacniacz stawiający sobie za cel zmiażdżenie odbiorcy dźwiękiem. H360 skupia się raczej na doprowadzeniu brzmienia do postaci bardzo bliskiej temu, co postrzegamy jako stuprocentowy realizm. Osiąga to poprzez jednoczesne pilnowanie wielu aspektów prezentacji takich, jak równowaga tonalna, neutralna barwa, szybkość czy wierne oddanie detali. Dzięki temu muzyka jest formowana jako całość, jednak na audiofilach mających na koncie odsłuchy wielu wzmacniaczy z tej półki, szczególne wrażenie zrobi zapewne kontrola niskich tonów i szybkość reakcji na impulsy dynamiczne, a także wspominana już wielokrotnie płynność i spójność. Można powiedzieć, że w niektórych aspektach H360 brzmi jak konstrukcja, jeśli nie lampowa, to na pewno hybrydowa. Jego umiejętność różnicowania barw i prezentowania muzyki w sposób organiczny, przyjemny i analogowy przywodzi na myśl starsze urządzenia Musical Fidelity, Densena i Electrocompanieta. Mówiono o nich "lampowe tranzystory" i było w tym wiele prawdy. H360 ma w sobie mimo wszystko więcej tranzystorowego charakteru - jest równy, piekielnie mocny i bardzo rzetelny. Jednak kiedy wsłuchacie się w wokale i przyjrzycie się organizacji przestrzeni... Hmm, czy aby na pewno gdzieś tam nie schowano jednej, małej, podwójnej triody?
Na koniec zostawiłem sobie zabawę przetwornikiem - ta funkcja wzbudza zwykle najwięcej emocji. Być może dlatego, że w odniesieniu do wcześniejszych konstrukcji Hegla poszła w świat informacja mówiąca, że w każdym z tych wzmacniaczy siedział przetwornik przeszczepiony z oddzielnych DAC-ów tej marki, które swoje też kosztują. H80 miał mieć na pokładzie przetwornik tej klasy, co HD12, a wewnątrz H160 miał już siedzieć praktycznie cały HD25. Szczerze mówiąc, nie do końca wiem skąd wzięły się te doniesienia ponieważ sam producent nigdy nie opowiadał takich historii. Domyślam się, że tak entuzjastyczne opinie zostały wymyślone na jakimś wczesnym etapie sprzedaży tych urządzeń lub też wzięły się z porównania układu gniazd cyfrowych we wzmacniaczach z tym znanym z modeli HD12 i HD25. Hegel nie jest jednak głupi i w swoich integrach nie stosował dokładnie tych samych rozwiązań, przeniesionych na zasadzie jeden do jednego, więc jego przetworniki mimo wszystko grały lepiej niż te wszczepione do wzmacniaczy. Nie zmienia to jednak faktu, że i te układy "dawały radę", pozwalając użytkownikom od razu cieszyć się muzyką z komputera lub innego źródła cyfrowego. W jak jest w przypadku H360? Tutaj przetwornik nie tylko daje radę, ale zapewnia brzmienie wysokiej próby, bez żadnego "ale". Nie podejmuję się porównywać go z HD25 bo nie miałem do dyspozycji tego modelu, ale jak dla mnie DAC w H360 byłby w zupełności wystarczający. To jest coś więcej, niż gniazdko USB dla początkujących lub przetwornik na start, obliczony na pracę przez kilka miesięcy, dopóki właściciel nie uzbiera środków na coś porządnego. Tutaj można od razu słuchać i cieszyć się, że nasz wzmacniacz ma na pokładzie przetwornik naprawdę wysokiej jakości, obsługujący nawet gęste pliki. A kiedy w końcu przyjdzie nam apetyt na coś lepszego... Wtedy być może Hegel oficjalnie zaprezentuje już model HD30. Gwarantuję, że jest na co czekać.
Co to wszystko oznacza? Przede wszystkim to, że naprawdę ciężko jest sobie wyobrazić sytuację, w której H360 ewidentnie się komuś nie spodoba. Podobnie jak w przypadku najtańszego H80, który sprawdził się w najróżniejszych systemach, tak i tutaj naprawdę trudno będzie wstrzelić się w kolumny, źródła i kable, z którymi Hegel nie zagra. Dodajmy do tego potężną moc i wbudowane funkcjonalności cyfrowo-sieciowe, a otrzymamy coś, co dla wielu audiofilów jest dosłownie i w przenośni wzmacniaczem docelowym. Owszem, można sobie do niego dokupić oddzielny przetwornik lub streamer, można też podłączyć gramofon lub odtwarzacz CD jeśli kogoś interesują takie formaty, ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z prawdziwą superintegrą - wzmacniaczem oferującym jakość brzmienia porównywalną z tym, co oferują ekstremalnie drogie i niepraktyczne dzielonki. Nawet jeśli macie hi-endowe kolumny warte 3-4 razy tyle co H360, istnieje spore prawdopodobieństwo że spokojnie sobie z nimi poradzi, a nawet pogoni kocura kilku droższym, piękniejszym i bardziej błyszczącym wzmacniaczom.
Budowa i parametry
Hegel H360 to wzmacniacz zintegrowany dysponujący mocą 250 W na kanał przy ośmiu omach i 420 W na kanał przy czterech omach. Zastosowano w nim szereg firmowych technologii takich, jak DualAmp, DualPower czy SynchroDAC, ale najważniejszą jest bez wątpienia system SoundEngine najnowszej generacji. W dużym skrócie jest to technologia pozwalająca na znaczne ograniczenie lub wręcz wyeliminowanie zniekształceń poprzez ich wychwycenie, odwrócenie i dodanie w tej lustrzanej formie do oryginalnego sygnału. Można to potraktować jako coś w rodzaju "pętli kasującej zniekształcenia" działającej na podobnej zasadzie, co systemy redukcji hałasu stosowane w niektórych słuchawkach. Efektem ubocznym jest również możliwość zastosowania w poszczególnych sekcjach wzmacniacza dokładnie takich elementów, jakie najlepiej się do tego nadają, bez oglądania się na potencjalny wzrost zniekształceń wynikający z charakterystyki takich czy innych tranzystorów. Najbardziej imponującym parametrem nowego Hegla jest współczynnik tłumienia na poziomie 4000. Odstęp sygnału od szumu jest większy niż 100 dB, a pasmo przenoszenia rozciąga się od 5 Hz do 180 kHz. Cały wzmacniacz waży 20,5 kg.
Jeśli ktoś uzna, że z przodu H360 wygląda zbyt minimalistycznie, powinien zajrzeć mu pod maskę. Stalowa pokrywa mocowana na cztery śruby odsłania całe piękno norweskiego wzmacniacza. Nie ma co owijać w bawełnę - tak powinien wyglądać hi-endowy piecyk. Wnętrze podzielono na kilka najważniejszych sekcji, przy czym wrażenie robi zarówno symetria całego układu, jak i schludność montażu. Jeśli uważnie przyjrzycie się rozbieranym zdjęciom, zauważycie, ze nawet przewody biegnące po bokach są prowadzone identycznie i mocowane do obudowy w tych samych punktach. W oczy rzuca się przede wszystkim ulokowany w centrum, potężny transformator toroidalny z wieloma odczepami dla poszczególnych sekcji wzmacniacza. Za nim jest także drugi, mniejszy toroid obsługujący prawdopodobnie część cyfrową, którą zmontowano na kilku płytkach w pobliżu gniazd. Mamy tu zarówno przetwornik, jak i kartę sieciową oraz osobną płytkę z wejściowymi układami analogowymi. Końcówki mocy umieszczono pionowo, po bokach, przy masywnych aluminiowych radiatorach. Hegel zapewnia, że tranzystory są ręcznie mierzone i parowane, aby uzyskać dokładniejsze brzmienie i powtarzalność parametrów. Jakość zastosowanych komponentów nie pozostawia pola do krytyki. Na płytkach zobaczymy na przykład przetwornik AKM 4490EQ, a w pobliżu terminali głośnikowych - rezystory drutowe Arcol HD50 w aluminiowych obudowach. Piękna robota.
Konfiguracja
T+A MP 2000 R, T+A PA 2000 R, T+A E-Serie Power Plant Balanced, Naim CD 5XS, Rega RX5, Focal Diva Utopia BE, Equilibrium Ether Ceramique, Cardas Clear Light, Albedo Geo, Enerr AC Point One, Enerr Symbol Hybrid, Solid Tech Radius Duo 3.
Werdykt
Od dłuższego czasu zastanawiałem się, kiedy Hegel zaprezentuje nam wzmacniacz zdolny powtórzyć sukces H80. Nie spodziewałem się, że takim strzałem będzie model flagowy, bo przecież to już zupełnie inna półka i nieporównywalnie większe pieniądze. Ale wiecie co? Dla mnie to właśnie H360 ma wszystkie zalety H80, z tym, że po prostu przenosi je na wyższy, stricte hi-endowy poziom. Norweska superintegra jest przede wszystkim rewelacyjnym, uniwersalnym piecem, który nie boi się żadnych wyzwań i oferuje brzmienie bliskie temu, co można usłyszeć w wydaniu topowej dzielonki Hegla. Wiem, że 21999 zł to spora kupka banknotów, ale kiedy zdacie sobie sprawę z tego, że komplet P30 + H30 kosztuje prawie trzy razy tyle, kiedy usłyszycie jak H360 wypada w porównaniu z niektórymi wzmacniaczami za trzydzieści czy czterdzieści tysięcy, natychmiast zmienicie punkt widzenia. Jeśli potrzebujecie wzmacniacza "na resztę życia", jeśli jesteście zmęczeni zabawą w półśrodki, jeśli potrzebujecie napędzić trudne kolumny bez uciekania się do monobloków wielkości subwoofera, albo jeśli po prostu chcecie mieć stuprocentowo hi-endowy system w jednym pudełku - posłuchajcie koniecznie.
Dane techniczne
Moc: 2 x 250 W/8 Ω, 2 x 420 W/4 Ω
Wejścia analogowe: 1 x XLR, 1 x RCA, 1 x HT
Wyjścia analogowe: 2 x RCA (stałe i regulowane)
Wejścia cyfrowe: 3 x optyczne, 1 x koaksjalne, 1 x USB, 1 x RJ45
Wyjścia cyfrowe: 1 x koaksjalne
Stosunek sygnał/szum: >100 dB
Pasmo przenoszenia: 5 Hz - 180 kHz
Współczynnik tłumienia: >4000
Gniazda głośnikowe: 1 para
Zdalne sterowanie: +
Wymiary (W/S/G): 12/43/43 cm
Masa: 20,5 kg
Cena: 21999 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Moje Audio.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze