YBA Heritage D100
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Przeglądając ofertę salonów ze sprzętem audio można zauważyć, że rynek ten w coraz mniejszym stopniu tworzą tak zwani giganci, a w coraz większym - stosunkowo niewielkie, wyspecjalizowane manufaktury. Widać to także na różnego rodzaju wystawach i prezentacjach, gdzie teoretycznie wszystkie karty powinni rozdawać najwięksi gracze, a tymczasem największą siłę stanowią firmy tworzące sprzęt dla bardzo konkretnego klienta - audiofila szukającego jakości i filozofii brzmienia, której mógłby pozostać wierny. Aby wszystko się zgadzało, potrzebujemy firmy założonej kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu przez melomana-wizjonera, któremu nie odpowiadało brzmienie dostępnych na rynku wzmacniaczy lub kolumn, więc wyrzucił z kuchni żonę, wypchnął z garażu samochód i zaczął dniami i nocami lutować kable. W katalogu takiej marki powinny rządzić wzmacniacze, najlepiej dzielone, a oprócz nich powinniśmy mieć do wyboru trochę firmowych źródeł - przetworników, odtwarzaczy płyt kompaktowych, może jakiś streamer i phono stage plus kilka akcesoriów - bajeranckie piloty, firmowe interkonekty, listwa sieciowa i coś w rodzaju kolców lub drewnianych podkładek pod kable głośnikowe. Cenowo - od średniej półki po ekstremalny hi-end. Dziś testujemy urządzenie takiej właśnie firmy - YBA.
Nazwa francuskiej manufaktury gwarantuje jej ostatnie miejsce na listach uszeregowanych alfabetycznie, a pochodzi oczywiście od imienia i nazwiska założyciela. Yves-Bernard André wygląda na bardzo sympatycznego gościa, a projektowaniem sprzętu audio zajmuje się od 1971 roku. Pasja przerodziła się w jego sposób na życie dziesięć lat później, kiedy to zdecydował się założyć własną firmę. Podczas projektowania swoich urządzeń, Yves-Bernard André kieruje się czterema podstawowymi zasadami. Pierwsza - jakość to stan umysłu. Druga - wszystko jest kwestią pasji i doświadczenia, a nie przyjętych standardów. Trzecia - technologia nie jest celem samym w sobie. Czwarta - przyjemność płynąca ze słuchania muzyki powinna być naszym jedynym przewodnikiem. Trudno się z tym nie zgodzić, prawda? Francuska firma zaczynała od dwóch produktów - przedwzmacniacza i końcówki mocy. Z czasem jej katalog zaczął zapełniać się nowymi modelami, aż wyewoluował do stanu dzisiejszego czyli pięciu kompletnych serii urządzeń - Design, Heritage, Genesis, Passion i Signature. Do tego dochodzą firmowe interkonekty i kable głośnikowe. Producent zapewnia, że schematy obwodów elektronicznych stosowanych w jego urządzeniach to esencja prostoty i elegancji, a elementy takie, jak tranzystory czy kondensatory są selekcjonowane pod kątem jakości dźwięku. Yves-Bernard André ma także hopla na punkcie wibracji oraz zakłóceń elektromagnetycznych, a jednym z jego ciekawszych pomysłów było stosowanie diamentowych podkładek między tranzystorami a radiatorami. Tam, gdzie to możliwe, YBA korzysta także z usług lokalnych poddostawców. Złącza, przewody, transformatory i rezystory, a nawet cyna używana do ich lutowania - wszystko to jest produkowane we Francji. A zatem wszystko się zgadza, prawda? Ale jak w prawdziwym teście wypadnie nasz przetwornik?
Wygląd i funkcjonalność
Modele z serii Heritage mają to do siebie, że z zewnątrz bardziej przypominają urządzenia z topowych serii, a cenowo plasują się niewiele wyżej od klocków z podstawowej linii Design. D100 już od pierwszej minuty przypadł mi do gustu - to pełnowymiarowy DAC w obudowie wykonanej w całości ze szczotkowanego, anodowanego na czarno aluminium. Może dla niektórych to bez znaczenia, ale moim zdaniem audiofilski sprzęt nie powinien prezentować się dobrze tylko z przodu. Szczególnie, że w wielu przypadkach jego naturalnym miejscem urzędowania będzie jakaś reprezentacyjna komoda lub piękny, antywibracyjny stolik, a nie zawalona gratami meblościanka. Jeszcze bardziej od dostarczonej do testu wersji w kolorze czarnym podoba mi się D100 w kolorze srebrnym, ale może to i dobrze - w końcu nie od dziś wiadomo, że czarny sprzęt gra lepiej. Oprócz pięknej i dopracowanej obudowy, wrażenie robią też detale takie, jak przyciski, gniazda, trzy antywibracyjne nóżki czy metalowy pilot umieszczony w oddzielnym pudełeczku. Sterownik obsłuży cały system, co z pewnością spodoba się posiadaczom innych urządzeń YBA. Jeżeli na bazie D100 będziecie chcieli zbudować kompletną, firmową wieżę, w serii Heritage znajdziecie jeszcze trzy urządzenia - wzmacniacz zintegrowany A100, odtwarzacz płyt kompaktowych CD100 i streamer MP100B.
Wyposażenie i funkcjonalność D100 robi bardzo dobre wrażenie. Na przedniej ściance mamy tylko wyświetlacz i trzy przyciski, za to zaplecze jest o wiele ciekawsze. Sygnał analogowy możemy odebrać za pomocą wyjścia RCA lub XLR. Wejść cyfrowych mamy w sumie cztery - koaksjalne, optyczne, USB i Bluetooth 4.0. W zestawie dostajemy oczywiście plastikową, zginaną antenkę, którą przykręcamy do gniazda Bluetooth i już możemy odtwarzać muzykę na przykład ze smartfona lub laptopa. Naturalnie z audiofilską jakością brzmienia nie ma to wiele wspólnego, ale niektórzy audiofile mają też rodziny, żony, dzieci, przyjaciół (tak, wiem, to dość zaskakujące) i Bluetooth może się im przydać, zresztą nie tylko w takich sytuacjach. Najlepszą jakość dźwięku powinno nam zapewnić wejście USB obsługujące sygnały PCM do 32 bit/384 kHz, a także DSD64 i DSD128. Warto zaznaczyć, że D100 jest pierwszym urządzeniem francuskiej firmy obsługującym DSD, co pozwala sądzić, że zastosowano w nim kości najnowszej generacji. Aby odpalić DSD, posiadacze komputerów z nadgryzionym jabłuszkiem nie muszą robić zupełnie nic, a użytkownicy Windowsa będą musieli pobrać i zainstalować sterowniki dostępne na stronie producenta. Na tylnym panelu znajduje się także jedno wyjście koaksjalne, trójbolcowe gniazdo zasilające i specjalny port służący do aktualizacji oprogramowania.
Minusy? Jak na swoje gabaryty, Heritage D100 jest stosunkowo lekkim urządzeniem. Może nie powinno to nikogo dziwić, bo przecież mamy do czynienia z przetwornikiem, a nie wzmacniaczem czy amplitunerem. Na dodatek jego obudowy nie wykonano z ciężkiej stali wzmacnianej ołowiem i mosiądzem. Aluminiowa skrzynka prawdopodobnie pomaga w eliminowaniu zakłóceń elektromagnetycznych, ale wiadomo - audiofile są przyzwyczajeni do kupowania sprzętu na kilogramy, a tutaj po prostu nie ma żadnych ciężkich elementów, więc deklarowane przez producenta pięć kilogramów to wszystko, na co możemy liczyć. Niektórym może przeszkadzać brak wyjścia słuchawkowego. Szkoda że producent o tym nie pomyślał, ale Yves-Bernard André najwyraźniej nie jest fanem nauszników, bo nawet we wzmacniaczach czy przedwzmacniaczach nie montuje słuchawkowych jacków. Poza tym, nie bardzo mam się do czego przyczepić. DAC ma wszystkie wejścia i wyjścia, jakich moglibyśmy potrzebować i jakie powinien mieć przetwornik z tego przedziału cenowego, jest pięknie wykonany, obsługuje wszystkie gęste pliki aż po DSD128... Pora sprawdzić, jak zagra to francuskie cudo.
Brzmienie
Jeżeli słuchaliście kiedyś kolumn Triangle'a, Focala, Cabasse'a albo Atohma, na pewno wiecie czym jest tak zwana francuska szkoła brzmienia. W przypadku elektroniki ten specyficzny charakter jest zwykle zaznaczony o wiele słabiej, ale jeżeli wiecie czego szukać, zidentyfikujecie go z łatwością. Podobnie jest w przypadku testowanego przetwornika. Już od pierwszych dźwięków w uszy rzuca się ogólna neutralność, przejrzystość i delikatność, a po pewnej chwili zaczynamy już rozumieć, z czego się to bierze. D100 gra po francusku, choć od razu powinienem zaznaczyć, że jest to tylko delikatny szlif stanowiący w sumie niewielkie odstępstwo od umownej linii. Brzmienie jest czyste, zwiewne i dobrze napowietrzone, ale nie można powiedzieć żeby równowaga tonalna była mocno zachwiana. Odchylenia od idealnego zera słychać dopiero na samych skrajach pasma, a i tak trzeba się trochę skoncentrować, aby to zauważyć. Większość słuchaczy pewnie uzna, że dźwięk jest jak najbardziej prawidłowy, może z lekką tendencją do rozjaśniania góry, i prawdę mówiąc będą mieli rację, bo niskie tony nie są ani wycofane ani odchudzone. Francuski przetwornik nie stara się jednak ukrywać swojego charakteru - wiadomo na czym najbardziej mu zależy. Na brzmieniu podanym w naturalny sposób, z zachowaniem właściwych proporcji i barw, ułożone są kolejno specjały francuskiej kuchni - przejrzystość, szybkość, lekkość grania, przestrzeń nasycona świeżym powietrzem i nasycona, dźwięczna góra pasma. Wydawałoby się, że to tylko dodatki, bo przecież YBA nie gra tylko nimi. Ale mimo wszystko to właśnie te cechy decydują o charakterze jego brzmienia.
Muszę przyznać, że takie podejście bardzo mi się podoba. D100 gra wyraziście i nie wstydzi się swojego pochodzenia, ale nie zaniedbuje podstawowych aspektów decydujących o pozytywnym odbiorze brzmienia. Jego konstruktor na pewno wiedział o tym, że nie docenilibyśmy rewelacyjnej przejrzystości i mikrodynamiki gdyby dźwięk był nienaturalnie skrzywiony i nosił zapach sztuczności. Owszem, równowaga tonalna jest minimalnie przechylona na korzyść wysokich tonów, ale jest to element firmowego grania zrealizowany z wyczuciem i smakiem. Dzięki temu każdy odtwarzany utwór brzmi świeżo, ale wciąż poprawnie. Francuski przetwornik potrafi tchnąć w nagrania sporo życia, a jego pełen wigoru charakter najlepiej sprawdza się na płytach, którym z natury brakuje energii i selektywności. Posłuchajcie na nim na przykład pierwszych albumów Nory Jones, a szybko zrozumiecie, o co mi chodzi. "Feels like Home" nagle brzmi tak, jakby wokalistka zgubiła ze trzy kilogramy, a ciasny, jazzowy klub był jakby mniej zadymiony. YBA znakomicie wydobywa z muzyki drobne detale, dzięki czemu odbieramy przekaz jako bogatszy, bardziej pełnowartościowy. Na pochwałę zasługuje także stereofonia. Jeżeli szukacie szeroko kreślonej sceny z precyzyjnie zarysowanymi źródłami pozornymi, bez efektu przybliżania instrumentów do słuchacza, szybko polubicie się z D100. Jeżeli cierpliwie pracowaliście nad ustawieniem kolumn aby uzyskać jak najbardziej punktowe źródła i jak najwięcej powietrza między nimi, francuski DAC pozwoli Wam pójść w tym temacie jeszcze dalej.
Z powyższego opisu chyba dość jasno wyłania się obraz D100 jako urządzenia łączącego naturalne, uniwersalne brzmienie z pewną dozą prawdziwie francuskiego charakteru. Tak rzeczywiście najkrócej można podsumować jego brzmienie i wydaje mi się, że już w tej chwili pojawi się wśród nas wiele osób, które dokładnie czegoś takiego potrzebują. Widzicie, wielu producentów sprzętu przyjęło sobie za punkt honoru dążenie do idealnej równowagi zapominając o tym, że efektem takiego postępowania może być brzmienie nudne, nijakie i pozbawione wyrazu. Dodatkowo jeśli wszyscy będą starali się stworzyć sprzęt dla każdego, to w efekcie nikt nie będzie do końca zadowolony. Tutaj nie ma takiego niebezpieczeństwa. Już po pierwszy odsłuchu będziecie wiedzieć, czy YBA to Wasza bajka czy może nie. Testowany przetwornik powinien spodobać się nie tylko zwolennikom francuskiej szkoły brzmienia, ale także audiofilom, którzy podczas budowania systemu stereo grali zbyt bezpiecznie i w rezultacie otrzymali dźwięk poprawny, ale trochę zbyt grzeczny i pozbawiony życia. Heritage D100 naprawdę potrafi to życie przywrócić, tchnąć w muzykę trochę świeżości, podkręcić tempo i przy okazji wyłowić z nagrań trochę detali, które do tej pory gdzieś umykały. Jeżeli właśnie tego potrzebujecie, posłuchajcie go koniecznie.
Budowa i parametry
YBA Heritage D100 to przetwornik cyfrowo-analogowy wyposażony w łączność Bluetooth. Urządzenie zamknięto w pełnowymiarowej, bardzo estetycznej obudowie wykonanej w całości z aluminium i ustawionej na trzech antywibracyjnych nóżkach. Sercem DAC-a jest kość Texas Instruments PCM1795 zaaplikowana ze stałym upsamplingiem do 32 bitów i 192 kHz. Przetwornik przyjmuje sygnały PCM w jakości do 32 bit/384 kHz oraz DSD64 i DSD128. Niemal wszystkie podzespoły elektroniczne za wyjątkiem przełączników i płytki obsługującej wyświetlacz zgromadzono w pobliżu tylnej ścianki. Oprócz głównej płytki z układami elektronicznymi i zawieszonego piętrowo modułu z odbiornikiem Bluetooth i USB, mamy tu także zasilacz bazujący na średniej wielkości transformatorze typu R-Core. Producent na swojej stronie informuje, że tam gdzie to możliwe wykorzystano podzespoły produkowane na zamówienie YBA we Francji. Możliwe, że tak jest, aczkolwiek napis "Designed in France" z tyłu obudowy sugeruje, że ostateczny montaż odbył się gdzie indziej. Możliwe, że jest to owoc współpracy YBA z firmą Shanling, znaną z produkcji bardzo odjechanych komponentów przypominających wręcz małe statki kosmiczne. Przyznam, że szczegóły tej współpracy nie są mi znane i nie wiem czy w ogóle mnie to interesuje. W sieci krążą różne pogłoski na ten temat - a to że obudowy są produkowane w Chinach, a to że Shanling kupił markę YBA zachowując cały jej dorobek i zaplecze, a to że Yves-Bernard André sprzedał firmę swojemu koledze, który następnie obiecał odsprzedać ją Shanlingowi pod warunkiem że Yves-Bernard André zostanie zatrudniony jako główny projektant i wciąż będzie mógł projektować urządzenia po swojemu... Szczerze mówiąc, nie wiem czy komukolwiek w realnym świecie robi to jakąś różnicę. Robi? Jeśli tak, to może będziecie zbulwersowani, ale w mojej ocenie 80% firm w branży audio działa już na takiej zasadzie. Sprzęt jest owszem projektowany we Francji, Szwecji czy Norwegii, ale produkcja odbywa się w Chinach. Nie mówię, że popieram takie działania, bo jestem przeciwnikiem globalizacji i wolałbym żeby każda firma działała u siebie, korzystała z usług lokalnych poddostawców i tak dalej, ale takie przypadki też mamy. Wystarczy wymienić takie marki, jak T+A czy Unison Research. Można kupić stuprocentowo niemiecki wzmacniacz montowany przez Niemca, z niemieckim powietrzem w obudowie? Jasne. Można mieć wzmacniacz lampowy, w którym nawet drewniane, ozdobne deseczki polerował włoski stolarz, a lampy do pudełka pakowała urocza brunetka? Można. Tyle, że wtedy rozmowa zaczyna się raczej od dziesięciu tysięcy złotych, a za sześć można kupić, no nie wiem, może wzmacniacz słuchawkowy? Tutaj natomiast dostajemy naprawdę dobry, audiofilski przetwornik w pięknej, aluminiowej obudowie. Wydaje mi się, że to uczciwa propozycja.
Konfiguracja
Audio Phycis Cardeas 30 LJE, Audiovector Ki3 Super, Pylon Audio Diamond 25, T+A E-Serie Music Player Balanced, T+A E-Serie Power Plant Balanced, Fezz Audio Titania, kable Cardas Audio Parsec (głośnikowy, interkonekt i zasilające), listwa T+A PowerBar 2+5.
Werdykt
YBA Heritage D100 to urządzenie, w którym wszystko się zgadza - jest tak, jak powinno być. Nawet brzmienie jest umiarkowanie francuskie, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Testowany przetwornik to przede wszystkim propozycja dla audiofilów, którzy szukają czegoś lepszego niż biurkowy DAC zasilany ładowarką od starego telefonu, ale nie potrzebują jeszcze iść na całość i nie chcą lub nie mogą celować w hi-endowe źródła w pięciocyfrowych cenach. Brzmieniowo sprawdzi się w systemach neutralnych lub takich, którym brakuje przejrzystości i selektywności. Dodatkową zachętą niech będzie naprawdę dobre brzmienie w przypadku połączenia bezprzewodowego. Nawet jeśli należycie do zdeklarowanych fanów plików hi-res i nie trzymacie na dysku nic innego, prędzej czy później zechcecie puścić muzykę przez Bluetooth i na pewno będzie grało lepiej, niż z głośnika wielkości puszki coli.
Dane techniczne
Rodzaj przetwornika: 32 bitowy
Napięcie wyjściowe: 2,0 V (RCA), 4,0 V (XLR
Wejścia cyfrowe: optyczne, koaksjalne, USB, Bluetooth 4.0
Wyjścia analogowe: RCA, XLR
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz
Stosunek sygnał/szum: 135 dB
Zniekształcenia: 0,0006%
Wymiary (W/S/G): 11,8/43/37,2 cm
Masa: 5 kg
Cena: 5900 zł
Sprzęt do testu udostępnił salon Audio-Mix.
Zdjęcia: Marcin Jaworski, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze