Bannery górne wyróżnione

Bannery górne

A+ A A-

Astell&Kern Kann Cube

Astell&Kern Kann Cube

W wariackich czasach rodzą się wariackie koncepcje i wynalazki. Często są to pomysły, które teoretycznie nie mają prawa się udać i którym początkowo nikt nie daje żadnych szans, a kiedy ktoś wreszcie podejmie ryzyko i zdecyduje się wprowadzić je w życie, okazują się spektakularnym sukcesem. Wyobraźcie sobie, że mamy rok 2013. Mieszkacie w Korei Południowej. Zajmujecie się projektowaniem i produkcją przenośnych odtwarzaczy muzycznych, zwanych potocznie empetrójkami. Niestety, zainteresowanie nimi ciągle słabnie, bo ludzie masowo przesiadają się na smartfony. Player stworzony tylko i wyłącznie z myślą o odtwarzaniu plików może oferować wyższą jakość brzmienia, tak samo, jak cyfrowa lustrzanka wciąż robi lepsze zdjęcia. Ale typowego użytkownika to nie interesuje. Wcześniej nie miał wyboru i jeśli chciał słuchać muzyki poza domem, musiał kupić sobie empetrójkę, choćby i taką najtańszą. Teraz może wszystko to mieć w telefonie, który przy okazji pozwoli mu słuchać radia albo zainstalować aplikację nowego serwisu oferującego muzykę prosto z sieci, bez ściągania plików i kupowania dodatkowych kart pamięci. Co robicie? Przerzucacie się na produkcję telefonów? Otóż nie. Zamiast tego, powołujecie do życia nową markę i wprowadzacie na rynek przenośne odtwarzacze lepsze i droższe niż wszystko, co świat widział do tej pory. Szaleństwo? Pewnie tak, ale właśnie taką decyzję podjęli wówczas właściciele firmy Iriver. Do pierwszych modeli wypuszczonych pod marką Astell&Kern wpakowali kości, które widywało się raczej w stacjonarnych, audiofilskich odtwarzaczach i przetwornikach. Cztery i pół tysiąca złotych za urządzenie, które mamy nosić w kieszeni? Wtedy wydawało się to kompletnie absurdalne, ale Koreańczycy wiedzieli, że jeśli playery w ogóle miały przetrwać w starciu ze smartfonami, nie mogły grać od nich odrobinę lepiej. Musiały zostawiać je daleko w tyle. Na pewno widzieli też rodzący się na ich oczach trend. Powstawały coraz lepsze i coraz droższe odtwarzacze takich marek, jak HiFiMAN, Colorfly, iBasso czy Monster Audio. Postanowili więc na dzień dobry wszystkich przebić, a potem poszło już z górki i przebijali tylko samych siebie.

AK120, AK240, AK380... Z każdym kolejnym modelem poprzeczka szybowała do góry. Pojawiały się coraz piękniejsze, bardziej luksusowe obudowy, nowe funkcje, audiofilskie podzespoły i gadżety dla prawdziwych hardcore'owców. Pomysł stworzenia serii przenośnych odtwarzaczy dla najbardziej wymagających klientów przyjął się tak szybko, że Koreańczykom całkowicie puściły hamulce. W tym samym kierunku zmierzał rynek słuchawek, co dodatkowo, w zupełnie naturalny sposób napędzało zapotrzebowanie na coraz lepszy sprzęt stacjonarny i przenośny. Wystarczyło kilka lat, aby Astell&Kern przebił poziom dwudziestu tysięcy złotych za "empetrójkę". I choć był to sprzęt ze wszech miar imponujący, szefowie firmy chyba wreszcie zorientowali się, że uderzyli w szklany sufit. Poczuli opór materii. Zdali sobie sprawę, że dalej to już nie pójdzie. W związku z tym zaczęli szukać innych rozwiązań. Przede wszystkim, wrócili do odtwarzaczy, które owszem oferowały bardzo dużo i pozwalały uzyskać rewelacyjną jakość dźwięku nawet z hi-endowymi słuchawkami, ale nie kosztowały tyle, co cztery nowiutkie iPhone'y w najbardziej wypasionej wersji. W pewnym momencie postanowili nawet wrócić do korzeni i wprowadzili do oferty podstawowy model AK70, który dosłownie rozwalił system. Nie grał tak dobrze, jak modele z najwyższej półki, ale był niezwykle sympatyczny, miał mnóstwo ciekawych funkcji (w tym system AK Connect pozwalający słuchać muzyki z udostępnionych folderów i bezprzewodowo podpinać się do innych urządzeń, takich jak streamery czy głośniki sieciowe) i był śmiesznie tani - nawet w porównaniu z kolejnym, już trzykrotnie droższym AK120 II.

Niedawno koreańscy inżynierowie znów zaczęli kombinować. Może poczuli na plecach oddech konkurencji, a może po prostu postanowili eksplorować temat dalej, nie oglądając się na nikogo. Najpierw wprowadzili na rynek całą gamę nowych odtwarzaczy o nieco dziwnych nazwach - A&futura SE100, A&norma SR15 i A&ultima SP1000. Później wykonali lekki zwrot w kierunku sprzętu stacjonarnego. Zresztą nie po raz pierwszy, bo trudno zapomnieć o takich urządzeniach, jak kosmiczny streamer AK500N czy luksusowy zestaw głośnikowy AK T1. Jednym z najnowszych klocków przeznaczonych wyłącznie do użytku domowego jest biurkowy wzmacniacz słuchawkowy z wbudowanym przetwornikiem ACRO L1000. Wśród playerów pojawił się natomiast model o zupełnie innym kształcie, wyraźnie odcinający się od pozostałych DAP-ów tej marki Kann. Idea była prosta, ale całkiem ciekawa. Koreańczycy doszli do wniosku, że z punktu widzenia jakości dźwięku jednym z najlepszych rozwiązań, jakie kiedykolwiek stworzyli było połączenie odtwarzacza AK380 z dedykowanym wzmacniaczem, który przypinało się za pomocą specjalnych uchwytów i śrub. Taki zestaw był oczywiście mniej poręczny, ale kto by się tym przejmował, skoro wciąż dało się go wsadzić do torby lub kieszeni (no, przy odrobinie szczęścia), a z tak bezkompromisowego napędu zadowolone były nawet hi-endowe słuchawki. Największym problemem była cena, więc najdroższe komponenty zastąpiono nieco tańszymi odpowiednikami i zrezygnowano z możliwości rozdzielenia odtwarzacza i wzmacniacza, pakując je do mniej spektakularnej obudowy.

Tak w dużym skrócie narodził się Kann. Spory, grubawy i nieco brzydki player zrobił na rynku niemałe zamieszanie. Projektanci bez skrupułów wykorzystali możliwości, jakie dała im większa puszka. Gniazda na karty pamięci, wyjścia zbalansowane, pojemny akumulator i moc pozwalająca napędzić nawet bardzo wymagające nauszniki. Kann pokazał czym może być przenośny odtwarzacz, jeśli zrezygnujemy z cienkiej, eleganckiej obudowy. A skoro tak, czemu nie pójść w tym kierunku dalej? Koreańczycy zbudowali więc jego większą wersję, w oparciu o trzy dość proste założenia. Po pierwsze, niektórych użytkowników w ogóle nie interesuje czy urządzenie ma wielkość dwóch iPhone'ów X czy czterech iPhone'ów XS Max położonych jeden na drugim. Nawet jeśli obudowa będzie gabarytowo zbliżona do przenośnych odtwarzaczy kasetowych, wciąż będzie to do zaakceptowania. Po drugie, na rynku jest coraz więcej wymagających słuchawek planarnych, w związku z czym nowy player powinien swobodnie poradzić sobie z ich wysterowaniem. I wreszcie po trzecie, skoro już urządzenie będzie miało tak duże możliwości, dlaczego nie wykorzystać go w roli źródła w stacjonarnym systemie audio? Innymi słowy, zróbmy większy odtwarzacz, abyśmy mogli zagonić go do roboty w każdej sytuacji. Rezultatem jest Kann Cube. Prawdziwa bestia wśród DAP-ów.

Astell&Kern Kann Cube

Wygląd i funkcjonalność

Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak wielki jest w rzeczywistości. Do testu otrzymaliśmy fabrycznie nowe urządzenie zapakowane w szczelnie zafoliowane, kartonowe pudełko o całkiem standardowych gabarytach. Zresztą, w środku zwykle można znaleźć sporo akcesoriów, dokumentów i innych bibelotów, więc bez przesady. "Jak duży może być ten Kann Cube? Pewnie będzie trochę większy od AK380 i to wszystko." - pomyślałem. Swój błąd pojąłem dopiero wtedy, gdy otworzyłem pudełko, uniosłem cienki kartonik zabezpieczający zawartość i zobaczyłem, że Kann Cube zajmuje prawie połowę dostępnego wewnątrz miejsca. Spoczywał tam otoczony cienką, piankową wytłoczką, a gdy go wyjąłem, w mig zrozumiałem, że pierwsi recenzenci, którzy mieli z nim kontakt ani trochę nie żartowali. To coś, czego w świecie sprzętu audio nie widzieliśmy już całe wieki. Sprzęt, który zupełnie nie mieści się w dzisiejszych standardach miniaturyzacji i mobilności. Przenośny odtwarzacz, przy którym mój ostatni kieszonkowy kaseciak to lekkie i smukłe pudełeczko! Jak do tego doszło? Pamiętam przecież, jak po latach korzystania z odtwarzaczy kaset i płyt kompaktowych przerzuciliśmy się na pliki. Kiedy byłem poza domem, praktycznie nie rozstawałem się iPodem Shuffle pierwszej generacji, niewiele większym niż typowy pendrive. W sieci znalazłem nawet konferencję prasową podczas której Steve Jobs zaprezentował jego następcę - miniaturowe urządzonko w formie klipsa z przyciskami ułożonymi w charakterystyczny okrąg, gniazdem słuchawkowym i małymi suwaczkami. Trzeba było uważać, żeby go nie zgubić. Chociaż nawet gdyby tak się stało, długo bym nie płakał, bo nowego można było kupić za 249 zł. A jednak dziś trzymam w ręku przenośny odtwarzacz wielkości małej cegły. Gdybym go upuścił, musiałbym nie tylko załatać dziurę w podłodze, ale też zwrócić dystrybutorowi 7499 zł.

Przesada? Dla wielu ludzi na pewno tak, jednak audiofile mogą w tym szaleństwie metodę. Odtwarzacze tej marki sprawdzają się bowiem nie tylko na spacerze czy w podróży. Coraz więcej użytkowników wykorzystuje je także w domu. Dla niektórych melomanów będzie to spore zaskoczenie, ale dzięki łączności bezprzewodowej i wielu innym funkcjom, taki DAP może służyć nam również jako streamer współpracujący z głośnikiem sieciowym lub przetwornik cyfrowo-analogowy podłączony do komputera. Jako właściciel AK70, wiem o tym doskonale, a posiadacze wyższych i nowszych modeli mają zapewne jeszcze więcej ciekawych doświadczeń tego rodzaju. Astell&Kern to nie tylko player, do którego ładujemy pliki i wychodzimy słuchać muzyki spacerując po lesie. Jest to oczywiście jego podstawowe, ale nie jedyne przeznaczenie. Szczególnie interesujący wydaje mi się tutaj tryb DAC-a, który zwalnia nas z konieczności zakupu dodatkowego, stacjonarnego przetwornika z wyjściem słuchawkowym. Można oczywiście powiedzieć, że to nie to samo, jednak kupno jednego naprawdę porządnego odtwarzacza pełniącego kilka różnych funkcji wydaje się lepszym rozwiązaniem niż podzielenie tej samej kwoty na zakup dwóch lub trzech urządzeń. Był taki moment, kiedy z moim AK70 praktycznie się nie rozstawałem. Słuchałem go jeżdżąc samochodem lub komunikacją miejską, w biurze podłączałem go do komputera w trybie DAC-a, a w domu, kiedy nie chciało mi się odpalać całej audiofilskiej aparatury, włączałem AK Connect i łączyłem się z głośnikiem Sonosa. Jestem nawet w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której taki odtwarzacz zastępuje przetwornik lub streamer w systemie stacjonarnym. I chyba ten sam pomysł przyszedł do głowy koreańskim projektantom.

Kann Cube został zbudowany z myślą o dwóch grupach audiofilów. Pierwszą są posiadacze trudnych do napędzenia słuchawek planarnych, którzy mimo wszystko chcieliby używać ich również poza domem. Nie tylko podczas spacerów po mieście, ale także w podróży, w pracy czy podczas dłuższych wyjazdów, kiedy normalnie byliby skazani na kiepskie słuchawki podłączone do smartfona lub głośnik bezprzewodowy. Zabieranie ze sobą słuchawek planarnych może się wydawać co najmniej dziwne, bo takie nauszniki są z reguły duże i ciężkie. Pomijając już fakt, że większość tego typu hełmofonów ma konstrukcję otwartą. Mimo to, wielu melomanów uważa, że skoro kupili wypasione słuchawki, to nie po to, aby leżały w szufladzie lub czekały w domu aż ich właściciel łaskawie wróci z pracy po dwudziestej i może założy je na głowę, a może nie. W dzisiejszych czasach to sprzęt musi się dostosowywać do nas, bo jesteśmy w ciągłym ruchu i wiecznym niedoczasie. Wygospodarowanie godziny na wieczorne słuchanie muzyki w hi-endowych słuchawkach jest dla wielu ludzi większym luksusem, niż sam ich zakup. Prędzej już zagłębią się w świat ulubionych dźwięków jadąc do pracy lub siedząc przy komputerze. Znam co najmniej kilku posiadaczy planarnych nauszników, którzy mają w domu wysokiej klasy sprzęt stereo, ale bardzo rzadko z niego korzystają. Czasami tak, ale słuchawki grają znacznie częściej. A to trzyletnia córeczka śpi w pokoju obok, a to trzeba dłużej zostać w pracy, a to szykuje się trzymiesięczny wyjazd do Londynu... Nie twierdzę, że to standard, ale ogromna popularność hi-endowych nauszników nie wzięła się znikąd. Druga grupa docelowa to właśnie audiofile, którzy prawdopodobnie mieli już do czynienia ze sprzętem Astella albo słyszeli o jego możliwościach i chcieliby wykorzystać takiego DAP-a również w roli źródła w systemie stacjonarnym. No bo właściwie czemu nie? Skoro w środku siedzą wypasione kości, a odtwarzacz spokojnie radzi sobie z wysokiej klasy nausznikami, oferując naturalny, dynamiczny i precyzyjny dźwięk, dlaczego miałby się nie sprawdzić w roli DAC-a lub streamera podłączonego do wzmacniacza i kolumn?

No i proszę, jest. Trzymając go w ręku, ciężko pozbyć się wrażenia, że Koreańczykom tym razem mocno odpierdzieliło, ale przecież nie jest to ani pierwszy kontrowersyjny wynalazek ich autorstwa, ani najbardziej spektakularny przykład niestandardowego myślenia. Pamiętam, kiedy wprowadzili na rynek hi-endowy streamer AK500N, a ich fani narzekali, że nie da się go zabrać na spacer. Aby obalić tę tezę, na jedną z wystaw wysłali człowieka dźwigającego to urządzenie na plecach - na specjalnym stelażu, z podłączonym akumulatorem. Spokojnie można więc uznać, że normalni nie są. Może więc nie powinien nas dziwić przenośny odtwarzacz wielkości kieszonkowego kaseciaka. Pierwsze wrażenie jest jednak niezapomniane. Nie dość, że mamy do czynienia z czymś pomiędzy sprzętem przenośnym a stacjonarnym, to jeszcze od początku mamy pełną świadomość jego bardzo wysokiej jakości. Obudowa "kostki" to w zasadzie jednolita bryła metalu, wyrzeźbiona z jubilerską precyzją i przyozdobiona ciekawymi dodatkami, z których wyróżnia się wielkie pokrętło regulacji głośności i potężny wyświetlacz, ale też umieszczone na lewym boku 5-pinowe gniazdo mini XLR ze złotymi stykami czy "plecki" o ciekawej, eleganckiej fakturze. Ciemnoszara bryła jest tak ostra, a do tego oczywiście tak ciężka, że trzeba obchodzić się z nią delikatnie. W przeciwnym razie można nawet porysować sobie skórę. Gdyby Kann Cube upadł komuś na stopę, na pewno by bolało. Nie wiem czemu, ale kiedy tak na niego patrzyłem, przypomniała mi się reklama pewnego farmaceutyku, gdzie elegancki mężczyzna w garniturze siedzi w ciemnym pomieszczeniu udając mafijnego bossa i mówi, jaki to mam być... Gdyby zamiast tabletek na erekcję zachwalał opisywany odtwarzacz, mógłby powiedzieć "a mój jest wielki, ciężki, twardy, ma większą moc i trzyma do dziewięciu godzin". W tym momencie trzy seksowne dziewczyny mdleją z wrażenia, nasz mafioso wyciąga z kieszeni Cube'a, zazdrośni koledzy kiwają głowami z uznaniem. Napisy. Kurtyna.

Ponieważ z nowymi odtwarzaczami tej marki nie miałem do czynienia od czasu testu AK380, spodziewałem się, że sporo się tu pozmieniało. Okazało się jednak, że firma trzyma się sprawdzonych przepisów, a cały interfejs użytkownika jest z grubsza taki sam, jak w moim AK70. Tutaj mamy oczywiście znacznie większy wyświetlacz, rozszerzoną funkcjonalność i nieco inne ułożenie niektórych elementów, ale generalna koncepcja została zachowana, co bardzo mnie ucieszyło, bo jest to system przejrzysty i elegancki. W pokładowym menu znajdziemy kilka ciekawych funkcji, w tym aktywację wyjścia XLR i możliwość wyboru jednego z trzech trybów wzmocnienia dla wyjścia słuchawkowego. Pierwszą opcję przewidziano dla osób, które zechcą podłączyć odtwarzacz do systemu stacjonarnego. Nie jest to bynajmniej rozwiązanie czysto teoretyczne. Astell&Kern oferuje specjalny kabel PEE41 zakończony dwoma standardowymi wtykami XLR Neutrika. Jeśli więc posiadamy wzmacniacz z takimi wejściami, automatycznie otrzymujemy źródło wysyłające wysokiej jakości sygnał zbalansowany. Szok. A ponieważ wraz z odtwarzaczem do naszej redakcji przyjechał taki właśnie interkonekt, nie mogłem się doczekać aby sprawdzić Kann Cube'a w takiej konfiguracji. Trzy tryby wzmocnienia są natomiast wyraźnym ukłonem w stronę użytkowników trudnych do napędzenia słuchawek, a nawet audiofilów, którzy mają kilka par wysokiej jakości nauszników, z których jedne wymagają solidnego kopa, a inne nie. Należy przy tym zauważyć, że regulacja głośności jest bardzo precyzyjna. Niezależnie od gainu, mamy potencjometr wyskalowany od 0 do 150. Możemy oczywiście skorzystać z pokrętła, jednak kiedy poczujemy tylko jedno kliknięcie, na wyświetlaczu pojawi się ciekawa grafika wyrażająca poziom głośności jakimiś kosmicznymi trójkątami. Aby załatwić sprawę szybciej, możemy więc dotknąć skali i przesuwać ją palcem.

Perspektywa wykorzystania hi-endowego odtwarzacza przenośnego w systemie stacjonarnym wydaje się kusząca, jednak pojawia się tu dość oczywiste pytanie - co ze sterowaniem? Przy każdej zmianie utwory nie będziemy przecież wstawali z kanapy, podchodzili do sprzętu i brali do ręki ważącego niespełna pół kilo playera podłączonego do wzmacniacza kablem XLR. Owszem, nie będziemy. Producent przygotował bowiem aplikację AK Connect na smartfony i tablety z systemem iOS lub Android. Dzięki niej możemy nie tylko przeskanować zasoby naszego urządzenia i "włączyć je do systemu", ale przede wszystkim połączyć się z playerem i sterować nim na odległość, zupełnie jakbyśmy mieli w ręku drugi wyświetlacz z bardzo podobnym ekranem. Reakcja Kann Cube'a na komendy wydawane w ten sposób jest natychmiastowa. No tak - powiecie - ale kupując normalny, stacjonarny streamer otrzymujemy także możliwość słuchania muzyki udostępnionej w lokalnej sieci, na przykład na dysku NAS lub komputerze pracującym w innym pokoju, nie wspominając już o serwisach streamingowych. Otóż tutaj nie jest inaczej. AK Connect bez problemu pozwoli nam dobrać się do plików z NAS-a lub smartfona, a jeśli chodzi o streaming, fabrycznie zainstalowane są apki Deezera i TIDAL-a. To jednak nie koniec, bo dzięki usłudze OpenAPK można też zainstalować inne aplikacje. Ostatecznie mamy do czynienia z urządzeniem pracującym na Androidzie. Aby "odblokować" tę opcję, należy pobrać plik APK ze strony producenta i skopiować go na swój odtwarzacz. Procedura jest może odrobinę skomplikowana, ale dla chcącego nic trudnego. Astell&Kern nie chce udostępnić użytkownikom możliwości zainstalowania absolutnie każdej aplikacji, ale lista serwisów sprawdzonych przez koreańskich inżynierów też jest całkiem długa. Mamy tu takie serwisy, jak Amazon Music, Pandora, SoundCloud, Spotify, TuneIn czy Bandcamp. Jeżeli natomiast zechcemy używać naszego playera w trybie DAC-a, wystarczy pobrać i zainstalować na swoim komputerze odpowiednie sterowniki. Muszę przyznać, że nawet po kilku dniach zabawy z tym odtwarzaczem wciąż odkrywałem w nim coś nowego. Czy mogę podłączyć go do laptopa i obejrzeć jakiś fajny film na Netflixie z hi-endowym dźwiękiem? Tak. Czy mogę podpiąć Astella do wzmacniacza i sterować nim z kanapy, za pomocą smartfona? Jasne. Czy łyknie pliki MQA z TIDAL-a? Bez problemu. Nie wiem ile takich życzeń można jeszcze wymyślać i kiedy natkniemy się na moment, w którym Kann Cube powie "nie", ale ja jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości tego urządzenia. Widziałem streamery za kilkadziesiąt tysięcy złotych, które pod względem funkcjonalności nie dorastają mu do pięt.

Jeżeli uważacie się za hardcore'owych audiofilów, których nie przekonuje ani wygląd zewnętrzny, ani funkcjonalność opisywanego odtwarzacza, wystarczy zajrzeć do tabeli danych technicznych, aby przekonać się, że to bardzo poważny sprzęt. Dostajemy tu na przykład 128 GB wbudowanej pamięci z opcją dorzucenia karty microSD o pojemności do 512 GB, wzmacniacz oddający na wyjściu zbalansowanym blisko dwa razy więcej mocy niż ten zastosowany w mniejszym modelu Kann, dwa przetwornik ESS Sabre ES9038PRO w konfiguracji dual-mono, czterordzeniowy procesor, 5-calowy ekran dotykowy, obsługę sygnałów PCM w jakości do 32 bit/384 kHz i DSD256, akumulator o pojemności 7400 mAh oraz kilka innych bajerów, które przydadzą się zarówno podczas korzystania ze słuchawek, jak i używania playera w systemie stacjonarnym. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, pierwszym i dość oczywistym minusem tego modelu są jego gabaryty. Do noszenia w kieszeni Kann Cube nadaje się średnio. Chyba, że mówimy o kieszeni w zimowej kurtce lub plecaku. Podobnie, jak inne odtwarzacze tej marki, Kann Cube ma z boku trzy przyciski służące do sterowania odtwarzaniem bez odpalania wyświetlacza, jednak nie jestem przekonany czy ktokolwiek z nich skorzysta. Na górnej ściance umieszczono wyjścia słuchawkowe - niezbalansowane (3,5 mm) i zbalansowane (2,5 mm). Zgodnie z diagramem zamieszczonym na stronie producenta, każde z nich ma swój własny wzmacniacz, jednak nie jestem przekonany czy wybrano właściwy standard złącza zbalansowanego. Astell&Kern dawno już zdecydował się na 2,5-mm jacka i stosował go zarówno w odtwarzaczach, jak i słuchawkach. Może więc jest to kwestia zachowania pewnej ciągłości i zabezpieczenia w pierwszej kolejności swoich klientów. Rozumiem to, ale ubolewam, że producenci słuchawek, przetworników i wzmacniaczy słuchawkowych w porę nie dogadali się w tej materii. Ci, którzy chcą uporządkować ten bałagan, decydują się najczęściej na złącze 4,4 mm (Pentaconn). Moje wątpliwości budzi też rodzaj wybranego gniazda niezbalansowanego. Skoro odtwarzacz został zaprojektowany tak, by napędzić każde słuchawki (w domyśle - również, a właściwie przede wszystkim te do użytku domowego), dlaczego nie zdecydowano się na złącze 6,3 mm? W hi-endowych nausznikach jest to właściwie standard. Przejściówkę z wtyku 3,5 mm na 6,3 mm można zastosować zawsze, natomiast w drugą stronę nie jest już tak różowo. Robi się z tego wielki pocisk z maleńką końcówką. Wystarczy chwila nieuwagi i można takie cholerstwo złamać. W porządku, duży jack ma nie tylko większą średnicę, ale przy okazji jest dłuższy, co zrabowałoby nam odrobinę miejsca wewnątrz odtwarzacza. Ale, dajcie spokój, on i tak jest ogromniasty. Koreańskim projektantom najwyraźniej dano w tej kwestii wolną rękę, więc dlaczego umieścili tu tylko dwa maleńkie wyjścia słuchawkowe? Co mają zrobić posiadacze hi-endowych słuchawek, których przewody zakończone są wtykiem 6,3 mm? Miejsca na górnej ściance Cube'a nie brakuje, a te dwie maleńkie dziurki wyglądają trochę komicznie. Co ciekawe, obok nich znalazła się plastikowa zaślepka wyglądająca tak, jakby była gotowa na jakiś upgrade odtwarzacza w przyszłości. Nie wiem co znajduje się pod nią, ale nie byłbym zdziwiony gdyby producent przewidział możliwość zamontowania jakiegoś dodatkowego modułu z gniazdami słuchawkowymi innego typu.

Że jest duży? No ba... To mało powiedziane. Jest ogromniasty! Ale widziałem już melomanów łączących swój smartfon z zewnętrznym przetwornikiem za pomocą specjalnych gumeczek, kabli i futerałów, a także audiofilów noszących ze sobą AK380 z dedykowanym wzmacniaczem. Taki zestaw to też spora cegła, która z wygodą słuchania muzyki ze smartfona nie ma zbyt wiele wspólnego.

Wszystko to drobnostki, które bledną w obliczu wysokiej jakości wykonania koreańskiego odtwarzacza i jego funkcjonalności. Że jest duży? No ba... To mało powiedziane. Jest ogromniasty! Ale widziałem już melomanów łączących swój smartfon z zewnętrznym przetwornikiem za pomocą specjalnych gumeczek, kabli i futerałów, a także audiofilów noszących ze sobą AK380 z dedykowanym wzmacniaczem. Taki zestaw to też spora cegła, która z wygodą słuchania muzyki ze smartfona nie ma zbyt wiele wspólnego. Mimo to, na komfortowe użytkowanie Cube'a w ruchu trzeba będzie znaleźć jakiś patent, a producent na razie nie wymyślił w tej kwestii nic ciekawego. Możemy kupić sobie skórzany pokrowiec, który zabezpieczy urządzenie, ale w żaden sposób nie ułatwi nam jego przenoszenia. A temat jest na tyle poważny, że chyba warto by było pomyśleć o jakimś bardziej bezkompromisowym rozwiązaniu. Etui przypinane do paska? Pachnie trochę modą z lat dziewięćdziesiątych, ale co zrobić... Nosząc Cube'a w spodniach, bałbym się, że w pewnym momencie kieszeń zwyczajnie puści, a kosztowny sprzęt wypadnie mi przez nogawkę na chodnik. Największym problemem jest jednak ładowanie odtwarzacza. Kiedy wyjąłem go z pudełka, akumulator był naładowany w 45%. Pobawiłem się, sprawdziłem kilka najciekawszych funkcji, po czym podłączyłem DAP-a do laptopa aby przerzucić trochę plików i założyłem, że jednocześnie będzie się w tym czasie ładował. Albo przynajmniej przestanie się rozładowywać. Gdzie tam! Z czterdziestu procent szybko zrobiło się trzydzieści, dwadzieścia, dziesięć... Dobra, to nie są żarty. Ponieważ jednak w zestawie nie dostajemy ładowarki, pobiegłem po tę od iPada i zacząłem reanimować Cube'a. Po dwóch godzinach zobaczyłem zaledwie 35%. Ile trwało ładowanie do pełna? Nie wiem. Poszedłem spać i zostawiłem odtwarzacz pod prądem na całą noc. Lekko nie jest.

Szkoda, że producent - wiedząc, że taki akumulator to nie przelewki, a doładowanie urządzenia z gniazda USB w komputerze jest praktycznie niemożliwe - nie dorzucił do pudełka porządnego, dużego zasilacza. Użytkownicy mieliby pewność, że nie zostaną na lodzie i nie zrobią urządzeniu krzywdy. Może Koreańczycy wyszli z założenia, że każdy z nas ma w domu przynajmniej kilka tego typu zasilaczy, więc nie ma co produkować jeszcze więcej tego plastikowego badziewia. Fakt, ale takie zasilacze dostajemy zwykle w komplecie ze smartfonami, a ładowarka od iPhone'a również Cube'owi nie podołała. Niejeden świeżo upieczony właściciel tego DAP-a zacznie biegać po domu w poszukiwaniu mocniejszego źródła prądu, a następnego dnia będzie musiał udać się do sklepu, co w przypadku sprzętu za 7499 zł po prostu nie powinno mieć miejsca. Tutaj klient powinien być maksymalnie dopieszczony, a tymczasem w pudełku dostaje tylko gruby kabel, trochę dokumentów i cztery folie ochronne - dwie na wyświetlacz i dwie na "plecki". Z ciekawszych akcesoriów można kupić wspomniany kabel XLR, jednak jeśli nasz odtwarzacz ma pracować jako źródło stacjonarne, na pewno przydałby się do niego jakiś stojak. Aby to miało sens, urządzenie musi być podłączone do prądu, więc postawienie go na dolnej ściance nie wchodzi w grę. Idealnym rozwiązaniem byłaby jakaś elegancka podstawka, na której odtwarzacz byłby bezpieczny, a użytkownik mógłby w wygodny sposób obsługiwać ekran. Futerał pełniący taką funkcję (przypominający te "łamane" etui do tabletów) znalazłem jednak tylko na Amazonie. Wychodzi na to, że przy odrobinie dobrych chęci wszystko da się zrobić. Szkoda tylko, że użytkownicy będą musieli szukać takich rozwiązań na własną rękę. Moim zdaniem producent powinien podsunąć im wszystko pod nos i od razu prowadzić do katalogu kilka różnych futerałów, podstawkę z funkcją ładowania, powerbank, a nawet elegancką aktówkę z kieszenią na Cube'a, w wersji męskiej i... Ech, nie. W męskiej chyba wystarczy. Nie znam kobiety, która chciałaby nosić przy sobie coś takiego. Moja żona, kiedy przyłapała mnie z tym odtwarzaczem, powiedziała tylko "weź ty się walnij w głowę".

Kiedy test miał się ku końcowi, kiedy miałem za sobą eksperymenty z różnymi słuchawkami, odsłuch w systemie stacjonarnym, a nawet kilkudniowy wyjazd, na który nie omieszkałem zabrać tej czarnej cegły wraz z moimi nieco wysłużonymi Sennheiserami HD 600, zrozumiałem dla kogo jest ten odtwarzacz. Na pewno nie dla melomanów szukających kompaktowego playera, który zagra zdecydowanie lepiej niż smartfon, ale spokojnie będzie można zabrać go do kieszeni i słuchać muzyki na spacerze, w komunikacji miejskiej albo podczas treningu na siłowni. To dość oczywiste. Kann Cube jest na to po prostu za duży. Tak, wiem, że dwadzieścia lat temu biegaliśmy po ulicach z przenośnymi kaseciakami, trzymając w drugiej kieszeni kasetę nagraną przez kumpla, kanciasty ołówek i zapasowe baterie. Ale w latach dziewięćdziesiątych nikogo nie dziwiły też gigantyczne komórki z wyciąganymi antenami. A Kann Cube jest nie tylko duży, ale też ciężki i drogi. Czyli co, głupi pomysł? Otóż nie do końca. Sprawa wygląda bowiem zupełnie inaczej, jeśli potraktujemy to urządzenie jako odtwarzacz stacjonarny z zasilaniem bateryjnym. Wyobraźcie sobie kompaktowy, ale bardzo poważny, biurkowy przetwornik, streamer lub wzmacniacz słuchawkowy, który możecie podłączyć do komputera w domu lub w pracy, wykorzystać jako źródło w dużym systemie, a następnie bez problemu zapakować i zabrać ze sobą gdzie tylko chcecie. Dłuższy wyjazd służbowy? Odsłuch porównawczy u kolegi? Urlop na mazurach? Wigilia u rodziców? W porządku, nie do każdego to rozumowanie trafi, ale są audiofile, dla których są to mimo wszystko najlepsze momenty, by zagłębić się w ulubioną muzykę albo wreszcie przesłuchać w całości nową płytę kultowej kapeli, która od kilku lat nie dawała żadnych znaków życia. Mało tego. Cube'a można też używać w systemie stacjonarnym (wierzcie mi, nie jest to takie głupie), a w dowolnym momencie odpiąć go, zabrać do innego pokoju, podłączyć do laptopa, wyciągnąć hi-endowe słuchawki i kontynuować odsłuch. Fakt, nie każdy ma takie potrzeby, ale znam wielu, wielu audiofilów, którzy ze swoim hobby musieli w pewnym momencie wynieść się do innego pomieszczenia, bo w salonie kolumnami interesował się pies, bo muzyka przeszkadzała domownikom, bo ktoś chciał oglądać mecz, bo w jadalni spało dziecko... Typowy system stereo ze streamerem, gramofonem, wzmacniaczem, kolumnami i kablami ciężko jest złożyć i przenieść do innego pokoju w ciągu minuty. A tutaj? Odpinamy kabel XLR, zabieramy zasilacz i gotowe. Oczywiście, to samo można zrobić z małym przetwornikiem, takim jak Audiolab M-DAC Mini, Chord Mojo, iFi Audio xDSD czy Arcam irDAC-II. Z tym, że Kann Cube do szczęścia nie potrzebuje komputera, a do tego podejrzewam, że gra jednak trochę lepiej. Pora to sprawdzić.

Astell&Kern Kann Cube

Brzmienie

Urządzenia tej marki zawsze imponowały mi nie tylko wysoką jakością wykonania, dopracowanymi detalami i trudną do opisania, otaczającą je aurą obrzydliwego luksusu, ale przede wszystkim naturalnym, dynamicznym, przejrzystym i swobodnym brzmieniem. Do dziś doskonale pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie AK120 II, a później także AK240 i flagowy AK380. Kiedy wyjmowałem je z pudełka, za każdym razem myślałem sobie "eee nie, przesadzili, to jest już zwyczajnie za drogie". Ta myśl towarzyszyła mi nawet, gdy poznawałem ich funkcje i czytałem o zastosowanych w środku przetwornikach, zegarach czy układach wzmacniających. Ale... Kiedy zakładałem na głowę słuchawki, wszystkie wątpliwości schodziły na dalszy plan, bo na ten pierwszy natychmiast wdzierała się muzyka, odtwarzana w niezwykle realistyczny, przekonujący sposób. Tak bezpośrednie, żywe, rozdzielcze i przestrzenne brzmienie to jeszcze za mało, bym w jednej chwili stracił rozum i wziął kredyt na zakup hi-endowego playera z kompletem akcesoriów, ale po pewnym czasie zaczynałem się zastanawiać czy takie urządzenie to przerost formy nad treścią, czy może ciekawa alternatywa dla stacjonarnych streamerów, przetworników i wzmacniaczy słuchawkowych. Takiego sprzętu nie sposób przecież włożyć do kieszeni, ale z drugiej strony klasycznego, kompaktowego DAP-a też trudno sobie wyobrazić w pełnowymiarowym systemie. Teoretycznie można kupić wysokiej klasy interkonekt zakończony z jednej strony 3,5-mm jackiem, a z drugiej parą wtyków RCA. Niektórzy nawet to praktykują, ale przenośne odtwarzacze nie zostały stworzone w tym celu. Jeszcze z komputerem, w trybie DAC-a, w nausznikach na głowie - w porządku. Ale w salonie, ze wzmacniaczem i kolumnami? Powiem dyplomatycznie - można to zrobić lepiej.

Co innego, gdy mówimy o znacznie większym urządzeniu, z premedytacją zaprojektowanym jako "sprzęt stacjonarny do łatwego przenoszenia". Z wyjściem liniowym, kablem zakończonym XLR-ami, możliwością przejęcia kontroli z poziomu smartfona i oczywiście wzmacniaczem słuchawkowym pozwalającym na wysterowanie prądożernych nauszników dynamicznych i planarnych. W tym momencie można też zupełnie inaczej spojrzeć na finansowy aspekt całej operacji. Klasyczny odtwarzacz przenośny w hi-endowym wydaniu ma sens wtedy, gdy naprawdę często z niego korzystamy. Wielu audiofilów praktycznie nie rozstaje się ze swoim playerem. W takiej sytuacji nawet kupno wysokiego modelu Astella nie jest tylko głupią fanaberią, ale alternatywą dla sprzętu stacjonarnego. Kann Cube przenosi dywagacje o cenie na jeszcze inny poziom. No bo skoro jest to nie tylko "empetrójka", ale także całkiem kompetentny streamer i biurkowy przetwornik z wyjściem słuchawkowym, dostajemy tak naprawdę trzy urządzenia w jednej obudowie. A gdyby okazało się, że gra lepiej niż pełnowymiarowy odtwarzacz sieciowy za te same pieniądze? Matematyka jest prosta - wtedy funkcję odtwarzacza przenośnego i DAC-a dostajemy w prezencie.

Dlatego właśnie odsłuch zacząłem od podłączenia Cube'a do dużego systemu. Do takiej decyzji przyczynił się też fakt, że równolegle testowałem akurat hybrydową integrę Unison Research Unico 90 wyposażoną w wejścia zbalansowane, o którą już upominał się dystrybutor. Przede wszystkim chciałem jednak przeprowadzić konfrontację Astella z Marantzem ND8006, pracującym w moim zestawie na co dzień. Prosty wniosek? Było bardzo, ale to bardzo blisko. Walka nie była do końca uczciwa, bo testowany player był podłączony do wzmacniacza kablami zbalansowanymi, a streamer stacjonarny - niezbalansowanymi. Świat staje na głowie... Nie miałem jednak możliwości szybkiego wyrównania tej rywalizacji, ale też nie o to chodziło. W końcu ciężko w tej sytuacji mówić o porównaniu dwóch konkurencyjnych produktów. Moim celem było raczej przekonanie się czy Kann Cube rzeczywiście może być traktowany jako pełnoprawne źródło, które sprawdzi się w dużym systemie.

Odpowiedź jest prosta - jak najbardziej. W takiej konfiguracji, Kann Cube pokazał dobrze zrównoważony, naturalny, pełny, przejrzysty dźwięk ze znakomitą przestrzenią. Mając w pamięci odsłuchy innych urządzeń tej marki - głównie odtwarzaczy przenośnych, ale też opisywanego niedawno biurkowego przetwornika - dokładnie tego się spodziewałem, ale teraz obserwowałem ten dźwięk w zupełnie innym wydaniu, z kolumnami zamiast nauszników. Być może z tego powodu (a może po prostu dlatego, że Kann Cube tak właśnie gra) największe wrażenie zrobiła na mnie przestrzeń. Trójwymiarowa, precyzyjna, z wyraźnie zaznaczonym pierwszym planem i sugestywną głębią, ale nie "zrobiona" na siłę. Ten gigantyczny DAP jest doprawdy imponujący, ale na szczęście nie serwuje każdego dźwięku oddzielnie. Wysoki poziom szczegółowości oznacza mniej więcej tyle, że muzyka jest bardzo bogata w detale i faktury, dobrze zdefiniowana i prezentowana w czytelny, nie budzący wątpliwości sposób. Nie jesteśmy jednak zmuszani do śledzenia każdego szmeru i przełączania się w tryb odsłuchu analitycznego. Przy całej swojej szybkości i przejrzystości, Kann Cube potrafi także zadbać o tak ważne kwestie, jak barwa, spójność czy szeroko rozumiana muzykalność. Gdybym nie wiedział z jakim sprzętem mam do czynienia, powiedziałbym, że w moim systemie wylądował bardzo fajny streamer.

Odsłuchy ze słuchawkami rozpocząłem od szybkiego przerzucenia kilku modeli, z których korzystam prywatnie - Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Bowers & Wilkins P5, Meze 99 Classics - oraz dwóch wypożyczonych na potrzeby tego testu - Audeze LCD-3 i HiFiMAN Edition X. Moje pierwsze wrażenie było takie, że Kann Cube doskonale oddał charakter każdej pary nauszników, pozwalając jej zaprezentować się z jak najlepszej strony. Potwierdziły się zatem moje obserwacje z odsłuchu w systemie stacjonarnym. Mamy do czynienia z urządzeniem o naturalnym, uniwersalnym brzmieniu, w którym z jednej strony dostajemy znakomitą szybkość, przejrzystość i stereofonię, a z drugiej - równoważący to wszystko pierwiastek spokoju, gładkości i spójności. Taka mieszanka sprawia, że każde dobre słuchawki zagrają znakomicie. Nie muszą być idealne. Ba! Nie muszą nawet być koszmarnie drogie. Mogą mieć swoje podejście do muzyki. Wystarczy, że nie przekroczą granicy dobrego smaku i nie zaczną mylić oryginalnego stylu i temperamentu z ingerowaniem w treść nagrań. Z wymienionych wyżej modeli, praktycznie każdy ma w sobie coś ciekawego. HD 600 - wyjątkową rozdzielczość i krystalicznie czystą górę pasma, DT 990 PRO - specyficzną mieszankę gęstego basu, lekko ocieplonej średnicy i wyrazistych sybilantów, P5 - mięsiste, spójne i muzykalne brzmienie ze stonowanym zakresem wysokich tonów, 99 Classics - neutralność, dynamikę i przyjemną, papierową barwę, LCD-3 - świetny bas, cudowną spójność i ogromną swobodę grania, a Edition X - bogatą średnicę, trójwymiarową przestrzeń i wszechogarniający spokój. I dokładnie tak powinno być.

Najwyższe modele przenośnych odtwarzaczy Astella, takie jak AK240 czy AK380, miały tendencję do stawiania przejrzystości i dynamiki na pierwszym miejscu, przez co większość podłączonych do nich słuchawek ewidentnie skręcała w tę stronę. Tutaj natomiast za każdym razem dochodziłem do wniosku, że właśnie tak to powinno grać. W porządku, droższe playery w niektórych obszarach mogą pokazać więcej, ale minus jest taki, że przy wyborze słuchawek trzeba zachować ostrożność. Jeśli przesadzimy z ostrością, na dłuższą metę z takim kompletem trudno będzie wytrzymać. Posiadaczom Cube'a raczej to nie grozi. Przejrzystym słuchawkom na pewno nie podetnie skrzydeł, a z tymi o łagodniejszym usposobieniu też nie powinien zagrać zbyt ciepło, tłusto czy bułowato. Jego brzmienie jest po prostu mistrzowsko wyważone. I choć miałem pełną świadomość, że z droższym odtwarzaczem mógłbym wycisnąć z poszczególnych nauszników jeszcze więcej, rekompensował mi to spokój wynikający z faktu, że w każdej chwili mogłem zmienić słuchawki wiedząc, że będzie dobrze. Na moim biurku mogłyby się pojawić Sennheisery HD 820, Finale D8000, Utopie Focala albo HiFiMAN-y HE-1000 V2, a jestem przekonany, że Kann Cube uciągnąłby je z dużym luzem. Szkoda, że nie miałem okazji wypróbować go w połączeniu zbalansowanym, bo producent najwyraźniej bardzo się do tej kwestii przyłożył, ale z takim wyjściem w grę wchodzą praktycznie tylko nauszniki z jego katalogu, a sam takowych nie posiadam. Planowałem przeprowadzić krótki odsłuch w takiej konfiguracji w salonie dystrybutora, jednak piątkowe korki w Warszawie trochę mnie pokonały i zwyczajnie zabrakło mi czasu. Jeżeli więc kogoś interesuje jakość dźwięku na wyjściu zbalansowanym, zostawiam tę kwestię do samodzielnego rozpracowania.

Kann Cube to wymarzony odtwarzacz dla ludzi, którzy mają nie tylko jedne, ulubione słuchawki, ale raczej kilka par hi-endowych nauszników i wkręcili się w temat tak, że od czasu do czasu myślą jeszcze o poszerzeniu swojej kolekcji. To taki przyjazny potwór, który wszystko zniesie i wszystko uciągnie. A przy okazji sprawdzi się też jako źródło stacjonarne.

Na osobny akapit zasługuje dynamika. Jeżeli komuś wydawało się, że Kann Cube to urządzenie rozrywające dowolne słuchawki na strzępy, jakaś bomba atomowa, do której lepiej w ogóle nie podłączać nauszników o wysokiej skuteczności, to nie do końca tak. Moim zdaniem wynika to z dwóch rzeczy. Pierwszą jest sam charakter brzmienia, a drugą - niezwykle precyzyjna regulacja głośności z trzema poziomami wzmocnienia do wyboru. Oznacza to, że z dowolnymi słuchawkami możemy słuchać muzyki tak, jak nam się podoba - cicho i relaksacyjnie albo na pełnej mocy, z koncertowym rozmachem. Na niższych poziomach głośności Kann Cube gra stosunkowo grzecznie i nie robi nam z głowy poligonu. Kiedy jednak dodamy gazu, możemy być pewni, że odtwarzacz wykona nasz rozkaz bez chwili zawahania. Zapas dynamiki jest tutaj obecny zawsze, a kiedy podkręcimy obroty - szczególnie za pomocą skali wyświetlanej na ekranie - możemy poczuć się tak, jakby ktoś otworzył przed nami drzwi do sali koncertowej. Wzmacniacz nie łapie zadyszki w jakikolwiek sposób. Dźwięk pozostaje równy, czysty, gładki i przyjemnie spokojny, ale możemy dostać go tyle, ile tylko zapragniemy i ile będziemy w stanie wytrzymać. Nie polecam rzecz jasna korzystać z tej możliwości zbyt często, ale jeżeli zastanawialiście się czy Kann Cube jest tak mocny, jak obiecywał producent, ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Najbardziej spodobało mi się jednak to, że ogromny zapas energii nie przekłada się tutaj na wyolbrzymiony bas albo chamskie, kwadratowe brzmienie, ale na jeszcze większą kulturę pracy, pewność prowadzenia dźwięku, swobodę i konsekwencję w ukazywaniu kontrastów dynamicznych. Ten odtwarzacz nie musi krzyczeć ani prężyć muskułów. Wystarczy, że od czasu do czasu uwolni odrobinę swojego potencjału. A jeżeli na coś czekaliśmy, jeśli włączyliśmy jakiś kawałek tylko po to, aby go przetestować, przywali nam z miłą chęcią.

Kann Cube to wymarzony odtwarzacz dla ludzi, którzy mają nie tylko jedne, ulubione słuchawki, ale raczej kilka par hi-endowych nauszników i wkręcili się w temat tak, że od czasu do czasu myślą jeszcze o poszerzeniu swojej kolekcji. To taki przyjazny potwór, który wszystko zniesie i wszystko uciągnie. A przy okazji sprawdzi się też jako źródło stacjonarne. Bo przenośny jest mniej więcej tak, jak ciężki, 17-calowy laptop. Da się go przenieść z miejsca na miejsce, ale raczej nie jest to sprzęt, z którego wygodnie korzysta się w miejskim autobusie. Ale kiedy weźmiemy go do torby, a potem rozstawimy gdzieś na biurku, komfort pracy jest zupełnie inny, bo mamy do dyspozycji duży ekran, szybki procesor i wygodną klawiaturę. Tutaj jest tak samo. Kann Cube nie jest typowym DAP-em. Radziłbym raczej podejść do niego jak do streamera z doskonałym wyjściem słuchawkowym i bardzo dobrym wyjściem liniowym. To sprzęt, który jakościowo może stanąć w szranki z bardzo dobrymi źródłami stacjonarnymi, z tą różnicą, że w razie czego można przestawić go w inne miejsce lub spakować i zabrać ze sobą. Czy ta koncepcja się sprawdzi? Czy znajdą się audiofile, którzy powiedzą "o kurde, w sumie niegłupie - spróbuję"? Moim zdaniem tak. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że Kann Cube jest świetnie wyposażony. Ma gniazda i funkcje, których nie dostaniemy nawet we flagowych odtwarzaczach Astella, a w katalogu tej marki plasuje się mniej więcej pośrodku. Jego rozmiar w pierwszej chwili szokuje. Ale jeśli nie musicie z takim sprzętem biegać, skakać, latać i pływać, gwarantuję, że szybko się z nim polubicie.

Astell&Kern Kann Cube

Astell&Kern Kann Cube

Budowa i parametry

Astell&Kern Kann Cube to nietypowy odtwarzacz przenośny, który tak naprawdę jest połączeniem typowego playera, streamera ze zbalansowanym wyjściem liniowym i zaawansowanego technicznie wzmacniacza słuchawkowego. Producent zapewnia, że jest to w gruncie rzeczy mobilna elektrownia audio, i nie da się ukryć, że coś w tym jest. Kann Cube oferuje trzy różne opcje mocy wyjściowej na wyjściu słuchawkowym, dzięki czemu może napędzić dowolne słuchawki, wliczając w to hi-endowe modele dynamiczne i planarne. Urządzenie wykorzystuje dwa przetworniki cyfrowo-analogowe ESS Sabre ES9038PRO z technologią HyperStream, po jednym dla każdego kanału. Warto podkreślić, że ta seria DAC-ów jest przeznaczona dla najwyższej klasy urządzeń audiofilskich i studyjnych. Astell&Kern chwali się tym, że Kann Cube to pierwszy odtwarzacz przenośny, w którym zastosowano takie przetworniki w podwójnej konfiguracji. Zastosowane kości charakteryzują się wysokim poziomem dynamiki przy bardzo niskich zniekształceniach, co z pewnością przekłada się na parametry opisywanego playera. Zniekształcenia można uznać za pomijalne. Na wyjściu niezbalansowanym zmierzony poziom THD to 0,0004%, natomiast na zbalansowanym - 0,0005%. Deklarowany przez producenta stosunek sygnału do szumu to 117 dB, niezależnie od wyjścia. Imponuje również pasmo przenoszenia, a właściwie tolerancja, z jaką zostało zmierzone. Jeżeli przyjmiemy przedział od 20 Hz do 20 kHz, odchyłka w górę lub w dół wyniesie co najwyżej 0,027dB na wyjściu niezbalansowanym. W zakresie od 10 Hz do 70 kHz - zaledwie 0,07 dB. Oprócz 3,5-mm słuchawkowego wyjścia niezbalansowanego i 2,5-mm zbalansowanego, Kann Cube oferuje 5-pinowe złącze mini XLR, również zastosowane po raz pierwszy w odtwarzaczu tej marki. Firma deklaruje, że dzięki jeszcze niższemu poziomowi szumów na tym wyjściu, użytkownicy mogą cieszyć się czystym i wyraźnym dźwiękiem, zupełnie jak z wysokiej klasy streamera stacjonarnego. Całość umieszczono w obudowie wykonanej z jednego kawałka aluminium. Prostokątne kształty odtwarzacza mają podkreślać jego funkcjonalność i luksusowy charakter. Dla wygodnej obsługi, urządzenie otrzymało 5-calowy wyświetlacz dotykowy o rozdzielczości 720 x 1280 px. Energię zapewnia wbudowany akumulator litowo-polimerowy o pojemności 7400 mAh.

Werdykt

Jak na odtwarzacz przenośny, 7499 zł to sporo. Gdybyśmy jednak podzielili tę kwotę na pół i kupili stacjonarny streamer oraz biurkowy przetwornik z wyjściem słuchawkowym, każde z tych urządzeń oferowałoby brzmienie o dwie klasy gorsze, niż to, które dostajemy tutaj. Wiem, że nie każdy audiofil właśnie takiego sprzętu potrzebuje. Ale jeżeli zaliczacie się do tej grupy i chcielibyście połączyć te dwie funkcje, Kann Cube to po prostu bardzo dobry interes. W prezencie dostajemy funkcję trzecią - możliwość korzystania z luksusowego, wypasionego odtwarzacza przenośnego wszędzie tam, gdzie nam się podoba. Jasne, na poranny jogging raczej bym go nie zabrał. Bałbym się, że po kilku metrach spadną mi spodenki. Ale do biura, sypialni, samochodu, pociągu albo hotelu? Jak najbardziej. To już nie jest "empetrójka", ale audiofilski system spakowany do pudełka wielkości czterech paczek papierosów. Świetna sprawa.

Astell&Kern Kann Cube

Dane techniczne

Obsługiwane formaty: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA
Pasmo przenoszenia 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,027 dB), 10 Hz - 70 kHz (+/- 0,07 dB)
Napięcie wyjściowe: 2-6 V RMS (niezbalansowane), 4-12 V RMS (zbalansowane)
Stosunek sygnał/szum: 117 dB (oba wyjścia słuchawkowe), 128 dB (wyjście liniowe)
Zniekształcenia: 0,0004% (niezbalansowane), 0,0005% (zbalansowane)
Pamięć: 128 GB (możliwość rozszerzenia o jedną kartę microSD)
Przetwornik: 2 x ESS Sabre ES9038PRO
Łączność: Wi-Fi, Bluetooth 4.2
Wyjścia słuchawkowe: 3,5 mm (niezbalansowane), 2,5 mm (zbalansowane)
Wyjście liniowe: mini XLR (4 V RMS)
Wymiary (W/S/G): 14/8,8/3,2 cm
Masa: 493 g
Cena: 7499 zł (Kann Cube), 1249 zł (kabel PEE41)

Konfiguracja

Marantz ND8006, Unison Research Unico 90, Audiovector QR5, Cardas Clear Reflection, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr Tablette 6S, Norstone Esse, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Bowers & Wilkins P5, Meze 99 Classics, Audeze LCD-3, HiFiMAN Edition X.

Sprzęt do testu dostarczyła firma MIP. W artykule wykorzystano zdjęcia dostarczone przez firmę Astell&Kern.

Równowaga tonalna
RownowagaStartRownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4Rownowaga4RownowagaStop

Dynamika
Poziomy7

Rozdzielczość
Poziomy7

Barwa dźwięku
Barwa4

Szybkość
Poziomy6

Spójność
Poziomy8

Muzykalność
Poziomy7

Szerokość sceny stereo
SzerokoscStereo2

Jakość wykonania
Poziomy8

Funkcjonalność
Poziomy8

Cena
Poziomy6

Nagroda
sl-rekomendacja


Komentarze (2)

  • Paweł

    W odtwarzaczu wszystko jest dobrze. Tylko w środku za taką cenę mógłby tu być lampowy wzmacniacz słuchawkowy na miniaturowej lampie żołędziu. Jedno gniazdko mogłoby być z lampowym dźwiękiem, a drugie na tranzystorach. Wtedy byłby to super gadżet. Jeśli chodzi o mnie, do dziś używam kasetowego walkmana i jestem zadowolony. Zgrywam na kasety z MP3 i potem słucham na walkmanie.

    0
  • RadomirW

    Podziwiam takie olschoolowe przywiązanie do walkmana. Ja korzystam poza domem z odtwarzaczy MP3 i komórek. Zgrywam sobie wszystkie utworki w formacie AAC (jest lepszy jakościowo od MP3 przy tej samej wielkości pliku), do tego czasem głównie przy starszych płytach używam programu mp3gain to podgłośnienia plików by wszystkie były mniej więcej na jednym poziomie głośności. Czasem stosuję też drugi program Audacity celem na przykład wykasowania dziwnych pomysłów zespołu na ciszę 10-20 minutową przed ostatnim ukrytym utworem. Z kaset nie korzystałem już chyba z 15-20 lat, kiedyś nosiłem jeszcze ze sobą przenośny odtwarzacz CD, ale po pierwsze zajmował za dużo miejsca w kieszeni a po drugie płyty się rysowały w trakcie drgań podczas ruchu. uznałem więc że pliki są najlepszym formatem do słuchania poza domem. W domu oczywiście słucham z CD na wieży.

    0

Skomentuj

Komentuj jako gość

0

Zobacz także

  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z okazji czterdziestych urodzin firmy, w tym momencie jesteśmy już w połowie drogi do kolejnej okrągłej rocznicy (Renaud de Vergnette założył firmę Triangle w 1980 roku). Wszyscy znamy tę historię -...

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo w siedmiu prostych krokach

Jak złożyć system stereo? To pytanie na pewnym etapie zadawał sobie każdy, kto uważa się za melomana lub audiofila. Prostej odpowiedzi niestety nie ma, bo nawet doświadczeni miłośnicy muzyki i sprzętu audio wciąż szukają swojego ideału. Osobom przymierzającym się do zakupu swojego pierwszego systemu audio można jednak wytłumaczyć kilka podstawowych...

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

Odrodzenie formatu CD - rewolucja czy burza w szklance wody?

W erze streamingu coraz więcej melomanów sięga po muzykę na fizycznych nośnikach, czego doskonałym przykładem stały się płyty winylowe. Renesans gramofonów i czarnych krążków trwa już co najmniej dekadę. Tłocznie płyt winylowych pracują na pełnych obrotach. Produkcję wznawiają nawet największe wytwórnie, a dla artystów wydających nowy album brak wersji LP...

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję od ciekawostki technologicznej interesującej tylko najbardziej postępowych melomanów i audiofilów do czegoś, co jest dla nas zupełnie naturalne i oczywiste. Dla wielu osób streaming to nieodłączna część codziennego funkcjonowania, podstawowe...

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

Audiofilskie BHP - najważniejsze zasady użytkowania sprzętu stereo

W naszym magazynie koncentrujemy się na treściach kierowanych do entuzjastów i osób żywo zainteresowanych sprzętem stereo. Niezależnie od aktualnych reguł działania internetowych wyszukiwarek czy liczby przypadkowych wizyt na danej stronie bazę czytelników stanowią ludzie dysponujący sporą wiedzą i doświadczeniem w tym temacie. Nawet oni muszą jednak dostrzegać pewną lukę w...

Bannery dolne

Nowe testy

Poprzedni Następny
NAD C389

NAD C389

NAD (New Acoustic Dimension) to jedna z firm, które od samego początku umiejętnie łączyły innowacje i czysto naukowe podejście do tematu ze wspaniałym zmysłem biznesowym i wyczuciem sytuacji na rynku....

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Serblin & Son Frankie Preamplifier + Frankie Monoblock

Rosnące zainteresowanie audiofilów wzmacniaczami dzielonymi jest jednym z najbardziej zaskakujących trendów, jakie ostatnio obserwujemy. Wydawało się przecież, że rynek zmierza w przeciwnym kierunku, a niebawem w sklepach dostępne będą niemal...

Lyngdorf FR-2

Lyngdorf FR-2

Kim jest Peter Lyngdorf? Genialnym inżynierem, czy może raczej wizjonerem i utalentowanym przedsiębiorcą? Tego nie podejmuję się rozsądzać, ale jedno jest pewne - facet nie lubi się nudzić i wspiera...

Bannery boczne

Komentarze

a.s.
Nasz zmysł słuchu nie ma "liniowej charakterystyki przetwarzania". Sygnały o takim samym natężeniu, ale o różnej częstotliwości, wywołują wrażenia różnej głośno...
Rafał
Witam. Posiadam głośniki 120 Club od JBL i te 12 godzin nie wiem na jakiej mocy jest. Podłączyliśmy konsole kablami i dwa głośniki ze sobą też na kable i nieste...
Piotr
Wiem, że o switche można się kłócić tak jak o kable, generalnie nie jestem hejterem różnych niekonwencjonalnych urządzeń audio ale polecam taki eksperyment: w t...
stereolife
@Garfield - Coś nam podpowiada, że chętni się znajdą. Ceny nie są jeszcze tak zaporowe jak u niektórych specjalistów od hi-endu. Patrząc na trendy w salonach au...
Obywatel GC
Wszystko ładnie, pięknie, tylko ja nigdy nie rozumiem w tych wzmacniaczach, w których lampy są schowane w obudowie, jak człowiek ma potem je wymienić, bez narus...

Płyty

Newsy

Tech Corner

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Korekcja sygnału audio - grzech, czy przydatne narzędzie?

Podczas jednej z ostatnich rodzinnych wizyt prezentowałem zainteresowanemu członkowi rodziny swój zestaw grający. Usłyszałem wtedy dość intrygujące pytania: "A wzmacniacz nie powinien mieć korektora? Ma tylko pokrętło głośności?". Padły one z ust osoby, dla której czymś całkowicie naturalnym jest, że nawet współczesny amplituner kina domowego, z którego zresztą obecnie korzysta,...

Nowości ze świata

  • Triangle Electroacoustique is one of the oldest French loudspeaker manufacturers. Although the latest anniversary models, still available for sale, were introduced on the occasion of the company's fortieth birthday, at this point we are already halfway to another round anniversary...

  • In Norse mythology, Thor is known as the god of thunder, lightning, marriage, vitality, agriculture, and the home hearth. He was said to be more sympathetic to humans than his father, Odin, though equally violent. He traveled in a chariot...

  • Manufacturers of hi-fi equipment like to brag about their peak performance, but in any company's product lineup, the key role is played by the models that simply sell best. They are the ones that provide funds for further development and...

Prezentacje

40 lat głośnikowego modernizmu - Focal

40 lat głośnikowego modernizmu - Focal

Co przychodzi nam do głowy, kiedy myślimy o Francji? Wiadomo - świetna kuchnia, doskonałe wina i sery, luksusowe perfumy, nowoczesna architektura, pokazy mody, festiwale filmowe, słynni malarze i wiecznie zakorkowane uliczki Paryża. Dla amatorów sprzętu hi-fi jest to także jeden z najważniejszych krajów na audiofilskiej mapie świata. To właśnie tutaj...

Poradniki

Streaming krok po kroku

Streaming krok po kroku

Streaming - to pojęcie niemal całkowicie zdominowało świat sprzętu hi-fi. Na przestrzeni dziesięciu lat ten sposób słuchania muzyki przeszedł ewolucję...

Listy

Galerie

Dyskografie

Wywiady

Elodie Deveau - Triangle

Elodie Deveau - Triangle

Triangle Electroacoustique to jeden z najstarszych francuskich producentów zestawów głośnikowych. Choć ostatnie, wciąż dostępne w sprzedaży, jubileuszowe modele wprowadzono z...

Popularne artykuły

Vintage

Sony EL-7

Sony EL-7

Muszę przyznać, że nigdy nie byłem wielkim fanem kaset magnetofonowych ani magnetofonów. Patrząc na nie odczuwam oczywiście pewną nostalgię i...

Słownik

Poprzedni Następny

Kolumna

Inaczej zestaw głośnikowy. Niektórzy uważają, że kolumnami można nazywać tylko wolnostojące (podłogowe) zestawy głośnikowe, inni rozszerzają ten termin na wszystko, co stoi, gra i cieszy ucho. Lub prościej - wszystko,...

Cytaty

LudwigVanBeethoven.png

Strona używa plików cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Dowiedz się więcej na temat danych osobowych, zapoznając się z naszą polityką prywatności.