FiiO M7
- Kategoria: Odtwarzacze i wzmacniacze przenośne
- Tomasz Karasiński
Świat odtwarzaczy przenośnych to w pewnym sensie takie państwo w państwie. Coraz częściej zajmują się nimi firmy o bardzo wąskiej specjalizacji, a grono mocno wkręconych i obeznanych w temacie użytkowników takich urządzeń przypomina niegroźną sektę. Czasami mam wrażenie, że niektórzy członkowie tego klubu zrezygnowali z używania normalnych słów i porozumiewają się ze sobą wymieniając symbole DAP-ów i zastosowanych w nich kości. Wydawałoby się, że takimi urządzeniami powinni interesować się audiofile, którzy zazwyczaj słuchają muzyki na pełnowymiarowym systemie stereo lub biurkowym przetworniku z wysokiej klasy słuchawkami i nie chcą rezygnować z dobrego dźwięku w podróży lub podczas spacerów po mieście. To jednak nie do końca się sprawdza, bo tylko część spośród zdeklarowanych miłośników sprzętu mobilnego interesuje się kolumnami i wzmacniaczami. Może więc przenośne odtwarzacze audio trafiają głównie do ludzi zainteresowanych różnymi gadżetami, które można mieć zawsze przy sobie? Chyba też nie, bo im do słuchania muzyki przeważnie wystarcza smartfon z bezprzewodowymi słuchawkami. Wcale nie jest łatwo określić ani zrozumieć komu tak naprawdę potrzebne są audiofilskie playery. Dla przeciętnego człowieka "empetrójka" to przeżytek. A jednak takich DAP-ów są setki, a ich użytkowników i miłośników - tysiące. Na rynku można znaleźć modele od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Największą popularnością cieszą się jednak odtwarzacze, które wiele potrafią, czytają pliki hi-res i mają w środku części przyzwoitej jakości, a nie kosztują majątku. Jednym z najnowszych przedstawicieli tego gatunku jest FiiO M7.
FiiO to stosunkowo młoda firma, która zdążyła wywalczyć sobie silną pozycję wśród producentów odtwarzaczy przenośnych i słuchawek. Od momentu powstania w 2007 roku, jej celem było odczarowanie mitów związanych z elektroniką wyprodukowaną w Chinach. Na oficjalnej stronie internetowej można natknąć się na kilka dziwnie brzmiących zdań odnoszących się do firmowej filozofii. Nazwa marki jest połączeniem "Fi" od "Hi-Fi" oraz członu "iO" reprezentującego jedynkę i zero czyli technologię cyfrową. Czytane razem, po chińsku te dwa elementy oznaczają podobno "pozytywnego i innowacyjnego ducha kwitnącego jak wiosna." Skąd oni biorą takie bzdury i co to ma wspólnego ze sprzętem audio, tego nie wie nikt. Ale klientów też guzik to obchodzi. Nazwa firmy w rodzimym języku może oznaczać nawet tygodniowe skarpetki śmierdzące jak zdechła ryba. Po pierwsze i tak nikt tego nie zauważy, a po drugie ostatecznie liczyć się będzie tylko stosunek jakości do ceny. W tych zawodach Chińczycy są dziś praktycznie bezkonkurencyjni, a miłośnicy odtwarzaczy przenośnych jarają się każdą nadchodzącą premierą, która mieści się w ich budżecie. Na polskim rynku powodzeniem cieszyły się przede wszystkim modele z serii X, a także mobilne przetworniki i wzmacniacze, których symbole zaczynały się od litery "E". Na tym tle wyróżniał się mały i wyjątkowo niedrogi M3. Nawet na tle innych modeli FiiO, cena na poziomie 299 zł robiła wrażenie. M7 na pewno nie jest bezpośrednim następcą tego playera. Kosztuje 990 zł, wygląda inaczej, potrafi więcej i w moim odczuciu można go traktować raczej jak konkurenta dla zbliżonych cenowo odtwarzaczy z serii X. A także innych DAP-ów, które za tysiąc złotych dadzą nam sporo frajdy ze słuchania.
Wygląd i funkcjonalność
M7 wygląda jak wiele innych odtwarzaczy za podobne pieniądze. Niektórzy zwrócili już uwagę na duże podobieństwo opisywanego modelu do takich DAP-ów, jak Cowon Plenue J, Cayin N5II czy Astell&Kern AK100 II. Coś w tym jest, ale mam wrażenie, że zaczyna to przypominać sytuację na rynku smartfonów. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, praktycznie każdy jest taki sam. Nawet ich recenzenci zaczynają się już nudzić, a w swoich artykułach i filmikach bez tak zwanej krępacji dają wyraz temu, że wszystko im jedno czy dany model ma notcha, czytnik linii papilarnych z tyłu, przezroczystą obudowę czy trzy obiektywy. Generalnie wszystko wskazuje na to, że projektanci nie potrafią wymyślić już nic przełomowego, a postęp sprowadza się do nowszych części, lepszych parametrów i funkcji mających podłoże czysto software'owe. Patrząc na FiiO M7, mam wrażenie, że audiofilskie odtwarzacze poszły tym tropem. Stety lub niestety. Kanciasta, metalowa obudowa z dużym wyświetlaczem, gniazdo USB na dole, 3,5-mm jack na górze, trzy lub cztery przyciski do obsługi podstawowych funkcji, do tego gniazdo na karty pamięci i wtopione w boczną ściankę pokrętło regulacji głośności. Nie tylko wymienione modele, ale także niektóre hi-endowe playery zaprojektowane są na bazie tego samego schematu. Czasami mają dodatkowe gniazda i większe obudowy wykonane z miedzi lub stali nierdzewnej, z "pleckami" wykończonymi włóknem węglowym lub innym ciekawym materiałem, ale z zewnątrz to praktycznie wszystko. Pytanie tylko czy jest to powód do niezadowolenia, bo tego typu konstrukcja po prostu bardzo dobrze sprawdza się w prawdziwym życiu. Większość funkcji przejmuje na siebie ekran dotykowy, a przyciski i pokrętła są po to, abyśmy szybko mogli ustawić głośność lub przejść do następnej ścieżki bez gapienia się w wyświetlacz lub nawet bez wyjmowania urządzenia z kieszeni. I nawet jeśli tak samo będzie wyglądało tysiąc innych odtwarzaczy, dla posiadacza M7 niczego to nie zmienia. To funkcjonalny sprzęt, którego obsługa jest banalnie prosta.
PORADNIK: Kupujemy słuchawki - co, jak, gdzie
Podobnie, jak większość odtwarzaczy z tego przedziału cenowego, FiiO potrzebuje trochę czasu na uruchomienie i nie zawsze reaguje na polecenia z prędkością światła. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie jednak jego menu. Nie ma tu żadnych imponujących funkcji ani bajerów, których nie znajdziemy w żadnym innym urządzeniu, ale wszystko jest zorganizowane prosto, ładnie i przejrzyście. Tak, jak ma być. Ekran startowy to tylko sześć podstawowych przycisków - muzyka, radio, zarządzanie plikami, galeria zdjęć, pomoc techniczna i ustawienia. Jeśli o mnie chodzi, zdjęcia i pomoc techniczną można by było wyrzucić. Nie wiem kto będzie wgrywał sobie tutaj obrazy z komputera, aby później oglądać je podczas słuchania muzyki. To samo użytkownik M7 może zrobić z dokumentami tekstowymi i znów pojawia się to samo pytanie. Czy to funkcja wprowadzona z myślą o studentach, którzy będą przeglądać notatki w drodze na egzamin? Z kolei pomoc techniczna ogranicza się do instrukcji szybkiego startu, dwóch pytań z odpowiedziami i aktualizacji oprogramowania. Dwie pierwsze funkcje chyba nikomu się nie przydadzą, a trzecią można było spokojnie przerzucić do sekcji ustawień. Poza tym, ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Ekran odtwarzania jest prosty i przejrzysty, a po dotknięciu okładki pojawiają nam się informacje o danym pliku oraz opcje, takie jak equalizer, wybór trybu odtwarzania, dodawanie utworu do playlisty itd. Żadnych niedomówień. Może nawet pokładowe menu FiiO M7 podoba mi się bardziej, niż to w moim AK70? Chyba tak. Na pewno jest prostsze i bardziej intuicyjne.
Jest natomiast pewien minus, z którego bezproblemowa obsługa testowanego odtwarzacza poniekąd wynika. Najprościej rzecz ujmując, nie jest to urządzenie o wybitnie rozbudowanej funkcjonalności. W porównaniu z droższymi playerami, a nawet niektórymi modelami w zbliżonej cenie, kilku rzeczy zwyczajnie brakuje. Jedną z nich jest łączność Wi-Fi. O bezpośrednim dostępie do serwisów streamingowych lub plików z własnego dysku sieciowego możemy więc zapomnieć. Niektórzy wskazują, że nie jest to duży problem, bo nie wszyscy słuchają muzyki z sieci, a pliki można przerzucić na wewnętrzną pamięć urządzenia. Przecież do tego służy odtwarzacz przenośny, prawda? Owszem, ale jeśli mamy naprawdę ogromną kolekcję plików, wbudowane 2 GB to stanowczo za mało. Istnieje oczywiście możliwość dokupienia karty microSD o pojemności do 512 GB i jeśli planujemy zabrać nasz odtwarzacz na dłuższą wycieczkę, chyba nie ma innej opcji. Natomiast w domu łączność Wi-Fi mogłaby po prostu ułatwić nam dostęp do całej muzyki, jaką udostępniamy na dysku. Wydaje się jednak, że M7 nie jest adresowany do ludzi, którzy mają w piwnicy cztery NAS-y. To mimo wszystko stosunkowo tani odtwarzacz i mam wrażenie, że możliwość zgrania muzyki na wewnętrzną pamięć lub kartę microSD w zupełności zadowoli jego właścicieli. Szkoda natomiast, że producent nie przewidział czegoś w rodzaju trybu DAC, umożliwiającego podłączenie playera bezpośrednio do komputera. FiiO zapewnia za to, że M7 może pracować jako źródło podające sygnał na gniazdo USB, które w tym trybie będzie pełniło funkcję wyjścia cyfrowego. Możemy więc podłączyć zewnętrzny przetwornik tudzież kieszonkowy wzmacniacz aby podnieść jakość dźwięku. Producent zaznacza jednak, że jest w stanie zagwarantować poprawne działanie takiego połączenia tylko z kilkoma urządzeniami. I - tak, domyśliliście się - chodzi o modele z jego własnej oferty, a konkretnie Q1 Mark II i Q5.
Z punktu widzenia audiofila, najważniejszą funkcją modelu M7 jest możliwość odtwarzania plików wysokiej rozdzielczości. Lista formatów jest bardzo sensowna, a zamyka ją DSD128. Myślę, że jak na player za te pieniądze, to więcej niż przyzwoicie.A co dostajemy w pakiecie? Okazuje się, że całkiem sporo. FiiO ma Bluetooth 4.2 z obsługą kodeka aptX. Urządzenie wspiera również kodek LDAC firmy Sony. M7 ma również możliwość odtwarzania radia FM, a jeszcze ciekawsze jest to, że w tym celu producent wyposażył go w dedykowany chip Si4705. Dzięki temu podczas słuchania radia dźwięk ma być czysty i klarowny. Z punktu widzenia audiofila, najważniejszą funkcją modelu M7 jest możliwość odtwarzania plików wysokiej rozdzielczości. Lista formatów jest bardzo sensowna, a zamyka ją DSD128. Myślę, że jak na player za te pieniądze, to więcej niż przyzwoicie. Akumulator o pojemności 1880 mAh umożliwia do 20 godzin ciągłej pracy, a w trybie czuwania czas ten wydłuża się nawet do 40 dni. W różnych opisach na stronach dystrybutora i producenta znalazłem też dwie informacje, których w praktyce nie mogę potwierdzić. Pierwsza dotyczy możliwości sterowania urządzeniem za pomocą gestów. Faktycznie, tuż nad ekranem znajduje się mała kamera, jednak czego bym nie robił, nie udało mi się zmusić odtwarzacza do współpracy. W dołączonych do zestawu miniaturowych książeczkach zwiniętych w harmonijkę nie znalazłem odpowiedzi na pytanie jak powinienem machać ręką i jakie funkcje mógłbym w ten sposób aktywować. Możliwe, że w jakiś sposób to działa, ale nie wiem jak. Druga informacja dotyczy wyposażenia, a konkretnie wodoodpornego pokrowca, szklanej osłony na ekran oraz skórzanego etui. Akcesoria te miały się znaleźć w zestawie, ale ja w testowanym egzemplarzu dostałem tylko silikonową skórkę i kabel USB typu C. Możliwe, że ktoś zapomniał spakować szybki na ekran i skórzanego etui, ale jeżeli komuś bardzo będzie na tym zależało, polecałbym przed zakupem upewnić się czy te elementy faktycznie znajdą się w pudełku.
Brzmienie
Wielu miłośników przenośnych odtwarzaczy, wzmacniaczy i przetworników przywiązuje ogromną wagę do zastosowanych w nich kości. Trudno się temu dziwić, bo w odróżnieniu od sprzętu stacjonarnego, tutaj niemal całe wnętrzności są zbudowane w oparciu o przeróżne chipy i scalaki. Ale czy bazując wyłącznie na tych informacjach można dokładnie przewidzieć charakter brzmienia danego modelu? Możliwe, że niektórzy to potrafią, ale ja nie jestem jeszcze na tym poziomie i musiałem na własne uszy sprawdzić co potrafi nasz M7. Okazało się, że jest to urządzenie o dość przyjaznym, wręcz łagodnym usposobieniu. Podczas pierwszego odsłuchu nic mnie nie atakowało, wysokie tony nie wgryzały się w czaszkę, a przestrzeń nie sprawiała wrażenia napompowanej na siłę. Zazwyczaj jest to bardzo dobry znak. O ile bowiem łatwo jest dać się złapać na sprytne sztuczki z podrasowaną dynamiką i przejrzystością, to po kilku dniach zaczynamy rozumieć, że taki dźwięk jest po prostu męczący. FiiO proponuje dokładne przeciwieństwo takiego grania. Skupia się na płynności, spójności i zachowaniu prawidłowej równowagi między wszystkimi częściami pasma. W porządku, taki charakter brzmienia też nie jest do końca neutralny, ale od urządzenia za 990 zł nikt nie powinien wymagać zbyt wiele. Gdyby konstruktorom udało się uzyskać idealnie liniowy i przezroczysty dźwięk, byłaby to chyba rewelacja stulecia. Można natomiast do tego dążyć i FiiO to robi. A że próbuje raczej od tej cieplejszej strony? Moim zdaniem to bezpieczniejsze i w dłuższej perspektywie znacznie korzystniejsze dla użytkowników niż sianie wysokimi tonami i stosowanie sztuczek obliczonych na pięciominutowy odsłuch.
TEST: Questyle CMA400i
Nigdy bym się nie spodziewał, że odtwarzacz za niecały tysiąc złotych pokaże tak dojrzałe i muzykalne brzmienie. Tu oczywiście znów wracamy do tematu pewnych definicji, bo zdaniem niektórych melomanów nie można stosować takich określeń w odniesieniu do dźwięku, który jest lekko uspokojony, a na niektórych nagraniach może być nawet zwyczajnie nudny. Ja jednak łączę muzykalność z umiejętnością wciągnięcia mnie w słuchanie na długie godziny. W ogóle nie gryzie się to z przejrzystością czy dynamiką, ale... Takie atrakcje serwują zazwyczaj urządzenia z bardzo wysokiej półki. Przykładowo, istnieją słuchawki, w których słyszymy bardzo dużo, a mimo to mamy ochotę słuchać dalej i nawet cały wieczór z muzyką nie zostawia nas z uczuciem zmęczenia, ale - jak to w życiu bywa - są to zazwyczaj hi-endowe modele za bardzo konkretne pieniądze. Z odtwarzaczami przenośnymi jest podobnie. Astell&Kern AK240, który jest jedną z moich ulubionych tego typu maszyn, umiał łączyć ogień z wodą i robił to w fantastycznym stylu. Entuzjazm hamowała jedynie cena na poziomie jedenastu tysięcy złotych. Player w cenie low-endowego smartfona z oczywistych względów nie może grać tak dobrze, ale jego konstruktorzy mogą przynajmniej postarać się aby pewne zjawiska naśladował. Czasami udaje się osiągnąć coś podobnego, choć w zupełnie innej skali, na znacznie niższym poziomie jakościowym. Jednak w większości przypadków trzeba wybierać - albo ogień, albo woda. Słuchając testowanego DAP-a miałem wrażenie, że ludzie z FiiO naprawdę przyłożyli się do swojej roboty. Wiedzieli, że wszystkiego ugrać się nie da, ale pokazali, że nawet dysponując ograniczonym budżetem można wziąć na celownik brzmienie hi-endowych modeli i dojść całkiem daleko. To się może podobać.
Co oprócz przyjemnego spokoju i prawidłowej równowagi oferuje M7? Szczerze mówiąc, ciężko jest wskazać w jego brzmieniu elementy, które naprawdę rzucałyby się w uszy w pierwszym kontakcie. Można oczywiście omówić każdy z aspektów prezentacji osobno, jednak nie wiem czy taka wyliczanka wniosłaby cokolwiek do mojego opisu. W większości przypadków musiałbym powtarzać te same przymiotniki. Niskie tony są prawidłowe, średnica jak najbardziej normalna, a góra pasma, mimo delikatnego przygaszenia, nie jest wypłukana z detali. Dynamika? W porządku. Przestrzeń? Jak na ten przedział cenowy, naprawdę niezła. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, na niektórych dało o sobie znać lekkie spłaszczenie dźwięku na przełomie średnich i wysokich tonów. Mógłbym sobie życzyć aby M7 w tym zakresie grał w sposób bardziej soczysty i pokazał większą paletę barw... Tak, mógłbym, ale gdybyśmy rozmawiali o urządzeniu za dwukrotnie większe pieniądze. Cała reszta zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, jednak nie będę rozwijał każdego jednego wątku, bo trochę nie ma o czym opowiadać. Podobnie, jak w przypadku wielu innych urządzeń, które stawiają na naturalny, łatwo przyswajalny dźwięk i konsekwentnie realizują tę filozofię. Dla mnie jest to pewna niedogodność, bo wolałbym opisywać brzmienie, które w każdej jednej dziedzinie jest "jakieś". Natomiast dla melomanów zainteresowanych playerem FiiO może być to jeden z jego największych plusów. Jeśli nie największy.
Niskie tony są prawidłowe, średnica jak najbardziej normalna, a góra pasma, mimo delikatnego przygaszenia, nie jest wypłukana z detali. Dynamika? W porządku. Przestrzeń? Jak na ten przedział cenowy, naprawdę niezła.Na koniec dwie króciutkie obserwacje. Pierwsza dotyczy możliwości łączenia testowanego odtwarzacza z różnymi słuchawkami. W zasadzie już po pierwszych dwóch strzałach, którymi były Sennheisery HD 600 i dokanałówki q-Jays wiedziałem, że M7 jest w tej kwestii naprawdę elastyczny. O ile bowiem te drugie sprawdzają się nawet z dobrymi smartfonami (mimo, że ich przejrzystość potrafi działać w obie strony), o tyle pierwsze w normalnych warunkach nie byłyby moim pierwszym wyborem do playera tego typu. A jednak wyszła z tego naprawdę fajna kombinacja. Jeżeli lubicie eksperymentować i macie ku temu warunki, nie spisujcie takich połączeń na straty. W kolejnej sesji odsłuchowej wykorzystałem trzy pary nauszników - B&W P5, Beyerdynamiki DT 770 PRO (32 Ω) i Meze 99 Neo. Dwa ostatnie modele okazały się trafione, natomiast z Bowersami dźwięk był już jak dla mnie ciut za ciemny. Zawsze można jednak wspomóc się equalizerem. Drugi bonus to szybkie porównanie z AK70. O tyle ciekawe, że charakter obu modeli jest podobny. Astell&Kern przy całej swojej neutralności gra jednak w bardziej konkretny sposób. Pokazał, że w dziedzinie dynamiki i przejrzystości można zdziałać więcej nie zaburzając prawidłowego obrazu muzyki. Ale tego należało się spodziewać, bo dwukrotna różnica w cenie nie wzięła się znikąd. Za 990 zł do testowanego odtwarzacza praktycznie nie ma się jak przyczepić.
Budowa i parametry
FiiO M7 to odtwarzacz przenośny wyposażony w radio FM i łączność Bluetooth z kodekiem aptX. Nowy model jest jednocześnie pierwszym playerem tej marki, który wykorzystuje układ SoC Samsunga. Zastosowany tu Exynos 7270 jest bardziej wydajny od poprzedników. Firma zapewnia, że pobiera nawet o jedną piątą mniej energii, dzięki czemu sama obecność tego elementu wpływa na wydłużenie czasu pracy urządzenia na jednym ładowaniu. Wbudowany akumulator o pojemności 1180 mAh sprawia, że czas pomiędzy kolejnymi ładowaniami może wynosić nawet do 20 godzin. Sercem odtwarzacza jest DAC ESS Sabre 9018Q2C charakteryzujący się bardzo dobrymi parametrami. Co ciekawe, choć sam przetwornik radzi sobie z sygnałami PCM w jakości do 32 bit/384 kHz i DSD256, dla modelu M7 granicą jest jakość 24 bit/192 kHz w PCM-ie i DSD128. Za obsługę tunera radiowego odpowiada oddzielny chip Si4705. M7 posiada jedynie 2 GB wbudowanej pamięci, ale można ją bez problemu powiększyć za pomocą karty microSD o pojemności do 512 GB. Zamontowane na górnej ściance 3,5-mm wyjście słuchawkowe wygląda dość standardowo i - jak zaznacza producent - nie współpracuje ze słuchawkami wyposażonymi w sterowanie do sprzętu firmy Apple. Wzmacniacz oddaje 40 mW przy impedancji 32 Ω i 70 mW przy 16 Ω. Z ważniejszych parametrów warto zwrócić uwagę na pasmo przenoszenia od 10 Hz do 90 kHz (-3 dB), stosunek sygnału do szumu wynoszący ponad 117 dB oraz zniekształcenia na poziomie poniżej 0,004%. Odtwarzacz występuje w kolorze czarnym i srebrnym, jednak FiiO planuje wprowadzenie wersji czerwonej i granatowej.
Werdykt
No dobrze, głowy mi nie urwało, ale muszę przyznać, że słuchało mi się tego odtwarzacza całkiem przyjemnie i w tej cenie należy to odczytać jako duży sukces. Chińscy projektanci chyba nie chcieli nam niczego udowadniać. Nie zrobili z tego urządzenia manifestacji własnego ego, bo i nie o to chodziło. Ich celem było stworzenie playera, który odczyta większość audiofilskich formatów i pozwoli na wielogodzinne odsłuchy bez uczucia zmęczenia. M7 udowodnił, że może współpracować z szeroką gamą słuchawek, a jego naturalne brzmienie nie będzie ograniczać nas w kwestii wybranego gatunku muzycznego. Bluetooth i radio FM to dodatki, które audiofilom może nie są do niczego potrzebne, ale założę się, że prędzej czy później nawet najtwardsi zawodnicy z nich skorzystają. Ot, chociażby do słuchania plików w samochodzie lub w sytuacji, gdy jadąc autobusem nie zdążymy wrócić do domu na mecz i będziemy chcieli chociaż posłuchać radiowej transmisji na słuchawkach. Czy M7 jest alternatywą dla droższych odtwarzaczy, takich jak Pioneer XDP-30R, Onkyo DP-X1, Questyle QP1R i Astell&Kern AK70? Jeśli nie potrzebujemy żadnych funkcji ponad to, co oferuje FiiO, a różnica w jakości brzmienia nie będzie dla nas tak istotna, jak tysiąc lub tysiąc pięćset złotych w portfelu, to jak najbardziej. M7 robi robotę, a kosztuje mniej niż smartfony, z którymi niektóre dzieciaki biegają do podstawówki. To nie może się nie podobać.
Dane techniczne
Obsługiwane formaty: AAC, APE, ALAC, FLAC, MP3, OGG Vorbis, WAV, WMA
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 90 kHz (-3 dB)
Stosunek sygnał/szum: > 117 dB
Zniekształcenia: < 0,004%
Pamięć: 2 GB + 512 GB (opcjonalna karta micro SD)
Przetwornik: ES9018Q2C
Łączność: Bluetooth 4.2, USB
Wyjście słuchawkowe: 3,5 mm
Wymiary (W/S/G): 10,9/5,2/1,3 cm
Masa: 116 g
Cena: 990 zł
Konfiguracja
Astell&Kern AK70, q-Jays, Sennheiser HD 600, Bowers & Wilkins P5, Beyerdynamic DT 770 PRO (32 Ω), Meze 99 Neo.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
stereolife
Dystrybutor marki FiiO właśnie poinformował nas, że do końca sierpnia w sklepach MP3store będzie można kupić opisywany odtwarzacz z 7% rabatem na hasło "StereoLife. Trochę nas to zaskoczyło, bo nie wychodziliśmy z taką inicjatywą, ale decyzja została podjęta, więc pozostaje nam tylko wszystkich o tym poinformować. Jeżeli jesteście zainteresowani tym playerkiem, zawsze to prawie siedemdziesiąt złotych w kieszeni. A jeżeli nie jesteście, może pomysł się przyjmie i zostanie rozszerzony na inne urządzenia? W sumie fajnie byłoby móc wejść do dowolnego sklepu ze sprzętem audio i dostać rabat na hasło "StereoLife". Jeżeli planujecie teraz kupno kolumn lub kabli, próbujcie! Nawet jeśli się nie uda, wspólnymi siłami zrobimy trochę zamieszania;-)
0 Lubię
Komentarze (1)