ATC SCM7
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
A gdyby tak wypiąć się na ten cały audiofilizm i kupić sobie sprzęt stworzony przez i dla profesjonalistów? Jeżeli cenicie sobie wysoką jakość dźwięku, nie uwierzę, że przynajmniej raz tak nie pomyśleliście i nie zaczęliście rozglądać się za zestawami głośnikowymi, wzmacniaczami i słuchawkami, których używa się w studiach nagraniowych i reżyserkach. Problem polega na tym, że oba te światy rzadko się przenikają. W jednym cała ta aparatura służy czerpaniu przyjemności z odsłuchu. Może mieć swoje wady i humory, może być nawet skonstruowana w oryginalny sposób albo podłączona w przeciwfazie, ale jeśli cieszy oczy i uszy swojego właściciela, to wszystko jest w porządku. W drugim natomiast wygląd zewnętrzny i subiektywne odczucia użytkownika mają znaczenie drugorzędne, bo liczą się przede wszystkim parametry i rzetelne brzmienie. Tutaj sprzęt jest narzędziem pracy. Nie może nas oszukiwać i przegrzewać się po dwóch godzinach intensywnego użytkowania. Producent nie popełni wielkiego błędu, zakładając, że odbiorca będzie wiedział, jak wykorzystać potencjał elektroniki i nie ustawi zestawów głośnikowych w pomieszczeniu nieprzystosowanym do takiej zabawy. Nie twierdzę, że każdy profesjonalista jest boską istotą obdarzoną nadludzkim słuchem ani że amatorski sprzęt nie może się równać z aparaturą studyjną, ale ucieczka do świata pro audio zawsze była i wciąż pozostaje kuszącą alternatywą dla "cywilnych" wynalazków. Ilekroć mogę przetestować sprzęt o studyjnym rodowodzie, korzystam z tej okazji. A jeśli dodatkowo nie przerażają mnie ani gabaryty, ani cena, moja ciekawość wzrasta do tego stopnia, że szybciej zamykam rozpoczęte już recenzje i robię miejsce dla gościa z krainy mikrofonów i suwaków. Tym razem wybór padł na monitory ATC SCM7.
Firma ATC (Acoustic Transducer Company) została założona w 1974 roku przez Billy'ego Woodmana. Jego celem od samego początku była produkcja niestandardowych przetworników dla profesjonalnego przemysłu nagłośnieniowego. Pierwszym produktem, który dał firmie sławę był 12-calowy głośnik niskotonowy PA75-314. Kolejnym przełomem było stworzenie kopułki średniotonowej SM75-150, której równomierne charakterystyki kierunkowe i niesamowicie niskie zniekształcenia wyznaczyły nowe standardy jakości. Rozwijana i udoskonalana dzięki nowym materiałom obecna wersja tego głośnika jest nadal uznawana za jeden z najlepszych przetworników średniotonowych na świecie. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku pojawiły się pierwsze kolumny aktywne ATC SCM50A i SCM100A, pierwotnie stworzone na potrzeby duńskiego radia. Co ciekawe, pierwszymi zespołami muzycznymi, które skorzystały z produktów ATC, były niezwykle szanowane przez audiofilów grupy Pink Floyd i Supertramp. Rok 1996 przyniósł premierę pierwszej samodzielnej elektroniki audiofilskiej ATC. Zarówno przedwzmacniacz SCA2, wzmacniacz mocy SPA2-150, jak i późniejszy SIA2-150 zostały zbudowane zgodnie z filozofią ATC, czyli bez kompromisów. W tym samym roku Billy Woodman i jego zespół badawczy opracowali innowacyjną nową topologię przetworników, która ma na celu wyeliminowanie efektów histerezy magnetycznej jako znaczącego źródła zniekształceń w jednostkach napędowych głośników. Wykorzystując nowy materiał stosowany dotąd w produktach dla branży telekomunikacyjnej, przetwornik Super Linear (SL) zmniejszył zniekształcenia trzeciej harmonicznej o 10-15 dB w zakresie od 100 Hz do 3 kHz.
Brytyjska firma nie zajmuje się jednak wyłącznie sprzętem profesjonalnym. Sporą działkę jej biznesu stanowią zestawy głośnikowe kierowane do audiofilów. ATC umiejętnie wykorzystuje swoje doświadczenie na obu rynkach, przenosząc wiedzę zdobytą w studiach nagraniowych do sprzętu domowego. Aktualna oferta firmy jest podzielona tak mocno, że po wejściu na jej oficjalną stronę internetową musimy wybrać jeden z dwóch działów - profesjonalny lub konsumencki. W tym drugim znajdziemy nie tylko zestawy głośnikowe, ale też komponenty elektroniczne - wzmacniacze, przedwzmacniacze, końcówki mocy i odtwarzacze płyt kompaktowych. Jeżeli wejdziemy w zakładkę z kolumnami, zobaczymy w niej aż osiem serii, z czego jedna to tylko i wyłącznie głośniki centralne, druga - subwoofery aktywne, trzecia - głośniki przeznaczone do montażu na ścianie, a w dwóch kolejnych zgrupowano wyłącznie edycje specjalne i inne okolicznościowe wynalazki, których pewnie już od dawna nie można dostać u autoryzowanych dealerów. Zostają więc trzy serie w miarę normalnych kolumn - Entry, Classic i Tower. Jeżeli mamy do nagłośnienia spore pomieszczenie i nie musimy liczyć każdej złotówki, w każdej z nich znajdziemy coś ciekawego. Jeżeli natomiast interesują nas wyłącznie monitory, serię Tower możemy sobie odpuścić (składa się ona z sześciu modeli podłogowych), a z serii Classic zostaje tylko SCM20 SL w cenie 21990 zł za parę (pozostałe konstrukcje teoretycznie też są monitorami, ale wielkimi jak podłogówki). Nic dziwnego, że audiofile upodobali sobie przede wszystkim monitory z linii Entry - SCM7, SCM11 i SCM19. "Jedenastki" już testowałem. Zrobiły na mnie duże wrażenie, ale to mimo wszystko spore skrzynki, za które teraz trzeba zapłacić 8490 zł. Nie jest to jakaś porażająca kwota, ale "siódemki" kosztują 5490 zł i są na tyle małe, że można je postawić praktycznie wszędzie. I chociażby z tego względu - nie mówiąc już o renomie producenta i średniej cenie jego dużych kolumn - zasługują na to, by przyjrzeć im się bliżej.
Wygląd i funkcjonalność
SCM7 otwierają nie tylko serię Entry, ale cały "cywilny" katalog brytyjskiej manufaktury. Nie powinno więc dziwić, że nie są przesadnie duże. To typowe mini-monitory zamknięte w obudowie o wysokości 30 cm, szerokości 17,5 cm i głębokości 21,5 cm. Może nie są to pudełka po butach w stylu LS3/5a, ale wydaje się oczywiste, że dyskoteki takim sprzętem nie nagłośnimy. Tym bardziej, że "siódemki" charakteryzują się typową dla zestawów tej marki, wyjątkowo niską skutecznością. Zgodnie z tabelą danych technicznych wynosi ona 84 dB. Na papierze nie wygląda to tak niepokojąco. Skoro większość dostępnych na rynku zestawów może się pochwalić skutecznością na poziomie 89-91 dB, to nie ma o co kruszyć kopii, prawda? Poniekąd tak, ale przypominam, że mamy do czynienia ze skalą logarytmiczną, w której wzrost o 3 dB oznacza podwojenie poziomu głośności. Wyobraźcie sobie zatem, że podłączacie do wzmacniacza przeciętne kolumny, których efektywność wynosi 90 dB, ustawiacie potencjometr na godzinę jedenastą i jest w sam raz, a następnie wyłączacie wzmacniacz, podpinacie SCM7 i przy takim samym wychyleniu pokrętła grają one cztery razy ciszej. Żeby było śmieszniej, tradycyjnie dla ATC mamy do czynienia z monitorami w obudowie zamkniętej, więc nie pomożemy sobie za bardzo, dosuwając głośniki do ściany.
TEST: ATC SCM 11
Sprawa jest zatem dość prosta - aby kupno takich monitorów miało sens, trzeba dysponować mocnym wzmacniaczem. Producent nie pozostawia w tej kwestii żadnych złudzeń, podając przedział 75-300 W. I nie może to być moc przy 4 omach, ponieważ "siódemki" są nominalnie 8-omowe. W rozmowie z dystrybutorem temat sprzętu towarzyszącego został poruszony w pierwszej kolejności. Unison Research Triode 25, który w trybie pentodowym oddaje 50 W na kanał? Hmm, raczej nie jest to optymalny wybór. To może się udać, ale szału prawdopodobnie nie będzie. A 200-watowy Hegel H20? Taki piec na pewno sobie z brytyjskimi monitorami poradzi. Rozumiecie absurd tej sytuacji? Przymierzając się do kupna zestawów głośnikowych za pięć i pół tysiąca złotych, moglibyśmy szacować, że wartość całego systemu zamknie się w kwocie 10000-12000 zł. Wzmacniacz za cztery tysiące, streamer za dwa, do tego jakieś budżetowe kable i jesteśmy w domu. W tym przypadku dwanaście tysięcy złotych pójdzie na same kolumny i piecyk. Spójrzmy bowiem, które z dostępnych w sklepach wzmacniaczy spełniają postawiony przez ATC warunek. Jednym z najtańszych jest Denon Home Amp (3499 zł), ale byłbym tu ostrożny. Zdaniem producenta oferuje on moc 100 W na kanał, a czy naprawdę poradzi sobie z SCM7 - nie było mi dane sprawdzić. Kolejne propozycje to na przykład Atoll IN80 Signature (5290 zł), Cambridge Audio CXA81 Mk II (5690 zł), Arcam Radia A15 (5989 zł), Audiolab 8300A (5999 zł), Roksan Attessa (6190 zł) i Rega Elex MK4 (6599 zł, ale dopisuję ten model w drodze wyjątku, bo producent podaje moc 72 W na kanał przy 8 Ω). A gdybyśmy strzelali raczej w środek podanego przez ATC przedziału, zamiast iść po linii najmniejszego oporu? Wówczas wzmacniacz będzie nas kosztował przynajmniej 8000-10000 zł. Do tego odtwarzacz, podstawki, kable i bez większych problemów dobijemy do dwudziestu tysięcy złotych.
W testach kolumn rzadko kiedy poruszam kwestię parametrów, a jeśli już, to zdawkowo i wyłącznie w wyjątkowych przypadkach. Zazwyczaj nie ma się bowiem o czym rozpisywać. Impedancja na poziomie od czterech do ośmiu omów, skuteczność od 87 do 93 dB - rzadko który model wychodzi poza te ramy. Większość producentów projektuje swoje zestawy głośnikowe tak, aby poprawnie grały z każdą elektroniką. Jeżeli jest inaczej, to ani chybi mamy do czynienia z kolumnami hi-endowymi - stworzonymi z myślą o konkretnych urządzeniach towarzyszących i kosztujących tyle, że kupno odpowiedniego wzmacniacza wydaje się już tylko formalnością. Tym razem jest inaczej. Czy to źle? Hmm... Powiem tak - ja od samego początku się tymi monitorami jarałem. Spójrzcie na to w ten sposób - SCM7 kosztują tylko pięć i pół tysiąca złotych, ale pod wieloma względami są zestawami z zupełnie innej planety. Ich parametry i wymagania względem wzmacniacza to tylko początek historii. Niezwykłe jest również to, jak i z użyciem jakich podzespołów zostały wykonane, jak wyglądają ich obudowy i jaka filozofia przyświecała ich twórcom.
Fakt, że już na początku musimy spełnić pewne wymagania, świadczy o tym, że Brytyjczykom nie zależało na stworzeniu kolejnych nudnych głośników, które grają ze wszystkim. Jeśli macie stary amplituner i szukacie łatwych do wysterowania kolumn - kupcie sobie coś "normalnego". Jeżeli nie potraficie zaakceptować faktu, że na wzmacniacz trzeba będzie wydać więcej niż na same monitory - nie zawracajcie sobie głowy czymś takim jak SCM7. Przecież to nie tak, że na rynku brakuje łatwych do wysterowania, bezpiecznych, uniwersalnych kolumn. Wybór jest ogromny i nie przez przypadek 95% firm klepie to samo - średniej wielkości kolumny w obudowie wentylowanej o zupełnie standardowych parametrach i neutralnym, gładkim brzmieniu z lekko ocieploną średnicą i sztucznie napompowanym basem. ATC ma inne priorytety. Istnieje jednak spora szansa, że taka polityka ma na celu coś innego niż utrudnianie ludziom życia z czystej złośliwości.
Dlaczego mielibyśmy się godzić na takie poświęcenie? Cóż, ten temat również szybko "wypłynął" w rozmowie z dystrybutorem. Stwierdził on, że SCM7 to monitory, które w zupełnie nie hi-endowej cenie potrafią pokazać brzmieniowe elementy typowe dla hi-endowych kolumn. Innymi słowy, mają swoje wymagania, ale potrafią się pięknie odwdzięczyć. W świecie sprzętu wartego dziesiątki tysięcy złotych nie jest to nic dziwnego. Wiele drogich kolumn wymaga użycia mocnego wzmacniacza, a do wyrafinowanego lampowca o mocy kilku lub kilkunastu watów na kanał będziemy szukać głośników o wyjątkowo wysokiej skuteczności. Hi-end to zabawa dla tych, którzy wiedzą, co robią. W tym przypadku taki schemat działania został przeniesiony do poziomu, no, może nie budżetówki, ale segmentu popularnego. Zestawy głośnikowe w zbliżonej cenie sprzedają się obecnie w naprawdę dużych ilościach. Wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby takimi parametrami i zapotrzebowaniem na moc charakteryzowały się - rzucam przykład - Pylony Diamond Monitor 18 mkII? Producent mógłby pisać, że o wszystkim wyraźnie informował, że dane techniczne są powszechnie dostępne i jasno wynika z nich, że te głośniki nie zagrają z każdym amplitunerem albo najtańszym wzmacniaczem lampowym, jaki można znaleźć w sklepach, a i tak byłaby wrzawa, pretensje, lawina komentarzy, niezadowolenie, zwroty, apele o "akcję serwisową" i ogólny cyrk. Żaden producent audiofilskiego sprzętu nie chce mieć czegoś takiego w swojej ofercie. Dobry sprzedawca na pewno zwróci uwagę klientów na taki "szczegół" jak konieczność użycia mocnego wzmacniacza, ale musi mieć ku temu sposobność, a przecież takie monitory można kupić w sklepie internetowym z dostawą do domu i nikt nie sprawdza, czy zamawiający zapoznał się z ich parametrami i czy rozumie, na co się zdecydował. Normalna firma wolałaby mieć w swoim katalogu kolumny, które grają ze wszystkim i nie sprawiają użytkownikowi żadnych, ale to żadnych problemów. Dlaczego więc ATC się na to zdecydowało? Obstawiam, że albo w nosie mają narzekania tych, którzy nie posiedli podstawowej wiedzy w temacie sprzętu audio, albo... Nie mieli wyboru (o co mi chodzi, wyjaśnię za chwilę).
Tak, jak SCM7 odstają od konkurencji pod kątem parametrów, tak wyprzedzają peleton, jeśli chodzi o jakość wykonania. Szczególnie dobre wrażenie robią dwie rzeczy - stolarka i przetworniki.Przyjrzyjmy się zatem tym monitorom nieco dokładniej. Tak, jak odstają one od konkurencji pod kątem parametrów, tak wyprzedzają peleton, jeśli chodzi o jakość wykonania. Szczególnie dobre wrażenie robią dwie rzeczy - stolarka i przetworniki. "Siódemki" są małe, ale zaskakująco ciężkie. Ich obudowy są niezwykle porządne, sztywne, dobrze wygłuszone, chciałoby się powiedzieć - monolityczne. Boczne ścianki są zakrzywione i zwężają się ku tyłowi. Po raz kolejny mogę powiedzieć, że jeśli w tym przedziale cenowym widuje się takie ekstrawaganckie akcenty, zwykle okazuje się, że jest to tylko zabieg wizualny. Tutaj nie. To, że monitory wyglądają zgrabniej, jest tylko efektem ubocznym głównego motywu projektantów. Jak można się domyślić, była nim walka z falami stojącymi powstającymi wewnątrz obudowy (równoległe płaszczyzny są dość niekorzystne z punktu widzenia akustyki, również w pomieszczeniu odsłuchowym, ale rzadko kiedy udaje się tego uniknąć). Jeśli chodzi o dostępne wykończenia, do wyboru mamy cztery opcje - widoczny na zdjęciach fornir czereśniowy, biały, matowy lakier oraz dwa rodzaje czerni - okleinę i matowy lakier. Odmiany fornirowane podobają mi się średnio. Jedna (czarna) kojarzy mi się z Altusami, a druga (czereśniowa) z meblami z lat dziewięćdziesiątych. Wiecie, takimi z niebieskimi frontami szafek i szuflad. Aby dostosować się do aktualnych trendów, ATC powinno wprowadzić do palety fornir orzechowy, a z czereśnią i czarną okleiną się pożegnać, ale szanse na to są niewielkie. Trzeba się cieszyć, że w ogóle mamy jakiś wybór i możemy zamówić czarny lub biały lakier.
O przetwornikach na razie nie będę się rozpisywał, bo zasługują one na szersze omówienie. Dla porządku wspomnę tylko, że mamy do czynienia z konstrukcją dwudrożną wyposażoną w 12,5-cm woofer i 25-mm miękką kopułkę. Od razu widać jednak, że nie są to zupełnie standardowe jednostki. Szczególnie interesujący jest głośnik nisko-średniotonowy, którego membrana została pokryta lepką substancją, a co za tym idzie - skutecznie przyciąga kurz i wszelkiego rodzaju drobne zabrudzenia. Zwykle przed sesją zdjęciową delikatnie przecieram głośniki ściereczką do okularów i przedmuchuję je sprężonym powietrzem. W tym przypadku mogłoby to przynieść więcej szkody niż pożytku. To membrana czyści ściereczkę, a nie odwrotnie, a powietrze powoduje, że kłaczki radośnie sobie tańcują, ale oderwać się nie mają zamiaru. W ruch poszła więc penseta, a i tak miałem jeszcze mnóstwo roboty na etapie obróbki.
Co ciekawe, głośników przed zabrudzeniami nie zabezpieczy też maskownica, która ma postać mocno wygiętej, mocowanej magnetycznie, metalowej siatki. Bardzo osobliwy wynalazek, który dodaje brytyjskim monitorom studyjnego charakteru. Jeżeli widząc SCM7 bez grilli, mieliście wątpliwości, czy faktycznie wyróżniają się one na tle konkurencji, z nimi staje się to oczywiste, bo żaden producent "cywilnego" sprzętu nie wymyśliłby czegoś takiego. Naturalnie, oni także mają różne pomysły na maskownice, ale nie takie. Co prawda grille zostały wykonane niezwykle starannie, ale pasują do SCM7 jak kwiatek do kożucha. Zupełnie jakby ktoś zaprojektował piękną komodę, a zamiast drzwiczek wstawił przemysłowe kratki wentylacyjne. Niespodzianek nie ma natomiast z tyłu. Zobaczymy tu tylko podwójne terminale ustawione pod kątem w plastikowym profilu. Uwagę zwraca natomiast napis "Made in England" (drugi znajdziemy na kołnierzu tweetera). Czyli jednak się da? No patrz pan, to ci dopiero heca!
Brzmienie
Zacznijmy od spraw dość oczywistych. SCM7 to niewielkie monitory wyposażone w 12,5-cm głośnik nisko-średniotonowy w obudowie zamkniętej, a co za tym idzie, nie ma się po nich co spodziewać ani fenomenalnej dynamiki (chyba że w skali mikro, o czym później), ani atomowego basu, ani żadnych innych atrakcji charakterystycznych dla potężnych kolumn wolnostojących. Najogólniej rzecz ujmując, nie dostaniemy tu brzmienia o imponujących rozmiarach - ściany dźwięku, która od pierwszych sekund masakruje słuchacza, wypełniając pokój po brzegi. "Siódemki" stawiają na typowo monitorowe doznania, oferując dźwięk wyrazisty, bliski, bezpośredni i skoncentrowany na tym, co najważniejsze. Mimo że potrafią zbudować ciekawą scenę stereofoniczną, pod wieloma względami można poczuć się, jakby brytyjskim inżynierom zależało na stworzeniu głośnikowego odpowiednika studyjnych słuchawek. Chwilami jest trochę ciasno, ale ma to swój urok. Muzyka jest tuż przed nami, na wyciągnięcie ręki. Nic się nie rozjeżdża, niczego nie musimy szukać. Rozgrywające się przed nami wydarzenia są także doskonale uporządkowane w domenie czasowej. Mówiąc inaczej, SCM7 grają w punkt i zawsze nadążają za artystami, choćby nie wiem co wyprawiali. Pod tym względem porównywanie ich z dobrymi nausznikami także wydaje się jak najbardziej uzasadnione. Jeżeli po przesiadce z kolumn na słuchawki macie wrażenie, że słyszycie więcej (zwykle jest to całkowicie słuszne), podobne odczucia mogą towarzyszyć zamianie "normalnych" monitorów w zbliżonej cenie na ATC. Fakt, jest ciasno, ale pierwsza myśl jest taka, jak w tej reklamie dżemów, przecierów czy czegoś tam - "Łooo!". Powiedzieć, że dużo się tu dzieje, to jak nie powiedzieć nic.
No dobrze, a co z niskimi tonami? Są, ale subwooferowego masażu brzucha się nie spodziewajcie. Można powiedzieć, ze SCM7 wypełniają plan minimum - oferują tyle basu, ile potrzeba, aby słuchacz nie miał poczucia, że jakiś element przekazu wyparował niemal całkowicie. Jeżeli planujecie wykorzystać "siódemki" w systemie biurkowym albo postawić je w bardzo małym pomieszczeniu, a subsoniczne pomruki nie są czymś, bez czego nie możecie żyć, wszystko powinno być w porządku. W przeciwnym wypadku trzeba będzie pomyśleć o uzupełnieniu systemu subwooferem aktywnym. Swoją drogą, nie jest to ani głupie rozwiązanie, ani żadna ujma dla audiofila. Mnie na przykład takie zestawy jarają i przyznaję się do tego bez bicia. Subwoofer robi swoją robotę, a my możemy ustawić kolumny tak, jak nam się podoba, kierując się stereofonią i spójnością, a nie zachowaniem równowagi między basem a całą resztą.
W tym momencie docieramy do sedna sprawy. O ile bowiem dźwięk SCM7 nie ma imponującej skali, wyróżnia go absolutnie imponująca - szczególnie jak na ten przedział cenowy - jakość. Szczególnie dobrze słychać to w zakresie średnich tonów. To, co "siódemki" wyprawiają w tym aspekcie, byłoby godne odnotowania nawet, gdybyśmy mówili o monitorach za 10000-15000 zł. Ich średnica jest po prostu wybitna. Fenomenalna. Podczas odsłuchu towarzyszyło mi nawet poczucie pewnego zagubienia, ponieważ po pierwsze monitory za te pieniądze nie powinny tak grać, a po drugie mieszają się tu dwa światy - z jednej strony mamy piękną, bogatą, pastelową barwę z odrobiną przyjemnego ocieplenia, a drugiej zaś to, o czym wspomniałem już wyżej, a więc ponadprzeciętną czystość, rozdzielczość, poczucie bliskiego obcowania z dźwiękiem, braku barier między nami a wykonawcami. Spójność i papierowo-polipropylenowa barwa podpowiadały mojemu mózgowi, że odsłuch będzie przyjemny i relaksujący, ale jednocześnie nasycenie dźwięku informacjami, całym tym muzycznym planktonem, było na tyle duże, że całkowite odprężenie, przejście w stan błogiego rozleniwienia nie wchodziło w grę.
Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że lepiej byłoby podejść do sprawy na odwrót. SCM7 w pierwszej kolejności są studyjnymi monitorami, dla których priorytetami są czytelność i namacalność dźwięku, co umożliwia nam szybkie i dokładne wgryzienie się w nagrania, a zagęszczenie i ocieplenie brzmienia również służą konkretnemu celowi - abyśmy po piętnastu minutach nie mieli dosyć. Taka mieszanka działa, choć początkowo może wydawać się dziwna. Audiofilskim kolumnom rzadko udaje się połączyć te skrajności w tak elegancki sposób. Zwykle albo dostajemy ciepłe kluczy, idealne na długie sesje odsłuchowe, albo konkret i dzielenie włosa na czworo, bez żadnej poduszki bezpieczeństwa. Trzeba się zdecydować. Można też połączyć szybkie, analityczne kolumny z ciepłym, muzykalnym wzmacniaczem, ale to nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy chcieli. Zwykle potrzeba wielu prób, aby trafić w idealne proporcje. Tutaj natomiast oba charakterystyczne aspekty prezentacji są dziełem samych głośników i są połączone nierozerwalnym węzłem. Oba są wyraźnie słyszalne, wręcz definiują odsłuch, ale żyją ze sobą w zgodzie. Coś wspaniałego. Wysokie tony nie wybijają się na tym tle aż tak mocno, ale są wystarczająco dobre, aby nikt nie mógł powiedzieć, że jakościowo odstają od średnicy. Najwyższe częstotliwości odebrałem jako minimalnie złagodzone i zaokrąglone, ale znów - nie zdziwiłbym się, gdyby był to celowy zabieg. Odciąganie uwagi słuchacza od średnich tonów byłoby strzałem w stopę.
Mam jakieś tam rozeznanie na rynku i wiem, czego dziś można się spodziewać po monitorach za 5000-6000 zł. Nie twierdzę, że jest to zbyt mały budżet, by kupić fajne, ładne, porządnie wykonane monitory, ale to nie jest ten sam świat, z którym mamy do czynienia w przypadku ATC. Nawet nie jest blisko. To są zestawy z innej półki.Przymierzając się do zakończenia tego testu, nie potrafiłem znaleźć logicznego wytłumaczenia, dlaczego SCM7 są tak dobre, a mówiąc jeszcze dokładniej - dlaczego kosztują tyle, ile kosztują. Ostatecznie mam jakieś tam rozeznanie na rynku i wiem, czego dziś można się spodziewać po monitorach za 5000-6000 zł. Nie twierdzę, że jest to zbyt mały budżet, by kupić fajne, ładne, porządnie wykonane monitory, ale to nie jest ten sam świat, z którym mamy do czynienia w przypadku ATC. Nawet nie jest blisko. To są zestawy z innej półki. I że co? Że są małe? Owszem, ale gdybym miał wskazać kilka innych konstrukcji o zbliżonych gabarytach, które mogą stanąć z "siódemkami" w szranki, jak wyglądałyby ich ceny? DALI Menuet SE kosztują 7990 zł, Chartwelle LS3/5 - 9980 zł, Spendory Classic 4/5 - 9990 zł, Neat Acoustics Petite Classic - 11290 zł, Revival Audio Atalante 3 - 11790 zł, Harbeth P3ESR XD - 12500 zł, Falcon Acoustics M10 - 15490 zł, Vienna Acoustics Haydn SE Signature - 16600 zł. Neaty i Vienny mogą pochwalić się niżej schodzącym basem, ale w pozostałych przypadkach jest on podobny jak w SCM7. W Chartwellach i Falconach nawet cieńszy. Nie jest też tak, że ATC wymagają użycia mocnego wzmacniacza, a konkurencyjne monitory można zasilić byle czym. Nawet jeśli nie trzeba będzie kierować się mocą, to w kwestii jakości każdy z tych modeli będzie bezlitosny i szybciutko pokaże, na czym próbowaliśmy zaoszczędzić. Aby jeszcze bardziej uwidocznić, jak absurdalnie niska jest cena "siódemek" w porównaniu z rywalami, wyciągnijmy średnią z wymienionych wyżej kwot. Jest to około 11925 zł. Tymczasem opisywane monitory kosztują 5490 zł. Otrzymując taki bonus już na starcie, spokojnie można zainwestować we wzmacniacz z wysokiej półki, prawda? A skąd taka przepaść? Jeśli mam być szczery, nie mam zielonego pojęcia.
Widzę więc tylko dwa możliwe wyjaśnienia. Pierwsze - cenniki konsumenckich produktów ATC z roku na rok są kopiowane bez większych zmian, bo przecież nie jest to firma, która wprowadza pięć nowych modeli każdego miesiąca. Inflacja? Ach tak, istnieje coś takiego, ale nie róbmy z tego wielkiego problemu. Jeśli będzie szalała nadal, to może za dwa lata trzeba będzie podnieść ceny o 10%, ale na razie można w spokoju pić herbatę. Drugie - ATC po prostu nie potrafi robić głośników inaczej. Większość firm już na początku ustala, że chce zrobić kolumny, które będą kosztowały tyle i tyle. W związku z tym nie mogą mieć naturalnego forniru, zaawansowanych technicznie głośników i wielu innych elementów, które widzimy tutaj. Zasadniczo każdą część dobiera się zgodnie z przyjętym budżetem i w tym wypadku powinna to być taniocha. No, może taka ciut ładniejsza, ale wciąż taniocha. SCM7 wyglądają i grają natomiast tak, jakby Brytyjczycy nie mieli żadnego pola manewru i musieli zrobić wszystko porządnie - tak, jak w innych, znacznie droższych modelach. Paradoksalnie, stworzenie gorszych monitorów mogłoby ich kosztować więcej niż wyprodukowanie takich. Prawdopodobnie trzeba by było w tym celu postawić nową linię produkcyjną albo dogadać się z producentem specjalizującym się w budżetówce. A to jest kupa roboty. Już lepiej, a przede wszystkim szybciej jest nie ścinać zakrętów i zrobić "normalne" kolumny, zgodne z przyjętymi standardami. Jedyna różnica jest taka, że są małe. A czy ludzie się zorientują? Cóż, to też nie jest takie oczywiste. Trzeba by było trochę orientować się w temacie, a na to prawie nikt nie ma dzisiaj czasu. No, może jacyś pasjonaci, którzy jeżdżą na wystawy, umawiają się na odsłuchy, nie wiem, czytają testy, zamiast oglądać głupoty na YouTubie. Tylko ilu ich jest... Luz, nie ma się czym przejmować:-)
Budowa i parametry
ATC SCM7 to dwudrożne mini-monitory w obudowie zamkniętej. Ich wysoka masa ma swoje źródło nie tylko w solidnej obudowie z zaokrąglonymi boczkami, które redukują prawdopodobieństwo powstawania wewnątrz fal stojących, ale także w samych przetwornikach. Jak informuje brytyjska manufaktura, do obudowy zamkniętej potrzebny jest masywny głośnik średnio-niskotonowy. Takie połączenie pozwala uzyskać bardzo dobrą odpowiedź zestawu na impulsy a w efekcie - doskonałą kontrolę nad dźwiękiem. W tym modelu 12,5-cm membrana głośnika niskotonowego jest zaimpregnowana, co poprawia tłumienie rezonansów, a to zdaniem producenta przekłada się na czystszy, bardziej naturalny dźwięk. Cewka tego głośnika nawinięta jest płaskim drutem z miedzi OFHC (wysoko-przewodząca elektrycznie i termicznie), dzięki czemu pole magnetyczne w napędzie jest bardziej jednorodne, a straty sygnału są mniejsze względem klasycznych, okrągłych drutów. Głośnik wysokotonowy to 25-mm miękka kopułka, której membrana zawieszona jest na unikalnym, podwójnym zawieszeniu. Ma ono nie tylko zapewniać jej komfortowe warunki pracy, ale również wygaszać harmoniczne wysokich rzędów, które koloryzują i zniekształcają dźwięk. Krótka cewka tweetera pracuje w długiej szczelinie magnetycznej co, nie tylko linearyzuje głośnik, ale również pozwala go stosować bez ferrofluidu chłodzącego, który z czasem wysycha. Charakterystykę tego głośnika kształtuje panel frontowy ze stopu metali, w którym wyfrezowano niewielki falowód. Ponadto producent zapewnia, że zwrotnica została zoptymalizowana dla uzyskania jak najlepszego brzmienia, przy zachowaniu możliwie płaskiego przebiegu impedancji w funkcji częstotliwości. Jeśli chodzi o parametry, w tabelce znajdziemy liczby, których raczej nie podają producenci audiofilskich zestawów głośnikowych. O impedancji (8 Ω), skuteczności (84 dB) czy rekomendowanej mocy wzmacniacza (75-300 W) już wspominałem, ale oprócz tego mamy tu na przykład dyspersję (+/- 80 stopni w poziomie, +/- 10 stopni w pionie), tolerancję parowania głośników (0,5 dB) czy maksymalne natężenie dźwięku (103 dB). Pasmo przenoszenia rozciąga się od 60 Hz do 22 kHz, przy czym producent podaje tę wartość ze spadkiem -6 dB. Jaki przedział dostalibyśmy przy -3 dB - nie wiadomo, ale domyślam się, że dolna granica przeniosłaby się w okolice 80-90 Hz. Częstotliwość podziału ustalono na 2,5 kHz.
Werdykt
Zacząłem od tego, że sprzęt ze studyjnym rodowodem pozwala nam uciec od audiofilskiego piekiełka. Od tych niekończących się dyskusji o tym, czy kable "grajo" czy "niegrajo", od firm montujących coraz gorsze podzespoły w coraz piękniejszych obudowach (bo przecież klient kupuje oczami), od ludzi błądzących w tym świecie niczym dziecko we mgle oraz "ekspertów", którzy wiedzą, że jak częstotliwość podziału zwrotnicy w kolumnach wynosi 1600 Hz, to jest to błąd konstrukcyjny, który całkowicie je dyskwalifikuje. Profesjonalna aparatura wywraca ten porządek do góry nogami, bo dostajemy minimum informacji, zero marketingowego bełkotu, za to dźwięk jest świetny i nie podlega to żadnej dyskusji. ATC SCM7 również wpisują się w ten schemat, z tym, że tak naprawdę jest to propozycja dla wybitnie wkręconych audiofilów - tych, którzy wiedzą, co z takim sprzętem zrobić i nie boją się ani problemów z doborem wzmacniacza, ani dłuższej zabawy z ustawieniem, ani tego, że koniec końców pewnie i tak trzeba będzie zapewnić im wspomaganie w postaci subwoofera. Te monitory są skonstruowane inaczej niż 90% konkurencyjnych zestawów i stawiają użytkownikowi wymagania, których spełnienie wcale nie jest proste. To brzmi jak biznesowe samobójstwo. Przecież dziś klientom trzeba opowiadać, że kolumny w cenie smartfona zagrają obojętnie jaką muzykę, z dowolną elektroniką i w każdym pomieszczeniu, a nawet wstaną rano dziesięć minut przed nami, zrobią nam kawę i usmażą jajecznicę z boczkiem. Z SCM7 reguły gry są zupełnie inne, ale to nie oznacza, że dzięki nim przestaniemy być audiofilami. Przeciwnie - ich brzmienie sprawia, że odsłuch wciąga jeszcze bardziej, a każde ulepszenie systemu wraca do nas ze zdwojoną siłą. Innymi słowy, zdecydowanie warto się dla nich starać. Cena? Jak na dzisiejsze realia jest zupełnie od czapy, ale nie będę z tego powodu płakał. Cieszę się, że jest jeszcze jakieś światełko w tunelu dla tych, którzy może nie dysponują ogromnym budżetem, ale nie brak im osłuchania, ambicji, wiedzy i odwagi. Gorąco polecam!
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, zamknięte
Efektywność: 84 dB
Impedancja: 8 Ω
Pasmo przenoszenia: 60 Hz - 22 kHz (-6 dB)
Częstotliwość podziału: 2500 Hz
Wymiary (W/S/G): 30/17,4/21,5 cm
Masa: 7,5 kg (sztuka)
Cena: 5490 zł/para
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Krzysztof
Eee tam! A ja i tak wolę od tych swoje Divine Acoustic Proximy 3, które 9 lat temu zakupiłem za podobne pieniądze jak teraz te testowane tu ATC i które to też są podobne konstrukcyjnie (po 2 głośniki w obudowie zamkniętej), a dają mi do dziś niesłychanie dużo frajdy z odsłuchów w odpowiednim dla nich metrażu czyli ok. 16 m². Ponadto dodam też, że gdzieś ostatnio wyczytałem w komentarzach na YouTubie, że nic - w sensie żadna konstrukcja z bass-refleksem - nie oddaje takiej jakości basu jak właśnie kolumny w obudowie zamkniętej. I to by się zgadzało wedle mojego rozeznania w tej materii. Tylko jest jeden warunek konieczny - trzeba słuchać takich kolumn i dobrze nagranej muzyki, na dobrym i mocnym sprzęcie i koniecznie głośno! Wtedy jest szansa by usłyszeć tę fenomenalną jakość basu, której większość audiofilskiej braci tak często poszukuje. Fakt faktem - takie kolumny nie zejdą nisko z basem ale to co można usłyszeć na takich kolumnach - tę szybkość, która też daje pewnego rodzaju wypełnienie tego zakresu warte jest tej inwestycji w tego rodzaju konstrukcje zamknięte, które de facto aż tak zamknięte nie są (na ten zakres) jak się wydaje. Jest wprost przeciwnie! Bas z takich kolumn potrafi zadziwić! To podstawa grania co najmniej dobrym dźwiękiem muzyki. Bez tego muzyka traci swój urok, ale to już takie moje trochę filozoficzne dywagacje. Pozdrawiam ciepło całą redakcję StereoLife -magazynu, który zawsze chętnie czytam od deski do deski, gdy tylko znajduję na to czas.
0 Lubię -
-
a.s.
Przyłączam się do zachwytów nad obudową zamkniętą, ale w 3-drożnych kolumnach w odpowiednim pomieszczeniu.
0 Lubię -
nie ma lekko
W świecie jakże często buczących lub dudniących bass-reflexów obudowa zamknięta jawi się niczym przybysz z obcej planety. ATC to wybitna firma o studyjnym rodowodzie, ale żeby TO poczuć z obudowy zamkniętej trzeba mieć dobry sprzęt towarzyszący.
0 Lubię -
Fachowiec
"Żeby było śmieszniej, tradycyjnie dla ATC mamy do czynienia z monitorami w obudowie zamkniętej, więc nie pomożemy sobie za bardzo, dosuwając głośniki do ściany." Oj, chyba nie... Też sobie pomożemy, dokładnie tak samo jak z głośnikiem w obudowie bas-refleks. Gdyby to były dipole, to wtedy faktycznie byłaby kicha przy ścianie.
2 Lubię -
Marsellus
Świetne podstawkowce - kapitalna średnica, sprężysty, wielofakturowy bas (chociaż nie schodzi do piekieł) i neutralna góra. Dodam jeszcze, że według kilku portali testujących sprzęt audio (polskich i zagranicznych) rzeczywista skuteczność tych zestawów głośnikowych oscyluje w okolicach 79 dB.
Ja w każdym razie zakończyłem swoje poszukiwania kolumn i od kilku lat SCM7 cieszą uszy.4 Lubię -
Lukasz
Właśnie słucham Belinda Carlisle "Runaway Horses" na ATC SCM7 mk2 z Supernait 3 i to jest coś doskonałego! Zakupione później, recenzowane tu SCM7 mk3, oddałem tacie:)
0 Lubię
Komentarze (7)