Indiana Line Diva 3
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Na początku sierpnia opublikowaliśmy test kolumn Indiana Line Diva 5. Sympatyczne, ładne, porządnie wykonane, oferujące zaskakująco dobry dźwięk i rozsądnie wycenione podłogówki zrobiły na mnie znakomite wrażenie. Wydawało mi się, że temat został rozpracowany i w najbliższej przyszłości nie będziemy do niego wracać, ale niedługo potem wydarzenia nabrały rozpędu. Po pierwsze, na przestrzeni miesiąca włoska firma uzupełniła tę serię dwoma kolejnymi modelami. W ofercie pojawił się głośnik centralny Diva 7 i wolnostojący model Diva 6, który nie jest odrobinę, ale znacznie, znacznie większy od zrecenzowanych przeze mnie "piątek". Trójdrożne pudła wyposażone w trzy woofery wspierane bass-refleksem dmuchającym w podłogę prezentują się tak, jakby zostały zaprojektowane z myślą o nagłośnieniu pokoi o powierzchni rzędu 40-50 m². Obie premiery świadczą o tym, że producent wiąże z serią Diva naprawdę duże nadzieje. Po drugie, w dobie walki o przestrzeń do życia coraz więcej osób interesuje się kolumnami podstawkowymi. Po teście "piątek" pojawiły się nawet pytania, czy mniejsze i znacznie tańsze "trójki" będą równie dobrym wyborem do typowego, kilkunastometrowego pokoju. Gdybym był sprzedawcą, prawdopodobnie odpisałbym, że tak - trzeba brać i się nie zastanawiać. Ponieważ jednak jestem dziennikarzem, a monitorów z tej serii nie słuchałem, postanowiłem zasięgnąć języka "na mieście" i zadzwoniłem do kolegi, któremu w tej i nie tylko tej materii mogę zaufać. "Czy są równie dobre? Powiem ci więcej - biorąc pod uwagę cenę, to jeśli tylko nie spapra się sprawy na etapie dobierania elektroniki, są nawet lepsze!" - powiedział. Lekko nie dowierzając w to, co usłyszałem, zacząłem zadawać kolejne pytania. Jak to lepsze? A jak wygląda sprawa z dynamiką, basem, ogólną skalą dźwięku? Mimo wszystko ciężko, aby kompaktowe monitory mogły w tych kategoriach nawiązać rywalizację z 2,5-drożnymi podłogówkami. "Kurde, Tomek, jak nie wierzysz, to weź je wypożycz i posłuchaj sam." - odparł mój rozmówca. No to wziąłem wypożyczyłem. I posłucham.
Marka Indiana Line powstała w 1977 roku w Turynie. Jej Historia jest ściśle związana z firmą Selectra, która zajmowała się importem amerykańskich zestawów głośnikowych marki Utah do Włoch. W tamtym okresie importowanie głośników oznaczało zazwyczaj sprowadzanie samych podzespołów, ponieważ koszty transportu gotowych zestawów były zbyt wysokie. Bardziej opłacało się budować obudowy na miejscu. Zadanie to nie było jednak łatwe, ponieważ należało przestrzegać rygorystycznych standardów narzuconych przez Utah, tak aby finalny produkt był jak najbliższy oryginałowi. Wymóg ten obejmował także wprowadzenie na rynek wszystkich dostępnych wersji kolorystycznych oferowanych przez Utah, aby kolumny sprzedawane na całym świecie, niezależnie od miejsca - we Włoszech, Francji czy Japonii - wyglądały i brzmiały identycznie. Taka sytuacja utrzymywała się do końca lat siedemdziesiątych. W pewnym momencie współpraca z marką Utah zakończyła się, gdyż firma nie była w stanie utrzymać konkurencyjnych cen na rynku amerykańskim i ogłosiła bankructwo. Co mogli zrobić dystrybutorzy, którzy opanowali już technologię produkcji obudów, ale brakowało im głośników i zwrotnic? Oczywiście znaleźli inne źródło tych podzespołów. We Włoszech schedę po Selectrze przejęła firma Alcor, która postanowiła kontynuować produkcję i wprowadziła na rynek nowe kolumny pod nazwą Indiana Line. Nazwa ta została wybrana jako ukłon w stronę regionu Utah w USA, skąd wywodziła się poprzednia współpraca, a który jest kojarzony między innymi z obecnością rdzennych plemion indiańskich. W 2006 roku Indiana Line została przejęta przez firmę Coral Electronic, założoną w 1975 roku. Ciekawostką jest, że nazwa "Coral" jest anagramem słowa "Alcor", co podobno jest całkowitym przypadkiem. Indiana Line, którą znamy dziś, to efekt połączenia doświadczeń obu tych firm.
Wygląd i funkcjonalność
"Diva 3 to podstawkowe kolumny głośnikowe z najnowszej odsłony flagowej serii Indiana Line. Ten 2-drożny model bazuje na sukcesie głośników Diva 262, a jednocześnie wprowadza nowe rozwiązania techniczne, łącząc kompaktowe rozmiary, doskonałą jakość wykonania z pięknym, naturalnym brzmieniem i przystępną ceną. Indiana Line Diva 3 z łatwością wkomponują się w wystrój dowolnego pomieszczenia, co jest zasługą przeprojektowanej obudowy oraz atrakcyjnego wykończenia - teraz dostępnego w dwóch wersjach kolorystycznych." - przeczytamy na stronie dystrybutora. Mnie w tym opisie zaintrygowało jedno słowo - "flagowej". To prawda, Diva jest w tym momencie topową serią w ofercie włoskiej manufaktury, a mimo to "trójki" kosztują 2498 zł. Jeżeli nie jesteście zaznajomieni z realiami branży audio, to mniej więcej tak, jakby producent samochodów wprowadził na rynek ładne i przyzwoicie wyposażone auto wycenione na 45000 zł, mówiąc, że jest to najdoskonalszy, najbardziej zaawansowany technicznie model w historii firmy. Równolegle z Divami 3 opisuję monitory Lyngdorf Cue-100, do których za 3500 zł można kupić maskownicę. Jedną. A na każdą z kolumn można założyć trzy takie maskownice, co daje 21000 zł za samą przyjemność przyozdobienia skrzynek ładnym materiałem. Tymczasem za dwa i pół tysiąca złotych Indiana Line oferuje nam monitory, które przyjeżdżają w komplecie z magnetycznie mocowanymi maskownicami, samoprzylepnymi nóżkami i zatyczkami do bass-refleksów. Rozumiecie skalę tej przepaści?
TEST: Indiana Line Diva 5
Nie twierdzę, że na świecie nie ma monitorów konkurencyjnych wobec "trójek". Oczywiście istnieją, a część z nich prezentuje się całkiem sensownie. Często są to jednak modele otwierające katalog danej marki. Są najmniejsze, najtańsze, najskromniejsze, firma zarabia na nich mniej niż na kolumnach ze średniej i wysokiej półki, więc nikt się nad nimi nie spina. Czy wyjdą trochę lepsze, czy trochę gorsze, to w zasadzie wszystko jedno, bo znane logo zrobi swoje. Tutaj natomiast mamy do czynienia z flagowcami i choć w dalszym ciągu jest to budżetówka, od początku czuć, że komuś chciało się nad tymi zestawami popracować, że cała ta seria jest dla włoskiej firmy ważna. Może to subtelna różnica, może zwykły zbieg okoliczności, a może tylko sprytny chwyt marketingowy, ale podobnie jak to było w przypadku "piątek", tak i "trójki" spodobały mi się od samego początku.
Wzornictwo włoskich monitorów jest stonowane, nowoczesne i bezpieczne. Ich konstrukcja jest stosunkowo smukła, dzięki czemu powinny dobrze wpasować się w różne aranżacje wnętrz. Producent chwali się tym, że najnowsza generacja kolumn z serii Diva została wzbogacona o nowy kolor obudowy. Do czarnego wykończenia dołączyła wersja z białym frontem i dębową skrzynią. Niezależnie od wybranej wersji front wykończony jest matowym lakierem, natomiast reszta skrzyni została pokryta okleiną PVC. Podobnie jak w podłogówkach przedni panel nie jest całkowicie płaski. Gdy spojrzymy na kolumny z boku, zauważymy, że ma on kształt mocno rozciągniętego trapezu. Tak naprawdę nie wyfrezowano całej powierzchni tej płyty, a jedynie jej krawędzie, co sprawia, że deska głośnikowa jest zamontowana pod kątem - na dole jest wpuszczona w obudowę płycej, a u góry głębiej. Jej grubość jest jednak stała i wynosi dokładnie 25 mm. Konstruktorom chodziło o to, aby osie przetworników były delikatnie skierowane w górę, podobnie jak ma to miejsce w kolumnach, których całe obudowy są pochylone ku tyłowi. Chociaż różnica jest subtelna, producent twierdzi, że ma znaczenie. Taki zabieg ma poprawiać stabilność kolumny i redukować niepożądane wibracje. Nie zmienia to faktu, że jakość stolarki w przypadku "trójek" nie odbiega od średniej dla tego przedziału cenowego ani na plus, ani na minus. Skrzynki nie są rekordowo ciężkie ani głuche. W odmianie czarnej, którą otrzymałem do testu, całe obudowy są matowe. Może to nawet dobrze, bo czarna okleina ze sztucznym rysunkiem słojów imitującym drewno kojarzy się ludziom z Altusami. Włochom należy jednak oddać, że przyłożyli się do detali. Monitory są wykonane elegancko, wszystko idealnie do siebie pasuje, a na mały plus zasługują nawet takie drobiazgi jak porządne, pojedyncze gniazda akceptujące dowolny rodzaj wtyków czy wspomniane już wcześniej maskownice.
Podobnie jak w podłogówkach przedni panel nie jest całkowicie płaski. Gdy spojrzymy na kolumny z boku, zauważymy, że ma on kształt mocno rozciągniętego trapezu. Tak naprawdę nie wyfrezowano całej powierzchni tej płyty, a jedynie jej krawędzie, co sprawia, że deska głośnikowa jest zamontowana pod kątem - na dole jest wpuszczona w obudowę płycej, a u góry głębiej.Zdecydowanie najważniejszy z technicznego punktu widzenia jest tunel rezonansowy umieszczony na przedniej ściance. Jeżeli nie wiecie, dlaczego to takie istotne (domyślam się, że część osób czytających ten test odwiedzi stronę naszego magazynu po raz pierwszy), już tłumaczę. Kolumny z bass-refleksem umieszczonym z przodu są łatwiejsze w ustawieniu, ponieważ zestawy z portem wentylacyjnym w tej konfiguracji są mniej wrażliwe na bliskość ścian, a w szczególności - tylnej ściany pokoju odsłuchowego. W modelach z bass-refleksem umieszczonym z tyłu powietrze jest wypychane i wciągane do wnętrza obudowy przez ten otwór, co sprawia, że takim kolumnom trzeba, mówiąc obrazowo, zapewnić trochę wolnego miejsca, aby miały czym oddychać. Brak odpowiedniego dystansu sprawia, że zestawy głośnikowe wchodzą w mocną interakcję z pomieszczeniem, pojawiają się zniekształcenia, niskie tony zaczynają się wzbudzać i dudnić, a w ekstremalnych sytuacjach może nawet wystąpić furkotania powietrza. W efekcie kolumny z portem z tyłu muszą być ustawiane dalej od ścian, aby uniknąć tego efektu, co ogranicza swobodę w aranżacji wnętrza. Kolumn z bass-refleksem umieszczonym z przodu również nie zalecałbym dosuwać do samej ściany, chociażby z uwagi na stereofonię, ale jeżeli nie ma innego wyjścia, "kara" nie jest tak sroga jak w przypadku zestawów z tunelem rezonansowym na tylnej ściance. Cały dźwięk oraz powietrze z tunelu rozchodzą się bezpośrednio w stronę słuchacza, a interakcja z pobliskimi powierzchniami jest mniejsza. Dzięki temu takie głośniki można ustawiać bliżej ścian, a nawet na regałach lub uchwytach ściennych, co daje większą elastyczność w organizacji przestrzeni. Jest to tylko jedna z wielu rzeczy, z których wielu początkujących amatorów sprzętu stereo nie zdaje sobie sprawy, ale zawsze podkreślam, że o ile w urządzeniach wartych dziesiątki tysięcy złotych można stosować różne rozwiązania, licząc na to, że taka aparatura nie trafi w ręce przypadkowych osób (choć niektórzy udowadniają, że pieniądze i wiedza niekoniecznie idą ze sobą w parze), o tyle w budżetowych kolumnach taka architektura jest bezpieczniejsza. Nawet jeśli klient popełni błąd, bas nie urwie mu łba i nic złego się nie stanie. Niestety wielu producentów ma to w nosie, bo monitory z tunelem z tyłu są ładniejsze, ich obudowy mogą być niższe (a to obniża koszt produkcji, opakowania i transportu), a jak ktoś nie umie przeczytać instrukcji obsługi, to niech sobie zatka bass-refleksy gąbkami do mycia naczyń i po problemie. Indiana Line podchodzi do tematu inaczej. W "trójkach" i "piątkach" port wentylacyjny znajduje się z przodu, a w "szóstkach" - w podstawie (dzięki czemu ciśnienie rozchodzi się równomiernie, a dystans między bass-refleksem a podłogą jest zawsze taki sam). To mi się podoba.
Brzmienie
Podobnie jak w przypadku wolnostojących "piątek" już od pierwszych minut było słychać, że włoskie monitory nie skrywają przed nami swych mocnych stron, grając w miałki, anemiczny, mało charakterystyczny sposób i każąc nam czekać na ten moment, kiedy wreszcie coś drgnie i zaczniemy je doceniać. Przeciwnie - tutaj od razu pojawia się cała paleta solidnych argumentów świadczących o wysokiej wartości tych, bądź co bądź, budżetowych kolumn. Pierwszym z nich jest bas. Wyjmując Divy 3 z pudełka i widząc w ich bass-refleksach gąbkowe zatyczki, zacząłem się obawiać, że producent nie wcisnął ich tam bez powodu. Może to tylko prezent na wszelki wypadek, a może jednak sugestia, że "trójki" walą niskimi tonami tak zawzięcie, że trzeba reagować i opanować problem zanim z szafek w kuchni wylecą nam wszystkie szklanki i talerze. Ale żeby trzeba było uciekać się do takich rozwiązań w przypadku monitorów z tunelem rezonansowym na przedniej ściance?
PORADNIK: Jak ustawić kolumny w pokoju odsłuchowym
Na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione. Bas wydobywający się z włoskich monitorów jest obszerny, gęsty, niski, odpowiednio tłusty, czasami potrafi nawet zapuścić się w bardzo zaskakujące jak na kolumny tej wielkości rejony, ale pozostaje jędrny, zwarty i czytelny. Powiem więcej - nawet jeśli włoskie paczki będą pracowały w pokoju, do którego większość ekspertów radziłoby wstawić zestawy podłogowe, nie powinno nam zabraknąć szczęścia w dolnym zakresie częstotliwości. Co tu dużo mówić, Divy 3 po prostu mają kopa, ale najważniejsze jest to, że przyczyna tego stanu rzeczy leży nie tylko w ilości, ale również w jakości. W bardzo, ale to bardzo wymagających nagraniach pewne detale mogą już zacząć się zamazywać, ale coś mi mówi, że konstruktorzy wybrali optymalny wariant, który pozwala uzyskać zaskakującą głębię i wystarczającą szybkość reakcji. Czy można to odwrócić? Można, właśnie za pomocą zatyczek. Jeśli z nich skorzystamy, niskie tony wyraźnie się utwardzą i przyspieszą, ale ja zrobiłem to tylko na chwilę, po czym wróciłem do standardowej, otwartej konfiguracji. Nie wiem jak to jest, ale ile lat by człowiek nie miał, ilu srebrnych kabli by w życiu nie testował, tak głęboki, gęsty, mięsisty bas zawsze cieszy, a jeśli dodatkowo jest on zasługą tak kompaktowych i niedrogich kolumn, banan na twarzy jest nawet większy.
Drugim aspektem prezentacji, który natychmiast rzucił mi się w uszy, była przestrzeń. Zwróciłem na nią uwagę w teście modelu Diva 5, jednak w przypadku monitorów wrażenia były - jak na sprzęt za te pieniądze, nie boję się tego powiedzieć - spektakularne. Audiofile dawno już zauważyli, że mniejszym głośnikom z reguły łatwiej jest wygenerować obszerną, przekonującą i precyzyjnie poukładaną scenę stereofoniczną, ale nie jest powiedziane, że zasady, które obowiązują w świecie sprzętu z wysokiej półki, będą sprawdzały się także w odniesieniu do głośników za dwa i pół tysiąca złotych. Tym razem jednak udało się w stu procentach. Jeśli tylko nie nałożymy na nie ograniczenia w postaci idiotycznego ustawienia, spapranego nagrania albo elektroniki klasy śmietnikowej, "trójki" odwdzięczą nam się fantastycznie przestrzennym, namacalnym, wypełniającym cały pokój dźwiękiem. U mnie natychmiast "wyparowały", sprawiając, że z zamkniętymi oczami nie byłem w stanie pokazać ich palcem, rozkoszując się jedynie muzycznym spektaklem, który wygenerowały.
Czytając te słowa, moi koledzy po fachu zaczną się pewnie pukać w głowę. Ot, Karasiński znowu przesadził z zachwytami, zachwyca się taniochą. Niby niejedno już w życiu słyszał, ale dostał monitory w cenie średniopółkowego smartfona i zwariował. Najlepiej niech wyrzuci swoje Audiovectory, kupi te Divy 3 i przestanie udawać eksperta od hi-endu... Fakt, ale nie będę do każdego zdania dopisywał "disclaimerów" w stylu "jak na swoją cenę" i "w tym przedziale cenowym", bo to wydaje mi się oczywiste. Każde urządzenie oceniam w kontekście tego, ile trzeba za nie zapłacić. Rzecz w tym, że w dziedzinie stereofonii włoskie monitory nie tylko delikatnie wybijają się ponad przeciętność, ale wchodzą w rejony zarezerwowane raczej dla kolumn za 4000-6000 zł. Gdybym przez pomyłkę został zamknięty na całą noc w jednym z dużych sklepów ze sprzętem hi-fi, bez problemu znalazłbym nawet zestawy za 8000-10000 zł, które nie potrafią namalować takiej przestrzeni - mimo innych zalet najzwyczajniej w świecie nie mają tego daru, grając raczej "do środka" niż "na zewnątrz". Jest to jednocześnie kolejna, obok basu, cecha "trójek", dzięki której mogą one stać się idealnym wyborem dla osób nie dysponujących ani ogromnym budżetem, ani przesadnie dużym pomieszczeniem. Innymi słowy, jeśli macie niewielki pokój odsłuchowy i już prawie pogodziliście się z tym, że nie będziecie mieć kolumn pozwalających zakosztować niskiego basu i prawdziwie trójwymiarowej przestrzeni, bo raz, że się w takim wnętrzu uduszą, dwa, że nie będziecie mieli możliwości ich prawidłowo ustawić, a trzy, że nie uciągniecie takiego tematu finansowo, w tym momencie Divy 3 wchodzą na scenę i mówią "potrzymaj mi piwo".
Jeśli chodzi o tak zwaną "całą resztę", mógłbym powtórzyć wszystko, co napisałem o większych Divach 5. Testowane monitory wyróżniają się brzmieniem, które można opisać jako dynamiczne, szybkie, przejrzyste, klarowne, otwarte i dobrze napowietrzone. Podobnie jak podłogówki z tej samej serii, "trójki" dynamicznie reagują na zmiany w muzyce, precyzyjnie oddając każdy dźwięk bez opóźnień czy zamazywania detali. Ich rozdzielczość sprawia, że wszystkie drobne wydarzenia są wyraźnie rozdzielone, co pozwala słuchaczowi usłyszeć każdy instrument i drobiazg, nawet w gęsto zaaranżowanych utworach. Włoskie głośniki rzetelnie oddają nawet subtelne niuanse, takie jak szelest strun, oddech wokalisty czy drobne szczegóły w tle nagrania, co każdemu utworowi dodaje realizmu i głębi. Nawet osoby przyzwyczajone do sprzętu z wyższej półki mogą być mile zaskoczone tym, jak te kolumny radzą sobie w różnych gatunkach muzycznych, oddając zarówno dynamikę rocka, jak i subtelność muzyki klasycznej czy jazzowej.
Divy 3 oferują dźwięk, który można by określić jako "rozrywkowy", ale dzięki temu mają naprawdę duże szanse na wygraną w szybkim teście porównawczym, o ile w ogóle komuś będzie się chciało organizować takie pojedynki przy wyborze kolumn za dwa i pół tysiąca złotych.Najważniejsze jest jednak to, że otrzymujemy tu brzmienie, które jest imponujące, dynamiczne, klarowne i potężne. Jest to ten rodzaj dźwięku, który od razu robi wrażenie i nie wymaga żadnych wyjaśnień. Bas jest mocny i głęboki, średnica wyraźna i namacalna, a wysokie tony precyzyjne, czyste i pełne blasku. Całość jest naładowana energią. Dla wielu osób to dźwięk, który można by określić jako "rozrywkowy", ale dzięki temu Divy 3 mają naprawdę duże szanse na wygraną w szybkim teście porównawczym, o ile w ogóle komuś będzie się chciało organizować takie pojedynki przy wyborze kolumn za dwa i pół tysiąca złotych. Identyczny jak w "piątkach" jest także jedyny minus, jaki tutaj słyszę - włoskie monitory są na tyle dziarskie, że dobrze byłoby zapewnić im elektronikę oferującą choćby odrobinę ciepła. Na upartego może to być nawet neutralny system doprawiony ciepłymi, zagęszczającymi atmosferę kablami. Problem polega na tym, że im niżej schodzimy z ceną, tym trudniej takie urządzenia znaleźć. Wśród piecyków za 4000-8000 zł nie ma problemu, ale domyślam się, że posiadacze "trójek" nie będą chcieli tyle wydać nawet na wieżę złożoną ze wzmacniacza zintegrowanego, streamera i gramofonu. Czy w rozsądnym budżecie uda się zapewnić opisywanym monitorom towarzystwo, jakiego potrzebują i na jakie z pewnością zasługują? Obawiam się, że będzie to trudne, a jedynym rozwiązaniem będzie dogrzanie systemu kablami albo... przekroczenie bariery, którą uważamy za adekwatną do ceny kolumn. Poza tym nie mam absolutnie żadnych uwag.
Budowa i parametry
Indiana Line Diva 3 to dwudrożne, podstawkowe zestawy głośnikowe w obudowie wentylowanej. Wysokie tony odtwarza 26-mm miękka kopułka z odlewanym z aluminium frontem obłożonym gumą dla lepszego tłumienia rezonansów i fal odbitych, co ma zapewnić szerszą scenę dźwiękową. Wyjątkową cechą tweeterów Indiana Line jest Radial Vent Chamber - komora tłumiąca głośnik wysokotonowy w formie pierścienia otaczającego cewkę. Dzięki temu nie występują w niej rezonanse typowe dla komór umieszczonych w osi za kopułką. Średnimi i niskimi częstotliwościami zajmuje się 15-cm głośnik z wykonywaną na zamówienie Indiana Line membraną z materiału Curv (polipropylen pleciony). Przetwornik ten wykorzystuje również górne zawieszenie Dual-Wave (zwinięte w harmonijkę jak w średniotonowcach Triangle'a), co zdaniem producenta poszerza liniowy zakres pracy membrany oraz redukuje zniekształcenia w zakresie niskiego basu. Woofer otrzymał także nowy aluminiowy kosz, który nie zakłóca swobodnego przepływu wokół tylnej części membrany. Układ magnetyczny jednostki średnio-niskotonowej wykorzystuje pierścień linearyzujący indukcyjność i został zoptymalizowany z wykorzystaniem metody elementów skończonych (FEA). Obudowa została wykonana z MDF-u, a dokładniej z dwóch różnych rodzajów takiej płyty, przy czym front ma grubość aż 25 mm i został zamontowany pod kątem, tak aby osie głośników były delikatnie skierowane ku górze. Jeśli chodzi o parametry, prezentują się one dość standardowo. Projektanci zadbali o to, aby kolumny Divy 3 mogły współpracować z dowolnym wzmacniaczem o rozsądnej mocy. Przedział rekomendowany przez producenta to 30-100 W. Warto przy tym zaznaczyć, że opisywane monitory charakteryzują się zdaniem producenta łagodnym przebiegiem impedancji, której minimum wynosi 4 Ω. Dodajmy do tego skuteczność na poziomie 90 dB, a wychodzi na to, że "trójki" powinny poprawnie współpracować nawet z lampowymi piecykami o mocy rzędu kilkunastu watów na kanał. Po tym, co usłyszałem, zupełnie by mnie to nie zdziwiło.
Werdykt
Kiedy testuję sprzęt za rozsądne pieniądze, zwykle nie poświęcam mu więcej czasu niż potrzeba do napisania rzetelnej recenzji. Wyjmuję urządzenie z pudełka, dokładnie je oglądam, sprawdzam najważniejsze funkcje, przeglądam dostępne informacje, a następnie słucham i oceniam. Krótko mówiąc, robię swoje, ale żebym tak jeszcze po skończonym teście wracał do swojej pieczary, aby posłuchać takiego sprzętu dla przyjemności, to nie. Owszem, to się zdarza, gdy mówimy o hi-endowych streamerach, egzotycznych słuchawkach albo wzmacniaczach lampowych wartych więcej niż mój samochód, ale monitory za dwa i pół tysiąca złotych powinienem pakować i odsyłać dziesięć minut po napisaniu ostatniego zdania. Tymczasem Divy 3 jakoś tak sobie stały i zupełnie nie spieszyło mi się, aby kończyć pracę i brać się za kolejne pudło. Powiem wprost - to jest nie do uwierzenia, że tak grają kolumny za takie pieniądze. Podłogówki z tej serii są bardzo dobre, ale kosztują 4499 zł, więc aż tak dużego zaskoczenia nie było. Tutaj płacimy prawie dwa razy mniej, a dostajemy dźwięk tak samo dobry, może nie aż tak naturalny, mięsisty i skrupulatny w zakresie niskich tonów, ale za to szybszy i bardziej przestrzenny. Ile osób to doceni? Ile pokocha Divy 3 do tego stopnia, aby sprawić im towarzystwo w postaci godnej jakościowo elektroniki? Tego nie wiem, ale jestem dobrej myśli. Jeżeli jeszcze nie złapaliście audiofilskiego bakcyla, z takimi kolumnami szybko się w tę zabawę wkręcicie.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Pasmo przenoszenia: 45 Hz - 23 kHz
Efektywność: 90 dB
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 3500 Hz
Impedancja: 4-8 Ω
Sugerowana moc wzmacniacza: 30-100 W
Wymiary (W/S/G): 33,5/16,6/32 cm
Masa: 6,1 kg (sztuka)
Cena: 2498 zł/para
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze