Unison Research P40
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Włosi zawsze byli mistrzami w dziedzinie wzornictwa ocierającego się niekiedy o sztukę. Potwierdziły to testowane niedawno kolumny Albedo HL 2.2, które tak przyciągają wzrok, że przy wyborze wzmacniacza trzeba się naprawdę postarać, aby w ogóle został zauważony. Oczywiście można w tych poszukiwaniach zabrnąć w przerażająco wysokie rejony cenowe, ale jeśli chcemy zachować jakiś tam umiar, recepta na sukces wydaje się być tylko jedna. Sprzęt musi być stosunkowo duży, dopracowany w każdym szczególe, najlepiej lampowy, a przede wszystkim - włoski. Takimi kryteriami kierowaliśmy się biorąc do testu wzmacniacz Unison Research P40. W katalogu tej firmy jest wiele konstrukcji, które robią wrażenie samym swoim wyglądem. Jeśli mam być szczery, wszystkie wzmacniacze z Treviso przyciągają wzrok i tylko od naszego poczucia estetyki będzie zależało, który przypadnie nam do gustu najbardziej.
Dla mnie esencją smaku jest model Performance z trzema lampami mocy na kanał, choć bajecznie prezentuje się też wprowadzona niedawno, znacznie mniejsza i tańsza integra Simply Italy. Poszukiwacze bezkompromisowych rozwiązań mogą zdecydować się na flagową dzielonkę Reference lub kultową integrę Absolute 845. Bez względu na pułap cenowy, w pakiecie zawsze dostaniemy włoską robotę, sprawdzone części, ciekawe wzornictwo, lampy i drewno. No właśnie, firma była wielokrotnie krytykowana za zdobienie swoich wzmacniaczy drewnianymi elementami. Jednym audiofilom się to podoba, natomiast inni uważają, że tego typu bibeloty są całkowicie zbędne. Co robić, jeśli chcemy kupić szałowy, włoski wzmacniacz bez polerowanych deseczek? Odpowiedź jest prosta - P40 lub P70.
Wygląd i funkcjonalność
Oba modele pojawiły się w katalogu kilka ładnych lat temu i od razu wywołały poruszenie w branży. No bo jak to, Unison bez drewna? Najwyraźniej konstruktorzy byli już znudzeni ciągłym narzekaniem i postanowili zaoferować coś klientom, których dendrofilskie ozdóbki odpychały, przy okazji udowadniając wszystkim, że potrafią zaprojektować coś zupełnie innego, choć równie odjechanego. Zerwali więc ze schematem, którego trzymali się wcześniej. Efekt widać na zdjęciach. Obudowę P40 podzielono na dwie części - dolną wykończono błyszczącym, czarnym lakierem i przykryto grubą płytą ze stali nierdzewnej. Górna składa się natomiast z obudowy chroniącej transformatory i pokrywy lamp oraz bardzo charakterystycznego elementu zakrywającego gorące bańki z przodu - ciemnej, szklanej płyty z oznaczeniami producenta. Szybę wykonano oczywiście ze specjalnego szkła odpornego na działanie wysokich temperatur. Całość dopełniają trzy grubiutkie, metalowe pokrętła z przodu i trzy stosunkowo wysokie nóżki na których opiera się cała konstrukcja. Efekt jest bajeczny. Za dnia wzmacniacz wygląda jak jakiś dziwny, magiczny przedmiot wykradziony z pracowni artystycznej, natomiast wieczorami światło lamp przebija się wraz z żarem przez szybkę i wycięcia w metalowej pokrywie, dając wrażenie siedzenia przed przygasającym kominkiem. W sam raz na przełom lipca i sierpnia.
Zewnętrzne piękno tego wzmacniacza to jedno, ale jeszcze większe wrażenie robi perfekcja jego wykonania. Nie ma wątpliwości, że jest to hi-endowa konstrukcja, dopracowana w najmniejszych szczegółach. Sam karton, w którym otrzymujemy urządzenie waży tyle, co niejeden budżetowy wzmacniacz. Choć P40 nie jest potwornie wielki, pakuje się go w podwójne pudło wykonane z takim zapasem, jakby wewnątrz znajdowały się co najmniej pojemniki z nitrogliceryną i antymaterią. Pracownik dystrybutora do wywiezienia go z magazynu użył czterokołowego wózka z gatunku tych, na których można przewozić pralki i lodówki. Jak się okazało, nie była to przesada. Ta sama historia powtarza się podczas rozpakowywania i instalacji. Ciężar wzmacniacza sprawia jednak jedyny problem. Wszystkie elementy są zapakowane i zabezpieczone z laboratoryjną precyzją. Integrę wyjmujemy z przykręconą pokrywą, ale bez zamontowanych lamp. Aby zdjąć metalowy daszek, musimy odkręcić kilka śrub zabezpieczających i wyjąć specjalne zawiasy zamontowane od wewnątrz. Po tej operacji pokrywa z łatwością schodzi, a my możemy zabrać się za montaż szklanych baniek. Wszystkie znajdują się w tekturowych pudełeczkach wypełnionych gąbką. Na każdej lampie znajdziemy odpowiednie oznaczenie. Piny wchodzą w podstawki dość gładko, więc wystarczy zaopatrzyć się w jakąś ściereczkę z bawełny lub mikrofibry, aby nie pozostawić na bańkach odcisków palców i innych zabrudzeń. Wprawionemu audiofilowi cała operacja nie powinna zająć dłużej, niż trzy minuty, a mało wprawionemu - pięć.
Ostatnim etapem jest montaż szklanej płyty, która mocowana jest do obudowy za pośrednictwem dwóch śrubek. To chyba najtrudniejsza operacja ponieważ szyba może pochylać się do przodu jeśli za bardzo zapatrzymy się na śrubokręt i zapomnimy o jej podtrzymywaniu. Producent do zestawu dołącza specjalny, długi klucz, który na pewno ułatwia sprawę. Jeżeli jednak nie mamy w domu dzieci, zwierząt, bankierów i innych stworzeń, których uwagę mogłyby przyciągnąć żarzące się złotym blaskiem przedmioty, możemy w ogóle nie zakładać Unisonowi szyby i pokrywy lamp. Wzmacniacz będzie wówczas wyglądał może trochę mniej oryginalnie, ale chyba równie seksownie. Mnie taki układ bardzo się podobał ponieważ uważam, że z głośnikami i lampami sprawa jest prosta - w większości przypadków im bardziej są odsłonięte, tym lepiej. Jedyny problem polega na tym, że wraz z szybą chowamy do szuflady także naniesione na nią opisy pokręteł, ale to też nic strasznego. Pierwsza gała to włącznik, a przecież doskonale widać i czuć, kiedy wzmacniacz pracuje. Druga to potencjometr z wyraźnym wcięciem, więc również nie ma potrzeby objaśniania czegokolwiek. Dopiero brak opisów selektora źródeł może być kłopotliwy, ale do wyboru mamy raptem cztery pozycje i nie ma wśród nich żadnych pułapek w stylu bezpośredniego wejścia do końcówki mocy. W razie problemów możemy więc strzelać i nic złego się nie stanie.
P40 nie jest trudniejszy w obsłudze, niż typowy tranzystor. Właściciel włoskiej integry nie musi przejmować się regulacją prądu spoczynkowego lamp mocy, spać z woltomierzem i biegać do stolika podczas każdego odsłuchu. Po wsadzeniu szklanych baniek na swoje miejsca i podłączeniu kabli mamy w zasadzie święty spokój. Włoscy konstruktorzy nie należą do grupy hardcore'owców, którzy uważają, że wzmacniacz lampowy nie powinien mieć zdalnego sterowania ani żadnych innych udogodnień, głośność dla lewego i prawego kanału powinna być regulowana niezależnie, a zamiast normalnych gniazd głośnikowych powinniśmy mieć jakieś miniaturowe, zardzewiałe zatrzaski. Tutaj wszystko zostało rozplanowane zgodnie ze wszystkimi normami. Nie musimy nawet ruszać tyłka z fotela, ponieważ w komplecie dostajemy pilota zdalnego sterowania. I to jakiego! Były już aluminiowe cegły i drewniane łódeczki, a tutaj mamy dwa w jednym - drewniany korpus z metalowym górnym panelem. Ze wszystkich widocznych na zdjęciach przycisków przydadzą nam się tak naprawdę tylko dwa służące do regulacji głośności. Ale czegóż więcej wymagać od klasycznej integry? Z tyłu oprócz czterech wejść liniowych mamy także dwa wyjścia - jedno do nagrywania, a drugie dla subwoofera. Włoscy konstruktorzy najwyraźniej przewidzieli to, że niektórzy klienci zamiast dużych kolumn mogą preferować system 2.1. Ciekawostką są pojedyncze gniazda głośnikowe z oznaczeniami producenta. Jak widać, użytkownik nie musi nawet sprawdzać impedancji kolumn i zastanawiać się, do których odczepów je podłączyć. Opróćz tego na tylnym panelu P40 znajduje się tylko trójbolcowe gniazdo zasilające IEC i mała ciekawostka - zakręcane, czteropinowe gniazdko, z którego możemy zasilić firmowy przedwzmacniacz gramofonowy - Phono One lub Simply Phono.
Włoski wzmacniacz spędził w naszej redakcji zdecydowanie więcej czasu, niż się spodziewaliśmy. Częściowo było to spowodowane tym, że trafił na kilka tych dni, kiedy skwar jest nie do wytrzymania nawet przy zasuniętych roletach i włączonych wentylatorach, w związku z czym przez jakieś dwa tygodnie odpalaliśmy go tylko wieczorami. To jednak nie jedyny powód jego przedłużonej wizyty. P40 to po prostu bardzo fajna i przyjemna w obsłudze maszyna. Bezproblemowy wzmacniacz lampowy, który wygląda tak, jakby został stworzony na lata. Jest niegroźny, ale jeśli podejdziecie do niego, przekręcicie jedną z gałek, a potem spróbujecie unieść lekko obudowę, zrozumiecie o co chodzi. Tutaj wszystko jest ciężkie, metalowe, grube i wykonane z dużym zapasem. Włosi najwyraźniej wiedzą, że wyczucie stylu mają w małym palcu, że klienci kojarzą ich konstrukcje z wyszukanym wzornictwem, więc prawdopodobnie chcą również udowodnić, że mogą równie wysoko podnieść poprzeczkę w dziedzinie jakości i solidności wykonania. Wiem, że szefowie Unisona mają także świra na punkcie bezawaryjności. Po kilku tygodniach obcowania z P40 jestem w stanie w to uwierzyć.
Brzmienie
Po wzmacniaczu lampowym zwykle spodziewamy się brzmienia charakterystycznego i zbudowanego według własnych zasad, szczególnie w dziedzinie barwy i równowagi tonalnej. Stereotypowy piec zbudowany w tej technologii kojarzy się audiofilom z ociepleniem całego zakresu i ekspozycją średnich tonów. P40 tymczasem od początku testu zdawał się nie ingerować w żaden z tych aspektów prezentacji. Warto zaznaczyć, że do naszej redakcji dostarczono zupełnie świeży egzemplarz, więc początkowo nie spisywałem nawet tych obserwacji sądząc, że być może po kilku dniach włoska integra dotrze się i zauroczy mnie odrobiną ciepła. Brzmienie owszem wygładziło się i wypiękniało, ale nie powiedziałbym, aby była to zasługa podgrzanej średnicy. Po kilkudniowym treningu niskie tony nabrały większej energii, a góra pasma otworzyła się i wyszlachetniała, jednak brzmienie jako całość wciąż było dalekie od stereotypowej buły. P40 to wzmacniacz o brzmieniu szybkim i dynamicznym, a przede wszystkim wysoce neutralnym. Nie gmera przy temperaturze ani nie serwuje nam wbudowanego korektora. Może zakres najniższego basu jest delikatnie cofnięty w stosunku do reszty, ale jeśli nawet tak jest, to nie warto nawet robić z tego powodu dołka na wykresie. Inna sprawa, że za wrażenie nieco mniejszej potęgi subwooferowego zakresu może być odpowiedzialna sama szybkość basu. Mówiąc obrazowo, znacznie bliżej mu do sportowych siedzeń w Golfie R, niż bujających się foteli w starym Mercedesie. Ten charakter przekłada się również na zakres średnich tonów, które stawiają raczej na przejrzystość i bezpośrednie uderzenie, niż jakieś romantyczne opowieści o koncertach w zadymionym barze.
Na czym w takim razie można zawiesić ucho? Odpowiedzi na to pytanie są dwie. Włoska integra na pewno prezentuje bardzo wysoki poziom w dziedzinie rozdzielczości i dynamiki, szczególnie w skali makro. Dzięki temu nasze ulubione nagrania brzmią niby tak samo, jak zwykle, a jednak są wyraźnie bogatsze i mają bardziej złożoną strukturę. Jeśli czar stereotypowych lamp można poczuć głównie w nagraniach jazzowych, małych składach i wszelkiego rodzaju wokalistyce, to w tym przypadku lepiej sięgnąć po coś gęstszego i bardziej odjazdowego. P40 to jeden z tych wzmacniaczy lampowych, które spokojnie wytrzymują spotkanie z nowoczesną elektroniką i ciężkim rockiem. W zakresie średnich i wysokich tonów dzieje się bardzo dużo, a punktualny, zwarty bas podkreśla rytm nagrań. Unison bez problemu nadąża za muzyką, bez względu na to, czym go potraktujemy. I tutaj dochodzimy do odpowiedzi numer dwa. Słuchając urządzenia o takim podejściu do brzmienia najlepiej jest się skupić na... Samej muzyce. Ja przynajmniej już po kilku dniach, kiedy zrozumiałem, że wzmacniacz dochodzi do siebie i raczej nie będzie grał jak stereotypowa lampa, przestałem analizować poszczególne aspekty prezentacji i po prostu pozwoliłem mu działać. W tym czasie przez system przeleciały różne kolumny i kable, a nawet akcesoria zasilające. Unison ze wszystkim grał bardzo dobrze, co tylko potwierdza, że naturalnym dźwiękiem trudno się znudzić. Jeżeli kogoś interesuje jakaś oryginalna wizja muzyki, to nie ten adres. P40 to konstrukcja dla dojrzałych melomanów hołdujących idei hi-fi - wysokiej wierności.
Budowa i parametry
Dla włoskiej firmy zbudowanie wzmacniacza pracującego w push-pullu było prawdopodobnie czymś niecodziennym, ponieważ w tej kategorii znalazły się tylko dwie konstrukcje - opisywany P40 i mocniejszy, bardzo podobny model P70. W układzie tego typu każda z lamp wzmacnia tylko połowę sygnału audio, w związku z czym łatwiej jest wydobyć ze wzmacniacza większą moc przy zastosowaniu tych samych lamp. Problem polega oczywiście na tym aby połączyć ze sobą owe wzmocnione połówki w idealny sposób, ponieważ zrobienie tego na skróty wprowadza do sygnału niepożądane zniekształcenia. We wzmacniaczach Unisona prawidłową rekonstrukcję sygnału umożliwiają specjalnie zaprojektowane transformatory wyjściowe. W połączeniu z dokładnym doborem elementów wewnętrznych pozwoliło to zminimalizowanie zakłóceń do poziomu 0,2%, co jest wynikiem dobrym nawet jak na wzmacniacze typu single-ended. P40 oferuje przy tym dokładnie 40 W na kanał, a więc może być partnerem dla większości dostępnych na rynku zestawów głośnikowych.
Do wnętrzności włoskiej integry można się dobrać tylko od spodu. Jakość i schludność montażu robi duże wrażenie. Konstruktorzy popracowali nie tylko nad doborem komponentów, ale także nad tym, aby możliwie skrócić drogę sygnału, a także uniknąć zbędnych połączeń i punktów lutowniczych. Zarówno gniazda wejściowe, jak i terminale głośnikowe są wlutowane bezpośrednio w płytki drukowane. Oczywiście przy tak zaawansowanej konstrukcji nie można było wyeliminować przewodów, które w kilku miejscach pospinano ze sobą. Wszystkie lampy dostarczył Tung-Sol. Na wejściu pracuje podwójna trioda 12AX7, sterowaniem lamp końcowych i odwracaniem fazy zajmują się lampy 12AU7, a moc w każdym kanale pochodzi z pary pentod EL34.
Konfiguracja
B&W 683 S2, Albedo HL 2.2, Kudos Cardea C2, Naim CD5 XS, Tellurium Q Black, Cardas Clear Light, Albedo Geo, Enerr AC Point One, Enerr Symbol Hybrid, Enerr Holograph, Cardas Clear Beyond, Ostoja T1.
Werdykt
Wybór sprzętu grającego czasami przypomina wpatrywanie się w menu w kawiarni. W lecie bardzo kuszącą opcją jest frappe lub latte z kulką lodów. Można też zamówić macchiato, americanę, cappuccino albo jakiś inny wynalazek z likierem lub słodkim syropem. Prawdziwy miłośnik kawy wybierze jednak espresso lub dripa, a zamiast bitej śmietany lub lodów będą go interesowały detale, o których niektórzy nie mają nawet pojęcia. Wszystko w celu wydobycia z trunku jego bogatego i naturalnego aromatu. P40 robi to samo z muzyką. Nie słodzi, nie rozwadnia, nie kombinuje, ale wydobywa z niej więcej treści. Co więcej, z tym wzmacniaczem nie trzeba się specjalnie patyczkować, miesiącami dobierać do niego kolumn czy obsługiwać w jakiś szczególny sposób. Droga na skróty do świata hi-endowego dźwięku? Bardzo możliwe.
Dane techniczne
Moc: 2 x 40 W
Wejścia liniowe: 4 x RCA
Gniazda głośnikowe: 1 para
Zdalne sterowanie: +
Autobias: +
Zniekształcenia: <0,2%
Lampy: 12AX7, 2 x 12AU7, 4 x EL34
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 30 kHz
Wymiary (W/S/G): 21/42/40 cm
Masa: 25 kg
Cena: 16840 zł
Sprzęt do testu dostarczyła firma Trimex.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze