Unison Research S6 Black Edition
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Wiele osób postrzega grającą aparaturę jako nieodzowny element wyposażenia domu, traktując go na równi z innymi sprzętami, takimi jak telewizor, lodówka, odkurzacz czy tablet. Owa przynależność urządzeń hi-fi do worka z różnoraką elektroniką, która ułatwia nam życie, przekłada się na nasze oczekiwania i preferencje zakupowe. Odruchy wyrobione podczas kupowania komputerów i telefonów każą nam sądzić, że nowszy model zawsze będzie bardziej wartościowy od starego, a im dłuższa lista wyposażenia, choćbyśmy nawet połowy z tych rzeczy mieli nigdy nie wykorzystać, tym lepiej. Nic dziwnego, że część producentów sprzętu audio uczestniczy w tym wyścigu, nieustannie aktualizując swoją ofertę. Duża rotacja w katalogu stwarza okazję, by chwalić się swoimi nowymi klockami, które oczywiście mają to, o czym te wprowadzone zaledwie dwa lata temu mogły tylko pomarzyć. Jeżeli ktoś połakomi się na wyprzedaż końcówki serii tuż przed premierą kolejnej wersji, za pięć lat może się zorientować, że jego wzmacniacz lub streamer jest starszy od tych dostępnych w sklepach o trzy generacje. Zjawisko to zupełnie nie dotyczy jednak manufaktur koncentrujących się na sprzęcie z wysokiej i bardzo wysokiej półki, szczególnie jeśli mówimy o zestawach głośnikowych, gramofonach albo wzmacniaczach lampowych. W tych dziedzinach postęp techniczny jest minimalny i prawie nikt nie oczekuje, że ktoś tu jeszcze wyskoczy z jakimś rewolucyjnym pomysłem. Liczy się co innego - jakość, rzetelność, wierność wobec swoich przekonań i rozwiązań technicznych, tradycyjne techniki produkcji i poszukiwanie podzespołów, które realnie wpływają na brzmienie. Utrzymywanie tych samych modeli w ofercie przez wiele lat jest wręcz pożądane, ponieważ świadczy o ich trwałości i długowieczności. Po jakimś czasie każda, najdrobniejsza zmiana wzbudza dyskusję i przyciąga fanów marki. Świat kręci się coraz szybciej, po ulicach jeżdżą autonomiczne taksówki, sztuczna inteligencja tworzy realistyczne filmy, wokół naszej planety krążą zaprzęgi złożone z kilkudziesięciu satelitów, a tymczasem jakaś firma wytwarzająca identyczne kolumny od kilkunastu lat ogłasza premierę nowego modelu, który od poprzednika różni się kolorem okleiny i kilkoma częściami w zwrotnicy. I wiecie co? Ludzie od razu składają zamówienia. Jeśli mamy do czynienia z edycją limitowaną, nierzadko już w chwili publikacji informacji prasowej wiadomo, że wszystkie egzemplarze się wyprzedały. Kiedy otrzymałem notkę na temat nowych wzmacniaczy Unisona, byłem przekonany, że to kolejna taka akcja. Ot, krótka seria z przednimi panelami wykończonymi lakierem fortepianowym. Okazuje się jednak, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.
Unison Research to nie tylko jeden z najbardziej rozpoznawalnych specjalistów od wzmacniaczy lampowych na świecie. Założona w 1987 roku firma szybko zyskała reputację w kręgach audiofilskich dzięki takim produktom jak Triode 20 i Simply Two. Włosi od dawna przywiązani są do tradycyjnej technologii i wykazują się mistrzostwem w odmładzaniu pomysłów, które od wielu lat są cenione przez miłośników muzyki. Materiały użyte do budowy ich wzmacniaczy są świadectwem ich przywiązania do klasycznych projektów. Projektanci z Treviso chętnie sięgają po stal, drewno, a nawet żaroodporne szkło wytwarzane tradycyjnymi metodami. Katalog Unisona jest podzielony na dwie główne grupy urządzeń - lampowe i hybrydowe (Unico). Na samym szczycie znajdują się monobloki Reference i przedwzmacniacz Reference Pre. W zakładce z piecykami zintegrowanymi wyraźnie wyróżniają się dwa modele - topowy Absolute 845 SE i znacznie mniejszy Simply 845. Trzon oferty stanowią dwie "święte trójce". Pierwsza to Preludio, Sinfonia i Performance (dwa ostatnie modele są dostępne także w wersji Anniversary, a pierwszy - nie wiedzieć czemu - nie). Zbudowano je w oparciu o lampy mocy 6550/KT88 pracujące w ultraliniowym układzie single ended, w klasie A. Można powiedzieć, że to klasyka w najlepszym wydaniu - czysto analogowe wzmacniacze, w których nigdy nie montowano przetworników ani innych "wynalazków". Drugie trio to Simply Italy, Triode 25 i S6. Wszystkie wykorzystują lampy mocy EL34, przy czym w modelu Triode 25 do wyboru mamy dwa tryby pracy - triodowy lub pentodowy. Pojawiła się w nim także opcja montażu DAC-a z wejściem USB. Niby nic, ale na tle pozostałych, klasycznych klocków Unisona był to powiew nowoczesności.
Na tym się właściwie skończyło. Może nie powinienem tego pisać, bo cenię sobie wzmacniacze Unisona (do tego stopnia, że Triode 25 od wielu lat pracuje w jednym z moich systemów), ale odnoszę wrażenie, że po wprowadzeniu wzmacniaczy P40 i P70 włoska wytwórnia straciła parę. Nie chodzi mi o to, że audiofile koniecznie chcieli zobaczyć kolejne odjazdowe projekty, bo akurat w kwestii wzornictwa zdania są podzielone, ale wystarczyło chociażby odświeżyć serię Unico, wprowadzając do niej przetworniki lub nawet moduły strumieniowe. Pierwsza "święta trójca" od wielu lat czeka na odświeżenie. Słyszałem, że prace trwają, ale efektów wciąż nie widać. Zamiast tego pojawiły się dwa modele z dopiskiem "Anniversary", których największym wyróżnikiem jest górny panel wykonany z brązu. Wypuszczono także dwa mniejsze urządzenia - wzmacniacz słuchawkowy SH i przedwzmacniacz gramofonowy z wyjściami cyfrowymi uPhono+. W 2020 roku, w wieku 65 lat, odszedł spiritus movens Unisona i Opery, Giovanni Nasta. Wspaniały, ciepły człowiek, który wszystkich dookoła zarażał swoją muzyczną pasją. Pałeczkę przejął jego syn, Bartolomeo, który nie pojawił się w firmie z dnia na dzień. Od dawna wspierał swojego ojca w prowadzeniu przedsiębiorstwa i był do tego doskonale przygotowany. Dla całej załogi był to jednak spory cios i można odnieść wrażenie, że wszyscy potrzebowali trochę czasu, aby wrócić do normalnego funkcjonowania. Realizowano bieżące zamówienia, ale poza tym niewiele się działo.
Wreszcie pod koniec 2024 roku doczekaliśmy się premiery nie jednego, lecz trzech nowych wzmacniaczy zintegrowanych. Powiecie, że jakieś one dziwnie znajome? Tak, ponieważ są to Simply Italy, Triode 25 i S6 poddane grubym modyfikacjom. Czarne panele frontowe to dopiero początek historii. Całkowicie przeprojektowane zostało wnętrze, zmieniły się wyposażenie, gniazda, wykończenie elementów ozdobnych, czcionka, a nawet lampy. Dodatkowo każdy z tych trzech piecyków otrzymał przetwornik bazujący na kości ESS Sabre. Użytkownik ma do wyboru trzy wejścia cyfrowe - koaksjalne, optyczne i USB, przy czym to ostatnie obsługuje sygnały PCM do 384 kHz i DSD256. Mimo że ich forma jest nam doskonale znana, śmiało możemy mówić o trzech zupełnie nowych urządzeniach i tak też serię Black Edition traktuje producent, ponieważ stanowi ona osobną zakładkę w katalogu, a "zwykłe" modele są oferowane równolegle. Mnie z całej trójki najbardziej zaintrygował S6 Black Edition, dlatego właśnie on wylądował w naszej redakcji.
Wygląd i funkcjonalność
Podobnie jak wiele innych konstrukcji włoskiej marki S6 w swojej dotychczasowej formie był produkowany wiele lat. Pierwsze wersje odznaczały się nieco inną architekturą i wyglądem zewnętrznym niż te oferowane obecnie. Zgodnie z nazwą, urządzenie było wyposażone w sześć lamp mocy EL34, które wraz z pracującymi w sekcji przedwzmacniacza 12AU7 ustawiono w przedniej części górnego panelu. Za nimi znajdowała się oczywiście pokrywa transformatorów. Można powiedzieć, że był to całkowicie klasyczny układ, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jedynym elementem zdradzającym, że mamy do czynienia z Unisonem, był dodany trochę na siłę kawałek drewna obejmujący lewą górną krawędź frontu niczym ekscentryczna, nie pełniąca żadnej funkcji narośl. Na początku 2012 roku światło dzienne ujrzała przeprojektowana wersja, która choć charakteryzowała się takim samym układem z sześcioma lampami mocy, otrzymała zupełnie inną obudowę. Nowy S6 z daleka przyciągał wzrok. Drewniane wstawki zredukowano do minimum. Klienci mogli zamówić wersję z drewnianym panelem przednim i czarnymi pierścieniami otaczającymi potencjometry lub konfigurację odwrotną - czarny front z czereśniowymi obwódkami (do wybranej wersji dopasowany był także kolor pilota). W tej pierwszej odmianie "es szóstka" prezentuje się nieco archaicznie, za to w drugiej - absolutnie odjazdowo.
Poza faktem, że mamy do czynienia z urządzeniem wykorzystującym lampy elektronowe, prawie nic tutaj nie jest zgodne z tradycyjnymi wzorcami. Trudno nazwać ten wzmacniacz klasycznym, wpisującym się w utarte schematy. Obudowa ma nietypowe proporcje. Jej szerokość to 35 cm, za to głębokość - 49 cm. Od razu widać też, dlaczego zdecydowano się na taki krok. Konstruktorom zależało na zachowaniu wzorowej symetrii. Lampy ustawione są po bokach, w związku z czym otrzymujemy dwie grupy, po jednej dla każdego kanału. Żeby było ciekawiej, każda z nich ma osobny system regulacji prądu spoczynkowego w formie podświetlanego wskaźnika, trzech przycisków i trzech miniaturowych pokręteł. W centralnej części górnego panelu znalazł się masywny, biegnący przez całą obudowę przedział z transformatorami. Podobnie jak klatki osłaniające lampy został on mocno zaokrąglony, co akurat średnio mi się podoba i sądzę, że nie jestem w tym odosobniony. Moje pierwsze skojarzenie to głowa ksenomorfa z komiksów i filmów z serii "Obcy", a drugie - Volkswagen Garbus. Nie zmienia to jednak faktu, że S6 jest jednym z najciekawszych wzmacniaczy lampowych, jakie można kupić za względnie rozsądne pieniądze.
Z punktu widzenia audiofila najważniejsze modyfikacje wprowadzone w modelu z serii Black Edition dotyczą budowy wewnętrznej i zastosowanych komponentów, ale zacznijmy od wykończenia. Przedni panel wykonany jest z drewna, jednak otrzymał to samo wykończenie, które stosuje się w instrumentach muzycznych, takich jak chociażby fortepian. Proces uzyskania efektu lustrzanej czerni obejmuje wiele etapów, w tym nakładanie podkładu, szlifowanie, malowanie kilkoma warstwami lakieru i polerowanie do perfekcyjnego połysku. Na przedniej ściance znajdziemy tylko cztery elementy - włącznik hebelkowy, okrągłe okienko z sensorem podczerwieni i dwa masywne pokrętła. Lewe służy do wyboru źródła, a prawe to analogowy potencjometr z dwoma punktami oporowymi na końcach skali. Kręcenie każdą z gałek jest bardzo satysfakcjonujące, ponieważ obie są przyjemnie ciężkie i miłe w dotyku. Selektor źródeł przyjemnie, cicho klika, pewnie wskakując w kolejne pozycje, natomiast potencjometr ma wyraźny opór, zupełnie jakby producent chciał nam dać do zrozumienia, że z tym wzmacniaczem trzeba się liczyć. Jedyne, na co można narzekać, to mało wyraźne zagłębienia informujące użytkownika o pozycji danego pokrętła. Jakoś tam się odznaczają, ale ja, z moimi niemal czterema dychami na karku i astygmatyzmem, z większej odległości i przy słabszym oświetleniu musiałem domyślać się, jakie jest położenie potencjometru. Pokrętła są kolejnym elementem, który podobnie jak stalowe płyty osłaniające podstawy lamp i klatki ochronne, otrzymał nowe wykończenie. W serii Black Edition stal nierdzewna jest poddawana procesowi niklowania chemicznego, aby uzyskać charakterystyczny kolor Black Gun Metal. Dodatkowo nakładana jest przezroczysta powłoka akrylowa, która chroni powierzchnię przed zanieczyszczeniami i korozją.
Spore zmiany zaszły również z tyłu. W standardowym modelu mamy do dyspozycji cztery wejścia analogowe i pętlę magnetofonową, wszystkie w standardzie RCA. Co by nie mówić, wejścia i wyjścia dla magnetofonu to straszny przeżytek. Dziś użytkownikom o wiele bardziej przydałoby się wyjście z przedwzmacniacza lub nawet wejście gramofonowe, choćby nawet podstawowe, takie na początek przygody z czarnymi płytami. Włosi wreszcie zdali sobie z tego sprawę, ponieważ we wszystkich integrach z serii Black Edition pojawił się inny przydatny dodatek - stereofoniczne wyjście dla subwoofera (lub subwooferów - kto słuchał systemu z monitorami wspartymi dwoma basowymi pudłami, ten wie, że to niezły czad). Gniazdo to jest de facto wyjściem z przedwzmacniacza, a Unison podkreśla, że pozwala ono zachować spójność dźwięku, ponieważ sygnał trafiający do subwoofera również musi najpierw przejść przez lampy, tyle że te mniejsze. Nie wiem, czy rozważano inną opcję (osobny, tranzystorowy przedwzmacniacz dla wyjścia sub-out?), ale rozumiem, że miłośników systemów 2.1 lub 2.2 taka informacja może zachęcić. O wiele ważniejszą nowością na tylnej ściance są wejścia cyfrowe - koaksjalne, optyczne i USB. W porównaniu z najbardziej zaawansowaną konkurencją to wciąż skromny pakiet, ale we wzmacniaczach lampowych rzadko widuje się takie rzeczy. Włochów należy pochwalić tym mocniej, że za wspomnianymi gniazdami nie kryje się byle jaki DAC, ale układ, do którego najwyraźniej konstruktorzy mocno się przyłożyli. Jak powiedział mi Bartolomeo Nasta, chcieli to zrobić jak należy. W informacji prasowej napisano, że konwerter bazuje na kości ESS Sabre, ale konkretnego modelu nie wymieniono. Jak znam życie, jest to ES9018K2M, po który manufaktura z Treviso sięgała już wcześniej, na przykład w hybrydowej integrze Unico Due. Z punktu widzenia użytkownika najważniejsze jest to, że z takim przetwornikiem na pokładzie w roli źródła można zastosować w miarę prosty transport sieciowy lub optyczny, a więc urządzenie znacznie tańsze niż porównywalny jakościowo streamer lub odtwarzacz CD z wyjściem analogowym. Nie twierdzę, że jest to opcja docelowa, ale jeżeli nie mieliście jeszcze okazji przekonać się, jakie znaczenie dla efektu końcowego ma przetwornik, a jakie transport, serdecznie polecam taki eksperyment. Można się zdziwić.
Niezwykle istotną zmianą w stosunku do standardowego modelu są lampy, którymi fabrycznie obsadzony jest S6 Black Edition. 12AX7 i EL34 Tung Sola zastąpiono bardzo wysokiej klasy lampami Genalex Gold Lion - w przedwzmacniaczu ponownie mamy dwie podwójne triody 12AX7/ECC83, natomiast w roli lamp mocy występują KT77. W tym miejscu pora na odrobinę historii. Korzenie marki Genalex Gold Lion sięgają 1919 roku i firmy Marconi-Osram, znanej również jako M&O Valve Company. Powstała ona w wyniku połączenia Marconi Wireless Telegraph i The Edison General Electric (Osram). Od lat pięćdziesiątych XX wieku tylko najlepsze lampy firmy M&O Valve Company były oznaczane jako Genalex Gold Lion. Aby uzyskać to oznaczenie lampa musiała przejść najbardziej rygorystyczne testy w branży, co gwarantowało niezawodność w najbardziej wymagających urządzeniach audio. Obecnie produkowane lampy Genalex Gold Lion kontynuują tę tradycję. Unison Research twierdzi, że do serii Black Edition wybrał lampy sygnałowe Genalex Gold Lion ze względu na ich zdolność do tworzenia dużej sceny dźwiękowej. Lampa KT77 została z kolei wprowadzona w późnych latach pięćdziesiątych XX wieku przez firmę GEC z Wielkiej Brytanii jako "ostateczna" lampa średniej mocy. Model ten został zaprojektowany jako zamiennik dla EL34 i wykorzystuje konstrukcję wewnętrzną przypominającą 6CA7, przy czym GEC nazywała ją "Kinkless Tetrode", od czego pochodzi prefiks KT. Jeśli jesteście świadomi, jak wygląda kwestia cen i dostępności różnych modeli szklanych baniek, z pewnością zdajecie sobie sprawę, że Włosi wybrali jedne z najlepszych lamp na rynku. Rzadko który producent wzmacniaczy się na to decyduje, ale moim zdaniem to właściwa decyzja, ponieważ klienci (a także recenzenci) oceniają sprzęt w fabrycznej konfiguracji, a nie po modyfikacji polegającej na wymianie kluczowych komponentów na dwukrotnie droższe. Unison zrobił to od razu i chwała mu za to. Po zakupie takiego piecyka niczego już nie musimy szukać i odpada nam dodatkowy wydatek. Dodam tylko, że różnica jest spora. 12AX7 Tung Sola kosztuje około 135 zł, a EL34 dostaniemy za 165 zł. Za komplet lamp dla S6 musielibyśmy zatem zapłacić 1260 zł. Jeśli zaś chodzi o Genalex Gold Lion, 12AX7 to wydatek rzędu 240 zł, a KT77 - 300 zł. Cały zestaw kosztowałby więc około 2280 zł. Czy wzmacniacz warty ponad dwadzieścia tysięcy złotych nie zasługuje na to, aby od razu dołożyć "tysiaka" do części mających ogromny wpływ na charakter i jakość dźwięku? Odpowiedź wydaje się oczywista.
Jeśli chodzi o wrażenia z użytkowania włoskiej integry, poza kilkoma drobiazgami nie mam właściwie żadnych zastrzeżeń. Terminale głośnikowe są pojedyncze, więc nie musimy zastanawiać się, które odczepy wybrać. Unison chwali się wzrostem mocy wyjściowej w porównaniu do starszego modelu. Teraz do dyspozycji mamy nie 35, ale 40 W na kanał przy 6 Ω. Niby niewiele, ale wachlarz kolumn, które będą poprawnie współpracowały z S6 Black Edition, będzie trochę szerszy. Pilot zdalnego sterowania to charakterystyczna dla urządzeń Unisona drewniana "łódeczka", którą można postawić pionowo. Świetnie wygląda, aczkolwiek na dobrą sprawę korzysta się tylko z dwóch przycisków do regulacji głośności, a cała reszta przyda się co najwyżej tym, którzy zaopatrzą się w firmowe źródło. Do wyboru mamy właściwie tylko dwa odtwarzacze płyt kompaktowych, CD Uno i CD Due, więc szału nie ma. Kratownice osłaniające lampy dobrze spełniają swoje zadanie, a w razie czego każdą z nich można łatwo zdemontować. Wystarczy odkręcić dwie śruby z tyłu i wysunąć zakrzywione pręty z otworów w górnym panelu. Niestety nie da się tak po prostu "położyć" klatki na lampach, ponieważ przed dokręceniem śrub celowo odchyla się ona na zewnątrz. Cała obudowa opisywanej integry została bowiem wykonana tak, aby każdy z jej elementów był naprężony. Można to zauważyć podczas odkręcania dolnej płyty - panele z nagwintowanymi otworami od razu delikatnie sprężynują, więc przy ponownym montażu podstawy można odnieść wrażenie, że coś tu nie do końca pasuje. Podczas wkręcania kolejnych śrubek obudowa się "prostuje" i jednocześnie napina, aby nic nie dzwoniło. Dotyczy to także klatek ochronnych. Najbardziej upierdliwą czynnością będzie z pewnością czyszczenie, ponieważ kurz zbiera się w różnych zakamarkach, do których dostęp jest mocno utrudniony. W szczególności mam tu na myśli stalowe płyty przy podstawach lamp. Są delikatnie uniesione, więc na dobrą sprawę oprócz nich powinno się wycierać przestrzeń pod spodem. Doskonale znam to z Triode 25. Doprowadzenie tego wzmacniacza do idealnej czystości to zajęcie na dobre dziesięć minut, ale w końcu nie robi się tego codziennie. Za każdym razem lekko się przy tym denerwuję, ale kiedy sprzęt jest wypielęgnowany, lśniące ozdoby znów zaczynają mi się podobać.
Ostatnią ciekawostką i jednocześnie jednym z najfajniejszych "ficzerów" jest system regulacji prądu spoczynkowego lamp mocy. Podczas pracy wzmacniacza oba wskaźniki wychyłowe są podświetlone, ale ich wskazówka znajduje się na początku skali. Dopiero po naciśnięciu przycisku przypisanego do każdej z trzech lamp pojawia się "wynik". Nasze zadanie polega na kręceniu małym potencjometrem w taki sposób, aby wskazówka znalazła się na środku, dokładnie między zielonym a czerwonym polem. Co ciekawe, system ten był stosowany przez Unisona już wcześniej, ale tak naprawdę stanowił tylko dodatek do autobiasu, który wykonywał lwią część roboty. Z tego, co powiedział mi Bartolomeo Nasta, w modelu Triode 25 bias jest niemal idealny nawet wtedy, gdy wskaźnik mówi coś zgoła innego. Innymi słowy, użytkownik wprowadza już tylko delikatną korektę, a głównym zadaniem podświetlanego okienka i towarzyszących mu manipulatorów jest to, żeby sprawić mu frajdę, dać okazję do "popracowania" nad ustawieniami swojego sprzętu. W S6 Black Edition jest inaczej. "Typowe systemy autobiasu wykorzystują rezystor na katodzie wraz z kondensatorem elektrolitycznym o dużej pojemności. Takie kondensatory wprowadzają zniekształcenia, przesunięcia fazowe sygnałów o niskiej częstotliwości i koloryzację dźwięku. W serii Black Edition całkowicie wyeliminowaliśmy system auto-biasu, co pozwala na uzyskanie bardziej szczegółowego i szybszego dźwięku, a także większej mocy lamp." - informuje producent. Czyli żartów nie ma. Proces wciąż jest dziecinnie prosty, ale jeżeli o nim zapomnimy albo ktoś zacznie gmerać przy wzmacniaczu bez naszej wiedzy, nie ma już żadnego zabezpieczenia. Naturalnie wzmacniacz nie wybuchnie, ale zbyt niski prąd spowoduje zmniejszenie mocy wyjściowej i wzrost zniekształceń, a przy zbyt wysokim lampy będą szybciej się zużywać. Mając taki wzmacniacz, dobrze jest od czasu do czasu sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
Włosi w swojej pracy nie idą na kompromisy. Nie używają przypadkowych części ani nie składają wzmacniaczy po spożyciu wina. W ich siedzibie panuje wzorowy porządek, a każde urządzenie składane jest przez jednego pracownika, od początku do końca. Jeżeli zbliża się koniec pracy, a budowany egzemplarz nie jest gotowy, pracownik ma obowiązek zapisać na kartce czynności skończone oraz to, co zostało jeszcze do zrobienia. Pełna profeska.Na koniec pozwolę sobie wrócić do dwóch kwestii, które w przypadku opisywanego piecyka uważam za kluczowe. Pierwsza to niesłychanie wysoka jakość wykonania. Wielu audiofilów uważa, że urządzenia z Treviso wyróżniają się głównie odważnym, nietuzinkowym wzornictwem, a o solidności, bezawaryjności i długowieczności lepiej nie wspominać, bo i po co psuć sobie humor. Tyle, że niekoniecznie. Miałem okazję odwiedzić fabrykę, w której produkowany jest sprzęt marek Unison Research i Opera, a Triode 25 pracuje w jednym z moich systemów prawie dziesięć lat. Ponieważ ciągle coś testuję, a od pewnego czasu częściej wykorzystuję końcówkę mocy Hegla, włoski wzmacniacz wiedzie raczej spokojne życie, ale jest odpalany regularnie i działa tak samo, jak wtedy, gdy był nowy. Nawet potencjometr nie trzeszczy na początku skali, co w wielu urządzeniach po takim czasie jest zupełnie normalne. Włosi w swojej pracy nie idą na kompromisy. Nie używają przypadkowych części ani nie składają wzmacniaczy po spożyciu wina. W ich siedzibie panuje wzorowy porządek, a każde urządzenie składane jest przez jednego pracownika, od początku do końca. Jeżeli zbliża się koniec pracy, a budowany egzemplarz nie jest gotowy, pracownik ma obowiązek zapisać na kartce czynności skończone oraz to, co zostało jeszcze do zrobienia. Pełna profeska. We wzmacniaczach tej marki nie znajdziecie cienkich blaszek, plastikowych przycisków czy pokręteł, które każdy czterolatek wyłamie bez najmniejszego problemu. O ile więc forma zewnętrzna klocków Unisona prawie zawsze jest swego rodzaju eksperymentem i w związku z tym budzi skrajne emocje, to do wnętrza, detali i ogólnej jakości wykonania po prostu nie ma jak się przyczepić. Widać to także w S6 Black Edition. Ten wzmacniacz jest zbudowany jak czołg. Nie dajcie się zwieść pozorom i nie wierzcie w opowieści, że Włosi myślą tylko o tym, co by tu dobrego zjeść, w co się ubrać i jak urwać się z pracy, żeby polansować się w sportowym aucie albo polatać za babami. Druga i zarazem ostatnia istotna kwestia to cena. Opisywana integra kosztuje 25 999 zł, a jej "bazową" wersję można kupić za 21 499 zł. To spora różnica, ale szczerze mówiąc, kiedy ogłaszano premierę serii Black Edition i kiedy dowiedziałem się, ile modyfikacji wprowadzono w tych konstrukcjach i jakie lampy są montowane fabrycznie, byłem przekonany, że "es szóstka" będzie kosztowała co najmniej trzydzieści tysięcy złotych. Obecnie nawet Fezz Audio ma w swojej ofercie integrę za 23 900 zł. S6 Black Edition może nawet stanowić alternatywę dla modelu Performance Anniversary. Uwielbiam go, ale na papierze oferuje niewiele więcej niż bohater niniejszego testu, nie ma przetwornika i lekko trąci myszką, a kosztuje 56 999 zł. Powiecie, że kluczowe jest brzmienie? W takim razie sprawdźmy, co w tej dziedzinie pokaże S6 Black Edition.
Brzmienie
Z informacji prasowej, jaką otrzymałem w momencie premiery serii Black Edition, można wyłowić przemyconą między wierszami ciekawostkę - Simply Italy, Triode 25 i S6 są najpopularniejszymi produktami w ofercie włoskiej firmy. Dotychczas wydawało mi się, że liderem sprzedaży jest Sinfonia, a zaraz za nią plasuje się mniejszy model Preludio, jednak najwyraźniej klienci bardziej ufają wzmacniaczom należącym do tej pierwszej "świętej trójcy". Czy to dlatego, że są tańsze, czy - jakkolwiek by to nie zabrzmiało - bardziej nowoczesne? Czynnik finansowy na pewno nie jest bez znaczenia, ale coś mi podpowiada, że chodzi również o brzmienie. Preludio, Sinfonia i Performance to pod tym względem klasyczne lampy. Grają pięknie, dostojnie, przyjemnie i nie uciekają od stereotypów, nie starają się zamaskować swojej prawdziwej natury, pokazując wszystkie plusy i minusy tej technologii. Dla jasności dodam, że tych drugich widzę znacznie mniej. Wystarczy dodać zestawy głośnikowe o odpowiednio wysokiej skuteczności, wysokiej klasy źródło i porządne kable, aby uzyskać system, na którym można słuchać muzyki godzinami. Performance Anniversary to jeden z najlepszych wzmacniaczy, jakie dane mi było testować, bez względu na cenę. Słyszałem w życiu droższe, ale czy lepsze? W niektórych obszarach tak, w innych nie. Na tym poziomie najczęściej jest to kwestia decyzji, coś za coś, przeniesienie uwagi na konkretne aspekty prezentacji, a nie poprawa słyszalna zarówno globalnie, jak i w każdym elemencie z osobna. Nawet maleńki Preludio zrobił na mnie duże wrażenie. To ta sama szkoła, ten sam styl grania, tylko w innej skali (co swoją drogą nawet bardziej pasuje do stereotypu lampowca niż to, co usłyszymy w wykonaniu największego modelu z tej trójki).
PORADNIK: Wszystko o wzmacniaczach lampowych
Simply Italy, Triode 25 i S6 grają inaczej. W wielu recenzjach można przeczytać to samo - mamy tu do czynienia z szybkim, dynamicznym dźwiękiem, który pod wieloma względami bardziej pasuje do obrazu typowego wzmacniacza tranzystorowego niż lampowego. Oczywiście techniczna i brzmieniowa natura tych modeli przebija się na powierzchnię chociażby w postaci ocieplenia, zagęszczenia średnich tonów czy sposobu, w jaki obchodzą się one z mikrodetalami, ale pierwsze wrażenie jest takie, jakby piecyk chciał nam coś udowodnić - pokazać, że rozgrzane do czerwoności bańki nie muszą oznaczać kompromisów. Triode 25 nie dość, że potrafi przyłożyć basem, to czasami jest wręcz narowisty. To nie są ciepłe kluchy. To nie jest dźwięk leniwie sączący się z głośników. To jest konkretne granie z dynamiką i przejrzystością na poziomie bardzo dobrego wzmacniacza tranzystorowego, z tym, że w kwestii barwy wciąż po cieplejszej stronie mocy. Doskonale rozumiem audiofilów, dla których właśnie taka lampa jest spełnieniem marzeń. Wielu klientów nadal trochę obawia się tej technologii, co także łatwo zrozumieć. W okresie boomu na wzmacniacze solid state część melomanów uważała lampowe piecyki za odpychające, bo lampy wymagają odpowiedniego traktowania i mają ograniczoną żywotność, do tego dochodzą konieczność wygrzania przed każdym odsłuchem, niska moc i wysokie zniekształcenia, więc komu by się chciało? Teraz miłośnicy sprzętu stereo odkrywają ten świat na nowo, ale coraz trudniej znaleźć wśród nich osoby, które kiedykolwiek wcześniej miały okazję obcować z takim ustrojstwem na co dzień (wujek audiofil, lampowy telewizor u dziadka i tak dalej). Przyjmijmy jednak, że udało nam się przełamać ten lęk i samych lamp się nie boimy, ale jeżeli dodatkowo taki sprzęt ma brzmieć zupełnie inaczej niż "normalny" wzmacniacz, to już jest trochę za dużo. Co innego, gdy na etapie odsłuchu okazuje się, że lampowiec może grać normalnym, równym, pełnym, zdrowym, mocnym i przejrzystym dźwiękiem, dodając od siebie tylko odrobinę przyjemnego ciepła. Jeżeli jeszcze do dyspozycji mamy 40 W na kanał, dzięki czemu nasza integra będzie poprawnie współpracowała z większością dostępnych na rynku kolumn, decyzja staje się o wiele prostsza.
S6 Black Edition wpisuje się w ten schemat. Najkrócej mógłbym powiedzieć, że jest to coś pomiędzy stereotypową lampą a bezwzględnym tranzystorem. Otrzymujemy tu mieszankę elementów przynależących do tych dwóch skrajnie różnych światów. Niskie tony są zdecydowane, szybkie, wystarczająco głębokie, aby nie było wątpliwości, że wzmacniacz radzi sobie z trudnymi wyzwaniami, ale tak naprawdę kojarzą mi się z tym, co mogliśmy usłyszeć w wykonaniu starszych klocków Naima. Unison stawia na uderzenie, rytm i podkreślanie pulsu muzyki, a nie subwooferowy masaż brzucha. Być może dlatego właśnie wszystkie modele z serii Black Edition otrzymały wyjście dla subwoofera. Nie chodzi o to, że basu brakuje. Co to, to nie, jednak w obliczu tego, że mnóstwo otaczającego nas sprzętu, od systemów car audio po słuchawki i soundbary, atakuje odbiorcę podkręconymi, przeładowanymi, często wyciśniętymi na siłę niskimi tonami, łatwo wyobrazić sobie, że część klientów będzie chciała wycisnąć ze swojego systemu jeszcze więcej. Moim zdaniem bas "es szóstki" jest bardzo dobry, zdrowy i naturalny, ale zrozumiem też tych, którzy po jakimś czasie postanowią w stosunkowo łatwy sposób podkręcić swoje doznania i zaopatrzą się w "suba". Taki charakter basu może wynikać ze świadomej decyzji włoskich konstruktorów. Założę się, że mogli oni wyciągnąć na dole jeszcze kilka herców, ale zamiast tego postanowili skupić się na średnich i wysokich częstotliwościach. Jeśli rzeczywiście tak było, postąpili słusznie, bo w tym kluczowym dla ludzkiego aparatu słuchu fragmencie pasma akustycznego S6 Black Edition wypada wprost fenomenalnie. W zakresie średnich tonów dzieje się, oj dzieje! Nie dość, że w największym stopniu słychać tu czar szklanych baniek, to jeszcze dźwięk aż kipi od detali. Jeżeli szczegółowość jest czymś, co wiążecie z wysokimi tonami, po kilku minutach odsłuchu włoskiego piecyka zrewidujecie swoje poglądy. To właśnie średnica gra tutaj pierwsze skrzypce i dotyczy to nie tylko barwy czy namacalności dźwięków pierwszoplanowych, ale wszystkiego, co dzieje się przed nami. Swoją drogą, przestrzeń też zasługuje na piątkę z plusem. Rzadko który wzmacniacz lampowy może pochwalić się takim rozmachem, a jednocześnie taką precyzją lokalizacji źródeł pozornych. Włoski piecyk nie należy do urządzeń, które grają plamami, otaczając każdy instrument wełnianym kocem i roztaczając przed nami coś w rodzaju impresjonistycznego pejzażu. Tutaj dostajemy raczej zdjęcie - i to takie, na którym widać każdy szczegół.
Jeżeli szczegółowość jest czymś, co wiążecie z wysokimi tonami, po kilku minutach odsłuchu włoskiego piecyka zrewidujecie swoje poglądy. To właśnie średnica gra tutaj pierwsze skrzypce i dotyczy to nie tylko barwy czy namacalności dźwięków pierwszoplanowych, ale wszystkiego, co dzieje się przed nami. Swoją drogą, przestrzeń też zasługuje na piątkę z plusem.Niektórym może się to wydać dziwne, ale brzmienie opisywanego wzmacniacza mocno skojarzyło mi się z tym, co pokazały testowane pod koniec zeszłego roku monitory ATC SCM7. Otrzymujemy tu ciekawą mieszankę pastelowej barwy i przyjemnego zagęszczenia z elementami typowymi dla bezkompromisowego sprzętu studyjnego - dynamiką, przejrzystością i wysokim realizmem przekazu. "Audiofilskim kolumnom rzadko udaje się połączyć te skrajności w tak elegancki sposób. Zwykle albo dostajemy ciepłe kluchy, idealne na długie sesje odsłuchowe, albo konkret i dzielenie włosa na czworo, bez żadnej poduszki bezpieczeństwa. Trzeba się zdecydować. Można też połączyć szybkie, analityczne kolumny z ciepłym, muzykalnym wzmacniaczem, ale to nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy chcieli. Zwykle potrzeba wielu prób, aby trafić w idealne proporcje. Tutaj natomiast oba charakterystyczne aspekty prezentacji są dziełem samych głośników i są połączone nierozerwalnym węzłem. Oba są wyraźnie słyszalne, wręcz definiują odsłuch, ale żyją ze sobą w zgodzie. Coś wspaniałego." - napisałem w recenzji brytyjskich monitorów i właściwie to samo mógłbym powtórzyć w opisie brzmienia S6 Black Edition. W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, z jakimi kolumnami sparowałbym opisywaną integrę, gdybym stał się jej właścicielem. Te, które najczęściej wrzuca się do kategorii "głośników do lampy", jak Triangle, Audiovectory, Jean-Marie Reynaud, Fyne Audio, ani nawet "gdańskie szafy" Tannoya raczej nie byłyby moim pierwszym wyborem. Obawiałbym się, że przesadzę z przejrzystością, przez co na dłuższą metę dźwięk będzie męczący. Szukałbym raczej zestawów o neutralnym, może nawet lekko uspokojonym brzmieniu z głębokim basem i przekonującą przestrzenią. Może coś ze stajni Vienna Acoustics albo Revival Audio? A może klasyczne, wielkie pudła, takie jak Spendor Classic 2/3 albo Pylon Audio Jade 20? Intuicja podpowiada mi, że to dobry kierunek, ale oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać i połączyć opisywany wzmacniacz z kolumnami o szybkim, dynamicznym i bezkompromisowym brzmieniu, uzyskując system, który z jednej strony poraża energią i rozdzielczością, a z drugiej jest naznaczony kilkoma charakterystycznymi dla szklanych baniek atrybutami.
Z jednej strony oferowany przez S6 Black Edition dźwięk pasuje do stereotypu lampy, bo mamy tu wyraźne, choć nie przesadne ocieplenie, mocny, może lekko "skrócony" bas i czystą, swobodną górę, która jednak nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku. Z drugiej zaś nie jest to urządzenie nadające się tylko do wielogodzinnych sesji odsłuchowych i relaksu przy muzyce i kieliszku ulubionego trunku. Przeciwnie - bogactwo informacji napływających do naszych uszu sprawia, że jesteśmy skupieni na tym, co włoska integra ma nam do przekazania. Jest gęsto, ale nie nudno. Ciepło, ale bez rozmazywania konturów i przeciągania wybrzmień w nieskończoność. Ten dźwięk żyje, mieni się wszystkimi barwami i pulsuje niczym centrum miasta w popołudniowym szczycie. Jeżeli patrząc na zdjęcia, mieliście nadzieję, że będzie to raczej klimat wylegiwania się na kocu w środku lata z dala od cywilizacji, to nie ten adres. Najciekawsze jest jednak to, że to wszystko się klei. Gdyby ktoś opowiadał mi, że testował wzmacniacz lampowy, który wprawdzie pokazał pewne elementy typowe dla urządzeń zbudowanych w tej technologii, ale jego największymi atutami były dynamika, rozdzielczość, szybkość, świetna kontrola nad dźwiękiem, doskonale poukładana scena stereofoniczna i bas niczym z kultowych wzmacniaczy Naima, pewnie popukałbym się w głowę i zapytał, jakie substancje trzeba zażyć, aby takie cuda usłyszeć. Jeżeli więc napiszecie, że po wielu latach testowania sprzętu hi-fi pomieszały mi się zmysły, spokojnie, zrozumiem, ale zanim posądzicie mnie o szaleństwo, umówcie się na odsłuch nowego, czarnego Unisona. Wtedy będziemy mogli o tym porozmawiać jak równy z równym.
Budowa i parametry
Unison Research S6 Black Edition to stereofoniczny, lampowy wzmacniacz zintegrowany dysponujący mocą 40 W na kanał. Warto przy tym zaznaczyć, że jest to wartość dla 6 Ω, ponieważ zamiast dawać użytkownikowi dwa odczepy z transformatorów wyjściowych do wyboru, Włosi zdecydowali się na jeden wariant pośredni. Teoretycznie najlepiej byłoby, aby parametry wyjścia wzmacniacza były dopasowane do impedancji zestawów głośnikowych, jednak dokładna wartość tego parametru zmienia się wraz z częstotliwością. W wielu przypadkach producent kolumn podaje impedancję nominalną 8 Ω, zaznaczając, że minimum wynosi na przykład 4,6 Ω, dlatego taktyka przyjęta przez włoskich inżynierów nie jest taka głupia. Producent twierdzi, że za wzrost mocy w stosunku do standardowego modelu odpowiadają zmiany w zarządzaniu zasilaniem. W każdym kanale pracują trzy lampy mocy Genalex Gold Lion KT77 w konfiguracji parallel single-ended, pracujące w trybie ultraliniowym, w czystej klasie A. W sekcji przedwzmacniacza zastosowano podwójną triodę 12AX7 (ECC83), również pochodzącą od Genalex Gold Lion, której znakiem rozpoznawczym są złocone piny. Ceramiczne podstawki lamp osłonięto ozdobnymi płytami ze stali nierdzewnej. Włosi chwalą się tym, że w serii Black Edition wyeliminowali system automatycznej regulacji prądu spoczynkowego lamp mocy. Ich zdaniem autobias jest wygodny, ale wymaga użycia rezystora na katodzie z kondensatorem elektrolitycznym o dużej pojemności, a to wprowadza zniekształcenia, przesunięcia fazowe sygnałów o niskiej częstotliwości i koloryzację dźwięku. Regulacja jest więc całkowicie manualna, ale proces ten nie wymaga użycia multimetra ani otwierania obudowy - wszystkie manipulatory są dostępne i łatwe do rozszyfrowania. Pod maską, a właściwie nad podstawą urządzenia, panuje wzorowy porządek. Aby skrócić ścieżkę sygnałową, potencjometr zamontowano z tyłu, tuż przy gniazdach, a z pokrętłem zamontowanym na przedniej ściance łączy go długa, masywna, metalowa przedłużka. Obwód selektora wejść został zaimplementowany przy użyciu tej samej technologii, która została zaprojektowana dla flagowych modeli Unisona, a szczególną uwagę poświęcono projektowi ścieżek uziemienia i separacji kanałów. Sygnał audio tam, gdzie to możliwe, jest chroniony w wysokiej jakości kablach koncentrycznych. Przełącznik wejściowy wykorzystuje mikroprzekaźniki z pozłacanymi stykami srebrnymi, a połączenia masy zostały przeprojektowane z zastosowaniem technologii Return GND, co zapobiega przesłuchom między kanałami. Technologia Cathode Capacitor Less (CCL) eliminuje potrzebę stosowania kondensatorów elektrolitycznych w stopniach mocy lampowych. Jakość użytych podzespołów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Wisienką na torcie jest DAC. Każdy wzmacniacz z serii Black Edition ma na pokładzie przetwornik cyfrowo-analogowy bazujący na kości ESS Sabre. Do wyboru mamy trzy wejścia - koaksjalne, optyczne i USB, przy czym to ostatnie obsługuje sygnały PCM do 384 kHz i DSD256.
Werdykt
Kiedy testowany sprzęt pozostawia po sobie tak pozytywne odczucia, jestem szczęśliwy, że udało mi się wytypować właściwego kandydata do odsłuchu i namierzyć urządzenie godne polecenia. Tylko czy w tym przypadku nie było to do przewidzenia? Dlatego jeszcze bardziej cieszy mnie co innego - to, że w świecie Unisona wreszcie coś drgnęło, coś się ruszyło, a przede wszystkim, że są to ruchy, na które wielu fanów marki długo czekało. Trzy cieszące się największą popularnością modele zostały odświeżone, otrzymały rozwiązania techniczne stosowane do tej pory wyłącznie w piecykach ze szczytu cennika, lampy z najwyższej półki i przetwornik cyfrowo-analogowy, dzięki któremu wejścia cyfrowe nie są tylko ciekawostką przyrodniczą, ale elementem wyposażenia, z którego użytkownicy będą chętnie korzystać i którego jakość będą chwalić. Brzmienie jest jak na lampę dość oryginalne, niesztampowe, może nawet ekstrawaganckie, ale dzięki temu S6 Black Edition nie jest nudnym wzmacniaczem, który potrafi tylko umilać słuchaczom czas spokojnym plumkaniem w zimowe wieczory. Co to, to nie. Tutaj dzieją się rzeczy, każda sekunda odsłuchu jest przeżyciem, a muzyka galopuje do przodu niczym sportowe auto z wierzgającym koniem na masce. Obecność lamp w torze zdradzają jedynie niektóre elementy, takie jak bogata paleta barw, delikatne ocieplenie i zagęszczenie średnich tonów, detaliczna, ale dźwięczna i pięknie wykończona góra pasma czy sposób, w jaki włoski piecyk buduje scenę stereofoniczną. Dominują jednak takie aspekty prezentacji jak dynamika, mocny, rytmiczny bas, szybkość i niesamowita rozdzielczość. Jeżeli ktoś chce czerpać z obu światów to, co najlepsze, wcale nie musi decydować się na wzmacniacz hybrydowy, bo S6 Black Edition to naprawdę wyjątkowy lampowiec, który pogoni niejeden piecyk tranzystorowy z taką zaciekłością i stanowczością, że nie będzie czego zbierać.
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 40 W na kanał
Impedancja wyjściowa: 6 Ω
Wejścia analogowe: 4 x RCA
Wejścia cyfrowe: 1 x koaksjalne, 1 x optyczne, 1 x USB-B
Wyjścia analogowe: 1 x sub-out (RCA stereo)
Pasmo przenoszenia: 15 Hz - 30 kHz (-1 dB)
Lampy sterujące: 2 x ECC83 (12AX7)
Lampy mocy: 6 x KT77
Wymiary (W/S/G): 22/35/49 cm
Masa: 25 kg
Cena: 25 999 zł
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Unison Research Triode 25, Hegel H20, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Marantz HD-DAC1, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Tellurium Q Ultra Blue II, Albedo Geo, KBL Sound Red Corona, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultimate, Fidata HFU2, Melodika Purple Rain, Sennheiser HD 600, Beyerdynamic DT 990 PRO, Beyerdynamic DT 770 PRO, Meze 99 Classics, Bowers & Wilkins PX5, Pro-Ject Wallmount It 1, Custom Design RS 202, Silent Angel N8, Vicoustic VicWallpaper VMT, Vicoustic ViCloud VMT.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
-
Paweł
Tranzystory znam i używam od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, ale chyba powoli dojrzewam do lampy. Na razie pierwszy krok w postaci zakupu hybrydy Coplanda wykonałem i efekt wymiany lampy przedwzmacniacza na Telefunkena NOS wciąż wprawia mnie w zachwyt. Jedna mała lampka a cieszy, a jaki może być efekt z całym zestawem porządnych lamp? Trzeba będzie to sprawdzić.
0 Lubię -
Jacek
Wzmacniacz za 26 000 zł, a żeby grał na tyle, na ile go stać, trzeba byłoby wydać na 60-letnie lampy coś około 8-10 tysięcy złotych. I cały czas nie jest się pewnym, czy nie można byłoby lepiej, bo inaczej na pewno. Niekończąca się zabawa. Miałem hybrydę i NIGDY WIĘCEJ niczego z lampą. Jeśli lampka to tylko nocna! Mamy w końcu XXI wiek!
3 Lubię -
AntyLampowiec
Wojna na Ukrainie trwa już prawie 3 lata, a (chyba) wszyscy producenci urządzeń lampowych wykorzystują ruskie lampy. Sankcje? W żadnym razie!
5 Lubię
Komentarze (3)