Krell KRC-3
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Adam Kiljańczyk
Amerykańską markę miałem przyjemność przedstawić wszystkim poprzednim vintage'owym teście. Zresztą każdy, kto wie czym jest przedwzmacniacz i końcówka mocy, powinien kojarzyć Krella. To bezspornie kawałek historii sprzętu hi-end. W materiale o wzmacniaczu mocy KST-100 wspominałem o tym, jak istotną rolę pełni przedwzmacniacz w torze audio. W wielu przypadkach ważniejszą niż końcówka mocy. Dlaczego? To właśnie on w dużym stopniu odpowiada za transparentność, zakres dynamiki oraz muzykalność systemu. Tylko i wyłącznie od przedwzmacniacza zależy czy nasz piec zostanie wykorzystany w stu procentach. Recepta na dobrą końcówkę jest znacznie prostsza, niż ta na preamp. Aby wzmacniacz spełnił swoje zadanie, wystarczy stosunkowo niewiele. Porządne trafo, odpowiedniej klasy i pojemności kondensatory filtrujące, a także możliwie dokładne sparowanie elementów takich, jak tranzystory czy oporniki. Nawet względnie prosty układ może zabrzmieć co najmniej dobrze. Jeżeli zaś chodzi o zaprojektowanie i wykonanie dobrego przedwzmacniacza, sprawa zaczyna się mocno komplikować. Tu nie wystarczy zamknąć w ładnej obudowie kilku dobrych elementów. Gdy spojrzymy na ofertę cenionych i renomowanych producentów, cena przedwzmacniacza jest nierzadko znacznie wyższa, niż dedykowanego wzmacniacza mocy. Jest to efekt znacznie bardziej zaawansowanej konstrukcji urządzenia, a przede wszystkim czasu, jaki trzeba poświęcić na jego doszlifowanie.
W przeciągu ostatnich lat w moje ręce wpadło co najmniej trzydzieści różnych preampów. W tym przypadku słowo "doświadczenie" nabiera dodatkowej mocy. Oczywiście są wyznawcy techniki lampowej i tranzystorowej - nie stanę murem ani za jednymi, ani za drugimi. Oba rozwiązania są dobre, chociaż mogą mieć swoje wady i zalety. Lampowy przedwzmacniacz może okazać się bezcenny w konfiguracji z mocną, tranzystorową końcówką mocy, jak Pass Labs X350. W audiofilskich kręgach takie połączenie uznawane jest za złoty środek. Mikstura ognia z wodą. Przewagą lampowego sterownika będzie oczywiście możliwość zmiany charakteru brzmienia poprzez wymianę lamp. Z drugiej jednak strony, różnego rodzaju przydźwięki i szumy mogą wprowadzić nas w stan depresji. Starcie z nimi może przerodzić się w walkę z wiatrakami. Do dziś wspominam bajeczną barwę przedwzmacniacza marki Audible Illusions. Mimo upływu kilku lat, nadal myślę o nim jak o miłości z przedszkola. To właśnie on przekroczył limit mojej wytrzymałości nerwowej. Świszczał, piszczał, a na dodatek miał osobne potencjometry dla każdego z kanałów. Miarka się przebrała, gdy po kilkuset godzinach grania nowiutkie lampy Siemensa zaczęły szumieć. A tanie nie były. Obiecałem sobie jednak, że kiedyś do niego powrócę, ot tak, z sentymentu. Tym razem jednak zawczasu się uzbroję. W ruch pójdą pierścienie antywibracyjne oraz magiczne, audiofilskie podstawki. Sprawdzałem, działają. Zapas lamp już kupiłem. Niestety lista lampowych urządzeń, które są naprawdę ciche i bezobsługowe, jest bardzo krótka.
W kwestii regulacji głośności, nie dajcie się nabrać na bajki mówiące, że zwykła regulacja w źródle wystarczy aby dobrze wysterować końcówkę mocy. Oczywiście są reguły od wyjątku, jak Chord Hugo TT czy Mytek Manhattan oraz historyczne odtwarzacze CD Wadii. To jednak kosztowne zabawki dla dużych chłopców. Nie liczyłbym także na cud pod postacią wyjścia pre-out ze średniej klasy wzmacniacza zintegrowanego. Jeżeli już zdecydowaliście się na dzielony system, wykorzystajcie jego potencjał. W większości przypadków standardowa regulacja głośności 2 V dla wyjść RCA oraz 4 V dla XLR okazuje się niewystarczająca. Niedoskonałości takiego rozwiązania objawiać się będą przede wszystkim ograniczoną dynamiką i przeciętną rozdzielczością. Kolejnym wrogiem regulacji wzmocnienia są miernej jakości układy cyfrowe ze wzmacniaczami operacyjnymi na czele. Niestety są dość popularne i wykorzystują je nawet renomowani producenci. Jeżeli przedwzmacniacz ma być uniwersalny i sprawdzić się w różnych konfiguracjach, musi dysponować odpowiednim napięciem wyjściowym generowanym przez tranzystory bądź lampy.
Podpierając się zdobytym doświadczeniem stwierdzam, że im większe wzmocnienie, tym lepiej. Aby jednocześnie zjeść ciastko i mieć ciastko, dobrze by było, aby regulacja wzmocnienia była maksymalnie płynna i precyzyjna. Ta sztuka jest jednak zarezerwowana tylko i wyłącznie dla urządzeń z najwyższej półki. Schodząc jednak na ziemię, dobrym wynikiem dla przedwzmacniacza jest przynajmniej 8-10 V na wyjściu. Niestety mało który producent podaje ten parametr w specyfikacji swojego urządzenia. A szkoda, bo to jedna z najważniejszych informacji technicznych dla tego typu sprzętu. W swojej kolekcji posiadam preamp, który dysponuje blisko 30-V wzmocnieniem! Robi to jednak w sposób mało wysublimowany, a nawet ordynarny. Perreaux SM2 to jazda bez trzymanki. Jego obsługę można porównać do opanowania 600-konnego samochodu bez elektronicznych systemów gwarantujących bezpieczną jazdę. Urządzenie to zostało uznane za niebezpieczne i nie może się nim bawić byle kto. Odkręcenie potencjometru na godzinę dwunastą najprawdopodobniej wypruje większość głośników na inną orbitę. Od strony technicznej model ten jest jednak absolutnie wyczynowy.
I tutaj pojawia się główny bohater naszego testu. Krell KRC-3 to przedwzmacniacz, którego początki produkcji przypadają na połowę lat 90. W roku 1997 przeprowadzono face-lifting, który został podyktowany wprowadzeniem przez producenta z Connecticut zupełnie nowej linii wzmacniaczy mocy FPB. Przednie, ostre krawędzie nowego KRC-3 zostały zaokrąglone, usunięto także aluminiowe, czarne wypusty ulokowane po obu stronach obudowy. KRC-3 mkII zyskał znacznie nowocześniejszy kształt. Jako całość, urządzenie to niestety boleśnie przypomina nam, że pewna era bezpowrotnie minęła. Kiedyś wzmacniacze dzielone były czymś zupełnie normalnym, natomiast dziś to już awangarda i zabawa dla wtajemniczonych oraz - co tu dużo ukrywać - raczej zamożnych melomanów. Przedwzmacniacze takie, jak KRC-3 to dziś absolutny hi-end. Popatrzmy i posłuchajmy więc jak się to robiło jeszcze dwadzieścia lat temu.
Wygląd i funkcjonalność
Mimo upływu kilkunastu lat od wprowadzenia tego modelu do sprzedaży, nie traci on na swojej oryginalności. Militarne wzornictwo nadal jest modne. Front urządzenia zdominował szary kolor, który jest wspólny dla większości urządzeń Krella z tego okresu. Na froncie KRC-3, zaczynając od lewej strony znajdziemy przełączniki źródeł w postaci dyskretnych przycisków B1, S1, S2, S3/Proc, S4/Tape. Następnie po środku ulokowano logo firmy, które przykręcone jest sześcioma śrubkami imbusowymi. Gałka głośności zgodnie z ogólnie przyjętymi normami znajduje się z prawej strony. Maszynę budzi do życia wybór jakiegokolwiek źródła. Zaraz po tym nad przyciskiem zapala się czerwona dioda, a nad logiem firmy - niebieska. Nie jest to światło dające się mocno we znaki, jak w przypadku wielu azjatyckich wynalazków.
Wokół gałki wzmocnienia umieszczono czerwone diody, które informują nas o poziomie wzmocnienia. Przydatną funkcją jest balans pomiędzy lewym i prawym kanałem. Dzięki niemu, bez wypinania kabli możemy przyciszyć jedną z kolumn albo nadrobić niedoskonałości ustawienia czy akustyki pokoju odsłuchowego. O zmianie podziału znów informują nas czerwone diody zlokalizowane pomiędzy gałką głośności. Do dyspozycji mamy także dodatkowe funkcje takie, jak szybkie wyciszenie czy odwrócenie fazy. KRC-3 posiada jeszcze jeden, ukryty bajer. Funkcja Proc przeznaczona jest dla konfiguracji przedwzmacniacza z procesorem AV. Jest ona zakamuflowana pod wejściem S-3 i aby ją uruchomić, należy wewnątrz urządzenia przestawić pewien pstryczek na odpowiednią pozycję. To byłoby chyba tyle jeśli chodzi o wyposażenie i funkcjonalność. KRC-3 nie występował z dodatkowymi opcjami, jak na przykład przedwzmacniacz gramofonowy czy przetwornik. Pamiętajmy, że w tamtych czasach DAC mógł nam służyć co najwyżej do poprawy brzmienia odtwarzacza CD, a phono stage'a właściciel takiego preampu powinien raczej kupić sobie osobno. Można założyć, że osoba zainteresowana takim przedwzmacniaczem posiada już albo planuje nabyć odpowiednią końcówkę mocy, kolumny i gramofon, a zatem zewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy nie powinien być już żadnym wyzwaniem.
Spoglądając na KRC-3 od strony stylistycznej, nie znajdziemy w nim żadnych zbędnych dekoracji. Mimo to mamy poczucie, że urządzenie tanie nie było. Zero tandety. Z tyłu Krell na pewno ma się czym pochwalić. Jest tu wszystko, co być powinno. Zastosowane przyłącza są wysokiej jakości, a gniazda RCA są przykręcane. Do dyspozycji mamy symetryczne wejście i wyjście XLR, cztery wejścia RCA oraz wyjście do nagrywania. Rozstaw pomiędzy gniazdami pozwala na zabawę nawet z najgrubszymi kablami. Z niczym nie musimy się szarpać, nic się nie ułamie ani nie pęknie. Wisienką na torcie opisywanego egzemplarza jest pilot zdalnego sterowania - jest naprawdę konkretny. Metalowy sterownik obsługuje wszystkie funkcje urządzenia. Bez problemu może stać się również narzędziem zbrodni. KRC-3 był również sprzedawany ze zwykłym, plastikowym pilotem w formie cienkiej "karty" z przyciskami membranowymi. Ja chyba wolałbym dostać ten metalowy.
Brzmienie
KRC-3 był zestawiany w wielu różnych konfiguracjach. Sterował między innymi takimi wzmacniaczami, jak Krell KST-100, Sugden SPA-4 czy Abyssound ASX-1000. W każdym przypadku efekt był co najmniej bardzo dobry, jednak według mnie i innych słuchających to w konfiguracji z Abyssoundem wystąpił efekt synergii, pomimo połączenia niesymetrycznego. Oba urządzenia pracują w klasie A, co również nie pozostaje bez znaczenia. Abyssound ASX-1000 oddaje 30 W w klasie A, a następnie przechodzi w AB gdzie sięga 200 W. Połączenie to sprawiło, że podstawkowe Dynaudio Special 25 zagrały konturowym, mega szybkim i mocnym dźwiękiem. ASX-1000 idealnie je kontrolował i nawet w najbardziej krytycznych momentach zachował zimną krew. KRC-3 został również sprzęgnięty z Brystonem 4B SST2. Nie ulega wątpliwości, że jest to sprzęt studyjny do pracy z muzyką. Nie ma tu miejsca na faworyzowanie średnicy czy nadawanie piękna i gładkości wysokim tonom. Żadnego audiofilskiego planktonu. Ma być tak, jak zostało zrealizowane. Jeżeli nagranie jest złe, Bryston to pokaże. 4B SST2 jest świetnym testerem przedwzmacniaczy. Bez problemu ocenimy jakie brzmienie skroił dla nas dany producent.
KRC-3 z całą pewnością nie brzmi miękko. Jak nakazuje tradycja, dynamika to mocna strona Amerykanina. W układzie z Brystonem, Krell został połączony symetrycznie. Nareszcie wykorzystałem interkonekty Acrolinka i Purista. Jako źródło posłużył mi DAC Bryston BDA-2 oraz Soul Note SD300. Oba przetworniki dysponują wyjściami XLR, ale prezentują zupełnie inna szkołę brzmienia. Soul Note potrafi zagrać fantastycznymi planami i delikatnie zaokrąglonymi skrajami pasma. Ma w sobie pierwiastek czarnej płyty. To świetne urządzenie dla kogoś, kto słucha muzyki wiele godzin. Bryston jest bezlitosny w swojej dokładności. Nie umknie mu żaden drobiazg. Jest szybki i analityczny, prawdziwy. Dobrze jest mieć do dyspozycji minimum dwa skrajnie różne źródła. Krytyczna ocena testowanego urządzenia oparta tylko na jednym z nich mogłaby być mało wiarygodna. Czasem pozornie dziwne zestawienia mogą okazać się najlepsze.
Nie ulega wątpliwości, że Krell wypracował sobie własny ideał brzmienia, co nie oznacza, że jest to dźwięk daleki od ideału. Na liście priorytetów wysokie miejsca zajmują takie cechy, jak dynamika, przejrzystość i neutralność. KRC-3 potrafi trzymać dźwięk żelazną ręką i to na całej szerokości pasma - również w zakresie niskich tonów. Dla niektórych jego brzmienie będzie zbyt stanowcze i dosłowne, inni pokochają je za szybkość, precyzję i pasmo równe jak stół. Nie oznacza to jednak, że w jego brzmieniu brakuje barwy czy tak lubianego przez audiofilów "mięsa". Poprzednie preampy Krella były krytykowane za zbyt techniczne brzmienie, więc w modelu KRC-3 popracowano nad gładkością, spójnością i eleganckim charakterem wysokich tonów. Czy poskutkowało? Moim zdaniem tak, bo trudno zarzucić temu przedwzmacniaczowi kiepską muzykalność. Oczywiście do pełni szczęścia potrzebna jest umiejętnie dobrana reszta toru, ale sam KRC-3 nie powinien sprawić nam przykrej niespodzianki. Ten preamp jest naprawdę dobry, o czym z pewnością wie niejeden audiofil.
Budowa i parametry
Wnętrze Krella od zawsze było wzorem do naśladowania. Duże wrażenie robi przede wszystkim staranność wykonania płyty głównej oraz montażu poszczególnych gniazd. Zasilanie oparto na transformatorze z rdzeniem typu R. Transformatory tego typu można spotkać w urządzeniach audio z najwyższej półki. Dla ciekawskich, trafa opatentowała japońska firma Kitamura Kiden. Cały układ jest symetryczny, a regulacja głośności jest absolutnie fantastyczna. Mimo stosunkowo dużego wzmocnienia, pożądany poziom głośności możemy ustawić bez najmniejszego kłopotu. Regulacja jest bardzo precyzyjna. Za tę przyjemność odpowiada rozwiązanie zaczerpnięte z referencyjnego przedwzmacniacza Krell KRC-HR. 15 sygnalizacyjnych diod wokół pokrętła głośności jest tak naprawdę 300-stopniową drabinką rezystorową sterowaną cyfrowo. Nawet dziś takie rozwiązanie będzie czymś, co należy kojarzyć ze sprzętem klasy hi-end.
Konfiguracja
Dynaudio Special 25, Dynaudio Contour S5.4, JBL 4319, Abyssound ASX-1000, Sugden SPA-4, Bryston 4B SST2, Bryston BDA-2 + BDP-2, Soul Note SD300, Technics SP-25 (Excel + Goldring 2100), Pioneer PLC-590 (SME3009 + Goldring Eroica LX) Abyssound ASV -1000, Esoteric P-30, Purist Genesis, Ortofon Reference SPK-200, Purist Musaeus, Acrolink 7N-DA2100 Mexcel, Cardas Clear Light, Furutech ETP-80E + FP-314Ag.
Werdykt
W archiwalnej polskiej prasie sprzed 16 lat znalazłem w rankingu nasz przedwzmacniacz. Cena KRC-3 wynosiła wówczas 14800 zł. Medal dla tego, kto znajdzie w podobnej cenie tak dobry, współcześnie produkowany preamp! Nie wspomnę już o magicznym napisie "Made in USA". Dziś producenci sprzętu audio za takie urządzenia każą sobie płacić majątek. Aby jednak nie było tak pięknie, trzeba mieć na uwadze to, że siła nabycia złotówki kilkanaście lat temu była znacznie inna. Tyle forsy za sam przedwzmacniacz? To prawie szaleństwo. Ale preampowi Krella trudno cokolwiek zarzucić. Od strony sonicznej sprawdza się zarówno w małych składach instrumentalnych, jak i mocniejszym, rockowym graniu. Spokojnie możemy połączyć go zarówno z tranzystorową, jak i lampową i końcówką mocy. Przy połączeniu kablami XLR należy się spodziewać atomowej dynamiki i bardzo dobrej rozdzielczości. KRC-3 nie jest neutralny, ma swój charakter. Myślę, że Danowi D'Agostino nigdy nie zależało na tworzeniu idealnie równych i wiernych urządzeń. Gdyby tak było, cała audiofilska zabawa byłaby pozbawiona sensu. Brzmienie starego Krella jest czymś autentycznym, ale również magicznym. Nie ukrywam, że mam do niego słabość.
Dane techniczne
Wzmocnienie: 6,5 dB
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 KHz (+/- 0,05 dB)
Zniekształcenia: <0,009%
Impedancja wejściowa: 47,5 kΩ
Impedancja wyjściowa: 15 Ω
Napięcie wyjściowe: 9 V/18 V (RCA/XLR)
Wymiary (W/S/G): 8,75/47,5/38,7 cm
Masa: 8,6 kg
Cena: 14800 zł (cena oryginalna), 7000 zł (średnia cena obecnie)
Sprzęt do testu dostarczył salon Audiopunkt.
Zdjęcia: Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze