Bryston BR-20
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
Bryston jest jedną z firm, które dość sztywno trzymają się przyjętego dawno temu schematu nazywania swoich produktów. I tak symbole wzmacniaczy zwykle zawierają literę "B", nazwy przetworników cyfrowo-analogowych zaczynają się od liter "BDA", odtwarzaczy sieciowych - "BDP", procesorów kina domowego - "SP", a przedwzmacniaczy - "BP". Uzupełniają je liczby, które mogą mieć związek z mocą wyjściową (wzmacniacz zintegrowany B135² oddaje 135 W na kanał przy 8 Ω) lub informować nas o tym, z którą generacją danego modelu mamy do czynienia (BHA-1 to pierwszy wzmacniacz słuchawkowy kanadyjskiej manufaktury, a BDP-3 miał już dwóch poprzedników - BDP-1 i BDP-2). Urządzenia, których nie da się przydzielić do żadnej z istniejących już kategorii, to u Brystona wielka rzadkość. Kiedy więc zdecydowano się złamać obowiązujący wzorzec i wypuszczono na rynek przedwzmacniacz, który powinien nazywać się BP-18³ (ponieważ jest następcą modelu BP-17³), ale otrzymał symbol BR-20, wiadomo było, że nie jest to przypadek. Przyczyna tej nagłej zmiany okazała się, niestety, smutna. Kanadyjczycy chcieli w ten sposób uhonorować swojego kolegę i wieloletniego prezesa firmy, Briana Russela, który w ubiegłym roku zmarł we śnie na atak serca. W tym czasie ekipa Brystona kończyła prace nad urządzeniem, które miało otrzymać nazwę BP-18³. Członkowie zespołu projektowego i pozostali szefowie wiedzieli, że jest to wyjątkowo udany model, który dla wielu audiofilów - nawet tych, którzy dorobili się bardzo rozbudowanych, drogich, wieloelementowych systemów stereo - będzie prawdziwym odkryciem. Tak oto pod koniec 2020 roku świat obiegła informacja, że kolejny dwukanałowy przedwzmacniacz Brystona będzie oznaczony symbolem BR-20.
Zmiana nazwy opisywanego urządzenia tuż przed jego rynkową premierą nie jest jedyną rzeczą, jaką pociągnęło za sobą odejście Briana Russela. Można powiedzieć, że przeprojektowanie przedniej ścianki nowego przedwzmacniacza to nic w porównaniu z roszadami personalnymi i własnościowymi, jakie najwyraźniej trzeba było przeprowadzić. Pierwsze egzemplarze BR-20 opuściły fabrykę w Peterborough w lutym 2021 roku. W tym samym miesiącu firmę kupili kanadyjski producent głośników Axiom Audio (który od wielu lat wytwarza zestawy głośnikowe dla Brystona) oraz James Tanner, wiceprezes do spraw sprzedaży i marketingu, z którym miałem okazję rozmawiać w maju ubiegłego roku. Tanner został dyrektorem generalnym Brystona, natomiast Chris Russell, brat Briana, pozostaje związany z firmą w roli doradcy. Nie spodziewałbym się, że po tych zmianach Bryston zacznie flirtować z budżetówką albo produkować maleńkie, plastikowe głośniki bezprzewodowe. W tej firmie, wbrew obowiązującym na świecie trendom, wciąż stawia się na podnoszenie lub przynajmniej utrzymywanie wysokiego poziomu jakościowego. Owszem, za tę jakość trzeba zapłacić, ale często i tak mniej niż za sprzęt, który może i ładnie wygląda, może i ciekawie gra, ale jest zbudowany tak, aby jako tako dotrwać do końca okresu gwarancyjnego. Długowieczność urządzeń Brystona jest legendarna, co potwierdzają nawet profesjonaliści i niezależni serwisanci. Tyle tylko, że hi-endowych klocków nie kupuje się po to, aby się nie psuły. To też spory plus, ale przede wszystkim kupuje się je po to, aby cieszyły uszy i oczy właścicieli, sprawiając im radość podczas codziennych odsłuchów. Czy najnowszy preamp Brystona ma w sobie to coś?
Wygląd i funkcjonalność
Testowanie klasycznych, analogowych przedwzmacniaczy nie jest moją specjalnością. Głównie dlatego, że w tym segmencie nie dzieje się moim zdaniem nic ciekawego, a grupa osób zainteresowanych zakupem takiego urządzenia jest dość wąska i są to ludzie, którzy wymarzonego sprzętu szukają samodzielnie i podejmują decyzje wyłącznie na podstawie odsłuchu we własnym systemie. Producenci preampów też przesadnie nie angażują się w ich projektowanie i promowanie nowych modeli. Większość firm doszła do wniosku, że przedwzmacniacz stał się domeną hi-endu. Reszta albo się z tego wycofała, albo kontynuuje produkcję klocków zaprezentowanych dawno temu. Moim zdaniem niesłusznie, bo audiofilów otwartych na pomysł zastąpienia wzmacniacza zintegrowanego fajną dzielonką albo nawet przedwzmacniaczem i monoblokami jest całkiem sporo. Do listy potencjalnych klientów należałoby również dopisać właścicieli wysokiej klasy kolumn aktywnych. Warunek jest jeden - ów preamp musi być albo wyjątkowo odjazdowy, na przykład lampowy, albo nie może być tylko prostym, analogowym przedwzmacniaczem. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby jednocześnie pełnił rolę źródła, a więc miał wbudowany przetwornik cyfrowo-analogowy i moduł łączności sieciowej, dzięki któremu od razu odpadnie nam konieczność zakupu streamera. Czy przypadkiem nie brzmi to, jakbyśmy chcieli wsadzić do jednego pudełka zbyt wiele różnych podzespołów? Tak, przyznaję - teoretycznie pachnie to katastrofą, jednak praktyka pokazuje, że jest to jedno z najmądrzejszych i najbardziej wydajnych rozwiązań wychodzących poza schemat "źródło - integra - kolumny".
WYWIAD: James Tanner - Bryston
Bryston zaczął eksplorować ten temat stosunkowo niedawno. Kiedy obok transportu sieciowego BDP-3 i przetwornika BDA-3 zaprezentowano urządzenie o nazwie BDP-Pi, audiofile podzielili się na dwa obozy - jedni wyśmiewali firmę, że próbuje wcisnąć im popularną "malinkę" w ładnej obudowie za nieprzyzwoicie duże pieniądze, drudzy natomiast posłuchali i doszli do wniosku, że takie rozwiązanie ma sens. Ostatecznie BDP-Pi nie był jakimś wielkim hitem, ale wkrótce ktoś wpadł na pomysł, aby wsadzić ten "komputerek" do przetwornika BDA-3 i tak narodził się BDA-3.14. Testowałem go i uważam, że to bardzo ciekawe i wartościowe urządzenie. Każdy meloman szukający strumieniującego DAC-a w cenie do dwudziestu tysięcy złotych powinien wziąć go pod uwagę. Przed jego zakupem powstrzymywałyby mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze wciąż uważam, że najbardziej kosmicznym i jednocześnie najbardziej niedocenianym urządzeniem cyfrowym Brystona jest BDP-3. Ten transport może wywrócić nasz sprzętowy świat do góry nogami. W środku to archaiczny komputer, ale wystarczy posłuchać, co robi z dźwiękiem. Drugi minus jest taki, że BDA-3.14 nie jest przedwzmacniaczem, więc nie podłączymy go bezpośrednio do końcówki mocy lub kolumn aktywnych. Tak, wiem - nie każdego to interesuje, ale powinno zainteresować audiofilów, którzy porzucili świat jednopudełkowych wzmacniaczy.
Kanadyjczycy twierdzą, że BR-20 zaskoczy niejednego hi-endowca, oferując brzmienie najwyższej próby i pozwalając pozbyć się trzech osobnych klocków (transportu, przetwornika i przedwzmacniacza), do których najczęściej dochodzą stanowczo za drogie kable, kondycjonery i stoliki lub dodatkowe półki. Innymi słowy, Bryston wziął na celownik ludzi, którzy w tej zabawie zaszli bardzo, bardzo daleko, a myśl o uproszczeniu systemu i pozbyciu się sporej części tej kosztownej graciarni bez kary w postaci gorszego dźwięku sprawia, że robi im się lekko, miło i ciepło na sercu. Przy odrobinie szczęścia na takiej operacji uda się jeszcze zarobić. BR-20 kosztuje 26499 zł, a jeżeli faktycznie mógłby zastąpić trzy klocki, z których każdy kosztował 15000-20000 zł, a przy okazji odesłać na emeryturę kilka hi-endowych kabli, listwę i stolik, to nawet przy dość niekorzystnych warunkach odsprzedaży używanego sprzętu po takiej zamianie powinno nam zostać w kieszeni sporo grosza.
Dla mnie jest to dziwna strategia. Rozumiem, że w Ameryce Północnej nie brakuje ludzi, dla których system złożony z kilkunastu klocków i zainstalowany w specjalnie zbudowanej w tym celu, dopasowanej do wymiarów pomieszczenia szafie z panelami maskującymi z egzotycznego drewna to jeszcze nic takiego, żaden wielki luksus. Wiem, że dla niektórych amerykańskich dealerów sprzętu hi-fi nie jest niczym niezwykłym, kiedy klient przychodzi do nich po swój pierwszy poważny zestaw stereo, a po dwugodzinnym odsłuchu wychodzi z lampowym przedwzmacniaczem, dwoma 50-kg monoblokami i kolumnami wartymi tyle, co nowy Jeep Grand Cherokee L (który, jak dowiedziałem się z filmu pewnego youtubera testującego samochody, jest całkiem fajnym autem do wożenia dzieci do szkoły). Tyle, że nie wszędzie to zadziała - taka taktyka nie zadziała na wyobraźnię osób szukających sprzętu lepszego, a nie prostszego lub tańszego niż ten, który posiadają. BR-20 powinien być traktowany raczej jako alternatywa dla Auralica Vega G2.1 czy Linna Selekt DSM.
Różnica jest taka, że większość tego typu urządzeń to streamery z regulowanym wyjściem - dodaną funkcją przedwzmacniacza (czasami wciśniętą trochę na siłę, a czasami - jak w przypadku dwóch wymienionych wyżej modeli - zrealizowaną w bardzo elegancki sposób), a BR-20 to raczej przedwzmacniacz z dodatkowymi funkcjami. I tutaj znów powraca temat "malinki". Cokolwiek Bryston by nie mówił i jakiekolwiek by nie były wyniki testów odsłuchowych, wykorzystanie tak popularnej i taniej platformy komputerowej w urządzeniu wycenionym na 26499 zł nie jest powodem do dumy. Patrząc na zdjęcia testowanego modelu, nie mogłem przestać myśleć, że Kanadyjczycy rozbiliby bank, gdyby połączyli w jednej obudowie przedwzmacniacz będący następcą BP-17³, przetwornik BDA-3 i transport sieciowy BDP-3. To byłby absolutny killer, jednak urok takich urządzeń polega przecież na tym, że upraszczamy układ elektroniczny, skracamy tor i radykalnie obniżamy cenę. Za zestaw złożony z BP-17³, BDA-3 i BDP-3 musielibyśmy zapłacić 57000 zł. Jeżeli zamiast tych trzech klocków wybierzemy BR-20, za zaoszczędzone pieniądze będziemy mogli kupić (no, prawie) końcówkę mocy 4B³. A to już działa na wyobraźnię.
Jedną z najmocniejszych stron opisywanego modelu jest funkcjonalność. Wystarczy spojrzeć na jego przednią i tylną ściankę oraz przeanalizować tabelę danych technicznych, aby zdać sobie sprawę, że mamy do czynienia nie tyle z przedwzmacniaczem, co raczej centrum dowodzenia systemem stereo, odtwarzaniem plików, streamingiem, słuchawkami, ruchem lotniczym, sondami kosmicznymi wystrzelonymi w latach siedemdziesiątych i, co tu dużo gadać - wszechświatem. Lista wymienionych na stronie producenta "ficzerów" zdaje się nie mieć końca. W egzemplarzu dostarczonym do naszej redakcji do pełni szczęścia brakowało chyba tylko przedwzmacniacza gramofonowego i wejść HDMI. Okazuje się jednak, że i takie moduły można zamówić, rozszerzając i tak kosmiczne już wyposażanie BR-20. Płytka z przedwzmacniaczem korekcyjnym dla gramofonów z wkładką MM kosztuje 5049 zł, a kartę z czterema wejściami i jednym wyjściem HDMI (kompatybilną z 4K i pozwalającą na odtwarzanie plików DSD) - 6049 zł. Nawet jeśli żadna z tych opcji nas nie interesuje, nie można wykluczyć, że w przyszłości pojawią się kolejne tego typu rozszerzenia, albo cyfrowa sekcja "dwudziestki" zdąży się trochę zestarzeć. Wówczas Bryston zamierza umożliwić jego posiadaczom dokonanie fabrycznego upgrade'u. Kanadyjczycy z dumą informują, że jedną z kluczowych cech konstrukcyjnych BR-20 jest modułowa konstrukcja. co pozwala klientom na wymianę płytek drukowanych w miarę postępu technologii. Popieram ten pomysł, choć niestety w wielu przypadkach okazuje się, że po kilku latach producent nie oferuje klientom zbyt wielu możliwości ulepszenia posiadanego sprzętu. Pozostaje mieć nadzieję, że Bryston zachowa się inaczej i faktycznie zadba o to, aby właściciele opisywanego przedwzmacniacza mogli zamontować w nim nie tylko phono stage i gniazda HDMI, ale chociażby lepszy moduł strumieniowy.
Wzornictwo i jakość wykonania są typowe dla Brystona. Ten sprzęt ma być przede wszystkim funkcjonalny i solidny. W przeciwieństwie do tego, co widzimy w niektórych hi-endowych urządzeniach, przedni panel BR-20 nie jest realizacją jakiejś artystycznej wizji, ale pełni określone zadanie. Przedwzmacniacz z przetwornikiem i funkcjami sieciowymi to prawdziwe centrum sterowania systemem stereo, więc minimalistycznie być nie mogło. Jest za to bardzo logicznie - rzędy diod i przycisków opisanych w taki sposób, w jaki zwykle opisuje się gniazda, z charakterystycznymi "klamerkami" spinającymi poszczególne grupy wejść i częstotliwości próbkowania. Wyraźnie widać też, że wejścia cyfrowe mają tu ogromną przewagę nad analogowymi. Tych pierwszych jest dziesięć, drugich - cztery. Gdybyśmy mieli wątpliwości, która funkcja jest aktywna albo jaki jest poziom sygnału na wyjściu, z pewnością pomoże nam wyświetlacz, który wydaje się mały, ale na szczęście pokazuje bardzo duże litery o lekko zielonkawym odcieniu. Pod ekranikiem znalazły się duże wyjście słuchawkowe i odbiornik podczerwieni. Bryston najwyraźniej pokusił się nawet o zaprojektowanie specjalnego pilota dla testowanego przedwzmacniacza. Sterownik oznaczony symbolem BR-20 IR jest bardzo poręczny i został w całości wykonany z metalu. Przyciski do regulacji głośności i szybkiego wyciszenia wyróżniono kolorem żółtym, co wydaje się bardzo mądre, bo w awaryjnych sytuacjach to właśnie ich szukamy. Pilot jest oczywiście dodawany do zestawu. Teoretycznie za te pieniądze nikt nam łaski nie robi, ale audiofile wiedzą, że niektórzy producenci dorzucają do pudełka plastikową zabawkę, a za porządnego pilota każą sobie słono płacić, więc tu Bryston ma ode mnie małego plusa.
Gdybyśmy natomiast chcieli się trochę poruszać i pobawić się pokrętłem w swojej nowej zabawce, będzie to bardzo satysfakcjonujące. Może nie tak, jak w niektórych przedwzmacniaczach z ciężkimi pokrętłami złączonymi z klasycznym, analogowym potencjometrem, ale i tak jest fajnie. Metalowa gałka jest bardzo poręczna, po jej satynowej powierzchni nie ślizgają się palce, a sama regulacja głośności jest wyjątkowo precyzyjna, co szczególnie docenią miłośnicy niezbyt głośnego słuchania. Poziom zerowy to w tym przypadku -80 dB, a do jakichś -40 dB niewiele się dzieje. Ba! Kiedy kręcimy gałką, wartość ta jest pokazywana na wyświetlaczu, ale po kilku sekundach znika, a zamiast niej pojawia się nazwa aktywnego źródła lub odtwarzanego utworu. Istnieje więc drugi system, dzięki któremu użytkownik widzi, w jakiej pozycji znajduje się potencjometr - niepełny okrąg złożony z 36 biało-niebieskawych diodek. Kiedy wyświetlacz pokazuje "-40 dB", świeci się dopiero piąta (!) z nich. Przeskok między pierwszą a drugą następuje przy przejściu z - 58 na -56 dB. Im wyżej się wkręcimy, tym mniejsze staną się różnice między kolejnymi poziomami. Przy najwyższych poziomach głośności wynoszą one już tylko 0,5 dB. Wiem, że niektórzy nie lubią cyfrowych potencjometrów, ale mają one swoje niezaprzeczalne zalety, a ten w Brystonie jest doprawdy rewelacyjny. To zresztą nie koniec historii, bo po naciśnięciu pokrętła wchodzimy w pokładowe menu, gdzie można ustawić szereg przydatnych funkcji, takich jak chociażby maksymalny poziom głośności. Nie będę się jednak na ten temat rozpisywał, bo zabraknie nam miejsca na serwerze, a czytającym tę recenzję - cierpliwości.
Jeżeli przeczuwaliście, że tylny panel urządzenia o tak rozbudowanej funkcjonalności będzie przypominał to, co widzimy w niektórych amplitunerach, nie pomyliliście się. Testowany egzemplarz nie był wyposażony w żadną z opcjonalnych kart, w związku z czym ominęło mnie testowanie BR-20 z telewizorem i gramofonem. Pomijając bardzo rozbudowaną sekcję cyfrową, wyraźnie widać, że priorytetem dla Brystona były gniazda zbalansowane. Wyjście analogowe jest dostępne tylko w takiej formie, więc jeśli w końcówce mocy lub kolumnach aktywnych macie tylko wejście RCA, to klops. XLR-ów, za pomocą których można wyprowadzić sygnał z BR-20, jest w sumie cztery - dwa lewe i dwa prawe. Jeżeli więc przeszliście już na zbalansowaną stronę mocy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby podłączyć do testowanego przedwzmacniacza dwa stereofoniczne piece lub cztery monobloki. Domyślam się, że niejeden klient Brystona zdecydował się na taką amplifikację lub ma to w planach. Aby zachęcić ich do "uproszczenia" swojego systemu (zastąpienia transportu sieciowego, DAC-a i przedwzmacniacza jednym klockiem) nie można było o tym zapomnieć.
Nie ulega wątpliwości, że jest to kolejne urządzenie Brystona, która zostało zaprojektowane z myślą o współpracy z Roonem, jednak w momencie pisania niniejszej recenzji nie otrzymało jeszcze certyfikatu Roon Ready. Kanadyjczycy zapewniają, że kiedy to nastąpi, będzie można przesyłać do BR-20 strumień DSD przez Roona, czego nie da się zrobić z BDA-3.14. Świetnie, pięknie, wspaniale, tylko kiedy się to stanie? Cóż, na to pytanie nie znam odpowiedzi.Kto zechce wykorzystać w roli źródła gramofon z zewnętrznym preampem korekcyjnym albo magnetofon szpulowy, ma do dyspozycji dwa wejścia zbalansowane i dwa niezbalansowane. Dalej umieszczono wejścia cyfrowe - dwa AES/EBU, dwa koaksjalne i dwa optyczne. Wejście USB typu B znajduje się bezpośrednio nad dwoma wejściami koaksjalnymi. Wyżej przewidziano miejsce na moduł z pięcioma gniazdami HDMI. Opcjonalny moduł został wyposażony w cztery wejścia i jedno wyjście w tym formacie. Dodatkowo karta obsługuje 4K i HDR, jednak - i tu niespodzianka - nie ma eARC (Enhanced Audio Return Channel). Bryston twierdzi, że funkcja ta zostanie dodana w aktualizacji firmware'u. Wejścia HDMI mogą również akceptować dźwięk DSD z odtwarzaczy, które mogą przesyłać taki sygnał przez złącza HDMI. Na prawo od wejścia USB audio znajdują się złącza dla wbudowanego streamera - port Ethernet oraz cztery gniazda USB typu A, do których można podłączyć na przykład dyski z plikami. BR-20 nie ma łączności Wi-Fi, więc w grę wchodzi jedynie połączenie przewodowe. Dawniej Bryston oferował do swoich streamerów specjalny "gwizdek" o nazwie BDP Wi-Fi Adapter, który po wsunięciu do gniazda USB zapewniał nam łączność bezprzewodową, jednak obecnie Kanadyjczycy mocno zachęcają swoich klientów do korzystania z kabla LAN, argumentując, że używanie takiego "pendrive'a" wiąże się z przenikaniem szumów do obwodów przedwzmacniacza. Poza tym na tylnej ściance BR-20 umieszczono szereg gniazd komunikacyjnych, w tym trzy 12-V wyzwalacze (dwa wyjścia i jedno wejście) oraz porty RS-232, USB i Ethernet służące do sterowania przedwzmacniaczem przez sieć. Na samym końcu, po prawej stronie, znalazło się trójbolcowe gniazdo zasilania IEC. Obok nie ma żadnego włącznika - po wetknięciu kabla urządzenie od razu przechodzi w tryb czuwania, z którego wybudzimy je za pomocą przycisku pod potencjometrem.
Opisując moduł strumieniowy, odruchowo chciałem skopiować wszystko, co napisałem w teście Brystona BDA-3.14, ale okazuje się, że dokonał się tu pewien postęp. Po pierwsze, zastosowany w BR-20 Raspberry Pi 4 jest szybszy niż Pi 3 w BDA-3.14, dzięki czemu duże biblioteki plików ładują się szybciej. Po drugie, opisywany model wykorzystuje interfejs USB do przesyłania danych do wewnętrznego DAC-a (w BDA-3.14 użyto interfejsu I2S), a to pozwala na odtwarzanie plików DSD zapisanych na podłączonym do urządzenia dysku w natywnym formacie (BDA-3.14 przed przekazaniem danych DSD do wewnętrznego DAC-a konwertuje je do postaci PCM 24 bit/192 kHz). Z punktu widzenia użytkownika o wiele ważniejszą sprawą jest jednak wygodny dostęp do plików i muzyki z ulubionych serwisów strumieniowych, a tu BR-20 niestety jeszcze trochę kuleje. Nie ulega wątpliwości, że jest to kolejne urządzenie Brystona, która zostało zaprojektowane z myślą o współpracy z Roonem, jednak w momencie pisania niniejszej recenzji nie otrzymało jeszcze certyfikatu Roon Ready. Kanadyjczycy zapewniają, że kiedy to nastąpi, będzie można przesyłać do BR-20 strumień DSD przez Roona, czego nie da się zrobić z BDA-3.14. Świetnie, pięknie, wspaniale, tylko kiedy się to stanie? Cóż, na to pytanie nie znam odpowiedzi, a przecież niektórzy klienci korzystają z BR-20 już kilka ładnych miesięcy. Słyszałem, że kolejka urządzeń oczekujących na certyfikację jest dłuższa niż poranne korki na trasie S8, więc możliwe, że nie doczekamy się tego nawet w tym roku. Ale BDP-3, BDP-Pi i BDA-3.14 są już oficjalnie oznaczone jako urządzenia Roon Ready, więc prędzej czy później i BR-20 powinien się tam pojawić.
Bez Roona zostaje nam szukanie innych aplikacji lub skorzystanie z wbudowanego playera o nazwie Manic Moose, do którego dostaniemy się z poziomu przeglądarki na dowolnym urządzeniu podłączonym do tej samej sieci. Może to być komputer, laptop, tablet albo smartfon. Wystarczy wpisać odpowiedni adres, aby dostać się do wbudowanego odtwarzacza połączonego z centrum sterowania streamerem w naszym Brystonie. Wbrew pozorom nie jest to takie głupie, a na zrzutach ekranu Manic Moose wygląda naprawdę nieźle. W rzeczywistości jednak interfejs jest strasznie przestarzały, a wykonanie niektórych operacji jest piekielnie nieintuicyjne. Dostanie się do plików zgromadzonych na serwerze NAS oznacza rozkminkę na dobry kwadrans. Zalogowanie się do TIDAL-a poszło znacznie szybciej, ale nie można tak po prostu odpalić wybranego utworu. Trzeba najpierw utworzyć playlistę w brystonowym odtwarzaczu, co ze względu na spóźnione reakcje systemu również może być frustrujące. Ale czemu tu się dziwić, skoro Manic Moose powstał w 2013 roku i od tego czasu najwyraźniej nie był aktualizowany? Fakt, osiem lat z takiego playera byłbym nawet zadowolony. Nauczyłbym się z nim współpracować i na pewno nie byłby to jakiś koszmar, ale Roon wyznaczył w tej kwestii zupełnie nowe standardy i rzadko która "fabryczna" aplikacja może mu dorównać, a odtwarzacz stworzony osiem lat temu wygląda przy nim jak telefon z obrotową tarczą przy najnowszym iPhonie. Najbardziej rozśmieszył mnie błąd o treści "Mine are never that serious. I call them oopsies.", który wyskoczył w dolnym prawym rogu okna Manic Moose'a, gdy próbowałem zmusić go do odczytania plików z dysku sieciowego. Przez chwilę miałem nadzieję, że Roon zobaczy podłączonego do sieci Brystona i pozwoli mi z niego korzystać nawet bez certyfikatu, bo w przeszłości zdarzało mi się to wielokrotnie, ale niestety - dziś jest to niemożliwe, a każda firma musi grzecznie czekać na swoją kolej. Jest to moim zdaniem jedyny poważny minus testowanego kombajnu. W pewnym momencie stanie się zresztą nieaktualny, więc jeśli czytacie ten test, a BR-20 figuruje już na oficjalnej stronie Roona, całe to narzekanie możecie zignorować.
Brzmienie
Nie będę ukrywał, że jeszcze przed rozpoczęciem odsłuchów miałem pewne wyobrażenie na temat tego, jak BR-20 będzie grał. Moje przypuszczenia wynikały nie tyle z konkretnych rozwiązań technicznych czy zastosowanych wewnątrz podzespołów, ale z moich dotychczasowych doświadczeń z elektroniką tej marki oraz jej reputacji, zarówno wśród audiofilów, jak i zawodowców, dla których sprzęt nie jest drogą fanaberią, ale narzędziem pracy. Wielu producentów współpracuje z realizatorami dźwięku i specjalistami od masteringu tylko po to, aby zrobić sobie dobrą reklamę, ale Bryston jest jedną z marek, których klocki nie są rozwożone po studiach nagraniowych tylko na czas sesji zdjęciowej. Na stronie firmy znajdziemy zakładkę, w której wymienieni są ważniejsi klienci, a wśród nich Alicia Keys, Herbie Hancock, Jim Carrey, Ray Charles, Robert Fripp, Stevie Wonder, Trent Reznor i Will Smith to tylko kilka rzucających się w oczy nazwisk. Każdy meloman powinien też kojarzyć takie nazwy, jak Abbey Road Studios, BBC, Capitol Records, Chesky Records, Dolby Laboratories, Lucasfilm czy Paramount Mastering. Lista jest znacznie dłuższa, ale nawet ta wyliczanka daje pewne pojęcie o skali zjawiska. I nawet jeśli komuś wydawało się, że BR-20 okaże się nietrafioną próbą upchnięcia trzech urządzeń w jednej obudowie, nawet jeśli nie przekonywało go to, że Kanadyjczycy postanowili umieścić w jego nazwie inicjały Briana Russela, do myślenia powinno mu dać również to, że firmy tego pokroju po prostu nie mogą sobie pozwolić na wpadkę. Bardziej opłaca im się nie wprowadzać żadnych nowych urządzeń i w spokoju kontynuować produkcję tych, które swoją premierę miały już dawno temu (bądźmy szczerzy - w katalogu manufaktury z Peterborough sprzętu nie brakuje), niż oddać w ręce klientów produkt kiepski, nieprzemyślany, niedokończony, a przede wszystkim nie wyglądający i nie grający tak, jak powinien wyglądać i grać prawdziwy Bryston. BR-20 jest "niedokończony" tylko w jednym aspekcie, i jest to kwestia, która akurat nie zależy od Kanadyjczyków w stu procentach - brakuje mu certyfikatu Roon Ready. Jeśli zaś chodzi o brzmienie, jest to urządzenie, które - zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - będzie mogło narobić niezłego ambarasu w niejednym, nawet mocno hi-endowym systemie stereo.
PREZENTACJA: Muzyka dla pokoleń - Bryston
Po kilku dniach testowania "dwudziestki" zapisałem sobie tylko tyle, że nie zaskoczyła mnie charakterem, ale za to udało jej się zaskoczyć mnie jakością. W tej pierwszej kwestii trudno było spodziewać się jakiejś rewolucji. Sprzęt Brystona zawsze gra równo i naturalnie, jednocześnie trzymając się z dala od suchości czy klinicznego chłodu, co niektórzy uważają za elementy obowiązkowe w przypadku sprzętu o studyjnym rodowodzie. Kanadyjczycy chyba nigdy nie szli w tę stronę. Owszem, podkręcenie dynamiki i przejrzystości może uczynić pracę szybszą, dając nam bezpośredni wgląd w nagranie i umożliwiając skanowanie dźwięku w poszukiwaniu potknięć i niedoróbek, jednak rzadko który profesjonalista pracuje w piętnastominutowych turach. Większość wymaga absolutnej pewności, że elektronika ich nie oszukuje, ale to nie oznacza, że każdy odsłuch niejako z definicji powinien być nieprzyjemnym doświadczeniem. Przeciwnie - wszystko to można połączyć z komfortem pracy i wysoką kulturą przekazu. Właśnie w tej dziedzinie Bryston osiągnął mistrzostwo i właśnie z takiego brzmienia znane są jego urządzenia - równego, wolnego od ewidentnych podbarwień, dynamicznego i wystarczająco detalicznego, ale też spójnego, płynnego, czasami nawet lekko ocieplonego. Dokładnie na tyle, aby nawet wielogodzinne sesje nie stanowiły dla słuchacza żadnego problemu. Wyważenie tych dwóch celów, znalezienie złotego środka nie jest łatwe, ale Kanadyjczykom jakimś dziwnym trafem udaje się to praktycznie za każdym razem. Udało się także w przypadku BR-20. Ale, jak już wspominałem, zupełnie mnie to nie zaskoczyło. W końcu mamy do czynienia z całkiem drogim sprzętem i, mówiąc kolokwialnie, nikt nie robi nam łaski, że przedwzmacniacz za dwadzieścia sześć tysięcy złotych nie przekłamuje dźwięku. Prawdziwa wartość BR-20 wychodzi na jaw dopiero wtedy, gdy już przyzwyczaimy się do tej sytuacji i zaczniemy dokładnie przyglądać się szczegółom - jak sprawy mają się w dziedzinie mikrodynamiki, jak Bryston obchodzi się z dźwiękami drugoplanowymi, jak skrupulatnie buduje scenę stereofoniczną i z jaką dokładnością pilnuje, aby w tym świecie zrównoważonego, naturalnego, "całkowicie normalnego" dźwięku wszystko, nawet do poziomu subatomowego, było jak trzeba.
Początkowo wydawało mi się, że wysoka jakość dźwięku, jaki zaprezentował opisywany model, jest po prostu sumą tego, co potrafią wydobyć z siebie poszczególne moduły - streamer, przetwornik i przedwzmacniacz. Ostatecznie są to gotowe lub lekko zmodyfikowane podzespoły, które kanadyjscy inżynierowie opracowali już wcześniej - już sobie na to zapracowali. Szybko zacząłem jednak zastanawiać się, czy najprostsze, wykonane na szybko połączenie takich trzech urządzeń (BDP-Pi, BDA-3 i BP-17³) pozwoliłoby uzyskać tak spektakularny efekt. Oczywiście nie wiem, bo nie miałem okazji przeprowadzić takiego eksperymentu, ale jakoś nie jestem co do tego przekonany. Z czego to wynika? Mam dwie teorie. Pierwsza - wrzucenie owych trzech modułów do jednej obudowy umożliwiło uproszczenie układu, skrócenie ścieżki sygnałowej i połączenie wszystkiego w taki sposób, aby uzyskać dodatkowe korzyści (nie mówiąc już o tych ekonomicznych, wynikających z braku dwóch kolejnych obudów, kabli i tak dalej). Druga - poszczególne części tego stereofonicznego centrum dowodzenia zostały poddane niewielkim, ale istotnym modyfikacjom, które w największym stopniu odbiły się na jakości dźwięku. Może wystarczyło usprawnić konstrukcję przedwzmacniacza i poprawić moduł strumieniowy względem tego zastosowanego w BDA-3.14, aby natychmiast wskoczyć na wyższy poziom? Nie wiem, ale szybko przekonałem się, że BR-20 naprawdę robi robotę.
Jedną z tajemnic rewelacyjnego brzmienia nowego przedwzmacniacza Brystona jest wszystko, co wiąże się z niskim poziomem szumów. Nie jest to bowiem tylko korzyść sama w sobie, ale cecha, dzięki której poszerza się nasze "pole widzenia". Tło muzycznych wydarzeń staje się ciemniejsze, w związku z czym one same zyskują o wiele wyraźniejsze kształty. Słuchając BR-20, zauważymy niemal całkowity brak artefaktów, które maskują drobne szczegóły. Nie dziwię się, że potencjometr został skonstruowany tak, aby umożliwić niezwykle precyzyjną regulację głośności od samego początku skali. Z takim preampem wcale nie trzeba słuchać muzyki głośno, aby wraz z nią chłonąć wszystkie detale i cały ten drobny plankton, który w bardzo dużym stopniu przekłada się na poczucie realizmu. Rzadko kiedy mam do czynienia z sytuacją, gdy po zbliżeniu ucha do głośnika wysokotonowego nie słyszę żadnego, ale to żadnego szumu. Zwykle z tweeterów wydobywa się szmer, który w normalnych warunkach jest już niesłyszalny, gdy odsuniemy się od głośników na 30, 50, może 80 cm. Tutaj - nic. Zupełnie jakby sprzęt był wyłączony. Daje to pewne pojęcie o tym, jak głęboki i dokładny jest dźwięk, kiedy zaczniemy kręcić potencjometrem w prawo.
Przez cały czas trwania testu byłem zaskoczony tym, jak wiele detali BR-20 jest w stanie wydobyć z tych najgłębszych warstw moich ulubionych nagrań. Efekt jest dwojaki - po pierwsze zyskujemy możliwość wsłuchania się w najdrobniejsze szczegóły bez utraty płynności i muzykalności, a po drugie dźwięk, który jest tak bogaty w różnego rodzaju niuanse, odbieramy jako bardziej autentyczny, namacalny. Rośnie poczucie uczestnictwa w wydarzeniu, które odbywa się tu i teraz, dokładnie przed nami. BR-20 potrafi być niesamowicie delikatny i drobiazgowy, ale kiedy muzyka tego wymaga, z łatwością przenosi wszystkie te wrażenia na wyższy poziom, zachowując tę samą pieczołowitość w skali mikro, ale dodając do niej swobodę operowania impulsami w skali makro. Mówiąc jeszcze inaczej, w wielu urządzeniach używamy potencjometru nie po to, aby zwiększyć poziom głośności, bo tego akurat potrzebujemy i mamy ochotę ostro dołożyć do pieca, ale po to, aby dźwięk nabrał właściwych kształtów - abyśmy mogli dokładnie usłyszeć wszystkie szczegóły, jakie zarejestrowano podczas nagrania. Często bez przekręcenia gałki w prawo jest to niemożliwe, bo przy niskich poziomach głośności owe niuanse są maskowane, muzyka nie ma odpowiedniej siły przebicia, a z całego jej bogactwa zostaje tylko mizerne plumkanie. Bryston potrafi wywrócić ten schemat do góry nogami, bowiem już podczas stosunkowo cichego słuchania dostajemy praktycznie wszystko, co powinniśmy. Potencjometr w BR-20 działa właściwie jak przyrząd do skalowania dźwięku, który pozostaje tak samo bogaty, żywy i ciekawy. Jeśli chcemy słuchać głośniej, będzie to tylko nasz wybór, a nie obowiązek wynikający z tego, że przy niższym poziomie wysterowania brzmienie jest płaskie, miałkie i pozbawione głębi. Okej, w moim systemie na pewno nie była to tylko zasługa Brystona, ale także końcówki mocy i kolumn, może nawet okablowania i zasilania. Przedwzmacniacz nigdy nie będzie grał sam. Ale dla mnie BR-20 stanowi kolejny dowód na to, że urządzenia tego typu - wszystko jedno, czy nazwiemy je streamerami z dobrą regulacją głośności, czy przedwzmacniaczami z przetwornikiem i funkcjami sieciowymi - sprawdzają się nawet w hi-endowych, mocno dopieszczonych systemach stereo, czasami nawet sprawiając, że kupno osobnego przedwzmacniacza traci sens.
Potencjometr w BR-20 działa właściwie jak przyrząd do skalowania dźwięku, który pozostaje tak samo bogaty, żywy i ciekawy. Jeśli chcemy słuchać głośniej, będzie to tylko nasz wybór, a nie obowiązek wynikający z tego, że przy niższym poziomie wysterowania brzmienie jest płaskie, miałkie i pozbawione głębi.Na koniec zostawiłem sobie zabawę z nausznikami. Producent zwraca uwagę na to, że BR-20 otrzymał "poważny" wzmacniacz słuchawkowy - sygnał nie jest tu podbierany z głównego stopnia wyjściowego, ale przechodzi przez dedykowany układ oparty na osobnym wzmacniaczu operacyjnym. Bryston informuje, że jakość dźwięku nie jest tak dobra, jak w przypadku wzmacniacza słuchawkowego BHA-1, ale dla większości użytkowników ma być wystarczająca. Firma zapewnia też, że BR-20 może z łatwością napędzić wymagające słuchawki. Podczas testu nie miałem wprawdzie do dyspozycji nauszników planarnych (choć napędzenie tych nowszych nie jest już takim wyzwaniem dla sprzętu stacjonarnego, a nawet odtwarzaczy i wzmacniaczy przenośnych), ale 250-omowe Beyerdynamiki DT 990 PRO i 300-omowe Sennheisery HD-600 też potrafią zmusić "dziurki" do wytężonej pracy. Muszę powiedzieć, że w obu przypadkach odsłuch przebiegał bardzo przyjemnie. Brzmienie nie było może tak spektakularne jak podczas odsłuchu z Heglem H20 i Audiovectorami QR5, ale zachowało właściwy dla Brystona charakter. W porównaniu z tym, co otrzymałem na wyjściach XLR, było może odrobinę przygaszone, ale wciąż bardzo naturalne, dynamiczne i muzykalne. Z dobrymi, wygodnymi nausznikami i takim napędem nawet kilkugodzinne sesje odsłuchowe nie powinny być męczące. Dobrze, że Kanadyjczycy pomyśleli o tym wyjściu, bo podłączenie zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego byłoby tu utrudnione. Na dobrą sprawę potrzebny byłby nam albo wzmacniacz z własnym przetwornikiem albo słuchawkowa końcówka mocy z wejściami zbalansowanymi, czyli coś, co w przyrodzie praktycznie nie występuje. Wychodzi na to, że mamy tu nawet nie trzy, ale cztery urządzenia w jednej obudowie (nie wspominając już o możliwości zainstalowania dwóch dodatkowych modułów). Jeśli tylko macie możliwość wypróbowania BR-20 w swoim systemie albo złożyliście zestaw na tyle potężny, że perspektywa uproszczenia całej tej instalacji bez utraty jakości dźwięku brzmi lepiej niż dwutygodniowy urlop na rajskiej wyspie, poczekajcie aż Roon przyzna Brystonowi swój certyfikat, a następnie umówcie się na wypożyczenie lub odsłuch. Zdecydowanie warto.
Budowa i parametry
Bryston BR-20 to urządzenie łączące w jednej obudowie przedwzmacniacz, przetwornik cyfrowo-analogowy, transport sieciowy i wzmacniacz słuchawkowy. Na chłopski rozum taką kombinację należałoby nazwać przedwzmacniaczem sieciowym, jednak po dodaniu opcjonalnych modułów z gniazdami HDMI i gramofonowym preampem korekcyjnym chyba i taka definicja nie będzie w pełni oddawała rzeczywistych możliwości kanadyjskiego kombajnu. BR-20 pierwotnie miał otrzymać symbol BP-18³, jednak po śmierci wieloletniego szefa Brystona, Briana Russela, jego koledzy postanowili nazwać swoje najnowsze dzieło od jego inicjałów. Co ciekawe, BR-20 nie jest pierwszym urządzeniem, którego nazwa została utworzona od czyjegoś imienia i nazwiska. Na początku lat wprowadzono linię produktów noszących oznaczenie ST - od inicjałów inżyniera Stuarta Taylora, który był dyrektorem technicznym w studiach Eastern Sound w okresie, gdy prezentowano tam model Pro 3. Stuart był pierwszym przedstawicielem środowiska realizatorów dźwięku testującym wzmacniacze Brystona, a także pierwszym, który je docenił i zastosował je w swojej firmie. Producent informuje, że BR-20 łączy w sobie streamer oparty na komputerze jednopłytkowym Raspberry Pi 4 (SBC), wysokiej rozdzielczości przetwornik C/A o konstrukcji zbliżonej do tego, który znajdziemy w modelu BDA-3, całkowicie nową analogową sekcję przedwzmacniacza oraz niskoimpedancyjny wzmacniacz słuchawkowy. W przeciwieństwie do BP-17³, BR-20 jest konstrukcją w pełni zbalansowaną, od wejścia do wyjścia. Kanadyjczycy twierdzą, że innowacyjny obwód analogowy ich najnowszego przedwzmacniacza zapewnia najniższe poziomy szumów i zniekształceń, jakie udało się osiągnąć w ponad 40-letniej historii marki. Zniekształcenia (THD + N) w BR-20 nie przekraczają poziomu 0,0006%, co nawet w świecie hi-endu jest wynikiem godnym podziwu. Użytkownicy mogą uzyskać dostęp do treści wysokiej rozdzielczości z maksymalnie siedmiu źródeł zewnętrznych oraz wewnętrznego cyfrowego odtwarzacza muzycznego, który oferuje możliwość przesyłania danych z serwisów TIDAL i Qobuz. Wewnętrzny przetwornik cyfrowo-analogowy może dekodować sygnał PCM w jakości do 24 bit/384 kHz i DSD256, a do tego posiada możliwość dekodowania sygnału DSD przez HDMI. Z opcjonalną kartą HDMI BR-20, audiofile mogą podłączyć kompatybilny odtwarzacz SACD przez HDMI, aby wykorzystać wbudowane dekodery odtwarzacza. Bryston informuje także, że BR-20 wyposażono w najpotężniejszy wbudowany wzmacniacz słuchawkowy, jaki kiedykolwiek był oferowany przez Brystona, zapewniający wysoką wydajność i niską impedancję wyjściową, co pozwala na wysterowanie nawet wyjątkowo opornych nauszników.
Werdykt
BR-20 nie jest urządzeniem dla każdego melomana. Przede wszystkim dlatego, że został stworzony z myślą o wysokiej klasy systemach, których sercem jest hi-endowa końcówka mocy lub para potężnych monobloków. Alternatywą może być integra ze zbalansowanym wejściem omijającym regulację głośności lub kolumny aktywne, jednak z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że grupa użytkowników wykorzystujących BR-20 w takiej konfiguracji będzie niewielka, właściwie marginalna. Jeżeli natomiast należycie do grona zwolenników dzielonej amplifikacji i szukacie sposobu na poprawę brzmienia swojego zestawu, ale nie chcecie iść w kierunku czteroczęściowego streamera podłączonego do lampowego przedwzmacniacza z zewnętrznym zasilaczem, koniecznie zainteresujcie się bohaterem niniejszego testu. Kanadyjczycy prześcignęli tu bowiem samych siebie. Wykorzystali doświadczenie zdobyte podczas projektowania modeli BP-17³ i BDP-3.14 (będącego w zasadzie połączeniem przedwzmacniacza BDA-3 i transportu BDP-Pi), następnie ulepszyli każdy z tych modułów, dodali do nich bardzo dobry wzmacniacz słuchawkowy oraz możliwość instalacji opcjonalnych kart rozszerzeń i wpakowali to wszystko do jednego pudełka. Najlepsze jest jednak to, że cena BR-20 to dokładnie 2/3 kwoty, jaką musielibyśmy przeznaczyć na zestaw złożony z przedwzmacniacza BP-17³ i BDP-3.14. Wiem, że dla wielu audiofilów BR-20 będzie zbyt kosztowną, a może nawet niepotrzebną zabawką, ale mając na uwadze powyższe, nawet ceny nie jestem w stanie wpisać na listę jego minusów. Właściwie jedynym niezałatwionym (jeszcze) problemem jest brak certyfikatu Roon Ready i związana z tym konieczność korzystania z firmowego odtwarzacza Manic Moose. Kiedy ten mankament stanie się nieaktualny, BR-20 będzie w swojej klasie prawdziwym hitem.
Dane techniczne
Przetwornik: 32-bitowy Dual-DAC
Wejścia cyfrowe: 5 x USB, 2 x koaksjalne, 2 x optyczne, 2 x AES/EBU
Wejścia analogowe: 2 x RCA, 2 x XLR
Wyjścia analogowe: 2 x XLR
Obsługiwane sygnały: PCM 32 bit/384 kHz, DSD256
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (+/- 0,1 dB)
Zniekształcenia: < 0,0006%
Stosunek sygnał/szum: 110 dB
Zużycie energii: 45 W (0,5 W w trybie czuwania)
Wymiary (W/S/G): 11,6/43/33 cm
Masa: 5,5 kg
Cena: 26499 zł (moduł phono MM - 5049 zł, moduł HDMI - 6049 zł)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Sennheiser HD 600, Cambridge Audio CP2, Clearaudio Concept, Tellurium Q Ultra Blue, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze