Fyne Audio F500SP
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Szkocja kojarzy nam się z malowniczymi krajobrazami, whisky, potworem z Loch Ness i Melem Gibsonem wcielającym się w rolę Williama Wallace'a, ale ze sprzętem grającym - niekoniecznie. Jest to dość zaskakujące, bo przecież Anglia jest w tej dziedzinie potęgą, Szkocja zaś - ojczyzną wielu genialnych wynalazców, którym zawdzięczamy takie dobrodziejstwa jak telewizja, penicylina, lodówka, radar, silnik parowy, klonowanie, telefon, betablokery, toster czy kolorowa fotografia. Jeśli chodzi o producentów audiofilskiej aparatury, z głowy potrafię wymienić tylko cztery marki - Linn, RHA, Atlas i Fyne Audio. Pierwszej nikomu przedstawiać nie trzeba, druga specjalizuje się w wytwarzaniu pancernych słuchawek dokanałowych, trzecia dostarcza melomanom bardzo ciekawe kable, natomiast czwarta jest w tym towarzystwie najmłodsza, jednak jej kolumny wyglądają i grają, jakby były projektowane i dopieszczane od wielu, wielu lat. Firma powstała w 2017 roku, jednak jej założycieli trudno nazwać debiutantami. Są to bowiem byli pracownicy jednego z prawdziwych gigantów rynku audio - Tannoya.
W tym momencie historia robi się bardzo interesująca, prawda? Migracja pracowników jest zupełnie normalnym zjawiskiem, szczególnie jeśli mówimy o utalentowanych inżynierach i wyjątkowo skutecznych handlowcach, ale kiedy spora grupa ludzi decyduje się odejść i założyć własną firmę, w branży odbija się to szerokim echem. Nie oznacza to, że takim uciekinierom zawsze wiedzie się dobrze. Kiedy z dnia na dzień odcinamy się od technicznego, finansowego i biznesowego zaplecza potężnej korporacji i zaczynamy budować wszystko od zera, pewnych rzeczy szybko zacznie nam brakować, zamówienia nie zaczną "wpadać" od razu, a niektórzy ludzie zwyczajnie się od nas odwrócą. Wystarczy spojrzeć na Austrian Audio - firmę, która miała być nowym wcieleniem AKG. Były entuzjastyczne deklaracje, były ciekawe plany i przecieki, byli nawet klienci czekający na kolejną wersję legendarnych słuchawek, takich jak K701 czy K1000, a tymczasem katalog wciąż jest skromny, a zamiast hi-endowych nauszników planarnych Austriacy wprowadzają gamingowe zestawy słuchawkowe za sześćset złotych z groszami. Nie miałem do czynienia ze słuchawkami tej marki (może dlatego, że ciężko w ogóle gdzieś na nie trafić), więc może nie powinienem się wypowiadać na jej temat, ale chyba nie tak miało to wyglądać. Założyciele Fyne Audio mieli jednak ważny powód, aby podziękować swojemu dotychczasowemu pracodawcy. W 2015 Tannoy został przejęty przez niemiecką korporację Music Group. Rok później ogłoszono decyzję o zamknięciu działającej od 1970 roku fabryki w Coatbridge i przeniesieniu produkcji do Chin. Później kierownictwo zrezygnowało z tego pomysłu, deklarując chęć założenia nowej fabryki, jednak wszystko wskazuje na to, że mleko się rozlało.
Członkowie skromnej, bo zaledwie siedmioosobowej grupy ewakuacyjnej pod kierownictwem naszego rodaka, Andrzeja Sosny, musieli ciężko zapracować sobie na rozpoznawalność, jaką obecnie cieszy się w audiofilskim środowisku marka Fyne Audio. W ubiegłym roku podczas spotkania z dziennikarzami i dealerami opowiedział mi o tym dyrektor marketingu szkockiej manufaktury, Max Maud. Założenie fabryki w Glasgow, opracowanie nowych rozwiązań technicznych, produkcja autorskich komponentów, wreszcie kwestie finansowe, promocja, logistyka, budowa sieci dystrybucyjnej - to nie brzmi jak wakacje pod palmami. Na szczęście w realizacji tego planu zespołowi Fyne Audio pomogły trzy bardzo istotne czynniki. Pierwszym był fakt, że zestawy nowej marki postanowiono zbudować na bazie najważniejszego i najbardziej charakterystycznego elementu kolumn Tannoya, jakim jest przetwornik koncentryczny. Tam nosi on nazwę Dual Concentric, natomiast w Fyne Audio przetworniki skonstruowane w podobny sposób otrzymały nazwę IsoFlare. Nasuwa się pytanie, czy takie działanie nie jest nielegalne, ale Max Maud poinformował mnie, że rozwiązania opracowane przez Tannoya albo nigdy nie zostały opatentowane, albo ich prawna ochrona zwyczajnie wygasła. Drugim katalizatorem było pozyskanie dofinansowania na rozwój eksportu produktów Fyne Audio w wysokości 850000 funtów. Trzecim czynnikiem, o którym wtedy nikt jeszcze nie mógł wiedzieć, był fakt, że całą operację przeprowadzono w ostatnim dobrym momencie. W 2020 roku zaczęła się pandemia i po chwili niepewności sprzedaż wystartowała jak szalona. Wcześniej szkocka firma nie byłaby nawet gotowa, aby podołać takiemu popytowi. Max Maud wyznał mi, że gdyby pandemia zaczęła się rok wcześniej, dziś po Fyne Audio prawdopodobnie nie byłoby śladu. Firma była wtedy w dołku finansowym, cała para szła w powiększanie katalogu, działania promocyjne i budowanie sieci dystrybucyjnej, a sprzedaż dopiero zaczynała się rozkręcać. Na szczęście udało jej się przetrwać wszystkie te zawirowania, a ja postanowiłem bliżej przyjrzeć się specjalnej, ulepszonej wersji monitorów F500, które testowałem w maju 2019 roku, kiedy świat wyglądał trochę inaczej.
Wygląd i funkcjonalność
Wprowadzenie modeli oznaczonych dopiskiem "SP" (Special Production) było ze strony Fyne Audio ciekawym posunięciem. Zamiast chrzanić kocopoły o stopniowym przenoszeniu rozwiązań technicznych z najdroższych do coraz tańszych produktów, firma postanowiła po prostu to zrobić, bez skalowania czy upraszczania owych komponentów w taki sposób, aby ostatecznie wszyscy wyraźnie widzieli, że to jednak nie to samo. Sceptycy powiedzą, że był to najprostszy sposób na szybkie rozszerzenie oferty. Skoro między kolumnami z budżetowej serii F500 a znacznie droższymi reprezentantami rodziny F700 utworzyła się zbyt duża dziura, wystarczyło wziąć obudowy z "pięćsetek" i wsadzić do nich przetworniki z "siedemsetek". Teoretycznie tak to właśnie wyglądało, ale po wyjęciu F500SP z pudełka od razu wiedziałem, że mam do czynienia z monitorami, które nawet z wyglądu średnio przypominają podstawowe F500, i nie mam tu na myśli samych przetworników. Otrzymujemy tu produkt z zupełnie innej półki. F500SP na żywo wyglądają bardziej jak F700 bez zaokrąglonych boczków niż F500 z lepszymi głośnikami. Spójrzcie tylko na metalowe podstawy z chromowanymi nóżkami, między którymi kryje się wylot tunelu rezonansowego. Co dla niektórych będzie bardzo istotne, w odróżnieniu od "pięćsetek", które produkowane są w Chinach, F500SP wytwarzane są w Glasgow, podobnie jak inne modele Fyne Audio z wyższej półki.
TEST: Fyne Audio F500
O szczegółach technicznych napiszę jeszcze później, natomiast w tym momencie powiem tylko tyle, że F500SP zrobiły na mnie niezwykle dobre wrażenie. Od razu wiedziałem, że porównywanie ich do budżetowego modelu F500 nie będzie miało żadnego sensu. No, może poza sprawdzeniem, jak duże postępy w realizacji firmowej filozofii można poczynić, przesiadając się z kolumn za 2799 zł na zbliżone gabarytowo zestawy wycenione na 7598 zł i zbudowane na bazie zupełnie innych podzespołów, które łączy właściwie tylko pewien zamysł konstrukcyjny. Nie da się bowiem ukryć, że produkty szkockiej firmy definiują opracowane przez jej inżynierów (no, pomijając oczywistą inspirację przetwornikami Tannoya) technologie - głośniki IsoFlare, pofałdowane zawieszenie FyneFlute oraz promieniujące w dół dyfuzory BassTrax Tractrix. Wszystkie te elementy obecne są zarówno w F500, jak i F500SP, a także w znacznie droższych (15998 zł) F700. O ile jednak pomysł może być ten sam, jego wykonanie uzależnione jest od budżetu, więc tak naprawdę różnica między F500 a F500SP jest ogromna. Nie można wykluczyć, że jest o wiele większa niż między F500SP a F700.
Opisywane monitory otrzymały nawet terminale z dodatkowym gniazdem uziemiającym. Jest ono połączone z koszem przetwornika, a jego zadaniem jest uziemienie zakłóceń z zakresu częstotliwości radiowych, które mogłyby być przekazywane do wzmacniacza, ograniczając jakość brzmienia. O ile rozumiem sens takiego rozwiązania, o tyle ubolewam nad tym, że wielu audiofilów nie wie, jak należy z niego skorzystać. Uziemianie kolumn jest wciąż mało popularne, a nawet jeśli ktoś się uprze, będzie miał problem ze znalezieniem odpowiednich kabli. A nawet jeśli się to uda, do czego powinniśmy taki przewód podłączyć? Rzadko który wzmacniacz ma zaciski do uziemiania kolumn, więc, o ile oczywiście ją mamy, pozostaje "śrubka" do podłączenia masy gramofonu. Moim zdaniem najmądrzejszym pomysłem byłoby poprowadzenie przewodów do uziemienia w listwie lub kondycjonerze, tak jak zaproponowała to wymieniona już na początku tego testu firma Atlas, jednak mało kto zdecyduje się na tak radykalne rozwiązanie. Alternatywą są "kondycjonery masy" w postaci puszek wypełnionych specjalnym kruszywem, ale jeśli mam być szczery, nie jestem ich wielkim zwolennikiem. Uważam, że producent kolumn, skoro już zdecydował się zamontować z tyłu takie gniazda, powinien dorzucić do zestawu jakiś adapter umożliwiający połączenie ich z uziemieniem w gniazdku. Ot, coś w rodzaju typowej wtyczki schuko z bolcami fazowym i neutralnym wykonanymi z plastiku, a od drugiej strony - dwoma gniazdami głośnikowymi, do których moglibyśmy wygodnie podłączyć "trzeci" przewód z lewej i prawej kolumny.
Obecność dmuchającego w dół tunelu rezonansowego zachęca do eksperymentów i muszę przyznać, że w moim przypadku wypadły one nad wyraz ciekawie. Nawet w ustawieniu, w którym większość kolumn dawno by poległa, F500SP radziły sobie dzielnie, nie pozostawiając mnie z buczącym basem i kompletnym brakiem przestrzeni.Z praktycznych gadżetów w zestawie znajdziemy tylko montowane magnetycznie maskownice oraz silikonowe nóżki, które możemy przykleić do czarnych cokołów stabilizujących. Opcja ta zainteresuje jednak tylko tych, którzy postanowią postawić monitory na komodzie, biurku lub regale z książkami. Testując zestawy o porównywalnych gabarytach, zazwyczaj odradzałbym takie kombinacje, jednak obecność dmuchającego w dół tunelu rezonansowego zachęca do eksperymentów i muszę przyznać, że w moim przypadku wypadły one nad wyraz ciekawie. Nawet w ustawieniu, w którym większość kolumn dawno by poległa, F500SP radziły sobie dzielnie, nie pozostawiając mnie z buczącym basem i kompletnym brakiem przestrzeni. Wychodzi na to, że naprawdę można zrobić z nich użytek w trudnych warunkach, choć oczywiście warto w tym wszystkim zachować minimum zdrowego rozsądku. Także jeśli biurko, to duże, a jeśli komoda, to przynajmniej niech będzie na tyle szeroka, aby umożliwić szkockim głośnikom zbudowanie normalnej, zdrowej sceny stereo. Jeżeli jednak nie uznajecie kompromisów, a modelem tym zainteresowaliście się ze względu na niewielki pokój lub brak funduszy na zakup podłogówek F501SP, na pewno zainteresujecie się firmowymi podstawkami FS6. Prezentują się naprawdę zacnie, a dodatkowo producent wyposażył je w system prowadzenia kabli w specjalnej rynience z tyłu. Niestety, nie udało mi się namierzyć tych standów w żadnym polskim sklepie. Na pewno nie jest to tania impreza, bowiem w Wielkiej Brytanii FS6 kosztują 599 funtów, co przy dzisiejszym kursie daje grubo ponad 3000 zł.
F500SP dostępne są w trzech rodzajach wykończenia. Wszystkie są błyszczące i prezentują się nader luksusowo. Do wyboru mamy biel, czerń oraz naturalny fornir orzechowy. Do naszej redakcji dotarła odmiana biała, moim zdaniem najładniejsza, a to ze względu na odcinające się na tle frontu firmowe logo w formie czarnego krążka, na którym oprócz nazwy firmy umieszczono wycinek brytyjskiej flagi. Ten sam motyw znajdziemy na naklejce pod gniazdami. Wracając do wzornictwa, w przypadku kolumn zbudowanych na bazie głośnika koncentrycznego trudno jest wymyślić coś nieszablonowego. Opisywane monitory to właściwie duże przetworniki wsadzone w kanciaste pudełka, a lekkie zaokrąglenie przedniej i tylnej ścianki niewiele w tej kwestii zmienia. Kiedy szukałem informacji i danych technicznych, sprytne algorytmy szybko to zauważyły i w przeglądarce zaczęły wyskakiwać mi reklamy F500, F500SP i F700 w białym lakierze. Wyglądało to tak, jakbym od rana do wieczora przeglądał sklepy internetowe w poszukiwaniu nowej pralki. Nie zauważyłem tego podobieństwa, gdy wyjmowałem monitory z pudełka, ale teraz widzę to za każdym razem, gdy na nie patrzę. Do pełni szczęścia brakuje tylko programatora i tej szufladki, w której nigdy nie wiem, co gdzie się wsypuje lub wlewa. Dobrze, że ze zmywarką jako tako sobie radzę.
Brzmienie
Mam taką teorię... To znaczy, mam ich wiele, zwykle przynajmniej dziesięć każdego dnia, ale spokojnie, nie będę nikogo zanudzał moimi poglądami na temat starożytnych kosmitów. Będzie o sprzęcie audio. Otóż jeśli dana firma jest kojarzona z konkretnym brzmieniem, to w każdym modelu stara się nam przemycić tę filozofię, choćby nawet było to bardzo trudne, a efekt wołał o pomstę do nieba. W przypadku sprzętu budżetowego taka polityka wiąże się z wieloma kompromisami, ale jeśli zdecydujemy się poznać urządzenia z kolejnych stron katalogu, usłyszymy coraz mniej niechcianych artefaktów i dopiero wtedy przekonamy się, o co tak naprawdę chodziło konstruktorom od samego początku. Co ważne, obrany przez nich kierunek definiuje mankamenty, które wkradną się do najtańszych, najmniej wyrafinowanych produktów. Pozwolę sobie podać trzy przykłady, które dobrze przerobiłem. Audio Physic - firma słynąca z produkcji kolumn o dynamicznym, szybkim, precyzyjnym i przestrzennym brzmieniu. Wszystkie te cechy dostaniemy nawet w najtańszych modelach z serii Classic, ale trzeba uważać, bo z elektroniką, która wzmocni ich charakter, mogą zagrać zbyt ostro, jasno i agresywnie. Flagowe modele we wszystkich wymienionych dziedzinach idą oczywiście jeszcze dalej, ale dokładają do tego o wiele więcej spokoju, spójności i kultury, nie wspominając o głębokim i mięsistym basie. Cardas Audio - producent kabli, których znakiem firmowym jest ciepłe, muzykalne brzmienie. W budżetowych modelach może się to wiązać ze spowolnieniem, uspokojeniem i przyciemnieniem, a czasami nawet zamuleniem dźwięku. W tych najwyższych ten efekt już praktycznie nie występuje. Od serii Clear Reflection w górę dostajemy samą słodycz, ale bez efektu koca na kolumnach. Hegel - firma stawiająca na równowagę, neutralność i wierność wobec odtwarzanego materiału. Tutaj cała filozofia sprowadza się do eliminacji zniekształceń, co w konsekwencji pozwala słuchaczowi poznać muzykę w swojej oryginalnej, nieskażonej formie. Najtańsze wzmacniacze Hegla wywiązują się z tego zadania, ale niektórzy twierdzą, że grają po prostu nudno, że w ich brzmieniu nie ma zupełnie nic interesującego. Powiedzmy, że częściowo się z tym zgadzam, ale tylko dlatego, że wiem, jak grają modele z górnej półki. Tu już nie ma nudy. Tu neutralność staje się przyrządem pozwalającym nam wgryzać się w muzykę coraz głębiej bez poczucia, że tak naprawdę nie słuchamy jej, tylko wymysłów wzmacniacza, jego zniekształceń, humorów i naleciałości wynikających na przykład z typu wybranych przez producenta lamp mocy.
Czemu ma służyć ten przydługi wstęp? To proste - Fyne Audio także jest jedną z firm, których założyciele postanowili zaproponować nam dość oryginalny pomysł na brzmienie, wychodząc od głośników koncentrycznych i uzupełniając je kilkoma ciekawymi rozwiązaniami technicznymi własnego autorstwa. Szkoci od początku musieli zdawać sobie sprawę, że użycie takiego przetwornika w tańszych kolumnach wymusi szereg kompromisów, których źródłem jest oczywiście ograniczony budżet. Łatwo sobie wyobrazić, że samo opracowanie takiego głośnika nie jest łatwe, a produkcja kosztuje znacznie więcej niż kupno gotowych wooferów i tweeterów w hurtowych ilościach. A ponieważ marka jest jeszcze młodziutka, musi walczyć o swoje miejsce na rynku nie tylko jakością, ale też przystępnymi cenami. Podstawowe F500 to fajne monitory. Za 2799 zł dostajemy naprawdę interesujące głośniki, za dodatkowe 200 zł możemy zamówić nawet lakierowane obudowy, ale cudów nie ma - charakterystyczne dla przetworników koncentrycznych atuty, takie jak trójwymiarowa przestrzeń, wyjątkowa jak na ten przedział cenowy przejrzystość czy zaskakująco dobra dynamika, otrzymujemy w pakiecie z istotnymi mankamentami, takimi jak przesadne wyostrzenie i spłaszczenie dźwięku na przełomie średnich i wysokich tonów. "F500 to niezwykle utalentowany artysta nad którym trzeba popracować. Dzikie zwierzę wymagające oswojenia. Diament do oszlifowania. Jeżeli podejmiecie się tego zadania, będziecie mogli cieszyć się dźwiękiem, którego za te pieniądze nigdy nie powinniście mieć." - napisałem w podsumowaniu ich recenzji. Zwykłe "pięćsetki" to zestawy z nieprawdopodobnym potencjałem, jednak aby go wykorzystać, a przy okazji zamaskować oczywiste minusy, trzeba być gotowym na nieproporcjonalnie duże wydatki i dobrze wiedzieć, co się robi. W przypadku F500SP sprawa jest o wiele prostsza - dobre strony firmowego grania są jeszcze wyraźniejsze, a minusy, jeśli w ogóle są, zostały ograniczone do tego stopnia, że nie trzeba się nimi przejmować. Tutaj nie będzie trzeba szukać kabli działających jak filtry ani gimnastykować się przy wyborze wzmacniacza. Fakt, ja wciąż stawiałbym na elektronikę o lekko ocieplonym i kulturalnym brzmieniu, ale to już nie musi być sprzęt, który w połączeniu z normalnymi, neutralnymi kolumnami brzmi ciemno i karykaturalnie. Wystarczy odrobina miodu, a F500SP odwdzięczą się nam pięknym, zdrowym i wciągającym dźwiękiem.
Największe plusy opisywanego modelu są właściwie takie same, jak najmocniejsze strony budżetowych F500, oczywiście z tą różnicą, że tutaj mówimy o zupełnie innym poziomie jakościowym. Otrzymujemy więc przede wszystkim świetną dynamikę, rozdzielczość, szybkość i wrażenie kontaktu z dźwiękiem kierowanym bezpośrednio do nas, a nie leniwie odtwarzanym po to, aby istniał sobie gdzieś obok, w głębi, oddzielony od nas niewidzialną zasłoną. F500SP z całą pewnością przypadną do gustu miłośnikom muzycznego realizmu, namacalności i otwartego, żywiołowego grania. Na szczęście nie wiąże się to z ekspozycją przełomu średnich i wysokich tonów. Jeśli coś takiego w ogóle tutaj występuje, ma ograniczony wpływ na nasze postrzeganie brzmienia w sensie całościowym - nie odciąga uwagi od pozostałych aspektów prezentacji. Do listy zalet testowanych paczek należy dopisać bardzo przewidywalny i naturalny, ale wystarczająco głęboki i przekonujący bas. Jeśli ktoś chce więcej, będzie musiał zainwestować w podłogówki F501SP za 16598 zł lub jeszcze większe F502SP za 21998 zł.
Minusów jest znacznie, znacznie mniej. Doświadczeni słuchacze być może zauważą tu odrobinę ostrości i suchości, ale to nie jest coś, co zauważamy w każdej sekundzie odsłuchu. To integralny element firmowej szkoły brzmienia - element, z którym trzeba się liczyć w niemal każdych kolumnach oferujących tak szybki, bezpośredni, rozdzielczy i trójwymiarowy dźwięk, bez względu na ich konstrukcję. W przypadku zestawów wykorzystujących przetwornik koncentryczny jest to stosunkowo częste zjawisko. Jednym z modeli, z którym miałem styczność, a w którym owo lekkie wyostrzenie praktycznie się nie pojawiło, jest Tannoy Legacy Cheviot. Co za zbieg okoliczności, prawda? Tam brzmienie było przyjemniejsze, bardziej spójne i barwne. Tutaj jest zdecydowanie bardziej konkretne, ukierunkowane na przejrzystość i dynamikę, ale różnica w cenie między tymi modelami jest prawie czterokrotna, więc nie ma o czym mówić.
Naprawdę dobrze słuchało mi się szkockich monitorów. Na tyle dobrze, że wykorzystałem je do przygotowania kilku innych testów, co zdarza mi się raczej rzadko. Zwykle wolę wrócić do bazowej konfiguracji i dopiero wtedy wprowadzać kolejne zmiany, oceniając je w odniesieniu do dźwięku, który znam jak własną kieszeń. Brzmienie F500SP już po paru godzinach "weszło" mi tak dobrze, że dalsza część testu była tylko formalnością, a właściwie czystą przyjemnością. Nie spodziewałem się, że będę czerpał z tego odsłuchu aż tyle frajdy, choć jeśli się nad tym zastanowić, to nie wiem, dlaczego nie przewidziałem takiego scenariusza. Fyne Audio może i jest młodziutką firmą, ale stojący za nią ludzie są prawdziwymi mistrzami w swoim fachu, co udowodniły mi już podstawowe F500, a F500SP potwierdziły to w cudownym stylu.
Za parę F500 trzeba zapłacić 2799 zł, podczas gdy F500SP kosztują 7598 zł. I jest to akurat jeden z tych przypadków, kiedy "cyferki" dobrze oddają to, z czym zetkniemy się podczas odsłuchu. F500 nie stanowią dla F500SP żadnej konkurencji. Jeżeli kogoś stać na zakup opisywanych monitorów i nagle zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej zaoszczędzić, dokładając różnicę do wzmacniacza, ma nie po kolei w głowie.Przed rozpoczęciem odsłuchów wydawało mi się, że będę miał do czynienia z poprawioną wersją modelu F500, ale to nie do końca prawda. Różnice między tymi dwoma modelami są na tyle duże, że radziłbym jednak traktować F500SP jako oddzielny, zupełnie niezależny organizm. Podobna konstrukcja, podobny przetwornik koncentryczny, ten sam pomysł na zawieszenie membrany i promieniujący w dół bass-refleks, niemal identyczne wymiary zewnętrzne, gniazda różniące się tylko obecnością dodatkowej dziurki w droższym modelu i co? Charakter dźwięku może podobny, ale jakościowo to dwa zupełnie różne światy. Potwierdza to cena. Za parę F500 trzeba zapłacić 2799 zł, podczas gdy F500SP kosztują 7598 zł. I jest to akurat jeden z tych przypadków, kiedy "cyferki" dobrze oddają to, z czym zetkniemy się podczas odsłuchu. F500 nie stanowią dla F500SP żadnej konkurencji. Jeżeli kogoś stać na zakup opisywanych monitorów i nagle zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej zaoszczędzić, dokładając różnicę do wzmacniacza, ma nie po kolei w głowie. Obrazowo rzecz ujmując, myślę, że F500 nawet z elektroniką za dwadzieścia tysięcy złotych nie zagrają tak dobrze jak F500SP z systemem za połowę tej kwoty. Kolejne monitory Fyne Audio, F700, wyceniono na 15998 zł. Szkoci nie doprowadzili więc do sytuacji, w której kilka modeli toczy ze sobą bratobójczą walkę. Godnego rywala dla testowanego modelu należy zatem szukać gdzie indziej. Triangle Comète 40th Anniversary Edition, Spendor Classic 4/5, PMC Twenty 5.21i, DALI Menuet SE, AudioSolutions Figaro B, JBL HDI 1600, ELAC Vela BS 403, Xavian Perla Esclusiva, Sound Project Nina - to raczej ten poziom.
Wyraźnie widać, że w tym segmencie wybór jest ogromny, a przecież wymieniłem tylko niektóre propozycje - te, które miałem okazję testować i które moim zdaniem mogą stanąć do walki z F500SP jak równy z równym. Z całą pewnością jest ich o wiele więcej, a każda kusi czymś innym. Gdybym miał wybrać z tej grupy monitory do wielogodzinnych odsłuchów, pewnie wziąłbym Menuety SE. Gdybym musiał nagłośnić duży pokój, sięgnąłbym po HDI 1600. Szukając zestawów idealnych do testowania sprzętu lub partnera dla wzmacniacza o ciepłym i przyciemnionym dźwięku, od razu zamówiłbym Niny. Gdybym jednak potrzebował monitorów, na których w ciągu dnia będę mógł testować sprzęt, wiedząc, że mnie nie oszukują, a wieczorami słuchać muzyki dla czystej przyjemności, to przy budżecie ograniczonym do dziesięciu tysięcy złotych F500SP znalazłyby się w pierwszej trójce obok ELAC-ów i Equilibrium Nano, z których prywatnie korzystam. Gdybym nie miał jeszcze żadnych kolumn tego typu, o kolejności na podium musiałoby zdecydować bezpośrednie porównanie. Nie mogę wykluczyć, że numerem jeden byłyby właśnie Fyne Audio. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób Szkoci zamierzają przekonać klientów do zakupu zdecydowanie droższych F700. Wygiętymi, zwężającymi się do tyłu boczkami? Lepszą zwrotnicą zbudowaną z elementów poddanych obróbce kriogenicznej? Wszystko fajnie, ale żeby wydawać na to ponad dwa razy tyle, ile kosztują F500SP i wiedzieć, że koniec końców dostaniemy bardzo podobne zestawy wyposażone w ten sam głośnik współosiowy? Jakoś mi się to nie dodaje, ale na szczęście nie jest to moja broszka.
Budowa i parametry
Fyne Audio F500SP to dwudrożne zestawy podstawkowe w obudowie wentylowanej. Aby dokładniej poznać ich konstrukcję, należy przyjrzeć się firmowym technologiom IsoFlare, FyneFlute i BassTrax Tractrix. Pierwsze rozwiązanie dotyczy budowy zamontowanego na przedniej ściance głośnika współosiowego. W tym przypadku mówimy o 15-cm jednostce z, jak pisze producent, wielowłóknowym stożkiem nisko-średniotonowym (można się domyślić, że membrana została wykonana z celulozy z domieszką włókien wzmacniających) z 25-mm kopułką magnezową umieszczoną wewnątrz głębokiej tuby, która w świetle studyjnych lamp pięknie mieniła się chyba wszystkimi kolorami tęczy. Szkoci twierdzą, że dzięki specjalnie wyprofilowanemu pierścieniowi otaczającemu tweeter udało im się podobno idealnie zsynchronizować moment, w którym dźwięki o różnych częstotliwościach - wytwarzane przez dwie współpracujące ze sobą membrany - opuszczają głośnik. Całość napędzają magnesy neodymowe, a metalowy kosz tego skomplikowanego przetwornika ozdobiono aluminiowym pierścieniem wycinanym przez diamenty. Kolejna firmowa technologia - FyneFlute - dotyczy budowy górnego zawieszenia. Dzięki niewielkim fałdkom, resor nie blokuje się przy większym skoku i w znacznie mniejszym stopniu "ciągnie" membranę w stronę przeciwną do jej zamierzonego ruchu. Producent informuje, że taka geometria, dzięki zaprojektowanemu komputerowo żłobieniu, eliminuje problemy związane z mocowaniem membrany i zmniejsza podbarwienia dźwięku. Pod pojęciem BassTrax Tractrix kryje się natomiast tunel rezonansowy wyprowadzający powietrze z obudowy w kierunku podłoża. Pod otworem wentylacyjnym znajduje się profilowany dyfuzor zamieniający płaskie czoło fali opuszczającej tunel w falę rozszerzającą się do postaci sferycznej i opuszczającej konstrukcję w obszarze 360 stopni. W ten sposób energia akustyczna pochodząca od tylnej strony membrany przekazywana jest w kontrolowany sposób. Sprytny układ sprawia, że ustawienie kolumn w pomieszczeniu odsłuchowym jest mniej krytyczne, niż ma to miejsce w przypadku zestawów z tradycyjnym bass-refleksem. Obudowy opisywanych monitorów wykonano z grubego MDF-u, wzmocniono od środka kilkoma sporymi wręgami i obficie wytłumiono gąbką. Ciekawostką jest fakt, że magnes głośnika koncentrycznego został w dwóch miejscach przyklejony do wewnętrznego ożebrowania gęstą, czarną, bardzo elastyczną substancją, którą widać na zdjęciach w galerii pod testem. Co to takiego i jakie jest tego zadanie? Możliwe, że chodzi o tłumienie wibracji, ale dodatkowa korzyść jest taka, że po odkręceniu wkrętów mocujących kosz ten ciężki głośnik nie wypada z obudowy jak kamień, lecz powoli się z niej wysuwa. Podczas sesji zdjęciowych zawsze podtrzymujemy takie elementy, wykładamy stół dużymi kawałkami filcu i uważamy, aby nie porysować przedniej ścianki rozkręcanej kolumny, ale w tym przypadku wszystko przebiegło gładko, kulturalnie i bezstresowo. Minimalistyczną zwrotnicę przymocowano do tylnej ścianki, a częstotliwość podziału ustalono na 1,7 kHz. Co ciekawe, sygnał do głośnika (lub głośników, bo w końcu z elektrycznego punktu widzenia są dwa) poprowadzono kablami Van den Hula. Parametry F500SP pozwalają sądzić, że poradzi sobie z nimi dowolny wzmacniacz. Skuteczność wynosząca 90 dB i impedancja nominalna 8 Ω - bułka z masłem. Potwierdziło się to w trakcie testów odsłuchowych. Do tych monitorów spokojnie można startować nawet z niezbyt mocną lampą. Jeśli nie zajmujemy się nagłaśnianiem prywatek i innych imprez okolicznościowych, wszystko powinno być w porządku.
Werdykt
Po tym, co usłyszałem, nie jestem pewien, czy Szkoci nie popełnili w tym wszystkim jednego błędu, nadając opisywanym monitorom właśnie takie, a nie inne oznaczenie. Nawiązywanie do budżetowego modelu F500 nie tylko nie ma żadnego sensu z marketingowego punktu widzenia, ale w pewnym sensie wprowadza klientów w błąd. Można pomyśleć, że F500SP to tylko delikatnie ulepszona wersja zwykłej "pięćsetki" a w rzeczywistości jest to konstrukcja z zupełnie innej półki. Oba modele łączą dwie rzeczy - ogólna koncepcja projektowa bazująca na głośniku IsoFlare, zawieszeniu FyneFlute i dyfuzorze BassTrax Tractrix oraz brzmienie ukierunkowane na przejrzystość, dynamikę i trójwymiarową scenę stereofoniczną. Różni je natomiast coś zdecydowanie ważniejszego - jakość. W F500SP z tymi samymi cechami zderzamy się na innym poziomie, a na nasze wrażenia odsłuchowe jeszcze mocniej przekłada się fakt, że w F500 plusy firmowej filozofii dostajemy w pakiecie z minusami, zaś w brzmieniu F500SP naprawdę trudno jest dostrzec jakiekolwiek istotne mankamenty. Nie ma wyostrzonej góry, nie ma zapiaszczenia, suchości ani wyraźnych nierówności w paśmie. Zostaje tylko dynamiczny, naturalny, rozdzielczy i wyjątkowo przekonujący dźwięk. Może nie jestem rekinem biznesu, ale uważam, że ten model powinien nazywać się F600, a może nawet - z uwagi na konstrukcję zbliżoną bardziej do droższego, a nie tańszego braciszka - F650. Polecam!
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podstawkowe, dwudrożne, wentylowane
Pasmo przenoszenia: 42 Hz - 34 kHz (-6 dB)
Impedancja: 8 Ω
Skuteczność: 90 dB
Częstotliwość podziału zwrotnicy: 1,7 kHz
Zalecana moc wzmacniacza: 30 - 120 W
Wymiary (W/S/G): 32,3/20/32 cm
Cena: 7598 zł (para)
Konfiguracja
Audiovector QR5, Equilibrium Nano, Marantz HD-DAC1, Auralic Aries G1, Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Equilibrium Pure Ultimate, Tellurium Q Ultra Blue II, Enerr One 6S DCB, Enerr Tablette 6S, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze