Sennheiser HDV 820
- Kategoria: Słuchawki i wzmacniacze słuchawkowe
- Tomasz Karasiński
Sennheiser to bez wątpienia jeden z największych, a może nawet największy na świecie specjalista od słuchawek i mikrofonów. Niemiecka firma może się pochwalić bogatą historią, całą masą własnych rozwiązań technicznych i pionierskich produktów, niezliczonymi nagrodami i zaufaniem milionów użytkowników. Przeglądając jej katalog, można dojść do wniosku, że nie brakuje w nim żadnego produktu związanego z amatorskim i profesjonalnym sprzętem słuchawkowym. Chcecie kupić eleganckie słuchawki do smartfona? Nie ma problemu. Potrzebujecie nauszników z aktywną redukcją hałasu? W porządku. A może dokanałówki do biegania albo zestaw gamingowy z czułym mikrofonem? Sennheiser z przyjemnością dostarczy to, co sobie wymarzycie. Jeszcze jakiś czas temu najdroższe w gamie słuchawek audiofilskich były kultowe HD 600, jednak konkurencja wchodziła w coraz wyższe rejony cenowe i jakościowe, dlatego w 2009 roku niemieccy konstruktorzy pokazali światu model HD 800. Dziś model ten jest traktowany jako swoisty punkt odniesienia w kategorii słuchawek otwartych. Ma swój charakter, ale nie da się zaprzeczyć, że to fantastyczny produkt, który w swoim czasie przełamał wiele stereotypów i dał do myślenia panoszącym się na rynku rywalom Sennheisera. Ci jednak nie odpuścili, dlatego niemiecka firma poszła o krok dalej i wskrzesiła prawdziwą legendę, prezentując nową wersję elektrostatycznych Orpheusów. Zestaw słuchawkowy za pięćdziesiąt tysięcy euro... Tego pewnie długo nikt nie przebije. Szkoda, że dla większości klientów to już nie stratosfera, nawet nie kosmos, ale odległa galaktyka, którą widać tylko na poprawionych komputerowo zdjęciach z ogromnego teleskopu. Na taką kwotę można wziąć kredyt i kupić mieszkanie, które będzie nasze za dwadzieścia lub trzydzieści lat. Nawet bardzo zamożny klient zastanowi się nad tym dwa razy, bo ostatecznie to przecież tylko słuchawki. Dlatego właśnie firma nie odpuszcza tematu słuchawek HD 800, a wręcz systematycznie go odgrzewa.
Skoro projektowanie flagowego modelu trwało kilka lat, nietaktem byłoby wprowadzenie ulepszonej wersji w tak krótkim czasie. Dopiero niedawno światło dzienne ujrzały HD 800 S - bardzo podobne do oryginalnego modelu, ale podrasowane technicznie i brzmieniowo. Po premierze osiemsetek, niemieccy konstruktorzy skoncentrowali się na innych tematach, dając nam chociażby tańszy i łatwiejszy do wysterowania model HD 700. Co ciekawe, po zakupie niektórzy klienci nie byli zachwyceni swoimi HD 800. Narzekali, że przesiadając się na nie ze świetnych HD 600 lub HD 650 mieli ochotę na coś, co przeniesie ich w zupełnie inny wymiar, a nowy flagowiec nie dostarczył im aż tak spektakularnych wrażeń. W firmowych laboratoriach w Wennebostel wszyscy drapali się w głowę, bo długo testowali osiemsetki przed wprowadzeniem ich na rynek i byli pewni, że przebijają starsze modele pod każdym względem. W końcu ktoś wpadł na oczywisty pomysł. A może ci ludzie nie mają właściwego wzmacniacza? Może faktycznie nie usłyszeli jeszcze tego, co HD 800 potrafią zaoferować? Fakt, coś mogło być na rzeczy, bo ze swoimi wielkimi przetwornikami, topowe Sennheisery nie należą do słuchawek, z którymi poradzi sobie każdy biurkowy przetwornik. Być może niesłusznie spodziewano się, że każdy klient dobierze do swoich nauszników odpowiedni wzmacniacz? Na rynku funkcjonowało przecież wiele całkiem fajnych rozwiązań, a Sennheiser jako specjalista od słuchawek jakoś nigdy nie palił się do sprzedawania elektroniki, a już na pewno nie do użytku domowego. Różne opinie na temat flagowego modelu przyspieszyły jednak decyzję szefostwa, a przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia tak to sobie można wyobrazić, bo po kilku latach w katalogu pojawił się wzmacniacz słuchawkowy HDVD 800. Wyposażony w dobrego DAC-a, mógł pełnić funkcję gotowego systemu biurkowego. Właściciele HD 800 mogli więc zdecydować się na gotowe rozwiązanie i poznać prawdziwe możliwości swoich słuchawek. Nowy wzmacniacz nie był jednak tani, więc wypuszczono także bliźniaczy model HDVA 600 bez wbudowanego DAC-a. Podobno ta wersja sprzedawała się kiepsko, bo klienci woleli dorzucić parę groszy aby cieszyć się brzmieniem i funkcjonalnością "tego" wzmacniacza, zaprojektowanego specjalnie z myślą o flagowych nausznikach. Minęło więc kilka lat i Sennheiser wprowadził model, który - podobnie jak HD 800 S - ma znów podnieść poprzeczkę w dziedzinie hi-endowych słuchawek dla zwykłych śmiertelników. Oto HDV 820.
Wygląd i funkcjonalność
Z rewolucyjnych zmian na pierwszy rzut oka widać tylko dwie - kolor obudowy i brak długiego okienka, przez które w starszych wzmacniaczach można było podejrzeć zamkniętą wewnątrz elektronikę. Wymiary urządzenia są z grubsza takie same. Nie zmienił się także układ elementów na przednim panelu. Z tyłu sekcję wejść cyfrowych zamieniono miejscami z analogowym wyjściem zbalansowanym, a do tego wyrzucono gniazdo AES/EBU, z którego nikt normalny nie korzystał. No i co, to by było na tyle? Oczywiście nie, bo najwięcej udoskonaleń wprowadzono w środku. Gdybym jednak nie wiedział gdzie dokładnie ich szukać, mógłbym pomyśleć, że HDV 820 to niemal dokładna kopia HDVD 800. Producent zastosował jednak ten sam trick, co w przypadku słuchawek HD 800, których poprawiona wersja wyróżnia się czarną kolorystyką. Starszy wzmacniacz był dostępny tylko w odmianie srebrnej, a ten będzie sprzedawany w wersji, którą widzicie na zdjęciach. Złośliwi twierdzą, że jest to najważniejsza różnica, a oba produkty zostały wprowadzone na rynek z myślą o snobach, którzy muszą mieć to, co najnowsze i najlepsze, więc płacą za anodowane na czarno elementy i inny symbol zdobiący pałąk lub przednią ściankę. Mam jednak co do tej teorii spore wątpliwości, bo nie znam nikogo, kto lubi być robiony w konia, niezależnie od zasobności portfela. Niemcy mogliby wyjść na pazernych idiotów gdyby zmiany w stosunku do starszego modelu kończyły się na innym kolorze obudowy i wyższej cenie. Chociaż przyznam, że na pierwszy rzut oka... Okej, możemy sobie żartować, ale cena testowanego modelu wcale śmieszna nie jest. 10399 zł to kwota, która automatycznie stawia HDV 820 w gronie najdroższych urządzeń tego typu na rynku. Do grona jego potencjalnych kandydatów można zaliczyć takie konstrukcje, jak Chord Hugo 2, iFi Audio Pro iCAN, Trilogy 933, Woo Audio WA22 czy Questyle CMA800i. To już nie przelewki - za takie pieniądze mamy prawo wymagać perfekcji.
Na szczęście inżynierowie Sennheisera doskonale rozumieją potrzeby swoich klientów. W zasadzie nie zachwyciło mnie tylko opakowanie, w którym HDV 820 dotarł do naszej redakcji. Zwykły karton, w środku piankowe profile, dokumenty i to, co najważniejsze. Niemcy mogli się bardziej postarać. Wiem, że potrafią, bo kiedy rozpakowywałem nowe słuchawki z serii Momentum, czułem się jak świeżo upieczony posiadacz jakiegoś bardzo luksusowego produktu. Tutaj powinno być co najmniej dwa razy lepiej, a tymczasem miałem wrażenie jakbym kupił drukarkę z wyprzedaży. Gdzie są jakieś sprytnie uchylane drzwiczki, gratulacje i fanfary? Na pocieszenie dostajemy dwa firmowe gadżety - pendrive'a ze sterownikami i instrukcjami obsługi w wielu językach oraz miękką ściereczkę do czyszczenia obudowy. Gdybyście natomiast chcieli zrobić użytek z pendrive'a, lepiej zostawcie na nim te sterowniki. Jego pojemność wynosi bowiem 344 MB. Dawno czegoś takiego nie widziałem. Czyżby jedna z firm kurierskich zgubiła paczkę dziesięć lat temu i wystawiła ją na licytację od złotówki? Z jednej strony nie ma się co czepiać, bo sterowniki i instrukcje obsługi zajmują tylko 30 MB, więc wszystko zmieściło się z dużym zapasem. Ale moim zdaniem wzmacniacz słuchawkowy za 10399 zł powinien nam się od razu kojarzyć z czymś bardzo nowoczesnym, luksusowym i zaawansowanym. Pendrive powinien mieć postać pięknej, srebrnej karty znajdującej się w osobnym pudełeczku, a instrukcja obsługi powinna być wydrukowana na papierze kredowym, szyta i oprawiona w czarną skórę. Chociaż z drugiej strony, wszystko to i tak trafia później na strych albo na makulaturę.
O ile cała otoczka wygląda tak sobie, to wzmacniacz jest po prostu przepiękny. HDV 820 to jedno z urządzeń, w których nasz wzrok przyciąga sama obudowa. Czarny, aluminiowy kołnierz zewnętrzny został wykonany perfekcyjnie, a jego powierzchnia efektownie odbija światło, ujawniając strukturę metalu. Kiedy przygotowując się do testu oglądałem zdjęcia na stronie producenta, pomyślałem, że można było już zostawić to przezroczyste okienko - może nie pokazywało zbyt wiele, ale wyglądało po prostu fajnie. Zupełnie inne myśli przyszły mi do głowy, gdy naprawdę wziąłem wzmacniacz Sennheisera do ręki i postawiłem go na biurku. Jego obudowa jest tak elegancka, że dokładanie jakichś okienek, wycięć czy radiatorów byłoby zwykłą zbrodnią. Nie mniej atrakcyjna jest przednia ścianka, zawierająca tylko kilka podstawowych elementów. Idąc od lewej mamy tu włącznik z podświetlaną na biało obwódką, cztery gniazda wyjściowe, spłaszczone pokrętło do wyboru źródła i duży, analogowy potencjometr z wyraźnie wyczuwalnym oporem na początku i końcu skali. Pokrętło jest nie tylko bardzo wygodne w użyciu, ale też pozbawione jakichkolwiek luzów. Można odnieść wrażenie, że zostało spasowane co do ułamka milimetra. Nie zdziwiłbym się nawet gdyby udało mi się podnieść wzmacniacz trzymając tylko za tą czarną gałę, ale nie próbowałem, bo dziesięć tysięcy złotych to trochę za duża kara gdyby sztuczka się nie udała. Nad selektorem wejść umieszczono szereg małych diodek informujących o aktualnie wybranej pozycji. Co ciekawe, wybrane źródło rozświetla również sąsiednie dziurki. Nie na tyle, aby mieć wątpliwości co do wskazywanej pozycji, ale wygląda to trochę dziwnie.
Osobny akapit należy poświęcić gniazdom wyjściowym. HDV 820 to wzmacniacz słuchawkowy, do którego nie podepniecie małego jacka 3,5 mm. No, chyba że skorzystacie z przejściówki na wtyk 6,3 mm. Ten można wetknąć do pierwszego gniazda typu combo, łączącego w sobie dużego jacka i standardowego XLR-a. Jest to jedyne niesymetryczne gniazdo słuchawkowe w tym urządzeniu. Dalej mamy symetrycznego, 4-pinowego XLR-a oraz dwa 4,4-mm zbalansowane złącza Pentaconn. Takie gniazdo zostało wyznaczone jako standard dla złącz symetrycznych przez stowarzyszenie JEITA (Japan Electronic and Information Technology Industries Association) w celu wyeliminowania wielu różnych interfejsów stosowanych na rynku. Dobrze, że ktoś wreszcie się tym zajął, bo w hi-endowym sprzęcie funkcjonuje już wszystko od 2,5-mm jacków po podwójne XLR-y. Nie wiem jednak czy w chwili obecnej jesteśmy już gotowi na przesiadkę, bo większość audiofilskich słuchawek zbalansowanych wykorzystuje 4-pinowe XLR-y. Sennheiser też oferuje taki kabel do swoich droższych nauszników, a Pentaconna do HD 800 czy HD 800 S w katalogu nie znalazłem. Jest tu więc pewna niespójność, ale niech im będzie - cztery, a w zasadzie pięć wyjść to wystarczająco dużo abyśmy mogli podłączyć do HDV 820 niemal dowolne nauszniki. Tylna ścianka jest znacznie prostsza. Do wyboru mamy trzy wejścia cyfrowe (koaksjalne, optyczne i USB typu B) i dwa analogowe (RCA i XLR), a jeśli zechcemy podłączyć urządzenie do systemu stacjonarnego i wykorzystać je w roli zwykłego DAC-a, sygnał wyprowadzimy przez pojedyncze, analogowe wyjście zbalansowane (XLR). Dla wielu użytkowników funkcjonalność HDV 820 będzie w tym momencie ograniczona. Trzeba bowiem posiadać wzmacniacz lub amplituner z wejściami XLR, a nie każdy takowe posiada. Z drugiej strony, wzmacniacz Sennheisera nie jest zabawką dla początkujących, a połączenie zbalansowane jest generalnie lepsze, więc nie ma co płakać. Z tyłu znajdziemy jeszcze trójbolcowe gniazdo zasilające oraz maleńkie pokrętło do regulacji wzmocnienia dla wejść analogowych. To ciekawy i rzadko stosowany zabieg. Można się domyślać, że producent chciał nam w ten sposób umożliwić dopasowanie wzmacniacza do urządzeń źródłowych w taki sposób, aby nie było dużej różnicy w głośności między wejściami analogowymi a cyfrowymi. Co ciekawe, pokrętełko działa skokowo, a do jego przestawienia potrzebny jest śrubokręt. Zmianie pozycji towarzyszy ciche kliknięcie. To znak, że niemieccy inżynierowie zadbali o to, aby sam potencjometr nie wprowadzał dodatkowych szumów i zakłóceń w torze. Sprytne.
Wzmacniacz Sennheisera zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. To jedno z tych urządzeń, które chętnie zostawiłbym na biurku, przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze - sprawia wrażenie pancernego. Po drugie - ma na pokładzie bardzo dobry przetwornik, a umieszczone z przodu wyjścia słuchawkowe sugerują, że można podpiąć do niego dowolne nauszniki, może za wyjątkiem elektrostatów. I wreszcie po trzecie - bardzo przyjemnie mi się go używało. W porządku, opakowanie jest do kitu, diody na przednim panelu są trochę dziwne, ale poza tym nie ma się tu do czego przyczepić. Wzmacniacz robi dokładnie to, co do niego należy. Potencjometr działa płynnie i pewnie, nawet przy niskich poziomach wysterowania. Po instalacji sterowników HDV 820 nie robi żadnych dziwnych rzeczy. Nie rozłącza się, nie przerywa, nie cyka. Wejścia USB używa się tak, jak złącza analogowego. Kto miał kiedyś do czynienia z przetwornikiem, z którym "coś się działo", ten wie o co chodzi. Największym minusem Sennheisera jest cena. 10399 zł to dużo, a nawet bardzo dużo jak na tego typu urządzenie. Miesiąc temu na miejscu HDV 820 stał Questyle CMA400i, który robił to samo, wyglądał wcale nie gorzej, a kosztował 3399 zł. Nie mówię, że oba modele oferują taką samą jakość wykonania i brzmienia, ale trzykrotna różnica w cenie musi z czegoś wynikać. Tymczasem, tak na pierwszy rzut oka, nie mam pojęcia czym ją usprawiedliwić. Złośliwi powiedzą, że Questyle to nie Sennheiser, i będą mieli sporo racji. Niemiecka firma cieszy się dużym zaufaniem klientów, ale tym bardziej powinna zwracać uwagę na poczynania konkurencji i wyprzedzać swoich rywali technologią, wyposażeniem, jakością wykonania czy wreszcie luksusowymi detalami podkreślającymi dobry gust posiadacza takiej maszyny. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że HDV 820 to tylko delikatnie poprawiona, ale za to znacznie droższa wersja modelu HDVD 800. Gdyby utrzymano cenę poprzednika, podszedłbym do odsłuchu bez żadnych rozterek. A tak, jeszcze przed włożeniem słuchawek na głowę, zastanawiam się czy czarna obudowa, lepszy przetwornik i poprawiona sekcja wzmacniacza to wystarczające argumenty aby podnieść cenę takiego urządzenia o jedną trzecią.
Odpowiedź wydaje się oczywista. Przepraszam, ale - delikatnie mówiąc - ktoś tu mocno zaszalał. Nowy model ma lepszego DAC-a, ale nie ma na przykład gniazda AES/EBU i okienka w górnej pokrywie. Gdyby Sennheiser podniósł cenę o tysiąc złotych, dałbym sobie spokój. Ale niecałe trzy tysiące w górę to rozbój w biały dzień. Wiem, że rynek rządzi się swoimi prawami, a jak jest klient, to jest i odpowiednio wyceniony produkt. Wiem również, że na cenę detaliczną składają się nie tylko części, ale też koszt zaprojektowania sprzętu, uruchomienia produkcji, przeprowadzenia testów, pakowania i wysyłki, a potem zysk producenta, koszty transportu i magazynowania, obsługa prawna i logistyczna, podatki, marża dystrybutora itd. Na rynku od dłuższego czasu panuje trend wzrostowy. Wiele firm w ciągu dziesięciu lat przebyło drogę od budżetówki do hi-endu. Ale są też takie firmy, jak Hegel, który dając nam kolejną, ulepszoną wersję wzmacniacza czy przetwornika, utrzymuje starą cenę. Norwegowie mówią wprost - pewne rzeczy drożeją, ale postęp techniczny sprawia, że niektóre technologie są coraz bardziej rozpowszechnione, a w konsekwencji - tańsze. Sennheiser nie poszedł tą drogą. HDV 820 jest zaprojektowany i produkowany w Niemczech, a to zawsze kosztowało. Producent stawia nas zatem przed prostym wyborem. Jeśli chcemy mieć najlepszy wzmacniacz słuchawkowy od jednego z największych specjalistów w tej dziedzinie i jesteśmy w stanie za to zapłacić, nie ma problemu - dostaniemy to, o co nam chodziło. A jak nie chcemy, nie zawracajmy gitary i poszukajmy sobie sprzętu na który nas stać. Cenę ustala producent, a rynek może ją co najwyżej zweryfikować. Jeśli HDV 820 się przyjmie, jego następna odsłona pewnie znów będzie zauważalnie droższa. Swoją drogą, nabywcy HDVD 800 mogą czuć się wygrani.
Brzmienie
Ech... Liczyłem na to, że HDV 820 zagra poprawnie, ale bez rewelacji. Mógłbym wówczas spokojnie zwrócić go dystrybutorowi i napisać jak wypadła odsłuchowa część testu wiedząc, że nie będę musiał już nawet wracać do tematu ceny. Nie rozmyśla się przecież o kupnie sprzętu, który nie wywołuje w nas żadnych emocji. Niestety, wzmacniacz Sennheisera od pierwszych minut zaserwował mi tak dobry dźwięk, że autentycznie zacząłem się zastanawiać kiedy ostatnio miałem przyjemność obcowania z systemem słuchawkowym tak wysokiej klasy. Duże wrażenie zrobił na mnie Chord Hugo 2 i na pewno nie będę się ze swoich słów wycofywał. To świetny przetwornik, a przy okazji wzmacniacz słuchawkowy. Może nie tak ukierunkowany na nauszniki, bo komplet wyjść obecnych na przedniej ściance HDV 820 pewnie nawet nie zmieściłby się na obudowie Chorda, ale mimo wszystko warty wypróbowania. Świetnie słuchało mi się również wzmacniacza Woo Audio WA7 Fireflies, którego recenzja już niebawem powinna pojawić się na łamach naszego portalu. A wcześniej? Jejku, nie pamiętam. Bryston BHA-1? To też świetny wzmacniacz słuchawkowy, ale bez DAC-a. Nagle dotarło do mnie, że skoncentrowałem się na gniazdach i diodach, ignorując fakt, że być może mam przed sobą jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych dostępnych na rynku. W wielu sklepach internetowych HDV 820 zajmuje trzecią, czwartą, może piątą pozycję od góry. Zazwyczaj wyprzedzają go tylko naprawdę hardcore'owe konstrukcje. Wszystkie dane i parametry sugerują, że mamy do czynienia ze słuchawkową awangardą. Czepiając się mało ważnych drobiazgów, zupełnie zapomniałem o tym, że zakładając nauszniki na głowę mogę usłyszeć coś, czego dawno nie słyszałem. Włączyłem muzykę, zrobiłem głośniej i dopiero w tym momencie mnie otrzeźwiło. Matko jedyna, jak to dobrze gra!
Nie tak dawno miałem możliwość ponownie spotkać się z flagowymi słuchawkami Sennheisera. Nie, nie mówię tu o HD 800 S, ale o zestawie HE-1, którego premierę relacjonowałem niecałe dwa lata temu. Wydarzenie zorganizowane z dużym rozmachem w pewnym momencie trochę wymknęło się spod kontroli. Lista chętnych, by posłuchać nowego Orpheusa wydłużyła się tak, że każdemu wydzielono dosłownie kilka, może kilkanaście minut. Nie było innego wyjścia, ale ciężko jest przeanalizować brzmienie na wszystkich płaszczyznach w tak krótkim czasie. Sytuację utrudniał fakt, że muzyki można było słuchać tylko i wyłącznie z płyt, kompaktowych lub winylowych. Wraz z Jarkiem Święcickim robiliśmy co tylko się dało aby jak najlepiej wykorzystać swój czas, a potem patrzyliśmy jak zaproszeni na imprezę dziennikarze i blogerzy robią sobie selfie w słuchawkach za pięćdziesiąt tysięcy euro, często nawet nie włączając muzyki. Przed ubiegłoroczną wystawą Audio Video Show posłuchałem HE-1 w spokoju, na dodatek z wykorzystaniem wbudowanego przetwornika i plików DSD. Prawdziwa rozkosz, słuchawkowe niebo, mistrzostwo świata i okolic. Takiego dźwięku nie można jednak w pełni docenić w ciągu kilku minut. Niektórym wydaje się, że tak ekstremalny zestaw powinien oferować ponadprzeciętną przejrzystość, dosłownie rozcinać mózg na pół. Tymczasem w brzmieniu nowego Orpheusa rozdzielczość owszem jest, dynamika i realizm również, ale wszystko to jest podane w normalny, chciałoby się powiedzieć - niewysilony sposób. Można to porównać do jazdy z prędkością dwustu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Wyobrażamy sobie, że przy takim wskazaniu licznika silnik wyje jak stara frezarka, auto kołysze się na wszystkie strony, a w kabinie wszystko wpada w wibracje. W większości samochodów tak właśnie by było, gdyby jakimś cudem udało im się osiągnąć taką prędkość. Co innego, gdy rozmawiamy o luksusowych limuzynach i sportowych autach z najwyższej półki. Dla nich to nic strasznego. Wciskamy gaz, zostawiamy wszystkich w tyle, droga znika szybciej niż zwykle, ale siedząc na fotelu pasażera moglibyśmy ułożyć na podłodze domek z kart albo namalować impresjonistyczny pejzaż olejem na płótnie, słuchając Chopina i paląc fajkę. HE-1 to zestaw słuchawkowy, z którym niemożliwe staje się nie tylko możliwe, ale wręcz łatwe, naturalne i oczywiste. I wiecie co? Prawdopodobnie przez hi-endowców zostanie to odczytane jako duże nadużycie, ale moim zdaniem HDV 820 ma w sobie sporo tego charakteru. Nie gra tak samo, nie oferuje tej samej jakości, bo to przecież niemożliwe. Ale z wysokiej klasy słuchawkami zagrał tak, że w mojej głowie automatycznie odżyły wspomnienia z odsłuchu nowego Orpheusa.
W pierwszej chwili aż nie wiemy co najbardziej zwraca naszą uwagę. Przejrzystość, dynamika, znakomicie zrównoważone pasmo, a może płynność i muzykalność? Dostajemy bowiem wszystko, z czego powinien być zbudowany doskonały dźwięk. Wzmacniacz Sennheisera jest jak kelner, który przynosi do stolika wszystko, co tylko sobie zażyczymy. Wielu recenzentów, którzy mieli okazję testować starszy model HDVD 800 narzekało na przesadne wyostrzenie dźwięku. Chwilami tamten wzmacniacz grał podobno zbyt ofensywnie. Tutaj nie zauważyłem nic podobnego. Wręcz przeciwnie - powiedziałbym, że największą zaletą HDV 820 jest rewelacyjna spójność brzmienia. Pasmo jest równe, barwa naturalna, a między dźwiękami, przy sporej ilości wyławianych z nagrań detali, panuje całkowity spokój. Nie jest to lampowe ocieplenie ani sztuczny efekt wynikający z przygaszenia wysokich tonów. To po prostu bardzo ceniona przez audiofilów umiejętność łączenia ognia z wodą i prezentowania dźwięku bez wyostrzeń, szorstkich krawędzi i naleciałości, które dają nam znać, że elektronika jest już na krawędzi wytrzymałości. Może nawet chwilami HDV 820 przechodzi na tę spokojniejszą stronę mocy? Nie mogę jednak powiedzieć, aby w którymś momencie brakowało mi w jego brzmieniu wyrazistości i mocnego, konkretnego uderzenia.
Trwając w tym błogostanie, po pewnym czasie zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę słyszę rzeczy, które normalnie nie docierają do mnie w tak bezpośredni sposób. Ze wzmacniaczem Sennheisera można odkryć całkiem sporo, szczególnie w zakresie niskich i średnich tonów. Nie chodzi nawet o to, że bas jest wyjątkowo szybki i nadąża za ekstremalnymi wyczynami artystów. Owszem, ciężko mu w tej materii cokolwiek zarzucić, ale nowe horyzonty zacząłem odkrywać dopiero zagłębiając się w wybrzmienia, barwy i tak zwane mięcho. To, co dla większości urządzeń jest tylko jednolitym wypełnieniem rozciągającym się od początku do końca każdego dźwięku, dla HDV 820 jest odrębną materią, która może mieć swój kształt i określoną konsystencję. Na tej samej zasadzie zaczynamy analizować inne dźwięki i wkrótce dochodzi do nas, że faktycznie - coś tam jeszcze jest. Możemy na nowo poznawać dobrze znane albumy, ale nie na zasadzie przymusu, lecz w warunkach pełnego odprężenia. Tak właściwie, HDV 820 nie wymaga od nas żadnego skupienia. Tak, jak on sam przekazuje różne szczegóły i wprowadza nas w nieznane zakamarki ulubionej muzyki w całkowicie swobodny i naturalny sposób, tak i my słuchamy tego wszystkiego ot tak, zwyczajnie, bez napinania uszu. Mamy pełną świadomość, że z wieloma urządzeniami tego typu nie otrzymalibyśmy nawet połowy tej jakości, a jednak wzmacniacz Sennheisera daje nam do zrozumienia, że nie musimy się z niczym spieszyć, że w dowolnym momencie możemy odtworzyć dany utwór ponownie, a on zagra dokładnie tak samo. A jak on to robi? Cóż, pewnie po prostu jakoś tak mu to wychodzi.
Żeby nie rozpisywać się zbyt długo, wspomnę tylko o kilku dodatkowych obserwacjach. Po pierwsze, dawno nie miałem do czynienia ze sprzętem, który tak dobrze współpracuje z dowolnymi nausznikami. Oczywistym partnerem dla HDV 820 powinny być HD 800 S, ale nie bałbym się podłączyć do tego wzmacniacza innych słuchawek, najlepiej ortodynamicznych. Żałuję, że nie miałem możliwości posłuchać go z HiFiMAN-ami HE-1000 V2, bo to wciąż jeden z modeli, który moim zdaniem prezentuje wybitne brzmienie, nawet w swojej cenie. Generalnie jednak ciężko będzie trafić na minę z jakimikolwiek nausznikami gwarantującymi rozsądny poziom jakościowy. Czy będą to Sennheisery, HiFiMAN-y, Audeze, MrSpeakers, Focale czy inne wynalazki. Co ciekawe, choć nie wydaje mi się aby komukolwiek przyszło to do głowy, HDV 820 sprawdza się znakomicie nawet ze słuchawkami kosztującymi ułamek jego ceny. Podłączyłem do niego chociażby Beyerdynamiki DT 990 PRO, Sennheisery HD 600 i Meze 99 Neo, w każdym przypadku uzyskując nie tylko świetny dźwięk, ale też po raz kolejny odkrywając co potrafią takie nauszniki, gdy zapewni im się towarzystwo z najwyższej półki. Pod koniec testu do Sennheiserów HD 800 S, HiFiMAN-ów Edition X, Audeze LCD-2 dołączyła świeża para Final Audio Design D8000. Nawet wyjęte prosto z pudełka, zgrały się z HDV 820 co najmniej dobrze. Gdybym miał coś sugerować posiadaczom testowanego wzmacniacza, unikałbym tylko słuchawek o brzmieniu przesadnie ocieplonym, z równowagą tonalną przesuniętą na korzyść niskich tonów. Poza tym mamy praktycznie pełną dowolność. Jeżeli macie kilka par ulubionych słuchawek i szukacie jednego urządzenia, które poradzi sobie z nimi wszystkimi, za każdym razem oferując brzmienie najwyższej próby - właśnie je znaleźliście.
Budowa i parametry
Sennheiser HDV 820 to wzmacniacz słuchawkowy z wbudowanym przetwornikiem, opracowany na bazie uznanego modelu HDVD 800. Jedną z największych różnic jest całkowicie nowa sekcja cyfrowa zbudowana w oparciu o wysokiej jakości konwerter ESS Sabre pracujący z 32-bitową rozdzielczością PCM oraz częstotliwością próbkowania osiągającą 384 kHz. Dzięki zastosowaniu nowoczesnej kości, urządzenie radzi sobie także z plikami DSD512. Sekcja analogowa oraz wzmacniacz mocy pochodzą z wcześniejszego modelu, ale producent twierdzi, że jest to starannie udoskonalona wersja układu zastosowanego w HDVD 800. Faktycznie, na pierwszy rzut oka wnętrzności obu urządzeń są bardzo podobne, ale nie identyczne. Zmiany nie dotknęły chyba tylko modułu zasilacza impulsowego oraz całej sekcji przytulonej do przedniej ścianki, a także potencjometru ALPS-a połączonego z pokrętłem za pomocą długiej, metalowej przedłużki. Sekcja przetwornika jest zupełnie inna i w nowszym modelu została zamontowana na osobnej płytce. Odwrócony montaż i widoczna pod spodem metalowa osłona skutecznie ograniczają dostęp do kluczowych kości. Wyraźnie widać jednak, że w porównaniu z HDVD 800, DAC został gruntownie przeprojektowany. Inaczej wygląda także rozmieszczenie niektórych elementów w sekcji wzmacniacza. Po rozkręceniu urządzenia rozwiązała się także tajemnica podświetlenia wejść. Same diody zostały bowiem umieszczone na głównej płytce drukowanej, a ich światło jest przenoszone do otworów w przednim panelu za pośrednictwem sześciu plastikowych, przezroczystych rurek. Są one zresztą połączone ze sobą w jeden element. Dziwaczne rozwiązanie i nie mniej osobliwy efekt. Ktoś chyba chciał zaszaleć, ale nie przemyślał sprawy. Świetną robotę wykonali natomiast projektanci obudowy, która nie dość, że jest solidna, sztywna i wykonana z laboratoryjną precyzją, to jeszcze pozostała wolna od jakichkolwiek śrub. Cała pokrywa to jeden aluminiowy profil. Front wraz z gniazdami i wszystkimi elementami mechanicznymi jest na stałe zespolony z płytą główną. Wszystkie śrubki znalazły się z tyłu. Aby dostać się do środka, należy wykręcić każdą jedną z nich, następnie odpiąć cztery złączki od gniazda zasilającego i uziemienia, a potem delikatnie wysunąć całą zawartość do przodu. Konstruktorzy na pewno musieli się trochę nagimnastykować, wykonanie takiej obudowy też musiało być droższe niż wsadzenie elektroniki do typowej skrzynki z nakładaną od góry pokrywą, ale wyszło świetnie.
Konfiguracja
Beyerdynamic DT 990 PRO (250 Ω), Sennheiser HD 600, Sennheiser HD 800 S, HiFiMAN Edition X, Audeze LCD-2, Final Audio Design D8000, Equilibrium Ether Ceramique, Unison Research Triode 25, Equilibrium Tune 33 Light, Enerr Tablette 6S.
Werdykt
Powiedzmy sobie jasno - HDV 820 to wzmacniacz słuchawkowy, któremu naprawdę niewiele brakuje do ideału. Jest dobrze wyposażony i pięknie wykonany, ma na pokładzie nowoczesnego DAC-a i komplet wyjść zapewniających bezproblemową współpracę z wyczynowymi nausznikami, a do tego oferuje pełne, kompletne i znakomicie zrównoważone brzmienie. Gdybym mógł zostawić go na swoim biurku, zrobiłbym to bez zastanowienia. To sprzęt, który nadaje się zarówno do pracy, jak i słuchania muzyki dla przyjemności. Połączenie tych dwóch światów nie jest łatwe. Sennheiser dostarczył mi tyle frajdy, że ociągałem się z jego zwrotem grubo ponad dwa tygodnie. Z punktu widzenia recenzenta, na tym mógłbym zakończyć test. Ale każdy amator hi-endowych słuchawek będzie musiał rozważyć czy warto kupić ten wzmacniacz czy nie. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta, bo i cena jest bardzo wysoka. Gdybym mógł wydać dziesięć tysięcy złotych ot tak, bez żadnych konsekwencji i zastanawiania się czy postąpiłem właściwie, mógłbym zamówić to cudo. Można narzekać, że niemiecka firma dyktuje bardzo ostre warunki, że poprzednia wersja tego wzmacniacza kosztowała znacznie mniej, a i w środku nie ma części wartych choćby jedną piątą tej ceny. Można też szukać konkurencyjnego, tańszego sprzętu. To jeden punkt widzenia. Drugi jest taki, że HDV 820 to jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na rynku. I kropka.
Dane techniczne
Wejścia cyfrowe: 1 x koaksjalne, 1 x optyczne, 1 x USB
Wejścia analogowe: 1 x RCA, 1 x XLR
Wyjścia analogowe: 1 x XLR
Wyjścia słuchawkowe: 1 x XLR/6,3 mm (niezbalansowane), 1 x XLR 4-pin (zbalansowane), 2 x 4,4 mm (zbalansowane)
Maksymalna moc wyjściowa: 480 mW/600 Ω
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 100 kHz
Zniekształcenia: <0,001%
Stosunek sygnał/szum: 115 dB
Pobór mocy: 12 W
Wymiary (W/S/G): 4,4/22,4/30,6 cm
Masa: 2,25 kg
Cena: 10399 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma Aplauz.
Zdjęcia: Sennheiser, Małgorzata Karasińska, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze