Primare DAC30
- Kategoria: Przetworniki i streamery
- Tomasz Karasiński
[English version] Skandynawowie niewątpliwie mają wyczucie stylu. Proste formy i surowe materiały przemawiają do klientów szukających solidnej elegancji. Primare jest jednym z producentów, którzy własny design wypracowali sobie już dawno temu. W świadomości audiofilów szwedzka marka istnieje głównie jako producent wzmacniaczy i odtwarzaczy płyt kompaktowych. Szwedzi jednak nie próżnują, ponieważ stosunkowo szybko wprowadzili do swojej oferty przetwornik DAC30 i odtwarzacz sieciowy NP30. Do swoich wzmacniaczy proponują natomiast łatwe w montażu karty z modułami pełniącymi podobne funkcje. Użytkownik może kupić samą integrę, a później rozszerzyć jej funkcjonalność o funkcje sieciowe lub przetwornik z wejściem USB. Zmianom opiera się natomiast wzornictwo skandynawskich klocków.
Nie mam pojęcia kiedy pojawiły się pierwsze urządzenia utrzymane w tej stylistyce, ale wiem, że było to dawno temu. Mimo to, skandynawskie klocki wciąż wyglądają świeżo i nowocześnie. Na przestrzeni lat wprowadzano w nich drobne modyfikacje, ale pewne znaki szczególne pozostały nietknięte. Pierwszym są śliczne przyciski i pokrętła z czymś w rodzaju kołnierza przylegającego do przedniej ścianki. Wbrew pozorom jest to bardzo wygodne i eleganckie rozwiązanie. Drugi znak rozpoznawczy to front wystający z obudowy, niejako od niej oddzielony. Niektórzy recenzenci pisali nawet o podwójnych przednich ściankach, ale to chyba przesada. Trafniejsza byłaby diagnoza, że między frontem a zasadniczą częścią obudowy mamy tu sporą szparę, która sama w sobie jest całkiem elegancka. Poza tym jasno widać, że to jednolita, metalowa sztaba z delikatnie zaokrąglonymi brzegami. Ta forma jest bardzo charakterystyczna, a co zostanie w niej wyrzeźbione, zależy już od konkretnego modelu.
Wygląd i funkcjonalność
Po ostatnich przygodach ze streamerami poczułem się nieco zawiedziony otwierając pudełko z akcesoriami. Znajdował się tam tylko przewód zasilający. Z jednej strony to audiofilski DAC, więc nawet ten drobiazg wydaje się zbędny. Nabywca takiej maszyny z pewnością ma już dobre sieciówki i interkonekty, a jeśli nie, to prawdopodobnie planuje kupić je w najbliższej przyszłości. Jednak z drugiej strony DAC30 kosztuje ponad dziesięć tysięcy złotych, a w opakowaniu tak wypasionego urządzenia miło jest znaleźć jakieś drobiazgi, które w pewnym sensie podkreślają jego status. Może skandynawscy projektanci uznali, że ich przetwornik niczego takiego nie potrzebuje? W instrukcji obsługi znalazłem wzmiankę o pilocie zdalnego sterowania o symbolu C24. Na zdjęciach wygląda bardzo elegancko, a służy chyba głównie do wyboru wejścia cyfrowego i wygaszania diodek na przedniej ściance. Tuż obok nich znajduje się zresztą czarne oczko odbiornika podczerwieni. Pilot musiał więc zostać u dystrybutora, ale ponieważ w zestawie go nie znalazłem, nie będę się na ten temat wypowiadał.
Sam przetwornik wygląda bardzo, bardzo poważnie. Jak przystało na skandynawski produkt, DAC30 jest wyjątkowo skromny, ale to tylko pozory. Szwedzi musieli przyłożyć się do jego konstrukcji, o czym świadczy w pełni zbalansowany układ i bogactwo gniazd umieszczonych z tyłu. Wejścia cyfrowe ponumerowano od 1 do 5. Pierwsze trzy to identyczne zestawy złożone z gniazda koaksjalnego i optycznego. Wejście czwarte to AES/EBU w formie żeńskiego złącza XLR, natomiast piąte to asynchroniczne USB typu B. Obok znalazło się koaksjalne wyjście cyfrowe, a nieco dalej trójbolcowe gniazdo zasilające i główny włącznik sieciowy. Wyjścia analogowe są dwa - XLR i RCA. Ze względu na budowę stopnia wyjściowego pewnie lepiej byłoby skorzystać z tych pierwszych, ale jako członek klubu Naima nie mam takiej możliwości. Z przodu widzimy tylko dwa przyciski - jeden obsługuje tryb czuwania, drugi pozwala przeskakiwać między wejściami cyfrowymi. Kiedy trafimy na to, które akurat przyjmuje jakiś sygnał, usłyszymy ciche kliknięcie przekaźnika dochodzące z wnętrza obudowy. Białe diody informują o aktywnym wejściu i częstotliwości próbkowania sygnału. Parametry graniczne to 24 bity i 192 kHz.
Instalacja przetwornika w systemie powinna być prosta, choć nie zawsze odbywa się to na zasadzie plug and play. Użytkownicy komputerów z systemem Windows będą musieli pobrać i zainstalować specjalny sterownik ze strony producenta. Trwa to dosłownie minutę, a po wykonaniu operacji można już spokojnie zmienić urządzenie wyjściowe audio i rozpocząć słuchanie. Właściciele komputerów pracujących na systemie OS-X 10.4 lub nowszym nie będą natomiast musieli robić zupełnie nic. DAC30 pojawia się w systemie jako Primare DAC Audio, a nie jakiś niezidentyfikowany pojazd grający lub Tenor 7022. Niby drobiazg, a jednak dla wielu będzie świadczył o poważnym podejściu producenta do tematu.
Urządzenie ma raczej standardowe wymiary i waży aż 8,5 kg. DAC30 stoi na trzech masywnych nóżkach, więc podczas podłączania kabli nie należy opierać się na tylnych narożnikach obudowy aby nie przechylić klocka i nie zrobić krzywdy jemu lub sobie. Muszę jednak powiedzieć, że podczas testu szwedzki przetwornik był bardzo przyjazny w obsłudze, nawet pomimo konieczności zainstalowania sterowników. Nie jest to sprzęt z gatunku tych, którymi można się bawić godzinami. Nie ma tu żadnych gadżetów, wyświetlaczy i skomplikowanych ustawień. Po prawidłowej instalacji w systemie DAC30 ma po prostu grać, wydobywając wszystko co najlepsze z naszej cyfrowej muzyki. Skoro producent deklaruje, że stworzono go z myślą o poprawie brzmienia takich urządzeń jak odtwarzacz CD31, poprzeczka musi być ustawiona wysoko. Ten odtwarzacz był jednym z najlepszych źródeł, jakie zagościły w moim systemie odniesienia na dłuższy czas. Jeżeli zdecydujecie się na ten przetwornik, pozostanie tylko jedno pytanie - czarny czy srebrny? Pamiętajcie tylko, że czarny sprzęt gra lepiej;-)
Brzmienie
Nie tak dawno testowaliśmy przetwornik T+A DAC 8, więc teoretycznie nie wyglądać na zaskoczonego słysząc tak audiofilski dźwięk wydobyty z zapisanych na dysku plików. A jednak DAC30 w pierwszych minutach odsłuchu trochę mnie zmiażdżył, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mniejszy i nieco tańszy przetwornik T+A zachowywał się bardzo poprawnie, natomiast Primare to prawdziwa bestia. Jego celem jest wyciągnięcie z muzyki wszystkich szczegółów i udowodnienie niedowiarkom, że dźwięk z komputera może być nie tylko naturalny, ale też wciągający i pełen energii. W tym przypadku to chyba mikrodynamika stanowi klucz do sukcesu. Inaczej nie potrafię sobie wytłumaczyć tej zadziorności szwedzkiego przetwornika. Jego brzmienie wręcz nieustannie wibruje, jakby było na jakimś dopalaczu. Wystarczy włączyć coś prostego, byle gitarę z wokalem, a już pojawia się czad. Wszystko delikatnie przyspiesza, przekaz staje się niesamowicie wyrazisty, czytelny i realistyczny. Primare nie bawi się w podchody, nie rozgrzewa się aby kupić nas dopiero wtedy, gdy wyłączymy go z systemu. Zamiast tego ładuje już od pierwszych dźwięków, wyraźnie dając do zrozumienia, że właśnie wskoczyliśmy na wyższy poziom i będziemy chcieli na nim pozostać.
Kiedy słyszę takie rzeczy, początkowo podchodzę do nich z rezerwą. Głos doświadczenia w mojej głowie podpowiada, że takich rewelacji nigdy nie dostaje się za darmo. Takie brzmienie często staje się nudne lub nawet irytujące już po kilku dniach. Nastawiałem się na to, że przy którymś kolejnym albumie odkryję w nim jakąś dużą wadę. Poczekałem więc z pisaniem i dość długo słuchałem szwedzkiego przetwornika z pewną rezerwą. Playlistę odwiedzili już tacy wykonawcy, jak Hidden Orchestra, Hiatus, Trifonic, Bonobo, Marcus Schulz, Dream Theater, Drowning Pool, Serj Tankian, Tool, Alanis Morissette, Madonna, Loreena McKennitt, Elsiane, Ludovico Einaudi, Sub Focus czy Lana Del Rey. Nie licząc klasyki, której już nawet nie zapisywałem. To spory przekrój muzycznych klimatów i jakości nagrań, a mimo to wciąż słuchało mi się dobrze. Potencjalna wada, której obawiałem się na początku, jakoś się nie ujawniła. Czyżby jednak trafił mi się przetwornik, który rzuca wyzwanie starym formatom, pozostając jednocześnie na tyle audiofilskim i uniwersalnym źródłem, żeby nie wyłożyć się na żadnej muzyce?
Cóż, na to właśnie wygląda. Nie myślcie, że traktowałem szwedzkie źródło z jakąś wrogością. Po prostu im droższe urządzenie przede mną stoi, tym bardziej jestem w stosunku do niego krytyczny. Tutaj jednak nie mam się do czego przyczepić. Oczywiście nie jest to idealny sprzęt dla fanów ciepłego, lampowego brzmienia. Primare celuje w zupełnie inną estetykę i pod wieloma względami realizuje swoją misję perfekcyjnie. Ale czy od pierwszego urządzenia w torze powinno się wymagać ciepłej barwy i łagodności? To oznaczałoby, że brzmienie już na starcie będzie w jakiś sposób spaczone. Primare wychodzi z założenia, że rolą przetwornika jest podanie wzmacniaczowi naturalnego i zrównoważonego sygnału oraz przekazanie tak wielu szczegółów, jak to tylko możliwe. Po kilku dniach słuchania mogę powiedzieć tylko, że takich siódmych potów nie wyciągnął u mnie z plików jeszcze żaden przetwornik.
Szybkość i dynamika tego dźwięku robi naprawdę duże wrażenie. W parze z energią przekazu idzie przestrzeń. Szeroka, pełna powietrza i poukładana. Bas? Po prostu jest. DAC30 nie narzuca mu konkretnego charakteru. Raz zabrzmi więc potężnie i tłusto, a kiedy indziej szybko i punktowo. Nie ma reguły. Obcując z tak wyrafinowanym źródłem szybko dochodzimy do wniosku, że największy wpływ na ostateczny rezultat ma jakość nagrania. W pewnym sensie to oczywiste, ale słuchając przetworników z niskiej półki nie usłyszymy aż takich różnic między odtwarzanymi plikami. Inwestując w DAC-a tysiąc złotych z małym kawałkiem możemy się spodziewać brzmienia naturalnego, ale w dużej mierze uśrednionego i wypłukanego z detali. Wchodząc na tak zwaną średnią półkę możemy już wziąć na celownik porównywalne cenowo odtwarzacze płyt kompaktowych, ale nie powiedziałbym, żeby tego typu maszyny przyprawiały mnie o dreszcze. Zwykle dają brzmienie poprawne, ale daleko im do audiofilskiej magii. DAC30 jest natomiast jednym z tych urządzeń, które udowadniają, że muzyka z plików może wywołać ciarki na plecach. Jest aż tak dobry.
Budowa i parametry
Primare DAC30 to wysokiej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy, który pod względem ceny spokojnie można zaliczyć do najlepszych konstrukcji tego typu na rynku. W niemal pancernej obudowie kryje się układ zbudowany w całości na jednej, dużej płytce drukowanej. Ciekawostką jest zastosowanie transformatora typu R-Core w zasilaczu. Nieopodal znajduje się także pionowa, metalowa płytka w kształcie litery "L" pełniąca funkcję radiatora. Sporą część ciepła oddaje ona do podstawy, do której została przykręcona z wykorzystaniem pasty termoprzewodzącej. W zasilaczu mamy tak naprawdę 8 osobnych obwodów - trzy dla sekcji analogowej, cztery dla cyfrowej i jeden dla trybu czuwania.
Jeśli chodzi o samą sekcję przetwornika i analogowe układy wyjściowe, producent skorzystał z rozwiązań zastosowanych już wcześniej w uniwersalnym odtwarzaczu BD32. Ortodoksyjnym audiofilom być może nie przypadnie to do gustu, ale konstruktorzy najwyraźniej doszli do wniosku, że nie ma sensu po raz kolejny wymyślać czegoś, co zostało już wymyślone. Sygnał trafia najpierw do odbiornika i konwertera SRC4392 pracującego na częstotliwości próbkowania 192 kHz. Następnie pałeczkę przejmuje 24-bitowy przetwornik Crystal DSD CS4398. W stopniu wyjściowym pracują wzmacniacze operacyjne Burr-Brown OPA2134, kondensatory foliowe dostarczone przez takich producentów, jak WIMA i EPCOS, wysokiej jakości oporniki firmy MELF, kondensatory Sanyo z serii OS-CON i tranzystory MOS-FET.
W tabeli danych technicznych uwagę zwraca przede wszystkim poziom sygnału na wyjściach analogowych. Bez względu na to, czy zdecydujemy się na gniazda zbalansowane czy niezbalansowane, będzie to 4,3 V, a więc szczególnie w przypadku wyjścia RCA znacznie więcej, niż standardowe 2 V. DAC30 będzie grał głośniej, niż większość źródeł i warto mieć to na uwadze podczas odsłuchu. Impedancja wyjściowa wynosi 100 omów w przypadku gniazd RCA i 110 omów na wyjściach XLR. Godny uwagi jest też odstęp sygnału od szumu na poziomie 120 dB.
Konfiguracja
Naim CD5 XS, Naim NAC 152 XS Naim NAP 155 XS, Albedo Geo, Audium Comp 5, Divine Acoustics Proxima, AriniAudio Individual, Enerr Tablette 6S, Gigawatt LC-2 mkII, Audioquest NRG-2, Ostoja T1.
Werdykt
Jeżeli ktoś ogląda zgrywane z kina filmy na małym laptopie, to nawet zrozumiem, jeśli nie spodoba mu się "Incepcja", "Mroczny Rycerz", "Grawitacja", "Prestiż" albo chociażby "Stoker". Analogicznie jeżeli audiofil przyzwyczajony do hi-endowych odtwarzaczy postanowi wejść w świat plików za pomocą budżetowego przetwornika lub gniazda USB we wzmacniaczu, to nie ma się co spodziewać cudów. Słuchanie plików daje sporo przyjemności nawet w takim prostym wydaniu, ale jeżeli chcemy się bawić na poważnie i odkryć, co oferuje cyfrowa muzyka w naprawdę audiofilskim wydaniu, musimy być gotowi do poświęceń. DAC30 wymaga od nas właściwie tylko jednego poświęcenia - finansowego. Po wyjściu ze sklepu z uszczuplonym portfelem możemy być pewni, że czekają nas już same przyjemności. Bez dyplomu inżyniera informatyki, kabli z kosmicznego pyłu, dodatkowych konwerterów i gęstych plików można swobodnie wejść na poziom zarezerwowany dla hi-endowych źródeł. Fantastyczna maszyna!
Dane techniczne
Rodzaj przetwornika: 24-bitowy
Wejścia cyfrowe: 3 x koaksjalne, 3 x optyczne, USB, AES/EBU
Wyjścia audio: RCA, XLR
Wyjście cyfrowe: koaksjalne
Stosunek sygnał/szum: 120 dB
Wymiary (W/S/G): 9,5/43/37 cm
Masa: 8,5 kg
Cena: 10490 zł
Sprzęt do testu udostępniła firma Voice.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Nagroda
Komentarze