Triangle Australe EZ
- Kategoria: Kolumny i głośniki
- Tomasz Karasiński
Francuzi uwielbiają robić wszystko po swojemu. Nie zawsze wychodzą na tym dobrze, ale nawet kiedy coś nie idzie po ich myśli albo świat nie doceni ich geniuszu, nie zrażają się, nie porzucają swoich marzeń i nie chowają kreatywności do szuflady. Nie wiem, może po prostu nie lubią powielać istniejących schematów tylko po to, aby zarobić na bagietkę. Wiele nacji nie ma z tym najmniejszego problemu, ale dla francuskich inżynierów projektowanie kolejnego nudnego pociągu, kolejnego standardowego samolotu lub kolejnych zwyczajnych zestawów głośnikowych oznaczałoby, że zamiast życia wybraliśmy wegetację - zdusiliśmy w sobie duszę odkrywcy i czekamy na śmierć, zalewając świat paskudnym szajsem. Wybór ryzykownej ścieżki może oczywiście mieć dwojaki skutek - albo się uda, albo nie. Tyle, że o porażkach z czasem zapominamy, a sukcesy długo działają na naszą wyobraźnię. Dzięki temu wiemy, czym jest TGV albo Concorde. Każdy audiofil kojarzy też markę Triangle. Nie dlatego, że produkowane przez nią kolumny są absolutnie wyjątkowe, łamią wszelkie normy i grają jak żadne inne. Ciężko znaleźć w nich materiały nieznane fizyce i rozwiązania, jakich nie stosowałaby żadna inna manufaktura. Mimo to, hmm... Coś w tych Triangle'ach, kurczę, jest. Było od kiedy pamiętam. I słyszę to za każdym razem, kiedy mam do czynienia z kolejnymi zestawami tej marki. Wszystko jedno, czy mówimy o stosunkowo niedrogich monitorach, czy wielkich, hi-endowych podłogówkach. Tym razem postanowiłem zmierzyć się z kolumnami, które pod wieloma względami wydają się być naprawdę nieprzeciętne. Są wielkie, potężne i majestatyczne ale dziwnie smukłe. Mają szklane cokoły i dodatkowe tweetery skierowane do tyłu. Przetworniki są oczywiście autorskie, nie do podrobienia, za to obudowy - klasyczne, prostopadłościenne, pozbawione jakichkolwiek udziwnień. Przed nami Australe EZ.
Opisywane zestawy należą do serii Esprit EZ, która została zaprezentowana niespełna sześć lat temu i wciąż cieszy się sporym powodzeniem wśród audiofilów szukających ciekawych kolumn ze średniej półki cenowej. Sądząc po liczbie pytań i komentarzy, największe zainteresowanie generują monitory Comète EZ i podłogówki Antal EZ, co nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem, bowiem te pierwsze testowaliśmy i wypadły świetnie, a drugie to najnowsza generacja zestawów, które w pewnych kręgach mają już właściwie status kultowych. Każdy doświadczony miłośnik grającej aparatury wie, że Antale, dobry wzmacniacz lampowy, neutralne źródło, srebrne kable i odpowiedni pokój to sprawdzony przepis na sukces. Mam nawet wrażenie, że właśnie ten model został wskazany przez producenta i jego partnerów handlowych jako "singiel" mający promować całą serię Esprit EZ. Niestety, w Polsce jej premiera zbiegła się w czasie ze zmianą dystrybutora, przez co wszystkie działania promocyjne trochę się rozmyły. Antale EZ już wchodziły na nasz rynek, pierwsze pary już pojawiały się w autoryzowanych salonach, już szykowałem się, aby posłuchać ich z jakąś dobrą lampą, a potem wszystko zostało wstrzymane i trzeba było poczekać na decyzje z góry i kolejną dostawę. Swoją drogą, niejedna manufaktura na przestrzeni sześciu lat zdążyłaby już wprowadzić jedną lub dwie kolejne generacje takich kolumn, nawet jeśli taka zmiana miałaby tylko podtrzymać zainteresowanie klientów, umożliwić dystrybutorom wystawianie nowych modeli w kolejnych testach itd. Tymczasem rodzina Esprit EZ ma się dobrze i nie słyszałem, aby firma z Soissons szykowała jej kolejną generację. Ten moment na pewno nadejdzie, ale... Nie dziś. Dziś zajmujemy się flagowym modelem z tej serii. Modelem, który na pierwszy rzut oka wygląda po prostu jak duża, smukła, elegancka kolumna wolnostojąca, ale tak naprawdę jest czymś więcej. Tańszym odpowiednikiem Magellanów Quatuor? Alternatywą dla potężnej podłogówki Genèse Lyrr?
Wygląd i funkcjonalność
Triangle przyjechały do naszej redakcji na palecie, co nie zdarza się zbyt często. Pewnie dlatego, że raczej niechętnie pakuję się w testowanie ekstremalnego hi-endu. Częściowo dlatego, że nie należę do ludzi, których kręci wyłącznie to, co najdroższe i najbardziej ekstremalne, a częściowo dlatego, że produkowanie recenzji sprzętu z najwyższej półki jest moim zdaniem sztuką dla sztuki. Owszem, przyciąga uwagę, ale nie ma sensu praktycznego. Jest tylko wycieczką do świata, w którym nie ma żadnych ograniczeń. Problem w tym, że w którymś momencie trzeba wrócić na ziemię. Posłucha sobie człowiek takiego cuda i co? Kupić nie kupi, bo go nie stać. Tak samo, jak znakomitej większości tych, którzy taką recenzję przeczytają. Przepraszam, ale gdyby było mnie stać na kolumny za kilkadziesiąt tysięcy złotych, w nosie miałbym opinię Karasińskiego, Stryjeckiego, Kulpy, Kisiela, Pacuły, Olszewskiego, Ryki, Grzyba albo kogo tam jeszcze (kolejność zupełnie przypadkowa). W tym samym nosie miałbym wszelkiego rodzaju prezentacje, wystawy i sklepy, które mogą łaskawie ściągnąć interesujący mnie sprzęt i zaprosić mnie na piątek po południu. Wykonałbym kilka telefonów i znalazł ludzi, którzy z przyjemnością zorganizują odsłuch w moim salonie, a po kilku takich sesjach dokładnie wiedziałbym, które kolumny sprawdziły się najlepiej. Należy jednak zwrócić uwagę, że umowna granica hi-endu szybko przesuwa się w górę. Żyjąc z dnia na dzień, inflacji raczej się nie zauważa, ale jeżeli kiedyś znajdziecie w domu kilkuletnią ulotkę z lokalnego supermarketu i porównacie ceny z aktualnymi... Niewesoło, prawda? Dlatego może najwyższy czas zrewidować swoje poglądy albo przynajmniej mocno przesunąć granicę tego, co uważamy za hi-end. Widok ciężarówki z windą jednoznacznie kojarzy mi się z urządzeniami kosztującymi grubo powyżej 30000 zł. Triangle załapały się na taki transport nie ze względu na cenę, lecz gabaryty - kartony sięgające mi do ramion, a w nich kolumny mierzące niemal 120 cm i ważące 38,8 kg każda.
TEST: Triangle Comète EZ
Rozpakowywanie francuskich podłogówek przebiegło zaskakująco szybko i bezproblemowo, choć z pewnością przyda się do tego pomoc drugiej osoby. Oprócz zawiniętych w ochronne woreczki skrzyń z kartonów wyjmujemy pudełka z cokołami i akcesoriami. Muszę przyznać, że ten element zrobił na mnie największe wrażenie. Kolumny kolumnami, są po prostu wysokie i ciężkie, ale szklane podstawy z czterema metalowymi, nagwintowanymi tulejami i pełny komplet śrub, nóżek i kolców to coś, czego nie znajdziemy nawet w niektórych znacznie droższych zestawach głośnikowych. Od momentu wprowadzenia serii Esprit EZ na rynek zastanawiałem się, czy szklane cokoły stabilizujące sprawdzają się w praktyce, czy nie sprawiają problemów zarówno podczas montażu i instalacji kolumn, jak i w codziennym użytkowaniu. Teraz mogę powiedzieć, że to bardzo praktyczne rozwiązanie. Integralnym elementem szklanej płyty jest gruby kawałek miękkiej gumy pokryty licznymi otworami. Gumowe podkładki znajdziemy również na czterech śrubach, którymi należy przykręcić potężny cokół do każdej z kolumn. Między szklanymi płytami a podłogę możemy zamontować dołączone do kompletu gumowe nóżki lub metalowe kolce z podkładkami. Francuzi pomyśleli więc o wszystkich rodzajach podłoża i zadbali o to, aby świeżo upieczony właściciel Australi EZ nie musiał pędzić do najbliższego supermarketu budowlanego po odbojniki lub gumowe podkładki ani zamawiać audiofilskich nóżek z odpowiednim gwintem za dwa tysiące złotych.
Jeśli zaś chodzi o same skrzynie, są po prostu potężne. Oglądając zdjęcia na stronie producenta, zastanawiałem się, czy w rzeczywistości Australe EZ naprawdę są tak smukłe. I owszem, są. Ale stosunkowo wąskie fronty nie zmieniają faktu, że mamy do czynienia z wysokimi, głębokimi i ciężkimi kolumnami, które bez wyjątkowo szerokich, szklanych cokołów łatwo byłoby przewrócić, a z nimi każda paczka zajmuje jednak sporo miejsca na podłodze. Nie sądzę, aby melomanom zainteresowanym takimi zestawami jakoś szczególnie to przeszkadzało, ale swoim wyglądem Australe EZ wyraźnie dają nam do zrozumienia, że nie powinniśmy wciskać ich byle gdzie. Sprawiają wrażenie wąskich, może nawet filigranowych tylko wtedy, gdy patrzymy na nie od przodu. I tylko dlatego, że francuscy projektanci wykorzystali powierzchnię frontu niemal do ostatniego milimetra. Nawet kosze 16,5-cm głośników są ścięte po bokach, dzięki czemu szerokość skrzynek wynosi zaledwie 20 cm. Mimo to, wysokie na niecałe 120 cm kolumny z trzema wooferami, dmuchającym do przodu bass-reflexem, białym głośnikiem średniotonowym i dwoma tubowymi tweeterami to coś, co normalnie widuje się w wyższych przedziałach cenowych. Zamożni właściciele wielkich domów potrzebują olbrzymich głośników i potężnych wzmacniaczy, więc producenci hi-endowej aparatury z przyjemnością takowe im dostarczają, ale najczęściej oznacza to przekroczenie pułapu 20000 zł. Zastanawiam się nawet, czy Australe EZ nie są najtańszymi tak potężnymi kolumnami wyposażonymi w dodatkowy głośnik umieszczony na tylnej ściance. Hmm... Być może coś sensownego by się znalazło, ale od tego są raczej takie konstrukcje, jak Opera Grand Callas czy Sonus Faber Aida. Nawet jeśli zajrzymy do katalogu Triangle'a, kolejnymi kolumnami wyposażonymi w tweeter skierowany do tyłu są... Genèse Lyrr? Nie. Signature Alpha? Nie. Okazuje się, że są to Magellany Quatuor, których para kosztuje 81500 zł, czyli prawie pięć razy tyle, ile zapłacimy za Australe EZ. Oczywiście, jeśli komuś zależy na spektakularnej przestrzeni charakterystycznej dla dipoli, może także wziąć pod uwagę elektrostaty i magnetostaty lub inne niestandardowe konstrukcje w stylu Gradientów Revolution MK IV, ale i tutaj tanio nie będzie. Nawet mniejsze, aczkolwiek wyjątkowo dizajnerskie podłogówki 1.4 wyceniono na 24990 zł za parę. W ogóle kolumny wyposażone w głośniki średniotonowe lub wysokotonowe zamontowane na ściance innej niż przednia to zjawisko występujące niemalże tylko w świecie hi-endu. Nie mówię tu o modelach zbudowanych z myślą o pracy w systemach Dolby Atmos, ale normalnych zestawach stereofonicznych. Dawno temu takie kolumny można było znaleźć na przykład w katalogu firmy Castle, a dziś? Sonus Faber, Thöress, Opera, Triangle i...? Tak na szybko to tyle.
Wracając do kwestii wyglądu, rodzajów wykończenia oferowanych przez producentów audiofilskich kolumn, ostatnio można tu zauważyć wyraźny zwrot w kierunku naturalnych fornirów. Czyżby klienci mieli dość błyszczących lakierów? Widać to u Audio Physica, widać u Focala, więc i innym producentom nagle się trochę "odwidziało" i jak jeden mąż zaczęli uzupełniać gamę kolorystyczną fornirami, przy czym tak, jak kiedyś numerem jeden była czereśnia, teraz prym wiedzie orzech. Francuzi zauważyli ten trend, w związku z czym Australe EZ otrzymaliśmy właśnie w takiej wersji. W ofercie są nawet dwie wersje drewniane - orzech i złoty klon (pomijając okleinę w kolorze czarnym - taka odmiana jest tańsza, ale producent nawet nie chwali się nią na swojej stronie internetowej). Moim zdaniem wygląda to raczej jak jasny i ciemny orzech, ale jak zwał, tak zwał. Dostarczona do testu para bardzo mi się spodobała, ale słyszałem też głosy, że orzechowy fornir nie pasuje do smukłej, nowoczesnej sylwetki tych kolumn, a tym bardziej do czarnego, szklanego cokołu i białych membran głośników średniotonowych. Gdybym miał wybierać, prawdopodobnie zdecydowałbym się na biały lakier o wysokim połysku (fajny kontrast między obudową a czarnymi cokołami, głośnikami i bass-reflexem). A propos bass-reflexu, tunel jest tylko jeden i umieszczono go na przedniej ściance, co wzmacnia wrażenie, że mamy do czynienia z potężnymi, bardzo wysokimi kolumnami. W mniejszych podłogówkach Antal EZ i Gaia EZ między wooferami a portem wentylacyjnym znalazło się miejsce na chromowaną tabliczkę znamionową, tutaj zaś front jest zabudowany do ostatniego centymetra, w związku z czym nazwę producenta zobaczymy tylko pod wylotem bass-reflexu (w tym samym miejscu napis umieszczono na materiałowej maskownicy zakrywającej całą przednią ściankę), a jego logo - na szklanym piedestale. Z tyłu mamy eleganckie, podwójne gniazda oraz tweeter umieszczony na tej samej wysokości, co jednostka wysokotonowa grająca do przodu. Pod tym dodatkowym głośnikiem znalazła się mała tabliczka z graficznym opisem systemu (DPS) Dynamic Pulse System. Co ciekawe, zdaniem francuskich inżynierów rozwiązanie to ma nie tylko wzmacniać efekty przestrzenne, ale także niwelować efekt zbyt bliskiego dosunięcia kolumn do ścian.
Nie jestem jednak przekonany, czy właśnie ten wymiar będzie największym zmartwieniem świeżo upieczonych właścicieli Australi EZ. Są to przecież zestawy przeznaczone do nagłaśniania dużych pomieszczeń, w których nie trzeba upychać sprzętu po kątach. Co więcej, dmuchający do przodu bass-reflex sprawia, że opanowanie basu nie jest wielką sztuką. Udało mi się to nawet w dobrze zaadaptowanym akustycznie, 35-metrowym pokoju, i to bez odsuwania kolumn od tylnej ściany na dwa metry. Problemem jest natomiast wysokość francuskich skrzyń. Raczej nie ma co marzyć o tym, aby tweetery znalazły się na wysokości uszu. Chyba, że usiądziemy na oparciu kanapy lub fotela - wtedy faktycznie to jest do zrobienia. Teoretycznie od razu mamy tu do pokonania pewien błąd, ale czy to naprawdę takie ważne? Myślę, że do Triangle trzeba potraktować tak, jak wynalazki w rodzaju monitorów stawianych na podłodze (Klipsch Heresy III). Może nie jest to zgodne z zasadami, ale przecież w życiu nie chodzi o to, aby zawsze robić to, co ubzdurało się ekspertom. Australe EZ są potężne, a wieńczące je tubowe tweetery jednoznacznie sugerują, że podczas odsłuchu będziemy się przede wszystkim dobrze bawić - cieszyć prawdziwie koncertowym brzmieniem, a nie mierzyć wszystko od linijki i bawić się w realizatora nagrań, które dawno już zostały zrealizowane. Mimo to, naszła mnie myśl, że może Francuzi powinni byli zamienić głośnik średniotonowy i tweeter miejscami? Wielu producentów nieprzeciętnie wysokich kolumn stosuje taki zabieg. Australe EZ wyglądałyby wtedy jeszcze bardziej wyjątkowo, a scena stereofoniczna prawdopodobnie lekko by się obniżyła, dzięki czemu nie mielibyśmy wrażenia, że siedzimy w pierwszym rzędzie i musimy zadzierać głowę do góry. Chociaż... Jak się człowiek porządnie zrelaksuje, zatapiając się w kanapie, przyjmując niemalże pozycję horyzontalną i sącząc ulubiony trunek, to nawet ma to sens.
Dmuchający do przodu bass-reflex sprawia, że opanowanie basu nie jest wielką sztuką. Udało mi się to nawet w dobrze zaadaptowanym akustycznie, 35-metrowym pokoju, i to bez odsuwania kolumn od tylnej ściany na dwa metry. Problemem jest natomiast wysokość francuskich skrzyń. Raczej nie ma co marzyć o tym, aby tweetery znalazły się na wysokości uszu. Chyba, że usiądziemy na oparciu kanapy lub fotela.Minusy? Powinienem pewnie powiedzieć, że jedynym jest cena, ale nie jestem co do tego przekonany. Patrząc na wyjątkową konstrukcję opisywanych zestawów i potencjalnych rywali Australi EZ, nie mogę się zdecydować, czy 17695 zł za parę (w droższym wariancie wykończenia) to dużo czy mało. Autentycznie nie wiem, co pewnie oznacza, że producent podał bardzo adekwatną kwotę. Różnica między opisywanymi kolumnami a mniejszymi Antalami EZ (11995 zł za parę) również wydaje się rozsądna. Za niecałe sześć tysięcy złotych więcej dostajemy znacznie potężniejsze kolumny z dodatkowym tweeterem, a więc produkt, jakiego - jeśli mówimy o zestawach renomowanych producentów, a nie samoróbkach, przeróbkach i innych wynaturzeniach - próżno szukać w tym przedziale cenowym. Tak naprawdę, nie pasują mi tutaj tylko dwie rzeczy. Pierwsza to brak możliwości regulacji tweetera w jakikolwiek sposób. Wielu producentów oferujących takie rozwiązanie zdaje sobie sprawę z tego, że jego skuteczność będzie zależała od akustyki pomieszczenia odsłuchowego i ustawienia kolumn, nie mówiąc już o naszych subiektywnych odczuciach. To, co dla niektórych będzie ciekawym dodatkiem zwiększającym realizm przekazu, przez innych zostanie odebrane jako uprzestrzennianie dźwięku, które w niewielkich dawkach jest w porządku, ale w zbyt wysokich - nie. Zamiast chromowanej tabliczki z emblematem systemu DPS, inżynierowie Triangle'a mogli zamontować pod tweeterem pokrętło lub zworki służące do stłumienia pracy tylnego tweetera w kilku krokach. Naturalnie, jego całkowite wyłączenie mija się z celem, bo po co wtedy kupować takie paczki? Wystarczy wybrać Antale EZ i zamontowanymi z tyłu głośnikami się nie przejmować. Poza tym... Umieszczone z tyłu tweetery mają zniwelować efekt zbyt bliskiego dosunięcia kolumn do ścian? Nie wiem, kto to wymyślił, ale mam nadzieję, że jest to jakiś błąd w tłumaczeniu. Tu dochodzimy do mojego drugiego problemu z testowanymi podłogówkami. Są oczywiście imponujące, ale Genèse Lyrr kosztują raptem trzysta złotych więcej. Mają taki sam układ przetworników (bez zamontowanego z tyłu tweetera), obudowy z zakrzywionymi bokami, duże podstawy z systemem SPEC, tunele rezonansowe Twin Vent i parę innych atrakcji. Dodatkowo są jeszcze wyższe i bardziej imponujące od Australi EZ. Wydają się bliżej spokrewnione z droższymi Signature'ami i Magellanami. Noo, tak... Obawiam się, że ciężko byłoby mi zrezygnować z Lyrrów na rzecz Australi EZ, a już z całą pewnością nie kupiłbym tych drugich bez porównania z pierwszymi. Chyba, że opisywane podłogówki mają coś, czego nie dostaniemy ani w kolumnach z serii Genèse, ani w jeszcze droższych Signature'ach.
Brzmienie
Teraz dopiero zaczyna się jazda... Okazuje się, że mają. Zdecydowanie. Mogę to napisać z pełnym przekonaniem, bowiem Lyrry przetestowałem ponad dziesięć lat temu dla miesięcznika "Hi-Fi i Muzyka", a Signature Delta były jednymi z pierwszych hi-endowych kolumn opisywanych już na łamach StereoLife. Oba modele przypadły mi do gustu, jednak kiedy pierwsze dźwięki popłynęły z Australi EZ, wiedziałem już, że mam do czynienia z zupełnie, ale to zupełnie inną konstrukcją, a nawiązania do wymienionych wyżej modeli będą nie na miejscu. Nie chodzi nawet o to, że tych kolumn nie łączy zupełnie nic. To byłaby przesada, bo Australe EZ potrafią pokazać charakterystyczną dla zestawów tej marki szybkość i swobodę grania. Do zapisanego w mojej pamięci dźwięku pasowały też niskie tony. Były zaskakująco zwinne, sprężyste i zebrane w sobie, choć - co przy takiej obfitości wooferów nie powinno nikogo zaskoczyć - odpowiednio głębokie, mocne i gęste. Opisywane zestawy z pewnością można zaliczyć do tych grających bardzo ekspresyjnie, co również idealnie wpisuje się w firmową filozofię obchodzenia się z muzyką. O ile jednak porównywalne gabarytowo modele z serii Genèse i Signature budowały ów ekspresyjny charakter na szybkości, przejrzystości i przyciąganiu uwagi słuchacza w kierunku wysokich tonów, Australe EZ używają do tego zupełnie innych narzędzi - koncertowej skali dźwięku i nieprawdopodobnej, trójwymiarowej przestrzeni.
Jeżeli spodziewaliście się, że dwa tubowe przetworniki wysokotonowe będą oznaczały zdwojoną moc francuskiej góry pasma, a więc bezkompromisowe cięcie dźwięku żyletką, może nawet z lekkim syczeniem i lekko metalicznym nalotem, będziecie... No właśnie - albo rozczarowani, albo pozytywnie zaskoczeni. Moim zdaniem wysokie tony w wydaniu Australi EZ są po prostu znakomite. Teoretycznie tubowy tweeter powinien ciąć, kąsać, a nawet piszczeć i podkreślać każde, nawet najdelikatniejsze trącenie struny, każdy wdech i każde stuknięcie paznokciem w klawisz fortepianu, ale ten jakoś tego nie robi. Zachowuje jednak charakterystyczną dla tego typu głośników rozdzielczość i świeżość. Może nie każdy spodziewa się tego po francuskich kolumnach, ale góra nie jest podawana w zbyt dużych ilościach. I nie jest to pierwszy tego typu przypadek. Mam wrażenie, że już jakiś czas temu konstruktorzy Triangle'a postanowili ucywilizować brzmienie swoich głośników, starając się zachować ich dotychczasowe zalety. No bo skoro wysokie tony dzieliły melomanów, z których część mówiła, że tak rozdzielcza i świeża góra pasma jest super, a część takiego dźwięku nie trawiła i wybierała kolumny o bardziej neutralnym brzmieniu, rozwiązanie problemu wydawało się banalnie proste - trzeba montować takie same tweetery, ale delikatnie je uciszyć i nastroić tak, aby góra płynnie łączyła się ze średnicą. Australe EZ to już któryś z rzędu model Triangle'a, w którym wysokie tony cofnięto dosłownie o pół kroku, dzięki czemu wcale nie tracimy detali, a zyskujemy sporo jeśli chodzi o spójność. Brzmienie jest może mniej oryginalne, ale bardziej uniwersalne i łatwiej przyswajalne. Mimo to, żeby duńskie kolumny (Audiovector QR5) oferowały ostrzejszą, lżejszą i bardziej charakterną górę niż francuskie paczki z dwoma tubowymi tweeterami? Gdzie ja jestem? O co chodzi? Coś się na tym świecie naprawdę ostro popierniczyło:-)
Zanim przejdę do głównego dania, wspomnę jeszcze o niskich i średnich tonach. Jeśli chodzi o te pierwsze, Francuzi naprawdę się postarali. Trochę się tego dołu obawiałem, a szybko okazało się, że moje zaniepokojenie było zupełnie bezpodstawne. W tym przypadku większa liczba głośników wcale nie oznacza, że w każdych warunkach uzyskamy ogromny, atomowy, pogrubiony lub nawet dudniący bas. Niskie częstotliwości są po prostu swobodne i pewne swej jakości, a przez to bardziej przekonujące. A ponieważ trzy głośniki poruszają się szybciej niż jedna wielka membrana, Triangle potrafią nie tylko zejść bardzo nisko, ale także szybko i zdecydowanie kopnąć w brzuch. Podczas odsłuchu odpaliłem chyba większość najtrudniejszych do prawidłowego odtworzenia kawałków, a Australe EZ nic sobie z tego nie robiły. Jakby wciąż miały ogromny zapas herców i decybeli do wykorzystania. Ależ jest power w tym basie! I to nie taki, żeby wszystkie lżejsze przedmioty w pomieszczeniu wzbudzały się pod wpływem jednostajnego buczenia przysłaniającego całą resztę. Nie. Ilościowo jest w sam raz (zakładając rzecz jasna, że kolumny wylądują w sporym pomieszczeniu przystosowanym do słuchania muzyki, a nie małym pokoiku z gołymi ścianami), ale jest głębia, jest mięso, jest motoryka i nieprawdopodobne uderzenie. Nie jest to ani bezwładne bulgotanie, ani suche, kartonowe pukanie. To dokładna odwrotność takiego basu. Połączenie najlepszych cech, jakie można sobie wyobrazić. Jeżeli więc ślinicie się do Triangli ze względu na sześć 16,5-cm wooferów, nie zawiedziecie się. Jeśli zaś chodzi o średnicę, mógłbym powtórzyć wszystko, co napisałem w teście monitorów Comète EZ. Jest naturalna, czytelna, bezpośrednia, klarowna i odpowiednio szybka, ale nie brak jej barwy i wypełnienia. Nie wiem tylko, czy reprezentuje sobą poziom jakościowy, jakiego oczekiwalibyśmy od kolumn za niecałe osiemnaście tysięcy złotych. Comète EZ kosztują obecnie 5995 zł w droższym wariancie wykończenia i w tym przedziale cenowym ich średnica jest super. Za trzy razy większe pieniądze lub ciut więcej możemy natomiast kupić coś takiego, jak ATC SCM40, Harbeth Super HL5 Plus, Audiovector R3 Signature albo Graham Audio LS5/9, a z taką średnicą trudno będzie wygrać. Tyle, że nie dostaniemy wtedy całej reszty. Wspominam o tym tylko dlatego, aby podkreślić, że nie każde kolumny mogą robić wszystko wzorowo i być najlepsze we wszystkim. Niezależnie od ceny zawsze jest to kwestia wyboru.
Najbardziej charakterystyczna w brzmieniu francuskich podłogówek jest jednak przestrzeń. Przed rozpoczęciem odsłuchu spodziewałem się, że działanie zamontowanego z tyłu tweetera będzie dość delikatne, bo nieliczni producenci stosujący to rozwiązanie wychodzą z założenia, że jest to jedynie dodatek, którego zadaniem jest poszerzenie, a właściwie pogłębienie sceny stereofonicznej w taki sposób, aby słuchacz nie przypisywał trójwymiarowej przestrzeni głośnikom grającym do tyłu. Powinien mieć wrażenie, że stojące przed nim kolumny po prostu tak mają - grają naturalnie i prawidłowo, ale przy okazji potrafią zbudować nieprawdopodobnie wciągającą panoramę dźwiękową i sprawić, że pokój odsłuchowy zamieni się w prawdziwą salę koncertową. W przypadku Triangli również tak się dzieje. Dźwięk jest wyjątkowo otwarty i przestrzenny. Z tą różnicą, że francuscy projektanci wybrali metodę szokową. Ani przez chwilę nie mamy wątpliwości, że zamontowane z tyłu głośniki wysokotonowe pracują i że to właśnie im zawdzięczamy ten niecodzienny efekt. Nie zostały nastrojone tak, aby delikatnie dopalić przestrzeń. Oj, nie... Nie rozumiem również, w jaki sposób miałyby niwelować efekt zbyt mocnego dosunięcia kolumn do ściany. Jeśli już, przestrzeń będzie jeszcze dziwniejsza, a dodatkowo otrzymamy pewnie zbyt mocny, podbity, buczący bas. Ustawione prawidłowo Australe EZ powinny pokazać dobrze zrównoważone pasmo i pełny, zdrowy dźwięk, który jednocześnie jest jednak wyraźnie uprzestrzenniony. Chciałoby się powiedzieć - rozdmuchany. Zaskoczenie jest nawet większe niż w przypadku elektrostatów, kolumn dipolowych wykorzystujących przetworniki dynamiczne albo wynalazków w rodzaju Gradientów Helsinki 1.5. Widząc dziwne głośniki, spodziewamy się przecież oryginalnego dźwięku. Od początku jesteśmy nastawieni na to, że być może trzeba będzie pokombinować z ustawieniem lub przyzwyczaić się do specyficznej przestrzeni. A tutaj? Mamy świadomość, że z tyłu zamontowano dodatkowe tweetery, ale poza tym Australe EZ to przecież normalne kolumny. Duże, ale właściwie zupełnie klasyczne. Nie mają membran wykonanych z materiałów pochodzenia pozaziemskiego ani popierniczonych obudów labiryntowych albo pasmowo-przepustowych. A jednak... Ich przestrzeń to po prostu inny świat. Kosmos. Coś, co naprawdę bardziej pasowałoby do elektrostatów lub promienników dookólnych niż prostopadłościennych skrzynek z bass-reflexem i klasycznymi głośnikami dynamicznymi.
Ustawione prawidłowo Australe EZ powinny pokazać dobrze zrównoważone pasmo i pełny, zdrowy dźwięk, który jednocześnie jest jednak wyraźnie uprzestrzenniony. Chciałoby się powiedzieć - rozdmuchany. Zaskoczenie jest nawet większe niż w przypadku elektrostatów, kolumn dipolowych wykorzystujących przetworniki dynamiczne albo wynalazków w rodzaju Gradientów Helsinki 1.5.Zjawisko jest tak niecodzienne, że do końca testu miałem problem z jego interpretacją. Pod wieloma względami ta przestrzeń jest fenomenalna - nieprzeciętnie szeroka i głęboka, rozbudowana do granic możliwości, czasami wywołująca wręcz wrażenie, że dźwięk chce przekroczyć granice wyznaczone przez podłogę, ściany i sufit naszego pomieszczenia odsłuchowego. Z drugiej strony Australe EZ mają wyraźny problem z precyzją. Skupienie dźwięku w jednym punkcie jest poza ich zasięgiem. Cały czas grają plamami i nie ogniskują źródeł pozornych tak, jak normalne kolumny, co sprawia, że podczas odsłuchu możemy być jednocześnie zafascynowani i pogubieni. Trochę jak po przesiadce z doskonale trzymającego się asfaltu gokarta do dużego helikoptera, który ma nieporównywalnie większe możliwości, ale porusza się z dużą bezwładnością, a do tego jest podatny na podmuchy wiatru. Ideałem byłoby połączenie tych dwóch światów, ale to oczywiście niemożliwe. Niektórym trudno jednak zejść na ziemię zrezygnować z perspektywy, jaką daje lot w przestworzach - mimo, że dla istoty ludzkiej wciąż jest to trochę nienaturalne, a na dłuższą metę daje poczucie oderwania od szarej, smutnej, dwuwymiarowej rzeczywistości. Australe EZ to właśnie taki helikopter w świecie gokartów. Potrafi zmienić perspektywę, a właściwie zmienia ją od razu, na dzień dobry, nie pytając nas o zdanie i nie przejmując się tym, czy nam się to podoba, czy nie. Nie da się ukryć, że ich rozmach, oryginalność i nonszalancja w dziedzinie stereofonii czyni je wyjątkowymi. Ja przynajmniej nie znam innych zestawów, które budowałyby w pokoju tak spektakularną (fakt, niezbyt precyzyjną, ale totalnie trójwymiarową) przestrzeń, nie kosztując więcej niż, nie wiem, trzydzieści, czterdzieści tysięcy złotych. Tylko czy tak powinno być? Czy tak powinny grać audiofilskie kolumny? To kwestia interpretacji, z którą - jak już wspomniałem - mam duży problem. Nie umiem powiedzieć, czy taki dźwięk komuś się spodoba, czy nie. Jeden go pokocha, inny znienawidzi. Czy sam postawiłbym sobie w salonie takie głośniki? W tym momencie raczej nie, bowiem mam dwa całkiem przyzwoite systemy stereo i oba służą mi nie tylko do słuchania muzyki, ale także - a nawet przede wszystkim - do pracy. Aby testować sprzęt audio, trzeba darzyć własną elektronikę dużym zaufaniem i mieć pewność, że nie wywinie nam żadnego dziwnego numeru. Triangle grają bardzo rzetelnie jeśli chodzi o równowagę tonalną, dynamikę, szybkość i barwę dźwięku, ale w dziedzinie stereofonii dokładają od siebie tyle, że nie byłbym w stanie ocenić, jaką przestrzeń oferuje kolejny testowany wzmacniacz lub streamer. W zderzeniu z trójwymiarowym światem Australi EZ stojące na stoliku klocki giną jak dzięcioł w lesie. Tylko echo charakterystycznego stukania niesie się dookoła, a ty weź tu dojrzyj ten czerwony łebek... Gdybym natomiast nie zajmował się tym, czym się zajmuje, a podczas wieczornych odsłuchów chciał mieć wrażenie uczestnictwa w koncercie na żywo, po jednym odsłuchu mógłbym się w Triangle'ach zakochać. I jestem przekonany, że wielu melomanów (celowo nie napisałem "audiofilów") właśnie tak je oceni. To kolumny, które kupuje się bardziej sercem niż rozumem. A przecież na miłość nie ma rady.
Budowa i parametry
Australe EZ to najwyższe - dosłownie i w przenośni - zestawy głośnikowe należące do serii Esprit EZ. Kolumny wykorzystują kilka innowacyjnych rozwiązań technicznych, takich jak system DPS (Dynamic Pulse System) czy technologia pochłaniania drgań DVAS (Driver Vibration Absorption System). Wszystkie zastosowane tu przetworniki to jedyne w swoim rodzaju, firmowe jednostki Triangle'a. Tweeter TZ2500 to najnowsze wcielenie tytanowej kopułki połączone z komorą kompresyjną. Pozwala to zwiększyć skuteczności całej konstrukcji, obniżyć zniekształcenia dźwięku i poprawić rozpraszanie fal dźwiękowych w pomieszczeniu. Założenia projektu głośnika wysokotonowego, przygotowanego tak naprawdę dla serii Signature, pozwoliły na rozwinięcie nowego profilu tuby rozpraszającej wraz ze zmodyfikowanym korektorem fazy. Wraz z nowymi elementami tuby i korektora powstał kompaktowy układ napędowy głośnika z silnym magnesem neodymowym i komorą absorbcyjną. Tył komory został zaprojektowany w celu zatrzymania propagacji fal emitowanych w stronę obudowy, a tym samym redukcji zniekształceń wysokich tonów. Australe EZ wykorzystują technologię Triangle DPS, która dotąd zarezerwowana była dla najwyższej serii kolumn - Magellan. System polega na umieszczeniu dodatkowego, drugiego przetwornika wysokotonowego na tylnej ściance, dzięki czemu rozpraszanie wysokich częstotliwości nie jest zakłócane przez otoczenie, w jakim znajduje się kolumna. Wykorzystanie rzadkiej techniki umieszczania tweeterów po przeciwnych stronach kolumny skutkuje uzyskaniem efektu niemal holograficznej sceny dźwiękowej, który jest bardzo dobrze słyszalny niezależnie od miejsca odsłuchowego. Wszystkie pozostałe przetworniki mają średnicę 16,5 cm. Charakterystyczne jednostki średniotonowe otrzymały białe membrany wykonane z masy celulozowej oraz zawinięte zawieszenie wykonane z unikalnego połączenia pianki i gumy. Producent informuje, że zmniejszenie szerokości zawieszenia pozwoliło na powiększenie powierzchni membrany, co pozytywnie odbiło się na efektywności oraz poziomie zniekształceń głośnika. Membrany niskotonowe wykorzystują nowy materiał kompozytowy łączący w sobie pulpę naturalnego pochodzenia i włókna szklanego. Mariaż ten ma zapewniać wysoką sztywność przy zachowaniu niskiej masy. Woofery otrzymały napęd w postaci przewymiarowanego magnesu ferrytowego. Podobno w pomiarach głośniki te są w stanie zejść nawet do 29 Hz. Przy produkcji kolumn Australe EZ wykorzystano także technologię pochłaniania drgań przetwornika DVAS. Jest to system mechanicznie odsprzęgający przetworniki średnio i niskotonowe od obudowy za pomocą wewnętrznych wzmocnień umieszczonych tuż za magnesami przetworników. W zwrotnicach znajdziemy między innymi miedziane cewki nawinięte drutem o średnicy 1 mm oraz kondensatory MET (Metallized Polyester Film). Co ciekawe, terminale głośnikowe wykonano ze szczotkowanego aluminium. Wydaje się to dość oryginalne, jednak Triangle przekonuje, że materiał ten zapobiega wibracjom i zapewnia optymalne uszczelnienie konstrukcji. Na szczęście każdy terminal wyposażony jest w miedziane zaciski akceptujące każdy rodzaj wtyków. Kolumny ustawiono na szklanych cokołach stabilizujących z gumową wkładką absorbującą pionowe drgania obudowy. Australe EZ można postawić zarówno na aluminiowych kolcach, jak i gumowych stopkach, aby zapewnić im optymalne warunki pracy na każdym rodzaju powierzchni. Jeśli chodzi o parametry, tradycyjnie należy zwrócić uwagę na nieprzeciętnie wysoką skuteczność. 92,5 dB to wynik pozwalający łączyć francuskie podłogówki nawet ze wzmacniaczami o niewielkiej mocy. Impedancja nominalna wynosi według Triangle'a 8 Ω, jednak jej wartość minimalna to 3,3 Ω, w związku z czym Australe EZ należałoby potraktować jako kolumny 4-omowe.
Werdykt
Ach, ci Francuzi... Zmieniają im się koncepcje i priorytety, ale jak byli szaleni, tak są. W tym przypadku oddają w nasze ręce kolumny, które wykorzystują tubowe tweetery montowane zarówno z przodu, jak i z tyłu, ale mają też całkiem zwyczajne, prostopadłościenne obudowy z dmuchającym do przodu bass-reflexem. Kolumny potężne, ale potrafiące nawiązać współpracę nawet z 25-watowym wzmacniaczem lampowym. Kolumny, które nie sieją wysokimi tonami jak szalone, grają bardzo naturalnie, równo, uniwersalnie i dojrzale, ale w dziedzinie stereofonii fundują nam taki rollercoaster, że w pierwszej chwili aż trudno się pozbierać. Uzyskany efekt ciężko porównać do czegokolwiek poza elektrostatami, magnetostatami i promiennikami dookólnymi, które z reguły kosztują wielokrotnie więcej. Czy to jest normalne? Pewnie, że nie. Ale mam wrażenie, że właśnie o to chodziło! W katalogu Triangle'a możemy znaleźć mnóstwo kolumn, które nie wyłamują się zbyt mocno z obowiązujących schematów i aż tak nie będą nas zaskakiwać. Zwolennicy klasycznej przestrzeni mogą wybrać na przykład Antale EZ lub Lyrry z serii Genèse. Australe EZ są dla tych, którzy pragną czegoś innego i są gotowi pójść pod prąd, aby to dostać. Oceny graficzne proszę potraktować z przymrużeniem oka. Tutaj nie pomogą żadne paski, procenty i rekomendacje. Tych kolumn trzeba posłuchać samemu.
Dane techniczne
Rodzaj kolumn: podłogowe, trójdrożne, wentylowane
Pasmo przenoszenia: 29 Hz - 22 kHz
Impedancja: 8 Ω
Skuteczność: 92,5 dB
Częstotliwości podziału: 310 Hz, 3,9 kHz
Wymiary (W/S/G): 117/30/46 cm (z podstawkami), 113/20/37 cm (bez podstawek)
Masa: 38,8 kg (sztuka)
Cena: 17695 zł (para)
Konfiguracja
Auralic Vega G1, Hegel H20, Unison Research Triode 25, Clearaudio Concept, Cambridge Audio CP2, Cardas Clear Reflection, Albedo Geo, Enerr One 6S DCB, Enerr Transcenda Ultra, Enerr Transcenda Ultimate, Norstone Esse.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
Komentarze