Unitra Edward
- Kategoria: Wzmacniacze i amplitunery
- Tomasz Karasiński
Ubiegły rok był bardzo ciekawy dla miłośników sprzętu grającego, a w szczególności tych, którym łezka w oku kręci się na widok polskiej aparatury audio. Na rynku pojawiło się kilku nowych graczy, ale najczęściej komentowanymi wydarzeniami były długo zapowiadane powroty - Tonsil zaprezentował nowe Altusy, a jeszcze wcześniej odrodziła się inna marka doskonale znana pełnoletnim melomanom - Unitra. Na konferencji prasowej zorganizowanej w iście peerelowskim stylu zapowiedziano wprowadzenie do sprzedaży produktów z trzech głównych kategorii - słuchawek, uchwytów do telewizorów oraz wzmacniaczy lampowych. A konkretnie jednego, któremu nadano imię Edward. To właśnie na nim skupiła się uwaga audiofilów, a także ludzi nie mających zielonego pojęcia o sprzęcie hi-fi. Media podchwyciły temat, jednak dziennikarze zajmujący się na co dzień smartfonami i kartami graficznymi zaczęli wręcz wyśmiewać firmę, która w dwudziestym pierwszym wieku proponuje klientom urządzenia wykonane w przedwojennej technologii. Oczywiście mało który redaktor czasopisma czy portalu o tematyce komputerowej zdaje sobie sprawę z tego, że lampowe piecyki zaliczane są do audiofilskiej ekstraklasy.
Wiadomość o wskrzeszeniu polskiej marki poszła jednak w świat, choć ludziom najbardziej nią zainteresowanym trudno było dokopać się do konkretów. A historia jest całkiem prosta. Unitra została powołana do życia w 1961 roku jako Zjednoczenie Przemysłu Elektronicznego i Teletechnicznego. Za odrodzoną marką stoi natomiast firma K-Consult będąca importerem i dystrybutorem sprzętu audio-video, akcesoriów fotograficznych i multimedialnych. Przedsięwzięcie ma jednak wiele wspólnego z oryginalną inicjatywą ponieważ nie jest jedną firmą, ale zrzeszeniem polskich producentów działających na różnych polach. Przykładowo uchwyty o wdzięcznych imionach Ryszard, Wacław, Roman, Kazimierz, Andrzej, Zdzisław i Stanisław wytwarza firma Lobo Technik, a wzmacniacz lampowy Edward jest dziełem firmy PhonoGraph. W katalogu pojawiły się także dwa kolejne produkty - gramofon Fryderyk i zestawy głośnikowe o mniej dźwięcznym symbolu ZGWS-R-301-CO. Jeśli doczeka się przemianowania, może dla równowagi wybrane zostanie jakieś imię żeńskie?
Wygląd i funkcjonalność
Z Edwardem wcale niełatwo jest się spotkać. Z naszych informacji wynika, że w obiegu znajdują się obecnie tylko dwa egzemplarze prezentowane dziennikarzom i melomanom w sklepach i na rozmaitych wystawach. Jeden z nich ma czarny front i błyszczącą, stalową obudowę, drugi zaś jest jednolicie srebrny. To właśnie ten wzmacniacz trafił do naszego testu dzięki uprzejmości warszawskiego salonu Audiopolis. A mówiąc jeszcze dokładniej, to my wybraliśmy się do sklepu z całym oprzyrządowaniem ponieważ pierwszy wzmacniacz odrodzonej Unitry jest tak cenny, że nie wolno nawet wywozić go poza teren sklepu. Opcja wypożyczenia sprzętu choćby na jeden dzień lub dostarczenia go do studia fotograficznego nie wchodziła w grę, częściowo ze względów formalnych, ale w dużej mierze także z powodu braku solidnego opakowania, w którym trzydziestokilogramowy piec mógłby zostać przetransportowany bez obaw o jego uszkodzenie. Nie ma jednak na co narzekać, bo warunki do przeprowadzenia testu były naprawdę dobre, a przy okazji mogliśmy też zapoznać się z innymi urządzeniami, których nie używamy na co dzień.
Edward nie jest konstrukcją zupełnie nową. Zasadniczo jest to przebrandowana wersja wzmacniacza PhonoGraph 60. Różnice sprowadzają się do detali, jednak najważniejsza jest taka, że o oryginalnym modelu chyba mało kto słyszał, natomiast Edward pojawił się już w kilku czasopismach i został już zaprezentowany publiczności podczas zeszłorocznej wystawy Audio Show. Urządzenie wygląda bardzo poważnie, szczególnie w widocznej na zdjęciach wersji srebrnej. Dla niektórych wzornictwo Edwarda może być nieco przyciężkawe i zbyt siermiężne, ale trzeba przyznać, że na materiałach producent nie oszczędzał. Polski wzmacniacz to po prostu potężna kupa żelastwa z dwoma dużymi pokrętłami na przednim panelu i lampami dumnie wystającymi z górnej pokrywy. Jeśli nie liczyć tych elementów, urządzenie jest całkowicie minimalistyczne. Jedynym akcentem wzorniczym są podświetlane na pomarańczowo, pionowe rozcięcia na froncie, budzące skojarzenia z wysokimi modelami Marantza. Nawet włącznik sieciowy przeniesiono na tylną ściankę, co może nie każdemu będzie pasowało, ale polskiemu wzmacniaczowi tak czy inaczej należy zapewnić trochę wolnej przestrzeni, zatem konieczność sięgania na zaplecze nie powinna być aż tak kłopotliwa. Mówimy przecież o potężnym urządzeniu, które prawdopodobnie wyląduje na górnej półce stolika ze sprzętem lub jakiejś stylowej komodzie. Zainteresowanym polecam zawczasu upewnić się, czy półka wytrzyma taki ciężar. Edward to 30 kilo żywej wagi, więc naprawdę nie ma żartów.
Obudowę skręcono z wycinanych laserowo blach z polerowanej stali kwasoodpornej. Cała bryła efektownie odbija światło, zarówno to pochodzące z zewnątrz, jak i emitowane przez same lampy. A tych jest aż dwanaście, więc w zaciemnionych pomieszczeniach wrażenia gwarantowane. Szczególnie, że w pierwszym rzędzie obsadzono bardzo efektowne lampy EM84 pełniące rolę wskaźników wysterowania. Po nagrzaniu obie bańki jarzą się ciekawym, seledynowym światłem, przy czym w obu kanałach najjaśniejsze jest ono na końcach. Po rozpoczęciu odtwarzania i przekręceniu potencjometru w prawo, wskaźniki zaczynają pulsować w rytm muzyki. W połączeniu z pomarańczowym podświetleniem frontu daje to bardzo ciekawy efekt przywołujący skojarzenia z oscyloskopowymi wskaźnikami w vintage'owych tunerach radiowych. Tylna ścianka Edwarda również prezentuje się nienagannie. Znajdziemy tu wprawdzie tylko gniazdo zasilające z włącznikiem, cztery wejścia liniowe RCA i terminale głośnikowe z odczepami dla kolumn o impedancji 4, 8 i 16 omów, jednak wszystkie gniazda są naprawdę porządne. Instalacja interkonektów i kabli głośnikowych to czysta przyjemność. Godny podkreślenia jest fakt, że tylny panel również wykonano z polerowanej stali, a nie lakierowanej na czarno blachy czy innego tworzywa. Wielu producentów sprzętu audio wychodzi z założenia, że na zaplecze klient nie zagląda zbyt często, więc ani jakość gniazd ani wykończenie tego elementu nie powinny go interesować. Tutaj jest inaczej - nawet tabliczka z oznaczeniami modelu prezentuje się zacnie, choć w jej treści znaleźliśmy literówkę. Opisujemy jednak egzemplarz demonstracyjny - jeden z pierwszych wyprodukowanych pod auspicjami Unitry i nie przeznaczony do sprzedaży. Jeśli ktoś zapała miłością do Edwarda i zechce go kupić, zostanie do niego dostarczony zupełnie nowy, w którym zapewne wszystko będzie dopięte na ostatni guzik.
Wady? Od świeżo upieczonego właściciela Edward wymaga pewnych poświęceń. Pierwszym i najbardziej oczywistym jest konieczność zapewnienia mu lokum godnego pierwszego sekretarza, a więc porządnego, ciężkiego stolika z odpowiednią ilością powietrza zapewniającego skuteczną wentylację. Drugim minusem jest brak zdalnego sterowania. Nie wiem dlaczego producenci wzmacniaczy lampowych zapominają o tym drobiazgu, ale nie będę się awanturował, bo jeszcze ktoś pomyśli, że ruszenie się celem przekręcenia gałki sprawia mi kłopot i nieopisany ból emocjonalny. Obywatele aktywnie walczący z ujemnym przyrostem naturalnym na pewno ucieszyliby się także na widok klatki, szyby lub innej osłony lamp. Z tego, co mi wiadomo, producent nie przewidział takiej opcji. Narzekać można także na pokrętło głośności poruszające się z naprawdę dużym oporem oraz brak oznaczenia źródeł na selektorze wejść. Cieszą jednak inne rzeczy takie, jak chociażby automatyczna regulacja prądu spoczynkowego lamp mocy. Dzięki temu Edwarda nie trzeba raz na miesiąc przesłuchiwać za pomocą miernika i śrubokrętu. Całkiem wysoka moc, na poziomie 25 W na kanał, pozwala z kolei sparować wzmacniacz z większością dostępnych na rynku kolumn. Oczywiście elektrostaty lub wymagające prądowo głośniki ATC, Dynaudio czy Gamuta mogą być dla Edwarda wyzwaniem, ale z każdymi normalnymi kolumnami o skuteczności powyżej 86-87 dB polski piecyk powinien poradzić sobie śpiewająco.
Brzmienie
Przyznam, że po włączeniu wzmacniacza miałem co do niego pewne obawy. Patrzyłem na przyciężkawe, metalowe pudło i mimo wszystko nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Edward jest konstrukcją nieoszlifowaną. Oczywiście nie dosłownie, lecz w przenośni. Za niecałe dziewięć tysięcy złotych dostajemy wzmacniacz, który owszem jest wielki, ciężki i dostojny, ale nie ma zdalnego sterowania czy chociażby osłony na lampy, a potencjometr chodzi w nim jak kierownica w samochodzie bez wspomagania. Bałem się, że brzmienie będzie podobne - generalnie dobre, a nawet wyróżniające się z tłumu w kilku aspektach, ale obarczone kilkoma minusami, które nie pozwolą całkowicie zatopić się w muzyce. Okazało się jednak, że moje obawy były nieuzasadnione. Kiedy tylko szklane bańki się nagrzały, z głośników popłynął naturalny, spójny i ze wszech miar przekonujący dźwięk. Od pierwszych chwil było wiadomo, że czas umila nam urządzenie zbudowane w technologii lampowej. Tak, tej przestarzałej i mało popularnej wśród fanów słuchaweczek z wystającym mikrofonem, ale za to dającej niesamowicie bliski kontakt z muzyką. Wokale miały w sobie wiele naturalnego ciepła. Były bardzo mięsiste, a nawet leciutko pogrubione. Z kolei przestrzeń skojarzyła mi się z atmosferą niedużego, lekko zadymionego klubu, w którym siedzi się raptem kilka metrów od sceny, mając artystów niemalże na wyciągnięcie ręki. Uprzedzam, że moje obserwacje prawdopodobnie obarczone są dużym błędem wynikającym z nieznajomości warunków panujących w tej konkretnej sali odsłuchowej, jednak po zakończonym teście skonfrontowałem je z wrażeniami kilku innych osób i nasze opinie na temat Edwarda generalnie się pokrywały. Oczywiście to, czy komuś podoba się takie lekko ocieplone i bliskie brzmienie jest kwestią gustu, ale nikt nie powinien powiedzieć, że wzmacniacz Unitry jest obiektywnie zły.
W trakcie krótkiego odsłuchu przećwiczyliśmy Edwarda całkiem różnorodną muzyką, a że osobiście lubię taki organiczny, przyjemnie płynący dźwięk, toteż nie chciało mi się szukać dziury w całym. Polski piecyk gra bardzo równo i przewidywalnie, ale potrafi też dać czadu w dole skali i ukazać wiele detali w zakresie średnich i wysokich tonów. Ta konstrukcja ma chyba wszystkie zalety stereotypowo postrzeganych konstrukcji lampowych, ale bardzo niewiele ich wad. Edward nie odpuszcza sobie na skrajach pasma, nie ma też wielkich kompleksów dynamicznych wobec wzmacniaczy tranzystorowych ani nie zamula dźwięku, wysysając z płyt ważne detale. Wręcz przeciwnie - jego brzmienie jest stosunkowo szybkie i rozdzielcze, co nie kłóci się z piękną barwą i dużym spokojem grania. Na papierze moc na poziomie 25 watów na kanał nie wygląda imponująco, ale nie dajcie się zwieść pozorom - wzmacniacz Unitry potrafi porządnie przyłożyć i pogoni niejeden amplituner, który teoretycznie dysponuje mocą 100 watów razy pięć, siedem czy ileś tam.
Mnie jak najbardziej to pasuje. Powiem więcej - właściwości brzmieniowe Edwarda są moim zdaniem jego największą zaletą. Szkoda, że nie miałem możliwości bezpośredniego porównania polskiej konstrukcji z innymi lampowymi piecykami w zbliżonej lub nawet wyższej cenie. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby okazało się, że Edward ma potencjał pozwalający zestawiać go z kolumnami, źródłami i kablami z półki hi-endowej. Jego największy problem polega jednak na tym, że wielu potencjalnych nabywców może skreślić go jeszcze zanim dojdzie do odsłuchu. Według mnie byłby to oczywiście błąd, ale też zrozumiem, jeśli forma tego wzmacniacza będzie dla kogoś zbyt kłopotliwa. Wydaje mi się, że Edward to wzmacniacz stworzony z myślą o bardzo konkretnych klientach - audiofilach, którzy szukają dużego, lampowego pieca i z tęsknotą spoglądają w stronę wysokich modeli Audio Researcha, Manleya, BAT-a, Unisona czy VTL-a, ale ceny na poziomie kilkudziesięciu tysięcy złotych stanowią dla nich blokadę uniemożliwiającą realizację tego marzenia. Unitra daje odpowiedź na tego typu bolączki, oferując wzmacniacz, który byłby pewnie trzykrotnie droższy, gdyby nosił logo jednej z zagranicznych legend i był troszkę bardziej dopracowany od strony funkcjonalnej. Brzmieniowo Edward jest na tyle dobry i uniwersalny, że można byłoby nawet pokusić się o otoczenie go komponentami zdecydowanie droższymi i zbudowanie na jego bazie prawdziwie hi-endowego systemu. Potrzeba do tego jedynie odrobiny wyczucia, samozaparcia i - jak to w wielu przypadkach bywa - akceptacji małżonki. Jeśli to przejdzie, dalej powinno pójść już z górki.
Budowa i parametry
Unitra Edward to wzmacniacz lampowy zbudowany na bazie ultraliniowego układu Williamsona będącego jednym z pierwszych przykładów konstrukcji zaprojektowanej w celu osiągnięcia jak najwyższej jakości brzmienia. Układ ten charakteryzuje się niskimi zniekształceniami nieliniowymi i intermodulacyjnymi przy zachowaniu wysokiej sprawności energetycznej i dużej odporności na zmiany impedancji obciążenia, jednak wymaga zastosowania nieco przewymiarowanych transformatorów. Zapewne stąd, jak i z konstrukcji samej obudowy, bierze się wysoka masa opisywanego modelu. Co takiego kryje się pod pokrywą z polerowanej stali, tego nie udało nam się ustalić, ponieważ egzemplarza demonstracyjnego nie można było rozkręcać. Z zewnątrz dokładnie widać jednak lampy, podzielone na kilka sekcji. Stopień wstępny oraz układ odwracacza fazy obsługują ECC82, a przed podaniem sygnału na stopień końcowy, przechodzi on jeszcze przez lampy ECC99, dzięki czemu jeszcze przed podaniem go do czterech tetrod strumieniowych 6L6 GC ma on charakteryzować się dużą amplitudą i niewielkimi zniekształceniami. Do 10 W lampy mocy pracują w czystej klasie A, natomiast powyżej tej granicy - w klasie AB1. Do kompletu mamy jeszcze dwie GZ34S pracujące prawdopodobnie w układzie prostownika i wspomniane już wcześniej EM84 pełniące rolę wskaźników wysterowania. Nominalna moc wyjściowa dochodzi według producenta do 25 W na kanał. Z ciekawszych parametrów podawana jest też impedancja wejściowa na poziomie 100 kΩ i czułość wejść wynosząca 550 mV.
Konfiguracja
Marantz SA8005, DALI Fazon 5, QED Reference Audio 40, QED Ruby Anniversary Evolution, Brennenstuhl Premium Alu Line 6.
Werdykt
Edward to bardzo specyficzne urządzenie. Jego największą zaletą jest w moim odczuciu jakość brzmienia, a przecież dla audiofila to właśnie ona powinna być najważniejsza. Cena również wydaje mi się uczciwa. Dziewięć tysięcy złotych to taka górna granica stanów średnich. Normalnie za takie pieniądze szukalibyśmy czegoś w rodzaju Creeka Evolution 100A, Primare'a I32, integry Naima z serii XS lub Exposure'a 3010 S2. Tutaj natomiast dostajemy ogromne, ciężkie, metalowe pudło z żarzącymi się lampami i wielkim sercem do muzyki. Aby cieszyć się takim wzmacniaczem, trzeba jednak mieć pewność, że poradzimy sobie z jego minusami funkcjonalnymi. Mimo zapowiadanego gramofonu i kolumn, wydaje się również mało prawdopodobne aby Edward miał się w najbliższym czasie doczekać bliźniaczego odtwarzacza CD, phono stage'a, przetwornika czy streamera. Myślę, że należy raczej traktować go jako urządzenie jednostkowe - wzmacniacz, który może stać się sercem naprawdę dobrego, a może nawet hi-endowego systemu. Nie jest to produkt, który można polecać w ciemno, ale uważam, że warto dać mu szansę. A zatem obywatelu, porzuć marzenia o produktach zachodniego imperializmu i wybierz się na odsłuch prawdziwego, polskiego wzmacniacza lampowego marki Unitra!
Dane techniczne
Moc wyjściowa: 2 x 25 W
Wejścia analogowe: 4 x RCA
Pobór mocy: 300 VA
Impedancja wejściowa: 100 kΩ
Czułość wejść: 550 mV
Wyjścia głośnikowe: 4, 8, 16 Ω
Zdalne sterowanie: -
Zastosowane lampy: 2 x GZ34S, 4 x 6L6 GC, 2 x ECC99, 2 x ECC82, 2 x EM84
Wymiary (W/S/G): 12/40/37,5 cm (bez lamp)
Masa: 30 kg
Cena: 8990 zł
Sprzęt do testu udostępnił salon Audiopolis.
Zdjęcia: Małgorzata Filo, StereoLife.
Równowaga tonalna
Dynamika
Rozdzielczość
Barwa dźwięku
Szybkość
Spójność
Muzykalność
Szerokość sceny stereo
Głębia sceny stereo
Jakość wykonania
Funkcjonalność
Cena
-
revelatorr
Gdyby ten wzmacniacz miał powiedzmy drewniany przód i nazywał się nie Unitra Edward, tylko Unison Research Enrico, to by kosztował 8990 ale euro:D
1 Lubię -
Kukicjusz
Powiem tyle, wzmacniacz nawet bardzo ładnie wykonany. Szkoda tylko że gniazda głośnikowe to nie "zaciski" jak w np. wzmacniaczu stereo WS 502 z dzierżoniowskiej Diory, który bardzo sobie cenię (daje radę zarówno na głośnikach szerokopasmowych od miniwieży, jak i na trójdrożnych zestawach Hi-Fi jak Tonsil Altus 110, których również byłem posiadaczem). "Lampa" to jednak nie to samo, co importowane scalaki (choć trochę wyrobów CEMI znalazło się w WSce 502, jak i innych segmentach wież typu 500). Ja jestem zwolennikiem polskich sprzętów RTV, i jednym z tych którzy ratują co się da z pozostałości po dawnych zakładach, jak Diora, ZRK czy dosyć związana z moim miastem Fonica (gramofony to oni robili prima sort). Jestem pewien, że gdyby z Unitrą znowu współpracę nawiązał Tonsil, to Edward mógłby być sprzedawany w komplecie z dosyć wysokiej jakości kolumnami (cena by może podskoczyła o jakieś 1000 zł, ale dla audiomaniaków to nie problem, nieprawdaż?).
4 Lubię -
andporebski
Ten wzmacniacz to chyba nie moja bajka, ale dobrze wiedzieć, że w naszym kraju powstają tak ciekawe produkty. Szkoda, że tak mało mamy firm, które naprawdę potrafią się przebić i mają takie ambicje, jakie kiedyś miała Diora, Fonica czy Tonsil. Dlaczego dziś te zakłady nie działają? Zagraniczni producenci sprzętu chwalą się taką historią, jaką miały rzeczone firmy. Wszyscy zwalają winę na Chińczyków, ale nie wydaje mi się żeby to była przyczyna upadku polskich przedsiębiorstw, bo zachodni producenci sprzętu jakoś poradzili sobie z tym problemem. Jedni podnieśli jakość i ceny, przenosząc swoje produkty na poziom, do jakiego dalekowschodnie fabryki tak szybko nie dojdą, a inni skorzystali z okazji i też przenieśli produkcję do Chin, co niektórym wyszło nawet na dobre. W takim wydaniu powrót Unitry mi się podoba. Gdyby firma wypuściła hi-endowy streamer albo DAC, naprawdę pokazałaby, że Polacy też potrafią zrobić coś na czasie.
2 Lubię -
Olgierd
Pierwsze co jest konieczne do zmiany to wymiana lamp marki JJ, które maja podstawową wadę - niska żywotnosć.
Sprzęcik nie jest ładny ale też ten elment nie powinien być najważniejszy.0 Lubię -
kris_k
=> andporebski
Może nie Unitra, ale inne polskie firmy potrafią i strimery robić - http://www.amaremusica.pl/music-server/0 Lubię -
andporebski
Tak to prawda, odtwarzacze CD też robimy ze dwa lub trzy, Ancient Audio podobno produkuje też jakiś odtwarzacz plików z kart pamięci, tyle że to jednak jednostkowe przypadki. Ciekawe co wyjdzie z tego gramofonu Unitry... Czy wiadomo już, kto ma stać za tym projektem?
0 Lubię -
Mieczysław
Witam serdecznie. Ja bym go kupił od razu. Polski sprzęt ma duszę. Szkoda, że nie jest na moje możliwości finansowe.
2 Lubię -
Komentarze (8)