Lars Pedersen i Heinz Lichtenegger w Warszawie
- Kategoria: Reportaże
- Tomasz Karasiński
Pod koniec czerwca w Warszawie odbyła się konferencja prasowa, a właściwie spotkanie dla dealerów, którego gośćmi specjalnymi byli Lars Pedersen reprezentujący firmę Primare oraz Heinz Lichtenegger z Pro-Jecta. Obaj panowie mogli zaprezentować premierowe produkty swoich marek. W pierwszym przypadku był to oczywiście flagowy przedwzmacniacz PRE60 i końcówka mocy A60, w drugim natomiast gramofon Xtension 9 Evolution Super Pack oraz trzy klocki z serii Box Design - odtwarzacz CD Box RS, przedwzmacniacz Pre Box RS Digital i końcówka mocy Power Box RS Amp. Zapowiedziano także serię Elemental Box E oraz wzmacniacz o wdzięcznej nazwie MAIA (My Audiophile Integrated Amplifier). Nowe modele zaprezentowano w towarzystwie kolumn Sonus Faber Olympica III i Triangle Signature Alpha. Kluczowym elementem spotkania nie było jednak słuchanie sprzętu, ale ludzi odpowiedzialnych za jego stworzenie.
Obaj zagraniczni goście są bowiem uznawani za wizjonerów, którzy potrafią nie tylko dokładnie opisać sytuację na rynku audio, ale też przewidzieć rozwój wydarzeń na najbliższe lata lub w jakimś stopniu na niego wpłynąć. Nic dziwnego, że w konferencji uczestniczyli dealerzy z całej Polski. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie dla wszystkich informacje o wielkości sprzedaży w poszczególnych krajach będą interesujące, ale ponieważ zostaliśmy zaproszeni na to spotkanie jako jedyny magazyn internetowy, postaraliśmy się spisać najważniejsze wnioski z dwóch wykładów.
Według Larsa Pedersena, w ostatnich latach byliśmy świadkami dużych zmian na rynku. Era płyt kompaktowych skończyła się ponieważ ludzie stopniowo przerzucają się na streaming i pliki jako takie. Dzisiaj sprzęt audio pozbawiony możliwości współpracy ze smartfonem czy komputerem nie jest już interesujący. Szczególnie mocno widać to w Szwecji, gdzie spora część populacji to ludzie szukający nowych rozwiązań i oswajający się z nimi bardzo szybko. Z ich perspektywy przejście z nośników fizycznych na pliki nastąpiło już dawno temu. W kraju tym błyskawicznie rozwijały się takie pomysły jak znienawidzone przez branżę muzyczną serwisy służące wymianie plików. Ludzie odpowiedzialni za dystrybucję muzyki nie nadążyli w tym przypadku za rozwojem technologii, co wywołało falę dyskusji i problemów. Z tych pomysłów zrodziły się jednak serwisy takie, jak Spotify czy WiMP, które teraz przynoszą ogromne zyski dla muzyków i wydawców, a jednocześnie ułatwiają słuchanie muzyki w domach. Sprzęt grający musi więc podążać za tymi zmianami.
Lars Pedersen ma bardzo ciekawe podejście do sprzętu hi-endowego. Ma zresztą do tego pełne prawo, ponieważ pierwsze produkty marki Primare były ekstremalnie hi-endowe. Szwedzi chcieli stworzyć coś niesamowitego i pokazali światu system złożony z przedwzmacniacza, monobloków, odtwarzacza CD oraz dedykowanych kolumn. W 1990 roku zestaw ten kosztował 30000 dolarów, co było absolutnie kosmiczne. Szwedom udało się jednak sprzedać 150 takich systemów na całym świecie. Po tak mocnym wejściu szefowie firmy postanowili podjąć próbę przeniesienia tej jakości dźwięku do prostszych urządzeń ubranych w stylowy, skandynawski design. Tak narodził się wizerunek marki, jaką znamy dzisiaj. Wprowadzając modele PRE60 i A60, firma chce w pewnym sensie wrócić do korzeni, ale w sposób rozważny i ukierunkowany na przyszłość. Lars Pedersen uważa, że cały sens hi-endu polega nie tylko na osiąganiu najwyższej możliwej jakości brzmienia, ale też wyznaczaniu standardów w dziedzinie wygody obsługi i funkcjonalności. Dlatego flagowy komplet ma być tak nowoczesny, jak to tylko możliwe.
Z innych ciekawostek, które wychwyciliśmy podczas jego prezentacji, warto wspomnieć o kierunkach, w jakich może pójść rynek urządzeń audio. Przewidywany jest przede wszystkim rozwój urządzeń typu all-in-one oraz prostych systemów multiroom opartych na łatwych w podłączeniu, bezprzewodowych głośnikach. Oczywiście nie wszystkie tematy bezpośrednio interesują tak audiofilską markę jak Primare, ale nawet ona nie może funkcjonować w próżni. Z punktu widzenia producenta audiofilskiego sprzętu oznacza to tylko tyle, że trzeba przenieść wysoką jakość brzmienia do tych prostych, eleganckich pudełek. Może to być sporym wyzwaniem dla inżynierów, ale ich praca polega przecież na tworzeniu sprzętu, który jest odpowiedzią na wymagania klientów. Być może już w tym momencie pracują nad jakimiś niewielkimi pudełeczkami oferującymi jakość zbliżoną do dużych systemów stacjonarnych?
Szwedzi odnotowali wzrost zapotrzebowania na streamery i przetworniki, jednak sprzedaż klasycznych odtwarzaczy spadła tylko o 15%. Oznacza to, że klienci nie tyle zamieniają jedno źródło na inne, co po prostu dokładają kolejne klocki zwiększające funkcjonalność ich systemów stereo. Z pozostałych nowości, w tym roku zostanie wprowadzona nowa wersja odtwarzacza BD32 z obsługą 4K i karty Bluetooth do wzmacniaczy. Zapytany o to, w jakich markach Primare upatruje największego zagrożenia, Lars Pedersen powiedział, że konkurencją dla sprzętu hi-fi nie są urządzenia innych marek, ale sprzęt popularny, dostępny w supermarketach. Jego zdaniem cała branża powinna powalczyć o to, aby przyciągnąć więcej klientów, którzy być może nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia lepszego sprzętu i tego, jakich wrażeń potrafi on dostarczyć. Patrząc na to, jakie plastikowe samograje ludzie potrafią wynosić ze sklepów, trudno się z nim nie zgodzić.
Prezentacja prowadzona przez Heinza Lichteneggera przypominała bardziej pokaz możliwości gramofonów połączony ze świeżym spojrzeniem na rynek, niż typowy wykład dla przedstawicieli handlowych. Założyciel Pro-Jecta w ciągu kilku minut dosłownie rozłożył model Xtension 9 Evolution na części i omówił zastosowane w nim rozwiązania techniczne. Do tej pory nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak zaawansowana jest to maszyna. Z zewnątrz gramofon ten wygląda poważnie, ale dość klasycznie. Drewniana podstawa, metalowy talerz, akrylowa pokrywa - wszystko na swoim miejscu. Dopiero, kiedy zaczniemy przyglądać się detalom, wychodzi na jaw stopień technicznego dopieszczenia całej konstrukcji. Austriak zachęcał aby uczestnicy zgromadzenia któregoś razu wybrali się do tokarza i zapytali, ile kosztowałoby wykonanie takiego talerza we własnym zakresie. Zaznaczył tylko, że element ten musiałby być identyczny, a więc wykonany z niesamowicie wąską tolerancją, idealnie wyważony, wyposażony w elementy mocowania i magnes odpychający talerz od łożyska, nacięcie wypełnione gumą, pokrycie z winylu i błyszczący brzeg wykończony diamentowym ostrzem. Podobno wykonanie takiego talerza, oczywiście w przypadku zamówienia jednej sztuki, kosztowałoby prawie tyle samo, co cały gramofon. Pro-Ject może utrzymać konkurencyjne ceny między innymi dlatego, że produkuje wszystko sam i to w ilościach hurtowych. Tak czy inaczej, w trakcie swojej prezentacji Heinz Lichtenegger przekonał nas, że nie nabija ludzi w butelkę.
W ciągu kilku ostatnich lat Pro-Ject wykonał spory skok jakościowy, co widać szczególnie w konstrukcji droższych modeli. W katalogu systematycznie pojawiały się coraz droższe gramofony, ponieważ posiadacze tych tańszych po kilku latach chcą się rozwijać i wspinać na wyższy poziom. Wielu z nich wyrabia sobie zaufanie do marki, w związku z czym kolejnego gramofonu również poszukują w ofercie Pro-Jecta. Firma zaczęła więc odpowiadać na ich potrzeby i w ten sposób dobiła już do poziomu hi-endowego. Jej założyciel twierdzi jednak, że jest to tylko coś w rodzaju efektu ubocznego całej działalności, ponieważ trzon oferty mają wciąż stanowić konstrukcje z niższej i średniej półki. Projektowanie hi-endowych szlifierek wszystkim wychodzi na dobre, ponieważ firma zyskuje w ten sposób wiedzę i doświadczenie, które przydaje się przy usprawnianiu budżetowych gramofonów. Można więc powiedzieć, że rozwiązania stosowane w droższych modelach lub specjalnie dla nich stworzone, po pewnym czasie zaczną w mniej lub bardziej okrojonej formie przechodzić do niższych konstrukcji.
Heinz Lichtenegger uważa, że jego gramofony nie powinny być postrzegane jako produkty ekskluzywne i mimo wprowadzania coraz bardziej zaawansowanych technicznie modeli, chce trzymać się z daleka od tego wizerunku. Jego zdaniem ekskluzywność może być problemem i w pewnym sensie odpychać ludzi od danej marki. Dlatego w wielu krajach gramofony Pro-Jecta sprzedawane są nawet w elektronicznych supermarketach. Austriak pamięta o korzeniach swojej działalności i najwyraźniej chce trzymać się idei, która przyświecała mu w 1991 roku, kiedy to na rynku pojawił się pierwszy skonstruowany przez niego gramofon. Dziś Pro-Ject eksportuje swoje produkty do 80 krajów i należy do grona 10 czołowych producentów na rynku audio w ogóle. Skoro koncepcja się przyjęła, nie ma sensu jej zmieniać.
Ewoluują natomiast same gramofony i tutaj w najbliższym czasie zobaczymy kilka nowości. Wprowadzone zostanie nowe ramię wykonane z połączenia włókna węglowego i aluminium. Włókno węglowe pojawi się także w podstawach gramofonów, tym razem w połączeniu z MDF-em. Rozwiązania te zostaną wcielone w życie w co najmniej kilku modelach będących następcami konstrukcji sprzedawanych obecnie. Kolejnym udoskonaleniem będą talerze wykonane ze stopu cięższego, niż stal i aluminium. Oczywiście nie należy się spodziewać takich rewelacji w gramofonach z najniższych przedziałów cenowych, ale w średnich i górnych rejonach katalogu mają pojawić się prawdziwe mass-loadery. Założyciel marki zapowiedział też wprowadzenie odnowionej linii RPM. Nowe konstrukcje będą dostępne w wielu wariantach kolorystycznych, ponieważ wielu ludzi kupuje gramofon jako element wyposażenia domu, który po prostu rzuca się w oczy. Szlifierka z natury często stoi na górnej półce stolika na sprzęt, komody czy szafki pod telewizorem. Właściciel musi być zadowolony z wyglądu swojego gramofonu tak samo, jak z jego brzmienia. Dlatego Pro-Ject monitoruje rynek mebli i wyposażenia wnętrz, dopasowując się do obowiązujących trendów.
Zapotrzebowanie na gramofony podobno wciąż rośnie, ale na szczęście nie ma planów przeniesienia fabryki do Chin. Heinz Lichtenegger ma w tej kwestii bardzo twarde stanowisko. Na brak zainteresowania nie narzeka, więc zamierza robić to, na czym zna się najlepiej. Zapytany czy nie boi się, że prędzej czy później jakaś nieznana firma zaleje rynek podróbkami, zastanowił się chwilę i z uśmiechem odpowiedział, że wcale nie jest tak łatwo zrobić dobry gramofon, po czym spokojnie dokończył obiad. Jeśli kiedyś go spotkacie, szybko zorientujecie się, że tego gościa nie da się nie polubić;-)
Zdjęcia: Tomasz Karasiński, StereoLife.
Komentarze