David Nauber - Classé
- Kategoria: Wywiady
- Tomasz Karasiński
Nikogo nie powinno dziwić, że najbardziej rozpoznawalne marki w świecie sprzętu audio są zwykle tymi, które mogą wyznaczać trendy i koncentrować na sobie uwagę audiofilskiego środowiska, a czasami szokować oryginalnymi pomysłami lub produktami lepszymi i droższymi niż wszystko, co widzieliśmy wcześniej. Istnieje jednak jeszcze jedna grupa firm, które robią to samo, często przebijając nawet dokonania słynnych, pierwszoligowych brandów, ale nie chcą walczyć o względy każdego zamożnego klienta, kierując swą ofertę do zdeklarowanych miłośników sprzętu hi-fi i wszystkiego, co się z nim wiąże. Właśnie takim producentem jest Classé. Wywodząca się z Kanady firma musiała w ostatnim czasie poradzić sobie z wieloma zawirowaniami. Wytwarzane do tej pory urządzenia zostały wycofane z oferty, marka przeszła pod skrzydła wielkiego koncernu, a w jej katalogu pojawiły się trzy hi-endowe klocki produkowane w zupełnie innej fabryce. Wszystko to brzmi dość dziwnie, ale kiedy spojrzymy na komponenty z serii Delta, trudno powstrzymać ślinotok. Są cudowne - piękne, potężne, nowoczesne i wykonane tak, że chyba ciężko cokolwiek w ich konstrukcji poprawić. Dlatego właśnie postanowiłem dowiedzieć się, o co chodzi i dokąd zmierza Classé.
W sieci na temat kanadyjskiej firmy można znaleźć mnóstwo informacji, które jednak są już albo nieaktualne, albo odnoszą się do produktów, które dzisiaj znajdziemy co najwyżej w serwisach ogłoszeniowych. Zmiana to mało powiedziane - wydaje się, że dokonała się tutaj raczej mała rewolucja. Mimo to, Classé pozostaje wierne swoim korzeniom, a filozofia budowania hi-endowej elektroniki chyba jeszcze nigdy nie została wprowadzona w życie w tak spektakularny sposób, jak w przypadku klocków z serii Delta - przedwzmacniacza Delta PRE wyposażonego w komplet gniazd cyfrowych i analogowych, dwukanałowej końcówki mocy Delta STEREO oferującej 250 W na kanał przy ośmiu omach i podwajającej tę moc przy dwukrotnym spadku impedancji oraz monobloków Delta MONO oferujących imponujące 300 W na kanał. Aby piecyki się nie przegrzały, zainstalowano w nich nowy, aktywny system chłodzenia ICTunnel. Dodatkowo końcówka Delta STEREO oddaje pierwsze 12,5 W mocy w czystej klasie A, podczas gdy Delta MONO pracuje w takim trybie aż do 35 W. Brzmi fantastycznie, a entuzjazm studzą jedynie ceny Delta PRE, Delta STEREO i Delta MONO kosztują odpowiednio 49999, 64999 i 54999 zł. Ale, jak przeczytałem na stronie pewnego sklepu, "każdy komponent Classé jest zaprojektowany i zbudowany tak, aby działać długo po tym, jak zapomni się o jego cenie". Chyba powieszę sobie tę myśl nad biurkiem. Czy to wystarczy, aby przekonać do siebie ekstremalnie wymagających audiofilów? Postanowiłem zapytać o to Davida Naubera, dyrektora marki Classé w koncernie Sound United.
Założyciel Classé, Mike Viglas, był pasjonatem muzyki, jednak pierwszym naprawdę dużym impulsem, który popchnął go do poszukiwania lepszego sprzętu audio był fakt, że podczas jednej z prezentacji elektronika potwornie go zawiodła. "Bum! Światła migotały, nastała cisza, dziwny zapach przenikał pomieszczenie i opadały cząsteczki, które wcześniej były zawarte w jego ukochanym wzmacniaczu lampowym. Kiedy goście ściągnęli z włosów watę kondensatora, Mike, zawstydzony, przysiągł, że to się więcej nie powtórzy." - przeczytamy na waszej stronie. Co się właściwie stało?
Opisałbym tę sytuację nieco inaczej, mówiąc, że Mike od dawna był audiofilem, mającym obsesję na punkcie jak najlepszego dźwięku. Na wieść o tym, ile mogą kosztować komponenty potrzebne do osiągnięcia tego celu, jego przyjaciele - w tym także ja - często ze zdumienia kręcili głowami. Używany przez niego wzmacniacz lampowy, podobnie jak inne urządzenia w tamtych latach, został zaprojektowany z myślą o wydajności, ale z mniejszą dbałością o niezawodność, niż można by oczekiwać. To właśnie poszukiwanie komponentów, które mogłyby zapewnić nam jak najlepszy dźwięk, a jednocześnie pracowały niezawodnie rok po roku, doprowadziło go do założenia Classé. Nie wiem, co dokładnie zawiodło tamtej nocy, ale Mike opowiedział tę historię w wyjątkowo zabawny sposób, przez co zapadła mi w pamięć.
Powiedzieć "zbuduję lepszy wzmacniacz" jest łatwo, a zrobić to - znacznie trudniej. W jaki sposób Mike'owi udało się przejść od słów do czynów? W końcu fabryki hi-endowego sprzętu audio nie stawia się ot tak, w środku nocy, mając we włosach odłamki szkła z lamp elektronowych...
Niczego nie można zbudować bez znajomości zasad inżynierii i właśnie tutaj pojawił się David Reich. David budował wzmacniacze pod nazwą Eleson, a kiedy Mike je usłyszał, wiedział, że tego właśnie szukał. W tamtych czasach ludzie mogli i budowali takie wzmacniacze na kuchennych stołach. To był inny świat. Dzisiaj nie ma możliwości stworzenia wzmacniacza takiego, jak urządzenia Classé bez możliwości i osprzętu, jakie może zapewnić tylko najnowocześniejsza fabryka elektroniki. Same projekty też stały się znacznie bardziej wyrafinowane - nie są dziełem jednego człowieka, ale całego zespołu, który wnosi wielodyscyplinarne zdolności.
Pierwszy wzmacniacz zaprezentowany przez Mike'a i Davida - DR-2 - dostarczał 25 W na kanał i pracował w czystej klasie A, co zresztą stało się inspiracją dla nazwy firmy. Dziś Classé kojarzy nam się raczej z potężnymi urządzeniami ważącymi po kilkadziesiąt kilogramów i oferującymi moc rzędu 250-300 W na kanał. To jednak nie oznacza, że porzuciliście klasę A, prawda?
Zgadza się. Klasa A oferuje najczystszy dźwięk i najniższe zniekształcenia, ale odbywa się to kosztem wydajności. Z tego powodu próba dostarczenia całej mocy, jakiej możesz potrzebować w klasie A jest niepraktyczna. Nawet w wymagających warunkach. Oferowana przez nas moc klasy A jest wystarczająca, aby całkowicie zaspokoić wymagania większości sesji odsłuchowych, ale pozwalamy wzmacniaczom pracować w klasie AB dla wyższych mocy - wartości szczytowych, które są osiągane tylko w krótkich okresach, od czasu do czasu.
Przez wiele, wiele lat komponenty Classé były prezentowane w towarzystwie kolumn marki Bowers & Wilkins. W branży mówiło się wręcz, że Brytyjczycy przytulili sobie dwie marki, których sprzęt sprawdzał się z głośnikami z różnych poziomów cenowych. Do tych tańszych polecano Rotela, a do droższych - Classé. Na czym dokładnie polegała ta współpraca?
Zaangażowanie Classé we współpracę z firmą Bowers & Wilkins rozpoczęło się tuż przed tym, jak dołączyłem do zespołu w 2002 roku, a faktyczna zmiana właściciela stała się faktem dopiero w kolejnych latach. Rotel, druga marka elektroniki w grupie B&W, ma umowy dystrybucyjne z marką Bowers & Wilkins na wielu światowych rynkach, ale nigdy nie była jej ani naszym właścicielem. Jako spółka zależna B&W współdzieliliśmy funkcje, takie jak sprzedaż i marketing, usługi oraz usługi dystrybucyjne. Udostępniliśmy również systemy komputerowe i systemy kontroli zapasów oraz budowaliśmy komponenty Classé w fabryce Bowersa w Zhuhai w Chinach. Projektowanie to inna bajka. Większość tych procesów była rozdzielona, ponieważ Anglicy zajmowali się wyłącznie głośnikami. Współpracowaliśmy tylko przy niektórych projektach, takich jak elektronika do stacji dokującej Zeppelin do iPoda, wzmacniacze do subwooferów aktywnych, a także aktualizacja aktywnej zwrotnicy używanej z Nautilusami. Mimo to, wiedzieliśmy, że opracowane przez nas wzmacniacze szczególnie dobrze grają z kolumnami B&W z serii 800, co jest prawdą nawet w przypadku naszych obecnych modeli z serii Delta. Co by nie mówić, zestawy głośnikowe tej marki pokazują prawdę o napędzającej je elektronice. Jeżeli dany wzmacniacz dobrze poradzi sobie z Bowersami, prawdopodobnie zagra dobrze z każdymi innymi kolumnami z wysokiej półki.
Dziś wasza firma jest z kolei częścią grupy Sound United. I chyba nie skłamię, jeśli powiem, że jest w tym portfolio marką najbardziej ekskluzywną. Nie boicie się, że po pewnym czasie ludzie zaczną mówić, że Classé to taki droższy odpowiednik Marantza i Denona?
Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałem. Mamy własny zespół projektowy w Montrealu i chociaż rozsądne jest wdrażanie wspólnych technologii, takich jak HDMI, które zawsze sprowadzaliśmy od zewnętrznych dostawców, nasze podstawowe rozwiązania dotyczące wzmacniania i przetwarzania sygnału audio pozostaną bardzo zróżnicowane ze względu na znacznie wyższy koszt wdrożenia. Każdy powinien zorientować się, że urządzenia tych marek są zupełnie inne.
Audiofile uchodzą za ludzi konserwatywnych. Lubią wzmacniacze lampowe, gramofony i monitory budowane na licencji BBC. Wy natomiast szczycicie się tym, że w swoich urządzeniach chętnie wprowadzacie nowe rozwiązania techniczne. Przykładowo, byliście pierwszą firmą na świecie, która wprowadziła w swoim sprzęcie ekran dotykowy - na siedem miesięcy przed premierą iPoda Touch. Czy dziś widzisz więcej interesujących rzeczy, które mogłyby się sprawdzić w komponentach hi-fi? Czy już wprowadziliście kolejne tego typu innowacje? I czy, na dobrą sprawę, w jakikolwiek sposób się to opłaca?
Nie wprowadzamy nowych technologii, aby nadążać za modą. Wszystko, co robimy - czy to sterowanie za pomocą ekranu dotykowego, regulacja barwy czy chłodzenie ICTunnel - służy poprawie wydajności, użyteczności i niezawodności naszych produktów. Myślę, że to jedna z rzeczy, która wyróżnia Classé. Zawsze zastanawiamy się, co można zrobić lepiej i ufamy, że szaleni audiofile, tacy jak ja (mam gramofon i dwa magnetofony szpulowe, których regularnie używam) zobaczą i docenią korzyści, jakie wynikają ze stosowania nowoczesnych rozwiązań.
Jak postrzegasz obecny podział między urządzeniami dwukanałowymi a systemami kina domowego? W USA i Kanadzie sprzęt wielokanałowy wciąż jest dość popularny, także ze względu na kompletne instalacje i systemy multiroom. A jak wygląda to na innych rynkach?
Classé ma długą historię tworzenia poważnych komponentów zarówno do systemów stereo, jak kina domowego. I na pewno zamierzamy to kontynuować. Obecnie pracujemy nad 5-kanałowym wzmacniaczem i procesorem wielokanałowym. Owszem, był taki czas, kiedy ludzie myśleli, że systemy stereo odchodzą w przeszłość, ale najwyraźniej tak się nie dzieje. Rzeczywistość jest taka, że na całym świecie jest wielu różnych klientów, których łączy wspólne uznanie dla jakości dźwięku, co jest świetne, ponieważ właśnie tym się zajmujemy. Kiedy opracowujemy komponenty do kina domowego, do oceny jakości dźwięku zawsze używamy muzyki. Myślę, że doprowadziło to do wielkiego sukcesu, jaki odnieśliśmy z komponentami wielokanałowymi. Ameryka Północna nadal jest liderem w zakresie instalacji kinowych, ale sprzęt wielokanałowy jest ważną gałęzią biznesu audio na wszystkich dużych rynkach.
Jeszcze kilka lat temu oferta Classé - mimo, że ewidentnie nastawiona na sprzęt z wyższej półki - była całkiem bogata. Dziś w zakładce z produktami mamy zaledwie trzy pozycje - przedwzmacniacz Delta PRE, stereofoniczną końcówkę mocy Delta STEREO i monobloki Delta MONO. Wymiary, masa i parametry z kosmosu. Ceny niestety również, przez co nie są to produkty dla przeciętnego, a nawet dla zamożnego melomana. To propozycja dla najbardziej wymagających hi-endowców. Czy tacy ludzie zdecydują się na dzielony wzmacniacz stworzony przez firmę, która - przynajmniej na razie - nie robi nic innego?
Spodziewamy się tego, ponieważ ludzie kupujący hi-end cenią sobie wysoką specjalizację. Jeszcze niedawno żaden szanujący się audiofil nie miałby w systemie dwóch komponentów tej samej firmy, więc stawiamy na to, że audiofile, którzy porównują naszą ofertę z czymkolwiek innym w podobnym przedziale cenowym, wybiorą właśnie Classé. Jeśli chodzi o ceny, muszą one po prostu pokryć wszystkie koszty budowy sprzętu tego kalibru. Na dzielony system z serii Delta z pewnością będą mogli sobie pozwolić zamożni audiofile, dla których jakość jest najwyższym priorytetem. Ale nie są to wyłącznie milionerzy. Na całym świecie jest wielu, wielu zwykłych ludzi, którzy są cierpliwi, oszczędzają pieniądze i ostatecznie kupują komponenty tej klasy, ponieważ jest to ich hobby i bardzo, ale to bardzo cenią sobie kontakt z muzyką w najlepszym możliwym wydaniu.
Czy seria Delta miała być wyraźnym przypomnieniem o istnieniu marki Classé? Takim mocnym, niejako ponownym wejściem na rynek na nowych zasadach? Czy po prostu należy traktować ją jako kolejny krok do przodu, w kierunku ideału?
Powiedziałbym, że bliższa prawdy jest ta druga wersja, ale z pewnością w obu jest trochę prawdy. Zaczęliśmy rozwijać te modele w czasach ścisłej współpracy z firmą B&W, kiedy podstawowymi modelami w ofercie naszej marki były komponenty z serii Sigma. Teraz, dzięki Sound United, Marantz i Denon skutecznie wypełniają ten segment rynku audio, pozwalając nam iść nieco inną ścieżką. Projektując urządzenia z serii Delta, chcieliśmy wyeliminować ograniczenia cenowe, aby zobaczyć, gdzie znajduje się następny poziom wydajności. Delta podnosi poprzeczkę i wyraźnie komunikuje, że Classé żyje i ma się dobrze.
Jednym z ciekawszych rozwiązań zastosowanych w serii Delta jest equalizer umożliwiający bardzo dokładną regulację barwy dźwięku. Ortodoksyjni audiofile - a przecież wielu hi-endowców zalicza się do tej grupy - uważają jednak, że elektronika pod żadnym pozorem nie powinna ingerować w sygnał dostarczany ze źródła. Jak to ze sobą pogodzić?
Po pierwsze, wszelkie układy przetwarzania sygnału należy traktować po prostu jako narzędzia. Nie ma wymogu ich używania, więc każdy, kto ma z nimi filozoficzny problem, może je zostawić. Po drugie, chciałbym zaznaczyć, że nie są to szczególnie drogie rozwiązania. Są to filtry pracujące w domenie cyfrowej, a więc nie generują dodatkowych kosztów, z jakimi musielibyśmy się zmierzyć w przypadku podobnych układów analogowych. Jeśli ktoś ich nie używa, to trochę tak, jakby zostawił nieużywane wejścia z tyłu. Nie ma sprawy. Jednak tym, co je wyróżnia nie jest koszt, ale przemyślany sposób, w jaki są wdrażane. Weźmy jako przykład sterowanie barwą dźwięku. Jeśli mamy nagrania, których nie słuchamy, ponieważ nie pasuje nam ich brzmienie, to czy skorzystanie z korekcji naprawdę jest grzechem? Możemy zrobić to tylko w przypadku słabszych płyt, aby uczynić je możliwymi do słuchania. Używamy tego narzędzia tylko wtedy, gdy trzeba coś naprawić. Taki sam argument można wysunąć dla każdego z pozostałych narzędzi, jakie oferują układy cyfrowe.
Rolę źródła w serii Delta pełni przedwzmacniacz Delta PRE. Czy jest to docelowe rozwiązanie, czy może planujecie wprowadzić oddzielny transport cyfrowy lub pełnoprawny streamer?
To długi temat, ale mogę powiedzieć, że nie - nie chcemy budować transportu, bo zajmujemy się przetwarzaniem i wzmacnianiem dźwięku. Nie jestem fanem dedykowanych streamerów i mógłbym omówić przyczyny bardziej szczegółowo, ale z czasem przekonasz się, że możliwości Delta PRE ewoluują i zawierają pewne funkcje odtwarzacza multimedialnego. W każdym razie Delta PRE może spektakularnie współpracować z zewnętrznym odtwarzaczem strumieniowym, a także z gramofonem i innymi źródłami.
Czy w dalszej kolejności w serii Delta pojawi się na przykład wzmacniacz zintegrowany, czy może ta linia będzie pełniła rolę okrętu flagowego, którą w niedalekiej przyszłości uzupełnią komponenty z innych serii?
Tak, mamy w planach budowę zintegrowanego wzmacniacza Delta Int, chociaż jego opracowanie zajmie trochę czasu. Nie ma jeszcze żadnych szczegółów i raczej nie jest to kwestia najbliższej przyszłości, ale jestem pewien, że warto poczekać.
Wiele europejskich i amerykańskich firm przenosi lub już dawno przeniosło produkcję swoich urządzeń do krajów, w których jest to tańsze. Przeważnie są to Chiny, czasami Tajwan, Singapur lub Malezja. Tymczasem urządzenia z serii Delta są produkowane w zakładach Shirakawa Audio Works w Japonii. Dlaczego?
To świetne pytanie i czuję się uprawniony aby na nie odpowiedzieć, ponieważ w ciągu ostatnich 20 lat Classé przeszło od budowy sprzętu w Montrealu przez przeniesienie produkcji do fabryki Rotela i B&W w Zhuhai w Chinach aż do budowania hi-endowych produktów w zakładach Shirakawa Audio Works w Japonii. Koszt nie zawsze jest jedynym, a nawet głównym czynnikiem, gdy firmy z naszej branży przenoszą produkcję za granicę. Ponieważ komponenty audio stają się coraz bardziej wyrafinowane, ostatnią metodą na świecie, jaką chciałbyś je budować, są lutownice i techniki produkcji rodem z ubiegłego wieku. Światowej klasy elektronika musi być produkowana w światowej klasy fabryce, a to oznacza inwestycję w sprzęt, za który nigdy nie można było zapłacić przy małych seriach produkcyjnych. Będąc częścią większych koncernów - najpierw Bowers & Wilkins, a teraz Sound United, Classé odniosło na tym polu wielkie korzyści. Inne niezależne marki muszą prosić duże fabryki elektroniki, aby wyprodukowały dla nich małe partie urządzeń, czego nie są w stanie zrobić tanio ani ze stałą jakością, ponieważ tak mała skala produkcji jest dla nich rzadkością i czymś bardzo niekomfortowym. Bycie częścią Sound United daje nam możliwość ciągłej produkcji niewielkiej linii komponentów Classé. Najwyższe standardy jakości są osiągane przy rozsądnych (choć z pewnością nie takich niskich) kosztach. To coś, czego nie ma praktycznie żadna inna marka zajmująca się produkcją hi-endowego sprzętu.
Od jakiegoś czasu słyszymy głosy, że salony skoncentrowane na sprzęcie z najwyższej półki przestają mieć sens, bo klienci chcą dobierać wszystko indywidualnie, najlepiej na podstawie prezentacji w domu. Wystawy także przyciągają coraz mniej faktycznych nabywców - bardziej dystrybutorów i melomanów, którzy chcą choć raz w życiu zobaczyć i posłuchać takiego sprzętu, ale kupić - już niekoniecznie. I mówiło się tak jeszcze przed epidemią koronawirusa. Czy wobec tego uważasz, że przed sprzedawcami hi-endowej elektroniki stoi teraz duże wyzwanie? Czy przypadkiem wszystko to nie zmierza w kierunku zamkniętego, niedostępnego dla innych ludzi klubu, którym steruje wąska grupa specjalistów, a odsłuchy odbywają się za zamkniętymi drzwiami?
Dealerzy sprzętu audiowizualnego i organizatorzy specjalistycznych wystaw zmagają się z tym problemem od wielu lat, ale zawsze są wyjątki, które pokazują sposoby nawiązania kontaktu z klientami i kontynuowania krytycznego dla naszej branży procesu "tworzenia" nowych audiofilów. Te błyszczące gwiazdy dają nadzieję, że wyrośnie nowe pokolenie dealerów i wystawców. Zawsze było i wciąż jest tak, że niewielki procent populacji ma niewytłumaczalną obsesję na punkcie pięknego brzmienia i to się nie zmieni, niezależnie od technologii i sposobów kupowania sprzętu. Myślę, że podążaliśmy w określonym kierunku, a pandemia koronawirusa mogła zepchnąć nas wszystkich na nieco inną ścieżkę, ale nie zmieniła naszych potrzeb i nastawienia. Ludzie są ludźmi.
Uwaga branży audio skoncentrowana jest na nowych formatach i gęstych plikach, ale z drugiej strony obserwujemy renesans winylu, a i poczciwe płyty kompaktowe jakoś nie chcą poddać się i umrzeć. Czy to koniec wojny nośników? Czy nie sądzisz, że niebawem ustabilizuje się jakiś podział i wreszcie zapanuje pokój?
Nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczymy koniec wojny mediów. Jest tak wielu fanów tych różnych nośników i formatów, że każdy z nich będzie utrzymywał się na powierzchni. Ale z komercyjnego punktu widzenia wydaje mi się, że jest całkiem jasne, że pewna kombinacja plików z lokalnego dysku i strumieniowania będzie dla audiofilów podstawowym wyborem. Nie chcę przez to powiedzieć, że ci sami ludzie nie będą odtwarzać płyt CD i SACD ani czegokolwiek innego, ale przytłaczająca wielkość biblioteki muzycznej dostępnej w Internecie sprawia, że ich prymat staje się pewnością.
Wiele osób z branży audio po pewnym czasie odczuwa przesyt tym tematem i kupuje sobie do domu coś w rodzaju dobrego soundbara lub parę głośników sieciowych. Czy jesteś jednym z tych ludzi, czy może wprost przeciwnie - wciąż ulepszasz swój hi-endowy system?
Ha! Nie mogę sobie tego wyobrazić. Mam w domu dwa magnetofony szpulowe i wysokiej klasy gramofon, a w ubiegłym miesiącu kupiłem kolumny Magico S5 MkII i subskrybowałem wszystkie usługi przesyłania strumieniowego. Mam oczywiście przedwzmacniacz Classé Delta PRE i dwa monobloki Delta MONO. Jestem mocno wkręcony w tę zabawę - absolutnie kocham radość słuchania muzyki i wszystkie małe odkrycia, które umożliwia mój system.
Zdjęcia: Classé
Komentarze