Natalie Cole w Warszawie 2013
- Kategoria: Fotorelacje
- StereoLife
17 lipca w warszawskiej Sali Kongresowej wystąpiła Natalie Cole - światowej sławy wokalistka i gwiazda sceny jazzowej, która ma na swoim koncie już 25 albumów. Jej najnowsza płyta "En Español" wspięła się na pierwsze miejsca list bestsellerów, co jest ogromnym wyczynem w przypadku albumu hiszpańskojęzycznego. Niesamowity, ciepły głos Natalie Cole należy do najbardziej rozpoznawalnych wśród amerykańskich wokalistek jazzowych. W związku z sukcesem ostatniego albumu, spodziewaliśmy się występu w gorącym, latynoskim klimacie, jednak artystka wybrała inną drogę - zamiast promowania najnowszej twórczości potraktowała nas mieszanką utworów dla siebie nowych i tych troszkę starszych, jazzowych i tanecznych, śpiewanych po angielsku i po hiszpańsku. Już na początku zapowiedziała, że zafunduje słuchaczom mieszankę różnych stylów i dokładnie tak wyglądał jej koncert.
Na pierwszy ogień poszły takie przeboje, jak "Summer Sun", "Better Than Anything" czy "Somewhere In The Hills". Dopiero potem mogliśmy usłyszeć pierwszy utwór po hiszpańsku - "Quizás Quizás Quizás". Ten kawałek trochę rozruszał publiczność i dał nadzieję, że artystka zaprezentuje więcej utworów ze swojej najnowszej płyty. Po nim usłyszeliśmy jednak "The Very Thought Of You". Muzycznych zmian klimatu czekało nas jeszcze wiele tego wieczoru. Był latynoski przebój weselny "El Día Que Me Quieras" oraz utwór znany chyba każdemu - "Oye Como Va". Było też więcej jazzowych hitów, ale chyba największe wrażenie na publiczności zrobił utwór "Unforgettable" z gościnnym udziałem... Ojca piosenkarki! Każdy amator jazzu w tym momencie podrapie się po głowie, bo Nat King Cole już od jakiegoś czasu dla nas nie śpiewa. Natalie Cole najwyraźniej uważa, że to nieprawda, bo jej utalentowany ojciec nagle pojawił się na dużym ekranie i wystąpił razem z nią. Nagranie przeplatało się ze zdjęciami z rodzinnego albumu, a wszystko było wręcz perfekcyjnie zgrane i zrobiło na publiczności ogromne wrażenie. Nie był to pierwszy raz, kiedy Natalie Cole zafundowała słuchaczom taki duet, jednak czym innym jest obejrzenie tego na filmie, a czym innym przeżycie wraz z nią i setkami innych osób na żywo.
Nat King Cole nie był jednak jedynym artystą, któremu wokalistka oddała muzyczny hołd podczas warszawskiego koncertu. Przygotowany przez nią medley zawierał takie hity, jak "You Gotta Be" Des'ree, "She Works Hard For The Money" Michaela Jacksona, "Human Nature" Etty James czy "I Have Nothing" Whitney Houston. Kiedy amatorzy przymierzają się do takich utworów w telewizyjnych programach rozrywkowych, to czasami aż brzuch człowieka boli, ale kiedy śpiewa to Natalie Cole... Co tu dużo mówić, jej koncert był nie tylko mieszanką muzycznych klimatów mającą sprawić słuchaczom jak najwięcej przyjemności, ale też pokazem możliwości samej wokalistki. Był to dowód na to, że radzi sobie ona z każdym materiałem, bezbłędnie, od początku do końca. Natalie Cole była tego wieczoru absolutnie bezbłędna, a jeśli jej występ mógł kogokolwiek pozostawić z uczuciem niedosytu, to chyba tylko dlatego, że czas płynął tak szybko. Nie popisali się chyba tylko dźwiękowcy, ponieważ z utworu na utwór robiło się coraz głośniej, co byłoby w porządku, gdyby sprzęt to wytrzymywał. Pod koniec miał jednak wyraźnie dość, a dźwięk był przesterowany, jazgoczący i tak zniekształcony, że konia z rzędem temu, kto wyłapał choć jedno nazwisko, gdy artystka przedstawiała członków swojego zespołu. Dyskotekowy dźwięk nie zniechęcił ludzi, którzy tańczyli pod sceną, ale w dalszych rzędach było wyraźnie słychać, że nagłośnienie - delikatnie mówiąc - nie wyrabia. Na pewno w tych ostatnich minutach byłoby o wiele przyjemniej, gdyby dźwiękowcy nie dokładali już do pieca. Najważniejsza była jednak Natalie Cole, która pokazała ogromną klasę, zafundowała słuchaczom prawdziwą, muzyczną podróż i pozostawiła po sobie niezapomniane wrażenie. Był to koncert nie tylko dla fanów jazzu czy muzyki latynoskiej, ale dla miłośników muzyki w ogóle.
Komentarze