Marantz 2270
- Kategoria: Vintage
- Tomasz Karasiński
Na przestrzeni lat Marantz wyprodukował mnóstwo tunerów radiowych i amplitunerów, w których wyraźnie widać te same geny. Jednym z ciekawszych i bardziej cenionych jest model 2270 produkowany w latach 1971-1975. Piękna obudowa - w tym przypadku uchwycona w wersji drewnianej - kryła w swoim wnętrzu całkiem zaawansowaną elektronikę. Patrząc na zdjęcia wydaje się, że o sukcesie tego modelu przesądził jednak jego wygląd zewnętrzny oraz możliwość bardzo precyzyjnego strojenia. Oprócz poziomej skali i pokrętła Gyro Tuning użytkownik miał do dyspozycji między innymi podświetlane wskaźniki, z którym jeden pokazywał siłę sygnału, a drugi umożliwiał idealne ustawienie częstotliwości. Na przednim panelu znalazło się ponadto sześć pokręteł i dwanaście przycisków podzielonych na trzy grupy.
Do tego włącznik sieciowy i trzy gniazda 6,3 mm - jedno dla słuchawek i dwa dla dubbingu. Cóż, wtedy to ludzie mieli fantazję. Spośród wspomnianych gałek aż trzy służyły do regulacji barwy, najwyraźniej z podziałem na oba kanały. Kręcąc grubszymi pierścieniami położonymi bliżej frontu można było ustawiać ilość niskich, średnich i wysokich tonów dla prawej kolumny, natomiast używając węższego, wewnętrznego pierścienia manewrowało się brzmieniem lewego kanału. Pozostałe trzy pokrętła to selektor źródła dźwięku, regulator balansu i oczywiście potencjometr siły głosu. Amplituner oddawał 70 W na kanał przy paśmie przenoszenia 7 Hz - 50 kHz. Co ciekawe, w sieci można znaleźć także egzemplarze bez drewnianej obudowy. Realistycznie trzeba się przygotować na wydatek rzędu 2000-3000 zł. To jest ta zła wiadomość. A dobra?
W 1974 roku 2270 stał się bohaterem historycznej reklamy przedstawiającej taki właśnie odbiornik, który przetrwał ogromny pożar. Ogień pojawił się na pierwszym piętrze trzykondygnacyjnej kamienicy i rozprzestrzenił się na drugie piętro, gdzie w jednym z mieszkań stał widoczny na zdjęciu Marantz. Wkrótce ogień zajął również trzecie piętro, a budynek całkowicie się zawalił. 2270 został odnaleziony w wodzie, pod zwałami gruzu na poziomie piwnicy. Zauważył go jeden z pracowników, którzy sprzątali rumowisko. Kiedy poprosił operatora maszyny o opuszczenie ładunku, ten nie cackał się, lecz zrzucił wszystko z wysokości około sześciu metrów na ziemię. Z czystej ciekawości, pracownik firmy rozbiórkowej zabrał go do domu. Wszystkie lampki się zaświeciły, a po podłączeniu słuchawek radio grało zupełnie normalnie. Tak samo stało się po podłączeniu urządzenia do magnetofonu i kolumn. Legenda głosi, że 2270 został nawet zabrany na pomiary i podobno wciąż utrzymywał parametry fabryczne. To jak, kupilibyście go nawet dziś?
Komentarze (2)