Audio Video Show 2020
- Kategoria: Felietony
- Tomasz Karasiński
Każdego roku o tej porze polscy audiofile obchodzą swoje święto - wydarzenie, którego miłośnik grającej aparatury zwyczajnie nie może przeoczyć. Jestem przyzwyczajony, że zwykle o tej wystawie rozmawia się już od września. W październiku przygotowania rozkręcają się na całego. Do końca miesiąca trzeba mieć opracowany plan zwiedzania - kompletną rozpiskę z terminami konferencji prasowych, specjalnych odsłuchów i wywiadów, które jakimś cudem trzeba wpleść w zwiedzanie wystawy w normalny sposób - tak, jak robią to goście kupujący bilety, ale z kilkoma dodatkowymi kilogramami sprzętu fotograficznego i notatnikiem, który za każdym razem okazuje się zbyt mały i zbyt nieporęczny. W tym roku mamy spokój. Impreza się nie odbyła, co - w przeciwieństwie do innych decyzji rzutujących na życie wielu osób - zapowiedziano już w sierpniu. Ale dziennikarski obowiązek to absolutna świętość, a człowiek tak się już przyzwyczaił, że spędzając ten weekend w domu, w grubej bluzie, z filiżanką kawy i kotem na kolanach, pisząc testy słuchawek i streamerów, poczułem się jak na wygnaniu. Wystawy nie ma, ale w miejscach z nią związanych panuje spory ruch, co jest nawet ciekawsze niż tradycyjna powtórka z rozrywki. A ponieważ w ubiegłych latach narzekałem na wtórność i przewidywalność tej imprezy, teraz w głowie dźwięczy mi znane powiedzenie - uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić.
Choć w sierpniu niektórym mogło się wydawać, że sytuacja zostanie opanowana, decyzja organizatora okazała się słuszna. Kiedy zamykane są nawet siłownie, kina i teatry, trudno chyba wyobrazić sobie coroczny spęd audiofilów i melomanów przemierzających hotelowe korytarze w ścisku, który budzi skojarzenia z kolejkami z czasów słusznie minionych. Trudno jednak zapomnieć o wyborach prezydenckich, kiedy to koronawirus był w odwrocie, a także o innych obrazkach z lipca i sierpnia, kiedy tłumy spragnionych wypoczynku wczasowiczów ruszyły w góry i nad morze, okupując później te same hotele i bary bez jakichkolwiek środków ochrony osobistej. Odnoszę wrażenie, że gdyby organizator Audio Video Show przeniósł imprezę na początek września, mogłaby się ona odbyć i nikt nie robiłby z tego powodu wielkiej awantury. W końcu redaktorzy niektórych czasopism utrzymują, że audiofilów jest w Polsce maksymalnie trzystu, więc nie ma o co kruszyć kopii. Listopadowy termin jest jednak dla organizatorów Audio Video Show tradycją, której warto bronić. Impreza nie koliduje z innymi tego typu wydarzeniami, wślizgując się w harmonogram branżowych wystaw, których echa niosą się po całym świecie. Wszyscy liczą na to, że kiedy będziemy mogli wrócić do normalnego funkcjonowania, ów cykl zostanie zachowany i nikt nikomu nie będzie wchodził w paradę, rywalizując o względy tych samych wystawców i zmuszając ich do podjęcia decyzji, czy postawić na Warszawę, Monachium, Chicago czy Amsterdam. Organizatorzy wszystkich dużych imprez oberwali w tym roku po kieszeni, ale nie oni jedni. Nikt nie będzie współczuł właścicielom hal targowych i firmom z branży eventowej, kiedy w szpitalach lekarze walczą o życie tysięcy ludzi, coraz częściej tę walkę przegrywając. Co ciekawe, nikt też nie wylewa łez z powodu odwołania tegorocznej edycji Audio Video Show. A niektórym nawet mocno ulżyło...
W ubiegłych latach kręciliśmy nosem korki tworzące się od rana pod PGE Narodowym, kiepskie oznaczenia i brak informacji o tym, że w piątek do godzin popołudniowych przejście między dwiema stronami stadionu było możliwe tylko przez parking. Często słyszeliśmy także marudzenie na ogólną ciasnotę oraz długie kolejki do kas biletowych i szatni. Mówiono, że wystawa padła ofiarą własnego sukcesu. W tym roku korka nie było, kolejek do szatni też nie, a więc jest postęp. W hotelach cisza i spokój. Na korytarzach pusto, klimatyzacja w pokojach działa, nawet okno można otworzyć. Jedyny problem jest taki, że muzykę zagłuszają niecenzuralne okrzyki. Dlatego należy się cieszyć, że do Warszawy nie przyjechało tylu zagranicznych gości, co zwykle. Już kilka razy w historii wystawy widzieliśmy, z jakim niedowierzaniem patrzą oni na demonstracje narodowców lub krajobraz zastany tuż po nich. Gdyby dystrybutorzy mieli tłumaczyć producentom kolumn, wzmacniaczy i gramofonów napisy na transparentach niesionych przez protestujących w tym roku, zostałby jeden wielki smród.
Swoją drogą, Audio Video Show to gigantyczny kocioł i ogromna operacja logistyczna, w którą zaangażowane są setki, a nawet tysiące osób. Noc z czwartku na piątek to jedna wielka bitwa o przetrwanie. Do hoteli i na stadion wjeżdżają tony kosztownego sprzętu. Wystawcy zaczynają porządkować sale konferencyjne, montować ustroje akustyczne, rozpakowywać i podłączać sprzęt, przygotowywać prezentacje, rozkładać bannery reklamowe, instalować oświetlenie, skręcać krzesełka... I choć zwykle jeszcze w piątek rano widać pozostałości po tej wojnie, gdzieniegdzie leżą kartony, a w niektórych pokojach trwają ostatnie korekty ustawienia kolumn, impreza rusza o czasie i już po dwunastej wszędzie można wejść, każdy system gra, hostessy rozdają ulotki, ekipy telewizyjne kręcą swoje reportaże - wszystko działa. W tym roku na PGE Narodowym trwa inna operacja, ale otwarcie bram było już wielokrotnie przekładane. Wiem, że nie jest to temat do żartów, ale przyszło mi do głowy, że trzeba było obdzwonić wszystkie firmy z branży audio i poprosić je o pomoc. Ci ludzie każdego roku byli w stanie błyskawicznie przeorganizować całą dostępną na PGE Narodowym przestrzeń. Z kompletnej pustki w ciągu dwudziestu czterech godzin wyłaniały się pięknie urządzone pokoje zastawione ekstremalnie drogimi kolumnami i kablami wartymi setki tysięcy złotych. Na korytarzach wyrastały eleganckie stoiska z gramofonami, słuchawkami, systemami kina domowego i koszami pełnymi płyt winylowych. Nie twierdzę, że wypełnienie całego stadionu sprzętem grającym jest łatwiejsze niż przekształcenie go w szpital polowy. Wiem tylko tyle, że jest to ogromne przedsięwzięcie, które od wielu lat udawało się dopinać niemal na ostatni guzik w ciągu jednego dnia. I po co? Żeby ludzie mogli po raz piętnasty posłuchać samplerów Stockfischa na systemie wartym więcej niż ich mieszkanie? Stawką aktualnych manewrów na PGE Narodowym jest ludzkie zdrowie i życie, a idzie to jak krew z nosa...
Mając na uwadze trudną sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, łatwo zrozumieć, że wiele firm najzwyczajniej w świecie ucieszyło się, że w tym roku Audio Video Show się nie odbędzie. Bo gdyby jeszcze trzeba było teraz pojawić się na wystawie, budżet mógłby tego nie wytrzymać. Brak dodatkowego obciążenia oznacza, że w kasie zostaje od kilkunastu do kilkuset tysięcy złotych. Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Ludzie, którzy musieli zajmować się pracami organizacyjnymi, drukowaniem plakatów i rezerwacją biletów lotniczych dla zagranicznych gości, w tym roku mogli zająć się swoją podstawową, regularną robotą - tym, co generuje przychód, a nie koszty. Fakt, że Audio Video Show wypadło z kalendarza ulżył wszystkim, którzy co roku biegają po stadionie i hotelach z identyfikatorami na szyi. Tylko czy wystawcy będą o tym pamiętać, gdy sytuacja wróci do normy i na kolejną edycję wystawy znów będzie można wynająć ten sam pokój? Zarezerwują go, czy nauczeni doświadczeniem powiedzą, że pieniądze przeznaczone na udział w tej imprezie można wydać lepiej? Wcześniej nikt tego nie sprawdzał. Ostatecznie prawie wszyscy się na wystawie pojawiali. W tym roku z oczywistych względów nie było nikogo, a świat się, kurka wodna, nie zawalił.
Przypomina mi to coś, z czym zderzyliśmy się pół roku temu. Wcześniej niektórzy nie wyobrażali sobie, że mogliby rano nie pojechać do pracy. Później stało się to codziennością, a większość z nas wciąż jakoś funkcjonuje. Okazało się, że można spędzać mniej czasu w galeriach handlowych, inaczej planować zakupy, przeorganizować przestrzeń w domu, zamówić pizzę przez telefon, zrezygnować z wielu niepotrzebnych rzeczy, a nawet zrobić coś pożytecznego dla innych. Naturalnie, w niektórych przypadkach cały ten lockdown skończył się domowymi kłótniami, stresem, bólem pleców, bałaganem i kontem wyzerowanym przez zakup dodatkowych komputerów, tabletów, kamerek i słuchawek. Na pewno jednak nie zdecydowalibyśmy się na przeprowadzenie tak szeroko zakrojonego eksperymentu społecznego na różnych płaszczyznach. Ja teraz pewnie wyciągałbym nogi z dupy po trzech dniach biegania z aparatem na szyi, zastanawiając się, czemu i komu to wszystko służy, a następnie czytając komentarze, że w reportażu zabrakło zdjęć z pokoju firmy Notte Sound Labs, DearWolf, WK Audio, Mozzaik Audio, Euphony Audio, Electron Audio, Gallus Audio Technology, Remton Audio, Gaudio Sound, Archus Audio, Soyaton, Artisan Audio Devices, Materics Audio, Sparkler Audio, Ideon Audio, Lucas Audio Lab, Soundaware, Dita Audio, Khmara albo Rush Speakers.
O dziwo, ten dziwny rok wcale nie był dla branży audio zły. Przeciwnie. Choć nie sposób wsadzić wszystkich historii do jednego worka, można powiedzieć, że ludzie zamknięci w czterech ścianach nagle zdali sobie sprawę z tego, że przydałby im się głośnik sieciowy, soundbar, a może nawet kolumny i wzmacniacz z prawdziwego zdarzenia. Ze sklepów zaczął znikać nie tylko sprzęt z dolnej półki, ale także urządzenia stworzone z myślą o wymagających melomanach. Niektórzy nagle otrzymali coś, czego życie w innych warunkach na pewno by im nie dało - czas, w którym mogli wreszcie posłuchać muzyki, na której poznanie do tej pory nie starczało im wolnych wieczorów. A kiedy już usiedli i zaczęli zanurzać się w świat dźwięków, odezwała się audiophilia nervosa. Przecież już od dawna myślałem o zmianie streamera... Z tymi srebrnymi kablami mój system na pewno zagrałby o wiele lepiej... A może by tak wypróbować ten bajerancki switch... W niektórych przypadkach zadziałał tradycyjny mechanizm towarzyszący wizji nadciągającego kryzysu - jeżeli nie kupię sprzętu teraz, to pewnie nie kupię go już nigdy. Dystrybutorzy zaczęli otrzymywać zamówienia na urządzenia z najwyższej półki, a liczba sprzedanych amplitunerów, soundbarów, słuchawek i głośników sieciowych dała im szansę przetestowania możliwości przerobowych magazynów i całej infrastruktury logistycznej.
Mogłoby się wydawać, że pieniądze zaoszczędzone na wystawie poszybują w innych kierunkach. W sezonie letnim docierały do mnie zapowiedzi otwarcia kolejnych salonów w Warszawie, Łodzi i Rzeszowie. Nie ukrywam, że trochę mnie to zaskoczyło, bo spodziewałem się raczej potężnego zwrotu w kierunku Internetu. Nawet jeśli wirus trochę nam wówczas odpuścił, wiadomo było, że nie pozbyliśmy się go raz na zawsze. Mówiono, że zaatakuje mocniej, a pandemia nałoży się na jesienne przeziębienia i zachorowania na grypę. I co? Przygotowaliśmy się na to jakoś? Eee tam! Były ważniejsze tematy. W telewizji - wybory, bony turystyczne, rekonstrukcja rządu i aborcja. W branży audio - gadanie o kolejnych słuchawkach bezprzewodowych za tysiąc złotych, przejmowanie dystrybucji, otwieranie nowych sklepów i walka o klienta, który ma do wydania sporo pieniędzy, ale na nic nie narzeka, bo na niczym się nie zna. Zachęceni ożywczym wpływem lockdownu na wyniki sprzedaży dystrybutorzy zaczęli inwestować, ale nie zawsze tam, gdzie trzeba. Wygrali ci, którzy szybko przerzucili się na sprzedaż i reklamę w sieci. Sklepy w galeriach handlowych były zamknięte na cztery spusty, a wydawcy magazynów drukowanych przepraszali swoich czytelników, przekładali wydanie kolejnego numeru i zachęcali do przerzucenia się na wersję elektroniczną lub prenumeratę. Bonus od koronawirusa dostały wszystkie firmy, które dbały o takie sprawy już wcześniej. Nowoczesna strona internetowa, reklama w najważniejszych mediach branżowych, stworzenie profilu na Facebooku - wszystko to trwa i kosztuje, a efekty nie przychodzą od razu. Teraz niektórych olśniło. Zaczęli w pośpiechu tworzyć coś, co nie działa tak, jak powinno. Chaotycznie, bez odpowiedniego przygotowania, zupełnie na przypał. Często jest to jednak musztarda po obiedzie.
Widać to także w sklepach. Audiofile w obliczu kryzysu w coraz mniejszym stopniu kierują się emocjami. Jeśli mają jeszcze jakieś pieniądze do wydania, chcą kupić coś pewnego. Nie kota w worku, którego wartość jest dyskusyjna, ale sprzęt, który wszyscy znają i który zebrał już wiele pozytywnych recenzji i nagród. Nagle okazało się, że marka to coś więcej niż "znaczek". Najczęściej to także gwarancja pewnego poziomu jakościowego, a także bezproblemowej odsprzedaży takiego urządzenia w przyszłości. Dziwne wynalazki nie schodzą nawet za pół ceny. Początkowo jest to problem producentów, dystrybutorów i dealerów, ale jeżeli się na coś takiego złapaliście, zostaniecie z tym problemem sami. W sieci zaczynają pojawiać się ogłoszenia zamieszczane przez audiofilów, którzy zmuszeni są sprzedać cały swój system, bo w związku z epidemią stracili źródło dochodu. Mogą to być restauratorzy, aktorzy, hotelarze, fryzjerzy, sprzedawcy, kelnerzy, muzycy, taksówkarze, a nawet właściciele kwiaciarni. Kolumny, wzmacniacze, gramofony i kable wylądują w ogłoszeniach w pierwszej kolejności. Jeżeli jest to sprzęt znanych marek, chętni na pewno się pojawią. Jeżeli zaś mówimy o ekscentrycznych klockach, których nazwy nikomu nic nie mówią, obawiam się, że będzie kiepsko. Rynek zacznie weryfikować realną wartość takiej elektroniki w sposób, jakiego dotąd jeszcze nie widzieliśmy. Obiektywną miarą tej porażki będzie różnica między ceną katalogową a kwotą, którą ostatecznie ktoś będzie skłonny zapłacić. W niektórych przypadkach nie zdziwi mnie nawet utrata wartości rzędu 80-90%. Jeżeli u nas sytuacja będzie bardzo zła, markowy sprzęt będzie można wysłać choćby i za granicę, a kolumn firmy Krzak Audio albo wzmacniacza wykonanego przez pana Zdzisława z Ostrołęki - nie.
Branża audio zawsze jechała na chybotliwym wózku. Wiedzieliśmy, że w razie jakichkolwiek problemów spadamy na jedną z ostatnich pozycji w piramidzie potrzeb. Wzmacniacz nie jest człowiekowi niezbędny do życia. Dach nad głową, jedzenie, prąd, woda, a nawet działający telefon, buty i zimowa kurtka - owszem. Mając ograniczone środki i wybór, czy zapłacić za gaz, czy kupić sobie nowe kolumny, nawet mocno wkręcony w swoje hobby audiofil podejmie racjonalną decyzję. Teraz rynek audio będzie musiał obronić się przed dwoma problemami - suszą w portfelach klientów i przeciągającymi się dostawami sprzętu. Dostępność może być w niektórych przypadkach decydującą kwestią. Tymczasem wyraźnie widać, że wiele firm sobie z tym wyzwaniem nie radzi. Zaczynają się braki i opóźnienia. Człowiek chce wydać pieniądze i wydaje mu się, że wszędzie obsłużą go z pocałowaniem ręki, a tymczasem na wszystko trzeba czekać. Bo nie ma ludzi, bo fabryka nie działa, bo nie ma części, bo sklep pracuje w systemie zmianowym... Szpitale? Laboratoria? SOR-y? Wiem, że sytuacja tam jest katastrofalna, ale zaraz to samo może się stać w urzędach, sklepach i bankach, nie wspominając już o fabrykach kolumn i audiofilskich kabli. Uprzedzając pytania, z głośnikowych przewodów Equilibrium Pure Ultimate szubienicę ukręcić ciężko. Druty sztywne, oplot śliski - gówno nie robota. Za to budżetowe kabelki Melodiki sprawdzają się nawet w roli sznura do rozwieszania prania. Ewentualnie można sprawdzić je w roli linki holowniczej, jak mi się samochód zepsuje. Na razie nie miałem okazji, ale kiedy przyjdzie ten dzień, obiecuję nakręcić film i wrzucić go na YouTube'a.
No i co? Taki to smutnawy ten audioszoł w tym roku... A jak będzie za rok? Ciężko to przewidzieć. Nie można wykluczyć, że też się nie odbędzie. A potem? Czy nagle wszyscy zaczniemy się cieszyć, że epidemia minęła i wrócimy do normalnego życia? Czy wszystko wybuchnie ze zdwojoną siłą? A może, nawet jeśli teoretycznie taka możliwość będzie, zwyczajnie zabraknie chętnych, bo na takie dyrdymały, jak głośniki i wzmacniacze nie będzie już czasu i pieniędzy? Nie wiem, ale liczę na to, że sobie poradzimy i zobaczymy się - może w innej formie, może w okrojonym składzie, może z przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa, ale jednak. Byłby to pozytywny sygnał dla całej branży i zakładam, że tak się właśnie stanie. Jeśli przyszłoroczna wystawa dojdzie do skutku, każdy będzie chciał się na niej pokazać, aby dać światu sygnał, że żyje, że wszystko z nim w porządku, że ma jakieś nowe produkty do zaprezentowania... Aby się to stało, trzeba jednak pomyśleć o tym już teraz, nie dawać się i robić swoje. Być może zabrzmi to dziwnie, bo niby jakie w tym wszystkim ma znaczenie to, czy na jakiejś stronie pojawi się nowy test albo artykuł na temat ustawiania wkładek gramofonowych? Ale tak samo bezsensowne wydaje się teraz wszystko inne - chodzenie na siłownię, kręcenie seriali albo zamieszczanie w sieci filmików o skutecznych sposobach zabezpieczenia lakieru samochodowego na zimę. Robimy to, bo chcemy żyć i czuć się normalnie. Jeśli mam być szczery, wieczorne odsłuchy jeszcze nigdy nie sprawiały mi tyle radości. To ucieczka do innego świata. Podróż do świata dźwięków, które powstały w czasach, gdy chodziliśmy po ulicach bez maseczek na twarzy i nie baliśmy się jutra. Nawet jeśli nie każdy będzie miał teraz środki na zakup nowego sprzętu, to poczytać i pooglądać zawsze może. Za darmo. A nuż coś z tego czytania się urodzi? Mało tego - poszukiwanie dobrego sprzętu, który nie kosztuje majątku ma teraz jeszcze więcej sensu niż wcześniej. I to właśnie zamierzam robić po tegorocznej "wystawie".
Swoje reportaże z wystawy kończyłem słowami "Do zobaczenia za rok!". Ubiegłoroczny również. Wtedy nie wyobrażałem sobie, że te życzenia mogą się nie spełnić. Wychodzi na to, że jasnowidz ze mnie marny. W tym roku zamiast Audio Video Show mamy wolny weekend, zamiast reportażu - felieton, zamiast tłumu audiofilów na PGE Narodowym - koronawirusowy szpital polowy, a zamiast setek ludzi paradujących z torbami Arcama i Pylona między hotelami przy Placu Zawiszy - kordony policji i tłum ludzi skandujących hasła, które bardziej dobitne być już nie mogą. Patrząc na to wszystko z dystansu, liczę na to, że nie urzeczywistni się także żaden z czarnych scenariuszy, które w takich chwilach domalowują się same. I jeszcze ta pogoda... I jeszcze ta zmiana czasu... I jeszcze ta ciemność, chłód i jesienny syf na ulicach... Dobrego remedium na to wszystko można szukać w różnych miejscach, ale dla melomana najlepszym lekarstwem i najlepszą odskocznią jest muzyka. Stara, nowa, mądra, głupia, spokojna, agresywna - to bez znaczenia. Każda. Przyjmujmy ją teraz w dużych ilościach, a może nie zwariujemy. Haaauuuma!
-
night shiter
Ja również wieczorne odsłuchy jazzu na swoim sprzęcie traktuję obecnie jako odskocznię w lepszy, bo normalny świat i polecam to wszystkim. Zgaszone światło pod sufitem, jedna lampka gdzieś w rogu pokoju, muzyka i psychika lepiej sobie z tą naszą nieciekawą rzeczywistością radzi...
3 Lubię -
IAX
Niejaki "fizolof" pan Piotr Ryka na swoim tak zwanym blogu hi-fi właśnie rzuca wszem i wobec dookoła gównem i jadem, opierając się o wspólny tytuł AVS 2020, a Wy skromnie jedynie wspominacie dobre audiofilskie czasy? Gdzie tu dziejowa sprawiedliwość? Gdzie tu miejsce dla starych, zidiociałych głupców?
22 Lubię -
stereolife
@IAX - Bardzo prosilibyśmy unikać takich epitetów. Jeżeli przeszkadza Panu rzucanie jadem, nie należy tego procederu podsycać. Pana Piotra darzymy dużym szacunkiem, szczególnie jako znawcę słuchawek i urządzeń z nimi współpracujących, jednak nie ulega wątpliwości, że we wspomnianym tekście pojechał po bandzie. Niestety, trochę nie w temacie sprzętu audio, choć oczywiście każda osoba prowadząca bloga ma do tego święte prawo. Jeżeli chce pisać o filozofii albo bieżących sprawach politycznych, niech pisze. My staramy się tego unikać, choć nie jest to możliwe w stu procentach, bo niektóre wydarzenia dotykają każdego człowieka i każdą branżę. Uważamy jednak, że portale, czasopisma i blogi traktujące o audiofilskich gratach są od tego, aby użytkownicy mogli po nie sięgać i pielęgnować swoje hobby - czytać testy i recenzje płyt, przeglądać newsy, łyknąć trochę wiedzy technicznej, a czasami także dowiedzieć się, jak wygląda świat z punktu widzenia producenta kolumn, właściciela salonu, dystrybutora lub recenzenta. Powyższy felieton miał być właśnie o tym, ale przede wszystkim o pewnej dziurze, jaka powstała po odwołanej wystawie i o tym, jak mogą potoczyć się sprawy w najbliższej przyszłości. Panu Piotrowi wyraźnie się ulało - nam też się to zdarza. W redakcyjnej "szufladzie" mamy co najmniej kilka artykułów, których nigdy nie opublikowaliśmy. One także powstały na zasadzie wyrzucenia z siebie pewnych przemyśleń i emocji. Część zwyczajnie się zdezaktualizowała. Pozostałych chyba nie mamy odwagi puścić w obieg:-)
2 Lubię
Komentarze (3)