McIntosh LB100
- Kategoria: Newsy sprzętowe
- Tomasz Karasiński
Pierwszy kwietnia dopiero za kilka dni, ale McIntosh nie czeka i już dziś podzielił się ze światem informacją o swoim najnowszym produkcie, co do którego można mieć spore wątpliwości - czy to prawdziwe urządzenie, które zupełnie przypadkowo zostało wprowadzone do katalogu w tym momencie, czy jednak primaaprilisowy żart? No bo jak inaczej opisać propozycję zakupu lampki wyświetlającej duże, zielone logo i firmowy slogan, w obudowie przypominającej te od budżetowych wzmacniaczy... LB100 to właśnie takie cudo. Poza emisją zielonej poświaty i informowania wszystkich naszych gości, że jesteśmy fanami amerykańskiej firmy, nowe pudełko McIntosha nie robi zupełnie nic. Jedyną - jeśli można to tak nazwać - funkcją, jaką znajdziemy na pokładzie tego modelu jest możliwość połączenia go z posiadanymi już komponentami takimi, jak wzmacniacze zintegrowane czy przedwzmacniacze, aby nasza lampka włączała się wraz z całym systemem. Gdybyśmy jednak nie chcieli skorzystać z tego dobrodziejstwa, z tyłu umieszczony jest też zwykły włącznik. Możemy więc kupić LB100 nawet jeśli nie mamy żadnego innego urządzenia McIntosha.
Premiera lampki wyświetlającej firmowe logo jest chyba jednym z najbardziej tajemniczych wydarzeń w branży audio. Amerykanie chwalą się bowiem swoim nowym produktem z największą powagą, ale audiofile i fani marki stwierdzili, że to po prostu musi być primaaprilisowy żart. Gdyby tak było, byłby całkiem zabawny, ale dlaczego news nie poszedł w świat pierwszego kwietnia? Tak duża firma nie powinna popełnić błędu przy wstawianiu informacji na swoją stronę i publikowaniu zdjęć na portalach społecznościowych. Zaraz, a może oni tak na serio? W końcu LB100 to nie jedyny produkt McIntosha, który nic wielkiego nie robi, ale wali po oczach zielonymi światełkami? Na stronie producenta można znaleźć całą zakładkę z produktami specjalnymi, a w niej między innymi dwie firmowe aplikacje, kontroler zasilania, korektor akustyki oraz zegar McIntosh Clock. Ten ostatni również wzbudził wiele emocji, no bo po co komu urządzenie, które kosztuje 1800 dolarów, a służy tylko do pokazywania godziny na niebieskich wskaźnikach? No, ale... Taki gadżet nie tylko odmierza czas, ale przy okazji podkreśla, ehm, gust i zasobność portfela właściciela. Gdyby więc posiadanie wzmacniacza świecącego jak chińskie radio samochodowe nie było wystarczająco efektowne, teraz można dołożyć do niego pudełko z wielkim logiem firmy i tekstem, który mówi, że urządzenie wyprodukowano w USA.
Przypuszczenia te podkreśla sam producent. Niech każdy, kto spogląda na domowy system audio McIntosha, wie, skąd pochodzi i jak został zbudowany. LB100 z dumą wyświetla oświadczenie "Handcrafted In The USA Since 1949" jako odznakę honoru. To nie żarty - to cytat ze strony McIntosha. Urządzenie ma taki sam rozmiar, jak jeden z firmowych odtwarzaczy płyt kompaktowych. Można więc przypuszczać, że wykorzystano obudowę cedeka, wyrzucono z niej wszystkie wnętrzności, usunięto gniazda, a front zastąpiono szklanym panelem, którego jedyną atrakcją jest duży, zielony napis. Jest on podświetlony diodami LED, co - jak twierdzi producent - zapewnia wyraźny i budzący podziw efekt. Z tyłu znajduje się wejście i wyjście Power Control, dzięki czemu można połączyć LB100 ze wszystkimi innymi elementami McIntosha. Jeśli funkcja Power Control nie jest używana, do dyspozycji mamy niewielki wyłącznik na tylnej ściance. Jak informuje McIntosh, LB100 oferuje przede wszystkim ponadczasową estetykę, której podstawą jest podświetlany, czarny panel z aluminiowymi zaślepkami. No, jesteśmy pod wrażeniem! Dokładnie tego oczekujemy od czołowego producenta sprzętu audio z kraju, który podobno wysłał ludzi na Księżyc... Co za styl, co za technologia! A teraz najlepsze. LB100 kosztuje 1500 dolarów. Przedwcześnie odpalony żart czy jednak prawda? Jeżeli prawda, to aż się prosi zrobić kolejną przeróbkę filmiku z tym wesołym Meksykaninem...
Źródło: McIntosh
Komentarze