Płytowe Podsumowanie Roku 2023
- Kategoria: Płyty
- StereoLife
O mijającym roku można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że był nudny. Dla wielu Polaków najważniejszym wydarzeniem były wybory parlamentarne, które odbyły się 15 października i pociągnęły za sobą zmianę władzy. Do urn poszło niespełna 75% uprawnionych do głosowania obywateli, co samo w sobie stanowi ewenement i w konsekwencji przyczyniło się do zwiększonego zainteresowania polityką, także wśród ludzi młodych. Dzieje się wiele, a nam jak zwykle pozostaje tylko mieć nadzieję, że wyniknie z tego coś pozytywnego. Za naszą wschodnią granicą nadal trwa wojna, czego skutki również obserwujemy niemal każdego dnia. W Przewodowie rakieta zabiła dwóch mężczyzn. Inna spadła pod Bydgoszczą, a jej szczątki zostały odkryte przez przypadkową osobę podczas konnej przejażdżki po lesie. Kolejna wpadła w naszą przestrzeń powietrzną z gościnną wizytą zaledwie kilka dni temu, po czym wróciła na teren Ukrainy. W czerwcu z zapartym tchem śledziliśmy doniesienia o buncie Grupy Wagnera i jej szefa, Jewgienija Prigożyna. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a dramat Ukraińców trwa nadal. Potężnie zagotowało się również w Izraelu i Strefie Gazy. Podobnie jak w przypadku Ukrainy, eksperci raczej nie dają nam nadziei, że konflikt zakończy się szybko. Polski Internet żył w 2023 roku między innymi aferą Pandora Gate i zamieszaniem wokół Natalii Janoszek, a świat - koronacją Karola III, zatonięciem łodzi podwodnej "Titan", aresztowaniem Donalda Trumpa, wyborami prezydenckimi w Argentynie, śmiercią Tiny Turner i Matthew Perry'ego, szczytem klimatycznym ONZ w Dubaju, a także przyjęciem Finlandii do NATO. A co ciekawego działo się w muzyce?
Z całą pewnością najbardziej zaskakującym wydarzeniem ostatnich dwunastu miesięcy była premiera nowego utworu... The Beatles. "Now and Then" został wyprodukowany na bazie nieukończonej demówki nagranej przez Johna Lennona w jego domowym studiu w Dakota Building w Nowym Jorku. Dzięki, jak to dyplomatycznie ujęto, nowoczesnym technikom studyjnym, Paul McCartney i Ringo Starr ożywili ten kawałek, uzupełniając oryginalne nagranie Lennona o partie George'a Harrisona z 1995 roku oraz własne partie instrumentalne i wokalne nagrane współcześnie. Widząc potęgę sztucznej inteligencji i to, jak realistyczne obrazy i nagrania potrafi ona wygenerować, w przyszłym roku należałoby chyba spodziewać się kolejnych przykładów takich muzycznych wykopalisk. Nie muszą one nawet bazować na rzeczywistych nagraniach. Z jednej strony jest to fascynujące, z drugiej - co najmniej niepokojące. Wśród najważniejszych płytowych premier 2023 roku zagraniczne magazyny wymieniają nowe albumy Olivii Rodrigo, Lany Del Rey, Wednesday, Depeche Mode, Jorji Smith, Metalliki, Skrillexa, The Rolling Stones, Hoziera, Kylie Minogue, Drake'a, Miley Cyrus i Keshy. Ale my mamy zupełnie inne pomysły. Zanim więc zaczniemy strzelać, oczywiście tylko korkami od szampana, zapraszamy do zapoznania się z naszą listą płytowych hitów Anno Domini 2023!
Hity
Entropia - Total
Często zdarza się, że nie rozwijając się, nie tylko stoimy w miejscu, ale tak naprawdę zaliczamy regres. Z takiego założenia wychodzi z pewnością ekipa Entropii. Każdy z dotychczasowych albumów muzyków z Oleśnicy dość drastycznie różnił się od swojego poprzednika, jednak mimo sporej rozbieżności stylistycznej, jaka powstała na przestrzeni ponad 15 lat działalności, zespołowi udało się utrzymać bardzo wysoki poziom i stworzyć muzykę, która interesuje, intryguje i angażuje słuchacza. "Total" z pewnością nie uzyska popularności, na którą zasługuje, jednak w swoim gatunku powinien zagościć w rocznym podsumowaniu, ponieważ jest to kolejne świetne wydawnictwo Entropii, które mimo swojej hermetyczności wciąga i sprawia, że chce się do niego wracać. I to najlepiej w całości, bo w pojedynkę poszczególne utwory nie robią aż takiego wrażenia i niektórym mogą się wydawać wyrwane z kontekstu.
Furia - Huta Luna
Długo przyszło nam czekać na nowe wydawnictwo Katowiczan. Zdecydowanie za długo, ponieważ ciężko eksperymentalną "W Śnialni" uznawać za pełnoprawne wydawnictwo zespołu. Można zatem uznać, że po siedmiu latach studyjnego milczenia Furia wparowała na scenę i pozamiatała. Po premierze poprzedniej płyty ciężko było mieć jakiekolwiek oczekiwania wobec nowego wydawnictwa, które dodatkowo było tylko urywkami promowane na koncertach. Poza tym promocji nie uświadczyliśmy. Bez wahania można zatem powiedzieć, że "Huta Luna" zaskoczyła prawdopodobnie wszystkich słuchaczy, serwując prawie godzinę muzyki, z czego prawie połowa to utwór ambientowy, zaś reszta to motoryczne, powtarzane wciąż riffy, blasty, proste slangowe teksty i melodie nawiązujące w wyraźny sposób do wątków ludowych. Początkowo album ten traktowaliśmy jako eksperyment, który szybko wyląduje na półce i będzie kurzyć się jak "W Śnialni". Nic bardziej mylnego.
Las Trumien - Głód Zabijania
Chyba największa ciekawostka w tym zestawieniu. Myślicie, że tylko Slayer czy Cannibal Corpse potrafią pisać teksty o zwyrodnialcach, mordercach i psychopatach? Nic bardziej mylnego. Na swoim podwórku mamy Las Trumien, który historie, jakich nie puścimy dzieciom na dobranoc, ubiera w stonerowe brzmienia. Chciałoby się napisać, że nabierają przez to lekkości i są bardziej "user friendly". Ale nie. Dodatkowo słuchając "Głodu Zabijania", możemy się dowiedzieć, że na naszym krajowym rynku jest wiele historii wartych opowiedzenia. Na plus działa fizyczne wydanie, z którego dowiemy się zdecydowanie więcej niż z samych tekstów. Te śpiewane są po polsku. No właśnie - słowo klucz - "śpiewane". Bez problemu zrozumiemy tu, co ma do przekazania Wojtek Kałuża, co jak na ten gatunek nie jest takie oczywiste.
Łona Konieczny Krupa - Taxi
Ostatnie, co można powiedzieć o Łonie i Webberze, to to, że duet od lat odcinał kupony i wydawał kolejne takie same płyty. Każdy kolejny album Szczecinian to podróż w inne rejony muzyczne, ale również i tekstowe. Jednak współpraca z Koniecznym i Krupą pozwoliła Łonie na jeszcze większy krok w bok i zmianę formy. Pod kątem muzycznym "Taxi" prezentuje się rewelacyjnie - świeżo i klimatycznie. Już sama muzyka kojarzy się z wieczorną jazdą autem. A tu do muzyki dochodzi koncept tekstowy oparty wokół codziennego życia braci taksówkarskiej: problemów, z którymi się spotykają, historii z życia wziętych itp. Myśleliśmy, że ta forma szybko mi się przeje. Ale nie. Za każdym razem smakuje tak samo dobrze. "Taxi" to jeden z najważniejszych polskich albumów hip-hopowych ostatnich lat.
MuN - Nhemis
Tutaj można podsumować jednym zdaniem - "Nhemis" to najlepszy polski gitarowy album 2023 roku. Wrocławian można by było wrzucić do worka z etykietą "nowa muzyka". Problem w tym, że ich debiut skończył w tym roku 7 lat a "Nhemis" to czwarte wydawnictwo w dorobku zespołu. I tu pojawia się pytanie, jakim cudem zespół nagrywając tak dobrą, nie wybił się poza stonerową niszę? W niszy tej też nie rozpycha się łokciami, ponieważ pytaliśmy wiele osób "siedzących" w gatunku i nikt nie wiedział, czym jest MuN… A wielka szkoda, bo "Nhemis" prezentuje światowy poziom i w niczym nie ustępuje temu, co gra się chociażby w Ameryce. Dodatkowo wprowadza do gatunku sporo świeżych elementów, a całość ubrana jest momentami w bardzo chwytliwe melodie, które podpasują nie tylko ludziom lubiącym słuchać "gruz". Co ważne, każdy z czterech wydanych do tej pory albumów jest zupełnie inny, co sprawia, że poznawanie dyskografii MuN to bardzo fajna przygoda.
Overkill - Scorched
Lata mijają (już ponad 40!), a Amerykanie nadal prezentują żywiołowość rodem ze swoich pierwszych wydawnictw. Przy okazji "Scorched" ekipa Overkill pokusiła się o ryzykowny krok, wydając album tego samego dnia, co Metallica. Wiadomo, że pod kątem popularności zestawianie obu ekip nie ma najmniejszego sensu, bo pewnie w przeciągu pierwszego dnia "72 Seasons" sprzedało się w ilości większej niż "Scorched" w ogóle, jednak jeśli mówimy o poziomie muzycznym, to ten dysonans działa w odwrotnym kierunku, stawiając Overkill na poziomie, który jest dla Metalliki nieosiągalny od ponad 30 lat. "Meta" w 1991 roku poszła w zupełnie innym kierunku. Przez ten czas Blitz z ekipą, poza kilkoma niewielkimi wyskokami, nagrywają wciąż w tym samym klimacie, za każdym razem zadowalając swoich fanów w podobnym stopniu. Po wydaniu rewelacyjnego "Ironbound", każdy kolejny album Overkilla może być tym ulubionym dla kogoś innego.
Panopticon - The Rime Of Memory
Zazwyczaj końcówka roku to w muzycznym świecie sezon ogórkowy, zatem już około połowy listopada mieliśmy ułożone w głowie podsumowanie płyt, które podbiły nasze serce w tym roku. I tak jak w przypadku Polski od razu było kilka perełek, tak z "reszty świata" brakowało nam czegoś, co tak naprawdę by nas zauroczyło. Aż tu nagle w końcówce listopada z buta wjechał nowy Panopticon i od razu rozsiadł się na tronie. Historia tego projektu jest o tyle niesamowita, że za całość odpowiada tylko jedna osoba - multiinstrumentalista Austin L. Lunn. Przedzierając się przez dotychczasową twórczość, można by sądzić, że Panopticon to sztab ludzi, którzy w niesamowicie umiejętny sposób tworzą piękną mieszankę międzygatunkową. I niby słyszeliśmy już coś podobnego, chociażby u Agallocha, ale tutaj ten miks americany, post rocka, post metalu i black metalu jest trochę inny, choć równie porywający. W przypadku "The Rime Of Memory" sprawa jest o tyle ciekawa, że album trwa ponad 75 minut i tylko utwór otwierający to rzecz mieszcząca się w "radiowych" standardach. Pozostała piątka to kolosy trwające od 9 do prawie 20 minut. Ale dzieje się w nich tak wiele, na tylu płaszczyznach i z pomocą tylu instrumentów, że nie sposób się nudzić. Dla nas to bezapelacyjnie najlepszy metalowy album 2023 roku.
PJ Harvey - I Inside the Old Year Dying
Twórczość Brytyjki przez ponad 30 lat wyraźnie ewoluowała. Fenomenem nowego albumu jest to, że mimo kilkudziesięciu przesłuchań nadal nie jesteśmy w stanie powiedzieć za wiele na jego temat. Wygląda to jakby PJ Harvey porywała słuchacza w podróż do swojego świata gdzieś na odludziach Wielkiej Brytanii, na którego końcu stoi ekipa z Man In Black, która przy wychodzeniu czyści pamięć. Jedyne, co nam w niej zostaje, to takie miłe uczucie, że była to bardzo przyjemna podróż więc chcemy ją poczuć jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze...
Queens Of The Stone Age - In Times New Roman...
Początek naszej przygody z nowym albumem ekipy Homme'a był wyjątkowo nieszczęśliwy, ponieważ już po pierwszym przesłuchaniu krążek wylądował na półce. Wisienką na torcie rozczarowania było dziadowskie wręcz wydanie, którego muzycy powinni się wstydzić. Jednak po kilku tygodniach album dostał drugą szansę, później trzecią i wreszcie zaskoczyło. Nadal uważamy, że na "In Times New Roman..." jest kilka mielizn, ale są one rekompensowane słuchaczom za pomocą kilku genialnych utworów takich jak "What The Peephole Says" czy "Emotion Sickness". Pod względem muzycznym jest to jedna z lepszych gitarówek tego roku.
Riverside - ID.Entity
Nie jest to progresywny, rozbudowany i wielowątkowy Riverside z pierwszych albumów, ale raczej trudno oczekiwać, że zespół przez 20 lat będzie wciąż grał to samo. Ekipa Mariusza Dudy zmienia się, ewoluuje, na każdym albumie przedstawia trochę inne oblicze, zachowując przy tym światowy poziom i muzyczną godność, nie rozmieniając się na drobne. To wszystko jest o tyle ważne, że lider zespołu tworzy też solowo i pod szyldem Lunatic Soul - w każdej odsłonie usłyszymy coś innego, z różnych rejonów muzycznego świata. "ID.Entity" z pewnością nie jest najlepszym wydawnictwem w dorobku Warszawiaków, ale nadal przynosi sporo bardzo dobrej muzyki i zapadających w pamięć fragmentów.
Slowdive - Everything Is Alive
Krótko po premierze można było spotkać wiele opinii, że nowy album Slowdive jest rozczarowaniem i krążkiem, który nie sprostał poprzeczce zawieszonej przez poprzednika. Ciężko to zrobić w momencie, gdy praktycznie od debiutu winduje się ją na nieosiągalne dla większości poziomy. I może faktycznie "Everything Is Alive" nie przebija poprzednika, ale to ze względu na to, że jest zupełnie inny, mniej przebojowy, zdecydowanie bardziej klimatyczny. Jednak i tych przebojowych fragmentów nie brakuje, czego najlepszym przykładem mogą wszystkie single. Do tego dochodzą takie perełki jak "Chained To A Cloud". Jedynym elementem, który wydaje się być przekombinowany i przedłużany na siłę, jest "Andalucia Plays", chociaż i on znalazł wielu swoich fanów.
Spięty - Heartcore
Spiętemu zarzuca się wiele rzeczy: grafomaństwo, przerost formy nad treścią, literacki "zlew". Za sprawą "Heartcore" artysta zamknął usta praktycznie wszystkim krytykom. Płyta ta zmusza do myślenia i bez problemu trafia do szerokiego grona odbiorców noszących już na grzebiecie pewien bagaż doświadczeń, przemyśleń i wniosków na temat swojego życia. Warstwa liryczna wzbogacona została dodatkowo muzyką, z którą raczej do tej pory artysty (zarówno solo jak i z Lao Che) nie kojarzyliśmy. Jest delikatnie, subtelnie, intymnie. I mimo gorzkiego przekazu do "Heartcore" chce się wracać, bo to album, który nie pozostawia obojętnym.
Suffocation - Hymns From The Apocrypha
Mówi się, że do niektórych rzeczy trzeba zwyczajnie dojrzeć. Jedną z nich jest death metal i Suffocation, do którego twórczości podchodziliśmy bez skutku wielokrotnie. "Hymns From The Apocrypha" ułatwił nam to zadanie, ponieważ jest to album "zegarmistrzowski" - boleśnie wręcz techniczny, tnący riffami, przygniatający blastami i growlem nowego wokalisty. Suffocation na nowym krążku brzmi jak bezduszna maszyna mieląca słuchacza przez 41 minut, jednak po przedarciu się przez początkową ścianę dźwięków, bez problemu odkryjemy, że w tej pozornej "młócce" jest dużo melodii, świetnych riffów i perkusji, która niekoniecznie oparta jest na blastach. Wszystko to brzmi niesamowicie precyzyjnie i mimo sporej długości albumu nie męczy, ale wciąga i intryguje, bo a nuż przy kolejnym przesłuchaniu wyłapiemy jeszcze jakąś zagrywkę, którą do tej pory przegapialiśmy?
Swans - The Beggar
Każdy kolejny album ekipy Michaela Giry to spore wydarzenie w gitarowym świecie. I mimo deklaracji o zmianie konwencji po wydaniu "The Glowing Man", jest to nadal zespół, którego styl rozpoznamy od razu. Sama likwidacja fragmentów "ścianodźwiękowych" doprowadziła do uwypuklenia innych akcentów i podróży w stronę gatunków, które jeszcze kilka albumów temu zostałyby zmiecione z planszy ("No More Of This"). Nie zabrakło tutaj miejsca na eksperymenty ambientowo-drone'owe, czego efektem jest rekordowy w czasie trwania "The Beggar Lover (Three)", ocierający się o 44 minuty. "The Beggar" nie jest dziełem łatwym ani stworzonym do słuchania na co dzień, jednak użycie słowa "dzieło" w przypadku tego wydawnictwa nie jest przypadkowe, ponieważ nie jest to zwykły album. Tak jak zwykła nie jest cała twórczość Giry.
Taco Hemingway - 1-800-Oświecenie
Taco przyzwyczaił swoich słuchaczy zarówno do tego, że jego nowe płyty ukazują się w okresie wakacyjnym, jak i tego, że nie są one zbiorami osobnych, niepowiązanych ze sobą utworów, lecz opowieściami krążącymi wokół luźnego tematu lub wręcz pełnoprawnymi concept albumami. "Pocztówka z WWA Lato'19" zaczyna się dwoma utworami, które w miażdżący wręcz sposób rozprawiają się z ciężkim klimatem Warszawy - smogiem, pogonią za pieniądzem, wszechobecnymi reklamami i innymi patologiami. Później atmosfera łagodnieje, chwilami przechodząc wręcz w hip-hopowy odpowiednik letniej sielanki nad Wisłą. Otrzymujemy zatem zbiór historii ukazujących różne kolory życia w Warszawie, od tych ciemniejszych po cukierkowe. W "Jarmarku" artysta bierze na celownik całą Polskę, cofając się nawet do lat dziewięćdziesiątych, a wydana zaledwie kilka dni później "Europa" to już pełnoprawny concept album, będący zapisem psychodelicznej podróży z Luksemburga do Toskanii z perspektywy kierowcy. W podobnej konwencji zrealizowany został "Marmur". Słuchając tej płyty, ma się wrażenie, jakby czytało się książkę albo oglądało film - gość jedzie do hotelu i jeszcze przed dotarciem na miejsce zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a później historia rozwija się, gęstnieje, aby na końcu cała tajemnica się rozwiązała. Na kolejny album Taco Hemingway kazał swoim fanom czekać długo, bo aż tysiąc dni (co zostaje zresztą poruszone w jednym z utworów), ale zdecydowanie było warto. "1-800-Oświecenie" to bowiem płyta, która jest w zasadzie... audycją radiową. I to ze wszystkim, co moglibyśmy usłyszeć, gdyby taka stacja istniała naprawdę. Są dżingle, rozmowy, telefony od słuchaczy, w krótkich skitach pojawiają się nawet goście, tacy jak Otsochodzi, Daria Zawiałow, OKI, schafter i Dawid Podsiadło, a główną atrakcją jest ekscentryczny, nieco nawiedzony prowadzący, który kieruje audycję na tory - nazwijmy to szeroko - egzystencjalne. W utworach poruszane są rozmaite problemy, od konsumpcjonizmu po nieudane poszukiwania życiowego celu, a w rozmowach ze słuchaczami autor naprowadza ich na pewne ścieżki myślowe, wyławia z ich wypowiedzi pozytywy i zadaje im prace domowe niczym nauczyciel lub psychoterapeuta. Przy pierwszym przesłuchaniu w pamięć zapada tylko kilka kawałków, ale dzięki przerywnikom spójność zostaje zachowana i nawet pasujące jak kwiatek do kożucha "Gelato" nie psuje ogólnego odbioru albumu. Co za ironia, że kiedyś nagrywaliśmy audycje radiowe na kasety, bo płyty były trudno dostępne lub zwyczajnie za drogie, a dziś możemy posłuchać płyty, która jest fragmentem transmisji nieistniejącej stacji radiowej. Szkoda, bo takiego radia chciałoby się posłuchać dłużej.
The Ocean - Holocene
Jesteśmy wielkimi fanami twórczości Berlińczyków i bezkrytycznie podchodzimy do ich twórczości. Sama ekipa The Ocean bardzo ułatwia nam zadanie, nagrywając za każdym razem świetne albumy, a jednocześnie eksperymentując i poszukując nowych środków, tak aby za każdym razem na słuchacza czekało coś nowego. Tą nowością w przypadku "Holocene" jest złagodzenie brzmienia i zrobienie dość wyraźnego ukłonu w stronę elektroniki, która jednak nie gra tutaj pierwszych skrzypiec, tylko wzbogaca całość. Gdyby zestawić debiutancki "Fluxion" i The Ocean z 2023 roku, trudno byłoby komukolwiek uwierzyć, że to wciąż ten sam zespół. A jednak. Ukłonem w stronę przeszłości jest tu "Unconformities" z przepięknym żeńskim wokalem i pazurem, którego muzycy nie powstydziliby się nawet kilkanaście lat temu, grając jeszcze w zdecydowanie cięższej lidze.
-
Pablo
Spięty rozłożył mnie na łopatki tekstami, muzyką i aranżami. W zestawieniu zabrakło mi Flapjacka. Taki wykop, że nie wolno słuchać w aucie, grozi mandatem za przekroczenie.
4 Lubię
Komentarze (1)