The Chemical Brothers - No Geography
- Kategoria: Elektronika
- Karol Otkała
Chemiczni bracia funkcjonują na rynku muzycznym już niemal ćwierć wieku. W tym okresie bywało różnie. Po pierwszych trzech albumach, które wraz z krążkami The Prodigy z podobnego okresu wyznaczyły pewne standardy i kierunek rozwoju muzyki elektronicznej końca ubiegłego wieku, przyszedł "Come With Us". Krążek ten prezentował wysoki poziom, ale zabrakło na nim przebojowości i utworów, które można by umieścić w zespołowej "klasyce". Hity pojawiły się na "Push The Button" jednak zespół obrał tam kierunek, z którym wielu fanom nie było po drodze. Następny w kolejności "We Are The Night" jest zdecydowanie najsłabszą pozycją w dyskografii. "Further" przyniósł zwyżkę formy, po której fani dostali kolejnego pstryczka w nos w postaci nie do końca udanego "Born In Echoes".
Standardowo, nie było wiadomo czego spodziewać się po nadchodzącym wydawnictwie. Z pomocą przyszły single, które sukcesywnie rozwiewały kolejne wątpliwości. Pierwszy z nich pojawił się jeszcze we wrześniu zeszłego roku - na ponad miesiąc przed ujawnieniem tytułu albumu. "Free Yourself" przenosił słuchacza do czasów "Surrender" i rozpalał nadzieje na solidny materiał. Apetyt zwiększył się na początku tego roku, po wypuszczeniu drugiego singla - "MAH", który również w wyraźny sposób nawiązuje do albumów sprzed ponad dwudziestu lat - głównie do lekkiej psychodeli z "Dig Your Own Hole". Dużą wartość dodaną stanowi tu wpadający w ucho sample z utworu El Coco "I'm Mad As Hell", który w wyraźny sposób kojarzy się z latami siedemdziesiątymi. W sumie nie dziwi to jakoś specjalnie, ponieważ oryginał został nagrany w roku 1977. Do tamtego okresu jeszcze wyraźniej nawiązywała kolejna zapowiedź - "Got To Keep On", oparta o fragment utworu Petera Browna, który tylko częściowo wpływa na klimat utworu ponieważ całość, wraz z teledyskiem, stylizowana jest na czasy sprzed ponad czterdziestu lat. Największym zaskoczeniem mogła być ostatnia albumowa zapowiedź w postaci "We've Got To Try". Dawała ona wraz z pozostałą trójką nadzieję na solidny, klimatyczny i zróżnicowany krążek. I faktycznie taki otrzymaliśmy.
"No Geography" przynosi niecałe 47 minut muzyki, podzielonych na 10 utworów. Album wciąga praktycznie od pierwszych dźwięków "Eve Of Destruction" i przykuwa uwagę do końca "Catch Me I'm Falling". Całość najprościej można by podsumować stwierdzeniem, iż "No Geography" jest przekrojem dotychczasowej twórczości Chemicznych Braci, ze szczególnym naciskiem na starszą jej odsłonę, i to jej lepsze momenty. "The Universe Sent Me" bez problemu odnalazłby się na "Come With Us". Utwór tytułowy z kolei widziałbym na "Surrender". "Catch Me I'm Falling" mógłby zamykać dowolny z czterech pierwszych krążków duetu. Takie odniesienia bez problemu odnaleźć można praktycznie dla każdego z dziesięciu nowych utworów.
"No Geography" przez większość czasu trwania budzi bardzo miłe wspomnienia i skojarzenia z najlepszym okresem w twórczości duetu, czyli do wydania "Surrender" lub ewentualnie "Come With Us". Jest to krążek bardzo równy - bez mielizn i zbędnego przedłużania, które często mogliśmy napotkać na kilku poprzednich wydawnictwach. Zamiast tego, słuchacz otrzymuje tutaj mnóstwo ciekawych motywów i momentów zapadających w pamięć już przy pierwszym przesłuchaniu. W efekcie fani otrzymali najlepszy album Chemicznych od 20 lat. Niech pierwszym dowodem na to będzie fakt, że ostatni raz Chemical Brothers promowali nowy materiał czterema singlami właśnie w przypadku "Surrender". Warto również zwrócić uwagę na specyficzny układ tracklisty. Dawno nie spotkałem się z sytuacją, w której większość utworów promujących dany krążek znajduje się w drugiej połowie albumu. A ta w przypadku "No Geography" jest zdecydowanie ciekawsza od pierwszej, i to nawet nie ze względu na utwory promujące wydawnictwo.
Artysta: The Chemical Brothers
Tytuł: No Geography
Wytwórnia: Virgin
Rok wydania: 2019
Gatunek: Elektronika
Czas trwania: 46:46
Ocena muzyki
Komentarze